Rozdział 5

Jungkook

Wsiedliśmy razem z Taehungiem do samochodu. Poczułem przyjemny dreszcz słysząc miły pomruk silnika. Prawdziwa muzyka dla moich uszu.

Wyruszyliśmy z podziemnego garażu w stronę wskazaną przez przyjaciela. To on zawsze orientował się, gdzie będzie start i jak będzie wyglądała trasa. Ja robiłem tą drugą, trochę ważniejszą robotę, a mianowicie wygrywałem tę trasę.

Znaleźliśmy się na miejscu nie dużo przed czasem rozpoczęcia. Jak zawsze. V wyszedł przywitać się z ważniejszymi osobami oraz ogarnąć zakłady. Ja stałem oparty o maskę samochodu, przyglądając się tłumowi, który się zebrał by obejrzeć wyścig.

Moją uwagę przykuła jedna osoba. Właściwie ta sama co poprzednim razem. Ta sprawa zaczynała mnie irytować. Zawołałem do siebie Taehyunga.

– Co jest?

– Widzisz tego niższego chłopaka obok tego w czerwonej czapce co stoi przy latarni? – Spytałem, nie patrząc się w tamtą stronę.

V rozejrzał się w poszukiwaniu celu.

– Tak. Co z nim?

– Wygląda mi znajomo. Pracuje dla któregoś z nas?

– Nie wydaje mi się. Ale podpytam później chłopaków. Już chyba drugi raz o niego pytasz. – Słusznie zauważył.

– Wygląda mi znajomo, lecz nie mogę go z nikim skojarzyć. Zaczyna mnie to irytować.

– Mam się dowiedzieć co to za jeden?

– Nie zawracaj sobie nim głowy. Widać, że to jakiś gówniarz. Pewnie z kimś go mylę. – Pokręciłem głową. – Jak zakłady?

– Szczerze mówiąc to idziesz z Ddegn łeb w łeb. Tylko na was są stawki.

– Bo tylko my się liczymy.

Oni stanowią zagrożenie dla nas, a my dla nich. Reszta leszczy się nie liczy. Mogą sobie myśleć, że mogą coś znaczyć, jednak prawda jest taka, że albo my, albo oni się nimi zajmiemy, kiedy wejdą nam w drogę.

– Zaraz zaczynacie.

– Jasne.

Wsiadłem do samochodu. Zaraz ustawiliśmy się na prowizorycznej linii startu, na którejś jakaś długonoga farbowana blondyna zaraz miała machnąć chorągiewką, rozpoczynając grę. Przeczuwałem dobry wyścig. Oczywiście innego wyniku niż własnej wygranej nie przyjmowałem do wiadomości.

Jimin

Posprzątałem zaraz po przyjściu z pracy. Wolałem mieć to z głowy. Obiad zjedzony w mgnieniu oka, a późniejszy czas poświęciłem na przygotowanie przekąsek. Sam nie miałem ochoty jeść tylko fast foodów, które również były przygotowane na dzisiejszy dzień. Jungkook na pewno doceni tę inicjatywę.

Korzystając z wolnej chwili po przebraniu się, usiadłem przed laptopem. Zająłem się poprawianiem rozdziału, który jutro rano miał trafić na mój profil.

Zawiesiłem dłonie nad klawiaturę, słysząc otwierające się drzwi mieszkania.

– Co tak późno?

– Na poprawkach byłem.

Tak długo? Rano zasypia i spóźnia się na zajęcia, a teraz wraca później ze szkoły. Jednak nie chciałem z nim wpadać w dyskusję. Może jak ja nie będę się go teraz czepiał, to i on później mi odpuści.

– Dlaczego w lodówce jest jedzenie? – Usłyszałem zaraz krzyk z kuchni.

Ja ci dam gówniarzu, zawsze jest!

– Za dużo nie podbieraj, będę miał gościa.

Byłem niezwykle ciekaw jakie myśli zrodziły się teraz w jego głowie. Jednak chyba nie chciałbym słyszeć ich na głos. Przynajmniej w końcu się przekona, że nie spotykam się z żadną kobietą za jego plecami.

Syn nic nie odpowiedział. Słyszałem, jak nakłada sobie obiad, z którym następnie udał się do swojego pokoju. Później jedynie jak przez mgłę zarejestrowałem Jihyuna odnoszącego puste talerze z powrotem do kuchni.

Z przed laptopa wyrwał mnie dopiero dźwięk dzwonka do drzwi. Zapisałem pracę, po czym zamknąłem pokrywę urządzenia. Odłożyłem je na bok i z delikatnym uśmiechem na ustach skierowałem się w stronę wejścia.

– Cześć. – Przywitał się, ściągając z twarzy maskę.

– Witam.

Mężczyzna wszedł do środka. Ściągnął z siebie czarną, nieco ocieplaną jeansową kurtkę. Pod spodem kryła się luźna koszula w kratę w ciemnych zgaszonych kolorach oraz czarna koszulka wpuszczona w spodnie o tym samym kolorze. Zastanawiało mnie czy w swojej szafie ma jakieś jasne ubrania.

Z dozą ciekawości spojrzałem na jego prawą dłoń. Nie gościła na niej bez palczasta rękawiczka, lecz część tatuaży przykrywały plastry. Postanowiłem sobie obrać za cel, dowiedzieć się, co tak skrzętnie chowa.

Usłyszałem za sobą odgłos naciskanej klamki otwierających się drzwi pokoju syna. Najwyraźniej postanowił zobaczyć naszego gościa na własne oczy. Widziałem lekkie zaskoczenie malujące się na jego twarzy. Powstrzymywałem się od zwycięskiego uśmiechu.

Przecież bym cię nie okłamywał w takiej sprawie. To nie żadna kobieta.

– To mój syn, Jihyun. – Przedstawiłem pierworodnego. – Hyunnie, to mój znajomy Jeon Jungkook.

– Jeon. – Skrócił.

Młodszy obserwował mężczyznę w bezruchu. W końcu zwróciłem mu uwagę, na co ukłonił się lekko i niepewnie.

– Chodźmy. – Zaprosiłem mężczyznę do salonu. – Kto wybiera film?

– Ostatnio ja wybierałem.

– Jak byłeś tutaj. Kino ja wybierałem. – Zwróciłem uwagę.

Przeszliśmy z korytarza do dużego pokoju.

– No to mamy remis. Wybiorę trzy różne, a ty wybierzesz jeden z nich.

– Zgoda. Ja w tym czasie przyniosę coś do jedzenia. Co do picia? Kawa czy coś...

– Nie pogardzę czymś mocniejszym. Jutro chyba oboje mamy wolne. – Uśmiechnął się szeroko.

Udałem się do kuchni by przynieść przygotowane wcześniej przekąski. Idąc, zerknąłem w stronę korytarza. Po Jihyunie nie było ani śladu, z powrotem zamknął się u siebie.

