Rozdział 1


* CJ *

To już dzisiaj, pomyślałam.

Dzieliło mnie dziewiętnaście minut od zasłużonego urlopu. Nie miałam czasu na wypoczynek od dziesięciu długich lat. Kocham swoją pracę, ale ona daje ostro w kość. Nie mam czasu dla rodziny, ani przyjaciół. Mamy i taty oraz mojego brata nie widziałam od siedmiu lat. Jest to zasługa ciągłych misji ratunkowych i wyjazdów w strefy wojny. Byłam już w Iraku, Afganistanie, Iranie, Wietnamie, Afryce, Azji, Brazylii, Portugalii, Grecji i w wielu innych państwach, na najróżniejszych wyspach, w dziwnych miastach. Widziałam tak dużo śmierci niewinnych, że przyjmowałam każdą misję na jaką potrzebowali ochotników. Nie mogłam pozwolić, aby ktoś umierał i nie zasługiwał nawet na ratunek. Ludzie modlą się o pomoc, a ja nią jestem. Wchodzę w ogień, wyskakuję z samolotów, obrywam z różnych kalibrów i to wszystko dla cywilów.

Zostałam już dwa razy porwana i torturowana dla zdobycia informacji, ale szkolili mnie najgorsi sukinsyni, jakich można sobie wyobrazić, więc jestem twarda. Pierwszą zasadą w moim oddziale jest " Zawsze miej oczy szeroko otwarte ". Jedna sekunda nieuwagi i można się pożegnać z życiem. Jak zaczynałam moja jednostka liczyła dwadzieścia trzy osoby. Po roku zostało dwadzieścia, po kolejnym szesnaście, potem dwanaście, później przez pięć lat się utrzymywaliśmy. Dostało się do nas jedenaście osób. Z biegiem kolejnych lat, znowu traciłam ludzi. Teraz jest nas siedemnastu, najlepszych ze wszystkich. Nie uchylimy czoła przed żądnym gównem. Świat jest naszym placem zabaw, a my na nim rządzimy.

Zegar wskazywał jeszcze sześć minut, jeśli do tego czasu nie dostanę żadnego wezwanie, wyjdę stąd i nie wrócę przez najbliższy miesiąc. W tym czasie zastąpi mnie mój przyjaciel Seth. Zaczęliśmy pracę tego samego dnia i, aż do teraz siedzimy w tym we dwoje.

W pomieszczeniu rozbrzmiewa dźwięk telefonu. Przeklęłam głośno i sięgnęłam po słuchawkę.

- Generał Cassandra Jane Feather przy telefonie. - odparłam po odebraniu.

- Pani Generał, jest Pani potrzebna. - odpowiada głos po drugiej stronie.

- Oczywiście. Gdzie i kiedy? - przechodzę od razu do rzeczy.

- Tym razem nie o takie zadanie chodzi. Trzeba zdjąć jednego niebezpiecznego człowieka. FBI zajmowało się tą sprawą, ale spieprzyli. Nie chciałem przerywać ci zasłużonego urlopu, ale to priorytetowe zadanie.

- Rozumiem panie prezydencie. Kto?

- Nazywa się William O'Mayers i jest ścigany przez dziewięć państw oraz przez Interpol. Ma kartotekę grubą, jak cholera i jest niebezpieczny na poziomie Hackinga, plus ma dużo znajomości, które dość często mu pomagają.

Hacking był facetem, którego złapaliśmy trzy miesiące temu. Masowe wymordowanie małego miasta, a w dodatku obrabowanie  i włam do białego domu, a do tego wszystkiego próba nakłonienia białej damy do współżycia seksualnego. Był bardzo dobry w kamuflażu i zacieraniu śladów, ale każdy w końcu popełnia błąd.

- Już się tym zajmuję. Do odezwania panie prezydencie. - powiedziałam i zakończyłam rozmowę.

Na mój komputer dostarczono wszystkie potrzebne dokumenty wraz ze zdjęciem i dostępnymi danymi.

Żegnaj odpoczynku, witaj praco.

Dobrze, że nie zawiadomiłam rodziny, że przyjeżdżam, bo teraz miałabym problem. Czas zacząć zadanie.



