Rozdział 4
Jimin
Siedziałem już drugą godzinę przed laptopem próbując dokończyć rozdział, lecz wyobraźnia wyraźnie nie chciała ze mną współpracować. Nienawidziłem tego momentu, gdy jestem na końcu opowieści, a moja głowa podsuwa mi cała masę ciekawych pomysłów, lecz na nowy projekt, a nie na dokończenie bieżącego.
Kątem oka zerkałem na telefon leżący nieopodal na blacie. Następnie spojrzałem na zegar. Ledwo po szóstej. Przygryzłem dolną wargę.
Czy jeśli zadzwonię to wyjdę na desperata bez znajomych? Powiedział, że odezwie się w przyszłym tygodniu. Był dopiero wtorek. Miał czas.
Jednak ja wolałem już wiedzieć i mieć jakieś plany na weekend czy inny dzień. Miałem dość siedzenia w często pustym domu. Jihyun korzystał z przeciągających się ciepłych dni, więc więcej go nie było niż był. Oczywiście nie pochwalałem jego późnych powrotów w środku tygodnia. Ja w tym czasie siedziałem sam w czterech ścianach.
Jaki ja kiedyś byłem głupi myśląc, że bycie dorosłym jest fajne. Może jest, kiedy masz dwadzieścia, góra dwadzieścia sześć lat. I kiedy jesteś sam. Prawdopodobnie. Bo nigdy w takiej sytuacji nie byłem.
Wypuściłem wściekle powietrze nosem, po czym chwyciłem telefon i wybrałem odpowiedni kontakt. Z ciężko bijącym sercem wsłuchiwałem się w sygnał.
– Myślałem o tobie. – Wymruczał niskim tonem.
Przełknąłem ciężko ślinę.
– Powtarzasz się. – Burknąłem.
– Po prostu zawsze dzwonisz w odpowiednim momencie. Przepraszam, że cię nie odezwałem. Znowu ty musisz dzwonić. Wychodzę na pizdę.
Powstrzymałem swój nawyk z pracy i domu, by zaraz zganić go za słownictwo. Rany, ja naprawdę za dużo czasu spędzam wśród młodzieży.
– Masz ochotę gdzieś wyjść? – Zaproponował.
Przecież w tym celu dzwonię. Bo samemu nie umiem nigdzie wyjść.
– Jasne. – Wzruszyłem ramionami, jak gdyby chcąc udawać, że wcale mi na tym nie zależy. – Kiedy?
– Dzisiaj? – Odparł natychmiast.
– Co?! Dzisiaj?
– Tak. Masz coś ciekawszego do roboty? Z tego co ostatnio pamiętam masz jutro wolne. Piliśmy razem równo tydzień temu. Poza tym nie jest wcale późno.
Zawahałem się.
– No dobra. – Zgodziłem się ostatecznie.
– Super. Jakiś konkretny pomysł? Obiecuję, że następnym razem ja się postaram i coś wymyślę.
– Może kino? – Zaproponowałem pierwsze co mi przyszło do głowy.
– Jak dla mnie świetnie. Wybierz coś i zarezerwuj nam miejsca. Wyślij mi w jakim kinie się widzimy i o której. Tylko nie płać z góry.
– Dlaczego?
– Zaufaj mi. Do zobaczenia Park.
Nie zdążyłem o nic więcej spytać. Rozłączył się. Spojrzałem nieco zdziwiony na telefon. Szybki i konkretny, no może nie całkiem.
Wszedłem na stronę kina, przeglądając aktualny repertuar. Tak naprawdę tylko jeden film mnie zainteresował. Miałem nadzieję, że Jeon miał podobny gust. Zarezerwowałem nam dwa wolne miejsca w wyższych rzędach na dosyć zapełnionej sali.
Wysłałem esemesem godzinę seansu i nazwę kina. Sam miałem jeszcze sporo czasu na wyszykowanie się.
Spojrzałem w stronę laptopa. Zacisnąłem usta w wąską linię, po czym po zapisaniu pracy, zamknąłem ją i otworzyłem nowy plik. Szybko zacząłem spisywać rodzący się w głowie szkic fabuły. Obiecałem sobie, że najpierw skończę tamto, ale nikt mi nie broni spisywać całkiem dobrego pomysłu na kolejną pracę.
Zamknąłem laptopa i zacząłem się szykować do wyjścia. Przed opuszczeniem mieszkania zacząłem zastanawiać się czy nie powinienem zostawić Hyunowi jakiejś wiadomości.
Ostatecznie zostawiłem niewielką kartkę na kuchennym blacie.
Kolacja jest w lodówce. Wrócę po 21. Tata :*
Jungkook
Dałem ciała. Znowu musiał jako pierwszy zadzwonić. A przecież ja to wszystko zacząłem. Ugh, wychodzę na babę. Jednak głupio też mi się pokazywać z tą śliwą przy oku i skroni. Jednak nie umiałem mu odmówić spotkania, a jak już zadzwonił, to czemu nie dzisiaj. Do weekendu i tak bym lepiej nie wyglądał.
Wziąłem szybki prysznic i doprowadziłem siebie do stanu używalności. Jak zwykle ubrałem ciuchy w ciemnych kolorach. Na głowie znalazła się czapka z daszkiem, na prawej dłoni rękawiczka a twarz zasłaniała czarna maska.
Ruch na mieście jak na środek tygodnia był całkiem spory. Nieco liczyłem na większe pustki. Miałem tylko nadzieję, że sala też nie będzie wypełniona po brzegi.
Już dawno nie miałem okazji odwiedzić centrum handlowego, nie wspominając już o kinie. Wewnętrznie czułem niezwykłe podekscytowanie, do którego sam przed sobą nie chciałem się przyznać.
Dobra, pora odebrać bilety. Ustawiłem się w kolejkę prowadzącą do podłużnej lady. W końcu stanąłem przed młodą kobietą w firmowym uniformie.
– Dzień dobry, chciałem odebrać bilety. – Uśmiechnąłem się, lecz przez maskę na pewno nie było tego widać. – Na nazwisko Park Jimin.
– Dzień dobry. – Przywitała się z uśmiechem. – Mogę prosić kod z meila?
– Zapomniałem przepisać. Nie mam już Internetu w telefonie. Numer telefonu nie wystarczy?
– Proszę podać.
Sprawnie podałem dziewięciocyfrowy ciąg liczb. Na szczęście jego numer telefonu był łatwy do zapamiętania. Po chwili kobieta podała mi bilety, a ja przekazałem odliczoną kwotę pieniędzy.
– Życzę miłego seansu. – Pożegnała mnie pracownica.
Spojrzałem na tytuł filmu znajdujący się na wejściówkach. Całkiem dobry wybór. Schowałem bilety do kieszeni, po czym spojrzałem na bar z przekąskami. Nie, z tym poczekam, aż przyjdzie Jimin. Nie jestem pewien co by wolał.
