Rozdział Czwarty
Następnego dnia pogoda nie jest aż taka zła, chociaż mimo słońca pada co chwila, ale Harry i tak nie ma do roboty nic innego, jak siedzenie w domu. Liama znowu nie ma, więc zostaje mu książka albo telewizja albo łóżko i iPad, ale zanim decyduje się, które z nich wybrać, słyszy dzwonek do drzwi, więc otwiera je po dłuższym namyśle.
Spodziewa się nawet Louisa albo Nialla, ale zamiast tego widzi Zayna.
- Hej, Liama nie ma on-on wyszedł rano.
- W porządku – wciska dłonie w kieszenie swojej skórzanej kurtki. – Przyjechałem po Ciebie, dzieciaku.
Harry mruga szybko i rozchyla usta zaskoczony.
- Po mnie?
- Liam powiedział, abym zabrał Cie na jedzenie. Jesteś głodny?
Nie czuje się nawet urażony za nazwanie go dzieciakiem i nie protestuje, skoro „Liam powiedział". Tak naprawdę Harry nie ma nic do Zayna a stosuje się do tego, co mówi Liam, ponieważ zazwyczaj to, co on mówi jest mądre. Nie chce sprawiać kłopotu, więc wsiada z Zaynem do jego samochodu, również drogiego i bardzo szybkiego, ale w środku nie jest tak niezręcznie, jak podczas jazdy z Louisem.
- Lubisz subwaye? Naprawdę nie wiem, gdzie mogę Cię zabrać.
- Są w porządku – wzrusza ramionami uśmiechając się lekko. – Liam mnie na nie czasem zabiera.
- Ciebie też? – wzdycha brunet, ale kąciki jego ust również skierowane są w górę i Harry naprawdę uważa, że go lubi.
Jest trzecią osobą, włączywszy Liama i Nialla, którą lubi tutaj, w Doncaster, a zarazem trzecią z czteroosobowej paczki Masters. Jedyną osobą, która wciąż pozostaje dla niego tajemnicą jest Louis, ale nie boi się go już aż tak bardzo, jak kiedyś. Właściwie, może powiedzieć, że nawet go lubi, chociaż Louis prawdopodobnie nie lubi jego. Postanawia spytać Liama o Louisa pewnego dnia.
Siadają z Zaynem przy oknie i czekają na swoje zamówienie, Harry czuje się jak w amerykańskim filmie, nawet sam nie wie czemu, ale nie chodzi w taki miejsca, a już na pewno nie z kimś. Tak naprawdę wygląda to śmiesznie, Harry jest drobny i dziecinny, a Zayn wysoki i bardzo poważny, wyglądając również bardzo groźnie, co w rzeczywistości nie jest prawdą. Jest bardzo miły, może trochę cichy, ale Harry ocenił go na początku zupełnie inaczej.
Nie rozmawiają dużo, może trochę więcej w drodze powrotnej.
-Co myślisz o tym miejscu? – pyta Zayn, chcąc przełamać ciążącą między nimi ciszę.
- Nie chodziłem, co prawda, w wiele miejsc, ale lubię Doncaster.
- Stare, dobre Doncaster – śmieje się, Harry po raz drugi w życiu jego śmiech i jest on bardzo sympatyczny. – Liam jest dobrym kuzynem.
- Wiem, bardzo – zgadza się. – Wiem, że stara się, aby mi tutaj było dobrze. Chociaż nie musi, bo wiem, że może za mną nie przepadacie, bo mam szesnaście lat.
- Co z tego? – marszczy brwi, zerkając na niego. – To nie ma nic do rzeczy, dzieciaku. Jesteś w porządku, nikt nic do Ciebie nie ma, nie pchasz się w nie swoje sprawy i nie sprawiasz kłopotów.
- Louis sądzi inaczej.
- Louis? – znowu na niego patrzy a Harry przytakuje. – Nie przejmuj się Louisem, on jest... inny. To jest taki typ osoby, nawet, gdyby Cię lubił, to by tego nie pokazał. Okazuje uczucia na swój sposób.