Zacząłem przynosić wszystko do salonu, rozkładając na stoliku przed kanapą.

– Wow, czuję się głupio, przychodząc z pustymi rękoma. – Odezwał się młodszy.

– Odwdzięczysz się następnym razem, gdy to ty będziesz gospodarzem. – Puściłem mu oko.

Udałem się dalej znosić jedzenie.

– Ej, a może jakiś serial?!

– Jak wolisz!

Wtedy mielibyśmy co oglądać na dłuższy czas. Znosiłem kolejne półmiski. Patrząc na pełen stół stwierdziłem, że może jednak trochę się zagalopowałem z tym jedzenie. Przynajmniej nie będziemy głodni.

– Hyunnie, chcesz trochę jedzenia?!

Jednak odpowiedziała mi cisza.

– I po co ja pytałem. – Szepnąłem pod nosem.

– Będzie chciał to przyjdzie. A tak to więcej dla nas. – Odezwał się Jeon. – Wybieraj co oglądamy.

Zgasiłem światło i usiadłem na kanapie. Spojrzałem na trzy wybrane przez młodszego tytuły. Jeden z filmów wydawał się być mocno w typie Jungkooka, jednak dwa pozostałe... Nie spodziewałbym się tego.

Zmrużyłem oczy i z przebiegłym uśmiechem wskazałem pierwszy tytuł.

– Co?!

– Zrobiłeś to specjalnie bym wybrał trzeci serial. – Prychnąłem. – Masz za swoje za niedocenianie mnie. Następnym razem proszę o poważne propozycję.

– No dobra, to co...

– To co wybrałem. – Przerwałem mu. – W ramach nauczki. Włączaj.

Otworzył usta, lecz nic nie powiedział. Włączył jakiś dramat romantyczny, który wybrał bym wybrał ten jeden serial, na który chciał by padła moja odpowiedź. Jeden sezon, szesnaście odcinków to znowu nie tak dużo. Miałem tylko nadzieję, że to nie okażę się jakiś typowym wyciskaczem łez dla bab. Nich chociaż ma jakiś poziom.

Jungkook

Na dworze wyraźnie się ochłodziło. Ciemne chmury od południa wisiały nad miastem rzucając cichą groźbę. Szybko przemknąłem ze swojego domu do taksówki, a następnie z niej do bloku Jimina. Na moich ustach pojawił się uśmiech, którego nie umiałem powstrzymać.

– Cześć. – Przywitałem się, ściągając z twarzy maskę, ukazując wesoły uśmiech.

Uniosłem wzrok, spoglądając na otwierające się za plecami starszego drzwi. Obserwowałem uważnie nastolatka, którego początkowo bojowa mina szybko zmieniła się w pełną zaskoczenia. Nie tylko on był zdziwiony. Ja też nie spodziewałem się go tutaj zobaczyć.

Ale przynajmniej zagadka, dlaczego wydawał się wyglądać znajomo, została rozwiązana. Był niezwykle podobny do Jimina.

– To mój syn, Jihyun. Hyunnie, to mój znajomy Jeon Jungkook. – Przedstawił mnie Jimin.

– Jeon. – Skróciłem.

Skrzywiłem się lekko, jednak woląc by gówniarz nie wiedział, jak mam na imię i nazwisko. Cały czas się zastanawiam czy nie lepiej było posługiwać się fałszywymi danymi. Chociaż kłamstwo ma zawsze krótkie nogi, a na nie już za późno.

Nastolatek obserwował mnie w milczeniu. Widziałem, jak przygląda się prawej ręce. Będąc w pracy nie zakrywałem dłoni, wiedzieli do którego gangu należę. W takim środowisku nie musiałem tego ukrywać. Inaczej sprawa miała się na co dzień.

Jednak po postawie młodszego mogłem się domyślić, że jego ojciec wolałby nie wiedzieć, gdzie spędza noce poza domem, zapewne urywając się z chaty w niewiedzy przed nim. Dlatego wątpiłem by i on powiedział Parkowi cokolwiek na mój temat.

Wiedziałem, nie wyda mnie. Co prawda ja miałem trochę więcej do stracenia. Czułem coraz większy dyskomfort tracąc swoją anonimowość. Wątpiłem by Jimin chciał się dowiedzieć, że widuje się z kryminalistą, członkiem gangu, czego zapewne jedynie domyśla się młodszy Park.

Przeszliśmy do salonu. Zacząłem przeszukiwania filmu, a następnie serialu. Wybrałem jeden, który mnie najbardziej zainteresował oraz dwa, które wiedziałem, że na pewno zostaną odrzucone.

Zdziwiłem się widząc przyniesioną ilość jedzenia. Musiał się przy tym trochę na robić. Ludzie z dziećmi są chyba nieco bardziej ogarnięci w kuchni.

I wszystko byłoby w porządku, jednak wybór serialu poszedł nie po mojej myśli. Całkowicie nie po mojej myśli. Jakimś dziwnym cudem skończyliśmy oglądając jakieś romansidło. Nawet nie czytałem o czym ono jest, wybierając propozycje.

Całe szczęście nie okazało się ono kiepskim wyciskaczem łez dla bab. Może męskim kinem również to nie było, ale szło się trochę przy nim pośmiać.

Nie zważając na wiele oglądaliśmy kolejne odcinki zapijając słabym alkoholem. Raz nawet pojawił się młody Jihyun by nieco podebrać nam ze stolika. Widziałem jak kątem oka obserwuje mnie niepewnym wzrokiem. Szybko z powrotem zamknął się w swoim pokoju.

Wpatrzony w telewizor oparłem się o ramię Jimina, naśladując bohaterów serialu.

– Ma rację, średnio wygodne. – Skwitowałem.

– Bo jesteś wyższy ode mnie.

– To ty spróbuj. – Podpuściłem go.

Widziałem lekki wyraz zakłopotania na jego twarzy, lecz chyba nieco ośmielony alkoholem oparł głowę na moim ramieniu. Uśmiechnąłem się pod nosem, jednak jego głowa szybko znikła.

– I jak?

– W miarę. – Szepnął, odwracając wzrok.

Prychnąłem pod nosem, zakładając ramię na jego barki i przyciągając go bliżej siebie, by ponownie się na mnie oparł.

– Jihyun może przyjść i... – Wyprostował się, rozglądając dookoła czy aby na pewno nikt tego nie widział.

– Daj spokój, siedzi u siebie.

– Ale niedługo pewnie będzie szedł się myć.

Jedynie się uśmiechnąłem zostawiając już starszego w spokoju. W rzeczywistości za kilka minut młodzież wylazła z swej pieczary i skierowała się do łazienki, w której zniknął na dłużej.

W końcu kolejny odcinek dobiegł końca.

