Rozdział 35

Seonggwan

Spojrzałem na swoją świeżo ogoloną twarz. A przynajmniej częściową, kilkudniowy zarost nadal był na niej widoczny. Trzeba było chociaż trochę wyglądać jak człowiek, a nie jak wieśniak. Mimo, że nadal tylko z wieśniakami będzie miał do czynienia.

Obmyłem twarz zimną wodą, po czym włożyłem na siebie czarne spodnie od garnituru następnie białą koszulę oraz marynarkę. Byłem niemal gotowy do wyjścia. Na stopach zaraz wylądowały ciemne elegancki buty. Jeszcze tylko kilka razy spsikałem się perfumom by pozbyć się wiejskiego zapachu, chociaż najpewniej nikt nie zwróci na to najmniejszej uwagi.

Wyszedłem z domu zamykając za sobą drzwi. Po chwili zostawiłem za sobą swoje gospodarstwo. Nie miałem dalekiej drogi. Po minięciu kilku pól byłem już na miejscu. Dzisiaj w wiosce panowała wyjątkowa cisza. Żaden rolnik nie pracował w polu.

Wszedłem na teren, który częściowo znałem. W ciszy przekroczyłem próg domu. Stanąłem przed ołtarzem i odprawiłem obrządek oddając szacunek osobie zmarłej, a następnie przywitałem się i złożyłem kondolencje Chaerokowi i jego dziadkowi.

W pomieszczeniu obok zebrała się już całkiem spora grupa osób, w większości starszych. Zająłem samotne miejsce w kącie nie chcąc przeszkadzać. Nie za bardzo miałem ochotę tu przychodzić. Nie znałem się z nikim, chociaż założę się, że pozostali mieszkańcy znali mnie. Typowe, gdy w zamkniętym środowisku pojawia się ktoś nowy.

Z tego miejsce miałem widok na pokój, w którym znajdował się ołtarz poświęcony starszej Kobiecie. Widziałem również czuwającą przy nim rodzinę. Oboje nie wyglądali zbyt dobrze. Mąż zmarłej jakby zyskał dodatkowych kilku lat w ciągu czasu, odkąd rozstał się z małżonką. Chaerok również był wyraźnie smutny z powodu straty babci.

Chłopak na chwilę opuścił dziadka podchodząc do mnie.

– Dziękuję, że przyszedłeś. – Powiedział cicho.

– Nie dziękuj.

Byłem tu jedynie ze względu na niego. Chciałem mu w ten sposób okazać niejako wsparcie. Wiedziałem, że go potrzebuje. Chociaż o to nie zabiegałem, to chłopak nieco zżył się ze mną, a przynajmniej bardziej niż z kimkolwiek innym z sąsiadów.

– Jak trzyma się twój dziadek?

– Szczerze mówiąc to nie za dobrze. – Odparł smutno.

Widok chłopaka w tym stanie nieco bolał. Dziadkowie byli dla niego praktycznie jak rodzice, wychowali go. Stracenie jednego z nich jest dla niego poważnym ciosem. Staruszkowie jednak mają swoje lata. Mimo wszystko to kwestia czasu aż w końcu straci i kolejną osobę. Taka kolej rzeczy.

– Jakbyście czegoś potrzebowali dawaj znać. Jakby twój dziadek potrzebował pomocy na gospodarstwie to na pewno znajdę trochę czasu. – Zaoferowałem się, chociaż wiedziałem, że jego staruszkowi ciężko przychodziła prośba o pomoc, szczególnie obcego.

Bo nadal dla niego nim byłem. Widziałem, że nie jest do końca zadowolony, że Chaerok do mnie przychodzi, ale nie zabraniał mu kontaktów ze mną. Pałał do mnie jakąś nieufnością, może i słusznie.

Co by sobie nie myślał, chyba nie byłem najlepszym towarzystwem dla dorastającego chłopaka. Chociaż przeszłość zostawiłem za sobą, to jednak po części sprawiła ona, że jestem kim jestem. Nawet jeśli bardzo starałem się to zmienić.


