Rozdział Dwunasty

ZANIM ZACZNIESZ TWEETOWAĆ: Na twitterze zmieniono hasztag z #FADPL na #FADFF.

W jedną z tych spokojnych, sierpniowych nocy, nikt nigdy nie spodziewałby się, że coś może się zdarzyć. Tym czasem zdarzyło się wiele, wiele więcej. 

 Po drugiej stronie Doncaster...

 Samochód zatrzymuje się na podjeździe jednej z rzadkich i nieogrodzonych willi na wzgórzu Saint Hill*. Drzwi niemal natychmiast otwierają się, a ze środka wysiada mężczyzna, stawiając ciężkie kroki na kamiennej posadzce. Mogłoby wydawać się to całkiem normalne, gdyby nie cel, w jakim tu przyjechał. Wszystko wokół wydaje się cichsze, jakby nawet księżyc wstrzymał oddech i nasłuchiwał. 

 Podchodzi powoli do drzwi i naciska dzwonek. Nie trzeba długo czekać, bo te za chwilę otwierają się i...

- Co Ty, kurwa, sobie myślisz?! - łapie go za dekolt koszulki i mocno przyciska do ściany. Patrzy na niego wściekłym wzrokiem i resztkami sił opanowuje się, aby nie uderzyć go w twarz. - Ona ma tylko szesnaście lat!

- Co Ty wyprawiasz? - syczy Louis, próbując odepchnąć ręce Liama, ale niestety jest silniejszy. 

- Mam tego dość, naprawdę dość, Louis. Jesteś taki od zawsze, i ja i chłopaki byliśmy w stanie to znieść, ale jeśli-

- Nie obchodzi mnie twój dzieciak - z tymi słowami Liam puszcza Louisa, ale wciąż jego spojrzenie jest ostre. Oddycha szybko, nawet nie wiedząc, kiedy adrenalina w jego ciele skoczyła. 

- Ach tak? Harry wszytko mi powiedział - mówi i to powoduje, że Louis sztywnieje. - Masz coś do powiedzenia w tej sprawie? 

 Patrzą na siebie przez chwilę, bo Louis chyba nie ma zamiaru odpowiedzieć. To daje do zrozumienia Liamowi, że ma rację, że jego podejrzenia się sprawdziły, i że Harry nie kłamał.

- Wiem, jaki jesteś, Louis. Niezbyt przejmujesz się tym co ktoś czuje, myślisz tylko o swojej dupie. I kocham Cię jak brata, ale dotknij Harry'ego jeszcze raz, zbliż się do niego chociażby na kilka metrów, a masz u mnie przesrane.

- To wszystko twoja wina - odzywa się w końcu. - To był zły pomysł, nie pamiętasz? Mówiłem Ci to, Zayn ci mówił, nie powinieneś- 

- Ale chciałem, a teraz jest już za późno.

- Zrozum, przez niego wszystko się komplikuje, rozprasza nas w przygotowaniu do zawodów, bo ciągle musimy pilnować jego tyłka przed Speed Kings, bo-

- Ty już nie będziesz musiał - podchodzi do niego bliżej mrużąc oczy. - Nie musisz już zgłaszać się na ochotnika, żeby „wziąć młodego do siebie", nie. 

 Chyba trafia czuły punkt Louisa, bo ten zaciska usta i nic więcej nie mówi. Liam postanawia dać mu spokój, bo nie chce nawet na niego patrzeć. Cofa się kilka kroków, jednak zanim wychodzi, odwraca się i z całej siły uderza Louisa pięścią w twarz. 

- Prawie bym zapomniał. 

***

 Noc była dla Harry'ego okropna. Przez pierwszą godzinę Niall upewniał się, że Harry żyje i nic sobie nie zrobił, ale wciąż nie został wpuszczony do środka. Później Harry starał się czymś zająć i zadzwonił do mamy, ale w efekcie i tak skończył rozmyślając o Louisie do trzeciej nad ranem, aż nie usnął. 

 Gdy budzi się po dwunastej w południe, wzdycha z bezsilności i przeciera oczy dłońmi. Głowa boli go od niewyspania i od płaczu, chociaż płakał tylko na początku. Ale mimo wszystko naprawdę boi się o Louisa, boi się Liama i chce wiedzieć, czy coś mu zrobił. Wczoraj był niesamowicie wściekły i Harry nie słyszał, aby wrócił do domu.

