Błagam, chodź do mnie

- Wow, Cas, to jest takie miękkie... -wyszeptał, przygryzając mocno wnętrze policzka. Zauważył, jak jego przyjaciel zadrżał, gdy go dotknął - Wszystko dobrze? Mam... No nie wiem, przestać? - zapytał, powoli zabierając dłoń.

Wtedy Castiel przysiadł na jego udach, rzucając mu piorunujące spojrzenie.

- Wcale nie prosiłem, byś zabrał dłonie. Należę teraz do Ciebie, Dean. Możesz zrobić ze mną co zechcesz... - powiedział cicho, nisko, a na dodatek nie przerwał magnetyzującego spojrzenia, jakie akurat dzielił z łowcą.

Dean przełknął ciężko, nagle czując jak zaschło mu w gardle, niestety nie mógł nic poradzić również na fakt, iż jego kutas drgnął nerwowo w spodniach. Ale oczywiście on miał na to wytłumaczenie - po prostu bardzo dawno nie uprawiał seksu, a każda taka choćby wzmianka o tym teraz działała na niego jak światło na ćmę.

Co gorsza, zielonooki musiał przyznać, iż widok tych majestatycznych, pięknych, miękkich, cudownych, fantastycznych i aksamitnych jak jedwab skrzydeł przyprawiał go o... cóż, nie mdłości lecz o zainteresowanie Castielem jeszcze większe niż zazwyczaj i właśnie w tej chwili Dean po raz pierwszy zdał sobie sprawę z tego, że jego przyjaciel jest atrakcyjny. I to nie byle jak atrakcyjny.

Anioł przechylił nieco głowę, zastanawiając się nad czym jego przyjaciel tak rozmyśla. Czy zrobił coś nie tak? A może jego słowa były nieodpowiednie? Na pewno zrobił coś nie tak... Zawsze wszystko robił źle. Jak on w ogóle śmiał zrobić coś takiego Deanowi?

Gdy łowca w końcu się nieco ocknął, podniósł się do siadu. Cas siedział wciąż na jego udach i gapił się mu w oczy. Zielonooki niepewnie podniósł dłoń i znowu dotknął skrzydła. Anioł ponownie zadrżał, a gdy Dean zaczął je gładzić, przymknął oczy.

- Czy to przyjemne, Cas? - zapytał, szepcąc. 

- T-tak, Dean... Proszę, n-nie przerywaj...

Wtedy zaczął gładzić skrzydła również drugą ręką. Jego dotyk był jak stymulacja dla stworzenia, aż w końcu Anioł się nie powstrzymał, a z jego ust uszedł cichy jęk. Dean od razu doszedł do wniosku, że skrzydła to bardzo czułe miejsce dla niebiańskich wojowników. Korzystając z faktu, iż skrzydlaty wciąż miał zamknięte oczy, do głowy łowcy przyszła pewna myśl, którą od razu postanowił zrealizować. Pochylił się nieco do przodu, czując nagły przypływ odwagi i pocałował. To, co wtedy obaj poczuli ciężko opisać słowami. Trafnym przytoczeniem byłoby tutaj powiedzonko, że czuli się jak zakochane nastolatki, tylko takie bardziej napalone. 

Dean niemalże od razu przycisnął Castiela bliżej siebie i pogłębił pocałunek jeszcze właściwie nie myśląc o konsekwencjach swojego wyboru. Kto by właściwie myślał o tym w takiej chwili? Anioł dość nieumiejętnie odwzajemnił pocałunek, był niesamowicie rozkojarzony faktem, iż ktoś po raz pierwszy dotykał go w taki sposób. Objął zaraz delikatnie dłońmi twarz piegowatego.  Poczuł się bezradny wobec niego, ale niestety musiał mu przerwać.

- Dean... musimy... zbudować Gniazdo - przypomniał cicho. Jego oczy świeciły setkami malutkich iskierek, po części nie wierzył w to, co właśnie się wydarzyło.

- Tak, wiem Cas. 

Anioł skinął powoli głową, w momencie, gdy Dean przyglądał się jego twarzy, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu. Chciał go zapytać, czy nagle postrzega go inaczej, miał w głowie setki pytań lecz wiedział jedno - Dean i tak mu nie powie.

- Zatem... Czy... mógłbyś poświęcić do niego kilka swych ubrań? - przechylił głowę.

- ...Eee... No chyba tak?

Łowca pierwszy raz widział, by Cas się tak szeroko uśmiechał. Zaraz wszystko przed jego oczami zasłoniła twarz przyjaciela, gdyż anioł postanowił znowu złączyć ich usta.