Jimin

Nieco się stresowałem. Nie wiedziałem jakiej odpowiedzi oczekiwać. Tak naprawdę po części nie liczyłem na jakikolwiek odzew.

Siedziałem nerwowo na krześle czekając na pojawienie się osoby, z którą miałem się spotkać. Upiłem łyk kawy, a ciecz z trudem przedostała się przez moje zaciśnięte gardło.

Dlaczego ja się tak denerwuję?! Czuję się jakbym miał zaraz bronić swoją magisterkę.

W końcu miejsce naprzeciwko mnie zajęła niezbyt szczupła, młoda kobieta. Miała bardzo ciepły i miły wyraz twarzy. Nie będzie tak źle, powiedziałem sobie.

Przedstawiła się zaraz, podając mi wizytówkę i kładąc na niewielkim stoliczku kolorową teczkę. Naprawdę czułem się jak przed jakiś egzaminem, a przecież nie powinienem.

– Pozwoli pan, że przejdę od razu do rzeczy. – Uśmiechnęła się. – Jak się pan pewnie domyśla, jesteśmy zainteresowani wydaniem pana powieści. Fragment, który pan nam wysłała był naprawdę ciekawy.

Początek rozmowy sprawił, że poczułem przypływ optymizmu i małego uczucia szczęścia. Powoli spięcie i stres opuszczały moje ciało.

– Ma pan napisaną dalszą część czy jest w trakcie pisania.

– Jest już skończone. – Odpowiedziałem.

– Super. Już nie mogę się doczekać, żeby przeczytać dalszą część. – Poprawiła się na krześle. – Publikuje pan gdzieś swoje prace?

– Tak.

– Ta była już upubliczniana? – Dopytywała uprzejmie.

– Nie.

– Niech pan poda login i platformę. Zerknę na pana profil. Jeśli inne pana prace cieszą się popularnością to możemy to wykorzystać przy promocji książki.

Naprawdę ciężko było mi uwierzyć w to co słyszę. Nadal wydawało mi się to nierealne.

– Po spisaniu umowy może pan przesłać mi całość. Zaczniemy pracę nad korektą i okładką. Przez cały okres pracy ja będę pana asystentką. Będę informowała pana o kolejnych etapach i postępach. W razie wszelkich pytań proszę śmiało pisać czy dzwonić.

Kobieta podsunęła w moją stronę umowę, tłumacząc jak po kolei wszystko będzie wyglądało, na sam koniec mówiąc o podziale zysków.

– Pewnie w większości autorami są kobiety? – Zagadnąłem nieco roześmiany.

– W większości tak, chociaż współpracujemy z kilkoma mężczyznami, który piszą w tej tematyce. W obu przypadkach w większości decydują się na publikacje pod pseudonimem. Tak jak i po stronie autorów, tak i po czytelniczej stronie przewagę mają kobiety, ale w tej grupie mężczyzn nie brakuje. Niech się pan nie czuje nieswojo.

Spotkanie w końcu dobiegło końca. Pożegnaliśmy się i wyszliśmy z kawiarni. Kobieta odeszła, a ja wyciągnąłem telefon wybierając numer syna. Nieco zniecierpliwiony czekałem aż odbierze.

– Cześć tato, co słychać? – Odezwał się wesoło.

– Dobrze. Miałbyś może czas się spotkać. Chyba mam ci coś do powiedzenia.

Chyba, bo może jeszcze się rozmyślę.

– Ja w sumie też mam ci coś do powiedzenia. – Odparł wesoło. – Masz czas teraz? Jestem na mieście...

Jihyun zaproponował spotkanie w kawiarni nieco oddalonej od mojej aktualnej lokalizacji. Zgodziłem się. Co prawda chyba na kolejną kawę nie dam się namówić, ale z miłą chęcią zjadłbym coś słodkiego.

Byłem ciekaw jaką to wiadomością chciał się ze mną podzielić. Wydawał się być szczęśliwy, więc to przynajmniej żadne złe wieści.