 Schodzi powoli na dół w pidżamie i zagląda do salonu. Słyszy dźwięk ekspresu do kawy z kuchni, ale zamiast tego kuca przy stoliku i sięga po komórkę Liama, chcąc jak najszybciej zrobić to, co chciał zrobić już dawno. Wchodzi w kontakty i szuka odpowiedniego numeru, zanim długopisem spisuje go sobie na dłoń. 

- Harry? - słyszy wołanie, więc szybko odkłada telefon, zdenerwowany, że ktoś go przyłapie. Chowa rękę za plecami, żeby Liam nie zauważył i wziąwszy głęboki oddech idzie do kuchni, niepewien, czy jest gotowy zmierzyć się z kuzynem.

- Hej - mówi cicho stojąc w progu kuchni, a Liam odwraca się i zerka na niego. Nie ma zadrapań ani siniaków, więc może jednak nic się wczoraj nie stało, a on za bardzo panikował. Z resztą, Louis i Liam są przyjaciółmi, Liam nic by mu nie zrobił.

- Siadaj, zrobiłem śniadanie. 

 Harry posłusznie siada, ale wciąż ma w głowie obraza wściekłego Liama i boi się spytać o Louisa, ale wie, że musi. Myślał o nim całą noc, i pomimo tego, jak go potraktował, a on nie rozumie, to nadal chce wiedzieć, czy wszystko z nim w porządku. Jego słowa ani na chwilę nie przestają wbijać sztyletów w jego serce, ale naprawdę jest już przyzwyczajony. 

- Liam? - zaczyna niepewnie i bawi się swoimi palcami pod stołem, bo musi zakrywać rękę. 

- Tak? - odwraca się do niego przodem i stawia talerz na stole, a obok sztućce. 

- Co z Louisem? - pyta w końcu, a Liam na sam dźwięk imienia Louisa napina się. Zerka na Harry'ego, a za chwilę uśmiecha się i siada obok. 

- Nic, co ma być? 

- Nie wiem, um... byłeś zły wczoraj. 

- Bądźmy szczerzy, to byłoby chyba nie na miejscu, gdybym nie był zły  - mówi może trochę za ostro. - Cokolwiek powiedział Ci wczoraj, Harry... to kretyn. 

  Harry marszczy brwi i nagle nie chce, aby Liam go tak nazywał. Owszem, Louis jest kretynem, ale Liam nie ma prawa tak uważać. Chce spytać  coś jeszcze, ale nie chce go bardziej zdenerwować. Zamiast tego zaczyna jeść i wpatruje się w blat stołu. 

- Niall może do Ciebie przyjechać jeśli chcesz dzisiaj. 

- Czemu nie Ty? - dziwi się. 

- Mam coś do załatwienia, przepraszam.

- W takim razie dlaczego nie Louis? - jego imię wypada z jego ust szybko, zanim może się w ogóle powstrzymać. 

- Bo już nigdy więcej Louis. 

- Co nigdy więcej Louis? 

- Nic. Zero Louisa, po prostu. 

 Harry spuszcza wzrok i przestaje żuć jedzenie w buzi, po prostu się nie odzywa. Słyszy westchnięcie Liama. 

- Harry, jak Ty to sobie wyobrażałeś? Dobrze, że mi powiedziałeś, inaczej nie wiem, co by było.

- Nic by nie było - odpowiada cicho. - Przecież on mi nic nie zrobił.

- Masz tylko szesnaście lat i jesteś głupio naiwny, a Louis jest-Harry! - woła, gdy Harry nagle zrywa się z krzesła i szybko wychodzi z kuchni. Nie może tego słuchać, wie, że Liam jest zły, ale to dla niego za dużo. Jego słowa rozdzierają mu serce, nie chce dopuszczać do siebie świadomości, że Louis rzeczywiście go wykorzystał, a on rzeczywiście jest naiwny. Skoro Liam to widzi, tak pewnie jest, ale on nie chce zdawać sobie z tego sprawy. 

 W pokoju siada na swoim łóżku i siedzi tak zgarbiony przez jakiś czas. Nic nie robi, tylko siedzi i wpatruje się w puchaty dywan, na którego widok tak cieszył się za pierwszym razem. Wtedy nic jeszcze nie wiedział, nie mógł tego przewidzieć. Że wszystko potoczy się właśnie tak i się... zauroczy. 

