Rozdział 3
Jimin
Piątek weekendu początek. Jak również czas na nadrobienie sprawdzania klasówek, które odkładałem na później. Sprawdziany z działów dwóch klas oraz kartkówki czterech. Plan na większość soboty lub niedzieli.
Kończąc zmywać po obiedzie spojrzałem na Jihyuna siedzącego na kanapie przed telewizorem, oglądającego serial chyba hiszpańskiej produkcji.
– Jihyun, babcia dzwoniła. – Poinformowałem syna, na co on odwrócił się w moją stronę. – Zawieźć cię do niej w sobotę?
– Tak. – Odparł i wrócił do oglądania.
Westchnąłem ciężko. Tyle kontaktu z dzieckiem. Wziąłem pracę jaką sam sobie narobiłem, chwyciłem czerwony długopis w rękę i zacząłem sprawdzać wypociny uczniów.
Dosyć szybko miałem ochotę zacząć sobie wyrywać włosy z głowy. Co za debile.
– Hyunnie, chcesz posprawdzać kartkówki? – Zapytałem, pamiętając, że kiedyś lubił mi pomagać.
Ucieszyłem się, kiedy chłopak okazał zainteresowanie. Wyciągnąłem plik kartkówek pierwszaków. Przy okazji będzie miał dobrą powtórkę do egzaminów. Dałem mu czerwony długopis.
– Jakby co to pytaj. – Przypomniałem mu. – Za każde zadanie jest jeden punkt. Albo wszystko dobrze albo wszystko źle. Ile punktów taka ocena.
Zapadła cisza, w której każdy skupiał się na swojej pracy.
– Co za debile. – Jęknął po kilku sprawdzonych pracach.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Mam nadzieję, że inni nauczyciele sprawdzający twoje prace jak najrzadziej mają takie myśli. Ja sam czasami w takich momentach zastanawiałem się czy będąc w szkole równie często wypisywałem takie bzdury.
Przy okazji wspólnego sprawdzania prac miałem wrażenie, że atmosfera uległa małemu polepszeniu. Dzięki jego pomocy uwinąłem się ze wszystkim w piątkowy wieczór i nie musiałem marnować więcej weekendu.
– Mój mądry synek. – Poczochrałem jego włosy, zabierając szkolną torbę do swojego pokoju.
– Nie rób tak. – Burknął niezadowolony.
Może mnie prosić ile chce, lecz było to coś przed czym nie mogłem się powstrzymać. Nadal pamiętam, jak był mały, a ciemnobrązowe włoski odstawały niesfornie w każdą stronę.
Kolację każdy zjadł w własnym gronie. Po ostatnim posiłku i szybkim prysznicu udałem się już do swojego pokoju.
Usiadłem z laptopem na łóżku, zaczynając przeglądać nowe komentarze na Wattpadzie. Byłem niezmiernie ciekaw ich reakcji na kolejny rozdział. Zacząłem czytać go ponownie w celu znalezienia ostatnich błędów i wyeliminowania ich przed jutrzejszą publikacją.
Jungkook
Samochód lśnił i błyszczał, a sinik mruczał tak przyjemnie, że na plecach miałem gęsią skórkę.
– Tym razem nie daj im się wyrolować. – Wyszczerzył się Bokser.
– Tylko uważaj na zakrętach, teraz ta bestia ma ciągnięcie. – Dodał Chlorek.
Wierzę, że wystarczająco podkręcili mój skarb. W końcu zajmują się nim najlepsi mechanicy.
– Dzisiaj pierwsze miejsce wraca do mnie. – Powiedziałem nie przyjmując do wiadomości, że może być inaczej.
– Jedźmy już, bo się spóźnimy. – Ponaglał mnie Taehyung.
Wsiedliśmy do auta i spokojnie ruszyliśmy do celu. Ulice świeciły pustkami, nie licząc przejeżdżających taksówek, a na chodnikach centrum kręciło się mnóstwo dzieciaków stojących w kolejkach do klubów. Im bliżej granic miasta tym coraz mniej życia dało się zauważyć.
Dojechaliśmy na parking przy drodze ekspresowej. Większość osób już była na miejscu. Nie lubiłem zjawiać się wcześniej. Chyba, że miałem interes do zrobienia. Dzisiaj chciałem jedynie wygrać.
