Rozdział Szósty

Jego największy koszmar dzieje się tego wieczoru. To nie jest, właściwie, koszmar, Harry po postu się tego bał, odkąd ostatni raz widział Louisa.

- Mam randkę.

- Wow - nie wie, co powiedzieć, ciągle analizując w głowie słowa Liama, nawet, jeśli minęło już kilkanaście sekund. Czuje się niesamowicie niezręcznie, ale w duchu życzy mu powodzenia, tylko wstydzi się mu to powiedzieć. - Tak?

- Tak, gorąca laska - śmieje się, opierając się o blat i nie spuszcza wzroku z Harry'ego, a po chwili poważnieje. - Nie chcę, abyś zostawał sam, jest ciemno a Ty jesteś tutaj sam. Zadzwoniłem do Louisa.

 Harry ma cichą nadzieję, że Liam tego nie zrobił. Oddałby wszystko, aby nie musieć widzieć się z Louisem akurat dzisiaj, ponieważ nie jest na to nawet przygotowany. Przełyka w końcu gulę w gardle i stara się wyglądać, jakby go to nie ruszyło.

- Zgodził się?

- Zgodził się - przytakuje i Harry już wie, że skazał go na śmierć. - Ma klucze od domu, nie musisz mu otwierać, możesz iść po prostu spać a on tu posiedzi, ale możecie spędzić ten czas jak dobrzy kumple.

Krzywi się, wiedząc, że z Louisem nie można być w dobrych kontaktach. Szczerze mówiąc, Harry nie wie, jakim cudem nawiązał on znajomość z Liamem i Niallem, a nawet Zaynem - Louis jest inny. Nie jest osobą, z którą Harry chciałby się zadawać, chociaż przyłapuje siebie czasem na okazyjnym myśleniu o Louisie, jak o porządnym, odważnym człowieku, który byłby w stanie go obronić w razie niebezpieczeństwa. I to pewnie dlatego Liam zadzwonił do niego, a nie do Nialla.

Liam wychodzi przed dziewiątą wieczorem, a Harry odlicza godziny do śmierci, nie będąc w stanie przełknąć nawet swojej kolacji. Nie wie, czy denerwuje się bardziej tym, ze boi się Louisa (czy w ogóle nadal się go boi?), czy tym, że czuje się dziwnie dobrze w towarzystwie Louisa. Louis dostarcza mu adrenaliny i samym spojrzeniem przyśpiesza krążenie krwi w jego ciele.

Słyszy przekręcanie zamka w drzwiach pół godziny później, i gdy mija kilka sekund, odwraca głowę za siebie - widzi Louisa, skradającego się w jego stronę, ale gdy tylko wyłapuje spojrzenie Harry'ego, zatrzymuje się.

- Nie umiesz się bawić - mruczy, wywracając oczami. - Zbieraj się.

Harry marszczy brwi, jednak to robi, zapinając suwak bluzy aż pod szyję. Nauczył się, że z Louisem nie warto dyskutować.

- Gdzie?

- Do mnie.

- Nie lubię twojego domu - przechodzi obok Louisa, wsuwając stopy w swoje trampki. Nie kłopocze się z zawiązaniem sznurówek, gdyż wie, ze pojadą autem.

- Mam to w dupie.

W porę gryzie się w język, aby nie odpowiedzieć mu niczym niemiłym i bez słowa idzie do samochodu Louisa, chcąc go otworzyć. Drzwi są jednak zamknięte, więc niechętnie zerka na Tomlinsona, który bez problemu otwiera mu drzwi.

- Lepiej się nie dotykaj, bo zepsujesz.

W zamian otrzymuje od Harry'ego chłodne spojrzenie. Harry pamięta ten raz, kiedy z całej siły trzasnął drzwiami od samochodu Louisa w przypływie odwagi, ale dobrze wie, że nie były w stanie tego powtórzyć, nawet bardzo spragniony zemsty.

Opiera policzek na dłoni i czeka, ale nadal stoją na podjeździe, a Louis wyciąga paczkę papierosów opierając się o kierownicę.