– Chyba będę się powoli zbierał. – Przeciągnąłem się nieco, by rozprostować zasiedziane kości.

Gdy za oknem rozległ się huk, oboje jednocześnie spojrzeliśmy w tamtą stronę. Wstałem by za nie wyjrzeć. Szeroko otworzyłem oczy widząc co się dzieje na zewnątrz.

– Wow, co za ulewa. – Odezwał się starszy. – Chyba będziesz musiał jeszcze chwilę zaczekać. Przecież nie wyjdziesz w taki deszcz.

Drzewa kołysały się targane silnym wiatrem, a krople deszczu uderzał w szyby okien jakby chciał je wybić. W rzeczy samej, nie zamierzałem przebywać na dworze w taką pogodę chociażby po to by dobiec do taksówki.

– Na pewno nie będę przeszkadzał?

– Obejrzymy jeszcze jeden odcinek. – Zaproponował starszy. – Może zaraz się uspokoi.

– Co, spodobało ci się romansidło? – Szturchnąłem go ramieniem.

– Nie. Ale jak już zaczęliśmy i tyle obejrzeliśmy to i tak będziemy musieli już je obejrzeć do końca.

Tak? Czyli jednak ci się spodobało? Sam muszę przyznać, że nie jest to ostatni chłam, więc możemy dalej to męczyć.

Z powrotem usiedliśmy przez telewizorem. Włączyliśmy kolejny odcinek, skupiając się na coraz bardziej wciągającej fabule.

Minęła kolejna godzina, a wichura za oknem nie ustała. Wręcz przeciwnie, miałem wrażenie, że wezbrała na sile. Na pewno pozalewa część ulic w dole jak przy zeszłorocznych opadach tego typu.

– Jak chcesz możesz u nas przenocować. – Zaproponował starszy.

– Nie chcę się narzucać.

– Przecież zmokniesz zaraz po wyjściu z klatki, nie mówiąc o dojściu gdziekolwiek. Przygotuje ci łóżko w sypialni, ja prześpię się na kanapie.

– O nie. Ja zajmę kanapę, nie będę ci zabierał łóżka. – Zaprzeczyłem. – Ja nawet u siebie nie śpię w sypialni tylko na kanapie w salonie, więc tu będzie mi nawet lepiej. Poza tym już tu sobie wygrzałem. – Uśmiechnąłem się.

Jimin

No i mieliśmy na noc niespodziewanego gościa. Jungkook pomógł mi pozanosić puste półmiski po jedzeniu do kuchni. Następnie przygotowałem mu w łazience czysty ręcznik by mógł się odświeżyć przed snem.

Dałem mu również swoje luźniejsze dresowe szorty do spania oraz wygrzebałem jedną z większych koszulek. Nie ulegało wątpliwości, że większość moich rzeczy byłaby na niego nieco za mała. Byliśmy trochę innych rozmiarów.

Gdy Jungkook zajmował łazienkę, ja przygotowałem dla niego kanapę, po czym udałem się do pokoju syna.

– Hyunnie, będziemy mieli gościa na noc.

– Co? – Spytał znad telefonu, podnosząc się lekko na łóżku.

– Widziałeś co się dzieje za oknem? Jungkook u nas przenocuje. Będzie spał w salonie, żebyś się w nocy nie zdziwił.

– Mhm. – Odparł wracając do telefonu.

No to jedna sprawa z głowy. Gdy wracałem korytarzem, natknąłem się na młodszego wychodzącego z łazienki. Szybki rzut oka pozwolił ocenić, że pożyczone ciuchy pasowały, a mokre włosy zaczesane ręką do tyłu tylko dodawały mu jakiegoś dziwnego uroku.

– Masz pościeloną kanapę. Potrzebujesz jeszcze czegoś?

Poczułem się dosyć niepewnie pod ostrzałem jego intensywnego spojrzenia.

– Nie, nic więcej nie potrzebuję. Naprawdę dziękuję za przenocowanie.

– Żaden kłopot. – Wydusiłem z siebie. – W razie czego będę u siebie.

Widziałem drgnięcie kącika jego ust, lecz ostatecznie życzył mi tylko dobrej nocy i udał się do salonu. Ja skorzystałem z wolnej łazienki by również odświeżyć się przed spaniem.

Wziąłem głęboki wdech. Dlaczego mi tak serce wali?!

Jungkook

Kanapa była nieco twardsza od mojej, lecz w żaden sposób mi to nie przeszkadzało. Zgasiłem światło w salonie i ułożyłem się wygodnie na moim dzisiejszym miejscu do spania. W domu świeciło się jedynie światło w łazience, które wpadało na korytarz przez niewielki mleczne okienka.

Podrapałem wierzch dłoni, który nieco swędział po odklejeniu plastrów. Zasłoniłem oczy ręką, próbując zasnąć.

Kręciłem się nie przyzwyczajony do spania w obcym miejscu. Chociaż wiedziałem, że nic mi tutaj nie grozi, jednak budził mnie każdy najmniejszy szmer.

Ponownie poprawiłem się na kanapie. Zamarłem w bezruchu, nie dając po sobie poznać, że zauważyłem osobę, która stała koło łóżka. Miałem zbyt kruchy sen by takie rzeczy przy mnie przeszły. Zawodowa czujność.

Czekałem cierpliwie na jego ruch. Czułem jak obca ręka delikatnie chwyta tę moją przewieszoną przez twarz i próbuje obrócić moją dłoń wierzchem do góry. Sprawnym ruchem złapałem nadgarstek napastnika, nie pozwalając mu się ode mnie oddalić.

Zdziwiłem się widząc młodszego, ale tylko na początku.

– Co robisz szczeniaku? – Spytałem półszeptem.

– Ja tylko... chciałem sprawdzić...

– To?

Lekko wykręciłem jego rękę by wierzch mojej prawej dłoni był widoczny. Widziałem jak oczy młodszego skanują mój tatuaż, J na palcu wskazującym oraz UNIT znajdujące się pod knykciami.

– Zaspokoiłeś swoją ciekawość?

Widziałem po jego twarzy, że odpowiedź jaką uzyskał, chociaż się jej spodziewał, to nie do końca go uspokoiła.

– Ja nic nie wiem, gdzie i czy w ogóle szlajasz się gdzieś po nocach, a ty mnie widzisz dzisiaj pierwszy raz na oczy i nic o mnie nie wiesz. Jasne?

Przez długi czas milczał. W tym nikłym świetle chłopak wydawał się być nieco biały ze strachu. Gdy po dłuższej chwili nie otrzymałem odpowiedzi, wygiąłem jego nadgarstek w dół i lekko na niego naparłem.

– Rozumiemy się? – Spytałem widząc jak krzywi twarz i próbuje zabrać rękę.

– Tak. – Odparł pośpiesznie.

