3. They don't understand me at all.

Hej, dodaję dość szybko kolejny rozdział, bo mnie wena dopadła. Jednak nie przyzwyczajajcie się, bo matura w czerwcu i trzeba w końcu do tego przysiąść XD (Chociaż może się jeszcze okazać, że ją przesuną, w końcu nie wiadomo, jak to z tą pandemią będzie)

Idk, jak tam wasze opinie, wiem, że akcja nie jest na razie porywająca, ale jest to dopiero początek i jeszcze się rozkręci ;)

Wydaje mi się, że rozdziały będą mieć około 2,5-3k słów, bo jak na razie dobrze mi się tak pisze, liczę, że nie jest to za długie, a może za krótkie, haha :)

Zachęcam do gwiazdkowania, komentowania  – daje to ogromną motywacje, bo znam waszą opinię i też daje mi to jakieś wskazówki :)

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

– Więc jak ci się podoba w nowej szkole? – spytała mama, dając mi na stół talerz z zupą pomidorową. 

Przez to, że przez parę miesięcy cały świat był przeciwko nam i teraz rodzice z tego powodu zmuszeni byli harować dniami i nocami, to dopiero w weekend, i to w dodatku w niedzielę, pierwszy raz siedliśmy całą rodziną do obiadu. Brzmi to absurdalnie, ale także smutno, że dopiero po tych paru dniach usłyszałam od nich to pytanie, które raczej, mimo że wtedy ciężko o adekwatną odpowiedź, dostaje się po pierwszym swoim dniu.

Nie chciałam im mówić o złych wrażeniach, bo naprawdę na razie nie czułam, bym tam pasowała, ale jednak nie chciałam ich martwić, szczególnie że to było moje pierwsze odczucie, które mogło być błędne. Niemniej jednak diametralnie wyróżniałam się swoim sposobem bycia i tym, że naprawdę nie miałam całkowitego poczucia bezkarności i beztroski, jak reszta, która uważała, że może sobie opuszczać lekcje, bo nic im nie grozi. Może nie czułam się osamotniona, bo Queen (tak, w myślach go tak nazywałam), Doreen, Brian i Naomi starali się stworzyć mi łatwiejszy start i naprawdę mogłam na nich liczyć na każdej przerwie, ale jednak czasem miałam wrażenie, że jestem piątym kołem u wozu. Szczególnie jak wspominali dawne swoje odpały, stosując znane tylko im słowa-klucze, a ja nie miałam zielonego pojęcia, o co chodzi.

– W porządku, szkoła jak szkoła, w miarę się tu odnalazłam – odpowiedziałam, niekoniecznie całkowicie prawdziwie, ale to dlatego, że naprawdę nie chciałam ich niepokoić oraz nie wdawać się w zbędną dyskusję, jak to ja na wszystko pesymistycznie patrzę. 

Ci tylko popatrzyli na mnie, pokiwali głową i wrócili do jedzenia. Widać było, że są zmęczeni i nic dziwnego, bo tata jeszcze wczoraj szedł do pracy i wrócił dopiero o ósmej wieczorem. Dlatego też nie chciałam ich drażnić, narzekając na różne szkolne aspekty, bo to tylko rozpętałoby burzę.

Zwłaszcza że rodzicom wszystko, co nas boryka oraz zamęcza naszą głowę, wydaje się proste i wcale niewarte zbędnego zamartwiania się. Francisca McKenzie, gdybym spytała się, co powiedzieć ludziom, jak będą ciekawi, czemu się przeniosłam, odpowiedziałaby mi, że mam powiedzieć prawdę. Według niej nie było nic rażącego w tym wszystkim i z pewnością jest kilka dzieciaków, którzy są w takiej samej sytuacji jak ja. Natomiast jakbym miała się doradzić mojego ojca, Collina, to on by stwierdził, że czym ja się przejmuję, mamy ważniejsze zmartwienia i z pewnością dramatyzuję. Ponadto nawet jakbym dała im powody swoich obaw, stwierdziliby, że tylko stawiam wszelkie przeszkody, by jednak nie dotrzeć i nie dogadać się z rówieśnikami, co było głupotą. Całkowicie mnie nie rozumieli.

