Rozdział 7
Jungkook
Chwilę zajęło mi zorientowanie się, który klucz pasuje do zamka. W końcu mechanizm zadźwięczał, wpuszczając mnie do środka. Przeszedłem przez próg, zamykając za sobą drzwi. Smutno rozejrzałem się po domu.
Pierwsze drzwi po lewej zaraz się rozchyliły, a moim oczom ukazał się grymaśny nastolatek, na którego widok moje ciśnienie znacznie podskoczyło do góry.
– Wchodzisz jak do siebie? Skąd masz klucze? – Zaatakował mnie od razu pytaniami, chyba zapominając o naszej wcześniej rozmowie. – Gdzie tata?
Nie miałem teraz siły na temperowanie go.
– W szpitalu. – Warknąłem. – Dał mi klucze bym przyniósł mu kilka rzeczy.
– Co? – Zdziwił się, spuszczając od razu z tonu. – Co się stało?
– Był nieprzytomny przez piętnaście minut, po tym jak znalazł u ciebie narkotyki.
Na razie tylko tyle wiedziałem. Nadal go badali, nie chcąc powiedzieć nic konkretnego.
Chłopak pobladł jeszcze bardziej. Interesowała mnie jedna rzecz. Czym się zmartwił bardziej – stanem ojca czy znalezionymi narkotykami. No, masz u mnie ostatnią szansę szczeniaku.
– Nic mu nie jest? – Spytał zmartwiony.
Masz gówniarzu szczęście.
– Sytuacja opanowana. Badania krwi wyszły kiepskie, dlatego zostawią go na obserwacji do jutra rana. Poza tym wszystko w porządku.
– Jedziesz teraz do niego? – Spojrzał na mnie niepewnie, na co jedynie skinąłem głową. – Mogę jechać z tobą?
– Tak. Szykuj się, a ja spakuję coś dla niego.
Udałem się do sypialni hyunga. Spakowałem do leżącej pod łóżkiem torby parę czystej bielizny oraz piżamę i ubranie na jutro. Zabrałem jeszcze z łazienki szczoteczkę do zębów. Gdy byłem już gotów do wyjścia, Jihyun czekał na mnie ubrany przy drzwiach.
Oboje opuściliśmy mieszkanie, kierując się do mojego auta. Kątem oka widziałem jak młodszemu zaświeciły się oczy na widok samochodu. Wsiedliśmy do środka i spokojnie ruszyliśmy do szpitala. Nie spieszyło mi się, wiedziałem, że teraz Jimin jest pod dobrą opieką.
– Jak... Jak tata znalazł u mnie prochy?
– Skąd je masz? – Nie zamierzałem odpowiadać na jego pytanie. Raczej nie chciałby usłyszeć, że zaczęliśmy się lizać na jego biurku.
– A skąd mam mieć tego typu rzeczy? – Prychnął z ironią.
Na chwilę oderwałem wzrok od drogi, by zgromić go spojrzeniem. Natychmiast spotulniał, odwracając wzrok w stronę bocznej szyby.
– Od kogo to masz?
– Skąd mam wiedzieć? Wyobraź sobie, że gościu na przywitanie nie sypnął mi imieniem, nazwiskiem oraz grupą krwi.
– Chyba nie bierzesz tego gówna?
– Nie. – Oburzył się od razu. – Tylko pcham dalej. – Dodał ciszej.
– To już nie masz czego pchać dalej.
Poczułem na sobie jego przestraszone spojrzenie.
– Muszę! Skąd ja mam niby wytrzasnąć kasę za ten towar?
– Co za debil daje prochy na krechę? – Oburzyłem się.
Proszę, żeby to nie był żaden mój debil. Chociaż wtedy rozwiązanie sprawy byłoby nieco prostsze.
– Akurat udało mi się wyprosić, może na niezbyt korzystnych warunkach, ale...
– Ale już ich nie masz. – Przerwałem mu. – Załatwimy to, młody. Kiedy miałeś się z nim widzieć?
– Przyszły piątek.
– Przypomnij mi się.
Rozmowy ucichły. Każdy pogrążył się we własnych myślach, a ja w głównej mierze skupiłem się na drodze i Jiminie.
Skoro znalezienie kokainy u młodego tak na niego wpłynęło, obawiałem się tego, jak może zareagować na to czym się naprawdę zajmuję, kim naprawdę jestem. Chociaż jasne, że Jihyun był dla niego najważniejszy, ja raczej plasuję się na o wiele niższej pozycji. Może jakoś łatwiej byłoby mu to znieść?
Naprawdę zaczęło mi na nim zależeć. To już nie były tylko zwyczajne przyjacielskie spotkania. Ja na nie tak nie patrzałem. Nie wyobrażałem sobie zrezygnować z tego. Nie wyobrażałem sobie, żeby Jimin mógł zrezygnować ze mnie.
