Rozdział 43
Jimin
Usiadłem na łóżku. Odgarnąłem z jego czoła niesforne kosmyki czarnych włosów. Zbliżyłem się do niego i wręcz wkleiłem w jego bok.
Widziałem jak na twarzy młodszego przez chwilę pojawia się grymas. Delikatnie zamrugał kilkukrotnie, zaraz przekręcając głowę w bok. Przez chwilę jego wzrok skupił się na mnie, lecz niemal od razu powieki zacisnęły się mocno ze sobą.
– Nie chcę się jeszcze budzić. – Westchnął ciężko.
– To śpij dalej. – Szepnąłem.
Obserwowałem jak otwiera oczy i niepewnie zerka w moją stronę. Wydawał się być mocno zdezorientowany i zaskoczony. Wyciągnął dłoń w stronę mojej twarzy dotykając jej ostrożnie.
– Wiesz co, czuję się jakbym miał deja vu. – Odezwał się z delikatnym uśmiechem.
– Słusznie. Podobnie przyglądałem ci się, gdy Jihyun znalazł cię pijanego i oboje przytargaliśmy cię do domu. – Jakoś ta sytuacja szczególnie zapadła mi w pamięć.
– Długo już nie śpisz?
– Będzie chyba od godziny. – Przyznałem.
– I przez ten cały czas mi się przyglądałeś?
Skinąłem głową.
– Zbok. – Zaśmiał się, wtulając we mnie. Mruknął zadowolony.
– Czy ty mnie wąchasz? I kto tu jest zbokiem, zboku! – Zaśmiałem się.
– Która godzina? Pewnie ledwie po szóstej.
Obróciłem się i sięgnąłem po telefon. Spojrzałem na godzinę zaskoczony.
– Skąd wiedziałeś?
– Budzę się zawsze niemal o jednakowej porze. Nie muszę nastawiać budzików. – Wyjaśnił. – Czyli chcesz mi powiedzieć, że przyglądałeś mi się od piątej nad ranem? Nie miałeś ciekawszych zajęć.
– Ciekawszych? Nie.
Widząc uśmiech na jego twarzy sam nie mogłem się nie uśmiechnąć. Ja sam nadal nie wierzyłem, że naprawdę miałem go przed sobą.
– Chcesz jeszcze poleżeć czy wstajesz ze mną? – Spytał, podnosząc się do siadu. – Ogarnę zwierzynę i możemy dalej poleżeć lub wziąć się za śniadanie.
– Pomogę ci.
– Zaraz dam ci jakieś ciuchy i ruszamy.
Wstaliśmy, przebraliśmy się w robocze ciuchy, które miały na sobie już permanentne zabrudzenia i ruszyliśmy na gospodarstwo. W pierwszej kolejności wypuściliśmy kury, Jungkook wydoił krowę, którą później odprowadziliśmy na łąkę, zebraliśmy jajka z kurnika i wróciliśmy do domu na śniadanie.
– Więc tak wyglądają twoje dni? – Zapytałem.
– Mniej więcej. W zależności ile roboty jest w polu. Większość czasu nie ma mnie w domu, ale specjalnie sobie to tak zorganizowałem. Jeżeli jednego roku widzę, że robi mi się za dużo czasu wolnego, staram się wymyśleć coś by go wypełnić. A ty nadal pracujesz jako nauczyciel?
– Tak. – Skinąłem głową.
– Mówiłem, że tak młodzież cię wykończy. Może powinieneś pomyśleć o jakimś spokojniejszym zajęciu.
– Jest szansa, że młodsze klasy byłyby mniej szargające nerwy. Ale możliwe, że dobrze tam, gdzie nas nie ma. – O zmianie zawodu nawet nie chciałem myśleć. Wszędzie jest stres, więc to nie byłoby wyjście.
– Nie wiem czy jest coś trudniejszego niż dorastająca młodzież. – Skrzywił się.