Wsiadłem w samochód i ruszyłem w stronę lokalizacji podanej przez Hyuna. Przebicie się przez miasto pomimo brak godzin szczytu zajęło mi trochę czasu. Gdy wszedłem do kawiarni Jihyun już na mnie czekał.

Zrobiło mi się cieplej na sercu widząc jego roześmianą i zadowoloną twarz. A fakt, że cieszy się na mój widok dodatkowo mnie cieszy, nadal mając w pamięci jego nastoletni okres buntu.

– Czego się napijesz? – Spytał, gdy usiadłem na przeciwko niego.

– Tak właściwie to zjadłbym coś słodkiego.

Jihyun złożył zamówienie. Każde z nas wstrzymywało się z wieściami jakie miało do przekazania. Zaczęliśmy od rozmowy na codzienne tematy.

– To o czym mi chciałeś powiedzieć? – Spytałem w końcu.

– Ty pierwszy. – Wyszczerzył się poprawiając na krześle.

Widziałem po nim, że już bardzo chce mi powiedzieć, lecz najwyraźniej chciał to zostawić na później jak wisienkę na torcie.

– Skończyłem ostatnio pisać coś nowego...

– Już dawno niczego nie publikowałeś. – Wtrącił się. – W sensie niczego nowego, bo te ostatnie to już miałeś napisane kiedyż, z tego co wiem.

– Tak. – Przytaknąłem mu. – Rozesłałem fragment do kilku wydawnictw i... – Wziąłem głęboki wdech. – Jedna z nich postanowiła to wydać.

– Co?! Naprawdę?!

– Tak. Właśnie wracam ze spotkania i w torbie mam jeszcze ciepłą umowę. – Uśmiechnąłem się, widząc jego entuzjazm.

– Ale super! Dasz wcześniej przeczytać? Rany, gratuluję!

Naprawdę cieszyła mnie jego radość. Sam przez to czułem, że odniosłem pewien sukces, chociaż do wydania książki jeszcze długa droga.

– Dobrze, a ty co chciałeś mi powiedzieć. – Próbowałem się dowiedzieć.

– Dzisiaj rano otrzymałem wyniki egzaminu. Dostałem się do służby więziennej. !

– Gratuluję! Wiedziałem, że ci się uda. Jak chcesz to jednak potrafisz się przyłożyć do nauki.

– Strasznie się stresowałem...

Jihyun zaczął opowiadać o chwili sprzed poznania wyniku, a ja w duchu zacząłem się martwić. Wiedziałem, że tego pragnął. Od dłuższego czasu to był jego cel. Wspierałem go w tym, jednocześnie mając cichą nadzieję, że może z tego zrezygnuje.

No cóż, teraz nie pozostanie mi nic innego jak zastanawianie się czy w pracy nie stanie mu się jakaś krzywda. Wiedziałem, że umie o siebie zadbać, ale... Już chyba taki mój rodzicielski żywo by się o niego martwić.

– Jinwoo już wie?

– Nie. Ty pierwszy się dowiedziałeś.

– Oh, dziękuję za ten zaszczyt. – Uśmiechnąłem się. – Na pewno się ucieszy.

Pewnie w ten sam sposób co ja, ukrywając swoje wewnętrzne obawy o niego.

– I co teraz? Jak to będzie wyglądało.

– Akurat uda mi się skończyć wszystkie zaliczenia na studiach. Przez jakiś czas mnie nie będzie. Główne szkolenie jest w Seoul.

– Chociaż raz odwiedź matkę. Jak się dowie, żę byłeś w Seoul i nawet do niej nie zadzwoniłeś później będzie mi suszyła głowę przez miesiąc.

Mimo poruszonego tematu bardziej mnie martwił sam fakt jego wyjazdu.