 Przeciera jedno oko dłonią, aby się nie rozpłakać, bo jego oczy robią się wilgotne. Minął jeden dzień, odkąd nie widział Louisa, a już tęskni za nim i może jest głupi i naiwny, ale chce zapomnieć o jego słowach i zostać przez niego pocałowanym. Ale, równocześnie, chce uderzyć go porządnie w twarz i wypomnieć to, jak go traktował. Oprócz tego, jaki Louis był w stosunku do niego, i że czasem robił mu na złość, Louis nigdy nie uderzył go, zamiast tego całował i pożyczał swoje koszulki i bluzy, pozwalał spać w sowim łóżku i na swój chory sposób chronił go i troszczył się o jego bezpieczeństwo. A Harry to wszytko docenia.

 Harry doceniał to wszystko przez cały czas, ale teraz tak jakby to do niego dociera. Louis może być największym kretynem na tej planecie, może traktować Harry'ego tak, jak do tej pory, ale nigdy nie wyprze się tego, jaki naprawdę jest. Widać to w najdrobniejszych gestach, on po prostu... robi to wszystko na swój sposób.

***

 Po południu, jak Liam obiecał, przychodzi Niall. Harry leży wtedy na łóżku w swoim pokoju i gra w gry na telefonie, więc nie zwraca uwagi, gdy chłopak puka do drzwi i wchodzi niepewnie do środka. 

- Można? 

 Harry jedynie wzrusza ramionami, nawet na niego nie patrząc. 

- Co robisz? - niepewnie siada w nogach łóżka. 

- Gram. 

- W co? 

- W grę. 

- Jaką? 

- Taką na telefon. 

- Harry, widzę - śmieje się i Harry unosi wysoko brwi, bo gdyby ktoś odpowiadał mu półsłówkami, obraziłby się albo zrobiłoby mu się przykro. Ale to jest Niall. - Jak się czujesz? 

- A jak mam się czuć? - odkłada na bok telefon, nie chcąc być dłużej niegrzecznym i wbija w niego swoje spojrzenie. 

- No, wiesz - krzywi się i drapie po głowie. - Tak w sumie to mógłbym go bronić, ale po co. Liam może byłby mniej zły, gdyby nie to, że wczoraj wróciłeś zapłakany. Przełknąłby to, że coś Was do siebie ciągnie, ale on po protu zna Louisa i się o Ciebie troszczy. 

- Ale on teraz nie pozwoli mi wychodzić z domu bez obstawy - wywraca oczami siadając. - Czyli Ciebie. Ewentualnie założy dodatkowy zamek w drzwiach, ale to tylko mój kuzyn, a nie matka. No i mam szesnaście lat. 

- Ale jesteś jego kuzynem, rodzina to rodzina, chroni Cię przed Louisem - powtarza swoje wcześniejsze słowa. - To nie tak, że Louis chce Cię zabić. Chyba nie chce. 

- Ale? 

- Ale wiesz, jaki jest. 

- Wiem, ale zdążyłem się do tego przyzwyczaić. To znaczy, czasem Louis mówi o wiele za dużo - spuszcza wzrok na swoje palce, ponieważ chyba po raz pierwszy rozmawia z kimś o swojej relacji z Louisem i o jego stosunku do niego. Nigdy nie sądził, że tą osobą okaże się Nial, ale jak się okazuje jest świetnym słuchaczem i przynajmniej stara się zrozumieć. - Ale on... na przykład, jak u niego jestem, to zawsze pozwalał spać mi w swojej sypialni, pożyczał mi swoje ciuchy i dał mi raz swoją bluzę. I może jest niemiły, ale przecież on by mi nic nie zrobił...

- Harry, ja w to w to wierzę, tylko powiedz to Liamowi. Ja wiem, że tylko się całowaliście, bo - przerywa i patrzy na Harry'ego podejrzliwie, a Harry mocno się czerwieni. - Bo tylko się całowaliście, prawda? 

- T-Tak - jąka się i odwraca spojrzenie, bo wzrok Nialla jest wszechwiedzący. - Nie patrz tak na mnie. 

- Czyli spaliście ze sobą? 

- Co?! Boże, nie! - odpowiada szybko z szeroko otwartymi oczami i nie może nic poradzić na to, że czerwieni się jeszcze bardziej. - J-Ja jeszcze... nie... no wiesz. Louis mnie tylko całował, um, to wszystko. 

- Na pewno? - Niall unosi brwi w górę i opiera się o poduszki. - Mi możesz powiedzieć, nie jestem Liamem i Cię nie uduszę. 

- Ale Liam udusiłby Cię za to, o czym rozmawiamy. 

- Och, daj spokój.Teraz będzie chodził jakby miał kija w dupie, bo jego najlepszy przyjaciel całował jego kuzyna, jakby nie miał większych problemów. 