Po posiłku ruszyliśmy w pole. Nie była to ciężka praca, lecz monotonna. No, może nieco wymagająca dla pleców na dłuższą metę. Dodatkowo robiło się coraz cieplej, a mieliśmy na sobie długie rękawy.
– Dlaczego nie dałeś mi jakiejś koszulki z krótkim? – Spytałem, gdy gorąc zaczynał doskwierać mi coraz bardziej.
– Po pierwsze to szybko zrozumiałbyś po spędzeniu kilku dni pracy na polu w krótkim rękawku. Wyobraź sobie co może się stać po kilkudziesięciu godzinach na słońcu dziennie. – Powiedział, a ja skarciłem się za to, że o tym od razu nie pomyślałem. – Od razu mówię, że ja tego błędu nie popełniłem.
– A po drugie? – Skoro to było po pierwsze.
– Mimo wszystko co jakiś czas ktoś przejeżdża jedyną drogą na wsi, czy chociażby tymi polnymi z tyłu. Wszyscy tu są starzy i zacofani. Widząc, że mam tatuaże zaraz wyzwaliby mnie od degeneratów i innych takich.
– To nawet nie oddawałoby w połowie tego co z ciebie za ziółko. – Zaśmiałem się.
– Tak więc dla spokoju i swojego bezpieczeństwa długi rękaw to podstawa. – Podsumował. – Jak wrócimy na obiad przebierzemy się w coś luźniejszego, bo rzeczywiście zapowiada się naprawdę gorący dzień. Tak właściwie to już chodźmy. – Wstał i otrzepał kolana. – Sądzę, że powinieneś siedzieć tyle na słońcu po zabiegu.
– A ty tyle łazić po operacji kolana. – Odgryzłem mu się.
– Skoro oboje równie bardzo słuchamy się zaleceń lekarzy to chodźmy już.
Wzięliśmy taczkę i po szybkim odwiedzeniu stodoły, ruszyliśmy w stronę domu by schronić się przed słońcem. Nim jednak tam dotarliśmy przed drzwiami czekał na nas gość.
Jungkook
Nie chciałem narażać Jimina zbyt długim przebywaniem na zewnątrz w pełnym słońcu. W jego stanie to na pewno nie jest wskazanie. Zapewne tak samo jak spędzanie czasu z kimś, kto jeszcze niedawno był uważany za martwego.
Pracy w polu, pomimo tych wszystkich ostatnich wydarzeń i tak zostało mi mało, nie spieszyło mi się z pracą. Mogłem sobie pozwolić na dzień wolnego.
Ten dzień oczywiście nie mógł być spokojny. Przed domem stał Jihyun, chyba czekając aż mu ktoś otworzy drzwi. Cóż, nikogo w środku nie ma. Mogliśmy się jednak tak nie spieszyć. Mimo wszystko widok chłopaka wywołał u mnie nie do końca pozytywne emocje.
Wysunąłem się na prowadzenie i jako pierwszy podszedłem do młodego Parka. Chwyciłem go za kark i nieco zniżyłem, trzymając go w mocnym uścisku.
– Powinieneś oberwać za to co zrobiłeś. – Mówiłem, lekko zaciskając dłoń. – Co się patrzysz na ojca?! On ci nie pomoże. Jak mogłeś być tak bezmyślny? A jakby zszedł na zawał?! Myślisz ty czasem gówniarzu!
– Kookie, zostaw go. – Mówił lekko roześmiany Jimin. Jihyunowi wcale jednak nie było do śmiechu. Dobrze, że chyba nie zdaje sobie sprawy jak dużo używam siły względem jego kochanego synka.
– I tak by do tego doszło, to po co było to przedłużać? – Odezwał się, jakby to była oczywistość.
– No trzymajcie mnie!
– Tato! – Zawołał w stronę Jimina.
– Sam się bronić nie umiesz?! – Zrugałem go.
– Przed tobą?! Nie jestem głupi!
