28 | We are falling apart
Pojechałam do rodzinnego domu, czując dziwną mieszankę niepokoju i niechęci. Od trzech lat nie miałam z rodzicami żadnego kontaktu, a teraz nagle pojawili się w moim życiu, prosząc o spotkanie. Wiedziałam, że nie chodziło o żadne serdeczne pojednanie. Za dobrze ich znałam, by wierzyć w taki scenariusz.
Gdy przekroczyłam próg naszego starego domu, poczułam znajome uczucie duszności. Wszystko tutaj było takie samo – eleganckie, surowe, pełne dystansu. Rodzice zawsze starali się, by wszystko było idealne na zewnątrz, nawet jeśli wewnątrz rodziny panowała zimna, obojętna atmosfera.
Siedzieliśmy w salonie, a ja starałam się zachować spokój, choć moje wnętrze krzyczało, by uciec stąd jak najszybciej. Rodzice siedzieli naprzeciwko mnie, a ich twarze były poważne, jakby szykowali się do rozmowy biznesowej, a nie rodzinnej.
– Sooyeon, wiemy, że minęło sporo czasu – zaczęła moja matka, a jej ton był chłodny i oficjalny. – Ale musimy teraz skupić się na ważniejszych sprawach.
Ojciec skinął głową, jego wyraz twarzy był równie obojętny.
– Firma rodzinna przechodzi trudny okres – powiedział, a w jego głosie wyczułam cień niepokoju, czego nie widziałam u niego zbyt często. – Potrzebujemy twojej pomocy.
Moje serce zamarło. Już wiedziałam, do czego zmierzają. Nie chodziło o moją karierę, o moje życie. Chodziło o ich firmę, o ich interesy. Nagle poczułam, jak wszystkie stare rany wracają, przypominając mi, dlaczego od nich odeszłam.
– Jakiej pomocy? – zapytałam cicho, choć w środku już wiedziałam, co usłyszę.
Matka spojrzała na mnie, jakby była zaskoczona, że jeszcze nie rozumiem.
– Sooyeon, mamy ważne relacje biznesowe, które mogą nas uratować. Chodzi o umówienie się z synem milionera, który mógłby zainwestować w naszą firmę – powiedziała, jakby to było coś zupełnie normalnego. – Wiesz, że jego rodzina od dawna miała na ciebie oko. Gdybyś mogła nawiązać z nim bliższą relację...
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Moje ciało zamarło, a serce zaczęło bić szybciej. W głowie krążyło mi tylko jedno pytanie: jak mogli?
– Czekajcie... – przerwałam im, starając się zapanować nad gniewem, który we mnie narastał. – Chcecie, żebym udawała przykładną córkę i umawiała się z jakimś chłopakiem, tylko po to, żebyście mogli dostać pieniądze na ratowanie firmy?
Matka uniosła brwi, jakby nie rozumiała, dlaczego mam z tym problem.
– Sooyeon, to nie jest „jakiś chłopak". To syn bardzo wpływowej rodziny, która może nam pomóc wyjść z kłopotów. Musisz zrozumieć, że to nie tylko o nas chodzi, ale o przyszłość firmy, którą kiedyś ty mogłabyś przejąć.
Spojrzałam na nich z niedowierzaniem. Wszystko to, o czym mówili, było jak powrót do przeszłości. Przez całe życie starałam się uciec od tego, co narzucali mi jako „moją rolę". Przykładna córka, która robi to, co się jej każe. Kiedyś byłam na tyle naiwna, że próbowałam spełniać ich oczekiwania, ale teraz byłam kimś innym. Nie mogłam na to pozwolić.
– Nie mogę się na to zgodzić – powiedziałam zdecydowanie, patrząc im prosto w oczy. – Nie wróciłam tutaj po to, by ratować wasze biznesy kosztem mojego życia. To nie jest moja droga.
Ojciec westchnął, a w jego oczach pojawił się chłód, który znałam aż za dobrze.