Jeszcze przez chwilę z dziecięcą ekscytacją opowiadał mi jak dalej przebiega jego szkolenie i zatrudnienie. Po tym każde z nas musiało rozejść się już do domu. Na mnie może i nikt nie czekał, lecz wolałem by Hyun na spokojnie zjadł obiad z Jinwoo i pochwalił się swoim małym sukcesem.

– Przyjdziecie do mnie w niedzielę? – Spytałem dla pewności.

– Oczywiście. – Skinął głową. – Będzie mi tego brakowało tych niedzielnych obiadów.

– Ale jeszcze nie wyjeżdżasz, więc masz przychodzić z wizytą tak często jak to możliwe.

Zaśmiał się wesoło. Pożegnaliśmy się i każdy udał się do swojego domu.

Nadal trzymał się mnie dobry humor i radość z podpisania umowy, jednak gdzieś w środku pojawiła się już mała pustka, mimo że syn jeszcze nie wyjechał. Oj, z Jinwoo będziemy mieli ciężko bez niego. Przecież Hyun chyba nie opędzi się od naszych codziennych telefonów.


Seonggwan

Ostatni raz przeszedłem się po gospodarstwie. Wszystkie budynki pozamykane, krowy u siebie, kury u siebie. Trochę brakowało mi, żeby chociaż jakiś pies pałętał się po podwórku i odstraszał potencjalnych nieproszonych gości. Jednak przez dziewięćdziesiąt dziewięć i dziewięć procent czasu byłem na miejscu. Dzisiejsza noc miała być wyjątkiem.

Udałem się do domu. Tam od razu wziąłem gorący prysznic, który jak zawsze przynosił ulgę po całym dniu pracy. W następnej kolejności doprowadziłem swoją twarz nieco do porządku, zostawiając na niej jednak delikatny zarost.

Będąc w sypialni zacząłem przeszukiwać dno szafy. Dokopałem się do dawno nieużywanych przeze mnie ubrań. Na co dzień funkcjonuje w roboczych ciuchach czy już zmęczonych życiem dresach.

Po przebraniu się zerknąłem na siebie w lustrze. Wyglądałem zarazem obco jak i znajomo. Nogi opinały czarne spodnie, a koszulka z krótkim rękawem wisiała luźno na moich ramionach. Nadal jeszcze miałem ten pazur.

Nie czekając dłużej opuściłem dom i wyszedłem przed bramę. Po chwili niewielkie auto zatrzymało się na poboczu. Wsiadłem do środka.

– Dzień dobry panie Shim. Dawno się nie widzieliśmy.

Tak. Odkąd zmarł i jego dziadek, chłopak coraz rzadziej przyjeżdżał na wieś coraz bardziej zostając wciągnięty przez miejskie życie, którego pragnął.

– Cześć gówniarzu. Masz szczęście, że nie musiałem na ciebie czekać.

– To moja dziewczyna. – Przedstawił mi kobietę na przednim siedzeniu pasażera.

– Dzień dobry. – Przywitała się grzecznie.

– Dzień dobry. – Odparłem równie miłym tonem.

Ruszyliśmy w drogę.

– Szczerze mówiąc nadal trochę nie wierzę w to, że chciał pan powózki do miasta. Pana ciężko poza swoje podwórko i pole wyciągnąć, a ty nagle taka podróż. – Mówił jak zwykle dużo. – Ale teraz widząc pana jestem w jeszcze większym szoku. Nie wygląda pan jak wsiur. Na ulicy ciężko byłoby mi pana poznać.

– Uznam to za komplement. – Wywróciłem oczami.

– Ale nie za późna pora dla pana? Jest piątkowy wieczór, różne typki krążą w takich godzinach na mieście.

– Nie zapominaj smarkaczu, kto uczył cię bić. – Prychnąłem.

– Gdzie tak w ogóle pana podrzucić?

– Wyrzuć mnie gdzieś w centrum. – Poradzę sobie. – Odbierzesz mnie z tego samego miejsca jak dam znać. Do której mam czas.

– Ile pan chce. Tak rzadko bywa pan poza własnymi czterema ścianami, że nie mam serca ograniczać panu takiego wyjścia.

