Rozdział 27

Jihyun

Patrzałem jak ojciec zamiera w bezruchu odbierając telefon. Odłożyłem słoik z cytrynami na bok. Z niepokojem obserwowałem go, zaczynając się zastanawiać, kto taki mógł do niego dzwonić.

Przez chwilę do głowy przyszło mi, że może Jungkook próbuje się z nim jakoś skontaktować. Szybko odgoniłem z głowy złudne nadzieje. Nie było co marzyć, Jungkook zniknął, chociaż to może lepiej i dla niego samego. Lepsza ta cisza niż byśmy w wiadomościach usłyszeli, że go złapali. Przynajmniej ja tak uważałem.

Serce podskoczyło mi do gardła widząc jak tata upada na kolana, a dłonią przyciska usta, jakby powstrzymując szloch. Natychmiast do niego podbiegłem.

– Wszystko w porządku?

Widziałem jak bierze głęboki wdech, próbując chociaż na chwilę wziąć się w garść.

– Tak, będę. Do widzenia.

Rozłączył się i wtedy jakby tama runęła. Tata zalał się łzami, szlochając i kuląc się na podłodze. Podszedłem bliżej, chcąc by wtulił się we mnie, bo powoli zwijał się w kłębuszek smutku i rozpaczy. Chyba pierwszy raz widziałem go w takim stanie i ten widok tak bardzo bolał.

– Tato, co się stało? – Mój głos niekontrolowanie zadrżał.

Nie mogło się stać nic dobrego.

– Chcą, żebym pomógł w identyfikacji z... – Nie był w stanie dokończyć, lecz nie musiał.

Zamarłem. Nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Bo to przecież nie może być prawda. Nie może chodzić o wujka.

Z drugiej strony ciekawe, że to właśnie jego poprosili o taką rzecz. Chociaż sądzę, że po tej akcji z szurniętym policjantem, powiązali w jakiś sposób tatę z wujkiem. W końcu kilka razu musiał stawić się na przesłuchania, chociaż nikt nie był w stanie ujawnić jego jakichkolwiek powiązań z samym gangiem. Których w rzeczywistości nie było.

Upłynęło kilka minut nim tata zaczął dochodzić do siebie. Starał się wstrzymywać płacz, ocierając policzki z łez.

– Są pewni, że to on?

Zaraz ugryzłem się w język za idiotyczne pytanie.

– Nie. Dlatego wzywają mnie. Jako, że byliśmy dosyć... bliskimi znajomymi.

Przecież to okrutne. Nie wiem dlaczego, ale w głowie miałem sytuację, kiedy to policja dzwoni do mnie i każe przyjść bym rozpoznał czy zwłoki, które u siebie mają to Jinwoo. Nigdy nie chciałbym przeżyć czegoś takiego.

– Pojadę z tobą. – Oznajmiłem.

– Nie. Zostań w domu.

– Ale...

– Proszę, zostań i zaczekaj tu na mnie.

Nie chciałem się z nim kłócić w takiej sytuacji. Pomogłem mu wstać. Następnie patrzałem jak zamyka się w łazience. Tam zniknął na dłuższą chwilę, lecz gdy wyszedł wyglądał nieco lepiej. Nieco.

Zaraz opuścił mieszkanie, zostawiając mnie samego. Usiadłem na kanapie, chwyciłem telefon do ręki i zacząłem przeszukiwać Internet w poszukiwaniu jakiś wieści o znalezionych zwłokach.


Jimin

Stałem przed komisariatem nie mogąc się zmusić do wejścia do środka. W końcu jednak udało mi się przekonać samego siebie by przestać stać na dworze jak debil.

Od samego wejścia czułem na sobie dziwny wzrok wszystkich. Przypuszczałem, że duża część osób mnie kojarzy przez wzgląd na sprawę z Kim Namjoonem. Zapewne nie pałali do mnie sympatią, nawet jeśli to co zrobił ich kolega nie było normalne.

Szybko się mną zajęto. Przyszła po mnie dwójka policjantów, z którą udałem się do radiowozu. Pojechaliśmy do prosektorium, w którym znajdowało się ciało. Żadne z nas nie odzywało się zbyt wiele.

Dotarliśmy na miejsce. Panowie stali się bardziej rozmowni. Miałem małe wrażenie, że bawią się w dobrego i złego policjanta.

– Wiemy, że to może być ciężkie, ale mamy problem z potwierdzeniem przypuszczeń. Nie mamy materiału genetycznego do porównania i nie jesteśmy wstanie zdjąć odcisków palców z... – Funkcjonariusz zrobił wymowną przerwę. – Znaki szczególne się zgadzają, lecz wolelibyśmy być stu procentowo pewni, że mamy odpowiednią osobę.

– Mogę wiedzieć co się stało? Gdzie, jak...

Od wczorajszego wieczora nie oglądałem wiadomości. Nie mam pojęcia czy mówili o czymś nadzwyczajnym w telewizji.

– Ciało znaleziono w rzece.

