FAUL

Coś ważnego i starego ♥

Enjoy,x 

xxx

Wściekły zerwałem opaskę z ramienia i rzuciłem ją na murawę. W oczach zebrały się łzy, kiedy siadałem na trawie. Szarpnąłem za włosy, kuląc się. Moje kolano bolało, bardzo bolało. Czułem, jak wokół mnie zbierają się osoby z drużyny. To już trzeci raz dzisiaj.

Najpierw upadłem jak ten cholerny idiota mnie podciął. Musieli mi spryskać nogę azotem, żebym mógł dalej grać.

Potem, ta sama noga mi się załamała. Lekarze przyłożyli lód i zszedłem na chwilę z boiska, aby założono opatrunek. Jeden z doktorów powiedział, że mam zejść. Że nie mogę grać. Oczywiście wkurzyłem się i krzyknąłem na niego i nie słuchając dalej, zaraz po zabandażowaniu kolana wróciłem do gry.

Niestety, mój upór dał o sobie znać już siedem minut później. Nie wyrobiłem. Ból był nie do zniesienia.

Czułem, jak koledzy z drużyny klepią mnie po ramieniu. Chris, mój przyjaciel, nachylił się nade mną i pytał, co się dzieje.

-Nie potrafię, Chrisie- szepnąłem- to za bardzo boli.

Brunet skinął głową, w jego oczach również zabłyszczały łzy. Machnął ręką, a lekarze przyszli, mając ze sobą nosze. Warknąłem pod nosem, kiedy słone krople spłynęły po moich policzkach.

-Będzie dobrze, Matty, zawsze jest. Dasz radę.

Zacisnąłem zęby i skinąłem. Wiedziałem, że nie będzie. Tony, Jake, Drew i reszta drużyny zebrała się wkoło. Przeciwnicy również stali nade mną. Wśród nich zobaczyłem Jamesa. Patrzył na mnie z troską, wiedziałem dobrze, że się o mnie martwi. Prychnąłem, odwracając głowę.

Złapałem leżącą obok mnie opaskę i podałem ją Drew. Spojrzał na mnie zaskoczony.

-Jesteś dobry, bardzo dobry. Ktoś mnie musi zastąpić.

-Ale.. Dlaczego nie Chris?

-Jest moim najlepszym przyjacielem, ale grasz lepiej niż on.

-Dzięki...- przyjaciel przewrócił oczami.

Zaśmiałem się i klepnąłem kumpla w tyłek.

-Macie to wygrać.

-Masz to jak w banku, Matt!

Kolano nie przestawało boleć. Podczołgałem się kawałeczek do noszy; nie chciałem, aby któryś z lekarzy mnie podnosił. Nie pozwolę się zhańbić.

Gdy już się na nich znalazłem, poczułem dłoń na ramieniu. Spojrzałem w górę i zobaczyłem nad sobą zmartwionego Logana- zawodnika przeciwnej drużyny, przez którego teraz tu jestem.

-Przepraszam, stary. Naprawdę nie chciałem.

-Nie przejmuj się. Wyjdę z tego.

Zakryłem twarz dłońmi, kiedy podnosili mnie do góry. Słona ciecz wciąż wypływała z moich oczu. Tłum szalał, spiker nawijał coś o mojej niedawnej kontuzji. Po chwili wszystko ucichło; znalazłem się w szatni.

Przeniosłem się na ławkę i obserwowałem, jak lekarze krążą wokół mnie. Kilka minut później wyszli, za wyjątkiem jednego.

-I po co zostajesz?

-Muszę ci spryskać kolano za chwilę jeszcze raz, poza tym chcesz siedzieć sam?

-Daj se siana, Connor.

Półuśmiech zagościł na jego ustach. Nie minęło dziesięć minut kiedy poczułem ponownie zimny spray na nodze. Poczułem ogromną ulgę i znowu potrafiłem zgiąć kolano. Uśmiechnąłem się, wstając i kierując się na boisko.

-Matt, gdzie ty..

-Muszę widzieć jak te sieroty grają beze mnie- Zachichotałem i wyszedłem na świeże powietrze, stając obok trenera.

*0-0*

Cóż..

Nadal nie strzelili żadnej bramki. Drużyna przeciwna grała twardo, nie odpuszczali żadnej akcji. Logan i James gestykulowali coś między sobą. Zmrużyłem oczy, próbując rozszyfrować, co kombinują.. Wzrokiem powróciłem do moich zawodników. Zostało dwadzieścia siedem minut. Jak tak dalej pójdzie, to skończy się remisem!

-Trenerze! To nie ma sensu. Nie możemy ich trzymać, są zmęczeni. Niech wejdzie Alan zamiast Jake'a. Naprawdę, to nam dużo da, trenerze.

Spojrzał na mnie nie do końca przekonany, ale poprosił o czas.

Zmienili się.

Siedemnaście minut. Alan przejął piłkę, biegnie... CHOLERA NO!

-JAK GRASZ, PACANIE?!- warknąłem.

Spojrzał na mnie i uniósł ręce w geście obronnym.

Piętnaście minut, Chris przy piłce. Jest blisko bramki, no strzel to.. Dawaj.. No i..

-TO BYŁ FAUL! KARTKA KRETYNIE! - byłem gorszy od trenera, krzyczałem, a raczej wrzeszczałem cały czas. Uśmiechnąłem się., gdy James dostał żółtą kartkę. Spojrzał na mnie, widocznie zły. Ale nie ma mowy, nie odpuszczę. Wygramy ten puchar.

Trzynaście minut. Alan znowu ma piłkę.. Podał do Chrisa, wróciła do niego..

-TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAK! BRAWO!

Gol. Teraz tylko do końca trzymać przeciwników z dala od nas.

Will dobrze obronił, zostały zaledwie dwie doliczone przez sędziego minuty. Damy radę, chłopcy. Damy!

James biegnie, podaje do Logana, ten do Arthura.. Piłka znowu u Jamesa.. Strzał.. BRAWO, Willy!

Gwizdek.

Wygraliśmy!