Założyłem maskę na twarz i wysiadłem z auta. Rozejrzałem się po zebranych. W większości były to znajome twarze. Nowe należały głównie do nastolatków, z których część pewnie wyląduje w szeregach któregoś z gangów do najprostszych zadań.
Jedna twarz nieco bardziej zwróciła moją uwagę, wydając mi się znajoma. Nie kojarzyłem by ten chłopak był u mnie, nie miałem pojęcia, dlaczego wydawał mi się znajomy. Chłopak obok niego był na wyścigach kilka razy, ale on zdawał się być tutaj po raz pierwszy.
– Idę ogarnąć zakłady. – Poinformował mnie Tae nim ode mnie odszedł.
Jeszcze przez chwilę stałem przy samochodzie, po czym podszedłem do pozostałej trójki, która miała dzisiaj brać udział w wyścigach.
– Gotowy Jeon na to bym i tym razem skopał ci dupę? – Zaśmiał się zeszłotygodniowy zwycięzca.
I może nie przeszkadzał by mi tak bardzo, gdyby nie należał do Ddeng.
– Myślałem, że wasz szef nie pochwala ścigania się. Żaden zielony jeszcze na ciebie nie nakapował?
– U ciebie to pewnie każdy zaraz by poszedł naskarżyć, co? – Odgryzł się.
Powymienialiśmy się jeszcze przez chwilę mało błyskotliwymi docinkami, po czym wsiedliśmy do swoich aut. Wyjechaliśmy na drogę, po obu stronach jezdni ustawili się widzowie.
Na środek wyszła względna długonoga blondyna. Pryszczy chyba nie miała, chociaż kto wie pod tą toną tapety. Zderzaki tylne i przednie jako takie. No to chyba względna z plusem. Liczyłem, że jest wystarczająco dobrym rozpraszaczem dla pozostałych kierowców.
Ruszyliśmy z piskiem opon. Na plecach czułem te miłe dreszcze, a w krwioobiegu buzowała adrenalina. Dzisiaj się nie dam!
Jimin
Obserwowałem, jak zabiera torbę z bagażnika i po szybkim przywitaniu się z babcią, udaje się do domu zanieść rzeczy.
– Tylko przypilnuj go mamo by nie siedział cały czas na telefonie. I niech ci trochę pomoże. Ma dwie ręce, też coś może zrobić.
– Przecież on zawsze mi pomaga. – Uśmiechnęła się. – To dobry chłopiec.
– Wiem.
Tylko mi zawsze robi wszystko na przekór.
– Będę po niego jutro przed południem.
– Dobrze. Na razie słońce.
Pożegnałem się z mamą, po czym wsiadłem do samochodu. Ruszyłem w drogę powrotną do domu zostawiając za sobą w tyle wiejski domek, któremu towarzyszyła masa wspomnień. Czekała mnie niecała godzina drogi.
Kątem oka spojrzałem na telefon. Przełknąłem ciężko ślinę, starając się o nim nie myśleć. Pogłośniłem muzykę i skupiłem się na drodze.
Po dotarciu do domu zacząłem odczuwać stres. Niemal jak przed egzaminami w szkole średniej. Prychnąłem pod nosem, krytykując w ten sposób swoje zachowanie. Przecież jestem dorosłym mężczyzną. Nie mogę się zachowywać jak jakiś podlotek.
Na jednym wdechu chwyciłem telefon w dłoń i wybrałem jego numer. Moje serce biło mocno z każdym kolejnym sygnałem.
– Tak? – Usłyszałem zachrypnięty głos, a po moich plecach przeszły ciarki.
– Cześć, z tej strony Park Jimin. Obudziłem cię? – Spytałem patrząc na zegarek.
Niby było już południe, lecz sądząc po jego głosie to chyba niedawno wstał lub właśnie go obudziłem.
– I tak miałem już wstawać. Właśnie o tobie myślałem. – Powiedział zawadiackim tonem.
– Przecież dopiero wstałeś. – Zauważyłem.
– Jedno nie wyklucza drugiego. – Znowu wszedł w ten niski ton. – Już myślałem, że się nie odezwiesz. Czekałem na esemesa, ale skoro dzwonisz osobiście to wybaczam ci zwłokę.