- Dlaczego stoimy? - pyta cicho ze ściągniętymi brwiami i odważa się odwrócić głowę w jego stronę. Louis trzyma w ustach podpalonego papierosa, bawiąc się swoją zapalniczką. - Louis?

- Palę.

- W samochodzie? - pyta znowu, ale nie otrzymuje odpowiedzi. Wzdycha zirytowany poprawia się w fotelu, mając jednak nadzieję, że Louis zrozumie, że go irytuje. Harry nie powiedziały mu tego w twarz, mogąc przypłacić za to życiem, ale bardzo chce dać mu to do zrozumienia.

Zamyka oczy i stara się myśleć o rzeczach, które zrobi po powrocie do domu i do szkoły. Spotka się z przyjaciółmi i przeprosi swojego laptopa za tak długą nieobecność. Pójdzie z Brianem na urodziny Ashley, o których cała szkoła mówiła już w zeszłym roku, i Harry również był wtedy podekscytowany tym faktem, ale teraz już jakoś mniej. Wszystko od końca roku do teraz się zmieniło przed wszystkim ze względu na to, co ostatnio dzieje się w jego życiu.

Ale, równocześnie, nie wyobraża sobie swojego życia bez miejsca, w którym teraz jest. Zna Liama krótko, zna krótko to miejsce i Speed Kings, ale wie, że z całą pewnością jeszcze za nimi zatęskni. Zatęskni za nadopiekuńczością Liama, za żartami Nialla, tajemniczością Zayna i... za Louisem.

Rozchyla lekko swoje powieki, zerkając na skupionego na drodze Louisa i uśmiecha się delikatnie. Nigdy nie spodziewał się, że w jego nudnym życiu stanie się coś takiego. Nigdy nie wyobrażał sobie siedzenia w drogim, sportowym samochodzie z niebezpiecznym, przystojnym członkiem gangu samochodowego obok, ale to się właśnie dzieje. Harry siedzi obok Louisa Tomlinsona, wiedząc już, że to imię i nazwisko znają wszyscy. On również je zna i jest w pewnym stopniu dumny, że jest jednym z tych, którzy mają możliwość bycia tak blisko Louisa.

- Skoro nie lubisz mojego domu, możesz spać na dworze - wyrywa go z zamyśleń głos Louisa i wtedy zdaje sobie sprawę, że podczas jazdy patrzył się na niego praktycznie cały czas.

- Nie - mówi szybko i rumieni się, wyskakując z samochodu. Jest na Louisa mniej zły niż godzinę temu, więc bez protestów idzie za nim po schodach w stronę drzwi i pozwala się, z lekkim zdziwieniem, przepuścić pierwszego. - Mam tu spać?

- Tu? - Louis zerka na podłogę, unosząc w górę brwi. - Jeśli będzie Ci wygodnie.

- Miałem na myśli... w twoim domu.

Nie dostaje odpowiedzi, więc idzie dalej za Louisem, starając się nie potknąć na żadnym stopniu, gdy idą po schodach na piętro, ponieważ jest ciemno. Nie wie, gdzie idą, ale ma nadzieję, że do sypialni - jest fizycznie wykończony i prawie usnął w samochodzie.

Tym razem Louis wchodzi jako pierwszy przez ostatnie drzwi na końcu korytarza (jest ich cztery, liczył), ale nie jest tutaj tak, jak to sobie wyobrażał. Ściany są białe, podłoga jest ciemna, po środku stoi jedno, dwuosobowe łóżko a jedna ze ścian jest cała wykonana ze szkła. Ale mimo pięknych widoków, jest tutaj pusto i chłodno.

- To moja sypialnia.

Harry nadal stoi w miejscu, nie wiedząc, czy może podejść i rozejrzeć się bardziej, chociaż oprócz szafy i łóżka nic tutaj nie ma. Patrzy na Louisa, który poprawia i tak starannie pościelone łóżko. To jest jego łóżko. Sypialnia jest czymś intymnym, i Harry naprawdę się dziwi, że Louis go tutaj przyprowadził, ponieważ nie wygląda na takiego, który każdą, pierwszą osobę zaprasza do swojej sypiali. 

- Możesz tu spać.