Jechaliśmy w większości w ciszy. Później Chaerok z swoją dziewczyną rozpoczęli rozmowę, lecz nie brałem w niej udziału. Czekałem aż dotrzemy do miasta.

Droga była krótsza niż by się można było spodziewać. Przekraczając ulice BUsan przeszedł mnie pewien dresz, lecz starałem się to zignorować.

Tak jak chciałem zostałem dowieziony do centrum. Pożegnałem się z moim taksówkarzem i jego panną.

Miasto wyglądało nieco inaczej niż pamiętałem, lecz w gruncie rzeczy dużo się nie zmieniło. Duży ruch jak na tę porę dnia, masa świateł i neonów, a w powietrzu cała masa spalin. Można było za tym tęsknić.

Ruszyłem w drogę. Miałem tylko jeden cel na ten wieczór.

W końcu stanąłem przed klubem. Czerwony neon HellBoy zapraszał wszystkich gejów do środka. Jednak w wąskich uliczkach pomiędzy blokami trzeba było uważać na czających się homofonów szukających rozładowania swoich emocji.

Miałem krótką chwilę wahania przed wejściem do środka. Przez te kilka lat część mojej pewności siebie gdzieś się skryła. Musiałem ją na nowo w sobie obudzić.

Wszedłem do środka od razu zajmując wolny stolik. Nie wybrałem tego w ciemnym rogu. Nie chciałem się rzucać w oczy, jednak po coś tu się znalazłem. Złożyłem zamówienie przy barze i z szklanką alkoholu z powrotem zająłem swoje miejsce.

Nie miałem ochoty na tańce. Liczyłem, że ktoś pierwszy okaże zainteresowanie moją osobą. Jeśli przez dłuższy czas by się nic nie działo, wtedy sam wkroczyłbym do akcji. Na szczęście nie musiałem realizować tego scenariusza.

Do mojego stolika przysiadł się mężczyzna. Uniosłem wzrok znad szklanki. Najprawdopodobniej był ode mnie młodszy. Nie był brzydki. Nie miałem co wybrzydzać.

– To miejsce jest wolne?

– Tak. – Odstawiłem naczynie z alkoholem na stolik skupiając się na osobie naprzeciwko.

– Pierwszy raz tutaj? Nie widziałem cię tutaj, a jestem pewien, że zapamiętałbym, gdybym zobaczył.

– Nie do końca. – Odparłem. – Po prostu dawno tu nie byłem.

– Ale ty raczej nie jesteś stąd? – Spytałem słysząc jego akcent zdecydowanie wskazujący na bardziej zachodnie regiony.

– Przyjechałem tu w zeszłym roku. – Przyznał. – Daejeon.

– I co cię tu sprowadziło? Praca?

– Tak.

Rozpoczęła się rozmowa by trochę lepiej się poznać, lecz w głównej mierze to on mówił. Nie miałem zamiaru przed nikim się otwierać, zdradzać czegokolwiek, dlatego wymyślałem najmniej problematyczne odpowiedzi.

W końcu nie chcąc tracić więcej czasu oraz widząc zainteresowanie z drugiej strony postanowiłem zacząć działać. Przysunąłem swoje krzesło bliżej niego.

– Słabo cię słyszę z tak daleka. – Wytłumaczyłem się z pewnym siebie uśmiechem.

Następnie w trakcie rozmowy dosyć zmniejszałem dzielącą nas odległość. W końcu moja ręka wylądowała na jego udzie. Pochyliłem się w jego stronę na ustach mając niegrzeczny uśmieszek.

– Może dość tych rozmów i spotkamy się zaraz w łazience?

Bo niestety nie dostępnego lepszego miejsca. Wyprostowałem się patrząc na niego intensywnym spojrzeniem. Dopiłem to co miałem w szklance po czym wstałem i udałem się w stronę toalet. Byłem pewny, że zaraz nowopoznany mężczyzna ruszy za mną.