I te słowa jakoś idiotycznie połechtały moje ego. Puściłem go, kierując się do drzwi by je otworzyć. Wpuściłem wszystkich do środka. Ledwo weszliśmy, a usłyszałem pukanie. Trzymajcie mnie, kto jeszcze?
Otworzyłem drzwi.
– Jeszcze ciebie tu brakowało. – Pokręciłem głową patrząc na Chaeroka.
– Wow. – Pierwsze co powiedział widząc mnie. – Chciałem zobaczyć jak się pan czuje. – Odezwał się następnie jak gdyby nigdy nic. – Pan Jihyun nic mi nie wyjaśnił i właściwie nie wiem o co chodziło, co się działo.
– Zostaniesz na obiedzie, prawda? – Wtrącił się Jimin, pojawiający się nagle za mną.
– Co?! – Spojrzałem na niego zaskoczony. Widzi chłopaka pierwszy raz, skąd ta propozycja?
– Przyszedł cię odwiedzić, a skoro i tak jest pora obiadowa, to przecież nie będziemy go wyganiać. Zjesz z nami, prawda?
– Dziękuję, z miłą chęcią. – Odparł z uśmiechem.
– Ja ci dam z miłą chęcią, gówniarzu. Po obiedzie nie chce ciebie tu widzieć. – Powiedziałem do Chaeroka. – A nad tobą się jeszcze zastanowię. – Przerzuciłem się na Jihyuna, który stał niedaleko.
Wszyscy znaleźli się w domu.
– Przygotujcie coś do picia. – Poleciłem dwójce najmłodszych.
Wiedziałem, że razem sobie poradzą z tym zadaniem. My poszliśmy się przebrać i odświeżyć.
– Kto to? – Spytał Jimin, gdy znaleźliśmy się sami.
– Teraz o to pytasz? – Prychnąłem. – Wnuk sąsiadów. Zmarli dwa lata temu. Przypałętał się do mnie jak rzep do psiej dupy. Pomagał mi trochę ogarnąć się w rolniczym życiu. Załatwia za mnie to co wymaga kontaktu z innymi.
– Kto się kim opiekował. On tobą czy ty nim.
– Nikt nikim. To relacja czysto profitowa. On mi pomagał ogarniać role i gospodarstwo, miał z tego trochę grosza, a ja nauczyłem go nie dać się pobić za każdym razem, gdy chlapnie coś zanim o tym pomyśli.
Na twarzy Jimina widniał delikatny uśmiech. Podałem mu czystą koszulkę i spodnie. Jako pierwszy skorzystał z łazienki.
Dołączyłem do wszystkich w salonie. Dziwnie było widzieć tyle ludzi pałętających się po moim domu, chociaż ze mną była nas tylko czwórka.
– Wow, chyba drugi raz w życiu widzę pana w jakiś normalnych ciuchach. – Odezwał się Chaerok.
– Na dzisiaj już skończyłem robotę. Jeśli niemal cały dzień spędzam na polu to po co mam się przebierać? – Wzruszyłem ramionami.
– Nawet ostatnio idąc do szpitala się pan tak nie postarał. W dodatku się pan ogolił. Już nie wygląda pan jak bezdomny.
Spiorunowałem go spojrzenie, a spomiędzy warg Park wydobył się miękki chichot. Postarał. Zwykły ciemny T-shirt oraz jeansy, oba wyciągnięte gdzieś z odmętów szafy. Akurat miał rację jeśli chodziło o mój styl ubierania zazwyczaj. Jednak na dzisiaj niemal skończyłem robotę, a po domu mogłem ubrać się normalnie, szczególnie, że miałem gości.
– Pomożesz mi przy obiedzie? – Zwróciłem się do Jimina.
– Oczywiście.