Stałem przed wejściem do kina rozglądając się w poszukiwaniu Parka. Mężczyzny przez długi czas nie było widać. W tym czasie natomiast rozpoznałem dwóch chłopaków, pracujących dla Entera. Oni oczywiście nie mieli o mnie pojęcia. Chłopaki z najniższego szczebla wiedzieli jedynie o siódemce mężczyzn będącą bezpośrednio pode mną.
Przeniosłem wzrok z dwóch młodych degeneratów na kroczącego w moją stronę Jimina. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Mężczyzna zaraz do mnie dołączył. Kąciki jego ust nieco opadły, kiedy jego jasnobrązowe oczy zaczęły skanować moją twarz.
– To nic takiego.
– Nie wygląda. – Mruknął. – Musiało boleć.
– Nie powiem, że nie. – Powiedziałem nie kłamiąc. – Ale mam twarde kości. – Starałem się go uspokoić. – Odebrałem już bilety. Chodźmy ustawić się w kolejce po żarcie, bo robi się coraz większa.
Zrobiliśmy kilka kroków w głąb wnętrza kina, ustawiając się w jeden z dwóch rządków prowadzących do kas z jedzeniem. Znając życie pewnie druga kolejka okaże się szybsza.
– Na co masz ochotę? – Spytałem, gdy znajdowaliśmy się coraz bliżej kasy. – Popcorn solony, z masłem czy karmelem?
– Karmel. – Odparł po chwili. – Ale ja płacę.
– Nie. – Zaprotestowałem.
– Zapłaciłeś już za bilety. – Od razu zaczął się tłumaczyć. – Za nasze picie również płaciłeś. Czuję się głupio.
– Zachowaj te pieniądze na Jihyuna. – Puściłem mu oczko.
Jimin chciał coś więcej powiedzieć, lecz nadeszła nasza kolej. Stanęliśmy przed pracownikiem w czerwono–białym fartuszku, a ja nie pozwoliłem starszemu dojść do słowa.
– Dwa duże popcorny karmelowe oraz małe nachosy. Do tego dwa średnie picia.
Mężczyzna przyjął zamówienie. Hyung cichaczem chciał jeszcze postawić na swoim, lecz nie dałem się i zapłaciłem za jedzenie. Mówiłem poważnie. Niech lepiej trzyma te pieniądze dla syna. Pensja nauczyciela pewnie nie jest duża, a wymagania finansowe nastolatka zapewne wprost przeciwne.
Udaliśmy się do sali, gdzie zajęliśmy miejsca w wyższych rzędach. Całkiem dobre miejsca. Pomieszczenie coraz szybciej się zapełniało.
Siedziałem podekscytowany, nie pamiętając, kiedy ostatni raz byłem w kinie. Na pewno było to za czasów dzieciaka, kiedy jeszcze miałem jakieś życie poza gangiem. Kiedy nie bałem się zapamiętania i rozpoznania na mieście.
W tym momencie uderzyło mnie to, jak nieodpowiedzialnie się zachowuję. Nie dane mi było długo nad tym myśleć, ponieważ wszystko przytłumiła kolejna fala ekscytacji, gdy zgasły światła.
Skupiłem się na filmie i pochłanianiu przekąsek. Gdy w moim kubełku skończył się popcorn zacząłem sięgać do tego Jimina, który miał wolniejsze tempo jedzenia.
Film okazał się być dobrym wyborem, lecz ta ilość reklam przed nim była kompletnie niepotrzebna. Mimo wszystko fajnie było obejrzeć coś w kinie.
– To co, spacer? – Zaproponowałem, nie mając jeszcze ochoty wracać do pustego mieszkania.
– Sam nie wiem.
– To chociaż daj się odprowadzić.
Jimin
Była już niemal dziesiąta i tak byłem już spóźniony. Miałem jedynie nadzieję, że Jihyun jest w domu i szykuje się do spania.
– Zgoda.
Wyrzuciliśmy puste opakowania po jedzeniu do przepełnionych koszy i ruszyliśmy w stronę wyjścia z kina. Centrum handlowe było już zamknięte. Schodami kierowaliśmy się na wyjście od strony parkingu. Na zewnątrz przywitał nas chłodny, orzeźwiający wiatr.
Na twarz młodszego od razu powróciła maska, a czapka z daszkiem częściowo przesłoniła pozostałą część twarzy. Nocny półmrok dodatkowo nie ułatwiał spoglądania na nią.
Szliśmy rozmawiając o obejrzanym filmie, czasami nieco zbaczając z tematu. Podczas dyskusji czuć było u niego wyraźną młodzieńczą energię, która była niezwykle zaraźliwa. Jednocześnie poczułem się staro, nie pamiętając jej u siebie już od dawna.
Droga skończyła się szybciej niż bym tego chciał. Dobrze mi się z nim rozmawiało, potrafiliśmy znaleźć wspólny język. I jakoś wewnętrznie czułem pewien zawód, że nie zgodziłem się na spacer, a jedynie odprowadzenie pod dom.
– To widzimy się w weekend? – Uśmiechnął się, zsuwając maskę na brodę.
– Nie ma problemu.
– W takim razie zadzwonię.
– Tylko w końcu zadzwoń, bo jak na razie to wszystko leży w moich rękach.
Zmrużył oczy, patrząc na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Miałem właśnie otworzyć usta, by się z nim pożegnać, kiedy z łobuzerskim uśmiechem przybliżył się do mnie. Odruchowo zrobiłem krok w tył, zaraz napotykając drzwi do mieszkania. Poczułem, jak serce podskakuje mi do gardła.
– Do zobaczenia w piątek wieczorem. – Powiedział miękko. – Zadzwonię.
Odległość między nami wcale się nie zwiększyła. Czułem każde uderzenie swojego serca i niemal słyszałem szum krwi w uszach. W końcu jednak puścił oczko, uśmiechając się zawadiacko i odwracając się na pięcie odszedł schodami w dół.
Ja jeszcze przez chwilę pozostawałem bez ruchu pod mieszkaniem, starając się doprowadzić szalejące emocje do ładu. Wypuściłem ustami powietrze. Chłodną dłonią dotknąłem gorących policzków.
Odwróciłem się i zacząłem szukać kluczy w kieszeni. Kolejną chwilę zajęło mi mocowanie się z zamkiem. W końcu przekroczyłem próg domu, zaraz zamykając za sobą drzwi.
– O której to się wraca? – Usłyszałem nim zdążyłem się odwrócić.
Spojrzałem przez ramię na Jihyuna, który stał w korytarzu z założonymi rękoma. Miałem wrażenie, jakbym patrzał na siebie, gdy to on wraca późno do domu. Mam nadzieję, że robię równie duże wrażenie jak on.
– Czemu jeszcze nie śpisz?