No dalej Jimin, nie bądź baba. Nie możesz być przez cały czas taki aspołeczny, przecież poza innymi nauczycielami w czasie pracy nie masz kontaktu z nikim poza warczącym na ciebie synem.
– Nie miałbyś ochoty się gdzieś przejść? – Mówiłem, błagając w myślach bym nie zaczął się jąkać. – Wyjść gdzieś?
– Jasne, że tak. – Odparł od razu. – O której po ciebie wpaść? Siódma? Ósma?
– Ósma. – Rzuciłem, myśląc by mieć trochę więcej czasu.
– Adres znam, tylko powiedz mi, które mieszkanie.
– Trzynastka.
– To w takim razie do zobaczenia.
Rozmowa się skończyła, a serce nadal biło mi jak szalone. Odetchnąłem z ulgą, zauważając, że podczas całego dialogu niemal nie oddychałem.
Naprawdę zbyt dużo czasu spędziłem z dala od ludzi, skoro tak stresowała mnie rozmowa przez telefon. Dobrze, że gdy rodzice uczniów do mnie dzwonią, nie mam takiego paraliżu.
Spojrzałem na zegar. Miałem jeszcze mnóstwo czasu. W pierwszej kolejności wziąłem się za przygotowanie dla siebie obiadu. Następnie w przypływie dziwnej energii wysprzątałem całe mieszkanie. Oczywiście omijając pokój Jihyuna, tam zawitałem jedynie z miotłą.
Po wszystkim na tyle się zmachałem, że postanowiłem skorzystać z orzeźwiającego prysznica. Jak to ja oczywiście podczas kąpieli musiały najść mnie nowe pomysły do opowiadania lub do wykorzystania w innym.
Przebrałem się w jasną koszulkę na krótki rękaw, szare szorty i usiadłem w salonie przed laptopem. Zacząłem spisywać wszystkie swoje pomysły na stronach komputerowego edytora, stukając palcami w wytarte klawisze.
Zdziwiłem się słysząc dzwonek do drzwi. Spojrzałem na zegar. Dwie po szóstej. Jakiś znajomy Jihyuna? Wstałem z krzesła i poszedłem otworzyć drzwi.
Jungkook
Odłożyłem telefon na bok i przeciągnąłem się, uważając by nie spaść z kanapy. Przekręciłem się na plecy, spoglądając z uśmiechem na plik banknotów leżących na stoliku.
Znowu jestem królem dróg. Zielony naprawdę sądził, że uda mu się wygrać dwa razy z rzędu. Niedorzeczność. Wtedy miałem zły dzień. To się długo nie powtórzy. Będę musiał odpalić coś Bokserowi i Chlorkowi. Chłopaki dobrze spisali się naprawiając mój samochód.
Wstałem i powolnym krokiem udałem się w stronę łazienki. Po długiej kąpieli na dłużej zawitałem w kuchni. W międzyczasie wybrałem numer od Taehyunga.
– Co jest Jeon? – Przywitał mnie dobrze znany głos. – Wstałeś już?
– Niedawno. Słuchaj, o północy widzę co najmniej piętnastu ludzi w sektorze piątym. – Oznajmiłem mu. – Jeśli zieloni sami do nas nie przyjdą to tym razem to my pójdziemy do nich.
– Wiesz, że nie musisz z nami iść. Poradzimy sobie.
– A ty dobrze wiesz, że nie umiem wysiedzieć z dupą na miejscu. Widzimy się o północy.
Rozłączyłem się. Ojciec również mi powtarzał bym za dużo się nie udzielał. Mam od tego ludzi. Ma mnie widać jak najmniej. Nikt ma mnie nie rozpoznawać. Jak najmniej pojawiać się na mieście czy gdziekolwiek wychodzić. Nie używaj kart kredytowych, po których mogą cię namierzać.
I w większości słuchałem się jego rad. Jednak nie umiałem tak jak on kierować wszystkim z domu czy z bazy. Lubiłem działać w terenie. Czuć ten dreszcz adrenaliny.
Kręciłem się po mieszkaniu nie wiedząc co ze sobą zrobić. Naprawdę nie umiałem usiedzieć w miejscu, szczególnie sam. W bazie również nie zastanę nikogo z chłopaków. Nie miałem ochoty dłużej siedzieć samemu.