Wbiegłem na boisko, mimo cholernego bólu kolana. Rzuciłem się na Alana i mocno pocałowałem go w czoło. Wokół zebrała się reszta drużyny, udało nam się! Poczułem, jak Drew przepina opaskę na moje ramię. Wszyscy skakali, cieszyli się. Wzięliśmy naszego trenera i zaczęliśmy go podrzucać. To dzięki niemu.

Odstawiliśmy go, przytuliłem Chrisa.

-Jak kolano?

-Boli, ale kurwa. Udało się.

-Tak. Kurwa, udało się.

Poczułem, jak po policzkach płyną łzy. Tym razem to były łzy szczęścia. Pocałowałem policzek przyjaciela, ciesząc się jak cholera. Wśród przeciwników dostrzegłem Logana i Jamesa, którzy ocierali swoje zrozpaczone łzy. Trochę było mi ich szkoda, ale przy zwycięstwie, ciężko było współczuć przeciwnikom.

Szatyn uniósł głowę i kiedy mnie zauważył, ruszył w moim kierunku. Razem z nim cała reszta drużyny; szli po srebro.

Przechodzili obok nas i podawali rękę. James szedł ostatni, ja stałem na początku. Logan klepnął mnie w plecy. James rzucił mi się na szyję. Sztywno go objąłem.

-Nic ci nie jest?-szepnął.

-Spokojnie- Puścił mnie i poszedł po medal.

Chwilę później my ruszyliśmy po złoto i puchar. Wygraliśmy mistrzostwa.

W szatni była radość. Śpiewaliśmy i wydurnialiśmy się. Trener nam szczerze gratulował. Potem poszedł do sponsorów, a my dalej świętowaliśmy zwycięstwo.

Było mi przykro, że nie zagrałem w finale przez durne kolano. Ale kimże bym był, gdybym nie cieszył się ze zwycięstwa mojej drużyny? Potworem.

-Ale wiecie co? Ogromne podziękowania dla Matthew, bo bez niego nie zaszlibyśmy tutaj. Jest naszym kapitanem, nieco kontuzjowanym, ale nadal świetnym graczem, świetnym przyjacielem i świetnym facetem. Tak więc, za Matta! Matty, kochamy cię.

-Dzięki chłopaki, ale to nasza wspólna zasługa. Działaliśmy zespołowo, a puchar wygraliście wy, panowie. Ja zszedłem w dwudziestej czwartej minucie.

-Cały Shellwood- prychnął Will.

Zaśmialiśmy się. Mam wspaniałą drużynę.

W szatni zostałem już tylko ja i Chris. Chłopak zbierał rzeczy, a ja szykowałem się do prysznica, bo mimo wszystko wypadało go wziąć.

-Byłeś naprawdę świetny, Matty.

-Daj spokój. Dobrze zagraliście. Nie boli cię nic? James nieco przegiął.

-Przesadzasz to ty, Matt. Nie bądź na niego zły, to tylko gra.

-Ale Chrisie...

-Matt, ogarnij się. Czekać na ciebie?

-Nie, dzięki. Trochę mi jeszcze zejdzie.

-Nie ma sprawy. Do zobaczenia.

Uśmiechnąłem się, kiedy podszedł i cmoknął moje usta. Wyszedł, a ja zrzuciłem ciuchy i skierowałem się pod prysznic.

Odkręciłem kurek z zimną wodą i westchnąłem, kiedy krople zaczęły spłukiwać moje ciało. Sięgnąłem po żel, kiedy poczułem za sobą inne ciało. Uśmiechnąłem się lekko. Zostałem przyciągnięty do siebie, a moja szyja została zaatakowana.

-Tak się stęskniłeś?-mruknąłem zadowolony.

-Przez ponad dwie godziny nie mogłem cię pocałować. Jasne, że tak.

Gwałtownie odwrócił mnie przodem i naparł na moje usta. Na nodze poczułem, jak jego penis jest naprężony.

-Ktoś się nie może doczekać-uśmiechnąłem się rozbawiony.

-Niepotrzebnie ściągałeś koszulkę na stadionie.

Zachichotałem i spojrzałem w jego oczy. Poza pożądaniem widziałem jeszcze miłość i troskę.

-Wiesz, że jestem na ciebie wściekły, prawda?

-Za?

-Zaatakowałeś Chrisa. Zrobiłeś to specjalnie, James. Nie próbuj nawet zaprzeczać.

-Nie lubię go.

-To powód, żeby faulować?!-odepchnąłem go od siebie.

-Matty, przestań. Nie chciałem tego zrobić, jakoś tak wyszło..

-Jakoś tak... Ja pierdolę, James! To jest mój przyjaciel.

-Skarbie..

-Teraz to skarbie..

-Kurwa, jestem po prostu zazdrosny o niego, rozumiesz?!

-Nie masz powodu-mruknąłem-przyjaźnimy się tylko.

-I całujecie, ale to szczegół.

-Czepiasz się. Ja jakoś nie narzekam, kiedy ty całujesz Logana. Albo kiedy go pieprzyłeś pół roku temu, też nie krzyczałem, a powinienem z tobą zerwać.

-Skąd...

-Oh popatrz, było tego więcej?

-Ja nie.. My nigdy.. To nie tak. Byłem pijany.

-Wiem.

-Musimy się kłócić?

-A co? Chciałbyś się pieprzyć?

-Nie. Chciałbym się kochać.

To co powiedział, było niestety zbyt urocze i kochane i niestety mnie rozczuliło. Uśmiechnąłem się lekko, kiedy przyciągnąłem go do siebie i delikatnie pocałowałem jego usta. Moje dłonie zjechały na jego pośladki, lekko je ściskając. Mruknął zadowolony. Popchnąłem go na ścianę, odwracając przodem do niej. Złapałem jego penisa w dłoń, pocierając. Czułem jak mój przyjaciel również staje się gotowy do zabawy. Złapałem go w dłoń i ostrożnie wprowadziłem do wnętrza ukochanego. Syknął, nieprzygotowany. Pocałowałem jego bark, wsuwając się do końca. Dałem mu chwilę na przyzwyczajenie się, po czym zacząłem się poruszać wolno. Z każdym pchnięciem przyspieszałem. Jęki wypełniały kabinę, a pewnie i szatnię, ale nie sposób było to powstrzymać. Nie jestem pewien ile to trwało- piętnaście, może dwadzieścia minut. Doszedł z głośnym krzykiem, brudząc ścianę, a ja kilka sekund później w nim. Dyszeliśmy ciężko, kiedy z niego wychodziłem. Złapałem żel pod prysznic i dokładnie się wyszorowałem, myjąc również włosy. James zrobił to samo. Wyszliśmy spod strumienia, kierując się po ubrania. Kilka minut później byliśmy już w moim samochodzie, kierując się do domu.

