Rozdział 37
Jihyun
Cieszyłem się z powrotu do domu. Tęskniłem za Jinwoo i tatą. Dostając się już do więzienia w mieście nie miałem zamiaru nigdzie wyjeżdżać. Nie widziałem powodu dla którego mogliby mnie chcieć gdzieś przenieść, więc dopóki sam z Woo nie zechcę gdzieś wyjechać to mam nadzieję, że będę pracował w Busan.
Ja miałem wolne, młodszy był na uczelni, a tata powinien zaraz kończyć pracę. Nie mając nic ciekawego w planach postanowiłem odwiedzić swojego staruszka. Na pewno ucieszy się, gdy zrobię mu niezapowiedzianą wizytę.
Przebrałem się i wyszedłem z domu. Autobusem skierowałem się pod placówkę, w której uczył. Zbyt oczywistym wyborem byłby dom. Znałem godziny, o których kończył pracę, więc mogłem na niego poczekać przed szkołą.
Po kilkunastu minutach byłem już na miejscu. Droga powrotna do domu zajmie nam na pewno więcej czasu ze względu na popołudniowe korki.
Słyszałem rozlegający się w budynku dzwonek. Widziałem uczniów opuszczających z ulgą teren szkoły. Przyglądałem się im z pewną nostalgią. Czasy szkoły może nie były najlepszymi w moim życiu, jednak miały w sobie pewien urok. W końcu to w szkole średniej poznaliśmy się z Jinwoo.
Ponownie rozbrzmiał dzwonek wołających młodzież na kolejną lekcję. Mijały minuty, a ojciec nadal się nie pojawił. Udałem się w stronę parkingu, sprawdzić czy jego auto na pewno nadal tam stoi. Wysłużony samochód stał i czekał na swojego właściciela.
Zmarszczyłem brwi nie mogąc wymyśleć przyczyny tak długiej nieobecności. Czyżby miał jakieś zastępstwo?
Wszedłem do środka postanawiając zajrzeć do pokoju nauczycielskiego. Może jeszcze tam jest, albo ktoś w nim odpowie mi, gdzie mogę go znaleźć.
Zapukałem do ciemnych wysłużonych drzwi. Otworzyła mi częściowo znana kobieta.
– Dzień dobry. Gdzie mogę znaleźć Park Jimina? – Spytałem uprzejmie.
Nauczycielka przyglądała mi się spod zmarszczonych brwi, nagle jakby doznając olśnienia.
– Ty nie jesteś synem Jimina?
– Tak. – Uśmiechnąłem się.
Tata niemal od zawsze uczył w jednej szkole. Mimo że nie uczęszczałem do tej placówki, to kilkoro nauczycieli na pewno kojarzy mnie z opowieści ojca i doskonale wie co kiedyś wyprawiałem.
– Nic nie wiesz? – Spytała zdziwiona co zasiało we mnie ziarno niepewności i strachu. – Jimina zabrało pogotowie.
– Co?!
– Twój tata zasłabł podczas zajęć. – Wyjaśniła.
– Do którego szpitala go zabrali?
Po uzyskaniu odpowiedzi szybko wyszedłem ze szkoły. Złapałem taksówkę, denerwując się za każdym razem, gdy zatrzymywało nas czerwone światło. W głowie już snułem najróżniejsze teorie w duszy pragnąć, żeby tacie nic nie było.
Dlaczego do mnie nie zadzwonił?
Dojechaliśmy na miejsce. Zapłaciłem taksówkarzowi po czym pognałem do środka. Zaraz zacząłem wypytywać o to, gdzie mogę znaleźć ojca. Na szczęście pielęgniarki szybko potrafiły udzielić mi odpowiedzi. Podziękowałem, po czym udałem się na odpowiednie piętro.