Po kilku długich minutach dojechaliśmy na przyszpitalny parking. Nie wypuściłem jednak młodszego od razu.
– Wyjaśnijmy sobie sprawę. – Zacząłem poważnym tonem. – Nie bierzesz tego gówna.
– Przecież mówiłem ci, że nie. – Mówił nieco spanikowany. – Co ja bym zrobił z taką ilością? Pcham dalej. Ludzie z szkoły przy weekendzie chcą się zabawić.
– Po jakiego grzyba w ogóle się w to bawisz? – Spytałem nieco oburzony.
– A jaki może być powód? Oczywiście, że kasa. Zawsze są jakieś wydatki.
Już nie chciałem w to brnąć dalej, jakie on może mieć wydatki.
– Niech tylko się dowiem, że coś bierzesz to masz przesrane. Nie żartuję. – Zagroziłem. – Nie wiem tylko jak ty masz to teraz wszytko wyjaśnić swojemu tacie.
Zapadła chwila ciszy. Przecież nie będzie wciskał mu, że to nie jego. Nikt w to nie uwierzy.
– Przyznasz się, że chciałeś handlować. Zaznacz, że tego nie bierzesz. Przecież on pewnie w głowie ma, że ma pod dachem małego narkomana.
Młody skinął posłusznie głową.
Jimin
Leżałem w szpitalnym łóżku, czekając na wyniki badań. Spojrzałem na swoją lewą nogę. Zarówno ja wraz z lekarzem byliśmy w szoku, jak mogłem mdlejąc zwichnąć kostkę.
Mam już załatwiony tydzień wolny od pracy. Dobrze i niedobrze. Zrobię sobie tym zaległości, które później i tak będę musiał nadrobić.
Jednakże lekarza zaniepokoiły jeszcze moje wyniki krwi. Na żadne dolegliwości dotychczas nie mogłem narzekać. Zatrzymają mnie na obserwacji do jutra. Jeśli wszystko się wyjaśni, to będę mógł wrócić do domu.
Spoglądałem z kąta w kąt, nie wiedząc za bardzo co ze sobą zrobić. Już dawno po godzinach odwiedzin, więc wątpiłem by kogokolwiek do mnie wpuszczono. Może Jungkookowi chociaż uda się przekazać pielęgniarkom torbę z moimi rzeczami. Miałem nadzieję, że pomyślał o ładowarce do telefonu, bo ta zaraz mi podanie.
Spojrzałem w stronę drzwi, słysząc ich delikatne skrzypnięcie.
– Hyunnie?
Chłopak rozejrzał się nieco zagubiony po pomieszczeniu. Delikatnie ukłonił się w stronę dwóch pozostałych osób, znajdujących się w sali. Przynajmniej nie wykazał się złym wychowaniem. Mimo wszystko na mojej twarzy pojawił się uśmiech na jego widok.
Syn podszedł do mojego łóżka w ręku trzymając moją torbę.
– Jak się tu dostałeś? – Spytałem spokojnie.
– Jeon mnie tu przywiózł. On pakował ci torbę, mam nadzieję, że wszystko spakował.
Przejąłem od niego bagaż, chowając go pod łóżku. Nie mogłem się nadziwić, rzadko mają okazję widzieć Jihyuna w tym stanie. Zagubionego, jakby lekko przestraszonego.
– Jak się czujesz?
– Dobrze. To tylko zwichnięta kostka. – Starałem się go uspokoić.
– Gdyby tylko to, wypuścili by cię do domu. – Burknął niezadowolony z braku szczerości z mojej strony.
– Coś w wynikach krwi ich zaniepokoiło. Nic więcej nie chcieli mi powiedzieć. Jutro będą wyniki. Zapewne wypuszczą mnie do domu. – Zapewniałem go.
– Tato... – Zaczął bardzo niepewnie. – Wiesz, że ja... że to... – Nie mógł się wysłowić. – Ja nic nie biorę.
– Nie?
– Nie! – Zaprzeczył. – To nie dla mnie, ja nigdy nic nie brałem i nie wezmę. To do dalszego obrotu.
– Hyunnie. – Westchnąłem smutno.
– Przepraszam. – Odparł natychmiast. – To się już powtórzy.
– Mam taką nadzieję. A to świństwo ma zniknąć z mieszkania.
– Chyba Jungkook się tym zajął.
– To nie twój kolega Hyunnie, żebyś mówił do niego po imieniu. – Zwróciłem mu uwagę.
– Ale rozmawiam z tobą nie z nim. – Próbował się bronić.
– Wrócimy jeszcze do tematu tego znaleziska. Wróć do domu, jutro masz szkołę. Rano ładnie wstań, zrób sobie jedzenie do szkoły i bez spóźnień na zajęcia.
– Nie jestem dzieckiem, poradzę sobie.
– Nie wiesz czy Jungkook może cię odwieźć? Wolałbym, żebyś nie pchał się autobusami o tej porze do domu.