– Wiesz, która jest godzina? – Spytał nie spuszczając z tonu. Nie zdążyłem zerknąć w stronę zegarka nim odpowiedział za mnie. – Jedenasta.
Nie spieszyło nam się z Jeonem za bardzo.
– Wiesz co by się stało, gdybym to ja wrócił w środku tygodnia o tej godzinie? Tak poza tym, gdzie ty byłeś?
– Wyszedłem na spotkaniem z znajomym.
– I nauczyciele wracają tak późno do domu, gdy następnego dnia rano muszą popylać do pracy?
– Jutro mam wolne, poza tym on nie jest nauczycielem.
– Masz jakiś znajomych poza pracą? – Spytał z lekką ironią.
Zmrużyłem oczy, patrząc na syna.
– Idź już spać. Rano masz szkołę. – Powiedziałem, wyprostowując się. – Poza tym nie muszę się tobie z niczego spowiadać.
Zdjąłem buty i ruszyłem w głąb mieszkania.
– Przyznaj się po prostu, że umówiłeś się z jakąś laską. – Syn ponownie się odezwał.
– Mówiłem ci, że widziałem się z kolegą.
– W sumie to jaka dziewczyna poleciałaby na kogoś takiego jak ty? – Zaśmiał się.
– Jihyun! – Powiedziałem ostrzegawczo.
Milczał mierząc mnie gniewnym spojrzeniem. Oboje trwaliśmy w bezruchu, stojąc na korytarzu i czekając na ruch drugiego. Nawet nie łudziłem się, że mnie przeprosi. W końcu Hyunnie prychnął pod nosem i zamknął się w swoim pokoju.
Pokręciłem głową zmęczony i sam udałem się do swojej sypialni, wcześniej gasząc światło w przedpokoju. Czasami nie miałem siły do tego dzieciaka. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie, że w przyszłości opuści dom i mnie.
Jungkook
Wszedłem do kawiarni i zająłem ten sam stolik co zawsze. Z pewnej strony dziwnym było, że podczas naszych spotkań to miejsce jest zawsze wolne. Tak samo jak fakt, że zawsze obsługiwał nas ten sam wysoki kelner o szerokich ramionach. Ale tylko początkowo.
Nigdy nie wspomniałem mu, że czegokolwiek się domyślam. Może i w jakimś stopniu nadal jesteśmy przyjaciółmi, lecz chyba każdy z nas zachowuję większość dla siebie. Wymieniamy ze sobą niezbędne minimum.
– Dzień dobry. Proszę. – Odezwał się kelner, podając mi menu.
– Daj mi karmelowe latte. – Powiedziałem oddając mu z powrotem kartę. – I podwójne espresso.
Chociaż obawiałem się, że dobrze pamiętał co zamawiam. Mało komfortowy był fakt, że ktoś obcy mnie kojarzy i jakiekolwiek moje przyzwyczajenie. Dlatego kazałem Taehyungowi od czasu do czasu go sprawdzać.
Kelner odszedł, a ja zostałem sam. Czekając obserwowałem przechodzących ludzi. Większość gdzieś się spieszyła lub była zapatrzona w telefon. Wyprostowałem się, widząc znajomą sylwetkę. Uśmiechnąłem się nieco, gdy pojawił się w wnętrzu i szedł w moją stronę.
– Trochę się nie widzieliśmy. – Zauważyłem.
– Widzieć na szczęście nie. – Mężczyzna zajął wolne miejsce na przeciwko. – W porcie cisza, więc zgaduje, że jednak maczałeś w tym palce.
Wyglądał jak zawsze. Schludny, nieco elegancki wygląd. Czarne włosy zaczesane do tyłu. Spokojny i prawy pan glina. A po godzinach dwulicowy pies na mojej smyczy.
– Oh, Namjoonah. Zaraz tam maczał. – Machnąłem ręką. – Ale całkiem ładna sumka czmychnęła mi spod nosa.
– Jakoś sobie to na pewno odbijesz. Zamówiłeś już coś?
– Tak, dla ciebie też. O, już jest.
Kelner podszedł do nas zostawiając na stoliku dwa kubki kawy.
– Proszę bardzo. – Powiedział z uśmiechem. – Podać coś jeszcze?
– Właściwie to możesz nam przynieść po kawałku jakiegoś dobrego ciasta. – Odparłem.
Mężczyzna skinął głową, wracając za ladę. Po krótkiej chwili przyszedł z dwoma talerzykami czekoladowego ciasta z truskawkami, stawiając je przed nami. Życzył nam smacznego, po czym zostawił nas samych.
– Co tam słychać po jasnej stronie mocy? – Postanowiłem zapytać pierwszy.
– Zapierdziel jak zawsze. – Zaśmiał się sucho. – Jak nie wy to zieloni, a jak nie oni to pojedynczy debile coś wywiną dając nam pracę i najczęściej nadgodziny.
– Znalazłbyś sobie kogoś to może byś przestał tak marudzić. Niedoruchany jesteś.
– Ciekawe kiedy, jak przez większość czasu jestem w pracy. Właściwie w domu to ja tylko śpię.
– Ja mam podobnie i nie narzekam. – Wzruszyłem ramionami.
– Też niedoruchany? – Zaśmiał się krótko spod przymrużonych oczu.
Zamilkłem, mierząc go ostrzegawczym spojrzeniem. Przy okazji kątem oka ponownie zauważyłem jak obsługujący nas wcześniej, a właściwie każdorazowo, gdy tu jesteśmy, kelner co jakiś zerka w naszą stronę.
– Co jest? – Spytał Namjoon, zauważając moje dłuższe zawieszenie wzroku na punkcie za nim.
Odwrócił się, rozglądając po sali. Widziałem jego zaciśniętą szczękę, świetnie zdradzającą jego nagłe spięcie.
– Nic. Czasami mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. – Powiedziałem luźno, kręcąc głową.
Miałem nadzieję, że to kupi. Wolałbym by nie zauważył tego, że domyślam się jego kontaktów z kelnerem Kimem.
– Już takie paranoje łapiesz?
– Raczej wolałbym po prostu by nikt z moich nie wiedział, że trzymam z psem.
Wystarczy, że Taehyung wie i tego nie popiera. Jednak wtyczka w postaci Namjoona nie raz okazała się być przydatna. Znam się z nim równie długo co z Tae.
– O właśnie. – Przypomniało mi się. – Pamiętasz historyka ze średniej? Chyba całkiem dobrze mu się powodzi.
– Pamiętam. Widziałeś się z nim?
– Nie całkiem. Miałem w dłoni jego portfel. – Wyszczerzyłem się rozbawiony. – Przyjemnie gruby.
Starszy westchnął ciężko i zwiesił głowę niczym zawiedziony ojciec. Zaśmiałem się krótko na ten widok. Powinien być już do tego przyzwyczajony.