Przejęliśmy kuchnię. Już nie taka młoda młodzież nakryła do stołu. W duchu cieszyłem się, że jak na razie Jiminnie nie kazał mi używać kul i mogłem poruszać się po domu swobodnie. Może nieco utykając, ale przynajmniej mając wolne ręce i nie musząc uważać, żeby nie zahaczyć o nic kulą.
Wszyscy razem zasiedliśmy do stołu.
– Pyszne. Naprawdę się poprawiłeś, jeśli chodzi o gotowanie.
– Jak był tak dobrym kucharzem jak rolnikiem to współczuję. – Odezwał się rozbawiony Chaerok.
– Gnoju!
Wszyscy się zaśmiali. Z jednej strony dziwnie było jeść posiłek w tak dużym gronie, jednocześnie widać było po wszystkich, że każdy czuje się swobodnie, pomimo tego, że jedna połowa praktycznie nie znała drugiej.
Oczywiście to Chaerok był tym, który miał najwięcej do powiedzenia.
– Na długo pan tu zostaje? – Pytanie było skierowane do Jimina.
Skrzywiłem się i postanowiłem natychmiast zainterweniować, nie czekając na jego odpowiedź.
– Ty własnego życia nie masz, że wtykasz nosa tam gdzie nie trzeba? – Burknąłem w jego stronę. – Twoja dziewczyna tak źle gotuje, że wolałeś jeść u mnie?
– No za dobrze to jej nie idzie. Jakby się dowiedziała, że pan lepiej gotuje to chyba by pana całkowicie znienawidziła i zakazała mi tu przyjeżdżać.
– Muszę zapamiętać i jakoś sprawić by się dowiedziała. Może w końcu będę miał od ciebie trochę spokoju.
– Twoja dziewczyna go nie lubi? – Dopytał Jihyun.
– Nie zna go osobiście, ale nie przepada za nim. – Przyznał. – Ale zresztą podobnie jest z połową wioski. Jak nie muszą to do niego nie przychodzą. A odwiedzają go kiedy muszą, tylko dlatego, że jest przydatny kiedy trzeba.
– Kiedy trzeba?
– Zrezygnowali z starego pana Choi na jego rzecz na świniobicie.
– Świniobicie? – Jihyun spojrzał na niego z niezrozumieniem.
– Nie chcesz wiedzieć. – Odparł jego ojciec.
Zaśmiałem się krótko pod nosem. Skoro młody Park ma problem z stadem kur, to z tym to tym bardziej.
Czas obiadu zadziwiająco szybko dobiegł końca. W grupie czas szybciej płynie. Zająłem się sprzątaniem ze stołu, Jimin oczywiście mi pomagał. Młode gnojki siedziały razem przy stole o czymś ze sobą rozmawiając.
Wróciliśmy do salonu. Już miałem się odezwać, wyganiając stąd Chaeroka, lecz młody Park mnie uprzedził.
– Oglądniemy razem jakiś film? – Zaproponował niespodziewanie.
– Niech ci będzie. – Wzruszyłem ramionami.
Dawno z nikim nic nie oglądałem. A pragnąłem nieco odłożyć w czasie rozmowę z Jiminem. Chciałem jeszcze nacieszyć się chwilą.
– Mogę się do was przyłączyć? – Odezwał się Chaerok.
– Ty to miałeś stąd zmykać po obiedzie! – Przypomniałem mu. – Nie masz co w domu robić?
– Jeszcze nigdy nie oglądałem z panem żadnego filmu. Jestem ciekaw jakie gatunki pan lubi. – Mówił ożywiony i szczerze zainteresowany.
Kątem oka widziałem zadowolony uśmiech Jihyuna. Nasze spojrzenia się spotkały. Pokiwałem głową, dając mu tym samym znak, żeby tego nie robił. Widziałem jak patrzał na mnie z wyzwaniem w oczach, z małymi diabolicznymi ognikami.
– Hyun, ani mi się waż. – Ostrzegłem go.
Ani mi się waż!
– Dajesz. – Pośpieszył go gówniarz.