Trafiając pod odpowiednią salę serce waliło mi jak oszalałe. Zapukałem i wszedłem do środka. Od razu wzrokiem zacząłem szukać taty. Leżał na ostatnim łóżku pod oknem. Uśmiechnął się, gdy mnie zobaczył, lecz widać było, że nie spodziewał się mnie tu tak szybko.
– Jak się czujesz? – Spytałem zaraz po dotarciu do niego.
– Dobrze. – Odpowiedział tak jak się tego spodziewałem.
– Pytam jak się naprawdę czujesz. – Powiedziałem poważniejszym tonem.
– Spędzę tutaj kilka dni. – Przyznał w końcu.
Zaniepokoiło mnie to, lecz nadal żywiłem nadzieję, że to nic poważnego, a jedynie chcą mieć pewność co do jego stanu. Coś w tyle głowy jednak nie chciało do końca w to uwierzyć. Dobrze wiedziałem, że jednak mężczyźni w naszej rodzinie nie cieszą się najlepszy zdrowiem. Tata już wykazywał problemy z ciśnieniem.
Mam nadzieję, że badał się regularnie. Czułem pewne wyrzuty sumienia, ponieważ dawno go o to nie spytałem, nie sprawdzałem jak się czuje. Nie mam pojęcia co się działo podczas mojego wyjazdu. Będę musiał podpytać o to Jinwoo, lecz wątpię by mój tata się mu zwierzył z takich rzeczy czy chociażby pokazał, jeśli coś się działo. Jak zwykle udawał twardego.
– Przyniosę ci później kilka rzeczy z domu. – Zaproponowałem. – Potrzebujesz teraz czegoś?
– Nie. Przepraszam, że się o mnie martwiłeś.
– Nie przepraszaj. Myślałeś, że tylko ty masz monopol na martwienie się o innych. – Oburzyłem się. – Będzie dobrze. Na pewno to nic poważnego.
Tata uśmiechnął się niezbyt przekonująco. Możliwe, że po prostu był w ponurym nastroju albo już wiedział o czymś o czym ja nie miałem pojęcia.
– Nie powinienem wyjeżdżać. – Szepnąłem czując dręczące mnie poczucie winy.
– Nie mów tak. Udało ci się dostać wymarzoną pracę. Nawet nie wiesz jak się cieszę. – Nieco się ożywił.
– Ale nie mogłem być przy tobie. Wiesz coś o czym ja nie wiem, prawda? Jesteś na coś chory, wiesz co ci jest?
– Hyunnie, każdy z nas ma własne życie. I tak się cieszę, że pamiętasz o mnie i często mogę cię usłyszeć.
Każde z nas chciało na swój sposób pocieszyć drugiego.
– Zadzwoń do mnie jak już będziesz miał wyniki. – Zakładałem, że już był na jakiś badaniach. – Jak będziesz cokolwiek wiedział.
– Dobrze.
– I tak będę tu codziennie przychodził. Przed lub po pracy. Nie opędzisz się ode mnie.
– Nie przesadzaj. Posiedź trochę z Jinwoo. Pewnie jeszcze się tobą nie nacieszył po powrocie.
– O niego się nie bój. – Zapewniłem go z uśmiechem.
Teraz jednak chciałem zatroszczyć się o niego. Chciałem by jak najszybciej wrócił do domu.
Zmieniliśmy temat rozmów. Wypytałem też go co będzie potrzebował z domowych rzeczy. Dzisiaj jeszcze raz do niego zajrzę by zostawić mu torbę.
Nieco oprzytomniałem słysząc dzwoniący telefon. Jinwoo. Spojrzałem na godzinę. Późno już. Z tego wszystkiego nawet do niego nie zadzwoniłem, nie powiedziałem mu co się stało, gdzie jestem.
– Jinwoo? – Spytał tata. – Wracaj już do domu. Poradzę sobie.
– Przyniosę ci dzisiaj jeszcze rzeczy. – Powiedziałem wstając z krzesła. – Do zobaczenia.
