Rozdział 41
Ha! Nie spodziewaliście się mnie tak wcześnie.
W tym rozdziale posikacie się z emocji ❤️😂🙈
__________________________________________
Seonggwan
Ujrzenie rano Chaeroka wywołało u mnie jednocześnie ulgę, jak i złość. Mimo wszystko po wczorajszej kłótni nie spodziewałem się zobaczyć Jihyuna. W końcu kazałem mu już tutaj nie wracać. Jednak emocje, jakimi wczoraj zakończyłem dzień nadal mi nie minęły. Chłopak ma wyjątkowego pecha, że będzie musiał mnie dzisiaj znosić.
– Wracaj do domu. – Poradziłem mu z samego rana.
– Mówiłem, że do końca tygodnia będzie miał pan jeszcze opiekę.
– Też mi opieka. – Prychnąłem.
Po szybkim śniadaniu wyszliśmy z domu by wrócić do niego dopiero na obiad. Nie oszczędzałem chłopaka, samemu również zamierzając już wziąć się do roboty. Znajdowałem mu cały czas nowe zajęcie by nie mógł się wtrącać w o co sam robiłem.
Tak więc pół dnia Chaerok latał z jednego końca podwórka w drugie, poganiany przeze mnie i krytykowany przy każdej możliwej sytuacji. Jakby wyczuwał mój nastrój i prowokacyjne zachowanie, nie dawał się wyprowadzić z równowagi. Co tylko denerwowało mnie bardziej, bo chciałem mieć dobry powód, by mój opierdziel był bardziej uzasadniony.
Podczas obiadu nastał czas względnego spokoju.
– Pokłócił się pan z Parkiem?
– Skąd ten pomysł.
– Nie wiem. – Rzucił sarkastycznie. – Zawsze pan jest gbur i prostak, ale dzisiaj przechodzi pan samego siebie.
– Jeszcze raz ten gnój tu przyjedzie to obu nogi z dupy powyrywam. – Ostrzegłem go.
– Czyli miałem rację. – Mruknął zadowolony. – Za szybko pan się denerwuje o pierdoły.
Wstałem i wykorzystałem trzymany w dłoni sztuciec. Jedną ręką przycisnąłem nadgarstek chłopaka do stołu, a trzymany nóż wbiłem tuż obok jego dłoni.
– To twoja wina, że Jihyun mnie znalazł. – Powiedziałem tonem, którego już dawno nie można było u mnie usłyszeć. – Powinienem cię stąd wykopać lub gorzej, ale masz szczęście, że na stare lata chyba zmiękło mi serce. Możesz mu przekazać, że jeżeli jeszcze raz się tu pokaże, to do domu raczej już nie wróci. A tobie radzę mniej wtykać nosa w nie swoje sprawy i odwalić się ode mnie. Nikt cię o żadną pomoc nie prosił.
Puściłem chłopaka, a nóż zostawiłem wbity w stół. Chwyciłem swój talerz i udałem się z nim do kuchni. Straciłem apetyt. Schowałem jedzenie na później, starając się go nie marnować. Jednak w pobliżu nie miałem żadnego sklepu, więc nauczyłem się jeść tyle ile potrzeba i nie wyrzucać czegoś co jeszcze się nadawało do zjedzenia.
Pomimo tego krótkiego spięcia, podczas którego Chaerok mógł narobić w gacie, patrząc na to jak na tamten moment pobladł, chłopak nie pojechał do domu. Do końca dnia nadal znosił moje humorki, będąc przy tym ostrożnym i czujnym.
Przed kolacją nieco kulejąc szedłem do domu. Dzisiejszy dzień był dla mnie zbyt intensywny, lecz oczywiście przed nikim tego nie przyznam. Niedawno operowane kolano dawało się we znaki. Przygotowując kolację musiałem chwilę przystanąć, pochylając się nieco do przodu, starając się zapanować nad wirującym dookoła mnie światem.
– Wszystko w porządku? – Spytał Chaerok, który zbierał się już do domu, lecz jeszcze musiał mieć ostatnie słowo.
– Zjeżdżaj już do domu.
Przez chwilę stał i obserwował mnie, w końcu odpuszczając i żegnając się ze mną. Chciałem by ten tydzień dobiegł już końca. Miałem dosyć tych codziennych odwiedzin. Tęskniłem za samotnością i spokojem. Przede wszystkim za spokojem.
Jimin
Nieco zdziwiłem się słysząc dzwonek do drzwi. Spodziewałem się go, lecz nieco później. Dla upewnienia spojrzałem na zegar, lecz było nawet za wcześnie, żeby powiedzieć, że jest wczesne popołudnie.