Chociaż nie raz wracał później z wyjść z kolegami.
– Odwiezie. Powiedział, że poczeka na mnie przy samochodzie.
– To idź już. Podziękuj mu za odwiezienie. I ode mnie też mu podziękuj.
– Napisz do mnie jak już będziesz coś wiedział. – Poprosił przed wyjściem.
Zaraz syn opuścił salę, zostawiając mnie wraz z obcymi tymczasowymi współlokatorami.
Postanowiłem zajrzeć do przyniesionej przez niego torby. Czysta bielizna, piżama oraz ubrania na jutrzejszy dzień. Znalazła się tu również ładowarka do telefonu, laptop i jakiś batonik. Widać, że nie chciał bym się tu nudził. Na boku dojrzałem również niewielką karteczkę.
Szybkiego powrotu do zdrowia Jiminnie
Jednak nie zamierzałem tu zbyt długo zostawać. Na pewno jutro okaże się, że to niewielkie odchylenia od normy, przepiszą mi jakieś witaminy i na tym się skończy.
Jungkook
Wczorajszego wieczoru odwiozłem młodego Parka do domu. Oddałem mu klucze należące do Jimina, nie potrzebowałem ich już.
Przez większe pół dnia moje myśli uciekały w stronę mężczyzny. Byłem ciekaw czy już zna wyniki badań, kiedy wraca do domu, czy wszystko jest w porządku.
Próbowałem zajmować się różnymi rzeczami by odwrócić uwagę. Siłownia, dokończenie nieskończonego obrazu, jakiś nieco bardziej ambitny posiłek dla siebie. Nic nie działało.
– Cholera. – Warknąłem pod nosem.
Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer starszego.
– Cześć Jimin, co tam słychać? Jeszcze w szpitalu?
– Cześć. – Przywitał się nieco zgaszonym tonem. – Nie, już jestem w domu.
– Wszystko w porządku? – Spytałem nieco zmartwiony.
Skoro wrócił już do domu to powinno być dobrze. Starszy wydawał się być jednak jakiś taki bez życia.
– Nie chcę na razie o tym mówić.
– Coś poważnego? – Dopytywałem zaniepokojony.
– Nie aż tak źle.
– Jesteś w domu, tak? Pewnie sam siedzisz, Jihyun zapewne jeszcze w szkole. Nie chcesz może jakiegoś towarzystwa? – Zaproponowałem.
Na pewien czas po drugiej stronie zapadła cisza. Cierpliwie czekałem na jakąś odpowiedź.
– Możesz wpaść.
Wypuściłem powietrze z ulgą, nie zauważając, że dotychczas je wstrzymywałem. Pożegnałem się z mężczyzną, zaraz ruszając do łazienki na szybki prysznic i ubierając ciuchy, w który mogłem pokazać się ludziom.
Idąc do starszego, zahaczyłem o kilka sklepów. Nie chciałem przychodzić z pustymi rękoma. Jiminowi zdecydowanie należało poprawić jakoś humor. A nie ma osoby, która po zjedzeniu czegoś pysznego lub słodkiego nie będzie czuła się lepiej.
Zjawiłem się przed drzwiami mieszkania Parka z szerokim uśmiechem na twarzy, który dodatkowo się powiększył po zobaczeniu mężczyzny. Widziałem jak zaskoczony spogląda w stronę trzymanej przeze mnie reklamówki.
– Nie brzmiałeś najlepiej, dlatego pomyślałem, że potrzebujesz czegoś dobrego do jedzenia. Nie wiedziałem czy masz ochotę na słodkie czy słone, dlatego wziąłem trochę tego, trochę tego.
– Nie musiałeś. – Powiedział, zamykając za mną drzwi.
Od razu udałem się do kuchni, gdzie zacząłem rozpakowywać zakupy.
– Jak kostka? Nie mam pojęcia jak ty to zrobiłeś. – Zaśmiałem się. – Ale przyznam, że dostałem zawału, kiedy zemdlałeś. Nie strasz mnie tak więcej.
– Mam tydzień zwolnienia z pracy. I powinienem chodzić o kulach.
– To gdzie je zgubiłeś? Nie nadwyrężaj nogi. – Zganiłem go. – Poczekaj w salonie. Zaraz przyniosę jedzenie.
Pozwoliłem trochę porządzić się w kuchni. Musiałem co jakiś czas podpytywać Jimina o to, gdzie co leży, ale ogólnie radziłem sobie. W pierwszej kolejności przyniosłem nam panierowane udka, które ostatnio nam posmakowały. Słodsze przekąski zostawiłem na później.
Usiedliśmy na kanapie, rozkoszując się miękkimi kawałkami kurczaka. W tle cicho leciał włączony telewizor.
– To co powiedzieli lekarze? – Postanowiłem ponownie poruszyć temat jego zdrowia.