Pożegnalimy się, ukłoniłem się jeszcze pozostałym osobom, po czym opuściłem salę. Dopiero teraz odebrałem telefon, wcześniej nie chcąc robić zamieszania.
– Gdzie jesteś? – Spytał niepewnie. – Myślałem, że dzisiaj masz wolne i...
– Przepraszam cię, już wracam. – Przerwałem mu. – Tata jest w szpitalu.
– Co?! Wszystko z nim w porządku? Nic mu nie jest? Co się stało? – Zalała mnie fala pytań.
– Opowiem ci jak wrócę do domu.
Zakończyliśmy rozmowę. Opuściłem budynek szpitala kierując się w stronę ulicy. Złapałem taksówkę do domu w duszy nadal czując niepokój o stan taty.
Będąc w domu nie zdążyłem jeszcze ściągnąć butów, a Woo ponownie zaatakował mnie serią pytań. Sam mimo wszystko za dużo nie wiedziałem, lecz starałem się w miarę możliwości odpowiedzieć na nie.
Dzisiaj już nie chciał mojego taty męczyć, lecz powiedział, że jutro idzie ze mną na odwiedziny. Wiedziałem, że na pewno się ucieszy, gdy go zobaczy.
Porozmawialiśmy chwilę, zjedliśmy wspólnie późny obiad i udałem się do mojego starego domu by spakować torbę do szpitala. Nie za bardzo wiedziałem czego będzie potrzebował, więc zabrałem ładowarkę do telefonu, laptopa, szczoteczkę do zębów oraz jakiś żel pod prysznic, kilka par czystej bielizny oraz jakieś luźniejsze ciuchy na zmianę.
Droga do szpitala minęła bardzo szybko. Ulice były niemal puste w porównaniu z popołudniowymi korkami.
– Naprawdę ci dziękuję. – Powiedział, gdy dostał torbę w swoje ręce.
– Nie ma za co. – Odparłem szczerze. – Woo oczywiście życzy szybkiego powrotu do zdrowia. Jutro najprawdopodobniej przyjdzie cię odwiedzić.
– Podziękuj mu ode mnie. Hyunnie... – Zaczął niepewnie. – Wątpię, żeby do tego czasu mnie wypuścili, a w czwartek jest kolejna rocznica...
– Pójdę do kaplicy. – Odparłem.
Nie wspominaliśmy już o nim, każdy udaje jakby nigdy nie istniał. Jednak wiedziałem, że tata co roku w rocznicę śmierci idzie do kaplicy, cały czas o nim pamiętając. A przynajmniej na pewno w ten dzień roku, nie wiem czy robił to częściej.
Seonggwan
Leżałem starając się brać głębokie wdechy i zapanować nad bólem. Nie wiedziałem, która godzina. Telefon leżał za daleko, a nie miałem wystarczająco siły by wstać.
Wypuściłem z świstem powietrze słysząc pukanie do drzwi. Zastanawiałem się kogo do mnie przywiało. Chyba naprawdę muszę zwlec się z łóżka.
– Pani Shim! Panie Shim, wszystko w porządku?!
To tylko Chaerok. Mogłem się domyśleć, że skoro mnie połamało to ten gówniarz musi się tu zjawić. Ma jakiś czujnik czy zamontowaną jakąś ukrytą kamerę?
Zastanawiałem się czy warto było wstawać. Czego mógł ode mnie chcieć? Pukanie nie ustawało. Powoli zacząłem podnosić się do pozycji siedzącej, następnie ostrożnie zacząłem przenosić swoje nogi na podłogę. Długo nie mogłem się zmusić do wstania. Bałem się tego.
Zaskoczony podniosłem wzrok, słysząc pukanie w szybę. No co za niewychowany gówniarz! Żeby zaglądać komuś przez okna do domu.
– Panie Shim, wszystko w porządku?! – Krzyczał zmartwiony.