– Dramy.
– Nie żyjesz. – Warknąłem i popędziłem za Jihyunem, który zaraz ruszył z miejsca.
Usłyszałem miękki śmiech Jimina, podczas, gdy ja lawirowałem między meblami by dorwać jego syna. Dwójka pozostała w salonie zaczęła wybierać film, a ja jeszcze przez jakiś czas uganiałem się za Jihyunem, nie dając tak łatwo za wygraną.
Jihyun
Samo patrzenie na Jungkooka sprawiało, że czułem się jak we śnie. Nadal do tego nie przywykłem. A widok jego i mojego taty razem... O tym przestałem już śnić bardzo dawno temu. Cieplej było mi na sercu widząc ojca szczęśliwego.
– Jakoś dziwnie patrzeć na pana Shima, który zachowuje się swobodnie przy innych. – Chaerok pochylił się w moją stronę szeptają. – Zawsze przy innych jest spięty i jakby cały czas się pilnował, a teraz wydaje się być... szczęśliwy? Kompletnie tego nie rozumiem.
Miło było to słyszeć.
– Czemu? – Dopytałem.
– Uciekł od was i nie dawał znaku życia. Czyli nie chciał was widzieć. Wściekał się, gdy się z nim spotkałeś na początku i później za każdym razem, a teraz... – Popatrzał na Jungkooka i Jimina siedzących razem obok siebie i dyskretnie wtulających się w siebie. Na ustach obu widniał delikatny uśmiech. – Nie rozumiem tej zmiany.
Z pewnej strony też jej nie rozumiałem. Z drugiej wiedziałem, że oni się po prostu kochają i nie mogą żyć bez siebie. Jak miało być po ich spotkaniu, jeśli nie właśnie tak – szczęśliwi przy sobie. Jednak obawiałem się, że odpowiedź na jego pytanie w końcu sama da o sobie znać.
– Jak zamierzacie gadać to się stąd wynoście, a nie nam przeszkadzacie. – Odezwał się wujek nawet na nas nie patrząc.
Spojrzeliśmy po sobie i wróciliśmy do oglądania filmu. Mogłem się poczuć jak za starych, dobrych lat. Naprawdę tęskniłem za tymi czasami.
W końcu film dobiegł końca. Chaerok sam stwierdził, że już musi wychodzić, a Jungkook oczywiście musiał mieć ostatnie słowo niejako wyganiając go z swojego domu. Zaraz po jego wyjściu zapanował dziwnie ciężki nastrój.
Sam właściwie nie wiedziałem czy mogę jeszcze zostać czy również mam się już stąd się wynosić. A jeśli tak to czy sam czy z tatą.
Jungkook
Robiło się coraz później. Chaerok sam postanowił w końcu opuścić nasze grono. Została tylko nasza trójka.
Chyba nadeszła pora by w końcu poważnie porozmawiać. Przecież i tak od tego nie uciekniemy. Obecnie atmosfera i tak zrobiła się ciężka, ponieważ żaden z nas nie wiedział co dalej. Kto zostaje w tym domu, a kto wraca do Busan.
– Jihyun, wyjdź na chwilę. – Poprosiłem, przerywając panującą ciszę.
Spojrzał na naszą dwójkę niepewnym wzrokiem, lecz wykonał moje polecenie. Opuścił mój dom, zostawiając naszą dwójkę samych.
Wstałem z kanapy, przecierając dłońmi twarz. Nie wiedziałem jak zacząć. Czułem narastający stres na samą myśl o rozmowie, która miała się odbyć. Jakaś część mnie chciała odwlec to w czasie, lecz nie miało to żadnego sensu. Musimy mieć to za sobą.
Chodziłem nerwowo po pokoju, zbierając w sobie siły.
– Dlaczego się nie odezwałeś? – Jimin również podniósł się z sofy. – Przez te wszystkie lata pozwalałeś mi zastanawiać się czy żyjesz, czy może jednak się myliłem.