– Sooyeon, myśleliśmy, że zrozumiesz. Rodzina jest najważniejsza. Bez naszej firmy, co ci zostanie? Co my wszyscy mamy?
Podniosłam się z miejsca, nie mogąc dłużej wytrzymać tej rozmowy.
– Mam swoje życie. Mam swoje marzenia i pasje, których nigdy nie chcieliście zrozumieć – powiedziałam, a mój głos stawał się coraz bardziej stanowczy. – Nie wrócę do tego, co było. Nie będę żyła według waszego planu.
Oboje patrzyli na mnie z mieszanką zaskoczenia i zawodu, ale wiedziałam, że to nie ma już znaczenia. To nie była rozmowa o ratowaniu rodziny, tylko o kontrolowaniu mnie tak, jak to robili przez całe życie. I tym razem nie pozwolę im na to.
Odwróciłam się i ruszyłam w stronę drzwi, a ich głosy zanikały za mną. Wiedziałam, że zrobiłam to, co musiałam, ale jednocześnie czułam, że ta walka nie skończy się tak łatwo.
Idąc w stronę drzwi, poczułam, jak mój gniew i frustracja narastały z każdą sekundą. Byłam gotowa opuścić ten dom, to miejsce, które nigdy nie dawało mi poczucia bezpieczeństwa ani miłości. Miałam wrażenie, że nie zasługuję na takie traktowanie, i wiedziałam, że muszę odejść, by żyć na własnych warunkach.
Ale zanim zdążyłam sięgnąć do klamki, poczułam, jak ktoś szybko i brutalnie zasłonił mi usta i nos. Zaskoczona, starałam się krzyknąć, ale mój głos utknął w gardle. Dłoń była silna, a w powietrzu wyczułam dziwny, chemiczny zapach. Przykryta szmatka sprawiła, że zaczęło mi się kręcić w głowie.
Serce przyspieszyło, a ja próbowałam się wyrwać, ale czułam, że moje ciało zaczyna stawać się coraz słabsze. Mój umysł walczył, próbując zachować przytomność, ale z każdą sekundą moje ruchy stawały się coraz bardziej bezwładne. Wszystko zaczęło się rozmazywać, dźwięki zniknęły w oddali, a obraz przed oczami zgasł jak nagle wyłączone światło.
Ostatnie, co pamiętałam, to ciemność, która mnie pochłonęła, i uczucie przerażającej bezradności.
***
Obudziłam się powoli, jakby mój umysł przebijał się przez gęstą mgłę. Czułam, że coś jest nie tak. Moje ciało było ciężkie, a głowa pulsowała tępy bólem. Kiedy w końcu otworzyłam oczy, zdezorientowanie uderzyło mnie z pełną mocą. Znajdowałam się w pokoju hotelowym. To nie był mój dom, ani żaden inny znajomy pokój.
Spróbowałam się podnieść, a wtedy dotarło do mnie, że jestem ubrana... i pomalowana. Moje włosy były starannie ułożone, a makijaż – perfekcyjny, jakby przygotowany na jakieś ważne wydarzenie. Serce natychmiast przyspieszyło, a zimny dreszcz przebiegł mi po plecach. Co się stało? Jak się tu znalazłam?
Próbowałam zebrać myśli, ale wspomnienia były rozmazane, jakby ktoś je zamazał. Ostatnie, co pamiętałam, to rozmowa z rodzicami... ich prośba, żebym pomogła firmie. A potem... poczułam dłoń na twarzy. Szmatka. Ten okropny zapach. Omdlenie.
Przerażenie zaczęło mnie przytłaczać. Czy moi rodzice z tym mieli coś wspólnego? Co tu robiłam i dlaczego byłam tak ubrana i umalowana?