- To znaczy-to znaczy, że lubi mnie?
- Ja-uch, nie wiem – mówi szczerze. – Jeśli mam być szczery, nie potrafię rozgryźć Louisa, myślę, że go zainteresowałeś.
- Zainteresowałem?
- Tak, jesteś zagadką dla niego i jest dla Ciebie niemiły i może to jest szczere, ale nie wiem, w którym momencie zaczęło być udawane.
W tej samej chwili Zayn odwozi go prosto pod dom i odprowadza po drzwi, żegnając się krótkim „Do zobaczenia, dzieciaku", zanim odchodzi. Harry nie uznaje tego za dziwne, wchodzi do domu kilka minut po czwartej, Liama wciąż nie ma, ale mu to nie przeszkadza. Ma czas, aby pomyśleć o słowach Zayna i o Louisie, bo chociaż wciąż jest przerażający i odpychający, to uśmiecha się, ponieważ ktoś taki jak Harry zainteresował kogoś takiego jak Louis.
Wprawdzie widział Louisa tylko pięć razy w swoim życiu w tak krótkim czasie, ale wciąż nic o nim nie wie, jedynie, że ma na imię Louis i nazwisko na literę „T", oraz, że należy do Masters, ale patrząc na niego nie może nic wywnioskować, bo Louis wciąż pozostaje taki sam. Wygląda na człowieka, który nie lubi niczego ani nikogo, nie je ani nie pije i nie uśmiecha się, ale być może przeżywa to wszystko wewnętrznie, nie okazując emocji z jakiegoś powodu, którego Harry nie zna.
Zastanawia się czy ktokolwiek go zna, może Liam albo Zayn, bo wątpi, że Nial i Louis są na tyle blisko, aby Niall wiedział, jaki naprawdę jest Louis. Wydają się być najbardziej oddaleni od siebie z paczki, chociaż to Niall jest tym, który wszystkich rozśmiesza, ale to nie bawi Louisa a on i tak nie czuje się tym urażony, tak samo jak jego docinkami. To musi być tak, że Niall również zdaje sobie sprawę z tego, że Louis rzeczywiście nie jest złym człowiekiem, jedynie zamkniętym w sobie, ale Harry jeszcze o tym nie wie.
***
Następnego dnia przed południem Liam zabiera Harry'ego na trening. Harry po cichu liczy, że na treningu będzie Louis, chociaż druga jest strona ma nadzieję, że go nie będzie. Gdy są jeszcze na początku drogi, nie wytrzymuje i postanawia spytać o to Liama.
- Będzie Niall? Louis? Zayn? – pyta szybko, nie chcąc dać Liamowi powodów do niewłaściwych podejrzeń. Chociaż, właściwych, bo Harry'emu chodzi tylko i wyłącznie o Louisa.
- Tak, będą – kiwa Liam, i Harry przez chwile jest uradowany. – Chociaż nie, nie będzie Nialla i Louisa, prawdopodobnie.
- Och – pochmurnieje, przegryzając wnętrze policzka. – Szkoda, to znaczy chciałbym popatrzeć, jak Niall na przykład jeździ.
- Niall? – śmieje się. – Niall zawsze robi wszystko spontanicznie, rzadko przychodzi na treningi, bo od tego woli kosza, ale jak przychodzi co do czego to daje w kość. Myślę, że jest po prostu leniwy i znudzony, że wciąż robimy to samo, ale i ja i reszta musimy dopracowywać to, co może być lepsze.
- Skoro tak, to dlaczego Louisa nie będzie?
- Sam chciałbym wiedzieć – wzdycha, powodując tym niepokój o Harry'ego, który więcej się już nie odzywa. Zastanawia się, dlaczego Louisa nie ma na treningu, bo gdy dojeżdżają na miejsce, rzeczywiście jest tylko Zayn. Chciałby spytać go o Louisa, ale nie chce być zbyt natrętny, więc posyła mu jedynie delikatny uśmiech.