Rzadko się kochaliśmy, raczej się pieprzyliśmy gdzieś na szybko. Od ostatniego roku, a może dwóch nie mieliśmy czasu na chwilę romantyzmu i czuły seks, a potrzeby jednak odczuwaliśmy. Wobec tego kończyło się to na szybkich numerkach w szatni, tak jak przed chwilą, ale było to mimo wszystko inne niż do tej pory. Liczyłem, że przez zbliżającą się przerwę, odbudujemy trochę relację.

-Skąd wiesz o Loganie?-spytał blondyn, kiedy zatrzymaliśmy się na światłach.

-Widziałem, jak wchodziłeś do jego domu. Później sam się przyznał, bo czuł wyrzuty sumienia.

-Ja.. Naprawdę nie chciałem.

-Daj spokój. Było, minęło. Ciesz się, że ci wybaczyłem.

-Cieszę, tylko jedno mnie dziwi...

-Hm?

-Czemu nie powiedziałeś, że wiesz? Czemu nie porozmawialiśmy o tym? Powinieneś mnie rzucić.

-Tego właśnie chcesz?

-NIE! Ja po prostu..

-Nie mówiłem, bo nie chciałem kłótni i tyle. Skończ temat.

-Ale... Okej – westchnął, odpuszczając.

-Moi rodzice i brat przyjadą jutro wieczorem.

-W porządku. Mam coś ugotować?

-Możesz. Tylko bez papryki.

-Dlaczego?

-Chrisie też będzie.

James warknął gardłowo i odwrócił się do okna. Uśmiechnąłem się pod nosem. Zemsta jest słodka.

Następny dzień minął bardzo szybko. Rano byliśmy na zakupach, a od popołudnia James siedział w kuchni i gotował. Usiadłem na kanapie i włączyłem telewizor, kiedy dostałem wiadomość. Sięgnąłem do kieszeni po telefon i odblokowałem ekran. Kliknąłem na powiadomienie, a przed moimi oczami ukazało się... zdjęcie? Przesunąłem palcem po ekranie, zjeżdżając niżej. Na fotografii znajdował się Chris, rozłożony wygodnie na łóżku, eksponując swój wyrzeźbiony i opalony brzuch. Co wyróżniało to zdjęcie od setek innych, które od niego otrzymywałem? Mężczyzna miał na sobie jedynie wisiorek z samolotem, który podarowałem mu na zeszłe urodziny.

Zapiekły mnie policzki, zrobiło mi się gorąco, a moje spodnie zdawały się ciaśniejsze.

Po kilku sekundach dostałem kolejnego esemesa.

Od: Chrisie

Może być, kochanie? ;*

Zachichotałem i otrząsnąłem głowę z niepotrzebnych myśli. Co za kretyn. Szybko mu odpisałem i nagle zdałem sobie sprawę, że nie mamy żadnego wina w domu.

-Jamie, lecę do sklepu!

-Po co?- spytał, wychodząc z kuchni.

-Nie mamy żadnego wina, a moja rodzina będzie tu za niecałą godzinę. Z resztą Chris też.

-Mhm, pospiesz się- dał mi szybkiego całusa i wrócił do gotowania.

Niespełna po dwudziestu minutach wszedłem do domu z czterema butelkami wykwintnego, półwytrawnego, czerwonego wina. James nadal był w kuchni, jedyne co się zmieniło to brak jego koszulki. Uśmiechnąłem się i cicho odstawiając alkohol, zakradłem do chłopaka. Przylgnąłem do jego nagich pleców i musnąłem bark ukochanego. Wgryzłem się w jego szyję, zostawiając po sobie brunatny ślad. Mężczyzna zamruczał.

-Mam ochotę cię wziąć tu i teraz, ale niestety lada chwila przyjdą goście.

-Będziesz musiał poczekać, kochanie.

-Niestety...

Odwróciłem go gwałtownie do siebie i wpiłem w jego usta. Język wsunąłem pomiędzy jego wargi, a dłonie zsunąłem na pośladki, mocno zaciskając. James ściągnął moją koszulkę, a jego ręce powędrowały do paska spodni. Odsunąłem się.

-Niestety, nie teraz.

Chłopak westchnął, ale skinął głową.

-Musiałeś sprowokować dupku?- Cmoknąłem go w nos i odwróciłem się, kierując do salonu. Poczułem klepnięcie w tyłek i zachichotałem.

-Głupek.

-Kocham cię.

Uśmiechnąłem się i wyszedłem z pomieszczenia. Po chwili zadzwonił dzwonek.

Wrzuciłem na siebie bluzkę i poszedłem otworzyć. Uściskałem mamę i ojca, zapraszając ich do środka.

-Gdzie...

-Parkuje.

Skinąłem i nakazałem im udać się do jadalni. Nie musiałem odchodzić od drzwi, gdyż już po chwili przyszedł mój brat.

-Dean, mordo!

Rzuciłem się na niego, mocno ściskając. Chłopak śmiał się głośno, ale również mocno mnie przytulał.

Nie widujemy się za często. Moja rodzina mieszka w Dover, a że jest to ponad dwie godziny samochodem stąd, to mamy ograniczone widywanie się.

Odsunąłem się od brata i przyjrzałem mu.

-Włosy ci urosły.

Wyszczerzył się.

Dean był ode mnie młodszy o trzy lata i był naprawdę młodszą wersją mnie. W tej chwili wyglądał jak ja, kiedy miałem dwadzieścia lat. Czyli tyle ile on teraz.