 Harry wybucha śmiechem i zakrywa usta rękoma, rozluźniając się przez szczerość Nialla i jego poczucie humoru. Niall wystarczy, że jest, a samą swoją obecnością, swoimi żartami, albo swoim zaraźliwym śmiechem potrafi wywołać uśmiech na czyjejś twarzy. 

- Gdyby usłyszał to, co o nim mówisz, zabiłby Cię. 

- Jak ja się nawet Louisa nie boję - parska, a Harry znowu się śmieje, aż bolą go policzki, w których pojawiają się dołeczki. Jego śmiech jest naprawdę szczery i cieszy się, że pomimo wczorajszej sytuacji, potrafi się jeszcze z czegoś cieszyć. 

- Fakt, Louis jest przerażający. 

- Spróbuj osikać mu kiedyś podłogę po pijaku, bo nie trafisz do muszli a później się na tym poślizgnij! 

- Chyba nie spróbuję - chichocze i po chwili odchrząkuje, podejmując szybką decyzję. - Tak, robiliśmy coś więcej. 

 Niall poprawia się na swoim miejscu i znowu poważnieje, zakładając sobie jedną z poduszek pod głowę. 

- Jak bardzo więcej? 

- Cóż... bo to było, jak on był pijany, i chyba dlatego wtedy... no był taki.

- Jaki? 

- No że... on... jemu-jego... no wiesz. 

- Stanął mu? 

 Harry kiwa głową i przegryza wnętrze policzka, bo sam nie potrafi powiedzieć tego głośno, to zbyt krępujące. 

- I co zrobiłeś? 

- Uch - przełyka ciężko ślinę i wraca pamięcią do tamtego dnia z ogromnym zażenowaniem. - Louis siedział w sypialni, później mnie pociągnął na swoje kolana i... no poprowadził rękę w dół, ale mnie nie zmuszał, ja sam zacząłem t-to robić.

- Obciągnąłeś mu? 

- Dzięki za bezpośredniość - mamrocze w swoje dłonie gdy zakrywa nimi twarz. Jest cały czerwony i nie chce teraz patrzeć na Nialla, który teraz prawdopodobnie sobie wszystko wyobraża. Siedzi tak kilkanaście sekund, mając nadzieję, że ta rozmowa chociaż trochę stanie się mniej niezręczna. 

 Gdy uchyla kilka palców i zerka na Nialla, ten wpatruje się w okno i wydaje się być zamyślony. 

- Ej wiesz co - odzywa się nagle i znowu patrzy na Harry'ego. - Shippuje Was.

 Harry zabiera całkowicie palce i marszczy brwi, ale nic się nie odzywa. To jest Niall, on jest po prostu... dziwny i już. 

- Co teraz zamierzasz? 

 Harry wzrusza jedynie bezradnie ramionami. 

- A co powinienem?

- Co Louis Ci wczoraj powiedział? 

- Po co przyjechałem, i że nie chce mnie widzieć na oczy - ścisza głos i zaciska oczy, bo te słowa, mimo wszystko, wciąż bolą. Stara się jednak o nich myśleć jako o kolejnym, niekontrolowanym odruchu Louisa, który zawsze jest oziębły i niemiły. - I że jestem bachorem. Ja płakałem, bo ja-bo martwiłem się, wiesz? Gdy zobaczyłem ten samochód, to było jak zły sen. 

- Nie powinieneś się w nim zakochiwać, Harry. 

- Nie zakochuję - od razu się broni, chociaż wątpi w prawdziwość swoich słów. - Polubiłem go i przywiązałem się trochę. 

- Nie, przywiązanie nie prowadzi do troski o kogoś i wiesz, Louis w jakiś sposób również się o Ciebie troszczy. To skurwiel, owszem, jest chamski, arogancki, wywyższający się, wulgarny, irytujący, bipolarny, nieprzewidywalny, gwałtowny, - zaczyna wyliczać na palcach, aż w końcu Harry nie wytrzymuje i znowu się śmieje, bo nie okoliczności są śmieszne, a sam Niall. 

- Wszystko z powyższych, ale do rzeczy. 

- Tak, wszystko z powyższych - zgadza się kiwając głową. - Ale, mimo to, że jest wkurwiający, myślący tylko o własnej dupie, psychicznie i umysłowo chory, i bez poczucia humoru, on tak jakby się o Ciebie troszczy. Jak ja u niego spałem, musiałem spać na podłodze. 