– Cześć Hyunnie. – Mimowolnie uśmiechnąłem się na jego widok. – Zjesz coś?
– Nie dzięki. Ale ubieraj się. Pojedziemy gdzieś.
– Co? – Wyprostowałem się zaskoczony.
– Chciałbym cię gdzieś zabrać. Wkładaj buty i jedziemy.
– Ale gdzie mnie zabierasz? Powinienem się przebrać?
Nie miałem pojęcia, gdzie chce jechać? Do niego, do jakiegoś sklepu, kawiarni? Jakieś miejsce na dworze? W głowie świeciła mi pusta. Wydawał się być w dobrym humorze, więc to nie może być nic złego.
Niepewnie wsunąłem stopy w buty. Dałem się wyprowadzić z mieszkania.
– Skorzystam jeszcze z toalety. – Odezwał się nagle Hyun. – Poczekaj na mnie przed blokiem. Mam kluczę, zamknę.
Skinąłem głową, po czym wsiadłem do windy, która właśnie zatrzymała się na piętrze. Syn zjawił się po chwili, zaprowadzając mnie do swojego samochodu.
– Po drodze kupiłem kawę. – Wskazał na kubki pomiędzy fotelami.
– Wiesz, że teraz...
– Spokojnie, twoja jest oczywiście bezkofeinowa. – Przerwał mi.
– Dziękuję.
Wziąłem papierowy kubek do ręki i upiłem z niego trochę. Syn odpalił silnik i ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku.
Było dosyć wcześnie, słońce jeszcze mocno nie grzało, lecz już było czuć, że zapowiadał się ciepły dzień. Muzyka z radia cicho umilała nam podróż. Nie miałem pojęcia dokąd może mnie zabierać. Postanowiłem cierpliwie czekać.
Nerwowo popijałem kawę. Nieco zwątpiłem w swój plan, gdy podróż zapowiadała się dłuższa niż początkowo przypuszczałem. Gdzie jedziemy?
Spojrzałem w stronę syna. Wyglądał już mniej pewnie i radośnie niż gdy zjawił się pod moimi drzwiami. Przez to poczułem się trochę niepewnie.
– Chyba nie wieziesz mnie na jakąś randkę w ciemno. – Zaśmiałem się. – Powiedziałbyś mi, prawda?
Dalej jechał wpatrując się w drogę przed sobą, dlatego poczułem się jeszcze gorzej.
– Jihyun?
– Zastanawiam się czy gdyby do tego doszło, czy bym ci powiedział. – Odparł luźnym tonem.
Nieco mnie uspokoił, ale nadal nie miałem pojęcia gdzie mnie wiezie. Opuściliśmy już teren miasta. Co takiego chce mi pokazać poza nim? Może znalazł po prostu jakieś ładne miejsce i w ramach rekompensaty za ostatnie stresy chciał spędzić ze mną spokojnie trochę czasu.
To w pewien sposób wydaje mi się najbardziej logiczne wytłumaczenie. Chociaż jego zachowanie nie do końca to sugeruje.
– Jinwoo pewnie ci wspominał, że ostatnio mało spędzałem czasu w domu. – Odezwał się nagle. – Wiem, że czasami rozmawiacie, gdy ma ze mną problem.
– Po prostu się o ciebie martwił.
– Nie mam mu tego za złe. Cieszę się, że rozmawiacie. – Uspokoił mnie. – Ostatnio znajomy poprosił mnie o pomoc i ciężko było mi odmówić. – Mówił z pewnym trudem. – Pomagałem w opiece nad kimś.
– Jinwoo, o tym wie? – Spytałem niepewnie. Chciał mi wyjawić jakąś tajemnicę?
– Wie tylko, że musiałem w czymś pomóc znajomemu. Nie wie wszystkiego.
– A dlaczego nie wie wszystkiego? – Dopytywałem ostrożnie.
– Bo chyba nie powinien o tym wiedzieć.
Zaczynałem się czuć niepewnie w tej sytuacji. Jihyun najwyraźniej chciał zwierzyć mi się z czegoś ważnego, co jednocześnie ukrywa przez swoim partnerem. Bałem się tego co to może być. Jinwoo był jak przyszywany syn i czułbym się niezręcznie musząc ukrywać coś przed nim. Miałem nadzieję, że Hyunnie nie postawi mnie w takiej sytuacji.
– Gdzie jedziemy?