Machnąłem ręką w jego stronę żeby odszedł. On jednak nie odpuszczał.
– Proszę mi otworzyć!
Przez chwilę jeszcze stał pod oknem, w końcu znikając. Wątpiłem jednak w to by sobie poszedł. Zgodnie z przypuszczeniami zaraz usłyszałem pukanie do drzwi.
Zebrałem w sobie wszystkie siły i wstałem. Zakręciło mi się w głowie, kiedy obciążyłem lewą nogę. Bezużyteczne kolano. Niemal podskakując na jednej nodze po czasie udało mi się dotrzeć pod wejście.
– Czego chcesz? – Burknąłem widząc przed sobą chłopaka.
– Widziałem, że kury jeszcze nie wypuszczone. Zmartwiłem się, że się panu coś stało.
Prychnąłem pod nosem. To wszystko dlatego, że rano nie wypuściłem drobiu na dwór? Moje życie chyba za bardzo wpadło w rutynę, a ten gnoje za dobrze ja znał.
– Ostatnio widziałem, że pan utyka na jedną nogę. Coś się stało?
– Nic. Stare kości już są coraz bardziej bezużyteczne. – Machnąłem ręką. – Wracaj co domu.
– Może pan w ogóle na niej stanąć? – Spytał, zauważając jak całkowicie odciążam nogę. – Na pewno dobrze się pan czuje? Sądzę, że powinien zobaczyć to lekarz. Zawiozę pana do szpitala.
– Nie ma mowy, nigdzie nie jadę. – Odparłem twardo.
– Dlaczego pan tak wzbrania się przed lekarzami?
Wyuczona niechęć.
– Przejdzie. Łyknę proszki przeciwbólowe i będę mógł wrócić do roboty.
– Jak długo się już pan nimi faszeruje? – Spytał niepewnie.
Obrzuciłem go nieprzyjemnym spojrzeniem. Za dużo się o mnie martwisz. Nie powinieneś.
– Zaparkuję bliżej i zabieram pana do lekarza.
– Nigdzie nie jadę. – Stawiałem na swoim.
Wyciągnął ręce w moją stronę. Odsunąłem się do tyłu, lecz o mało co się nie przewróciłem, nie mogąc stanąć na lewej nodze. Zakląłem, kiedy moje ciało przeszła fala bólu mająca swój początek w kolanie.
– Zaciągnę tam pana chociażby siłą. – Odparł twardo. – Zaraz wracam.
Chłopak zniknął, a ja ponownie zakląłem. Wątpiłem, żebym w tym stanie mógł skutecznie mu się opierać, a młody jest uparty jak osioł.
Powoli skierowałem się z powrotem w stronę sypialni. Ledwo tam dotarłem, a chłopak zjawił się z powrotem.
– Dasz mi się ubrać czy czekasz aż zobaczysz moją gołą dupę? – Warknąłem w jego stronę.
– Proszę zawołać jak będzie pan gotowy. Pomogę panu dojść do samochodu.
Zostawił mnie samego. Nie spiesząc się zacząłem się przepierać. Robiłem to powoli i ostrożnie by zminimalizować ból.
– Jadł pan coś?! – Usłyszałem jego głos z wnętrza domu.
– Zostaw mnie już w spokoju!
Dokończyłem się ubierać. Otworzyłem drzwi wychodząc z sypialni. Widziałem jak Chaerok czeka na mnie z niewielkim śniadaniem.
– Będzie pan mógł zjeść w czasie drogi. Spakowałem już wodę.
Gówniarz pomyślał o wszystkim.
Podszedł do mnie i chwycił mnie pod ramię. Początkowo mu się wyrwałem, lecz on zaraz do mnie z powrotem dostąpił. Nie odpychałem go więcej. Mimo wszystko znacznie łatwiej mi się szło z jego pomocą, chociaż nieco godziło to w moją dumę.
Dałem mu się zaprowadzić i wsadzić do samochodu.