Szkoda tylko, że nie wiedzieli, jak wygląda społeczność Dellington High, o czym się mniej więcej przekonałam. Ba! Już mogłam nawet wymienić jej pewne zauważalne cechy. Punkt pierwszy – grupki. Było ich mnóstwo, jedne patrzą na siebie obojętnie, drugie wyglądają jakby miały zaraz na siebie się rzucić. Widać, że trzeba naprawdę uważać, z kim zamierzasz nawiązać kontakt, bo może to rzutować na relacje z innymi. Punkt drugi – pozory. Właśnie zwyzywałaś się z koleżanką i nauczycielka cię przyłapała? Zacznij zmyślać, że ćwiczyłyście rolę do nowego przedstawienia, które macie zamiar wystawić, whatever. Zresztą, w połowie tygodnia zaczęłam odnosić wrażenie, że nasza grupa na danych przedmiotach jest tak między sobą poróżniona, że tylko przyjmuje jednolity front, kiedy trzeba przełożyć sprawdzian. Punkt trzeci – bogactwo, ale w różnym stopniu. Jedni przechwalają się karierą swoich rodziców, ciuchami czy bogatymi wczasami. Drudzy traktują swój majątek jako atut, bo mogą być wpływowi i pociągać za sznurki. Z kolei inni zaś mają wyrąbane, ile czego mają i liczy się dla nich tylko to, by dostać ten jeden ważny świstek papieru, który powie im, że skończyli edukację i nie zobaczą więcej tej bandy oszołomów.

Pierwszy tydzień z pewnością mnie nauczył tego, że nie można wrzucać wszystkich do jednego worka, ale też tego, by faktycznie trzymać się z daleka od Garcii i jego bandy. Nawet jeśli chodzi o przekazanie materiałów z hiszpańskiego, bo wielce panicz nie zjawił się na nim do końca tygodnia. Na moje nieszczęście pani Hernandez poprosiła, że jako że mam z nim następną lekcję, abym mu przekazała materiały. Swoją drogą nie wiem, jakim cudem ona to sprawdziła, bo nawet ja się jeszcze nie orientuję, z kim chodzę na co. Magia

Szczerze to głupio mi było odmówić, za co przeklinałam siebie w myślach, bo faktycznie, mogłam powiedzieć "nie", zmyślić, że po tej lekcji idę, bo mam dentystę, muszę odebrać poród kota czy cokolwiek innego. No, ale nie, Silene postanowiła nie odmawiać nauczycielce i wykonać powierzone jej zadanie. A mogłam te materiały wywalić w pizdu. Albo udawać, że nie mam pamięci do imion i nie wiem, kto to jest.

Tak wobec tego, gdy na przerwie zauważyłam Willa w otoczeniu reszty, stwierdziłam, że to tylko materiały, dam mu je i pójdę, nic wielkiego. Szczególnie że to w sumie nie ja mam przerąbane za ucieczkę z lekcji, więc czym mam się niby stresować. Z takim właśnie podejściem skierowałam się w ich stronę. Przebywając w tej szkole parę dni, dostrzegłam swój błąd przy epizodzie z ławką. Trzeba było po prostu iść, nic nie mówiąc, a nie przyznawać się do błędu. Tutaj trzeba być pewnym siebie i grać osobę nieomylną inaczej staniesz się łatwym łupem. Dlatego więc szłam dość żwawo i pewnie, z mentalnie uniesioną głową, bo wiedziałam, że jak dam się traktować jak robaka, to zgniotą mnie swoim drogim butem, a potem każą swojej służbie to czyścić.

Gdy już dość się do nich zbliżyłam, zauważyłam, że byli zajęci jakąś rozmową, a brunetka, jak jej było, chyba Gina, z czegoś się śmiała. A raczej z kogoś. 

– A widzieliście jej włosy? Zdecydowanie potrzebują pomocy fryzjerskiej, chyba że chce zarabiać na dostawie siana dla chomików! – Dotarł do mnie głos jednej z dziewczyn, która wręcz dławiła się ze śmiechu. 

Nie wiedziałam, kogo obgadywali, szczerze nawet mnie to nie obchodziło, chociaż zrobiło mi się tej laski szkoda. Słysząc te słowa, poczułam się nieswojo i to sprawiło, że chciałam tylko załatwić sprawę z tym hiszpańskim i jak najszybciej odejść z dala od nich. Poczułam na sobie czyjeś spojrzenie, więc zerknęłam i okazało się, że już przyciągnęłam wzrok blondyna. Swoją drogą miał on bardzo ładny kolor oczu, taki kawowy, co dodawało mu urody, a połączenie tego z łagodnymi rysami twarzy sprawiało, że wyglądał on na osobę dość sympatyczną.