-Ty też się zmieniłeś. Jesteś bardziej umięśniony i opalony-zaśmiał się-i ściąłeś włosy!

-Tak i zrobiłem tatuaż-zaśmiałem się krótko. Dean uniósł brwi, a z jego ust nie schodził uśmiech. Westchnąłem i odwróciłem się, podnosząc koszulkę w górę. W dole pleców, po lewej stronie rzymskimi literami wytatuowałem sobie datę.

-Co to za data?

-Dwunasty sierpień dwa tysiące siedem. Wtedy dostałem się do drużyny i poznałem Jamesa. Przyszedł do nas na trening zapytać o coś ich teraźniejszego trenera.

Braciszek skinął i skierowaliśmy się do pomieszczenia, gdzie byli rodzice.

-Jamie! Rusz dupę z kuchni, goście już są!

-Idę, idę- burknął, wychodząc z pomieszczenia i poprawiając koszulkę. Przechodząc obok mnie, musnął mój policzek i wyciągnął rękę do moich rodziców, po czym mocno wyściskał mojego brata.

-Dawno cię nie widziałem, młody!-zaśmiali się- To co kochanie, podaję?

Skinąłem głową. Może dwie minuty później usłyszałem pukanie.

-O, Chrisie jest.

Godzinę później siedzieliśmy w salonie i śmialiśmy się z ostatnich miesięcy.

-Gratuluję wygranej, kochanie.

Zachichotałem z miny Jamesa i cmoknąłem jego policzek.

-Dzięki, mamo. A co u was? Ostatni raz widzieliśmy się prawie rok temu! To jest skandal!

-Niewiele się zmieniło, właściwie to nic. A widzielibyśmy się częściej, gdybyś też przyjeżdżał, albo gdybyście z Chrisem w ogóle nie wyjechali!-zaśmiała się.

-Przepraszam.

-Ale spełniamy marzenia. Więc musisz nas zrozumieć, Jane.

-Nie robię wam wyrzutów, chłopcy. Po prostu za wami tęsknię. A tak przy okazji tęsknoty. Chace o ciebie pytał.

Poczułem, jak James się spina. Ledwo zauważalnie kiwnąłem mamie głową, żeby nie drążyła.

-Chace? Kto to?- James nie wiedział o nim. I całe szczęście.

-Był moim.. przyjacielem. Pokłóciliśmy się dzień przed wyjazdem do Londynu. Przyjaźniliśmy się prawie osiemnaście lat.

Więcej tego dnia nie wspomnieliśmy o chłopaku.

Moja rodzina opuściła mieszkanie przed dwudziestą trzecią. Chris pomagał nam sprzątać.

-Hej, Matty? Możemy pogadać?

James spojrzał na nas spod swojej grzywki, nim skinął głową na salon.

-Idźcie, ja ogarnę kuchnię.

-Dzięki, kochanie- cmoknąłem go szybko w usta i skierowałem się z przyjacielem do sypialni. Coś czułem, że nie chodzi o pogaduszki, więc nie mogłem ryzykować, że Jamie coś usłyszy.

Zamknąłem za nami drzwi i usiadłem na skraju łóżka. Chris usiadł obok i spojrzał na mnie ze ściągniętymi brwiami.

-Co jest?

-Jak długo masz zamiar go okłamywać?

-Słucham? - nic nie rozumiałem.

- „Przyjaźniliśmy się prawie osiemnaście lat." -zrobił cudzysłów w powietrzu i spojrzał na mnie spode łba- Przyjaźniliście? Matt do kurwy! Pieprzył cię przez ponad dwa lata!

-Dobra, dobra. James nie musi tego wiedzieć, jest wystarczająco zazdrosny o ciebie. Poza tym z nim to dawno skończone.

-Z pewnością. I pewnie dlatego pytał o ciebie ostatnio. Daj spokój. Mnie nie oszukasz.

-Ostatni raz widziałem się z nim półtorej roku temu! To ty daj spokój! To już dawno skończone!

-Był twoim pierwszym facetem!

-No co ty?! Nie gadaj!

-Matt! James powinien wiedzieć!

-NIE!

-Tak! Powinien wiedzieć, o tym jak tamten dupek cię traktował!

-Zapomnij o tym.

-Nie pamiętasz, jak płakałeś mi na ramieniu? Ile razy cię zranił?

-I po co do tego wracać? Nie wiem co u niego, nie widziałem go od dawna. Zrozum, że nie ma co rozpamiętywać przeszłości.

-Miałeś tylko piętnaście lat. To co on robił było nielegalne.

-To był normalny związek.

-Tak i równie normalne zakończenie, prawda?

-Nie wiem, o co ci chodzi.

-KURWA MAĆ, MATT! ON CIĘ ZGWAŁCIŁ! DO KURWY, TO DLATEGO SIĘ PRZEPROWADZIŁEŚ TUTAJ! PRZEZ TEGO CHUJA, KTÓRY CIĘ SKRZYWDZIŁ!

Zamilkłem. Przed moimi oczami pojawiła się scena. Koszmar mojego życia.

-Przepraszam, Matty. Poniosło mnie.

-Wyjdź.

-Co?

-Wyjdź stąd natychmiast. Chcę zostać sam.

Chłopak spojrzał na mnie, ale posłusznie wstał i skierował się do drzwi.

-Przepraszam.

Skinąłem głową. Chris wyszedł z pokoju, a po chwili usłyszałem trzaśnięcie drzwi frontowych.

Zrzuciłem z siebie ciuchy, zostając w samych bokserkach i wszedłem pod kołdrę. Zacisnąłem mocno powieki, starając się, by żadna łza spod nich nie wypłynęła. Słyszałem skrzypnięcie drzwi, ale udawałem, że śpię. James westchnął cicho i z powrotem je zamknął. Dziękowałem w duchu, że nie przyszedł jeszcze do łóżka. Musiałem pobyć sam, musiałem pomyśleć. Musiałem się uspokoić.

Przewróciłem się na plecy i spojrzałem w sufit. Nie wiem, jak długo tak leżałem; zasnąłem, nim James wrócił do sypialni.

***

-No hej, kochanie. Jak było na treningu?