– Powie mi pan, co panu jest? – Zagadnął po chwili jazdy.
– A jak myślisz? – Odparłem.
On tylko ciężko westchnął, dobrze interpretując moją odpowiedź. Przemierzali drogę w ciszy. Siedziałem i starałem się zapanować jakoś nad bólem. Nie raz w życiu dostawało się ostry wpierdziel na mieście, lecz to było dawno temu. Od długiego czasu moje życie było tak spokojne, że niespodziewany przypływ boleści był ciężki do wytrzymania. Odzwyczaiłem się od tego.
Gdy dotarli na miejsce znowu byłem zdany na pomoc chłopaka. Przede mną była mała kolejka oczekujących na przyjęcie, więc chwilę będę musiał poczekać. Jednocześnie uświadomiłem sobie, że nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem w szpitalu. Od pierwszej pomocy i nie tylko jej miałem swoich ludzi. Obecna sytuacja była dla mnie bardzo niekomfortowa.
W końcu zostałem przyjęty. Po wysłuchaniu moich dolegliwości i podejrzenia źródła bólu zostałem wysłany na prześwietlenie nogi oraz podano mi mocniejsze środki przeciwbólowe.
Najpierw jedna kolejka, później kolejna. Tempo było całkiem przyzwoite, a już znikomy ból całkiem znośny. Czułem pewną ulgę, gdy rozdzielono mnie z Chaerokiem. Jego zaniepokojony wzrok skierowany w moją stronę był dosyć uciążliwy.
Chociaż długo nie musiałem czekać na wyniki, a przynajmniej na ich część. Wzrok lekarza oglądający moje prześwietlenie nie zdawał się zwiastować niczego dobrego. Starszy mężczyzna marszczył brwi wpatrując się w ekran.
– Nie ma pan żadnej historii leczenia.
– Jakoś udawało mi się unikać szpitali. – Odparłem luźno.
– Miał pan kiedyś jakiś wypadek? – Spytał przenosząc na mnie wzrok.
– Samochodowy? Nie.
– Nie koniecznie samochodowy. Tak czy inaczej ma pan liczne ślady starych pęknięć i złamań. W dużym uproszczeniu pana kość piszczelowa i strzałkowa jest w kiepskim stanie, już nawet nie wspominając o stawie kolanowym. – Oznajmił z grymasem. – Ma pan tam stan zapalny, który oddziałuje na cały organizm. Poza zajęciem się nim zalecałbym również operację, jeśli chce pan jeszcze korzystać z tej nogi.
– Zaleca pan, ale nie nie muszę. – Zauważyłem.
– Oczywiście decyzja należy do pana. Nie mogę pana do niczego zmusić. – Wyprostował się na krześle. – Jednak naprawdę, dla pana dobra, zalecałbym tę operację i to jak najszybciej.
Jeszcze przez chwilę lekarz próbował namówić mnie na operację przy okazji tłumacząc na czym by ona polegała oraz jak wyglądałaby późniejsza rehabilitacja i powrót do zdrowia. Słuchałem go, lecz wiedziałem jaką dam mu odpowiedź.
– Zostawimy pana jeszcze chwilę. Pielęgniarki niedługo przyjdą podać leki, które powinny się zająć stanem zapalnym. – Oznajmił zamykając teczkę. – Jakby zmienił pan zdanie, proszę zadzwonić. Znajdziemy dla pana najszybszy wolny termin.
– Dziękuję. – Rzuciłem luźno, przyjmując wizytówkę i zaraz odkładając ją na szafkę obok.
W końcu chwila spokoju. Dosłownie chwila, ponieważ zaraz oczywiście pojawił się ten młody gnojek. Trochę w duchu liczyłem, że będzie na mnie czekał przed szpitalem, po czym odwiezie mnie do domu i bez żadnych pytań sobie pojedzie. Moje niedoczekanie.
– Panie Shim, jak się pan czuje?