– To niedaleko. – Odparł krótko.
Rozglądałem się dookoła próbując się domyślić czegokolwiek, lecz nic nie przychodziło mi do głowy. Znacznie zwolniliśmy docierając do jakiejś wioski. Niewiele domków i gospodarstw, dookoła pola, a w oddali las. To gdzieś tutaj czy tylko tędy przejeżdżamy?
W końcu zatrzymaliśmy się przed niewielkim gospodarstwem nieco oddalonym od pozostałych. Przy płocie czekał jakiś mężczyzna.
– To tutaj. – Odezwał się Jihyun.
Wyszedł z samochodu. Postąpiłem podobnie, lecz z większą dozą niepewności. Podeszliśmy bliżej bramy. Rozglądałem się próbując dostrzec coś co dostarczy mi jakiś odpowiedzi.
– Dzień dobry. – Przywitał się młody mężczyzna.
– Dzień dobry. – Odparłem.
Jihyun zaraz do niego podszedł. Stałem w miejscu kawałek od nich. Nie podsłuchiwałem ich, jednak rozmowę i tak było częściowo słychać.
– Pokłóciliście się? Ostatnio nie dało się z nim normalnie porozmawiać. Nic za niego nie dało się zrobić. Chyba się przeciążył, bo ostatnio wieczorem kręciło mu się w głowie, chociaż do niczego się nie przyznał. Dzisiaj od rana chyba też na nogach.
– Mieliśmy małą różnicę zdań. – Odpowiedział Hyun. – Gdzie on teraz jest?
– W oborze. Widziałem jak bierze świeżą słomę, więc pewnie na nowo ścieli. Nie widziałem się z nim jeszcze tak jak prosiłeś.
– Wielkie dzięki. – Uśmiechnął się sztywno.
Atmosfera nie była wcale luźna i spokojna, a napięta jak struna. To wcale nie pomagało mi się wewnętrznie uspokoić, chociaż na zewnątrz starałem się zachować pozory opanowania.
– Tato, pójdziesz do tego budynku po prawej? Tam za płotem, drugie drzwi.
– Czemu? I czemu nie pójdziesz ze mną?
– Uwierz, tak będzie lepiej.
Miałem inny wybór jak się zgodzić? Skinąłem głową i przeszedłem przez bramę. Ostrożnie kroczyłem po obcym podwórku w stronę wskazaną przez syna. Serce z każdą chwilą biło mi coraz mocniej. Przeszedłem przez płot dzielący podwórko na dwie części. Po lewej stronie niewielkie stado kur skubało trawę.
Przełknąłem ciężko ślinę chwytając za wysłużoną zasuwę nieco obdrapanych drzwi od obory. Wziąłem głęboki wdech i pociągnąłem je do siebie.
Seonggwan
Emocje nadal ze mnie nie opadły. Rano nie czekając na zjawienie się Chaeroka wziąłem się samemu do roboty. Ubrany w przewiewną białą koszulkę na długi rękaw ruszyłem do pracy na podwórku. Chociaż biała to było za dużo powiedziane. Dzisiaj zapowiadał się ciepły, bezchmurny dzień, więc trzeba było ubrać się tak by się nie spalić, a jednocześnie nie zapocić jak świnia.
Po wypuszczeniu kur i odprowadzeniu krowy na łąkę wziąłem się za porządki w oborze. W pierwszej kolejności wywiozłem świeży obornik za stodołę. Nie było tego dużo, ponieważ niedawno tu sprzątałem. Jednak trzeba było naścielić nowej słomy.
Zamiast kuli wspomagałem się dzisiaj widłami. Przytargałem w niezbyt zawrotnym tempie jeden snopek siana do obory, mając nadzieję, że to wystarczy do wyścielenia tutaj. Oczywiście dobrze wiedziałem jaka będzie odpowiedź, nie robiłem tego pierwszy raz. Będę musiał zasuwać po drugi.
Powoli w myślach zaczynałem wyklinać chłopaka za jego brak. Chociaż odmawiałbym pomocy, to wiem, że bym ją od niego otrzymał. Ostatnio za bardzo obciążam operowane kolano. Miałem nadzieję, że za bardzo sobie nie zaszkodzę swoim zachowaniem. Nie chciałem zepsuć efektów operacji.
Jak gdyby ściągając chłopaka myślami usłyszałem za sobą otwierające się drzwi.
– Chaerok, gówniarzu miałeś być wcześniej. Było wczoraj dać znać, że nie masz czasu i tyle. Wiesz, że cię nie potrzebuje. – Odezwałem się nie patrząc w jego stronę, chcąc w ten sposób pokazać, że nadal nie mam dobrego humoru.