– Dobrze wiesz dlaczego. – Odparłem może nieco zbyt twardo. – Co by to zmieniło? Przepraszam, zmienić by dużo zmieniło, ale jedynie na gorsze.
Spojrzałem na hyunga. Jego widok mnie zabolał. To nadal był mój Jiminnie, może nieco starszy, lecz to nadal on. Myśl o ponownym straceniu go tak bardzo bolała.
– Jimin, ja się stąd nie ruszę. A ty w mieście masz pracę, rodzinę. Nie zostawisz przecież tego wszystkiego. I co w takim wypadku? – Czułem rosnącą gule w gardę. – Będziemy się widywać jedynie na weekendy? Będziesz do mnie przyjeżdżał i odjeżdżał, a za każdym razem to będzie boleć. Jiminnie, tęskniłem, cholernie tęskniłem. Ale świadomie unikałem spotkania z tobą, unikałem stworzenia sytuacji takiej jak teraz. Powiedz mi, co teraz?
Milczał. Dlatego ja nadal mówiłem.
– Jeśli nie pojedziesz teraz z Jihyunem i ponownie zostaniesz na noc to niczego nie zmieni. Jeśli nie dzisiaj to jutro lub pojutrze, ale w końcu będziesz musiał odejść. Odwlekanie tego w czasie niczego nie zmieni. Pojedziesz i nie wiadomo kiedy wrócisz. A jeśli się pojawisz to na jak długo zostaniesz.
Bardzo cieszyła mnie jego obecność, byłem wdzięczny za każdą sekundę spędzoną z nim, jednocześnie nie chciałem żyć ciągłymi pożegnaniami z nim i powrotami. Chyba żadne z nas tego nie chciało.
Obecnie nie widzieliśmy dobrego rozwiązania z tej sytuacji. Powiedzenie, że coś wymyślimy nie satysfakcjonowało żadnego, potrzebowaliśmy konkretów.
W końcu i Jimin zabrał głos.
– Chcesz to zakończyć? – Spytał twardo, patrząc mi w oczy.
Lekko otworzyłem usta, lecz nie potrafiłem wydobyć z nich żadnego słowa. Nie potrafiłem powiedzieć ani prawdy ani kłamstwa.
– Skłam i daj mi powód bym tu nie wracał. – Powiedział ostro. – Co? To nie taki proste? Boisz się, że później będziesz żałował? Że zaboli? – Mówił z wyrzutem.
A mnie już zabolało wspomnienie tego, do czego on był zmuszony przy naszym poprzednim rozstaniu. Zrobił coś wbrew sobie dla naszego dobra. Teraz sytuacja była taka sama, wymagała takich samych kroków, tyle że ode mnie, nie od niego. Dlaczego ja teraz tego nie potrafiłem zrobić?
Czułem się jak tchórz. Wewnątrz mnie rosła jakaś niewyjaśniona wściekłość.
Jihyun
Czekałem na tatę przed domem. Dałem im czas na rozmowę, zapewne o tym co dalej. Sam zastanawiając się nad tym nie umiałem znaleźć dobrej odpowiedzi, ale miałem nadzieję, że tej dwójce się to uda.
Przecież nie może się to teraz zakończyć. Po tylu latach, gdy znowu się spotkali, nie mogą tego zakończyć.
Chodziłem nerwowo po podwórku czekając na koniec rozmów. W końcu drzwi się otworzyły. W progu stanął ojciec. Nikt więcej. Nikogo za nim nie było.
– Tato? – Odezwałem się niepewnie.
– Zawieź mnie proszę do domu. – Powiedział niemal beznamiętnie.
Skinąłem głową. Idąc w stronę samochodu pozostawionego za ogrodzeniem obejrzałem się za siebie na dom Jungkooka. Liczyłem, że jeszcze go zobaczę, że pojawi się w drzwiach lub oknie. Nic takiego jednak się nie stało.