Byłem mimo wszystko zmartwiony wczorajszym wypadkiem.
– Problemy z krążeniem. Przepisali mi na razie leki. Za jakiś czas mam się stawić na kontrolę. – Powiedział niemal beznamiętnie.
– Ale wydajesz się być tym zmartwiony, więc nie jest jakoś super.
– Mężczyźni w mojej rodzinie nie cieszą się najlepszym zdrowiem. Powiedzmy, że częściowo w końcu się tego spodziewałem.
Nie brzmi za dobrze. Nie mówi mi wszystkiego. Mam nadzieję, że leki pomogą i jak najdłużej będzie się cieszył dobrym zdrowiem.
– Na pewno będzie dobrze. – Powiedziałem, za bardzo nie umiejąc pocieszać innych, a bardzo pragnąc w tej chwili jakoś go podtrzymać na duchu.
On jedynie skinął głową, zaraz jednak poruszając kolejny temat.
– Jihyun powiedział, że zająłeś się naszym znaleziskiem.
– Spuściłem w kiblu. – Odparłem zgodnie z prawdą. – Co miałem z tym zrobić? Mi to nie potrzebne, a trzeba było się tego jakoś pozbyć.
– Dobrze.
– Jak tłumaczył się młody? – Spytałem, chociaż znałem odpowiedź.
Mężczyzna opowiedział mi, co powiedział mu syn. Szczeniak miał na tyle odwagi, że przyznał się do posiadania prochów i do chęci handlu. Zarzekał się, że on sam nie brał. Jimin mu wierzył, tak samo jak ja i miałem nadzieję, że oboje robimy dobrze ufając mu w tej sprawie.
Skupiliśmy się przez chwilę na wyświetlany w telewizji film, w międzyczasie dopełniając żołądek kolejnymi przekąskami.
Po czasie przeniosłem wzrok na ramki z zdjęciami, na których znajdował się młodszy Jimin. Zdjęcia były czymś niesamowitym. Współczesną wersją obrazów, która pozwalała na zachowanie najpiękniejszych chwil w życiu. Malarze zamienili się w fotografów.
– Co się tak przyglądasz zdjęciom? – Zaczepił mnie starszy.
– Lubię na nie patrzeć. Ja sam praktycznie żadnych nie mam. Dlatego lubię oglądać cudze. – Przyznałem. – Masz jakieś swoje zdjęcia z czasów szkolnych?
– Coś pewnie by się znalazło. Naprawdę chcesz oglądać takie rzeczy? – Zaśmiał się.
– A co, masz jakieś kompromitujące ujęcia? – Spytałem unosząc zaciekawiony brwi.
Udało mi się przekonać go do przyniesienia albumu. Poszedłem za nim do jego sypialni, gdzie w jednej z szafek trzymał stare zdjęcia. Usiedliśmy na łóżku zaczynają przeglądać pierwszy z albumów.
Szczerze mówiąc to mężczyzna dużo się nie zmienił. Może trochę wyprzystojniał i zrzucił kilka kilogramów od czasu szkoły średniej. Jednak widać było, że jest to ten sam Jimin. Oglądaliśmy zdjęcia z uroczystości szkolnych, tych zrobionych na przerwach z przyjaciółmi oraz znalazło się kilka, na których Park tańczył.
– Tańczysz? – Spytałem niczym rasowy idiota.
– Tańczyłem. – Odparł z tęskną nutą. – Później wszystko szybko się potoczyło i dodatkowo zabrakło czasu.
– Co tańczyłeś? – Dopytywałem ciekaw.
– Taniec nowoczesny.
– Wow. Szkoda, że masz zwichniętą kostkę.
– Hm? Czemu?
– Myślałem, że zobaczę kiedyś jak tańczę.
– Będę miał nogę, nie amputują mi jej. – Szturchnął mnie ramieniem. – Może jeszcze nic straconego. Chociaż forma już nie ta sama.
Przeglądaliśmy dalej album, mając w zanadrzu kilka kolejnych. W końcu doszliśmy do czasów uczelnianych.
– Co studiowałeś?
– Pedagogikę. A co mogłem studiować pracując w szkolę?
– Słuszna uwaga.
Jeon, dzisiaj widać błyszczysz geniuszem.
– To matka Jihyuna? – Spytałem, gdy na kilku zdjęciach przewijała się ta sama kobieta, która była z Jiminem wyraźnie blisko.
– Tak. Wtedy Kim, później Park, a teraz Min Yoonah. Byliśmy na jednym roku.
Jimin
Naprawdę nie wierzyłem w to, że siedzieliśmy razem i oglądaliśmy moje stare zdjęcia. Chociaż dawno ich nie przeglądałem i miło było wrócić wspomnieniami do niektórych momentów.
– Byliśmy na jednym roku. – Powiedziałem.