- Słuchaj, Dean, myślę, że... Och kurwa - tak, cóż, do pokoju właśnie wszedł Bobby, który na widok ich dwójki niemalże przewrócił się z wrażenia.

Piegowaty niewiele myśląc, zwyczajnie zepchnął Anioła z kolan, pozwalając mu upaść. Poczuł się urażony, poza tym w powietrzu latały teraz jego pióra, które "nie przeżyły" upadku.

- Tak, Bobby? - łowca udawał, że nic się nie wydarzyło.

Starszy mężczyzna otworzył usta w zaskoczeniu i jakby w zamiarze powiedzenia czegoś, ale jedyne co umiał, to przyglądać się Castielowi, który cały zarumieniony podniósł się i spojrzał na Deana z bólem w oczach.

- Muszę iść, wzywają mnie w Niebie - skłamał. Nigdy nie czuł się tak poniżony. Kiedy zniknął z pokoju, Bobby uniósł obie brwi do góry. Oczekiwał wyjaśnień.

- ... Castiel prosił mnie bym... ten, nauczył go całować... - odchrząknął, w ogóle nie patrząc Bobby'emu w oczy. Starszy parsknął w rozbawieniu, a chwilę po tym odchrząknął.

- Dean, słuchaj. Może i trochę głuchnę, ale ślepy nie jestem i widzę, że ciągnie Cię do niego jakbyś był jego Julią, a on Twoim Romeem. 

Zielonooki zmarszczył brwi. Dlaczego niby on został Julią?!

- Nie mam pojęcia o czym mówisz, Bobby. Za dużo dziś wypiłeś? Serio, tylko go uczyłem!

Wtem Bobby zaczął chichotać, patrząc na krocze Deana.

- Cóż. W takim razie widzę, że bycie nauczycielem chooolernie Cię podnieca.

- C-co?

Szybko spojrzał w dół, a gdy zobaczył, że jego męskość bardzo mocno odznacza się na jego spodniach, chrząknął cicho i już szukał wymówki, ale gdy ponownie podniósł wzrok - Bobby już sobie poszedł.

Łowca czując ogromną frustrację stwierdził, iż musi coś zrobić z tym problemem w spodniach. Biegiem ruszył pod prysznic, rozebrał się do naga i włączył wodę, powoli przesuwając dłonią po kutasie.

Przyszła mu do głowy pewna myśl, którą próbował wybić, gdy przemył twarz. Jednak woda mu w tym nie pomogła. Sięgnął dłonią znowu w dół, czując jak jego "problem" coraz bardziej nabrzmiewa. Poruszał dłonią.

- Cas... Błagam, chodź do mnie... - wysapał w końcu, czując, że sam sobie z tym nie poradzi.

Anioł wcale długo nie zwlekał. Pojawił się w kabinie przed Deanem, ledwo co mieszcząc się tutaj ze skrzydłami i patrzył na niego naburmuszony jak mały chłopiec. Nim zdążył coś powiedzieć, piegowaty przyciągnął go do namiętnego pocałunku, wsuwając język pomiędzy jego wargi. Cas sapnął zdezorientowany, a nogi się pod nim ugięły. Dean zrzucił ubrania z niego, wyrzucając poza kabinę, dotykał dłońmi całego ciała, ale jednak najprzyjemniejszą rzeczą było dotykanie cudownych skrzydeł. Castiel za każdym razem, gdy łowca pociągał lekko za jego skrzydła pojękiwał. To stało się muzyką dla uszu.

Dean sięgnął dłonią dłoń Casa i umieścił na swojej męskości. 

- Poruszaj dłonią... - polecił cicho, a gdy Anioł zaczął to robić, uśmiechnął się, znowu go całując.

Po tym, jak Cas zajął się Deanem, ten poczuł się wobec niego dłużny, więc jedną dłonią zajął się pieszczotą skrzydła, a drugą pieszczotą innej części ciała.

Obaj skończyli zadowoleni, a na usta Deana wkradł się uśmiech. Obdarzył nim Casa i oparł swoje czoło o jego. Nie wiedział co powiedzieć. Czuł dziwne ukłucie gdzieś w okolicy klatki piersiowej a z drugiej strony żałował, iż nie zrobił tego wcześniej.

_________________________________________

I takim sposobem docieramy do 3!

Idzie mi dość szybko z tym fikiem. Mam nadzieję, że się podoba :)

Oprócz komentowania i gwiazdkowania tego ff, chciałabym żebyście odwiedzili moją nową rzecz, którą tu robię -  a mianowicie opowiadanie z gatunku fantasy.

pozdrawiam Was cieplutko xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top