Przez chwilę powspominaliśmy starsze czasy. Kiedy każdy z nas miał jeszcze jako takie beztroskie dzieciństwo, a raczej nastoletnie lata. Oboje szybko wpadliśmy w brutalną rzeczywistość.
W końcu jednak przyszła pora na to, po co tu przyszliśmy. Interesy.
– Masz coś dla mnie ciekawego. – Spytałem w końcu o sprawę, która mnie najbardziej interesowała.
Po jego minie mogłem wnioskować, że nie ma dla mnie zbyt dobrych wieści.
– Jestem nieco rozczarowany. – Odezwałem się nim on to zrobił.
– To nie jest takie łatwe. Koleś jest jeszcze lepszy od ciebie.
Wiem i to mnie właśnie martwi. Nie wiem czy zadowalało mnie miano drugiego najbardziej poszukiwanego mężczyzny o nieznanych personaliach w Busan. Z drugiej strony zabawnym było patrzeć, jak policja szuka po omacku szefa J-Unit.
– Skoro ty nic dla mnie nie masz to ja również. – Wzruszyłem ramionami.
– Są na ogonie jednego z twoich. – Powiedział szybko.
– Kogo?
Mężczyzna przez chwilę przeglądał coś w telefonie, ostatecznie podsuwając go w moją stronę. Przyjrzałem się osobie na zdjęciu. Ulżyło mi, że to nikt z góry. Był to chłopak, który pracował dla mnie już półtorej roku.
– Tak samo jesteśmy na tropie jednego z Ddeng. – Szepnął.
– Jeśli to taka sama płotka jak mój, to możesz go sobie wsadzić w...
– Koleś ma ksywę Snake.
Wiedziałem o kim mówił. Kilka razy miałem tą nieprzyjemność z nim współpracować.
– Zostawcie go, musicie się dowiedzieć dla kogo pracuje. – Powiedziałem ostro. Najważniejsze było dorwać głowę zielonych. – Mojego może wam podrzucę, tylko muszę się upewnić, że będzie milczał.
– Wiemy jak mamy pracować. – Prychnął.
Rozmowę przerwał dźwięk telefonu. Mojego. Wyciągnąłem urządzenie z kieszeni ukradkiem spoglądając na wyświetlacz.
– Co jest? – Spytałem gburowato.
– Nie mamy kontaktu z V.
Ostatni piątek miesiąca.
– Dzisiaj jest niedostępny. – Uciąłem. – Jakiś problem?
– No... – Słyszałem wahanie w jego głosie. – Poradzimy sobie szefie.
– Gdzie mam się zjawić? – Spytałem wprost.
– Naprawdę nie potrzeba. Sami to ogarniemy.
– Macie pół godziny na ogarnięcie sytuacji. Po tym czasie widzimy się w bazie.
Rozłączyłem się nie mając ochoty słuchać czegokolwiek więcej. Gdy podniosłem wzrok spostrzegłem na sobie uważny wzrok Namjoona.
– Jak będziesz miał coś porządnego to daj znać, wtedy i ty coś ode mnie dostaniesz.
Na stoliku zostawiłem pieniądze za swoje zamówienie, po czym skierowałem się w stronę wyjścia z kawiarni. Na zewnątrz moją twarz od razu przesłoniła maska. Na ulicy panował spory ruch, chodniki były przepełnione młodzieżą, która wcześniej kończyła zajęcia.
Chwilę zajęło mi złapanie taksówki, a następne kilka minut dotarcie na miejsce. Wszedłem do budynku, wygodnie rozsiadając się na środku kanapy. Zamknąłem oczy starając się wyciszyć i skupić myśli.
W końcu moich uszu dobiegł odgłos trzech par butów zmierzających w stronę pomieszczenia, w którym się znajdowałem. Kroki ustały kilka metrów przed kanapą.
– Załatwione? – Spytałem jedynie.
– Tak, szefie.
Skinąłem głową, nie otwierając oczu.
– Nad czym się szef zastanawia?
Otworzyłem oczy spoglądając na trójkę mężczyzn. Wszyscy byli starsi ode mnie. Tak właściwie z najwyższego szczebla to jedynie Lee – łącznik i Bokser – mechanik, byli młodsi ode mnie. Pozostali dostali się tutaj jeszcze za mojego ojca.
– Potrzebujemy nowego źródła dochodów. Chociaż tymczasowo. – Stwierdziłem. – Zaczyna się okres jesienno-zimowy, czyli kasa z narkotyków jak zawsze w tym czasie spadnie. Z haraczy jest marny grosz. Policja coraz bardziej pilnuje portu. Chociaż to i tak przez niego szukałbym nowego źródła.
Coś stałego lub kilkurazowa akcja. Potrzebowaliśmy czegoś jeszcze. A może to ja szukałem dodatkowych wrażeń?
– Ten Japończyk od aut podobno rozszerza biznes. – Odezwał się Enter.
– Zorganizujcie mi w przyszłym miesiącu lot do Tokyo. Postaram się coś załatwić. – Poleciłem. – Jeszcze trochę i zacznie się okres świąteczno-noworocznych bali i imprez. Przypilnujcie, żeby zjawić się na jak największej ilości z nich. Odbijemy sobie trochę na prochach, a i założę się, że znajdą się jakieś bogate dupki, które będą szukały jakiejś nowej szybkiej zabawki.
Śmietanka towarzyska zawsze lubiła bawić się w towarzystwie wszelkich tabletek i proszków. A gdy już się rozluźnią, są dobrymi partnerami do interesów.
W mojej głowie nagle pojawiła się pewna informacja.
– Podobno minister kultury ma się pojawić tutaj na jakiejś imprezce charytatywnej na koniec roku. Chcę wiedzieć o tym wszystko. – Może okazać się on dobrym celem. – Enter, chcę wiedzieć o najciemniejszych ploteczkach dotyczących ministra. Później skupimy się na czymś konkretniejszym.
Jeszcze nigdy nie bawiliśmy się w szantaże. Jednak dobrze mieć jakiegoś asa w rękawie, jeśli okaże się, że pan minister posiada interesującą ciemną stronę, którą zamiata pod dywan.
– V będzie dostępny po dwudziestej drugiej. – Oznajmiłem wstając z fotela. – Do tej godziny ze wszystkim dzwonicie do mnie. Po niej wszystko jest na jego głowie. Jestem wieczorem niedostępny.
Tutaj na dzisiaj wszystko załatwione. Pora przygotować się na wieczorne wyjście.
Jimin
Wróciłem do domu i pierwszym co zrobiłem, było rzucenie torby z sprawdzianami uczniów pod ścianę w salonie. Będzie tam leżała do momentu, aż nie wezmę się za ich sprawdzanie. Jednak to na pewno nie będzie dzisiaj.
Czując wibracje telefonu, wyciągnąłem urządzenia, spoglądając na jego wyświetlacz.
Jeon: O 19 będę po ciebie. Ubierz wygodne buty i coś żebyś nie zmarzł w nocy. Wrócimy późno.