Spojrzałem na zegar. Po piątej. Chrzanić to! Wcisnąłem na tyłek czarne spodnie, założyłem ciemną bluzkę, na którą zarzuciłem skórzaną kurtkę. Na prawą dłoń nakleiłem kilka plastrów, chcąc zasłonić chociaż ten tatuaż.
Z czasem myślę, że jednak mało rozsądnym było robienie sobie takiego tatuażu w tym miejscu. Z drugiej strony jest to część mnie, której się nie pozbędę i w najmniejszym stopniu nie miałem takiego zamiaru.
Założyłem na dłoń dodatkowo skórzaną rękawiczkę bez palców i już mogłem wychodzić. W masce na twarzy przemierzałem ulice z przyzwyczajenia unikając głównych ulic. Było wystarczająco ciepło, że zacząłem żałować założenia tej kurtki na siebie.
Na miejsce dotarłem chwilę przed szóstą.
– Tylko które to było mieszkanie? – Mruknąłem do siebie stojąc przed blokiem.
Wszedłem do środka. Piąte piętro! Wezwałem windę i za jej pomocą znalazłem się na odpowiednim poziomie. Widząc dwie pary drzwi nie miałem zbyt dużego wybory. Pięćdziesiąt procent szans, że trafię.
Trzynaście, mówiło mi przeczucie. Nacisnąłem niewielki guzik obok mahoniowych drzwi. Uśmiechnąłem się usatysfakcjonowany widząc kompletnie nieprzygotowanego na moje pojawienie się mężczyznę.
– Co? Już? – Odezwał się z szeroko otwartymi oczami.
– Miałem być o szóstej. – Postanowiłem rżnąć głupa.
– Ósmej. – Poprawił mnie natychmiast.
– To nie było szósta lub siódma? – Zmarszczyłem brwi w zastanowieniu.
– Siódma lub ósma. I stanęło na ósmej.
– No to pokręciłem. Jestem za wcześnie?
– Nic się nie stało. Wejdź, proszę.
Przeszedłem przez próg wchodząc do mieszkania. Ściągnąłem buty i kurtkę odwieszając ją na wieszak, rękawiczkę schowałem do jej kieszeni. Przechodząc dalej rozglądałem się uważnie. Przytulne mieszkanko. Po lewej stronie dwie pary drzwi. Po prawej stronie było otwarte wejście do salonu połączonego z kuchnią.
– Dasz mi chwilę. Muszę się przygotować. – Zaczął mówić nieco gorączkowo. – Nie był...
– Jeśli chcesz to nie musimy nigdzie iść. Jakiś film na miejscu też mi odpowiada. – Zaproponowałem. – Jak wolisz.
Widziałem jak na szybko próbował stwierdzić jakie wyjście będzie lepsze.
– Masz na myśli jakiś konkretny film?
– Nie, ale na pewno coś ciekawego się znajdzie. Masz Netflixa? Nieważne, ja mam. Powiedz tylko w jakim gatunku czegoś szukać.
– Zdaję się na ciebie. – Uśmiechnął się delikatnie. – To co, ja może poszukam jakiś przekąsek. Rozgość się, śmiało.
Usiadłem na kanapie chwytając pilot. Telewizor posiadał już zainstalowaną aplikację serwisu co bardzo ułatwiało sprawę. Skorzystałem z konta Jimina i szybko znalazłem nam jakiś film.
Mając chwilę czasu wstałem i zacząłem przyglądać się pomieszczeniu. Czuło się tutaj atmosferę ciepłego domu, czego nie mogłem powiedzieć o swoim mieszkaniu. Na komodzie i ścianach wisiało kilka zdjęć. Podszedłem bliżej by się im przyjrzeć.
– Z roczku Jihyuna. – Usłyszałem głos za sobą. – A tutaj byliśmy po raz pierwszy w zoo. – Pokazał na zdjęcie małego chłopca stojącego przy klatce z lwami.
– Właśnie, nie ma tutaj twojego syna?
– Babcia chciała go na weekend u siebie. Lubi ją odwiedzać, a ja cieszę się, że chce spędzać czas poza miastem.