-A dobrze. Słuchaj, bo..

-Tak?

-Dostałem propozycję.

-Jaką?

Spojrzałem na niego. Był szczerze uśmiechnięty, widać, że miał dobry humor. Postanowiłem zaryzykować.

-Grania w reprezentacji.

-Wow! Naprawdę jesteś dobry!

-Dzięki-zaśmiałem się-Musiałbyś mnie kiedyś zobaczyć na treningu.

-Chętnie przyjdę.

-Tylko...

-Hm?

-Wyjeżdżam do Londynu.

Zapadła cisza. Długa, nieprzyjemna cisza. Bałem się. Reakcja mogła być różna. Na razie ciągle był w dobrym humorze, ale już się nie uśmiechał.

-Słucham?

-Żeby grać w reprezentacji, muszę się przeprowadzić do Londynu.

-Ktoś jeszcze jedzie?

-Uh... James.

-Ten James?

-Ten, który gra w drużynie przeciwnej. Z tym, że on gra w reprezentacji Francji. Od roku.

-Skąd tyle o nim wiesz?

-Em...

-No? Słucham?

-Byliśmy na piwie w zeszłym tygodniu... To znaczy było kilku chłopaków z mojej drużyny, ale gadałem z nim głównie.

Jego oczy pociemniały i zaszły mgłą. Wyraz twarzy diametralnie się zmienił, a humor uległ całkowitej przemianie. Chwilę później leżałem pod chłopakiem, który gwałtownie atakował moją szyję. Rozerwał moją koszulkę, a spodnie zsunął z nóg wraz z bokserkami. Sam również pozbył się swoich ubrań i położył znów na mnie. Wpił się w moje usta i mocno zacisnął palce na udach. Czułem, że będę miał siniaki. Swoje usta skierował na szyję i naznaczył ją. Wyrywałem się, szarpałem i błagałem, żeby przestał. Nie chciałem się z nim kochać. Nie kiedy był zły.

-Jesteś mój- warknął mi do ucha.

-Przestań! To boli! Chace!

Ale on mnie nie słuchał. Mocniej wbił palce w moje ciało, zębami haczył o każdy jego fragment. Wszedł we mnie bez przygotowania i poruszał się szybko, sprawiając przyjemność jedynie sobie. Po moich policzkach spłynęły łzy, gorzkie łzy. Nie wierzyłem w to, co się dzieje. Czułem, jak spomiędzy moich pośladków wypływało coś ciepłego. Zaszlochałem, kiedy zdałem sobie sprawę, że to krew. Jego dłonie sprawiały mi ból, w oczach nie widziałem ludzkości. Widziałem człowieka, ale nie człowieczeństwa. Doszedł we mnie; lepka sperma wymieszana z krwią zabrudziły prześcieradło. Blondyn opuścił moje ciało i wyszedł z pokoju, ubierając uprzednio bieliznę. Zostawił mnie samego na łóżku, umazanego krwią i jego nasieniem, szlochającego cicho i błagającego Boga o śmierć.

Wrócił po kilku minutach, w ręku trzymał bicz i kajdanki. Kazał się obrócić na brzuch, po czym przykuł mnie do ramy łóżka. Tej nocy zostałem poniżony więcej niż raz. Następnego ranka znalazł mnie Chris i zawiózł do szpitala. Chace odwiedził mnie tylko raz. Przyniósł moją torbę z rzeczami i położył mi na stoliku dwie stówy. Na odchodnym rzucił tylko jedno zdanie.

-Więcej nie byłeś wart przez te dwa lata.

Następnego dnia wyszedłem ze szpitala, a dwa dni później byłem już w Londynie.

Chace przyjechał tego samego dnia. Powtórzył koszmar sprzed kilku nocy w ciemnej alejce.

***

Obudziłem się z głośnym krzykiem i łzami na policzkach. Czułem ból, niewyobrażalny ból. Bolała mnie psychika, cierpiałem fizycznie. Chłopak, leżący obok, poderwał się i spojrzał na mnie. W jego oczach widniał strach, kiedy spróbował mnie dotknąć, a ja zerwałem się z łóżka jak oparzony.

-Nie dotykaj mnie. Już dość mnie zraniłeś, Chace. Odejdź. Miałeś odejść. Obiecałeś, że mnie zostawisz. Przyrzekałeś, że już więcej tego nie zrobisz. Chace, odejdź. Zniknij z mojego życia.

-Chace?

Potrząsnąłem głową na dźwięk tego imienia. Nagle do mnie dotarło, że mamy dwutysięczny szesnasty rok. Jestem w swojej sypialni, ze swoim chłopakiem. Z Jamesem. Nie z Chacem. Jego tu nie ma. Chace odszedł, dawno temu. Nie widziałem go od dawna. Mój ukochany patrzył na mnie z niezrozumieniem, może trochę ze złością i na pewno smutkiem.

-James?

Mężczyzna skinął, a ja na nowo się rozpłakałem i rzuciłem na niego.

-Przepraszam, strasznie cię przepraszam.

-Już dobrze, to był tylko sen, skarbie. Jest okej.

Pogłaskał mnie uspokajająco po plecach. Położyliśmy się, ułożyłem głowę na jego piersi i kreśliłem wzorki na brzuchu. Jamie bawił się moimi włosami, szepcąc uspokajające słowa. Po chwili ponownie odpłynąłem.

Przez następne kilka dni nie wychodziłem z domu. Potrzebowałem odpoczynku. James próbował do mnie dotrzeć, ale od pamiętnego nocnego koszmaru nie pozwoliłem mu się do siebie za bardzo zbliżyć. Chris wydzwaniał kilka razy dziennie, próbował nawet rozmawiać z Jamesem, ale nie dowiedział się niczego, czego by nie wiedział. Tak było przez tydzień. Kiedy w końcu odważyłem się wyjść z domu, padał deszcz. Jamie siedział przed telewizorem, gdy ja wróciłem cały przemoknięty. Chłopak widząc mnie westchnął cicho, po czym zaczął się śmiać i dokuczać mi, że wyglądam jak zmokła kura. Obraziłem się na niego, a kiedy przytulił mnie niespodziewanie od tyłu, cały się spiąłem, co nie uszło jego uwadze. Natychmiast mnie puścił i spojrzał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

-Przepraszam.