– Lepiej. – Odparłem zgodnie z prawdą.
– Lekarz nie chciał mi niczego powiedzieć, ale... Nie jest pan ubezpieczony?
– Nie. – Wzruszyłem ramionami.
– Wspominał o jakimś zabiegu...
– Ty się gówniarzu niczym nie przejmuj. Nie mam ochoty, ale chyba będę musiał się na niego zgodzić.
Jednak chciałem dać sobie jeszcze trochę czasu do namysłu.
– Na pewno będzie sporo kosztował. Jeśli potrzebuje pan...
– Chaerok, nie rozśmieszaj mnie. – Prychnąłem. – Nie potrzebuję od ciebie żadnych pieniędzy. Jestem w stanie pokryć wszystkie koszty. Nie uśmiecha mi się to jedynie ze względu, że nie lubię szpitali i przez jakiś czas będę nieco ograniczony ruchowo.
Jednak wyeliminuje sytuacje, w której ból jak dzisiaj powróci. Patrzałem na niego i widziałem pewnego rodzaju zmieszanie. Jakby bał się, że się rozmyślę i nie dojdzie do operacji. Nie rozumiałem, dlaczego tak mu na tym zależy. Dlaczego się mnie tak uczepił?
– Dobra, dość tego leżenia. Pora wracać do domu.
– Co?
– Słyszałeś. – Zacząłem podnosić się z szpitalnego łóżka. – Zbieramy się.
– Ale...
– Powiedziałem, że się zastanowię. – Przerwałem mu. – Ale dzisiejszą noc na pewno spędzam w domu.
Spędziłem tu wystarczająco dużo czasu. Może zadzwonię za dwa dni, żeby się umówić na ten zabieg.
Wstałem z łóżka i zaraz zacząłem szukać kogoś, żeby uregulować swój rachunek za dzisiaj. Odkąd tu jestem dziwnie się czuję. Nienawidzę szpitali.
– Proszę zaczekać!
– Odwal się gówniarzu! – Warknąłem chociaż wiedziałem, że jestem na niego zdany w kwesti dojazdu do domu.
Chociaż nie. Przecież mogę tam dojechać taksówką. Może zapłacę więcej niż trzeba, ale przynajmniej dotrę do domu w ciszy i spokoju.
Jihyun
Włożyłem telefon do kieszeni.
– Jedziesz ze mną? – Spytałem młodszego.
– Nie. Dzisiaj jedź sam. Jutro i tak go wypisują.
– Tak. Wraca dopiero w przyszłym tygodniu.
– Odwiedzimy go w weekend. – Zaproponował na co od razu się zgodziłem.
Zabrałem ze sobą jeszcze portfel po czym wyszedłem z mieszkania. Podróż taksówką do szpitala minęła mi bardzo szybko. Popołudniowe godziny szczytu już minęły.
Zbliżałem się do budynku szpitala. Cieszyłem się, że od jutra nie będę musiał już tu przychodzić. Bynajmniej do czasu. Jutro zabiorę stąd tatę i będzie mógł odpocząć trochę w domu. Pobyty w takich miejscach zawsze męczą, nawet jeśli mają one nam zapewnić powrót do zdrowia. Dom to jednak dom.
Szedłem korytarzem, na którym kręciło się całkiem sporo osób. Większość kierowała się w stronę wyjścia, chcąc opuścić budynek.
– Proszę zaczekać. – Mimowolnie usłyszałem głos mijającego mnie chłopaka, który próbował dogonić jakiegoś mężczyznę.
– Odwal się gówniarzu. – Dostał jedynie w odpowiedzi.
Jednak ton, głos, jak i same słowa... To wszystko razem było tak bardzo znajome, że nie mogłem nie zwrócić na to uwagi. Miałem wrażenie jakbym cofnął się w czasie i sam właśnie miał dostać burę od...