- Dlaczego tak powiedział? Ja wiem, że mam tylko szesnaście lat i on może- 

- Wiek chyba nie ma dla niego znaczenia, dzieciaku - dotyka jego ramienia. - Ale to, że on próbuje się powstrzymywać przed tym, co się dzieje między Wami. A dzieje się dużo.

- Co masz na myśli? 

 Niall wstaje i przeciąga się, idąc tyłem w stronę drzwi. 

- Zacytowałbym „Zmierzch", ale nie chcę być dupkiem. 

- Gdzie idziesz? 

- Obsikać Liamowi podłogę - mruga do niego, a Harry uśmiecha się po raz setny w ciągu ostatniej godziny. Niall rzeczywiście idzie do łazienki i ma nadzieję, że nie zrobi tego, co zamierzał. 

 Kładzie się na łóżku i myśli o słowach Nialla, na których myśl jego serce bije sto razy szybciej. To niemożliwe, nawet, jeśli to tylko głupie słowa Nialla, to po prostu niemożliwe, żeby Louis czuł chociażby nić sympatii do Harry'ego. Harry bardzo, bardzo pragnie, aby tak było, ale jednak wie, jaka jest rzeczywistość. Okropna, szara i raniąca. Boi się, że będzie bał postawić się Liamowi, że nie zobaczy więcej Louisa, chociaż tego potrzebuje. 

 Niall nie wraca na górę, ale on sam nie chce schodzić na dół, więc przytula się do poduszki rozmyśla dalej. Tym razem bardziej niż bardziej pragnie zobaczyć Louisa, tak dawno nie widział jego oczu, a jeszcze więcej nie całował jego ust, chociaż miał ku temu mnóstwo okazji. Zastanawia się, czemu po prostu nie stanął na palcach i nie owinął rąk wokół jego szyi i nie przycisnął jego ust do swoich. Dlaczego w łóżku nie przytulił się do jego pleców i nie obudził się wtulony w niego, wtedy wszystko mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej. Nie miałby nic do stracenia. 

 Otrząsa się, gdy zdaje sobie sprawę, że przyciska usta do poduszki i zaczyna ja całować, więc odrzuca ją na podłogę zawstydzony.

- Louis całuje lepiej, poduszko - mruczy cicho i opada z westchnięciem na materac. Jest zmęczony, bardzo zmęczony, więc po jakimś czasie prostu zasypia. 

*** 

 Gdy Harry budzi się, jest już wieczór. Otwiera oczy, a jego wzrok od razu pada na okno, z którym nie świeci słońce - w całym pokoju i na zewnątrz jest ciemno. Stęka, gdy przekręca się na plecy, bo spał w bardzo niewygodnej pozycji i w duchu dziękuje Niallowi za to, że przykrył go kocem. 

  Zerka na zegarek i widzi, że jest już dwudziesta pierwsza, co oznacza, że nie zaśnie w nocy, skoro spał w dzień. Pomimo bólu głowy wstaje i potargany i zaspany schodzi na dół, spodziewając się zastać tam Nialla albo Liama. 

- Hej? - woła i rozgląda się po drodze, ale wszystkie światła są zgaszone. Zapala jedno w kuchni i widzi karteczkę na stole - jest od Nialla. 

Wypadło mi coś, jak się obudzisz już będę! (napisałem to o 20:44, lecz gdy obudzisz się wcześniej, idź dalej spać i udawajmy, że ta karteczka nigdy nie istniała)

 Uśmiecha się pod nosem i chowa ją do tylnej kieszeni swoich jeansów. Nie czuje potrzeby jedzenia, wprawdzie mówiąc trochę boli go brzuch, więc nalewa sobie jedynie wody do szklanki i gdy zerka za okno, zamiera. Jak oparzony wrzuca do zlewu szklankę, która się tłucze, i kuca przy szafce, opierając się o nią plecami. 

 Oddycha szybko i drżącymi dłońmi szuka w spodniach telefonu, który na szczęście znajduje. Nie może się uspokoić, bo pod domem stoi samochód, a w środku dwóch mężczyzn i jedna kobieta, która obserwowała go przez okno, bo zapomniał zasłonić żaluzji. Widział, gdy patrzyli się w jego stronę, a jeden z mężczyzn wskazywał na niego palcem. O, kurwa. Wyciąga rękę i naciska włącznik, wyłączając światło, bo naprawdę się boi. 

 Wybiera numer do Liama i przyciska telefon do ucha, modląc się, aby odebrał. Niestety pomimo trzech prób nie odbiera, chociaż jest sygnał. 