-Nic nie szkodzi, chociaż nie ukrywam, chciałbym wiedzieć, o co ci chodzi.

-Obiecuję, że kiedyś ci opowiem. Ale jeszcze na to za wcześnie. Spróbuj mnie zrozumieć. I wybacz.

-Nie ma sprawy, poczekam. Kocham cię.

-Też cię kocham. Co powiesz na wspólną kąpiel? Chętnie się ogrzeję, a mogę przy tym połączyć przyjemne z pożytecznym- poruszyłem sugestywnie brwiami i uśmiechnąłem się diabelsko.

James od razu przystał na propozycję i pognał do łazienki przygotować wodę.

W przeciągu dziesięciu minut leżałem wtulony w ciało mężczyzny w wannie po brzegi zapełnionej gorącą wodą i pianą. Było mi zbyt przyjemnie, żeby się ruszyć i umyć ciało, więc James stwierdził, że bardzo chętnie mnie umyje. Wziął mój ulubiony żel pod prysznic i wycisnął sobie trochę na dłoń. Rozprowadził delikatnie płyn po moich barkach, robiąc przy tym masaż. Później zjechał ręką na brzuch i plecy, biodra, uda, całe nogi. Na koniec wrócił do sfer intymnych i złapał w dłoń mojego członka. Wypłukał żel, po czym wrócił do mojego przyjaciela, łapiąc go ponownie mocno. Zaczął go powoli pompować, zwiększając co chwilę tempo. Odchyliłem głowę i położyłem ją na ramieniu ukochanego. Westchnąłem głęboko, czując kumulujące się w podbrzuszu przyjemne uczucie. Chłopak przyspieszył ruchy, a kiedy ostrzegłem go, że jestem blisko zabrał rękę. Uśmiechnąłem się, spodziewając się tego. Odwróciłem się do Jamesa przodem z diabelskim uśmiechem. Podniosłem go trochę i usadowiłem go sobie na udach, łapiąc swojego penisa w dłoń i naprowadzając na jego wejście. Nabiłem go na siebie, przy okazji gryząc jego ramię. Chłopak uniósł się w górę i opadł, powtarzając tą czynność kilkukrotnie. Wiedziałem, że jestem blisko, ale nim zdążyłem coś powiedzieć, poczułem, jak jego ścianki zaciskają się wokół mojego członka i doszedłem razem z nim. Oparłem głowę o jego ramię i odetchnąłem głęboko. Czułem, jak emocje ze mnie uchodzą jak z balona powietrze. Seks to jednak zawsze dobre rozwiązanie.

Po udanym seksie szybko obmyliśmy swoje ciała i wyszliśmy z łazienki. Stwierdziłem, że mam ochotę na coś z miasta, więc ubraliśmy się i kierując do samochodu pojechaliśmy do knajpy w centrum. Nie specjalnie się zdziwiłem, kiedy zobaczyłem tam Chrisa i Alana.

Kiedy James i Alan poszli zamówić, Chrisie podszedł do mnie.

-Przepraszam.

Machnąłem ręką.

-Nie ma sprawy.

-Wszystko okej?

-Śniło mi się to po naszej kłótni.

-Jezu, wybacz mi to.

-Naprawdę to nic. Słuchaj...-spojrzałem w stronę chłopaka, który składał zamówienie.

-Hm?

-Jadę do Dover na weekend. Ale sam, bez Jamesa. Muszę się z nim spotkać.

-Oszalałeś? Nie ma mowy!

-Muszę. U niego w domu wciąż jest jedna rzecz i...

-I?

-Muszę z nim to wyjaśnić. To było sześć lat temu...

-Nie ufam mu.

-Ja też. Ale mój brat pójdzie ze mną, spokojnie. Musisz przypilnować Jamiego. Obawiam się, że mnie nie puści jak się dowie.

-Też bym nie puścił. Gościu powinien siedzieć! Ile on właściwie ma teraz lat?

-Dwadzieścia osiem. Ale nie to jest ważne.

-A co?! Jakaś pieprzona rzecz... właściwie, to jaka?

-Pamiątka.

-Zostawiłeś to u niego?

-Raczej on mi nie oddał, a ja nie byłem gotowy, by to odebrać.

-A teraz jesteś?

-Muszę. Zadzwonię ci po spotkaniu. W piątek o osiemnastej pojadę do niego. Siedź cicho, James idzie.

***

W piątek rano pojechałem do Dover. Odwiedziłem rodziców i o godzinie osiemnastej poszedłem do chłopaka, który zniszczył moje życie. Dean miał iść ze mną, niestety miał trening i nie dał rady się wyrwać. Więc kiedy zadzwoniłem do drzwi i czekałem, aż mi otworzy, moje serce prawie wyskoczyło z piersi.

Usłyszałem szelest po drugiej stronie, a po chwili drewniana płyta ustąpiła, ukazując opalonego blondyna z niebieskimi oczami.

*W tym samym czasie*

~James~

Walnąłem mocno w drzwi.

-Christian wiem, że tam jesteś!

Po chwili usłyszałem szczęk zamka, a przede mną zobaczyłem zaspanego chłopaka. Poczułem delikatne wyrzuty sumienia, jednak uświadomiłem sobie po co tu przyszedłem. Nie zwracając uwagi na protesty, wpakowałem się do mieszkania.

-Gadaj prawdę. Gdzie pojechał Matt?-warknąłem.

Chłopak w momencie się obudził.

-Do Dover, do rodziców.

-Tyle mi powiedział. Dzwoniłem do niego. Ma wyłączony telefon. Jego rodzice widzieli go rano, a potem wyszedł przed osiemnastą.

Westchnął.

-Poszedł z Deanem.

-Nie pierdol, Dean jest na treningu

Chłopak nagle stał się niespokojny.

-Przecież mieli iść razem-szepnął, chyba nieświadomy, że tu jestem. Odpłynął. Machnąłem mu dłonią przed twarzą, ale nie zareagował.