Rozejrzałam się po pokoju, próbując znaleźć jakiekolwiek wskazówki. Był luksusowy, ale bezosobowy – eleganckie zasłony, białe pościele i szklany stolik na środku. Na stoliku leżała koperta, a obok niej mój telefon. Przełknęłam ślinę i sięgnęłam po kopertę. Moje ręce drżały, gdy ją otworzyłam.
W środku znajdowała się krótka wiadomość:
„Masz czas do wieczora. Wiesz, co masz robić. Nie zapomnij, dla kogo to robisz."
Przeczytałam te słowa raz, a potem jeszcze raz. Czułam, jak mój żołądek się zaciska. Wzięli mnie siłą. Zmusili mnie, żebym... żeby co? Co oni planowali? Nie mogłam uwierzyć, że moi rodzice mogliby to zaaranżować, ale w głębi duszy czułam, że to ich dzieło.
Zerwałam się z łóżka, próbując opanować drżenie. Musiałam stąd wyjść, znaleźć sposób, by uciec. Ale najpierw... musiałam dowiedzieć się, co właściwie mieli na myśli.
Otworzyłam drzwi na klatkę schodową, wciągając głęboko powietrze. Winda wydawała się zbyt ryzykowna. Gdyby ktoś mnie szukał, łatwo byłoby mnie tam znaleźć lub zatrzymać. Klatka schodowa, choć wąska i cicha, była bezpieczniejszą opcją. Drzwi zamknęły się za mną z cichym kliknięciem, a ja stałam przez chwilę, słuchając swoich własnych, przyspieszonych oddechów.
Schody były strome, prowadziły zarówno w górę, jak i w dół, ale ja nie mogłam sobie pozwolić na wahanie. Musiałam działać szybko. Zdecydowałam się ruszyć w dół, kierując się w stronę wyjścia. Z każdym krokiem czułam, jak adrenalina narasta, a moje serce bije coraz mocniej.
Starałam się poruszać bezszelestnie, mimo że moje buty delikatnie stukały o metalowe schody. Co chwilę oglądałam się za siebie, jakby oczekując, że ktoś zaraz mnie dogoni, chwyci za rękę i zawróci do tego przeklętego pokoju.
Biegłam po schodach, starając się opanować drżenie rąk i przyspieszony oddech. Schodziłam niżej, piętro za piętrem, kiedy nagle, na jednym z półpięter, pojawiła się przede mną postać, której najmniej się spodziewałam. Moja matka.
Matka stanęła przede mną, a w jej oczach błyszczała złość, której nie widziałam nigdy wcześniej. Zrobiła szybki krok w moją stronę, a ja cofnęłam się odruchowo, ale nie miałam dokąd uciec. Była zbyt blisko. Jej dłoń mocno zacisnęła się na moim ramieniu, szarpiąc mnie z brutalną siłą.
– Naprawdę myślałaś, że możesz po prostu uciec? – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Ty, która zawsze robiłaś, co chciałaś. Koniec z tym! Teraz robisz to, co ci każemy!
– Nie zmusicie mnie do tego! – wyrzuciłam z siebie, próbując wyrwać się z jej uścisku, ale ona trzymała mnie z nieoczekiwaną siłą. Czułam, jak moje serce bije coraz szybciej, jak adrenalina zaczyna przejmować kontrolę, ale matka nie miała zamiaru odpuścić.
– Musisz to zrobić! – krzyknęła, a jej głos odbijał się echem po klatce schodowej. – Masz obowiązki wobec rodziny. To twoja jedyna szansa, żeby naprawić to, co zrujnowałaś!
Spojrzałam jej w oczy, widząc w nich zimną determinację. Wtedy dodała coś, co sprawiło, że krew we mnie zawrzała.
– A przy okazji... przynajmniej skończysz ten absurdalny związek. Ten Heeseung... on nie pasuje do ciebie – powiedziała z pogardą, jakby wypowiedzenie jego imienia było dla niej czymś odrażającym. – Nigdy nie był na twoim poziomie, Sooyeon. Zasługujesz na coś lepszego. Zresztą... rodzina tego milionera jest o wiele bardziej odpowiednia. Chociaż w tej kwestii możesz postąpić rozsądnie.