- J-Ja? - mruga szybo, niepewien, czy to, co usłyszał, rzeczywiście było tym, co usłyszał.

- Tak, chyba, że wolisz na tej podłodze.

- Nie - przygryza dolną wargę odsuwając się nieco w bok, i jeszcze raz rzuca spojrzenie na łóżko, łącząc je z faktem "sypialnia Louisa" i "mam spędzić tutaj noc".

Nawet nie zauważa, gdy Louis po prostu wychodzi, zostawiając w pokoju Harry'ego, więc ten szepcze ciche "dziękuję, Louis".

W końcu czuję odwagę, aby podejść bliżej i rozpina bluzę, ponieważ w domu Louisa jest naprawdę ciepło. Kładzie ją na ramie łóżka i niepewnie na nim siada, uśmiechając się, gdy czuje miękkość materaca - taką, jaką lubi. Zastanawia się, czy Louis również taką lubi. To niemal oczywiste, że tak - w końcu nie bez powodu ma tak miękki materac.

Ale zastanawia się również, czy Louis leży po lewej czy po prawej stronie, czy lubi spać z poduszką czy bez, czy... ta pościel, która tu leży, służyła Louisowi jakiejkolwiek poprzedniej nocy. Gdy o tym myśli, jego serce bije sto razy szybciej, ponieważ to jest sypialnia Louisa. Łóżko Louisa. Czy Louis uprawiał tu kiedykolwiek seks?

Rumieni się mocno i chowa twarz w dłoniach, chociaż nikt nie może tego zobaczyć. Harry naprawdę nie chciał o tym pomyśleć, ale to się właśnie stało - pomyślał. Louis jest dorosłym mężczyzną i z całą pewnością robi rzeczy, które Harry'emu się nawet nie śnią. Ponieważ wcale nie chce być na miejscu Louisa, a tym bardziej na miejscu obok niego.

Nie.

Drżącymi dłońmi rozpina guzik swoich jeansów i zsuwa je ze swoich nóg, razem ze skarpetkami, a gdy wreszcie układa się cały na materacu, przykrywa aksamitną kołdrą aż po szyję. Jest ciepło, ale robi to, ponieważ to wtedy dociera do niego przyjemny zapach. Przewraca się na bok i wtula nos w poduszkę, zaciągając się tak mocno, że jego oczy prawie wywracają się do tyłu jego czaszki. Uśmiecha się i przymyka oczy, ponieważ wie, że tak właśnie pachnie Louis z rana. Nie wie jeszcze tylko, jak wygląda, ale niemal czuje ciepło, które jeszcze nie wystygło, odkąd ostatni raz tutaj leżał.

I po raz kolejny: nie.

Harry prawdopodobnie jest czerwony aż po cebulki włosów, czując, że pali się ze wstydu. To, o czym myśli nie jest w porządku wobec Louisa, ale do Harry'ego dopiero teraz dociera, że miał fantazję - fantazję o Louisie. Nie chce fantazjować o kimś starszym od siebie, o kimś niebezpiecznym, ale równocześnie niesamowicie przystojnym. Nie może.

***

Budzi się zlany potem w środku nocy, nie bardzo wiedząc, co się dzieje. Siada z ciężkim oddechem i rozgląda się po zupełnie obcym pomieszczeniu, w obcym łóżku i ma wrażenie, jakby rzeczywiście został porwany. Jednak jego ręce ani nogi nie są związane, zamiast tego leży w wygodnym, królewskich rozmiarów łóżku, w samych bokserkach i koszulce, a sen, w którym wsiada do obcego samochodu i zostaje wywieziony okazuje się być tylko snem.

Wreszcie może odetchnąć z ulgą. Jest w domu Louisa. W łóżku Louisa. Okryty pościelą Louisa, który jest w tym samym budynku i Harry wie, że nic mu nie grozi. Więc to uspokaja go jeszcze bardziej.

Opuszcza drżące nogi na podłogę i wstaje, obciągając koszulkę w dół, ab zakryła przynajmniej część jego odsłoniętych ud. Nie zna domu Louisa, ale potrzebuje napić się szklanki wody, nie będąc do końca pewnym, czy nie krzyczał przez sen, bo bardzo boli go gardło.