-Chris?

Chłopak spojrzał na zegarek na swoim nadgarstku i spiął się bardziej.

-Musimy tam jechać. Teraz.

Nie trzeba mi było dwa razy powtarzać. Chris poszedł do sypialni i wrócił po kilku minutach ubrany, z niewielką torbą na ramieniu.

Poszliśmy do mojego samochodu i ruszyliśmy w drogę. Całe szczęście zatankowałem, nim tu przyjechałem.

-A teraz gadaj, kto to ten cały Chace.

Chłopak wziął głębszy wdech.

~Matthew~

-Proszę, proszę... Nie spodziewałem się, że jeszcze cię zobaczę.

Przełknąłem ciężko ślinę.

-Mogę wejść?

Ustąpił i wpuścił mnie do środka.

-Napijesz się czegoś?

-Um, nie. Dzięki. Przyszedłem tylko po...

-Broszkę po babci.

-Tak..

-Znalazłem ją miesiąc po twoim wyjeździe do Londynu. Chciałem zadzwonić i ci ją oddać, ale... pewnie nie uwierzysz, ale było mi wstyd.

-Masz rację, nie uwierzę. Możesz mi ją dać?

-Oczywiście.

Wyszedł na chwilę i wrócił z pamiątką. Oddał mi ją bez problemu. Chciałem wyjść, ale coś kazało mi zostać.

-Możesz mnie wysłuchać?

Z otępienia wyrwał mnie jego głos.

-Proszę.

Niepewnie skinąłem głową i skierowałem się na kanapę.

-Słuchaj... Ja naprawdę żałowałem tego, co ci zrobiłem, jak cię traktowałem. Nie miałem nawet odwagi oddać tego twojej rodzinie. Oni nie wiedzą. Wiem, że im nie mówiłeś. Ale wstyd mi było patrzeć na nich. Po nocach miałem koszmary i bałem się. Czułem się okropnie, wiedziałem, że nigdy ci tego nie odpokutuję. Nadal żałuję. Ja... Nigdy nie przestałem cię kochać. Wiem, że mi tego nigdy nie wybaczysz, ale... Przepraszam. Przepraszam za te wszystkie słowa poniżenia, za siniaki na ciele, za awantury i za.. gwałt. Nigdy, przenigdy nie wybaczę sobie tego. Chciałem się zgłosić na policję, ale... bałem się więzienia. Jednak wiem, że na to zasługiwałem, zasługuję.

Milczałem. Nie wiedziałem, co mogę powiedzieć, jak to skomentować. Jego wyznanie wydawało się szczere, jednak... Nie potrafiłem, nie chciałem mu zaufać. Był moim pierwszym chłopakiem, pierwszym, którego pokochałem i... to on zablokował we mnie uczucia na jakiś czas. Skrzywdził mnie i pozostawił piętno do końca życia.

-W momencie kiedy przyjechałem do Londynu i... znowu ci to zrobiłem czułem się jak podła świnia. Którą zresztą byłem. Wróciłem tutaj, do Dover i... próbowałem popełnić samobójstwo. Wtedy znalazł mnie twój brat i dowiedział się wszystkiego. Potem zresztą ty również się mu przyznałeś. Leżałem w szpitalu przez miesiąc, walcząc o życie, a jednocześnie błagając o śmierć. Powinienem zginąć. Po tym co ci zrobiłem, jednak nawet śmierć wydaje się za słabą karą. I nigdy ci tego nie wynagrodzę, jednak przepraszam. I będę przepraszał do końca życia, choć wiem, że nigdy mi tego nie wybaczysz.

-Wybaczam.

-Słucham?

Widać, że był zszokowany. Ja również. Jednak słowa same opuściły moje usta. Jego przemowa była tak piękna, że nie mogłem nie spróbować przynajmniej mu wybaczyć. Jestem osobą wierzącą, więc wybaczam, nawet najgorsze błędy.

-To co słyszałeś-uśmiechnąłem się lekko.

-Czy ja mogę...

Niepewnie skinąłem, już po raz drugi tego dnia. Po chwili poczułem, jak Chace niezdecydowanie oplata mnie rękoma. Spiąłem się, ale próbowałem rozluźnić nerwy. Spokojnie, tylko spokojnie.

-Dziękuję-szepnął, mocniej mnie obejmując.

Wbijał się... Bolało... Krew zmieszała się ze spermą...

To przeszłość.

Drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wpadł Chris i.. James?

-ODSUŃ SIĘ OD NIEGO! NATYCHMIAST!

Chace puścił mnie i wstał z kanapy, kierując się na drugi koniec pokoju.

-Spokojnie chłopaki. Jest okej. Pozwoliłem mu. Było, minęło.

James podbiegł do mnie i mocno wyściskał. Zaciągnął się zapachem moich włosów.

-Nie strasz mnie tak więcej. Kocham cię. Rozumiesz? KOCHAM. Nigdy więcej mi tego nie rób, idioto. Nie przeżyję więcej takiego stresu.

Uśmiechnąłem się i odsuwając od niego delikatnie, gwałtownie wpiłem się w jego usta. Nasze języki odnalazły drogę od razu po zetknięciu. Całowaliśmy się długo i można było wyczuć jego ulgę, że jestem cały. Odsunąłem się.

-Też cię kocham. Cholernie mocno.

Zachichotaliśmy. Podszedłem do Chrisa, który również mnie mocno przytulił.

-Matt?

-Tak?

-Jutro.

Spojrzałem na Chace'a zaskoczony. Kiedy w jego oczach wyczytałem, co chcę zrobić, zaprzeczyłem ruchem głowy.

-Nie musisz.

-Chcę.

Skinąłem z cichym westchnięciem.

-Kochanie, wracajmy już- uśmiechnąłem się i ponownie skinąłem głową- A ty gnoju, więcej go nie tykaj. Nigdy. Bo następnym razem obiję ci mordę.

-Chris ci powiedział, prawda?

-Wybacz.

Następnego dnia w gazetach można było przeczytać artykuł o blondynie.

GWAŁCICIEL PRZYZNAŁ SIĘ PO SZEŚCIU LATACH!