- Nie - jęczy płaczliwie i drugim, co przychodzi mu na myśl, jest jedna osoba. Nie Niall, który za chwilę miał wrócić do domu, ale Louis. Przełyka ciężko ślinę i wie, że Louis od razu, gdy usłyszy jego głos, może się rozłączyć, ale nie przejmuje się tym teraz. Chce Louisa tutaj i teraz, Louisa, przy którym będzie czuł się bezpiecznie, i który obroni go, bo na obecną chwile nie czuje się nawet bezpiecznie. 

 Dzwoni do Louisa kilka razy - a jest pewien, że spisał numer dobrze, ale mimo wszystko ten nie odbiera. Nie odbiera po czterech próbach, Harry jest na granicy płaczu, bo nie zna tych ludzi, jest w domu sam a Liam wspominał, że jest to niebezpieczna okolica. 

 Gdy Louis nie odbiera po raz czwarty nie wytrzymuje i pisze do niego wiadomość. 

Do: Louis 

Jakiś samochód jest pod domem.

Jego serce prawie podskakuje mu do gardła, gdy Louis odpisuje niemal natychmiast. Naprawdę natychmiast, kilka sekund po tym, jak Harry napisał. 

Od: Louis

Jesteś sam? 

Do: Louis 

Tak, Liama nie ma. 

 Chociaż czeka już pięć minut, Louis nadal mu nie odpisuje. Siedzi na ziemi przyciśnięty do szafki i nasłuchuje każdego, najcichszego dźwięku, a kiedy jego noga zsuwa się i trąca krzesło, podskakuje na wydany przez nie dźwięk. Harry naprawdę prawie płacze, ma łzy w oczach i jego serce bije bardzo szybko, przysięga, że nigdy się tak nie bał. Żałuje nagle, że zszedł na dół, i że w ogóle obudził się w takim momencie. 

 Siedzi tak już od trzydziestu minut i jest na tyle głupi, że nie wpada na pomysł, aby zadzwonić do Nialla. To uderza w niego tak nagle, przypomina sobie o jego istnieniu i chce uderzyć się dłonią w czoło, a następnie poszukać jego numeru, ale w tym samym momencie zamiera, ponieważ rozlega się pukanie do drzwi. 

 Pukanie. Dzwonek. Znowu pukanie i znowu dzwonek. Harry siedzi i wpatruje się przed siebie, będąc pewnym, że to czas jego śmierci. Klamka porusza się kilka razy, jakby ktoś próbował otworzyć drzwi, ale jest zbyt sparaliżowany strachem, aby wstać i otworzyć. Może zachowuje się jak dziecko, które zostało samo w domu i boi się duchów, które straszyć go będą pod nieobecność rodziców, ale nie. Harry wie, że to poważna sytuacja, która zagraża jego życiu i wie, że jedyne, co musi zrobić, to się z tym pogodzić. 

 Odkłada telefon na ziemię i powoli wstaje, chociaż jego nogi drżą a jego oddech urywa się co jakiś czas. Na kolanach idzie w stronę drzwi i czuje gulę, która tworzy się w jego gardle, i która nie pozwoli mu wykrztusić błagań o litość, gdy napastnik będzie celował pistoletem w jego głowę. 

 Wstaje w przedpokoju i kładzie dłoń na zamku, bierze głęboki oddech, zanim przekręca go trzy razy. Naciska klamkę i otwiera drzwi, ma już się rozpłakać, ale po prostu czuje się, jakby zobaczył kogoś po długich latach tęsknoty i samotności. 

- Louis - szepcze w momencie, w którym Louis odwraca się do niego przodem. Żaden z nich nie może nawet nabrać porządnego oddechu, bo Harry nie może czekać ani chwili dłużej i niemal natychmiast rzuca się na Louisa, wtulając się w jego ciało. Jego serce topi się i łamie na kawałki jednocześnie, a pojedyncza łza wsiąknięta jest przez materiał jego koszulki. Zaciąga się jego zapachem i delektuje ciepłem jego ciała tak długo, jak może i robi to wszystko na raz, nie chce nigdy puszczać Louisa, bo trzyma go w ramionach po raz pierwszy, i ma nadzieję, że ostatni - bo nigdy go już nie puści. 

 Czuje nagle dłoń Louisa w dole swoich pleców, bo zamiast go odepchnąć, schyla głowę i mówi ciche „chodź".

 Jest zmuszony do puszczenia Louisa, więc niechętnie robi to i nadal cały roztrzęsiony wchodzi do środka, wycierając mokry policzek rękawem bluzy. Gdy są już w środku, a Louis zamyka drzwi na zamek, na wszelki wypadek również na ten drugi, patrzy na Harry'ego. I mimo, że jest ciemno, i że pierwszym słowem, jakie Louis miał usłyszeć z jego ust miało być co innego, to coś mu nie gra. 