Jimin

Długo się wahałem lecz ostatecznie wyszedłem z domu. Publikacja mojej książki była już na finiszu i w końcu należało to jakoś uczcić.

Ubrałem lepsze ciuchy i ruszyłem na miasto mając ochotę się trochę zabawić. Już nie pamiętam kiedy ostatni raz wyszedłem by się rozluźnić i zapomnieć o codziennym życiu, cieszyć się chwilą. Należała mi się chwila zabawy.

Kroczyłem ulicami centrum miasta pełnymi ludzi, którzy tak jak ja chcieli się zabawić w piątkowy wieczór. Długo zastanawiałem się nad wyborem lokalu. Cały czas w głowie miałem jeden klub, lecz coś we mnie chyba wstydziło się do niego wybrać.

Ostatecznie i tak wylądowałem przed HellBoy'em. Jedynym typowo gejowskim klubie o jakim miałem pojęcie. Stałem po drugiej stronie ulicy wpatrując się w czerwony neon nad wejściem.

Wiedziałem, że wejście tam dobrze mi zrobi. Musiałem w końcu się pozbierać i iść dalej. Wizyta tam na pewno by mi pomogła. Nawet jeśli nie poznałbym nikogo interesującego, to nawet jednorazowy seks z nieznajomym przełamałby pewną barierę.

Mimo tego jakoś nie potrafiłem się odważyć i wejść do środka. Przez dziesięć minut stałem i wpatrywałem się w drzwi klubu.

Westchnąłem ciężko, krytykując siebie w myślach. Tchórz.

Odszedłem wracając w stronę bardziej znanych rejonów. Wszedłem do baru, który miałem już kiedyś przyjemność odwiedzić. Usiadłem samotnie przy stoliku ostatecznie nie mając ochoty na niczyje towarzystwo.

Chciałem nieco zapić dręczące mnie smutki, zapominając już o pierwotnym planie opijania sukcesu wydawniczego.


Seonggwan

Opuściłem klub. Było już grubo po północy.

– Spotkamy się jeszcze kiedyś? – Zaczepił mnie mężczyzna nim zdążyłem się oddalić.

– Wybacz, ale raczej nie. – Odparłem szczerze. – Jestem tylko przejazdem i raczej nie prędko znowu tu zawitam. – Odparłem zgodnie z prawdą.

– Szkoda. Miło było.

– Jasne, mnie również. – Uśmiechnąłem się do niego.

Każde poszło w swoją stronę. Kroczyłem chodnikiem przed siebie nie mając jeszcze zamiaru dzwonić po Chaeroka.

Czułem się naprawdę dobrze. Szybki numerek w kiblu jak za starych szczeniackich lat. Teraz jeszcze brakowało tego bym poszedł gdzieś i zaczął jakaś bójkę z niewinnym nieszczęśnikiem nie zdającym sobie sprawy z kim ma do czynienia. Czułem jak w środku budził się mój wewnętrzny Jungkook.

I z pewnym smutkiem w sercu usilnie starałem się nie dopuścić go do głosu. Nadal trzymać tego demona przeszłości w małej klateczce. Bez klamek. Bez okien. Z daleka od świata.

Zatrzymałem się na moment. Może jednak powinienem już wracać. Bałem się powrotu swojej dawnej strony. Znając swój brak szczęścia zaraz pewnie posypałoby się coś jeszcze. Zaczęło od zwykłej zaczepki czy małej, niewinnej bójki, a skończyło na niepotrzebnym zwróceniu na siebie uwagi policji.

Nie potrzebowałem tego. Wiodłem zwyczajne, bezpieczne życie daleko stąd. Nie chciałem by Jungkook wszystko zepsuł.

Wyciągnąłem telefon z kieszeni.

– Chaerok, możesz już po mnie przyjechać.

Tak będzie najlepiej.

__________________________________

Przepraszam was za tą długa przerwę.  Mam nadzieję, że uda mi się nieco nadgonić te zaległości, chociaż muszę przyznać, że jesteśmy coraz bliżej końca

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top