Jej słowa uderzyły mnie jak cios. To nie chodziło tylko o firmę, o pieniądze – chodziło o kontrolę. Chciała, żebym porzuciła swoje życie, swoje marzenia, a przede wszystkim osobę, którą kochałam. Heeseung, który był przy mnie zawsze, którego miłość była szczera i bezwarunkowa, był dla niej tylko przeszkodą.
– Nigdy go nie zostawię – powiedziałam stanowczo, patrząc jej prosto w oczy. – Kocham go, a wasze pieniądze ani plany nie mają tu żadnego znaczenia.
Jej oczy zwęziły się z gniewu, a uścisk na moim ramieniu się zacieśnił. Matka była teraz jak drapieżnik, który nie zamierzał wypuścić swojej ofiary.
– Zobaczymy, jak długo wytrwasz w swoich dziecinnych marzeniach, Sooyeon – syknęła. – Jeśli nie zrobisz tego, co trzeba, zniszczymy go. Tak, jak zniszczymy wszystko, co próbowałaś zbudować.
Jej słowa odbiły się we mnie echem. Wiedziałam, że nie żartowała. Czułam, że ich plany wykraczały daleko poza mnie, że byli gotowi zniszczyć wszystko, co kochałam, jeśli nie zrobię tego, czego ode mnie oczekiwali.
Nagle, bez ostrzeżenia, matka pchnęła mnie w kierunku schodów. Zatoczyłam się, tracąc równowagę, ale udało mi się złapać poręczy. Jej zimne oczy patrzyły na mnie z góry, a w jej głosie nie było ani krzty litości.
– Skoro tak bardzo pragniesz być niezależna, załatwimy to inaczej – powiedziała z lodowatym spokojem. – Ale zapamiętaj moje słowa, Sooyeon. Nie będziesz miała innego wyboru.
Matka ponownie mnie popchnęła, ale tym razem z większą siłą. Zanim zdążyłam zareagować, moje dłonie szukały jakiejkolwiek podpory, ale tym razem nie udało mi się niczego złapać. Straciłam równowagę, a w ułamku sekundy poczułam, jak moje ciało leci w dół po schodach.
Świat zawirował wokół mnie, a wszystko, co usłyszałam, to dźwięk mojego własnego ciała uderzającego o zimne, twarde schody. Ból przebił moje ciało, promieniując od głowy po całe kończyny. Każdy upadek wydawał się rozciągać w nieskończoność, jakby czas zwolnił. Próbowałam krzyknąć, ale powietrze uciekło mi z płuc, a jedyne, co czułam, to narastający, obezwładniający ból.
W końcu zatrzymałam się, leżąc nieruchomo na dole schodów. Głowa pulsowała, a moje ciało było jak z waty, pozbawione siły i woli walki. Wszystko wokół mnie powoli zaczynało się rozmywać, obraz stawał się coraz bardziej niewyraźny, a dźwięki dochodziły jakby z oddali.
– Mówiłam ci, Sooyeon – usłyszałam jej głos, teraz lodowato spokojny, jakby to, co się wydarzyło, było dla niej tylko kolejnym etapem planu. – Nie masz wyboru.
Leżąc tam, w tej beznadziejnej pozycji, czułam, jak moje ciało powoli poddaje się ciemności. Myśli krążyły chaotycznie, ale jedna z nich była wyraźniejsza od innych: muszę się stąd wydostać.
Od Autorki: No i już wiemy co się stało.
Czytelniku! Proszę, zostaw po sobie ślad- komentarz i/lub gwiazdkę. To dla mnie znak, że to, co tworzę, ci się podoba. To dla mnie bardzo ważne.
Do zobaczenia w kolejnym rozdziale.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top