- Co Ty masz pod okiem? - pyta cicho, przypatrując się dopiero siniejącemu, ciemnofioletowemu siniakowi Louisa na kości policzkowej, tuż pod prawym okiem. Jest pewien, że ostatnim razem, kiedy go widział tego nie było. 

- Nic - odpowiada krótko i zdejmuje jeansową kurtkę, odwieszając ją na wieszak. 

- To Liam? 

- Nie - odwraca spojrzenie i idzie do salonu, a Harry za nim i nie boi się już tak bardzo, jak jeszcze kilka minut temu. 

- Louis - łapie go w końcu za przedramię i gdy Louis zatrzymuje się przy kanapie, znowu stają na przeciwko siebie. Zabiera dłoń, bo nie chce przekroczyć żadnej granicy, którą wyznaczył sobie Louisa. - Proszę powiedz mi. 

- Nie twoja sprawa. 

 Znowu to robi. Harry znowu czuje się, jakby ktoś rozrywał mu serce, ponieważ Louis znowu się tak zachowuje, chociaż nie powinien. Chociaż jeszcze kilka sekund temu było dobrze, a teraz jest źle, bo Louis tak chce. 

- To Liam - naciska. - Wczoraj? 

- Nie twoja sprawa - powtarza Louis, utrzymując jego spojrzenie bez żadnego ruchu. 

- Należało Ci się - zakłada ręce na piersi i unosi podbródek, będąc pewnym, że czy dostanie mu się za to czy nie, musi to zrobić. Musi mu się postawi i wygarnąć mu wszystko, bo tak powinien. Czuje się jakby miał kilka twarzy, bo przed chwilą był rozpłakaną, przestraszoną ofiarą losu a teraz czuje chęć zemsty, bo chce, żeby do Louisa co.s wreszcie dotarło. - Mam nadzieję, że bolało bardziej, niż mnie. 

 Louis nie odpowiada. Wciąż patrzą sobie w oczy, Harry z frustracji i narastającej wściekłości oddycha szybciej i zaciska co jakiś czas zęby. Jedną z najgorszych rzeczy jest ignorowanie go przez Louisa, to boli bardziej, niż słowa i irytuje bardziej, niż sarkastyczny Louis. 

- Powiedz coś. 

 Zaciska kilka razy swoje palce i w końcu nie wytrzymuje. Unosi rękę i z otwartej dłoni uderza Louisa w lewy policzek, a on przymyka tylko oczy i zaciska usta. 

- Nienawidzę Cię - mówi drżącym głosem, chociaż po części nie panuje nad tym, co mówi. - Boże, jak ja Ciebie nienawidzę. Jesteś chory, ja-Ty-życzę Ci, żeby ktoś kiedykolwiek potraktował Cię najgorszej, jak to możliwe. Sprawiasz, że czuje się źle, nie rozumiem tego, ale to boli, Louis, bard-  

 Nie dokańcza, bo po prostu nie może. Nawet do końca to do niego nie dociera, Louis po prostu kładzie dłonie na jego policzkach i ucisza go, przyciskając swoje usta do ust Harry'ego. Przyciska je. Mocno. Harry natychmiast się zamyka i prze za chwilę z szeroko otwartymi oczami patrzy na niego, ale kiedy czuje upragniony, tęskny smak jego ust, poddaje się temu uczuciu i zakłada ręce na szyi Louisa, niemal od razu oddając pocałunek. 

 Zapomina o słowach, które miał w głowie, a które miał jeszcze do powiedzenia, zapomina o wszystkich złych słowach Louisa, o Liamie i Niallu, o samochodzie pod domem, bo Louis jest tutaj i całują się, i to wszystko, czego mu potrzeba. Co chwila to do niego dociera i wtedy p prostu przyciska się to niego bardziej, i ma wrażenie, że to Louis nie nadąża za ruchami jego warg bardziej, niż on za Louisa. Stracił kontrolę. 

 Louis chce w końcu odsunąć głowę, ale Harry nie daje mu tego zrobić, bo ciągnie za jego dolną wargę i trzyma ją długo pomiędzy zębami, chcąc zrobić to już bardzo dawno. Puszcza ją w końcu i ponowni wtula się w ciało Louisa, opierając policzek o jego tors i zamyka oczy, czując pod piersi Louisa jego szybko bijące serce. Po raz pierwszy słyszy jego serce i nie może w to uwierzyć, ale się zakochuje. Zakochuje się w biciu jego serca. 