Podszedłem do kolejnego zdjęcia. Poczułem ciepło w sercu na widok dzieciaka przytulającego się do ojca z szerokim uśmiechem na twarzy.
– Tutaj miał dziesięć lat.
– Podobny do ciebie. – Stwierdziłem. – A i ty nic się nie zestarzałeś.
Jestem ciekaw jak wyglądał teraz, lecz nigdzie nie było fotografii z starszym chłopcem.
– Ostatnie zdjęcie jakie zrobiła nam Yoonah. Później Hyunnie nie chciał mieć już żadnego zdjęcia. – Powiedział smutno. – Lubię na nie patrzeć.
– Przynajmniej masz z nim jakieś zdjęcia. Mój nie lubił tego typu rzeczy. Nie mam nawet po nim żadnej fotografii.
Oprócz tej, którą Namjoon dał mi z ich akt.
– Ale coś nas łączy z Jihyunem. Oboje w podobnym wieku straciliśmy matkę.
– Przykro mi.
– Spokojnie, ona chyba żyje. Do dziesiątego roku życia żyłem tylko z matką, a później nagle jednego dnia pojawił się ojciec i zabrał mnie do siebie. – Zaśmiałem się na te przebłyski wspomnień. – Miał ciężki charakter. Jemu się nie odmawiało.
Zaraz ugryzłem się w język. Gaduła, mów jeszcze więcej.
– Przepraszam, mieliśmy oglądać film. – Odwróciłem się, powracając do rzeczywistości. – Wybrałem coś.
Wróciliśmy przed kanapę. Po zaaprobowaniu filmu przez starszego włączyliśmy telewizor.
– Przepraszam, nie spytałem. – Przerwał Jimin. – Chcesz coś do picia? Coś ciepłego, zimnego lub mocniejszego?
– Może być coś mocniejszego, ale nie za mocnego.
Jeszcze mam dzisiaj coś do zrobienia. Nie mogę się upić.
Po chwili przed nami na stoliku pojawiły się dwie lampki czerwonego wina. Uśmiechnąłem się, jakoś spodziewając się tego po nim. Włączyliśmy film już w pełni skupiając się tyko na nim. Co jakiś czas każdy z nas sięgał do stolika po coś do jedzenia lub picia.
Film dosyć szybko dobiegł końca. Obserwowałem jak Jimin dopija do końca resztkę wina.
– Dlaczego tak na mnie patrzysz? – Spytał niepewnie.
– Jesteś ciekawą osobą. – Przekręciłem głowę lekko w bok. – Tak zwyczajną, spokojną. Nie chcę cię obrazić tylko... Po prostu chyba dotąd nie było w moim otoczeniu żadnej takiej osoby. – Stwierdziłem. – Taki typ, który w szkole może i jest lubiany przez innych, ale jest grzeczny i potulny.
– Ty mi za to przypominasz szkolnych cwaniaczków. – Odparł. – Noszących maskę, nie chcących odkryć przed nikim prawdziwego siebie.
Chyba każdy z nas dobrze prześwietlił drugiego. Dobrze, to każdy z nas zna okładkę. A jaka jest treść? Nie mogłem się powstrzymać by nie przeskanować starszego wzrokiem. Dobrze wyglądał w eleganckim wydaniu jak wcześniej, lecz w tym codziennym, nieco domowym, również dobrze się prezentował.
Zauważyłem jak z postawy hyunga znika swoboda, zastąpiona spięciem.
– Nie czujesz się pewnie w mojej obecności?
– Nie, nie. Tylko... – Zestresował się chyba jeszcze bardziej.
– Słuchaj, nie bój się, nie oczekuje za dużo od tej znajomości. – Postanowiłem wyjaśnić, bo może jednak nie do końca wiedzieliśmy na czym stoimy. – Będę zadowolony, jeśli będę miał z kim czasem zamienić kilka słów, zjeść coś czy obejrzeć. Zawieje desperacją, jeśli powiem, że po prostu czuję się samotny?
Brakuje mi kontaktu z kimś, kto nie jest częścią tego całego gówna.
– Dobrze. – Odpowiedział z uśmiechem.
– To super. To mówisz, że uczysz historii w średniej. – Zacząłem. – Ja chyba niemiałbym cierpliwości. Poza tym przeżyć jeszcze całe studia. – Pokręciłem głową.