***
Wracają do domu bardzo wcześnie, ale Liam za chwilę znika pod pretekstem spotkaniem z paczka przyjaciół. Zanim jednak to robi, mówi Harry'emu, że o czwartej wpadnie Niall, więc Harry cieszy się, że nie spędzi tego dnia sam.
Niall jest równo o szesnastej, puka do drzwi i wchodzi do środka, zanim Harry w ogóle zdąża je otworzyć.
- Cześć dzieciaku – wita go z szerokim uśmiechem, ma na sobie dresowe spodenki i biały podkoszulek. – Gotowy?
- Czemu zawsze dzieciaku? – Harry jęczy, ale również się uśmiecha. – Gotowy na co?
- Będziemy grali w kosza – pokazuje mu piłkę, która po chwili zauważa Harry, że trzymał. – Niedaleko jest boisko. Dzieciaku.
- Och, czy ja-ja powinienem ubrać coś odpowiedniejszego? – rzuca spojrzenie na swoje ciemne jeansy i białą koszulkę. – Chyba coś luźniejszego.
- Tak, tak zrób to. Poczekam tutaj.
Gdy Harry wreszcie przebiera się w koszykarskie spodenki, wychodzą z domu i zamykają go kluczem, który Harry dostał od Liama. Idą w stronę, gdzie Harry jeszcze nie był, ale widzi z daleka drążki z koszami do koszykówki i prowizoryczne boisko.
- Umiesz grać? – pyta go Niall, gdy docierają na miejsce, i układa dwie butelki wody na drewnianej ławeczce.
Harry wzrusza ramionami.
- Trochę. Nie bardzo, szczerze mówiąc.
- W porządku, możemy nie grac na punkty – rzuca mu piłkę, którą łapie w ostatniej chwili. – Refleks masz dobry.
- Grywam w szachy – śmieje się oddając mu ją. – Mogę Cię o coś spytać?
- Pytaj o co chcesz – z tym wymija Harry'ego, zaczynając odbijać piłkę od asfaltu i wrzuca ją do kosza, uderzając w sam środek tablicy.
- O Louisa, właściwie.
- To sobie wybrałeś temat – parska i chce znowu wyminąć Harry'ego, ale temu udaje się mu zabrać piłkę, otrzymując w zamian pełne aprobaty spojrzenie. – Dlaczego o niego?
- Bo wiesz, on-on tak jakby mnie nie lubi? Ale nie o to chodzi, nie wyglądaliście, jakbyście się lubili. – zatrzymuje się na chwilę, aby otrzeć pot z czoła i chce wrzucić piłkę do kosza, ale nie trafia, krzywiąc się.
- Mnie? – Niall marszczy brwi i sięga po piłkę. – Nie, my-to znaczy, to dziwne, jeśli mam być szczery. Jesteśmy wszyscy jak bracia, ale to Louis jest tym najbardziej dziwnym.
Nie dokańcza, zamiast tego grają dalej, a po godzinie siadają na ławce spoceni i zmęczeni. Harry sięga po butelkę, gdy Niall odzywa się ponownie.
- Wracając do Louisa. To nie tak, że nie lubimy się z Louisem, myślę, że to po prostu dlatego, że Louis się zmienia.
- Zmienia? – dziwi się Harry marszcząc brwi. – Jak to zmienia?
- Nie chcę za dużo powiedzieć, sam za dużo nie wiem, Louis zawsze był cichy, tajemniczy i trochę oschły, ale zawsze troszczył się o tych, o których kocha. Kiedyś mógł być może trochę bardziej wylewny, ale zmieniło się to rok temu.
- Dlaczego?
- Przez Amy.
Amy. Kim, do cholery, jest Amy?
- Amy? Kim jest-
- Nie powinienem – przerywa mu, posyłając przepraszające spojrzenie. – Naprawdę nie powinniśmy o tym rozmawiać. To sprawa Louisa, właściwie, to coś pomiędzy Speed Kings a Masters, ale nie mogę Ci o tym powiedzieć.
- Rozumiem – Harry posyła mu uspokajający uśmiech, aby pokazać, że się nie gniewa. Z resztą i tak Niall powiedział mu bardzo sporo.
- Wracamy?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top