– Wujek Jeon? – Powiedziałem to na tyle głośno by inni w pobliżu mogli to usłyszeć.
Stałem odwrócony i patrzałem jak wysoki mężczyzna zatrzymuje się, co tylko nakręcało przypuszczenia w mojej głowie. Czekałem aż się odwróci, aż zobaczę jego twarz. To jednak się nie wydarzyło. Stał w miejscu, a chłopak obok niego wydawał się być zdziwiony jego zachowaniem.
– Panie Shim, wszystko w porządku? – Stanął bardziej w polu widzenia mężczyzny.
– Wujku? – Odezwałem się z niedowierzaniem, ignorując to jak zwracał się do niego ten młodziak.
W końcu się odwrócił. Spojrzał w moją stronę szeroko otwartymi oczami, blady jak ściana. Wyglądał inaczej, jednak... To był on. Wszędzie bym go poznał.
Serce waliło mi jak oszalałe. Miałem wrażenie, że śnię, jednocześnie czując się tak bardzo trzeźwym. To naprawdę się dzieje?
– Chyba mnie z kimś pomyliłeś. – Mruknął cicho.
Jungkook odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia. Zacząłem panikować, nie chcąc stracić takiej okazji do kontaktu z nim. Wiedziałem, że próby zatrzymania go spełzną na niczym, a jedynie zwrócą uwagę innych. Spojrzałem na chłopaka, który był z nim. W nim cała nadzieja.
Szybko wyciągnąłem kawałek kartki z kieszeni kurtki wraz z długopisem, bazgrząc na szybko swój numer telefonu. Szybko wręczyłem ją chłopakowi.
– Proszę cię. Zadzwoń później do mnie.
Nadal wyglądał na nieco zdziwionego, lecz nieznacznie pokiwał głową. Odszedł próbując dogonić Jungkooka, który właśnie nierównym opuszczał budynek szpitala.
Jimin
Naprawdę cieszyłem się, że jutro stąd wychodzę. Nudziłem się tu niemiłosiernie. Poza tym sam fakt pobytu w szpitalu wpływał na moje samopoczucie negatywnie. Chciałem już wrócić do domu.
Znudzony patrzałem przez okno. Nad miastem zbierały się chmury. Ludzie wchodzili i wychodzili z szpitala. Część czekała na taksówkę, część kierowała się na przystanek autobusowy, a inni odchodzili na pieszo.
Przez chwilę przyglądałem się dwójce szarpiących się mężczyzn zmierzających w stronę parkingu. Ostatecznie oboje odeszli razem, wsiadając do jednego samochodu. Później jakaś kobieta witała się wylewnie z przybyłym po nią mężczyzną. Niedaleko para staruszków szła razem, najprawdopodobniej do domu, trzymając się pod rękę.
Słysząc pukanie do drzwi wyprostowałem się nieco. Uśmiechnąłem się widząc syna.
– Cześć tato, jak cię czujesz?
– Dobrze. – O wiele lepiej niż gdy ty przybyłem. – Co u ciebie i Jinwoo?
– Woo nie chciał cię już dzisiaj męczyć, ale odwiedzimy cię w weekend.
– Przyjdźcie na obiad. Przygotuję coś dobrego.
– Tato, nie przemęczaj się. Miałeś się oszczędzać przed zabiegiem. – Zwrócił mi uwagę.
– Hyunnie, nie przesadzaj. To tylko przygotowanie obiadu. Przecież nie będę przez cały czas leżał w łóżku. Chodzę, nie umieram.
Wywrócił oczami, siadając przy mnie. Przez chwilę przyglądałem mu się uważniej. Coś w jego wyglądzie nieco mnie niepokoiło. Nie potrafiłem tylko powiedzieć co dokładnie było tego powodem.
– Jihyun, wszystko w porządku?
– Co? Tak. Czemu pytasz? – Wydawał się być zdziwiony moim pytaniem.