 Louis opiera podbródek o czubek jego głowy i stoją tak przez chwilę, po prostu się tuląc. Harry nie wierzył nigdy, że kiedykolwiek będzie mógł przytulić Louisa, ale tuli go w tym momencie, a Louis nie jest sztywny ani napięty, jak zawsze podejrzewał. Jest miękki, ciepły i pachnący, jego ręce są na plecach Harry'ego i gdy znowu to do niego dociera, uśmiecha się i przygryza dolną wargę, która jest teraz spuchnięta. 

- Nie ma nikogo - Louis przełamuje ciszę, a Harry czuje się jeszcze lepiej. Gdy przypomina sobie o obecności obcego samochodu, prawie drży, ale później przypomina mu się, że Louis tutaj jest i ten samochód mógłby tam stać dalej, ale przy Louisie nie boi się niczego. 

- Bałem się. 

- A teraz? 

- Nie - kręci głową i zerka na niego z dołu. - Zostaniesz? 

- Nie mogę. 

- Proszę - Harry odsuwa się kawałek i Louis go puszcza, ale stara się nie przejąć tym aż tak bardzo. - Oni mogą wrócić, a ja... boję się zostać sam. 

 Louis zastanawia się chwilę, a Harry w tym momencie śledzi kilka zadrapań na jego twarzy. Kilka wciąż świeżych ran po wypadku, o który zamierza spytać mu kiedy indziej, siniak, który najprawdopodobniej nabił mu Liam, oprócz tego ma... bardzo czerwone i nabrzmiałe usta, a na sam widok sam przygryza swoje. 

- Będę spał na kanapie. 

- Możesz u mnie, Ty zawsze odstępujesz mi łóżka - nie spuszcza z niego wzroku i powoli zaczyna iść w stronę schodów, mają nadzieję, że Louis pójdzie za nim. - Chodź. 

 Kąciki jego ust drgają, gdy w połowie schodów słyszy kroki za sobą, więc gdy dociera do swojego pokoju, staje przy łóżku i czuje się trochę niezręcznie. 

- Jest trochę małe - zerka na łóżko, które jest sto razy mniejsze od królewskiego łóżka Louisa. - Mogę spać na podłodze. 

 Louis w odpowiedzi unosi wysoko brwi i zamyka za nimi drzwi, przekręcając w nich zamek. 

- Kładź się - mówi cicho i Harry po prostu kiwa głową, zaczynając odpinać swoje spodnie. Czuje na sobie wzrok Louisa, przez co trudniej jest mu odpiąć pasek, a tym bardziej rozporek, al kiedy w końcu mu się udaje, i zostaje w samej koszulce, kładzie się do łóżka. Normalnie przebrałby się w pidżamę, ale przy Louisie się tak nie ośmieszy. 

- Położysz się obok? - pyta prawie szeptem, gdy Louis już zamierza się do siadania na podłodze. Harry wyciąga do niego rękę i za chwile ją cofa, bo Louis słucha go i kładzie się na miejscu obok Harry'ego, chociaż jest go mało, więc są ściśnięci. 

 Ściąga koszulkę i rzuca ja na ziemię, a następnie odwraca się na bok, przodem do Harry'ego. Harry również leży przodem do niego i oboje na siebie patrzą, w ciszy. Harry już nie patrzy na tors Louisa, patrzy na jego twarz i podziwia, docenia, że po tym wszystkim może jeszcze być tak blisko niego. Że mogą patrzeć sobie w oczy, że widzi jego błękitne, odbijające światło księżyca tęczówki, że mógł usłyszeć bicie jego serca. 

 Nieśmiało przysuwa się bliżej, o ile jeszcze się tak da, a kiedy Louis nadal się nie porusza i chyba nie ma nic przeciwko, układa głowę przy jego piersi, aby mógł usłyszeć bicie jego serca. To sprawia, że po jakimś czasie rytmy ich serc się synchronizują, a bicie serca Louisa jest tym, przy czym usypia. 



* Fikcyjne miejsce.

Od autora: Tym rozdziałem naprawiam dwa poprzednie. Przy okazji zapomniałam Wam z całego serca podziękować za to, że #FADPL było w polskich trendach na twitterze! Dziękuję, dziękuję, dziękuję, to dla mnie niesamowity, kolejny sukces, który zdarzył się raz, za czasów Thousand Years :) Kocham Was i wszystko, co robię, robię dla Was.


















Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top