Puściłem jego dłoń. Natychmiast zabrał ją do siebie, lekko rozmasowując obolały nadgarstek. Chłopak odwrócił się na pięcie i pomaszerował do swojego pokoju.

Miałem nadzieję, że sprawę z nim mam wyjaśnioną i nie będzie sprawiał kłopotów. Chyba nie był na tyle głupi.

Położyłem się z powrotem, licząc na dłuższy sen.

Pomimo kilku przebudzeń, musiałem stwierdzić, że się wyspałem. Młody rano na palcach poruszał się w pobliżu salonu. Szybko wyszykował się do szkoły i zniknął z domu.

Wstałem niedługo po jego wyjściu. Nie wiedziałem jednak co ze sobą zrobić. Może i miałem wewnętrzną chęć nieco pomyszkować po mieszkaniu, jednak wolałbym by Jimin mnie przy tym nie nakrył.

Udałem się przebrać w wczorajsze ubrania, a później złożyłem przygotowaną pościel na moją noc. W łazience doszukałem się jakiś plastrów i pozwoliłem sobie ich użyczyć, by chociaż zasłonić napis "UNIT". Posprzątałem po sobie i nadal nie wiedziałem co ze sobą zrobić.

Położyłem się, opierając głowę na podłokietniku. Wyciągnąłem telefon i odpaliłem Wattpada. Miałem kilka zaległości do nadrobienia.

Nie wiem ile czasu minęło. Nie za dużo, bo nie skończyłem czytać nawet jednego rozdziału, gdy usłyszałem otwierające się drzwi od sypialni Jimina. Uśmiechnąłem się na jego widok. Lekki rozgardiasz na głowie dodawał mu pewnego uroku.

– Dzień dobry.

– Dzień dobry. – Starszy odwzajemnił mój uśmiech. – Jak się spało?

– Dobrze. Naprawdę dzięki za przenocowanie.

– Nie ma za co. Zajmę się śniadaniem.

– Pomogę ci. – Oznajmiłem, wstając z kanapy.

– Będzie sens mówić ci, że nie trzeba?

– Nie. – Odparłem idąc za nim do kuchni.

W pierwszej kolejności każdy z nas zaczął gasić pragnienie, spowodowane wczorajszym alkoholem. Chociaż obecnego stanu nie można było nazwać kacem, to i tak nieco suszyło. W następnej kolejności przyszła pora na przygotowywanie jedzenia.

Co mi zlecił starszy to robiłem. Nie byłem jakimś mistrzem kuchni, lecz radziłem sobie. Po Jiminie widać było jednak, że ma większe doświadczenie ode mnie.

– Masz całkiem dużą wprawę w kuchni. Już nie wspominając, że wczorajsze jedzenie było naprawdę pyszne. – Postanowiłem rozpocząć rozmowę.

– Będąc samotnym ojcem ciężko by było nie nabyć pewnego obycia w kuchni.

– Wzbudziłeś we mnie chęć rywalizacji. – Powiedziałem lekko rozbawiony, przybliżając się do niego. – Następnym razem, gdy będziemy u mnie postaram się przygotować coś dobrego.

– Wcale nie musisz, ale z chęcią ocenię efekty. – Mówił, nadal będąc skupiony na przygotowaniu potrawy.

Cierpliwie czekałem, obserwując jego poczynania. Starszy nagle obrócił się i drgnął lekko zaskoczony moją obecnością. Zapadłą chwila ciszy.

– Chyba ciężko cię onieśmielić. – Odezwał się spokojnym tonem, nie tracąc ze mną kontaktu wzrokowego.

– Możesz próbować.

I chwilowo coś w jego wzroku się zmieniło. Pewny siebie uśmiech nieco zszedł mi z twarz, czując dziwne gorąco w środku. Prychnąłem pod nosem, uciekając wzrokiem na bok. Widziałem jak starszy uśmiechnął się zwycięsko.

Starszy wyminął mnie i zabrał krojone przeze mnie warzywa. Odsunąłem się kawałek, robiąc mu miejsce.

Zaraz zasiedliśmy do stołu w salonie na śniadanie. Przyjemnie się jadło w czyimś towarzystwie, szczególnie tak dobrym. To chyba mój pierwszy w życiu poranek tego typu.

– Pozmywam. – Powiedział starszy zabierając puste talerze.

– Pomóc ci?

– Nie trzeba.

No i zostałem bez zajęcia. Usiadłem na kanapie, rozglądając się dookoła i przypatrując zdjęciom w ramkach. Nagle w mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. Po chwili słyszałem jak Jimin odbiera telefon.

– Dzień dobry. Nie, dzisiaj mam wolne. Gdzie? Proszę chwilę poczekać. Jungkook! Odpal laptopa, leży koło telewizora! Tak, zaraz sprawdzę i odeślę. Dobrze. Do usłyszenia.

Sięgnąłem po urządzenie leżące na szafce przede mną. Otworzyłem klapę, a na ekranie od razu pojawiło się okienko z logowaniem. Laptop był przez cały czas włączony. Nie myśląc za dużo nacisnąłem przycisk „Zaloguj".

Szybko rzuciłem okiem na plik wyświetlany na pulpicie. Oczy mi się zaświeciły, a szybki rzut oka na tytuł dokumentu tylko potwierdził moje przypuszczenia. Zamilkłem, nieco cofając się i zaraz wczytując w treść.

– Jungkook, włączył się już? – Usłyszałem jak przez mgłę. – Jungkook? Jungkook. – Usłyszałem już znacznie bliżej siebie.

– Oddam ci laptopa, żebyś sobie coś tam sprawdził, ale później wraca do mnie. – Powiedziałem, przekazując mu urządzenie. – Ja muszę to przeczytać.

Widziałem po jego minie, że był nieco zmieszany, ale i niezadowolony z mojego odkrycia. Bez słowa wziął urządzenie i usiadł z nim przy stole. W ciszy przyglądałem mu się jak wpatruje się w ekran, a następnie jak jego palce zwinnie i szybko suną po klawiaturze, w tym czasie jego wzrok przez cały czas skupiony był na ekranie.

W końcu opuścił spojrzenie na blat przed jego dłońmi i wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Chyba skończył to co miał skończyć.

– Dlatego nie chciałeś mi podać swojego nicku. – Skwitowałem.

Nic nie odpowiedział. Ja jednak nie miałem wątpliwości, że to autor moich perełek.

– Nie mam pojęcia dlaczego robisz z tego taką tajemnicę. – Zacząłem. – W sensie, że naprawdę świetnie piszesz. W żadnym wypadku nie masz się czego wstydzić.

– Co nie zmienia faktu, że nie lubię kiedy ktoś wie. – Odparł cicho.

– Faktu też nie zmienia to, że ja muszę dowiedzieć się czy Sung spotka się w końcu z Woo czy będą się tak wiecznie mijać.