– Sam nie wiem, ale wyglądasz jakbyś się czymś martwił.
Poruszył się niespokojnie, jakby zaniepokoił go fakt, że coś zauważyłem. Przez pewien czas nie otrzymywałem odpowiedzi, jak gdyby zastanawiał się czy powiedzieć mi prawdę.
– To nic takiego. Kolega mi się dzisiaj z czegoś zwierzył i jakoś trochę siedzi mi to w głowie. To dosyć skomplikowana sytuacja.
– Na pewno wszystko będzie dobrze. – Chciałem go nieco pocieszyć.
– Taką mam nadzieję. – Westchnął ciężko.
Jednocześnie podskoczył i gorączkowo wyciągnął telefon, gdy otrzymał esemesa. Zaraz na jego twarzy pojawił się wyraz rozczarowania.
– Przepraszam, czekam na jeden telefon. – Wyjaśnił.
Wydawał się czymś przytłoczonym. Mam nadzieję, że wszystko będzie miało dobre zakończenie. Uśmiechnąłem się do niego by nieco podnieść go na duchu.
Seonggwan
Ostatecznie wsiadłem do jego samochodu, chociaż nie wiele brakowało bym wziął taksówkę. Jechaliśmy początkowo w milczeniu. Wpatrywałem się w drogę przed nami. Miałem nadzieję, że młodszy się nie odezwie, jednocześnie wiedząc, że jest to nierealne.
– Kto to był.
– Mówiłem ci, że nie wiem. – Odparłem.
– Inaczej pana nazwał.
– Mówię ci przecież, że musiał mnie z kimś pomylić! – Podniosłem głos.
– Nie zachowuję się pan, jakby to był nikt.
– Jak nie przestaniesz to wysiądę.
– Ciekawe jak. – Prychnął. – Nie mamy już żadnych świateł na drodze, nie mam powodu się zatrzymywać.
– A ty myślisz, że ja nie wysiądę z jadącego samochodu. – Prychnąłem patrząc na niego.
Jego wzrok na chwilę oderwał się od drogi by spojrzeć na mnie. Chyba zrozumiał, że nie żartowałem. Takim zachowaniem może nie sprawiałem, że moje wypowiedzi są bardziej wiarygodne. Nie obchodziło mnie to. Dla Shima Seonggwanna Jihyun był kimś obcym, nieznajomym.
Byłem w szoku, lecz Chaerok nie odezwał się już ani słowem. Wątpiłem jednak żeby przestał o tym myśleć. Wiedziałem, że teraz będzie to zaprzątać jego głowę. Miałem tylko, że mojej nie. To także było złudne marzenie.
Nie pozwoliłem chłopakowi wejść do mojego domu. Pogoniłem go. Chciałem zostać sam.
I jak ja mam teraz zgodzić się na ten zabieg. Wiedziałem, że wizyta w Busan to kiepski pomysł, a już w ogóle szpitale to niczego dobrego nie przynoszą.
Jihyun W ciągu tak krótkiej chwili mogłem zauważyć jak bardzo wydoroślał. Tylko co on tam robił? Kogo odwiedzał? Jimina? A może po prostu sam szedł na jakąś kontrolę? Chociaż wewnętrznie czułem, że opcja z jego ojcem była bardziej prawdopodobna. Coś mu się stało?
Jungkook, przestań o tym myśleć. Kurwa! Nie Jungkook, Seonggwan!
– Aaaa!
________________________________________
Prawie, prawie... Ale jednak nie. Nie mogę wam tak łatwo dać spotkania Jikooków. Jeśli w ogóle ono ma nastąpić 😈
Co teraz będzie? Zrobiło się małe zamieszanie. Lepiej żeby się spotkali, czy po tych wszystkich altach lepiej żeby zostało jak jest? Zdradzę wam (gdybym zapomniała to zrobić w przyszłych rozdziałach), że minęło w przybliżeniu siedem lat.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top