Uśmiechnąłem się szeroko. Czułem się jak nastolatek wyruszający z kumplami na jakąś mało legalną wyprawę. I biorąc pod uwagę ponowne ryzyko awantury z Jihyunem za późny powrót, dużo się nie mylę.
Jak na złość ostatnio przychodzi punktualnie do domu, jakby chciał mi pokazać, że on przychodzi przed dwudziestą pierwszą, tak jak go zawsze o to prosiłem. I teraz to ja mam się dostosować do tych samych warunków.
Różnica jest jednak taka, że on jest moim niepełnoletnim synem, a ja jego dorosłym ojcem. To co wolno mi, a to co wolno jemu nie koniecznie musi się ze sobą pokrywać.
Poza tym on nie raz wracał późno do domu, kilka razu nawet po alkoholu. I mnie można raz na jakiś czas się rozluźnić.
Nie czekając przeszedłem do kuchni nałożyć sobie wczorajszego obiadu. Przy okazji nałożyłem również Hyunowi wiedząc, że zaraz powinien się pojawić przed wieczornym wyjściem. W końcu mieliśmy piątek. Nie było opcji, żeby młodszy spędził wieczór w domu.
Byłem w połowie jedzenia, kiedy drzwi wejściowe się otworzyły. Po chwili w salonie pojawił się Hyunnie. Widząc nałożony dla niego posiłek, przysiadł się do stołu. Oboje jedliśmy w ciszy.
– O której wychodzisz? – Spytałem, odkładając pałeczki na pusty talerz.
– O szóstej. – Odparł wpatrując się w miskę.
– Weź klucz. Może mnie nie być.
Młodszy przestał jeść, podnosząc na mnie wzrok. Starając się nie zwracać uwagi na jego zachowanie, wziąłem brudne naczynia i zaniosłem je do kuchni.
– Gdzie wychodzisz?! – Odezwał się oburzonym tonem.
– Z znajomym na miasto. Nie tylko tobie wolno.
– Znowu spotykasz się z jakąś laską?
– Wyrażaj się ładniej o kobietach. – Zwróciłem mu uwagę. – Poza tym powtarzam ci po raz kolejny, nie spotykam się z żadną kobietą, tylko z kolegą, mężczyzną.
Już nie wiedziałem, jak ja mam mu to wytłumaczyć. Przecież nie miał pięciu lat. Naprawdę łatwiej mu uwierzyć i jednocześnie trudniej znieść, że spotykam się z jakąś kobietą, niż w to, że mogę mieć jakiegoś kolegę?
– To nie jest temat do dyskusji. – Uciąłem rozmowę. – Umyjesz naczynia po obiedzie. – Oznajmiłem zostawiając namoczone talerze w zlewie.
Wyciągnąłem z swojej torby laptopa i usadowiłem się z nim na kanapie. Oparłem urządzenie na kolanach zaraz otwierając najbardziej interesujące mnie foldery, jak również przeglądarkę.
Ostatni raz sprawdziłem rozdział przed opublikowaniem i przekopiowałem go z dokumentu tekstowego na stronę przeglądarki. Później zostanie mi tylko to opublikować, lecz to zostawię sobie na wieczór przed wyjściem.
Aktualnie publikowane opowiadanie miałem w końcu zakończone, czytelnikom zostały cztery rozdziały do końca. Podzielenie Korei na Północ i Południe. Para znająca się jeszcze przed wojną, walcząca o swój związek podczas walki z okupantami, rozdzielona podczas podziału kraju. W dwóch ostatnich rozdziałach, bohaterowie w końcu się zobaczą po latach rozłąki, cały czas żywiąc do siebie to samo gorące uczucie. Happy end.
Ja natomiast mogłem się poświęcić nowemu projektowi. Opuszczamy dwudziesty wiek i wracamy do mojej ulubionej dynastii Joseon.
Przed rozpoczęciem pracy miałem pewien dylemat. Szalony król o nieco mrocznej osobowości i zwykły mieszczanin. Lub mądry i lubiany król oraz drobny złodziejaszek jednocześnie będący przeciw królowi.
Zostałem przy drugiej wersji. Bardzo dobrze było mi się wczuć w postać młodego króla. Miałem nieco trudności z drugą postacią. Mężczyzną na co dzień będący drobnym złodziejaszkiem, mający trochę za uszami, dostający zadanie zgładzić króla.
Oczywiście do ścięcia króla nie miało zamiaru dojść. Prędzej to ryzyko wisiało nad zdrajcą. Jednak władca będzie potrafił dostrzec w nim coś, czego nie widzieli inni, ryzykując przy tym własnym życiem.
Na zmianę pisałem rozdział i dopisywałem kolejne punkty do listy z pomysłami i rozplanowanymi rozdziałami. Palce płynnie poruszały się po wysłużonej klawiaturze. Lubiłem ten moment, kiedy wiedziałem co pisać. Zdawałem sobie sprawę, że w końcu stanę w martwym punkcie między dwoma kluczowymi momentami, musząc je jakoś połączyć.
Spojrzałem na zegarek. Otworzyłem szeroko oczy zaskoczony ujrzaną godziną. Już w pół do siódmej. Miałem pół godziny na ogarnięcie się. Co prawda byłem niemal gotowy, jednak dobrze, że zorientowałem się w porę.
Ale jedna rzecz mi nie pasowała.
– Jihyun, ty nie miałeś wychodzić?! – Odezwałem się, nie zauważając by młodszy wychodził.
– Przełożyli. Niedługo wychodzę.
Wyłączyłem laptopa i poszedłem do swojej sypialni po jakieś ciuchy na przebranie. Postawiłem na jeansy i koszulkę na krótki rękaw. Wezmę ze sobą jeszcze bluzę. Noce już nie są takie ciepłe. Od przyszłego tygodnia zapowiadają długi deszczowy okres.
Po chwili zamknąłem się w łazience. Po szybkim odświeżeniu się wyszedłem i zacząłem szykować się do wyjścia.
Jeon: Jestem pod blokiem
W samą porę. Ubrałem buty i zarzuciłem bluzę. Oczywiście Jihyun stał i obserwował mnie z niezadowoleniem wymalowanym na twarzy.
– Wychodzę. Weź ze sobą klucze. – Poprosiłem. – Nie wracaj za późno.
– A ty o której będziesz? – Spytał sucho.
– Późno.
Wyszedłem z domu. Nie czekałem na windę, zszedłem schodami. Mężczyzna w rzeczywistości czekał pod blokiem z dwoma kubkami w dłoni.
– Hej. Kawa karmelowa dla ciebie. – Powiedział wyciągając w moją stronę dłoń z napojem.
– Dzięki. – Przyjąłem słodki podarek. – Gdzie idziemy?
– Niespodzianka. Ale czeka nas dłuższy spacer.