Gdy schodzi schodami na dół, słyszy czyiś podniesiony głos i dopiero po chwili orientuje się, że należy on do Louisa. Niepewnie staje w progu i widzi go, krążącego po pokoju z telefonem przy uchu, a zazwyczaj jego spokojny wyraz warzy zastąpiony jest grymasem, którego jeszcze Harry nie widział. Chociaż... widział raz, kiedy zabrał go z parku, gdy zaczepiła go tajemnicza dziewczyna. Wydawał się być zły.

- Louis? - spytał cicho, przeskakując z nogi na nogę, ale Louis to słyszy i od razu odwraca się przodem do niego, zaciskając palce na telefonie. Bez zastanowienia wciska czerwoną słuchawkę a Harry czuje nieodpędzoną ciekawość dowiedzenia się, z kim Louis rozmawiał, i dlaczego w taki sposób.

- Myślałem, że śpisz.

- Chciałem coś do picia...

Stoi w tym samym miejscu, gdy Louis z westchnięciem znika a po chwili wraca, podając Harry'emu szklankę z wodą. Jego wzrok na chwile zatrzymuje się na drobnym ciele Harry'ego, ale szybko go odwraca.

- Co się stało?

- Nic. Wracaj do spania.

 Chce jeszcze coś powiedzieć, ale Louis kieruje się na górę, kładąc dłoń w dole jego pleców i nie może nic poradzić na to, że przeszywa go dreszcz. Posłusznie idzie z Louisem, upijając po drodze trochę wody i zerka na niego nieśmiało spod grzywki, gdy chłopak zatrzymuje się przy drzwiach sypialni. Również na niego zerka i chociaż jest ciemno i Harry ledwo może zobaczyć, ma wrażenie, jakby Louis drgnął i chciał się poruszyć naprzód, ale zamiast tego otwiera mu drzwi. Harry nic nie mówi, tylko wchodzi do środka, zastanawiając się, co to do cholery było.

***

Następnego dnia Harry budzi się około dziewiątej. Naprawdę nie wie, która jest godzina, ponieważ orientuje się, że zapomniał wziąć z domu telefonu. Ma jednak nadzieję, że jakkolwiek Liam próbował się z nim skontaktować, Louis o to zadbał.

Ubiera z powrotem resztę swoich ciuchów, ponieważ nie wie, gdzie jest łazienka i opuszcza sypialnie, nie zapominając jednak poprawić przed wyjściem łóżka. Idzie droga, którą zapamiętał wczoraj, idąc schodami na dół, ale nie znajduje w zasięgu wzroku Louisa, ani nikogo innego. Do głowy wpada u myśl, czy Louis może ma dziewczynę, ale wątpi, ponieważ nie pozwoliłby, aby Harry spał w jego łóżku.

Może czuje się dziwnie, ale... w kuchni, do której cudem trafia znajduje talerz z jajkami i bekonem, obok szklankę z sokiem - typowe, angielskie śniadanie. Ale to wszystko jest tutaj, i Harry z całą pewnością tego nie zrobił, więc musiał zrobić to Louis. Przygryza wnętrze policzka, hamując cisnący się na jego usta uśmiech i siada niepewnie na stołku, postanawiając podziękować Louisowi za wszystko, gdy tylko zje i dowie się, gdzie jest.

Gdy w końcu kończy jedzenie, robiąc to najszybciej, jak umie, wychodzi na korytarz i rozgląda się w poszukiwaniu jakiejkolwiek pary drzwi. Louis z całą pewnością już nie śpi, ale Harry nadal nie wie, gdzie może być. Wpada na pomysł przejścia obok schodów, w stronę przeszklonych drzwi, wychodzących na taras, ale wtedy... zauważa drugie schody, prowadzące w dół.