– Może i nie najbrzydsza, ale co ty w niej widziałeś? Na szczęście Jihyun urodę odziedziczył po tatusiu. – Uśmiechnął się w moją stronę.
A co można widzieć w drugiej osobie? Co mógłbym widzieć w tobie? Wygląd przecież to nie wszystko. Ważne czy z drugą osobą dobrze ci się spędza czas, jak wam się rozmawia, czy jej charakter ci odpowiada, czy potrafi cię rozśmieszyć, jak cię traktuje, jak na ciebie patrzy. Te wszystkie czynniki składają się na to, czy na kogoś zwrócimy uwagę na dłużej czy też nie.
– Przez długi czas naprawdę było nam dobrze. Zaczęliśmy ze sobą chodzić po miesiącu znajomości, a po ośmiu miesiącach okazało się, że jest w ciąży. Uczyła się dopóki mogła, pomagałem jej w nauce, a sam zacząłem dorywczo pracować, by zapewnić nam jakiś byt.
W głowie miałem wiele szczęśliwych chwil z tamtego okresu, chociaż może umysł próbował je przyćmić późniejszymi wydarzeniami.
– Studia, praca i ciężarna dziewczyna. Dużo na głowie jak na młody wiek.
– A co miałem zrobić? Zostawić matkę swojego dziecka? – Spojrzałem na niego. – Nie uważałem tego za ciężar, w złym tego słowa znaczeniu. Stało się. Cieszyłem się, że będziemy mieli synka. Chciałem zapewnić im jak najlepsze warunki, a mu jak najlepszy start.
Ten czas w porównaniu do tego co było kilka lat później, uważam za bardzo szczęśliwy.
– Chyba byłeś lubiany, co? – Spytał, gdy na kolejnych zdjęciach byłem w większej grupce.
– Pewne osoby przychodziły i odchodziły, ale z niektórymi trzymałem kontakt jeszcze długo po skończeniu studiów.
I jednak chyba nie do końca umiałem sobie dobrać znajomych.
– Kto to? – Zapytał Jeon, wskazując na jednego z mężczyzn, który powtarzał się na zdjęciach.
– To Min Yoongi. Był dwa roczniki wyżej na prawie, które było na tej samej uczelni. Oboje często spędzaliśmy czas w bibliotece między zajęciami. Początkowo we dwójkę, a później we trójkę, gdy Yoonah nie chciało się samej uczyć w domu lub chciała spędzić ze mną więcej czasu, a po studiach nie miałem go za wiele ze względu na pracę.
– Utrzymywałeś z nim kontakt po szkole? – Spytał dziwnym tonem.
– Tak. Jako dwa karzełki dobrze się dogadywaliśmy. – Zaśmiałem się.
– To on, mam rację? – Spytał chłodno.
Milczałem, dostarczając mu tym chyba wystarczającej odpowiedzi.
– Totalny chuj, ale najciemniej pod latarnią. – Prychnął. – I mówisz, że Jihyun o niczym nie wie?
– Yoonah początkowo nie chciała bym mu mówił, a ona sama również nie dawała mu żadnych odpowiedzi. Później wzięli ślub i wyjechali. Przyjeżdżała go odwiedzać, ale zgrabnie omijała temat tego dlaczego odeszła i jej nowego życia.
– A ty do dzisiaj musisz znosić obwiniającego cię syna, który robi ci na złość i jest zapatrzony w matkę, która na to nie zasługuję. – Burknął. – Może nie powinienem się wtrącać, ale źle zrobiliście i nadal źle robisz. Powinien wiedzieć. Nie jest małym dzieckiem. Nie ważne jak okrutna byłaby prawda, powinien ją znać. Myślisz, że gdy będziesz odkładał tę chwilę na później, będzie lepiej?
– On już o nic nie pyta, a ja nie umiem mu tego powiedzieć. Yoonah już się nie odzywa. – Podsumowałem. – Nie mów mu tego.
– Spokojnie, ode mnie się niczego nie dowie. Ale powinieneś mu powiedzieć. Nie zasługujesz na to, jak on cię traktuje. – Powiedział, a mi zrobiło się nieco cieplej na sercu. – Jesteś dobrym ojcem.
Poczułem jak dłoń młodszego spoczywa na moim ramieniu, następnie przesuwając się bliżej karku. Naprawdę miło było usłyszeć, że chociaż on mnie tak postrzega.
Odchyliłem głowę nieco do tyłu, gdy poczułem jak jego palce zanurzają się w moich włosach, wywołując przyjemne dreszcze.
– Ty wiesz o mnie coraz więcej, a ja o tobie nadal mało. – Zauważyłem.
Jungkook
Miło było widzieć, że moja bliskość i dotyk mu nie przeszkadzają. Chociaż wczorajszy incydent w pokoju jego syna też już dużo mówił. Jednak nie spodziewałem się tej zmiany tematu.