Ruszyłem za Jungkookiem, który prowadził mnie na północ. Cieszyłem się, że idziemy stroną, z której nie widać nic z okien mojego mieszkania. Założę się, że syn teraz czatuje pod oknami i tylko patrzy czy nie idę z jakąś kobietą.
Jego zachowanie jest naprawdę krzywdzące. Naprawdę nie zasługuje na szczęście, jeżeli znalazłbym je u boku jakiejś innej kobiety niż jego matka?
– Czym się zamartwiasz? – Spytał nagle młodszy.
– Później. – Pokręciłem głową. – Wielkie dzięki za kawę, jest przepyszna.
Akurat nie zdążyłem wypić żadnej po pracy. Normalnie już bym żadnej nie pił by w nocy zasnąć, ale skoro mieliśmy być długo na nogach, bardzo mi się ona przyda.
Nie mogłem domyślić się, gdzie mnie zabiera. Szliśmy przez miasto, powoli sącząc słodki napój.
W międzyczasie spojrzałem na kroczącego obok Jungkooka, który jak zwykle zlewał się z zapadającą nocą. Nie widziałem go chyba w czymś innym niż czarnym. Chociaż nie, raz miał na sobie szare dresy i może z dwa biały T-Shirt.
Poczułem się nieco zakłopotany, gdy młodszy uśmiechnął się zadowolony pod nosem, musząc zauważyć moje przyglądanie mu się. Uciekłem wzrokiem na drogę przed nami.
Nieco zdziwiłem się, gdy zapuszczaliśmy się w coraz mniej zaludnioną część miasta. Puste opakowanie wylądowało w ostatnim mijanym koszu. Nie zapowiadało się byśmy jeszcze jakiś minęli. Przed nami rozciągał się już tylko las.
– To, gdzie idziemy? – Postanowiłem ponownie zapytać.
Jungkook
Zatrzymałem się i uśmiechnąłem lekko.
– Spokojnie. Czy ja ci wyglądam na mordercę, który zaciąga swoje ofiary do lasu, by tam zakończyć ich żywot?
Na pewno nie taki, który morduje w lesie.
Starszy spojrzał na mnie spod przymrużonych oczu, skanując wzrokiem od góry do dołu. Poruszyłem znacząco brwiami, na co Jimin ponownie się speszył.
– Bo poczuję się urażony.
– No dobrze. Daleko będziemy jeszcze iść?
– Widzisz tamto wzgórze? – Pokazałem na wnoszące się drzewa.
Po minie starszego przypuszczałem, że nie takich wędrówek się dzisiaj ze mną spodziewał. Mam nadzieję, że ostatecznie go nie rozczaruję.
Ruszyliśmy dalej przez las. Dawno tutaj nie byłem, jednak nie miałem wahań, którą drogą powinienem iść. Śmiałem się w duchu, słysząc jak starszy co jakiś czas potyka się o wystające korzenie.
– Uważaj pod nogi.
– Mało tu widać. – Burknął.
– Na miejscu będzie lepiej.
– Co to za miejsce? – Dopytywał.
Zaraz sam się o tym przekonasz.
– Uznajmy to za punkt widokowy. Lubiłem tu przychodzić jak byłem nastolatkiem. Nikt nie wiedział o tym miejscu. Mogłem tu pobyć chwilę sam.
– Poczekaj, zgrzałem się.
Zatrzymałem się i spojrzałem za siebie na lekko zdyszanego Jimina. Wchodzenie pod górkę wyraźnie go zmęczyło. Mężczyzna ściągnął z siebie bluzę, zostając jedynie w koszulce na krótki rękaw. Postąpiłem podobnie ściągając z siebie skórzaną kurtkę.
– Trzymaj. – Powiedziałem, rzucając w niego moją kurtką. Złapał ją w ostatniej chwili. – Kto ostatni na górze, ten następnym razem gospodarz. – Rzuciłem i ruszyłem biegiem w górę.
– Co? Ej, czekaj! Nie wiem gdzie biec!
Zwolniłem do truchtu, lecz nie dawałem starszemu się wyprzedzić. Biegłem wskazując drogę. Po krótkiej chwili ujrzałem znajomy budynek. Dobiegłem na miejsce oddychając nieco ciężej i czekając na pojawienie się Jimina.
– To nie fair.
– Tylko troszeczkę. – Puściłem mu oczko.
Zabrałem od niego swoją kurtkę oraz jego bluzę. Obserwowałem jak Jimin przygląda się opuszczonemu dwupiętrowemu budynkowi. Na sto procent nie tego się spodziewał.
– To tutaj? – Spytał niepewnie.
– To miejsce zyskuje przy bliższym poznaniu. – Zapewniłem. – Zamknij oczy, proszę.
Nieco się ociągał, lecz zrobił to o co poprosiłem. Zbliżyłem się do drzwi i w ciągu chwili rozprawiłem się z zamkiem. Wolałem by nie widział z jaką łatwością mi to wychodzi.
– Już. Chodźmy.
Weszliśmy do środka. Mało co było widać. Nie potrzebowałem światła. Wiedziałem, jak dojść do schodów prowadzących na dach.
– Chwyć się mnie. Nie ma tutaj prądu.
Poczułem jak dłonie starszego chwytają moje ramię. Pozwoliłem sobie na uśmiech, który w tym mroku był niewidoczny. Prowadziłem nas powoli w stronę schodów. Na nich również uważałem, by Jimin przez przypadek nie zrobił sobie krzywdy. Brakowało tu poręczy. W takich warunkach nietrudno o wypadek.
Zostały nam ostatnie drzwi do pokonania.
– Zamknij oczy. Nie otwieraj ich, dopóki ci nie powiem.
– I tak nic nie widzę. – Zaprotestował.
– Ale chcę zrobić efekt wow. Zamknąłeś je?
– Tak.
Otworzyłem drzwi i ostrożnie poprowadziłem Jimina na zewnątrz. Zrobiliśmy kilka kroków w głąb dachu. Ustawiłem starszego w odpowiednim kierunku.
– Otwórz oczy. – Szepnąłem, stając za nim.
Przyglądałem się jego reakcji. Jak jego jasnobrązowe oczy najpierw patrzą przed siebie na miasto w oddali, a później przenoszą się na niebo nad nami. Zostawiłem go na chwilę samego, by mógł przetrawić ten widok.
Sam wycofałem się do klatki prowadzącej na dach. Miałem nadzieję, że będący tam koc nie jest w najgorszym stanie. Skrzynia, w której się znajdował, była dosyć szczelna i raczej nie narażona bezpośrednio na deszcz. Mogłem tu przyjść wcześniej i to sprawdzić.
Ucieszyłem się, gdy okazał się on być w dobrym stanie. Ten z wierzchu, jak i kolejny znajdujący się pod nim. Wziąłem oba i rozłożyłem na najczystszym kawałku dachu, by nadal mieć dobry widok na miasto.