Jego jasnobrązowe oczy wylądowały na mojej osobie.

– Nie każ mi czekać aż to opublikujesz. Masz to skończone, mam rację?

– Tak.

– Błagam cię. Dużo jest jeszcze rozdziałów do końca? Daj mi chociaż jeden przeczytać. Założę się, że teraz się spotkają, ale chcę to przeczytać.

Walczył ze sobą, lecz ostatecznie westchnął i zwolnił mi miejsce przez laptopem. Ucieszyłem się niczym nastolatek i szybko zająłem wolne krzesło. Jimin usiadł na moim poprzednim miejscu.

Pochłaniałem wzrokiem kolejne linijki tekstu wczuwając się w sytuację bohaterów.

– Tak. – Szepnąłem pod nosem. – Kurwa. – Dodałem po chwili dochodząc do kolejnego akapitu.

Rozdział nie był tak długi jakbym tego chciał i oczywiście zakończył się w momencie, w którym w filmie pojawiłyby się reklamy. Sapnąłem niezadowolony, lecz mówiłem mu, że przeczytam tylko jeden rozdział i zamierzałem dotrzymać obietnicy.

– Jesteś geniuszem. – Rzuciłem w stronę starszego, na co delikatnie się uśmiechnął. – Piszesz już coś kolejnego czy będzie przerwa?

– Zacząłem coś, ale mam niewiele.

– Na pewno będzie świetne. Już nie mogę się doczekać. – Przeniosłem się z krzesła na kanapę obok mężczyzny. – Ktoś wie, że piszesz?

– Nie. Nie uważasz, że nauczyciel historii piszący gejowskie opowiadania dla nastolatek, jednak nie wygląda zbyt dobrze?

– Sam nauczyciel wygląda całkiem całkiem, ale jak wolisz. – Powiedziałem zaczepnie.

Prychnął pod nosem na ten komplement, lecz widziałem, że lekko się zarumienił. Przez pewien czas milczał, a i ja nie zamierzałem ciągnąć go za język.

– Skoro ty znasz mój mały sekret. To żądam rewanżu. – Odezwał się w końcu.

– Hm? – Spojrzałem na niego spod lekko zmarszczonych brwi.

– Co za tatuaż tak skrzętnie ukrywasz?

Spojrzałem na swoją dłoń z grymasem na twarzy.

– To nie będzie remis. To całkiem innego kalibru tajemnica. – Powiedziałem z pełną powagą.

– Wiesz, że nie stawia cię to w tym momencie w dobrym świetle.

– Pokazanie ich nie postawi mnie w lepszym.

Taka była prawda i wolałem w tej chwili je ukrywać niż pokazać. Wiedziałem, że nie skończyłoby się to dobrze, a właściwie najprawdopodobniej szybko zakończyło naszą znajomość. Wolałem nie ryzykować.

– Może kiedyś? – Uśmiechnąłem się krzywo.

– I co ja mam sobie teraz właściwie myśleć?

– Nie myśl o tym. Tak będzie lepiej. – Poradziłem. – Tak swoją drogą to Jihyun jest strasznie do ciebie podobny. – Postanowiłem zmienić temat.

– Serio?

Nie mów mi, że tego nie zauważyłeś.

– Widać, że nie listonosza. – Rzuciłem żartem, nie będąc pewien czy jednak zostanie dobrze odebrany. – Będę się już zbierał. Bardzo dziękuję za gościnę. – Już wystarczająco jej nadużyłem. Wstałem z kanapy. – Zdzwonimy się.

Jimin

I znowu to kolejny raz ja musiałem jako pierwszy się odzywać. Tak jakby. Poza tą jedną wiadomością, to nie odezwał się ani słowem. Początkowo miałem zamiar poczekać aż on się do mnie odezwie, lecz ostatecznie sam postanowiłem do niego zadzwonić.

Czy wychodziłem w tym momencie na desperata bez znajomych?

Cierpliwie czekałem aż po drugiej stronie telefonu ktoś się odezwie. A przynajmniej miało to wyglądać tak jakby wcale mi nie zależało.

– Stęskniłeś się? – Spytał miękko niskim tonem.

No tak, mogłem się tego spodziewać. Starałem się na to nie reagować.

– Masz jakieś plany na weekend? – Postanowiłem od razu spytać.

– Niestety jestem przez chwilę niedostępny. Będę dopiero po niedzieli. – Powiedział nieco przygaszonym tonem.

Czyli nici z planów na weekend.

– Daleko wyjechałeś? – Chciałem podtrzymać rozmowę.

– Kojarzysz taką niewielką mieścinkę z tym zabytkowym domkiem dwadzieścia kilometrów na zachód od miasta?

– Tak.

– To jestem w Tokyo.

– Co?! – Drgnąłem zaskoczony.

Po drugiej stronie rozbrzmiał wesoły śmiech, miły dla ucha.

– Na prawdę. – Potwierdzał. – Nie kłamię. Byłeś tu kiedyś?

– Nie miałem okazji na żadne wycieczki za granicę.

– Przywiozę ci jakąś pamiątkę. – Oznajmił zadowolony.

– Nie trzeba.

– Dostaniesz coś fajnego. Coś się ciekawego u ciebie działo? Jak tam Jihyun?

Nic szczególnego się nie działo. Jednak opowiedziałem mu jak minął mi tydzień oraz ponarzekałem nieco na syna. Kochałem go, ale były momenty, że miałem go po dziurki w nosie. Gdy się wygadałem, zrobiło mi się nieco lżej na duszy. Zwolniło się trochę miejsca i cierpliwość do Hyuna ponownie urosła. Mimo wszystko miło, że o niego pytał.

– U ciebie coś się działo? Poza tym, że zmieniłeś numer telefonu.

– Jak wracałem wieczorem do domu ukradli mi komórkę. – Zaśmiał się nieco sztucznie.

Zapewne była to mało zabawna sytuacja. Różne świry chodzą nocą po mieście.

– Słuchaj, może wpadłbyś do mnie we wtorek? Pamiętasz adres?

– Jasne, przyjdę. – Uśmiechnąłem się śmiało, wiedząc, że nikt tego nie zobaczy.

– Super. Dokończymy serial. Zostały nam chyba z cztery odcinki.

– Pięć. – Poprawiłem go. – Jednak ci się spodobał?

Przez chwilę zaczęliśmy się przekomarzać, że to temu drugiemu serial bardziej się spodobał. Czas naprawdę miło upływał.

Nagle w tle usłyszałem obcy głos.

– Przepraszam cię, muszę już kończyć. – Mówił pospiesznie. – Jeszcze się odezwę. Na razie.

– Cześć. – Odparłem nieco zrezygnowany.