– Studia minęły mi w oka mgnieniu. Akurat wtedy Yoonah zaszła w ciąże. Później ślub, dziecko. Nie było, kiedy się nudzić. Tak naprawdę nim się obejrzałem skończyłem z warczącym na mnie nastolatkiem.
– Czas leci nieubłaganie. Mam wrażenie, że niedawno kończyłem osiemnastkę, a tu już trzydzieści dwa lata na karku.
– Ja za to w tym roku mam swoją drugą osiemnastkę. – Zażartował.
Spojrzałem kątem oka na telefon starszego, który właśnie zawibrował. Na ekranie blokady pojawiło się powiadomienie z dobrze znanej mi aplikacji.
– Też tam czytasz? To jest świetne. Książki nie zagracają miejsca na półkach i za darmochę masz dostęp do czasem naprawdę świetnych opowiadań.
– Tak, to jest... – Przerwał, gdy mój telefon się rozdzwonił.
Z grymasem i zdziwieniem spojrzałem na ekran.
– Co jest V? – Spytałem wprost.
– Są kłopoty. – Mówił rozgorączkowany. – Zieloni są w piątce. Z chłopakami już tam idziemy. Szykuje się grubsza zadyma.
– Zaraz będę. – Poinformowałem go. – Jestem goły. Weź coś dla mnie.
Rozłączyłem się i ze smutkiem spojrzałem na siedzącego obok mnie mężczyznę. Eh, a naprawdę liczyłem na nieco dłuższy wspólny wieczór. Dobrze, że przynajmniej zjawiłem się wcześniej.
– Niestety, muszę już iść. Naprawdę cię przepraszam.
– Nie ma sprawy. – Uśmiechnął się. – To na pewno coś ważnego.
– Naprawdę cię przepraszam. Odezwę się w przyszłym tygodniu.
Wstałem z kanapy i zacząłem się zbierać do wyjścia. Pożegnałem się z starszym, po czym prędko ruszyłem w drogę. W biegu zakładałem maskę i rękawiczki. Złapałem taksówkę nie widząc innej opcji szybkiego dostania się do celu.
Niemal rzuciłem taksówkarzowi pieniądze za przejazd, po czym biegiem ruszyłem w dalszą drogę. Tae nie powiedział mi dokładnie, gdzie się wybierają, lecz domyślałem się, że całość rozegra się w pobliżu starych magazynów. Nikt nie będzie chciał świadków i przypadkowych przechodniów.
Intuicja mnie nie zawiodła. Z daleka widziałem swoich chłopaków czekających na mnie. Jeszcze dalej było widać drugą grupę kręcącą się przy naszych magazynach.
Wiedziałem jak te dziecinne przepychanki się skończą. Trochę się pobijemy, nagrozimy sobie nawzajem, a na koniec każdy rozejdzie się na swój teren. Bardziej znaczące spotkania wyglądają całkiem inaczej.
Tak naprawdę nie było konieczne bym brał w tym udział, ojciec nigdy by się nie pofatygował. Ja jednak lubiłem mieć kontrolę nad tym co się dzieje i uczestniczyć w całym życiu gangu. Może też dlatego nikt nie podejrzewał, kto jest szefem lub tego, że Stary Jeon kopnął w kalendarz i teraz to ja jestem głową i sercem tego wszystkiego.
Podszedłem do chłopaków. Przejąłem od Taehyunga kij baseballowy. Wzrokiem już szukałem największego zagrożenia wśród przeciwników. Nie wróżyłem nam zbyt długiej walki.
I dużo się nie myliłem. To była szybki i krótka potyczka. Dla mnie.
Chwila wyzwisk, ich śmieszne spekulacje, że są w stanie zagarnąć kawałek naszego terenu. W większości młode gnojki od brudniejszej roboty, które jeszcze nie wiedzą, gdzie ich miejsce. Małe mąciciele.
Później zaczęła się mała walka na pięści oraz przyniesiony ze sobą mały oręż. I wszystko byłoby dobrze, gdybym się bardziej skupił i nie dał zajść od boku. Ostatnie co pamiętam to kawałek drewna tuż przy mojej głowie po prawej.
Leżałem na ziemi, mrużąc oczy. Nieco zdezorientowany rozejrzałem się dokoła, zauważając, że jest nas tylko trójka.