Kiedy już mentalnie policzyłam do trzech, podeszłam do nich i jedyne co mi pozostało, to odbyć drogę do owego panicza, którą zagradzała mi drobna blondynka. Jako osoba, której od dziecka wpajano o zasadach kultury, postanowiłam zwrócić swoją uwagę dość elegancko, bo po spędzonych tu paru dniach uznałam za cel pozostać na neutralnym gruncie z tyloma osobami, ile się da. Nie chciałam pakować się we wszelkie tutejsze dramy, nie miałam na to zwyczajnej ochoty i siły. 

– Przepraszam – odezwałam się, ale chyba nikt nie zwrócił na to uwagi albo po prostu to zignorował. Oczywiście z wyjątkiem Zaydena, który obserwował całą sytuację, ale nie zamierzał się chyba wtrącić. Kołek

Powtórzyłam się jeszcze raz, ale głośniej, co w sumie nie przyniosło skutków, ale mogłam przynajmniej stwierdzić, że z całą pewnością byłam przez nich ignorowana. Zirytowało mnie to o tyle, że nienawidziłam chamstwa i to takiego ostrego. Co, jeśli kuźwa miałabym ważną informację, od której by wiele zależało? Pieprzone gwiazdki.

Wkurzona mocno odchrząknęłam, postukałam blondi po ramieniu, mówiąc znowu to cholerne "przepraszam", co w końcu zwróciło na mnie uwagę. Niekoniecznie chciałam jej aż tak wielkiej, bo teraz pięć par oczu na mnie patrzyło, z czego z co najmniej dwie wrogo, ale co poradzić, naprawdę chciałam to załatwić i iść stąd, a ci idioci to utrudniali. 

– Nic się nie stało, możesz iść – odpowiedziała brunetka, uśmiechając się wymuszenie i robiąc gest, jakbym była kelnerką, a ona mnie odsyłała. Wywróciłam oczami. 

– Uwierz mi, z chęcią bym to zrobiła, ale mam drobną sprawę do Willa. – Uśmiechnęłam się kpiąco do niej i przepychając się lekko między dziewczynami oraz oczywiście słysząc prychnięcie z ich strony, bo jakżeby inaczej, nareszcie znalazłam się przy chłopaku, by dać mu te materiały. Dlaczego sorka nie mogła mu je przesłać na maila? Pewnie i tak ich nie zrobi, ugh. 

– Z hiszpańskiego. Wszelkie zażalenia do nauczycielki – powiedziałam, przekazując mu materiały, patrząc na nie, bo szczerze, liczyłam, że on je po prostu weźmie i będzie po sprawie. 

Kiedy moja ręka wisiała z nimi już, mogę powiedzieć, że z pewnością paręnaście sekund, o ile nie dłużej, uniosłam swoje spojrzenie na jego gładko ogoloną, bladą twarz. Jego błękitne tęczówki patrzyły się na mnie prześmiewczo, co podkreślała jeszcze lekko uniesiona jedna brew. Nie wiem, ale poczułam się jeszcze bardziej zirytowana, bo gość zdecydowanie marnował mój czas, a to leżało w jego interesie, by nadrobić zaległości i zadbać o wzięcie materiałów. Uniosłam brwi, jakby mając mu zasygnalizować, że nie rozumiem, czemu do cholery on tego nie bierze, ale jak zauważyłam dalszy brak reakcji z jego strony, a tylko wymalowany kpiący uśmieszek, to się wkurzyłam. 

Nie wiedziałam, co we mnie wstąpiło, bo zawsze starałam się załatwiać różne sprawy polubownie. Tylko tym razem nie wytrzymałam, nie wiem, czy to spowodowało wcześniejsze ignorowanie mnie, próba spławienia mnie, czy jego zachowanie. Po prostu chwyciłam mocniej plik kartek i rzuciłam tym w niego i powiedziawszy na odchodne, by poprosił lokaja o wręczenie mu tego, odeszłam szybkim krokiem, w akompaniamencie zszokowanych spojrzeń pozostałej czwórki. Nawet nie wiem, czy jakiejś strony mu nie podeptałam, ale walić to.