Przecież to nie może być ich koniec!
– Coś ustaliliście? – Spytałem, ponieważ temat ich rozmowy był oczywisty.
– Możemy nie rozmawiać? Po prostu zawieź mnie do domu. – Poprosił biorąc głęboki wdech i zamykając oczy.
Oparł się na fotelu pasażera. Wyglądał jakby miał urządzić sobie drzemkę, lecz wiedziałem, że zapewne stara sobie wszystko ułożyć w głowie.
Nie miałem pojęcia co ustalili, do jakich doszli wniosków. Jednak patrząc na to wszystko nie miałem dobrych przeczuć.
Skupiłem się na drodze przed sobą, jednak miałem nadzieję, że po dotarciu na miejsce uda mi się wyciągnąć z taty jakieś informacje. Przecież musi mi wszystko wyjaśnić.
Pod dom dotarliśmy szybciej niż się spodziewałem. Chyba sam chciałem szybciej dotrzeć na miejsce i moja noga zrobiła się nieoc cięższa niż zazwyczaj.
Aż do samego wejścia powstrzymywałem się przed lawiną pytań. Lecz przestałem się hamować, gdy tylko przekroczyliśmy próg jego mieszkania. Starałem się czegokolwiek dowiedzieć, jednak nadal on jedynie milczał.
Udałem się za nim do sypialni, gdzie zaczął czegoś szukać w szafie.
– Zakończyliście to, mam rację? – Spytałem wprost mając dosyć tej niewiedzy.
Patrzałem jak tata wyciąga stara bluzę, która z pewnością nie należała do niego. Jedyna pamiątką po Jungkooku jaką trzymał przez te wszystkie lata. Oczywiście nie licząc ich nielicznych wspólnych zdjęć.
Przez chwilę patrzał na bluzę, a następnie wtulił się w nią, chowając w niej nieco drżące ręce.
Przecież oni nie mogli tego zakończyć. Nie mogłem w to uwierzyć.
Jungkook
Nie wiedziałem co ze sobą począć. Nie wiedziałem dokładnie co czułem. Radość? Złość? Ból? Wszystko na raz albo żadne z powyższych. Dziwne uczucie przepełnienia połączone z pustką.
Uklęknąłem przed szafą w sypialni. Wyciągnąłem jedną z ruchomych desek w podłodze, a następnie drugą. Z niewielkiej dziury wyciągnąłem starą, dużą sportową torbę. Wziąłęm głębszy wdech.
Chwyciłem w dłonie znajdujący się tam stary pistolet, który zostawiłęm sobie na czarną godzinę. Nawet nie miałem do niego zapasu amunicji, tylko to co było w magazynku. Pokręciłem głową i odłożyłem go na bok. Nie dzisiaj.
Sięgnąłem dalej do torby. Po przedarciu się przez kilka plików dokumentów dotarłem do starej bluzy. Wciągnąłem ją układając na kolanach. Już dawno temu przestała pachnieć tym za czym tak bardzo tęskniłem.
Przez chwilę gładziłem ją, zastanawiałem się nad jej włożeniem, lecz raczej byłaby dość opinająca.
Miałem po nim jedynie tą bluzę, kilka wspólnych zdjęć oraz jeden obraz, który namalowałem. To wszystko.
______________________________
Bardzo się starałam, żeby zdążyć z tym rozdziałem jeszcze w tym roku. (Przepraszam za błędy, ale mam nadzieję że wszystko wychwyciłam)
Jednocześnie chciałabym poinformować, że jest to ostatni rozdział naszego opowiadania. Czeka nas jeszcze jedynie epilog. Jesteśmy u progu pożegnania się z naszymi Jikookami. A czy żegnamy ich razem czy osobno... O tym przekonacie się już niedługo.
Oczywiście życzę wszystkim szczęśliwego Nowego Roku, co by był jeszcze lepszy niż ubiegły ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top