Połączenie się zakończyło, a ja zostałem sam. Westchnąłem ciężko, zastanawiając się do kogo należał głos w tle. Z kim on był w tej Japonii? Tak właściwie Jungkook nawet nie powiedział w jakich celach wyjechał.

Był na wakacjach, a to był jego przyjaciel? Co za przyjaciel? A może to był wyjazd służbowy i to po prostu znajomy z pracy? Miałem w głowie całą masę pytań i zero odpowiedzi. Tak naprawdę nic nie wiedziałem o jego wyjeździe, poza tym, że jest w Tokyo.

Prychnąłem nerwowo, gdy ta sprawa męczyła mnie już dłuższy czas.

– Ogarnij się, bo zachowujesz się jakbyś był zazdrosny. – Powiedziałem do siebie, chcąc doprowadzić siebie do porządku.

Super i jeszcze zaczynam do siebie gadać. Świr.

Wziąłem na kolana laptopa i wziąłem się za sprawdzanie rozdziału, który dzisiaj miał trafić do publikacji. Byłem ciekaw, kiedy Jungkook go przeczyta oraz jak szybko otrzyma powiadomienie, pamiętając, że przez większość czasu jego aplikacja jest opóźniona w rozwoju.

Jungkook

Gdy Taehyung wrócił do pokoju zakończyłem rozmowę z Jiminem.

– Z kim rozmawiałeś? – Dopytał od razu przyjaciel.

– Nie twój interes. – Ukróciłem temat, lecz to nie zakończało jego podejrzliwego wzroku skierowanego w moją stronę. – O której zaczyna się spotkanie?

– Klub jest otwarty od dziewiątej. My nie mamy po co się tam zjawiać wcześniej niż o jedenastej. Do loży wbijemy się pewnie koło północy.

Skinąłem głową. Tak naprawdę mieliśmy całkiem sporo wolnego czasu.

– Idziemy zjeść coś na mieście? – Zaproponowałem.

Jako odpowiedź otrzymałem pełen aprobaty uśmiech. Zabraliśmy niezbędne rzeczy i wyszliśmy z skromnego hotelowego pokoju. Opuściliśmy budynek kierując się w stronę centrum.

Nie pierwszy raz przyjeżdżaliśmy tutaj w interesach. Mieliśmy już swoje ulubione knajpki, które odwiedzaliśmy każdorazowo, gdy dane nam było przylecieć do Japonii. Tym razem nie było inaczej.

Udaliśmy się na skosztowanie tutejszych specjałów. Osobiście wolałem się najeść na mieście niż stołować się u naszych gospodarzy. Nie ufałem temu co podawali.

Co prawda Tahyung nigdy nie odmawiał sobie poczęstunku i nigdy nic mu się nie stało, lecz wolałem nie ryzykować. Strata jego a mnie, miała nieco inne znaczenie dla całego gangu. Co nie oznaczało, że pozwoliłbym na krzywdę jedynego przyjaciela.

Gdy nadszedł wieczór i zbliżała się pora naszego wyjścia, wróciliśmy do hotelu by się przebrać.

– Weźmy następnym razem jakiś apartament. – Zaproponował V zaglądając do swojej torby.

– Wiesz, że nie lubię rzucać się w oczy. Następnym razem możesz sobie coś wziąć, ale ja się tam nie zjawię.

Już nie wspominając, że i tak powinien znajdować się w swoim pokoju, który miał osobno zarezerwowany. Uważałem, by z nikim mnie nie połączono. Jeśli obserwowali by jego, automatycznie mieliby już mnie. Chociaż tutaj liczyłem na nieco spokoju. Poza samymi lotami szanse, że byliśmy regularnie śledzeni były naprawdę niskie.

– Ja wolałbym natomiast następnym razem być zaproszony w nieco lepsze miejsce.

O wiele bardziej wolałem spotkania na balach, oficjalnych imprezach niż w klubach. Wolałem wtapiać się między odzianych w drogie garnitury sztywniaków niż niewyżytych nastolatków, mimo że między nimi było mi łatwiej się ukryć.

– Należysz chyba do tych nielicznych wyjątków, którym nie przeszkadza chodzenie w garniaku. Przecież czuję się tym jak jakaś małpa w za ciasnych ciuchach.

– Chyba ty. – Prychnąłem. – Mój seksapil wtedy wyjebuje skale. – Uśmiechnąłem się do swojego odbicia w lustrze.

– Skromności to ci nie brakuje.

Przebraliśmy się i ruszyliśmy na miejsce spotkania.

Przed klubem stał długi rządek nastolatków, czekających na wejście. Minęliśmy ich, ściągając na siebie nieprzyjemne spojrzenia. Chwilę odczekaliśmy aż ochroniarz odprawił niewielką grupę, która próbowała się dostać do środka. Za wysokie progi na ich nogi.

Gdy bramkarz zmierzył nas spojrzeniem, od razu otworzył wejście do środka lekko się kłaniając. Weszliśmy do środka w akompaniamencie niezadowolonych jęków młodzieży, która dalej musiała czekać i liczyć na to, że ochroniarz wpuści chociaż jedną trzecią z nich do środka.

Nie miałem ochoty na zabawę. W pierwszej kolejności udaliśmy się do baru po małe co nieco na polepszenie nastrojów. Siedząc na wysokim barowym stołku spojrzałem na górne okna oddzielające piętro od parteru. Ludzie z dołu nie byli w stanie niczego dojrzeć, za to loża miała na nich świetny widok, jeśli tylko chciała.

Po dwóch drinkach skierowaliśmy się do tylnych schodów. Tam ponownie ochroniarz po krótkim spojrzeniu przepuścił nas dalej. Rozpoznawalność, chociaż w niezwykle wąskim i ograniczonym gronie, była niezwykle niekomfortowa.

Weszliśmy na górę. Można było to nazwać miejscami dla vipów.

– Witamy gości. – Odezwał się gospodarz wstając z miejsca.

W powietrzu unosił się zapach tytoniu wymieszany z wonią zielska. Po bokach przy rurach tańczyły dziewczyny odziane w skąpą bieliznę, a na fotelach siedziała wygodnie śmietanka towarzyska. A może raczej gorzka czekolada półświatka czarnego handlu.

Na stołach pomiędzy nimi stały butelki z drogim alkoholem oraz resztki po białych kreskach. W rogach sali stali kelnerzy, którzy bacznie obserwowanie czy któryś z tych chorych, w większości starych zjebów nie potrzebował więcej mety by zrobić sobie kisiel z mózgu czy jeszcze więcej alkoholu by zalać wątrobę nie do odratowania.

Z tego powodu wolałem imprezy na balach czy bankietach. Większa kultura, bardziej racjonalne transakcje i mniej niestabilnie psychicznych czubów. Podczas takich spotkań broń schowana za paskiem spodni lub w nogawce sama miała ochotę się przeładować, tak na wszelki wypadek.