– Siadasz? – Spytałem sam zajmując miejsce na kocu.
Jimin w końcu wrócił do rzeczywistości. Obejrzał się za siebie i spojrzał na mnie zaskoczony. On naprawdę się na chwilę wyłączył.
Starszy dołączył do mnie na kocu, nadal zerkając w stronę miasta.
– Niesamowity widok.
– Raz trafiłem na dosyć dużą awarię prądu w mieście. Wtedy dopiero niebo pięknie wyglądało.
– Zaraz, chwila. – Mężczyzna nagle się wyprostował. – Czy to nie jest włamanie?
– Budynek od lat stoi nie użytkowany ani nie strzeżony. Nie masz się o co martwić.
Siedzieliśmy w ciszy, delektując się ciszą i spokojem. Delikatny szum drzew poruszany jesiennym wiatrem był niezwykle kojący. Po czasie położyłem się by móc podziwiać nieliczne gwiazdy widoczne na nocnym niebie.
– Czym się zamartwiasz? – Spytałem, przerywając ciszę.
– Hm?
– Jak szliśmy zauważyłem, że się czymś martwisz.
Początkowo na twarzy Jimina pojawił się słaby uśmiech, a następnie jego mina nieco przygasła.
– Jihyun po moim ostatnim późnym powrocie zrobił mi małą scenę. To z pewnej strony miłe, ale i denerwujące.
– Martwi się o siebie. – Uśmiechnąłem się.
– Wątpię. Po prostu pilnuje bym z nikim się nie spotykał. Bym nie ułożył sobie życia bez jego matki, w przeciwieństwie do niej, o czym on nie ma zielonego pojęcia. – Powiedział z lekkim wyrzutem. – Przepraszam.
– Za co przepraszasz? Jihyun wydaje się być niesprawiedliwy, ale skoro mówisz, że o niczym nie wie, to trochę ciężko mu się dziwić.
– Nie umiem oczernić jej w jego oczach. Za bardzo zabolało go nasze rozstanie. Odwrócił się ode mnie całkowicie, a gdyby jeszcze dowiedział się, że jego matka nie jest tak idealna jak sobie wyobraża, nie zniósł by tego.
– Nie musisz jej zaraz oczerniać...
– Zastałem ją w naszym mieszkaniu, w naszym łóżku z moim przyjacielem. Odeszła ode mnie do niego i razem wychowują ich dziesięcioletnią córkę, a do Hyunniego nie odezwała się od ponad pięciu lat. Jakbym mu tego nie przekazał, wyglądałoby to na oczernianie. A na pewno w jego oczach. Nie potrafię złamać mu serca tymi rewelacjami.
– Twoja ex to suka. – Powiedziałem zaskoczony z kim miał do czynienia.
– A ja nawet pomimo tego wszystkiego nie potrafiłbym jej tak nazwać. – Zaśmiał się smutno.
– Byłeś dla niej za dobry. Jihyun powinien wiedzieć i przede wszystkim nie powinien cię tak traktować. Nie zasłużyłeś na to.
– Przepraszam, że ci się wyżalam.
– Daj spokój, przestań ciągle przepraszać. Kopnęła cię w dupę w chyba jeden z bardziej chamskich sposobów, do swojego pierworodnego się nie odzywa, a on ma jeszcze do ciebie jakieś pretensje?! – Nie umiałem zachować spokoju. – Gówniarz powinien mieć do ciebie więcej szacunku i przestać być ślepo zapatrzony w matkę, która ma go w dupie.
On tylko uśmiechnął się krzywo. Ja na jego miejscu nie dał bym dziecku tak sobie w kaszę dmuchać. Z drugiej strony raczej nie brałbym przykładu ze swojego ojca. Miał dosyć niecodzienne i radykalne metody wychowawcze, chociaż nie raz skuteczne.
– Jak w pracy? – Spytał starszy, zmieniając temat.
Nie zdążyłem odpowiedzieć. Przeszkodził dzwonek mojego telefonu. Burknąłem niezadowolony pod nosem, patrząc na wyświetlacz. Podniosłem się lekko, opierając na przedramieniu.
– Wykrakałeś. – Zaśmiałem się do Parka. – Nie ma mnie. – Odezwałem się, chociaż mogłem zignorować połączenie.
– Mamy problem z...
– V, ciebie wcześniej nie było, a mnie teraz. Robiłem za ciebie robotę, to teraz ty za mnie. Odebrałem tylko dlatego, że ty dzwonisz. Coś jeszcze?
– Nic. – Odparł naburmuszony i rozłączył się.
Jak dzieci. Czy ja nie mogę mieć dnia wolnego? Przyzwyczajeni do ojca, który nie miał własnego życia poza gangiem. A ja nie chciałem takiego życia jak on. Przynajmniej nie dokładnie.
Zmarszczyłem brwi czując wibracje. Rozwinąłem pasek powiadomień.
– Serio, teraz? – Szepnąłem pod nosem.
– Dopiero dostałeś powiadomienie? – Usłyszałem cicho głos Jimina, zaglądającego mi przez ramię.
– Co?
– Co?
Nastąpiła chwila ciszy i zdezorientowania. Patrzeliśmy na siebie w bezruchu, aż w końcu Jimin jako pierwszy uciekł wzrokiem, jakby wcale nie zaglądał mi do telefonu. Chwilę zajęło mi przeanalizowanie w głowie tej sytuacji.
– Albo fon albo aplikacja mi szwankuje i mam zawsze powiadomienia z opóźnieniem. Też to czytasz? – Zapytałem, pomijając kwestie tego czy w ogóle zna tę aplikację.
– Ta. – Odparł przeciągle, nieco zakłopotany.
No to mamy temat do rozmów, ucieszyłem się.
– Jaką masz nazwę użytkownika? Dodam cię do znajomych. Może masz jakieś fajne opowiadania w bibliotece.
Wyraz zakłopotania na jego twarzy powiększył się. Ma coś za uszami. To sprawiło, że moja ciekawość jego profilem wyraźnie wzrosła.
– Nigdy nie mogę zapamiętać. – Wykręcał się od odpowiedzi. – Pokażesz swoją bibliotekę?
Niech mu będzie, chociaż kiedyś do tematu wrócę. Jestem ciekaw co ma do ukrycia.
Przysunąłem się bliżej starszego i zaraz przekazałem mu mój telefon. Obserwowałem, jak przechodzi na mój profil i przegląda moje listy. Przeglądał każdą z nich, dłużej zatrzymując się na moich perełkach. Następnie przeszedł do moich obserwowanych, chociaż tam nie miał co przeglądać, było tam tylko trzech autorów.
– Mam tylko ich, bo oni piszą same perełki. Coś z moich list pokrywa się z twoimi?
– Mhm, w sumie tak.