Przygryzłem wargę, starając się nie rozkleić. Spokojnie Jimin, jeszcze nic nie jest przesądzone. Może oni się mylą. Oni muszą się mylić.

– Coś miał przy sobie? – Spytałem, chociaż nie byłem pewien czy mogą udzielić mi takich informacji.

Mężczyzna pokazał mi portfel, w którym znajdowały się zniszczone przez wodę banknoty, nieczytelny paragon oraz moje zdjęcie. Serce mi zadrżało. Skąd ktoś inny miałby moje zdjęcie?

– Są na nich odciski palców, które posiadamy w bazie, ale nie jesteśmy w stanie zdjąć ich dla potwierdzenia z denata.

– Ciało nie znajdowało się długo w wodzie, jednak... Nie będzie to najprzyjemniejszy widok. – Uprzedził mnie policjant. – Wie pan może czy Jeon Jungkook miał jakieś znaki szczególne poza tatuażem?

Teraz o to pytacie? A jeśli nie? Liczycie, że po prostu będę w stanie stwierdzić, że to on, skoro wy nie byliście?

– Poza tatuażem, to chyba tylko blizny na ciele. Nic więcej bardziej charakterystycznego.

– Nim dojdzie do identyfikacji, musimy zadać kilka pytań. – Oznajmił jeden z policjantów, gdy doszliśmy do drzwi, przed którymi stał krępy mężczyzna z sztywną podkładką. – Takie procedury.

Skinąłem głową.

– Imię i nazwisko? Data urodzenia? Zawód? – Pytał pan spod drzwi. – Kim pan jest dla zmarłego? Potencjalnego zmarłego.

Oby nikim. Oby to nie był on. Widziałem, że mężczyzna nieco się zdziwił po mojej odpowiedzi, lecz nie skomentował niczego. Wypisał odpowiedź, zadając mi jeszcze dwa pytania.

– Dobrze, pokażemy panu zdjęcia i...

– Mogę go zobaczyć?

– Niech pan uwierzy, widok ze zdjęć nie będzie przyjemny, nie wspominając już o zobaczeniu tego na żywo.

Na razie się zgodziłem, jednak zamierzałem doprowadzić do tego, by zobaczyć go na żywo. By upewnić się na sto procent. Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę.

W pierwszej kolejności pokazano mi zdjęcie twarzy. Przymknąłem na chwilę oczy, ponieważ w rzeczywistości nie był to przyjemny widok. Czas, które ciało spędziło w wodzie zrobił swoje. Na części twarzy widać było również plamy opadowe. Mimo wszystko...

– Wygląda podobnie, ale tyle to i panowie pewnie potrafili wywnioskować.

Jeden z funkcjonariuszy skinął głową, drugi cicho prychnął pod nosem. Zaczęto mi pokazywać kolejne zdjęcia. Naprawdę ciężko było mi na to patrzeć. Szczególnie, że pomimo iż ciało nie znajdowało się w najlepszym stanie, to zdawało się być ono znajome. Nie, proszę nie.

Uważnie przyglądałem się zdjęciom tatuażu, tu szukając nadziei na obudzenie się z tego okropnego ze snu. Chociaż już na ten moment wydawałoby się to nieprawdopodobne. Blizny się zgadzały. Nie było ich dużo, lecz zgadzały się z tymi, które posiadał Jungkook.

– Mogę zobaczyć go na żywo? Nie jestem do końca pewien.

– Uważa pan, że to nie on? – Spyta zły glina.

– Tego nie powiedziałem. – Zwróciłem mu uwagę. – Ale nie uważa pan, że potwierdzanie czyjeś tożsamości na podstawie zdjęć jest nieco niepewne. Skąd mam wiedzieć, czy to nie jakaś przeróbka? Blizny się zgadzają, tatuaż zdaje się też. Ale nie uwierzę, że nie żyję, póki go nie zobaczę.

– Jest pan pewien, że...

– Dajcie mi go zobaczyć ten ostatni raz. – Poprosiłem pewnym tonem.

Policjanci przez chwilę patrzeli na siebie. Następnie jeden z nich poszedł porozmawiać z pracownikiem prosektorium. Nie byli chętni na pokazanie mi ciała, to było pewne. Serce zabiło mi mocniej, kiedy zgodzono się na moje żądania.

Zaprowadzono mnie pod drzwi, za którymi miał leżeć Jungkook. Gdy wszedłem do środka i zobaczyłem przykryte ciało, pożałowałem swojej zawziętości. Jednak nie uwierzę, że to on, dopóki na własne oczy się nie przekonam, że to jego ciało.

Po zdjęciach wiedziałem czego się mniej więcej spodziewać. Jednak, gdy zdjęto przykrycie miałem wrażenie, że zaraz zwymiotuję. I to nie z powodu tego jak wyglądało ciało. A właściwie z tego, ponieważ naprawdę wyglądało na Jungkooka.

– Wszystko w porządku?

Skinąłem głową. Przyglądałem się ciału, szukając charakterystycznych cech. Było mi coraz słabiej z każdą kolejną. Resztki nadziei w szybkim tempie ze mnie ulatywały. Czułem jak oczy zaznają mnie piec.