DOBROWOLNIE ODDAŁ SIĘ W RĘCE POLICJI!

Chace Winstrock (28 l.) ponad sześć lat temu zgwałcił swojego chłopaka dosyć brutalnie. Ukrywał prawdę przez lata, a przyznał się, ponieważ gryzły go wyrzuty sumienia.

„Nigdy mu tego nie odpokutuję, ale jestem zawiedziony samym sobą. Mimo, że on mi wybaczył wczorajszego wieczoru, ja sobie nigdy nie wybaczę. Nigdy nie odzyskam jego zaufania, ani nawet swojego. Nie wynagrodzę mu tego, jak go traktowałem przez blisko trzy lata naszego związku, ani tego co mu zrobiłem, gdy dowiedziałem się, że wyjeżdża. Jestem potworem i uważam, że nawet śmierć jest zbyt łagodną karą dla mnie. Ktoś powinien mnie potraktować tak, jak ja wtedy jeszcze siedemnastoletniego chłopca."

Winstrock jest dla siebie bardzo surowy i nie chce słyszeć nawet o złagodzeniu kary. Przez ponad dwa lata, prawie trzy, bił i poniżał chłopca, a na koniec zgwałcił go, ze względu, że się dowiedział o wyjeździe do Londynu, do reprezentacji.

Co mówi ofiara?

„Uważam, że Chace przesadza. Było, minęło, nie ma co rozpamiętywać. To było sześć lat temu, a teraz ja jestem innym człowiekiem i on również. Oczywiście, że nadal mnie męczą koszmary i mam mu to za złe, ale jestem osobą wierzącą i po prostu musiałem mu wybaczyć. Najważniejsze, że się przyznał do błędu, a ja >>dzięki<< niemu jestem teraz kapitanem reprezentacji Anglii. Nawet ze złych rzeczy powstają dobre. Wierzę, że Chace się zmienił i liczę, że będzie miał złagodzony wyrok."

Tak właśnie się wypowiedział Matthew Shellwood. Jak widać, jest złotym człowiekiem. Jeśli chodzi o Winstrocka to za miesiąc czeka go rozprawa, o której oczywiście napiszemy.

Marina Stock

Zamknąłem gazetę.

-Możemy pogadać?- w tym czasie podszedł James. Skinąłem, patrząc na niego. Klęknął przede mną i wyciągnął pudełko przed siebie. Uśmiechnąłem się lekko- Kocham cię i zawsze będę. A czy może być coś bardziej formalnego? Jesteś moim światełkiem w tunelu, promykiem słońca i gwiazdą na nocnym niebie. Bez ciebie, nie wiem gdzie byłbym. Nie wiem kim bym był. Dzięki tobie jestem lepszym człowiekiem. Dziękuję ci za wszystko. Kocham cię cholernie słońce, wobec tego pytam. Wyjdziesz za mnie?

Otarłem mokre policzki i skinąłem głową, a następnie musnąłem jego wargi.

-Oczywiście, że tak. Ale to chyba ja powinienem ci się oświadczyć- zaśmiałem się.

-Czy to ważne, kto komu? Ważne, że będziemy już zawsze razem.

***

Może i moje życie nie było od początku usłane różami. Mój pierwszy chłopak mnie zgwałcił, drugi mnie zdradził, a przyjaciel okłamywał. Ale nie ma niczego, co by na dobre nie wyszło. Faul na boisku, który zafundował mi kumpel narzeczonego był najmniejszym problemem, bo faul, który zafundowało mi życie był o wiele gorszy. Ale jestem tu i teraz, żyję i mam się dobrze. I może nie jest lekko, może są ludzie, którzy nas ranią, ale Bóg nie stawia na drodze byle kogo. Jeśli ktoś pojawił się w naszym życiu, był ku temu powód. Ktoś nas musi nauczyć odróżniać dobro od zła.

xxx

Jest to stara praca. Zaczęłam ją w 2012 roku, skończyłam dopiero w 2016. Wstawiam w 2020. Mój styl spisania na przestrzeni lat bardzo się zmienił. Dużo się wydarzyło. Czemu jest ta praca dla mnie ważna? Bo pokazuje, jak daleko zaszłam.

"So what do you want them to say when you're gone?

That you gave up or that you kept going on?"

Ostatni rok nie był dla mnie łatwym rokiem. Właściwie, od kiedy skończyłam liceum trzy lata temu wszystko się skomplikowało i stało dla mnie trudne. Traciłam osobę, za osobą. W momencie, gdy poznałam już te właściwe, okazało się, że jestem kimś całkiem innym niż myślałam, wobec czego wszystko się pięknie zjebało. 2019 rok zakończyłam z płaczem, ale w 2020 rok weszłam szczęśliwa.

Po pierwsze, odzyskałam moje przyjaciółki, którym właśnie dedykuję tego shota. 

Po drugie, odzyskałam siebie.

I po trzecie, najważniejsze. Nauczyłam się, że ludzie odchodzą, zostawiają po sobie nie pustkę, a miejsce. Nigdy nie zapomnę osób, które nauczyły mnie być sobą. Szczególnie jednej, którą poznałam tutaj, na wattpadzie i która może kiedyś tu zajrzy. Jeśli tak się stanie. Chcę, żeby wiedziała, że jestem jej za wszystko wdzięczna.

Dziękuję wszystkim, którzy tu są, byli, może też będą. Jeśli o mnie chodzi, gdy zakończę bieżące prace, robię sobie przerwę. Potrzebuję poukładać sobie to wszystko w głowie, całe swoje życie.

Życzę wam, aby 2020 rok był rokiem lepszym od poprzednich. Cudownym, pełnym szczęścia, miłości, przyjaźni i sukcesów. Żeby wszystko się udało, żeby marzenia się spełniły. Czas zapomnieć, o tym co było. Przecież nie zaczniecie czytać kolejnego rozdziału w książce, jeśli ciągle, w kółko, będziecie czytać poprzedni. 

"The sun goes down and it comes back up
The worl it turns no matter what.
Oh-oh-oh, oh-oh-oh oh, if it all goes wrong...

Darling, JUST HOLD ON."

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top