– Jak zawsze gustownie ostatni.

– Gwiazdy wieczoru nigdy nie zjawiają się jako pierwsze. – Uśmiechnąłem się do mężczyzny po czterdzieste.

– Trochę liczyłem, że stary Minwoo tym razem mnie odwiedzi.

– Szef niestety ostatnio ma się nie najlepiej ze zdrowiem.

– Starość nie radość, w tej branży nie żyje się długo. – Zaśmiał się. – Tylko czekać aż ktoś połasi się albo na jego teren albo pozycję. – Poklepał mnie po ramieniu.

Zacisnąłem zęby, starając się nie zareagować. Wszyscy handlarze współpracujący z nami już dawno nie mieli okazji widzieć mojego ojca na oczy. Sądzę, że domyślają się, że kopnął w kalendarz. Obstawiają jedynie kto zajął jego miejsce.

Założę się, że jestem jednym z finałowej trójki podejrzanych. Ja jednak nie zamierzałem podawać im jakichkolwiek odpowiedzi. Im więcej osób o tobie wie, tym więcej chce cię wykończyć.

Przywitaliśmy się z pozostałymi, których twarze widzieliśmy nie pierwszy raz. Do tego grona raczej trudno było się dostać. Jeśli ktoś już chciał robić interesy, z którymkolwiek z nas to i tak robił to przez pośredników, jednych lub kilku.

Dołączyliśmy do imprezy, na której ta banda neandertalczyków opowiadała o swoich sukcesach i śliniła się na wywijające niemal gołą dupą panie. Cierpliwie starałem się znieść tą część rozluźniającą przed prawdziwymi interesami.

Gdy w końcu część towarzystwa wystarczająco się odurzyła, można było zaplanować najbliższe dostawy na kolejne trzy miesiące oraz pochwalić się nowym towarem.

Jedynym pocieszeniem całej tej sytuacji był fakt, że jeszcze do końca tego roku spłynie nam towar, który będziemy opychać dalej na balach końcowo rocznych, karnawałowych i miejmy nadzieję, że nic już nie zostanie do okresu walentynek.

Po burzliwych dyskusjach i negocjacjach cen przyszła pora by wrócić do rozkoszowania się darmowym żarciem, alkoholem, narkotykami i dziewczynami. Tym zajmowali się pozostali. Ja czekałem na moment, kiedy nie taktem nie będzie wymknięcie się z tej imprezy.

Upiłem łyk whisky, obserwując jak wzrok Taehyunga podąża za ciałem tancerki na róże. Nie widziałem by było za czym się oglądać. Mimo wszystko co jakiś czas zawieszałem dłużej wzrok na paniach udając jakiekolwiek zainteresowanie by nie wzbudzać niczyich podejrzeń.

Przeniosłem wzrok na grono obok mnie, opowiadające sobie sprośne, mało śmieszne dowcipy.

– Nie za bardzo kręcą cię te imprezy. – Odezwał się półszeptem V do mojego ucha.

– Już ci mówiłem w czym bardziej gustuje. Niedługo będę się zbierał. Ale jak chcesz to sobie poużywaj.

Dopiłem to co miałem w szklance, po czym odstawiłem ją na brudny od kokainy czy innego gówna stół. Gdy wstałem poczułem na swoim ramieniu ciężką dłoń gospodarza imprezy.

– Już się zbierasz? – Spytał, a ja wiedziałem, że ciężko będzie mi się wykręcić ucieczką do kibla. – Nawet nie skosztowałeś naszych poczęstunków. Na dzisiejszy wieczór zaprosiłem najlepsze dziewczynki.

– Bardzo miło to słyszeć, jednak podziękuję.

– Oj, Jeon. – Westchnął zaciskając rękę na moim ramieniu. – Stary Jeon był bardziej zabawny od ciebie.

Tak. Ojciec nadawał się do tego towarzystwa. Ja nie i nie miałem zamiaru zniżać się do takiego poziomu.

Widziałem jak Taehyung spina się niespokojnie, lecz dyskretnym gestem ręki nakazałem mu siedzieć na miejscu. Atmosfera stała się nieco bardziej napięta.

– Będzie mi brakowało jego towarzystwa. – Pokręcił głową.

– Czego chcesz? – Spytałem poważnym tonem.

Jeśli już wiedział, że ojciec nie jest w grze, to muszę inaczej stawiać kolejne kroki.

– Jednak umiemy szczekać. – Zaśmiał się cicho. – Chodźmy porozmawiać. Bez twojego pieska obronnego.

Przeszliśmy do osobnego pomieszczenia. Po zamknięciu się za nami drzwi, mężczyzna odpalił cygaro, zaciągając się nim. Milczałem, czekając aż to on zacznie rozmowę.

– Zmiany dowództwa się zdarzają, jednak nie spodziewałem się ciebie. – Przyznał. – Pojawiłeś się znikąd. W towarzystwie Jeona miałem okazję widzieć kilku obiecujących chłopaków, jednak zdziwiłem się, gdy zająłeś miejsce jego, a nie ich.

Nie miałem na razie nic do powiedzenia. Czekałem aż przejdzie do sedna, dlaczego mnie tu zaprosił.

– Nawet przejąłeś po nim pseudonim.

Po prostu to nasze nazwisko. Tak w pewnym momencie powstał Stary Jeon i Jeon Junior. Może niektórzy woleli coś bardziej wymyślnego, ale mi pasowało. Szczególnie, że mało kto wcześniej zwracał się tak do mojego ojca. Wyjątkami byli właśnie pozostałe głowy gangów, takie jak mężczyzna przede mną.

– Nie wiem czy wiesz, ale z Starym Jeonem miałem kilka układów. – Uśmiechnął się, opierając o masywne biurko.

– To miałeś je z nim. – Powiedziałem krótko.

Staruch zaciągnął się cygarem, wypuszczając w powietrze siwy obłok dymu.

– Musisz się jeszcze dużo nauczyć. – Zaśmiał się. – Takie układy nie raz kreują całą współpracą. Oboje jemy ciastko i mamy ciastko.

– Wiem, że nie zorientowałeś się, kiedy sytuacja w hierarchii się zmieniała, dlatego pozwolę sobie zauważyć, że dotychczasowe ustalenia najwyraźniej mają się dobrze. Współpraca zostaje na starych warunkach, chyba że masz mi do zaoferowania coś lepszego.

– A jednak masz jakieś włosy na jajach.

– I to nie jedne. A teraz pozwól, jeżeli nie masz dla mnie żadnej oferty specjalnej, to ja już się będę zbierał. Bardzo dziękuję za gościnę. Mój piesek obronny jeszcze skorzysta z twojej gościnności. Przecież na dzisiejszy wieczór zaprosiłeś najlepsze dziewczyny. – Uśmiechnąłem się znacząco. – Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie owocna.