– A co chcesz wiedzieć? Do dziesiątego roku wychowywałem się jedynie z matką, która ledwo wiązała koniec z końcem. Później przejął mnie ojciec, który pojawił się z nikąd. Miał twardą rękę i preferował surowe wychowanie. – Mówiłem. – W szkole średnio się uczyłem, chociaż na pewno było stać mnie na więcej. Można się domyśleć, że należałem raczej do tej grupy chłopców, którzy sprawiali problemy. Jestem typem niegrzecznego chłopca i to mi zostało.
– I cały czas masz sekrety.
– Na przykład?
– Twoja dłoń. – Ruchem głowy wskazał na rękę, która spoczywała na moim udzie. Wiedziałem, że skupia swój wzrok na napisie zakrytym pod cielistym plastrem.
– Nie daje ci to spokoju, co? – Zaśmiałem się nerwowo.
– Za bardzo to ukrywasz, żebym uznał to za nic, Jungkook.
– Daj mi jeszcze trochę czasu. – Poprosiłem.
Nie jestem jeszcze na to gotowy. Za bardzo polubiłem spędzanie z tobą czasu. A jednak boję się, że jesteś za porządny, żeby spotykać się z kimś takim jak ja. Boję się, że scenariusze i teorię, które rodzą się w twojej głowie i tak nawet nie muskają prawdy.
– Kawałek? – Próbował dalej.
Długo zastanawiałem się nad tą propozycją. Wydawało się być to rozsądnym kompromisem.
– Dobrze, masz tu jakieś nożyczki?
Plaster jak raz odkleję będzie kiepsko się trzymał, a wolałbym by przez przypadek nie odkleiło się go za dużo. Jimin wskazał na nocną szafkę. Zajrzałem do szuflady, gdzie z samego brzegu leżał poszukiwany przedmiot.
Pokazałem starszemu, w którym miejscu ma przeciąć. Teraz na mojej dłonie był widać J na palcu i U pod knykciem. Jeszcze nic z tego nie można było złożyć. Na jakiś czas jestem ponownie bezpieczny. Uśmiechnąłem się, gdy Jimin przez cały czas trzymał moją dłoń.
– Tato, już jesteś? – Usłyszeliśmy nagle głos Jihyuna.
Starszy natychmiast puścił moją rękę.
– Dlaczego nie zadzwoniłeś, że... – Zamilkł w połowie.
Młodszy pojawił się w pokoju, wyraźnie zaskoczony moją obecnością. Przez chwilę jego wzrok przeskakiwał ze mnie na jego tatę, a później spoczął na usztywnionej kostce starszego.
– Jak się czujesz? – Spytał niepewnie.
– Wypuścili mnie do domu, czyli nie najgorzej. – Odparł z uśmiechem.
Młody Park skinął powoli głową. Wzrokiem szybko jeszcze omiótł pokój, a raczej powyciągane albumy. Po chwili zostawił nas z powrotem samych. Spojrzeliśmy na siebie, cicho się śmiejąc.
– Ciekawe co sobie pomyślał? – Zastanowiłem się
– A co powinien? – Odparł Jimin nie spuszczając ze mnie wzroku.
– Że za wcześnie wrócił. – Mruknąłem, wykrzywiając jeden kącik ust do góry.
Chyba oboje dobrze mogliśmy poczuć jak atmosfera nagle zgęstniała. Niestety jego pierworodny był w pokoju na przeciwko lub obok. Czyli nici z czegokolwiek.
– Dalej oglądamy zdjęcia czy... – Sam nie wiedziałem o jaką alternatywną aktywność mi chodziło.
– Jeśli masz ochotę, możemy oglądać dalej.
Wróciliśmy więc do przeglądania albumów. Po upamiętnieniu czasów studiów przyszła pora na codzienne życie jego i Yoonah. Kobieta z coraz większym brzuchem, ślub, a później ich wspólne zdjęcia z szybko rosnącym malcem. Wydawali się być szczęśliwą rodziną.
Później nastał okres, gdzie już na żadnym zdjęciu nie pojawiała się kobieta, a i częstotliwość dokumentowanych chwil wydawała się być mniejsza.
– Jak ja chciałbym mieć takie albumy. – Westchnąłem.
– Naprawdę nie masz żadnych zdjęć? – Jimin był wyraźnie zaskoczony taką możliwością.
– Może moja matka miała jakieś zdjęcia z mojego dzieciństwa. Ojciec nie uznawał takich rzeczy.
– Twój tata z twoich opowieści wydaje się być surowy i bez uczuć. Na pewno nie mogło być tak źle, musiał mieć też jakieś dobre strony.
Zastanowiłem się przez chwilę.
– Wychował mnie na silnego i pewnego siebie mężczyznę. – Uśmiechnąłem się, bo to jedyne co mu rzeczywiście wyszło.
Oczywiście oprócz trzymaniu w ryzach tego całego burdelu, który jest teraz na mojej głowie.