Nie wie, co tam jest, ale prowadzony ciekawością schodzi na dół z nadzieją, że Louis oszczędzi za to jego życie. Widzi szerokie, dwuskrzydłowe drzwi i popycha je, znajdując się nagle gdzieś, co przypomina siłownię. Bo to, właściwie, chyba jest siłownia. Rozgląda się wokół, ciekawy, jednak czymś, co przekłuwa jego uwagę najbardziej jest on - w czarnym tank topie i czerwonych, bokserskich rękawicach, które co jakiś czas uderzają w ciężki przedmiot, który Harry podejrzewa, że jest to worek treningowy. Opiera się o framugę drzwi i patrzy na jego skupioną minę, na ściągnięte brwi i rozchylone usta i może nie powinien, ale pozwala sobie zerknąć na jego mięśnie i wystającą żyłę na jego szyi, która uwydatnia się z każdym kolejnym, zadanym ciosem.

Harry widzi takiego Louisa i, po raz pierwszy, nie czuje strachu ani niepokoju- czuje adrenalinę i krew buzującą w jego żyłach tak bardzo, że jego oczy się szklą. Czuje się nagle bardzo bezpiecznie i chce spytać Louisa, czy może siedzieć i patrzeć, tak po prostu, ponieważ Louis jeszcze go nie widzi.

Jeszcze.

Gdy Louis na niego spogląda, jego serce podskakuje mu do gardła a w głowie rodzi się wizja bycia workiem treningowym zwisającym z tego sufitu z zawiązanymi rękoma. Ale mimo chwilowego strachu nic się nie dzieje - Harry wciąż drży (wcale nie ze strachu), a Louis sięga po ręcznik, aby wytrzeć nim spoconą twarz. Kosmyki jego włosów kleją się do czoła, a pot błyszczy na jego bicepsach, które napinają się, gdy unosi rękę, aby napić się wody. Harry czuje, że stał się na wpół twardy tylko i wyłącznie dlatego, że ma dopiero szesnaście lat, a Louis go prowokuje. To boli, bo nie może nic zrobić, wciąż jest obserwowany i jedyne, o czym stara się w tym momencie myśleć, jest Cottage Pie którego nie lubi, i po którym zawsze wymiotuje. Chyba się udaje.

- Dlaczego się gapisz? - otrząsa się dopiero wtedy. Patrzy na Louisa i na jego, och, oczywiście, skamieniałą twarz. To nie tak, że kiedykolwiek indziej patrzył na Harry'ego inaczej.

- Ja... szukałem łazienki -odchrząkuję słysząc, jak okropnie zabrzmiało jego kłamstwo. Jego policzki różowią się, ponieważ nie wie, co innego może powiedzieć. Nerwowo wbija paznokcie w swoje dłonie, które trzyma w kieszeniach bluzy i zaciska uda, starają się utrzymywać spojrzenie na butelce wody, którą Louis właśnie trzyma w dłoniach, zamiast na jego wystających obojczykach.

- Na górze - chłopak odkłada butelkę wraz z ręcznikiem, tuz obok rękawic na drewnianej ławce i posyła Harry'emu kolejne, przeszywające spojrzenie. - Zaprowadzić Cię za rączkę?

Harry czuje się niewygodnie z tonem, jakim się do niego zwraca, i przechodzi mu nawet ochota na podziękowania mu za śniadanie, ale chce to zrobić, bo po części zdążył się już przyzwyczaić, że Louis to po prostu Louis.

- Dziękuję za śniadanie. I twoje łóżko.

W odpowiedzi Louis tylko wzrusza ramionami, zarzucając na ramiona bluzę. A Harry nadal tak stoi, ponieważ ma cichą nadzieję, że Louis jeszcze coś powie.

- Masz wszystko ze sobą? - odzywa się w kocu, ale trochę niezrozumiale, bo Harry nie rozumie. - Wracasz do domu.

- Do domu? - mamrocze i dopiero po chwili do niego dociera. Idzie za Louisem z powrotem na górę. - Ach, do domu... Tak. A-um-

- Tak, rozmawiałem z Liamem. Następnym razem zabieraj ze sobą telefon, dzieciaku.

Czyli wracamy do dzieciaka, pomyślał.



Od autora: ROZDZIAŁ PISAŁAM NA SZYBKO I NAWET NIE ZDĄŻYŁAM GO POPRAWIĆ, WIĘC ZROBIĘ TO PÓŹNIEJ, BO MI WODA WE WANNIE STYGNIE! ENJOY 














Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top