– Również mam taką nadzieję. – Powiedział poważnym tonem, obrzucając mnie ostrożnym spojrzeniem.

Cygaro ponownie znalazło się w jego ustach. Nim wyszedłem ukłoniłem się, nie chcąc okazać całkowitego braku szacunku. Opuściłem pomieszczenie, a następnie cały klub.

Będąc na zewnątrz nałożyłem maskę na twarz, chcąc chociaż w ten sposób zyskać nieco anonimowości. Nie będąc rozpoznawalnym, czułem się bardziej komfortowo.

Nie miałem ochoty wracać do hotelu. Spacerowałem uliczkami bez celu, mijając niewielkie lokale gastronomiczne, które pomimo późnej pory były jeszcze otwarte. Oprócz nich do środka zapraszały neonowe szyldy klubów i barów.

Mijając po swojej prawej niewielki lunapark, postanowiłem przejść się jego uliczkami. Niewiele osób kręciło się na miejscu. Właściwie podejrzewałem, że całość zaraz się zamknie, by od południa ponownie gościć w swych progach rodziny i pary.

Zatrzymałem się przy niewielkiej strzelnicy. Stragan wypełniony po brzegi różnego rodzaju pluszakami, a na końcu ściana z rzędami kaczek. Podszedłem bliżej.

– Ile?

– Chce pan spróbować swojego szczęścia? – Mężczyzna błędnie zwęszył interes. – Jeśli za pierwszymi dwunastoma strzałami zestrzeli pan dwanaście kaczek, będzie mógł pan wybrać jedną z głównych nagród.

– Dwanaście kulek poproszę. – Powiedziałem, już rozglądając się w nagrodach.

Mężczyzna podał mi plastikową broń. Napełniłem magazynek sześcioma plastikowymi kuleczkami, bo tylko tyle mieściło się jednorazowo w środku. Wiedziałem na czym polegał haczyk.

Jedno to umiejętności samego strzelającego, które pewnie w większości były dosyć kiepskie. Po drugie same plastikowe kuleczki są trochę za lekkie by zbić cel. I nawet się nie łudziłem, że ta prowizoryczna muszka i szczerbinka były jakkolwiek skalibrowane.

Przyjrzałem się kaczkom na końcu. Widziałem, że niektóre z nich miały gorsze mocowania. To je obrałem za cel. Bardziej polegałem na swojej celności niż na przyrządach pomocniczych. Cierpliwie czekałem, aż pokażą się najsłabsze cele.

Tym sposobem dwanaście strzałów pozbawiło życia dwanaście kaczek. Mężczyzna był wyraźnie zaskoczony i niezadowolony obrotem spraw.

– Poproszę jego. – Powiedziałem wskazując na ogromnego wieloryba lub rekina. Nie byłem do końca pewien.

– Proszę bardzo, pańska nagroda. Życzę miłej nocy.

Chwyciłem pod pachę ponad metrowego pluszaka i skierowałem swoje kroki do domu. Po drodze zahaczyłem jeszcze o budkę z jedzeniem i pozwoliłem sobie na dwa drinki.

Gdy zjawiłem się na miejscu Taehyunga jeszcze nie było. Przebrałem się w prowizoryczną piżamę i położyłem się na swoim łóżku, tuż obok nowego towarzysza. Wyciągnąłem telefon przed twarz, mając okazję zajrzeć do urządzenia po raz pierwszy od wejścia do klubu.

Widząc powiadomienie o nowym rozdziale od razu wziąłem się za jego czytanie. Moje prowadzenie, spowodowane możliwością przeczytania fragmentu przed publikowaniem już minęło i teraz byłem na równi z pozostałymi czytelnikami. Do końca rozdziału dotarłem szybciej niż bym chciał. I tym razem postanowiłem zostawić komentarz.

Tym razem nie ma opcji bym czekał do publikacji. Dajesz mi to przeczytać wcześniej albo nie mamy o czym rozmawiać.

Wiedziałem, że przeważnie nowe rozdziały publikował w środy, a mieliśmy spotkać się w wtorek. To i tak dużo czasu, lecz szybciej niż bym miał czekać na zakończenie tego opowiadania na stronie.

Odłożyłem telefon, lecz sen dzisiaj mi nie sprzyjał. Kręciłem się z boku na bok, pomimo zmęczenia nie mogąc znaleźć się już w krainie snów.

Jeon: Śpisz?

Byłem niemal pewny, że tak. Kto normalny nie śpi o trzeciej nad ranem w piątek. Rano na pewno musi wstać do pracy. Telefon jednak zaraz zawibrował.

Jimin: A ty dlaczego nie śpisz?

Uśmiechnąłem patrząc na urządzenie. Bez zastanowienia nacisnąłem zieloną słuchawkę przy jego kontakcie.

– Wiesz, która godzina? – Spytał głos po drugiej stronie.

– U ciebie zapewne nie inna niż u mnie. – Odparłem cwanie. – Co tam słychać?

– Rano idę do pracy. Daj mi spać.

– Wątpię, żebym obudził cię esemesem. Nie spałeś.

– Akurat się przebudziłem. – Wyjaśnił. – A ty czemu nie śpisz?

– Ciężko mi zasnąć poza własnym mieszkaniem.

– Czyli mam rozumieć, że źle ci się u mnie spało?

– Nie. Po prostu wtedy mam kruchy sen i wszystko mnie budzi.

– Na przykład? – Kontynuował, mimo że sam przed chwilą nalegał na zakończenie rozmowy.

– Jihyun wstający w nocy do kibla.

– Hyun nie wstaje w nocy do łazienki.

Może i nie. Ale w godzinach nocnych robi inne rzeczy, o których nie wiesz.

– Mam już dla ciebie jedną pamiątkę. – Uśmiechnąłem się, patrząc na leżącą obok mnie rybę.

Przez chwilę zapadła cisza.

– Jimin, śpisz?

– Prawie. – Wymruczał.

– Dobrze, to już nie przeszkadzam. Pamiętaj, że w wtorek wpadasz do mnie o szóstej. – Przypomniałem mu szybko. – Dobranoc.

– Dobranoc. – Odpowiedział sennie jego głos.

Odłożyłem telefon i położyłem się na plecach. Po chwili wstałem, zauważając, że w środku panuje zaduch. Uchyliłem okno, wszedłem pod kołdrę i nieco wtulając się w rekina próbowałem zasnąć.

__________________________________________

Praca u Jungkooka może nie do końca idzie po jego myśli, ale natomiast Jimin ma mała chwilę spokoju. 

Cisza przed burzą, czy może początek lepszych dni?

Przy okazji nie przeszkadza wam takie tempo rozwijania się ich znajomości, czy jednak trochę za dużo przynudzania, a za mało akcji?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top