– Czyli jednak nie był taki zły. – Stwierdził z półuśmiechem.
Pomogłem starszemu schować wszystkie albumy na swoje miejsce. Przenieśliśmy się z powrotem do salonu. Zaśmiałem się krótko pod nosem, gdy zauważyłem, że ktoś musiał nieco podebrać z naszych słodkości pozostawionych na stole.
Zasiedliśmy na kanapie, powracając do rozmów już na nieco bardziej przyziemne tematy, przeplatane spoglądaniem w stronę włączonego telewizora.
– Będę się już zbierał. – Powiedziałem, gdy za oknem zaczynało się ściemniać. – Ale gdybyś tylko potrzebował towarzystwa, to dzwoń.
– Postaram się tego nie nadużywać.
– Nadużywaj do woli. – Uśmiechnąłem się.
Starszy w lekkich podskokach odprowadził mnie do drzwi. Pożegnaliśmy się, lecz przed wyjście pozwoliłem sobie na skradnięcie mu szybkiego pocałunku. Zaraz po tym zniknąłem na schodach prowadzących w dół.
Będąc już poza blokiem rozbrzmiał mój telefon.
– Tak, V?
– Ręce cię świerzbią? – Spytał zadowolony. – Słyszałem, że zieloni szukają kłopotów. Mała grupka na północy.
– Gdzie się spotykamy i za ile?
Brakowało mi takich zwykłych zaczepek. Za spokojnie było. Pożar magazynku to jedno, ale możliwość spuszczeni wpierdolu jednym z Ddeng to całkiem inna kategoria. Czasami potrzebowałem takich gównarzerskich zajęć. I tym razem nie dam się zaskoczyć jak głupi szczeniak.
Jimin
Nie byłem przyzwyczajony do spędzania w domu całych dni. Nigdy nie podejrzewałem się o pracoholizm. Jednak brakowało mi tej równowagi i rutyny jaką wprowadzała praca.
Miałem już sprawdzone wszystkie prace uczniów, wprowadziłem nawet kilka nowych wzorów arkuszy na sprawdziany, bo dotychczas co roku powtarzałem te same sprawdziany, nie mając czasu i chęci na stworzenie czegoś nowego.
Mieszkanie błyszczało czystością, chociaż lekarz kazał mi się oszczędzać, dopóki noga nie dojdzie do siebie. Później zalecił mi ruch. Tylko że już teraz roznosiła mnie energia. Na szczęście w poniedziałek będę mógł wrócić do szkoły.
Cieszyłem się, że przez większość wolnych dni Jungkook mnie odwiedzał. Właściwie od poniedziałku do środy był tu codziennym gościem, co w ogóle mi nie przeszkadzało. Przed weekendem postanowiliśmy sobie dać kilka dni wolnego. Chociaż do soboty.
Głównie obawiałem się o jego pracę. Co prawda mówił, że on sam sobie ustala grafik i po jego stronie nie ma problemów z częstymi odwiedzinami. Bałem się jednak, że przeze mnie coś zawali, zapewne później nawet się do tego nie przyznając.
Nie mając lepszego zajęcia, przysiadłem do pisania rozpoczętego opowiadania. Już miałem kilka rozdziałów. Sądzę, że niedługo będę mógł opublikować prolog.
Pisząc tę pracę, moje myśli często uciekały w stronę Jungkooka. Mój umysł lubił wstawiać za miastowego złodziejaszka, Jungkooka, a mnie w roli Króla. Przez to zastanawiałem się nad tym co jest między młodszym a mną.
Nie przeszkadzała mi pogłębiająca się relacja. Cieszyła mnie jego obecność, bliskość, ten krótki dotyk czy nieliczne pocałunki. To wszystko wywoływało miłe ciepło w środku, którego dawno nie miałem okazji czuć.
I nawet jakoś nie przerażał mnie fakt, że oboje jesteśmy mężczyznami. Za młodych lat powątpiewałem w swoją heteroseksualność. Później pojawiła się Yoonah i takich wahań nie było, a gdy ona odeszła, nie było na nie czasu. Były tylko niewinne opowiadania.
– Tato? – Usłyszałem Jihyuna za swoimi plecami.
– Tak? – Odwróciłem się nieco przymykając laptopa.
– Widzisz się dzisiaj lub jutro z Jugnkookiem?
Byłem szczerze zaskoczony jego pytaniem.
– Akurat nie, a co?
– A mógłbyś do niego zadzwonić i powiedzieć, że się przypominam.
– Co?
– Po prostu to powiedz. Będzie wiedział o co chodzi.
Brzmiało to co najmniej podejrzanie. Jihyun już nie pokazywał tak swojego buntowniczego humorku przy młodszym, równocześnie raczej nie spędzał z nami dużo czasu, gdy przychodził. Można powiedzieć, że się mijali. Jaki mogli mieć wspólny temat?