– Gdzie pozostali? – Spytałem, próbując się podnieść.
– Już po wszystkim. – Poinformował mnie Taehyung. – Rany, przez chwilę się bałem, że się przekręciłeś.
– Chyba śmieszny jesteś.
Tak łatwo się mnie nie pozbędą. Podniosłem się do siadu. Czułem promieniujący ból, który swoje źródło miał gdzieś z przodu głowy po prawej. Syknąłem, dotykając swojej głowy. Boli.
– Dobrze się czujesz?
– Tak, jest w porządku. – Zapewniłem.
Chociaż ego nieco ucierpiało. Dałem się jak zwykły szczeniak, a przecież z o wiele gorszych potyczek wychodziłem zwycięsko bez zadrapania. Wstałem, czując delikatny zawrót głowy. Udało mi się jednak utrzymać pion.
– Odwiozę cię do domu. – Zaproponował V, czuwając nade mną jak nad dzieckiem.
– Nie trzeba. Dobrze się czuję.
Chociaż powiedzieć, że łeb mnie napierdala to mało.
– Daj spokój. I tak jadę w tamtą stronę.
Nie udało mi się go odwieźć od tego pomysłu. Pożegnałem się z pozostałymi i wraz z Tae skierowaliśmy się na postój taksówek. Dotarcie pod mój blok zajęło nam zaledwie kilkanaście minut.
– Masz może jakieś alko w domu? – Spytał, wpisując kod do mojej klatki i chodząc do środka.
– Nie jestem pewien czy coś zostało.
– Na pewno się coś znajdzie. – Powiedział, jednocześnie wpraszając się do mnie.
Nie miałem siły mu odmawiać. Liczyłem tylko na to, że szybko sobie pójdzie. Weszliśmy do mojego mieszkania. W pierwszej kolejności skierowałem się do łazienki.
Skrzywiłem się widząc moją rozbitą głowę. Na prawej skroni na pewno pojawi się piękny siniak, a między włosami wyczuwałem małe rozcięcie. W sumie i tak nie najgorzej skończyłem.
– Długo byłem nieprzytomny?
– Z dwadzieścia minut. – Mruknął, opierając się o framugę. – To, gdzie masz alko?
– Szafka na prawo od TV.
Tam są te, do których możesz się dorwać. Mężczyzna zniknął zostawiając mnie samego. Obmyłem twarz zimną wodą, po czym spróbowałem nieco oczyścić ranę na głowie.
– Siadaj. – Powiedział Tae, który niespodziewanie zjawił się w łazience.
Spocząłem na ubikacji, dając mu się mną zająć. Skrzywiłem się, gdy starszy odgarniał włosy by dostać się do rany.
– Nie jest źle, nie trzeba szyć. Włosy ze sobą zwiąż na takie małe supełki to będą ze sobą trzymać dwie połówki. – Zaśmiał się.
Mózg sobie zwiąż, żeby działał.
– Wstrząsu nie masz?
– Nie. – Burknąłem.
– Nieźle ci przyłożył. Nietykalny Jeon totalnie odleciał. – Zaśmiał się.
Zacisnąłem wściekle zęby. Zachowałem się jak totalny amator i gówniarz. Tak dać się powalić i to na samym początku. Wiedziałem, że Tae długo będzie mi to wypominał.
– Już się tak nie dąsaj. – Szturchnął mnie przyjaciel. – Miałeś gorsze wpadki. Ale na skroni to siniaczek będzie jak ta lala.
– Skończyłeś? Bo już od ciebie wali gorzałą.
Wstałem i wyszedłem z łazienki. Szybko przebrałem się w dresy i luźną koszulkę po czym udałem się do salonu. Sam chwyciłem coś zawierającego procenty, po czym zaległem na kanapie. Wziąłem łyk piwa, po czym odchyliłem się do tyłu.
– Śliwę na czole będziesz miał jak wtedy, gdy się poznaliśmy.
Powstrzymałem gniewne spojrzenie, a jedynie pozwoliłem sobie na tęskny uśmiech starych niewinnych czasów. Kiedy jedynym moim zadaniem nałożonym przez ojca było podszkalanie się w małych występkach. Mogłem robić co chcę tylko tak by nikt się o tym nie dowiedział.