Myśląc o tym teraz, pluję sobie trochę w brodę, bo z pewnością neutralnych stosunków z nimi nie będę miała, ale przypominając sobie ich zachowanie, nawet teraz skacze mi ciśnienie. Cieszyłam się, że to była piątkowa sytuacja, bo nawet jakby chcieli mnie skonfrontować, to mogli to dopiero zrobić w poniedziałek. Czyli jutro debilko, wielkie ci pocieszenie. Z drugiej strony tak naprawdę to nic złego nie zrobiłam, po prostu nie dałam sobie w kaszę dmuchać, ale wiedziałam, że oni byli zbyt dumni, by być tak traktowani i tu o to w tym wszystkim chodziło. Liczyli, że każdy będzie przy nich chodził ze skulonym ogonem, a tu cyk, niespodzianka, nowa dziewczyna, nie będzie tańczyła tak, jak jej zagrają, ups. Czas przyzwyczajać się do tego, że nie każdy jest taki sam i nie każdy pozwoli sobie na takie traktowanie.

***

Szkolne poranki nigdy nie należą do najlepszych. Nieważne, o której się idzie spać, wstanie o wczesnej porze zawsze jest ciężkie i najchętniej zrezygnowałoby się z wyjścia z ciepłego łóżka. W dodatku zawsze, gdy trzeba się zbierać, najwygodniej się leży i nagle ta rajska bańka pęka przez głupi budzik. To była dla mnie bolesna codzienność i nawet jakbym chciała rezygnować z jakiejś porannej czynności, by poleżeć jeszcze pięć minut dłużej, wiedziałam, że nie mogę, bo jednak mojej twarzy nikt nie ogarnie, a dziś nie ma święta Halloween, by straszyć swoim wyglądem. Z uwagi na moją bladą cerę, wszelkie niedoskonałości były bardzo widoczne, więc wszelkie oznaki niewyspania się czy pryszcze musiałam ukrywać delikatnym makijażem, który też trochę czasu zajmował. Już nie mówiąc o tym, że będąc zaspanym, robi się wszystko parę razy dłużej...

Kiedy już byłam gotowa, zjadłam śniadanie, zabrałam swoją torbę i zamknąwszy drzwi, ruszyłam na przystanek autobusowy, jednocześnie starając się rozplątać sobie słuchawki, bo zdecydowanie byłam uzależniona od słuchania muzyki. Ona mnie uspokajała, rozweselała, czasem pozwalała dać mi upust swoim emocjom, a momentami doprowadzała mnie do łez. Nie wiem czemu, ale gdy byłam smutna, uwielbiałam słuchać też takich piosenek, które sprawiały, że łzy zlatywały mi raz za razem po policzkach. W ten sposób pozbywałam się negatywnych emocji. Był on dziwny, ale skuteczny.

Do szkoły jeździłam autobusem, bo mama musiała być w pracy przed siódmą, a ja nie byłam chętna do czekania na lekcje ponad godzinę, w dodatku nie miałam daleko do liceum, bo jazda na miejsce zajmowała jakieś paręnaście minut, więc mogłam trochę później wstać, by ze wszystkim się wyrobić. Jedyne co to wybierałam się o jeden przystanek dalej, by nikt nie zauważył uczennicy Dellington High wsiadającej do autobusu lub wysiadającej z niego. Patrząc tu na parking lub samochody podrzucające innych, takie odkrycie stanowiłoby tutaj swego rodzaju sensację. Nawet mundurek nie mógł mnie zdradzić, bo na szczęście tegoroczna jesień była dosyć chłodna, więc cały mój szkolny outfit zakrywał mój ulubiony, biały płaszcz.

Gdy wyszłam na kolejnym przystanku od tego obok liceum, musiałam przebyć mniej więcej pięć minut drogi, aby znaleźć się w szkole. Może i tak ten przystanek znajdował się blisko niej, więc istniało ryzyko, że ktoś jednak mógł mnie rozpoznać, aczkolwiek rankiem na nim roiło się od ludzi, jak i od wysiadających pasażerów, więc łatwo było mi się wtopić w tłum. W sumie, co się dziwić, mieszkałam w Bostonie, w którym zawsze przewijało się mnóstwo osób na ulicach. Można to było uznać za uroki dużych miast.

Przed wejściem do budynku zauważyłam Naomi z Queenem, co mnie uradowało, bo nie musiałam przemierzać sama drogi na lekcję, poza tym po piątkowym wydarzeniu mając ich obok, czułam się pewniej. Tak więc szybko do nich podeszłam i przywitałam się z nimi.