– Kiedyś mocno lubowałem się w fantastyce, teraz bardziej ciekawią mnie te historyczne. Za dobry z historii nie byłem, więc nie mam pojęcia, ile tam zmyślają z tego co się tam działo i jak się żyło. W sumie nawet mi to obojętne jak opowiadanie jest dobre. – Wzruszyłem ramionami. – Ale czekaj, ty uczysz historii! Też czytasz jakieś historyczne? Jakie gatunki lubisz? – Pytałem zainteresowany. – Bo o to, że gejowskie nie muszę pytać.
Przez chwilę zmierzył mnie karcącym spojrzeniem, a następnie na jego twarzy pojawił się wyraz zastanowienia.
– Najważniejsze, żeby były dobrze napisane i trzymały się kupy. Za fantastyką tak średnio przepadam, ale historyczne lubię. Jakieś dłuższe i zakończone. Za wiele razy przejechałem się, że ktoś w połowie przestaje pisać świetne historie, które same prosiły się o ciąg dalszy.
Jimin
Leżałem wpatrując się w nocne niebo. To jest naprawdę odprężający wypad.
– Wierzysz w przeznaczenie? – Odezwał się młodszy.
– Hm?
– Zawsze zazdroszczę bohaterom w opowiadaniach, gdy czytam, że mają swoją przeznaczoną drugą połówkę. – Kontynuował myśl. – Mieć pewność, że ktoś na ciebie czeka.
– Nie wiem czy zauważyłeś, ale przeważnie takie historie kończą się tragicznie, a przynajmniej nie happy endem. O ile przeznaczeni w ogóle siebie znajdują.
Jungkook obrócił się w moją stronę.
– To złe opowiadania czytasz. – Prychnął. – Ja tam często zazdroszczę życia jakim żyją postacie w opowiadaniach.
– Jest to coś innego, czego my często sami nie przeżyjemy, stąd ta pozorna zazdrość.
– No nie bądź takim nudziarzem. Nie mów mi, że sam nie chciałeś kiedyś przeżyć jakieś niesamowitej przygody. Albo żeby w szkole było tak emocjonująco.
– Oj uwierz wolałbym, żeby w szkołach mniej się działo. – Powiedziałem poważnym tonem.
– Często są jakieś bójki? Albo jakaś para bzyka się w kiblu?
– Pierwsze to raz na miesiąc co najmniej, a drugie raz na rok. – Podsumowałem. – Wolałbym natomiast z tego powodu nie odwiedzać gabinetu dyrektora w szkole syna.
– Z powodu bzykania się w kiblu? – Spytał prowokująco, śmiejąc się.
– Nie! Bójek... – Westchnąłem. – Która godzina?
– Nie wiem. Coś po drugiej.
– Wracajmy powoli. Mam nadzieję, że Jihyun jest już w domu.
A z drugiej strony, jeśli go nie ma, to przynajmniej znowu nie zrobi mi sceny, że późno wracam. Obawiam się tego, że wrócił wcześniej niż zawsze i tylko czeka na mój powrót. Mój mały potwór.
Spojrzałem w bok, czekając na odpowiedź Jungkooka. On tylko patrzał na mnie w milczeniu. Przełknąłem ciężko ślinę, czując się jakoś niezręcznie w obecnej sytuacji. Skarciłem się za to, że mój wzrok na ułamek sekundy skierował się na jego usta.
– Idźmy. – Odezwał się młodszy szeptem, przerywając tą dziwną sytuację.
Podnieśliśmy się z koca. Jungkook złożył go i schował do skrzyni. Weszliśmy do wnętrza opuszczonego budynku. W środku panowały oślepiające ciemności. Po sekundzie straciłem młodszego z oczu. Brudne okna nie przepuszczały światła z zewnątrz.
– Nic nie widzę. – Mruknąłem, nie widząc jak iść. – Czekaj, włączę sobie latarkę.
– Oj, chodź. – Usłyszałem jego głos blisko mnie. Zaraz poczułem jak chwyta moją dłoń. – Podnoś wysoko nogi, żebyś się nie potknął. – Powiedział, zaczynając mnie prowadzić.
Starałem się o nic nie przewrócić. Jednocześnie ciepło dłoni starszego było strasznie dekoncentrujące. Ostatecznie wyszliśmy z budynku. Moją pustą dłoń owiało chłodne nocne powietrze.
Założyliśmy na siebie wierzchnie odzienie, by nieco osłonić się przed delikatnym wiatrem. Spokojnym tempem ruszyliśmy w stronę miasta. Czekał nas do pokonania spory kawałek. W pierwszą stronę część leśnej drogi pokonaliśmy biegiem.
Trzymałem się blisko młodszego, nie chcąc się zgubić. Ostatnią rzeczą jaką bym chciał, to zostać samemu w lesie w samym środku nocy.
Droga powrotna do domu jak zawsze minęła w zastraszająco szybkim tempie. Idąc, patrzałem na okna swojego mieszkania. Było w nich ciemno, co napawało mnie nadzieją.
– Mam nadzieję, że tym razem syn nie zrobi ci awantury. – Powiedział Jeon, zatrzymując się pod moimi drzwiami.
– Też mam taką nadzieję. – Westchnąłem.
– Jeśli znowu będzie ci prawił kazania, to chyba będę musiał sobie z nim poważnie porozmawiać.
Zaśmiałem się, bo zabrzmiało to w pewien sposób uroczo.
– Dzięki za ten wypad. Wspaniałe widoki.
– Nie ma za co. – Puścił mi oczko. – Pamiętaj, że następnym razem u ciebie. Liczę na jakiś dobry film.
– Jasne. Dobranoc.
Pożegnaliśmy się i rozeszliśmy. On schodami zbiegł w dół, a ja zamknąłem się w swoim mieszkaniu. Ściągnąłem z siebie bluzę oraz buty i skierowałem się do swojej sypialni.
Gdy mijałem salon, lampka koło kanapy nagle się zapaliła. Spojrzałem w bok nie wierząc własnym oczom. Naprawdę potrzebował zrobić aż taką scenę? Ciekawe jak długo tu na mnie czekał.
– Nie chcę słyszeć ani słowa. – Odezwałem się jako pierwszy.
– Tak? A ja nie chcę...
– Powiedziałem, że nie chcę słyszeć ani słowa. – Przerwałem mu.
Zamknąłem się w sypialni, nie chcąc tego słuchać. Jego słowa naprawdę mnie raniły. Naprawdę nie mogę mieć znajomych? Nie mogę mieć własnego życia?
_________________________________________
Na razie nieco skupimy się na rozwinięciu znajomości naszych Jikooków. Ale coś nasz młody Park nie może przeboleć, że jego ojciec zaczął mieć jakieś życie osobiste/towarzyskie.
Poza tym uwielbiam czytać wasze przypuszczenia co do nadchodzących wydarzeń i aż ciężko mi usiedzieć w ciszy, gdy czasami jesteście tak blisko prawdy <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top