– To były moje początki. – Westchnąłem.
– Totalna amatorszczyzna. – Prychnął.
– Nie mam tak lepkich rączek jak ty, Tae. Nic na to nie poradzę.
Kradłem w jednym z osiedlowych sklepów, kiedy Taehyung mnie przyłapał. Wziął mój plecak z łupami i zapłacił za wszystko przy kasie.
– Kradzież jak kradzież, ale ty nawet uciekać nie potrafiłeś, gówniarzu.
Kiedy byliśmy już na zewnątrz zgarnąłem co moje i chciałem zwiać. Na moje nieszczęście napatoczyłem się wprost na lampę. Do dzisiaj nie wiem jak mi się to udało. Zatrzymałem się na niej, a Tae z łatwością mnie złapał. Żaden z nas nie wiedział tedy, że należymy do tego samego gangu.
– Do końca życia będziesz mi to wypominał?!
– Byle było ono dłuższe niż Starego Jeona.
Tak. Ojczulek odszedł dość szybko. Chyba każdy szanujący się szef jednego z czołowych gangów w mieście wolałby zginąć w walce lub z rąk innej głowy gangu czy płatnego zabójcy. Coś widowiskowego i wskazującego, że ten człowiek był szanowanym przestępcą. A nie na zawał we własnym kiblu.
– Duża część już zaczyna się domyślać, że ojciec się przekręcił.
– Po dwóch latach czas najwyższy. – Zauważył Tae. – Ale chyba nadal mało kto podejrzewa, że to ty przejąłeś dowodzenie.
– Nie wiedzą, że miał syna. Pewnie przypuszczają, że Seven albo Enter przejęli po nim wszystko. W końcu jednak prawda ujrzy światło dzienne.
– Gliny znowu będą miały zagwozdkę.
– Oni dowiedzą się jako ostatni. O ile w ogóle.
Co jak co, ale staruszek dobrze nauczył mnie kryć się i zacierać za sobą ślady. Nigdzie nie widniało moje zdjęcie, w żadnych kronikach szkolnych. Co najwyżej moje imię i nazwisko, które znajdowało się jeszcze na dowodzie, prawie jazdy i paszporcie, zamiast którego często używałem fałszywych. Żadnej karty kredytowej, konta w banku, umowy z siecią komórkową, telewizyjną. Nawet mieszkanie nie było na mnie.
Nigdzie nie widniałem, w niemal żadnych bazach. Jeon Jungkook nie miał miejsca zamieszkania, zameldowania, nie posiadał konta bankowego, ani na portalu społecznościowym. Nie miał nic. Skończył szkołę z miernymi ocenami i prawie jakby zapadł się pod ziemię.
Nie było opcji, żeby kiedykolwiek policja zaczęła mnie podejrzewać, żeby do mnie dotarła. Do mojego nazwiska, imienia, wieku, pochodzenia czy chociażby wyglądu. Nikt mnie nie znał.
Prawie. Przez chwilę poczułem jak z twarzy odpływa mi krew. Nie, on nie jest żadnym zagrożeniem. Nie zna mnie, nie wie kim jestem.
Wie tylko jak się nazywam, ma mój numer telefonu oraz wie, gdzie mieszkam.
– No debil, no! – Sapnąłem pod nosem, zakrywając twarz dłońmi.
Zachciało ci się nowych znajomości. Mało kto przecież z samego J-Unit wie, gdzie mieszkam oraz zna moje prawdziwe imię i nazwisko!
– Co tam mamroczesz pod nosem? – Dopytał starszy.
– Nic. – Pokręciłem głową. – Zmęczony jestem.
Ale będę musiał zastanowić się nad tym tematem. Muszę upewnić się, że nie zrobiłem niczego głupiego i mężczyzna nie chlapnie nikomu niczego przez przypadek.
Jeon, ty czasem mógłbyś najpierw przemyśleć to co chcesz robić.
__________________________________________
Czy przez swoją nierozważność Jungkook wpakował się w niemałe kłopoty i nawet jeszcze o tym nie wie? A może to Jimin popełnił błąd zawierając znajomość z Jeonem? Który wyjdzie na tym lepiej?
Piszcie wszystko co wam leży na duszy❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top