* Will *

Siedziałem w kuchni Haven i piłem piwo z Tylerem. Facet nie jest taki zły, jak się go już pozna i nie ma się ochot oderwać mu jaja. Przez długi czas, taki był mój plan, ale teraz już nie warto. I tak swoje wycierpiał. Nie dosyć, że ożenił się z najbardziej upartą kobietą na świecie, to jeszcze ma jedenastoletnią córkę Gabrielę i trzyletnie bliźniaki Leo i Noah. Chłopcy są małymi rozrabiakami, a ich siostra moją księżniczką. Rozpieszczam ją na każdym kroku, jest coraz bardziej podobna do matki. Nie tylko z wyglądu, ale również z zachowania. W tak młodym wieku, już zaczyna pyskować. Jest to piękne. Haven nie daje się, co prowadzi do wojny, która kończy się zawsze tak, że oberwę, albo ja, albo Tyler. Być mężczyzną w tym domu, to piekło. Jednakże, to że przebywam tu najczęściej, jak mogę, to kobiety nie zostawiają na mnie nawet suchej nitki, jak dochodzi do awantury.

- Miło czasem tak usiąść i odpocząć. - powiedział Tyler.

- Tak. Spokój i niezmącona cisza. - jak tylko te słowa opuszczają moje usta, po całym domu roznosi się trzask.

Coś najwyraźniej zostało zniszczone przez dwójkę identycznych chłopców.

- Boże niech to nie będzie wazon. Niech to nie będzie wazon. - zaczął powtarzać w kółko Tyler.

- Jaki wazon?- zapytałem z ciekawości. Ani na chwilę nie odłożyłem butelki, tylko popijałem małymi łykami ciepłe już piwo.

- Haven dostała go od matki na naszą rocznicę. - odparł.

- Jak bardzo go lubi?

- Bardzo, bardzo... - odpowiedział poważnie.

Obydwoje pobiegliśmy prędko na górę i to co ujrzeliśmy przeszło nasze wyobrażenia. Nie spodziewaliśmy się zobaczyć trzeciej wojny światowej. Ściany były pomazane mazakami i kredkami, gdzieniegdzie można było dojrzeć ślady farby. Na ziemi leżały porozrzucane zabawki i oczywiście potłuczony wazon.

- To on ? - zapytałem przyjaciela.

- Yep...

- Kurwa. - warknąłem pod nosem.

- Kulwa ! Kulwa ! Kulwa ! Kulwa ! - zaczęły na raz wykrzykiwać dzieci.

- O nie ! Ciiichutko. To brzydkie słowo.Beee.... - powiedziałem.

Muszę bardziej uważać na słownictwo przy chłopakach. Są akurat w fazie powtarzania i niszczenia, jak widać. Chciałem razem z Tylerem szybko wszystko sprzątnąć, ale niestety nie udało się.

- Tyler ! - doszedł do nas krzyk Haven.

- Kurwa. - mruknął mężczyzna pod nosem. - Tak kochanie ?!

- W tej chwili zaciągnij swoją dupę do mnie i wytłumacz kawałki mojego wazonu w śmietniku !

- Powodzenia stary... - powiedziałem do niego.

- Przyda się. - westchnął i wzruszył ramionami.

- MAMA ! - wrzasnął Leo wraz z Noah.

Pędem zbiegli po schodach i udali się do rodzicielki. Małe pieszczochy.

- Wujek naucył nas nowego slowa... - usłyszałem jak mówi jeden z nich.

Moje oczy automatycznie otworzyły się szeroko i chciałem uciec, gdzie pieprz rośnie.

- Jakiego kochanie?

- Kulwa ! - wykrzyknęli na raz.

Już po mnie. Jestem udupiony.

- Will !

- O nieee...- jęknąłem.

- Powodzenia stary... - zmałpował mnie Tyler.

Później ramię w ramię weszliśmy do kuchni, gdzie czekał na nas kat.



******************************************

No i mamy pierwszy rozdział <3

Liczę na dużo komentarzy i gwiazdek <3

Pozdrawiam,

Klaudia :***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top