– Co tam? Nie ma to jak zaczynać w poniedziałki matmą, zabijcie mnie – stwierdził Queen, marszcząc się, jakby zjadł coś kwaśnego. Faktem jest, że taki plan na poniedziałek to mordęga, bo od razu trzeba się obudzić i zacząć myśleć, co może po weekendzie stanowić problem.

– Też mi się nic nie chce, najchętniej to bym poszła spać. – Przyznałam mu rację, bo ciężko było nie. Słysząc to, Naomi wywróciła oczami, a następnie spojrzała się na nas, kładąc ręce na swoich biodrach, co wyglądało, jakby miała nam zacząć matkować.

– Ja nie rozumiem, jak można tak marudzić? Matematyka to piękny przedmiot, nie rozumiem hejtu na nią – odpowiedziała, chociaż nie był to z pewnością złośliwy przytyk, bo dało się wyczuć jej rozbawienie. Spojrzałam się na nią, unosząc brew z zaciekawienia i już miałam jej coś odpowiedzieć, gdy brunet zabrał głos:

– Wiesz, po tobie można się wszystkiego spodziewać, skoro nie lubisz Nutelli. Takie osoby jak ty zdecydowanie mają odwrócone pojęcie gustu. Poza tym, nie ty matmą zaczynasz – stwierdził, za co dostał po głowie od różowowłosej. Zaśmiałam się. Zauważyłam, że ta dwójka uwielbia podkreślać swoje zdanie i walczyć przed wszelkim jego podważaniem.

Gdy weszliśmy do szkoły, skierowaliśmy się w kierunku szafek, które jakimś cudem były w pobliżu mojej. Po przekroczeniu progu od razu wyczułam dość dziwną aurę. Obserwując otoczenie, zauważyłam, że dużo osób spogląda w moim kierunku, co jednak było dość nietypowe, bo jakoś w tamtym tygodniu nikt na mnie uwagi nie zwracał, więc wywnioskowałam, że ktoś musiał zauważyć moją piątkową akcję. Gapcie się, w dupie to mam.

To jest niesamowite, jak przez drobną czynność, która w obliczu całego dnia, odpałów innych osób jest znikoma, można zostać zauważonym. Niektórzy patrzyli na mnie z zaciekawieniem, od razu patrząc na randomową rzecz, gdy złapałam ich na obserwowaniu mojej osoby, drudzy natomiast spoglądali na mnie ze swego rodzaju podziwem, zapewne dziękując mi za odwagę, że to ja odważyłam się postawić się Williamowi i innym. O ile można to nazwać postawieniem się. Bawiło mnie to, bo przez ten cały tydzień oni nawet nie wydali mi się jacyś wielce popularni, bo jak można być znanym na całą szkołę, trzymając się aż tak na uboczu, jak oni? Chociaż tak przynajmniej wynikało z moich tygodniowych obserwacji.

Oni bowiem nie wyróżniali się niczym na korytarzach. Nie robili psikusów młodszym rocznikom, jak co poniektórzy, nie mieli jakichś wielkich wejść, jak to wszelkie elitki w tych wszystkich amerykańskich filmach. Jedyne co można było otwarcie zauważyć to fakt, że zawsze trzymali się na uboczu i z nikim innym niż ze sobą nie gadali. No, i to, że traktowali większość osób z góry, przynajmniej ja tego doświadczyłam. Ale jednak przyglądając się im, nie rzucało ci się na myśl, że oni są z pewnością królami szkoły. Tylko z drugiej strony, skoro wiele stereotypów wykreowanych przez filmy nie mają pokrycia w rzeczywistości, to czy faktycznie w szkołach panuje mocno odstająca od reszty elita?

Byłam w liceum już trzy lata i jakoś naprawdę wszelkie filmowe stereotypy nie miały pokrycia w realu, bo nie było szkolnych elit. Ewentualnie istniała grupa dość popularnych osób na jednym roczniku, ale i tak nie była ona jakoś bardzo odznaczająca się. Idąc do liceum, liczymy na życie niczym z High School Musical, Wrednych Dziewczyn czy seriali Netflixa. Tymczasem liceum jest... nudne. Dorośli mówią nam, że to są najlepsze lata. Tylko że jeśli okaże się inaczej, to słyszysz, że to studia są najlepszym okresem w życiu. W końcu, kiedy to wszystko się nie spełnia, zaczynasz się zastanawiać, kiedy faktycznie trafią ci się lata twojego życia i czekasz na nie, czekasz i... boisz się, że w końcu ich się nie doczekasz.

A ta wizja przerażała cię w sumie najbardziej.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top