– Dobrze.
Postanowiłem załatwić to od razu. Sięgnąłem po telefon i wybrałem numer młodszego. Wsłuchiwałem się w miarowy sygnał.
– Stęskniłeś się za mną? – Mruknął zadowolony.
Miałem nadzieję, że Jihyun tego nie słyszał.
– Może. – Mruknąłem szybko w odpowiedzi. – Ale tym razem to nie ja, tylko Jihyun ma do ciebie jakiś interes. Prosił, żebym powiedział, że się przypomina.
– No tak. Dasz mi go na chwilę do telefonu?
– Hyunnie. – Powiedziałem przekazując mu komórkę.
Obserwowałem jak syn odchodzi z nią na korytarz, a później zamyka się w pokoju. Bardzo ciekawiło mnie o czym mogli rozmawiać, jaki mieli wspólny temat. Walczyłem z sobą by nie podejść pod drzwi i nie podsłuchać rozmowy, jednak wiedziałem, że na pewno zostałbym na tym nakryty, gdy Jihyun wychodziłby od siebie.
Siedziałem jak na szpilkach, co chwila odwracając się w stronę korytarza. Gdy usłyszałem szczęk drzwi, zacząłem wpatrywać się w laptopa, udając, że coś piszę.
Jihyun przyszedł i oddał mi telefon, połączenie nadal trwało.
– Chciał jeszcze z tobą porozmawiać. – Powiedział nim odszedł.
– Jungkook?
– To kiedy się widzimy? – Spytał od razu. – Masz plany na sobotę? Mógłbym wpaść. – Zaproponował.
– Nie mam planów, ale ja przyjdę. Mam dosyć siedzenia w domu. To jest straszne. – Jęknąłem zbolałym tonem.
– Dobrze, przyjadę po ciebie.
– Nie kłopocz się. Sam się zjawię. Będę po szóstej.
Umówiliśmy się z młodszym na sobotę. Mimo że byłem ciekaw, nie dopytywałem o jego rozmowę z Jihyunem. Miałem nadzieję, że w końcu któryś z nich sam mi o tym powie.
Wróciłem do pracy przed laptopem. No i tak nie potrafiłem uciec myślami od mojej ostatniej inspiracji.
– Tato?! – W pewnym momencie przerwał mi głos syna.
Kątem oka spojrzałem na godzinę. Oho, zasiedziałem się.
– Tak?
– Mogę wyjść w piątek wieczorem z kolegami? – Spytał niepewnym tonem.
– A co ci Hyunnie mówiłem? Masz szlaban do końca miesiąca. Dobrze wiesz za co i rozumiesz dlaczego, tak?
– Tak wiem, ale... – Urwał, nie mając chyba zbyt mocnych argumentów.
Patrzałem na niego, czekając czy nastąpi dalsza część rozmowy czy może jednak się wycofa. Ja nie zamierzałem się ugiąć. Po ostatnich rewelacjach nie miałem pojęcia, gdzie on chce wyjść i po co. A przecież afera z narkotykami jest z zaledwie zeszłego tygodnia.
– Proszę. – Postanowił dalej męczyć temat. – Ma przyjść taka jedna koleżanka. – Powiedział nieco speszony, uciekając wzrokiem. – Chociaż na godzinkę lub dwie. Będę o czasie, obiecuję.
Spojrzałem na niego podejrzliwym wzrokiem. Wierzyłem mu. Nie uczyłem Jihyuna kłamstwa i on raczej też mnie nie okłamywał, dlatego wierzyłem w to co mówił. Jednak ostatnio mocno nadszarpnął moje zaufanie wobec niego.
– Po powrocie możesz mi nawet zrobić jakieś narko testy, przeszukać mnie, czy co tylko chcesz. Przecież mówiłem ci, że nie biorę tego świństwa.
Chyba jestem dla niego za miękki i mam nadzieję, że nie będę później tego żałował.
– Dobrze, ale maksymalnie na dwie godziny. I masz być cały czas pod telefonem. – Uległem. – Jeszcze dogadamy szczegóły. Na pewno w zamian za to przedłuża ci się szlaban o jeden dzień. Tak?
– Dobrze, dziękuję. – Uśmiechnął się do mnie, co chyba do końca zmiękczyło moje serce.
Jihyun wrócił do swojego pokoju, a ja jeszcze przez chwilę zachwycałem się tym jak pogodnie może wyglądać jego buzia, gdy się uśmiecha. To był naprawdę rzadki widok.
______________________________________
Jak na razie sytuacja się ustabilizowała. Jihyun również zdaje się, że tymczasowo spotulniał. Jednak Jimin zaczyna coraz bardziej naciskać na Jungkooka, który pomimo ich coraz bliższej znajomości niewiele o sobie mówi. Czy Jeon dopuści do tego by Jimin dowiedział się prawdy?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top