Jednak nie dostałem żadnej odpowiedzi. Sądziłem, że mi odpyskuje lub zaraz zabierze widły by samemu zacząć za mnie wszystko robić.
Wyprostowałem się odwracając za siebie.
Jihyun
Z ciężko bijącym sercem obserwowałem jak ojciec idzie niczego nieświadomy przez podwórko. Jak otwiera drzwi obory, aż w końcu robi krok w przód, tym samym znikając nam z pola widzenia.
Stojąc w ciszy za płotem oczekiwaliśmy na dalszy bieg wydarzeń.
– Jestem ciekaw co tam się dzieje. – Odezwał się chłopak stojący przy mnie.
– Ja również. – Szepnąłem. – Mam tylko nadzieję, że jak tata dostanie zawału to Jungkook nas zawoła.
– Kto? Właśnie, twój tata jest po operacji serca.
– Nafaszerowałem taty kawę lekami na ciśnienie. Mam nadzieję, że to pomoże.
Chociaż to tylko jedna z rzeczy, która mogła pójść nie tak.
Staliśmy i czekaliśmy na jakiekolwiek oznaki życia. Nie słyszeliśmy żadnych krzyków złości taty, więc to wszystko raczej poszło w inną stronę. Albo jednak zaraz będziemy musieli zakopywać ciało Jeona po tym jak zostanie na nim wyładowany gniew za tyle lat cierpienia i tęsknoty.
– Skoro pan Shim, że tak powiem uciekł od was i nie dawał znaku życia, to nie będzie zły za ponowne spotkanie twojego taty? Twojego spotkania nie zniósł zbyt dobrze. – Myślał na głos Chaerok. – Nawet nie wiesz jak opierdziel dostałem za to, że powiedziałem ci gdzie mieszka.
– Bo zrobił się z niego tchórz. – Powiedziałem ostro. – Dlatego bał się spotkania mnie. Bał się, że dojdzie do tego co właśnie ma miejsce.
Jednocześnie wiem, że opuścił nas dla naszego dobra. Nie bylibyśmy z nim bezpieczni, a dodatkowo my stanowiliśmy zagrożenie dla niego. Same problemy. Co jednak nie zmienia faktu, że jego odejście i dacie nam życia w przeświadczeniu, że nie żyje, było okrutnym posunięciem.
No, częściowo. Po czasie oboje z tatą już przestaliśmy wiedzieć co było prawdą.
– Kim wcześniej był pan Shim albo co zrobił, że zmienił imię i nazwisko i się od was wyniósł?
– Wiem, że mówiąc, że dla swojego bezpieczeństwa nie wtykaj w to nosa nie sprawię, że stanie się to dla ciebie mniej ciekawe, a wręcz przeciwnie. Ale naprawdę, dla twojego dobra, nie interesuj się. On cię lubi, ale są pewne granice. Za wiele poświęcił by zyskać spokój by ktokolwiek mu to zepsuł.
– Dlatego ty i twój tata wpierdalacie się w jego nowe, spokojne życie, gdy chciał zapomnieć o tym starym, którego byliście częścią?
Przez chwilę nie odpowiadałem, bo w sumie gnojek miał rację.
– Ta dwójka musiała się spotkać, uwierz. Powiedzmy, że to była rzecz, którą oboje przed śmiercią musieli zrobić, a jeśli nie stałoby się to teraz to zapewne już nigdy.
– Długo będziemy musieli czekać na jakiekolwiek wieści o nich?
– Sądzę, że nie ma sensu czekać. Zostawmy ich samych. – Stwierdziłem. – Zostawię tylko tacie leki przed domem i możemy stąd jechać. Raczej mają sobie wiele do powiedzenia.
Wyciągnąłem z samochodu leki, które zabrałem z domu taty pod pretekstem wizyty w toalecie i zostawiłem przed wejściowymi drzwiami do domu Jeona.
– Ej, ale jak będziesz coś wiedział to daj mi znać. Pan Shim mi nic nie powie, a jestem ciekaw co się wydarzy.
– Coś tam powiem, jak już sam się dowiem. – Obiecałem mu.
Oboje wsiedliśmy do swoich samochodów i odjechaliśmy w stronę własnych domów.
___________________________
No przecież nie mogłam wam dać tego od razu. Tak, zabijcie mnie, ale musicie poczekać do kolejnego rozdziału.
I jak, są emocje, co?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top