Lekko drżąc chwyciłem zimną rękę i zacząłem ją delikatnie obracać, przyglądając się tatuażom. Uważnie przyglądałem się każdemu kawałkowi skóry pokrytego tuszem.

Zalałem się łzami, upadając na kolana, w dłoni trzymając zimną dłoń. Nie mogłem pohamować wodospadu, który wydostawał się spod moich powiek.

– Proszę pana. – Policjant dopadł mnie i spróbował podnieść. – Wszystko w porządku?

– Może pan potwierdzić lub zaprzeczyć, że ciało należy do osoby Jeon Jungkook. – Odezwał się drugi z funkcjonariuszy służbowym tonem.

– To on. – Powiedziałem między spazmami płaczu.

Próbowano mnie zabrać od ciała, lecz nie byłem zbyt współpracujący. W końcu policjanci wyprowadzili mnie na zewnątrz, czekając z większym lub mniejszym spokojem, aż nieco się opanuje. Dobry glina przyniósł mi szklankę zimnej wody, za którą podziękowałem.

W końcu udało mi się jakoś zapanować nad kłębiącymi się we mnie emocjami. Chociaż oczy jeszcze roniły pojedyncze łzy.

Zaczęła się dalsza część z papierologią, jako że pomyślnie zidentyfikowano ciało. Starałem się jakoś to przetrwać. Sam nie marzyłem o niczym innym jak o znalezieniu się we własnym domu i zamknięciu się w swoim pokoju.

Miałem wrażenie, że wrócenie na komendę zajęło nam wieczność. Byłem już wolny. Ciężko mi było wracać w takim stanie do domu. Założę się, że moje powieki nadal są czerwone i opuchnięte. Głowa nadal mnie potwornie bolała. Podczas drogi powrotnej starałem się skupić wzrok na drodze, chociaż w głowie miałem całkowitą pustkę.

Gdy tylko przekroczyłem próg mieszkania, osunąłem się plecami po zamkniętych drzwiach. Usiadłem na podłodze nie mając na nic siły.

– Tato, wróciłeś? – Usłyszałem głos Jihyuna.

– Potwierdziłem, że to on.

Głupie chuje, macie swojego Jeon Jungkooka. Widziałem jak chłopakowi zadrżała warga.

– Ale to nie było jego ciało. – Dopowiedziałem po chwili.

– Co? – Bąknął zaskoczony.

– Nie mam pojęcia jakim cudem. Miał takie same tatuaże. Nawet zranienia na ciele. Ale... ale to nie był on.

– Jesteś pewien? Jesteś pewien, że po prostu nie byłeś w szoku i nie...

– Jihyun, wiem co widziałem. On był jak jego sobowtór. Jak klon! Ale to nie był Kookie.

Uśmiechnąłem się, a następnie zacząłem się nerwowo śmiać. Chyba część emocji właśnie odpuszcza. Syn pochylił się i przytulił się do mnie samemu mając na ustach delikatny uśmiech.

Nie miałem pojęcia, gdzie teraz był mój Jungkookie. Czy był w mieście, w kraju czy w ogóle na tym kontynencie. Liczyło się to, że najprawdopodobniej był bezpieczny. Mój umysł zaczęły zalewać wspomnienia.

– Co tam masz? – Spytałem spoglądając na niewielki opatrunek na wytatuowanej ręce. – Coś sobie zrobiłeś?

– Otóż nie. – Powiedział z niezwykle szerokim uśmiechem. – Chcesz zobaczyć co tam mam?

– Tak.

– Ale jesteś stu procentowo pewien, że chcesz dostąpić tego zaszczytu? – Droczył się ze mną.

– No pokaż mi w końcu. – Szturchnąłem go ramieniem.

Młodszy zdjął ze swojej ręki niewielki opatrunek, ukazując mi to, co się pod nim skrywało. Przez chwilę przypatrywałem się czarnym liniom, po chwili delikatnie gładząc je palcami. Skóra była jeszcze zaczerwieniona. Musiał to być naprawdę świeży nabytek. Ryzykowałbym powiedzenie, że mogło to pojawić się na jego skórze jeszcze dzisiejszego dnia.

Uśmiechnąłem się ciepło gładząc niewielki kawałek skóry wokół tatuażu. Elegancko wykreślone JM wtapiało się pomiędzy obecne tatuaże.

– Kocham cię. – Szepnął Jungkook, całując moją skroń.

Wtuliłem się w jego ciało będąc naprawdę szczęśliwy.

Mając syna blisko siebie spojrzałem w stronę laptopa. Już jakiś czas niczego nie publikowałem. Nie dokończyłem pisać opowiadania, rozdziały, które wstawiałem dawno dogoniły te, które pisałem. Nie miałem pojęcia na zakończenie. Szczególnie szczęśliwe, a o takie prosił Jungkook. Jednak teraz czułem, że chyba wiem jak zakończyć tę opowieść.

_________________________________________

Szczęśliwe zakończenie... rozdziału? Nie bójcie się, to jeszcze nie koniec 😉

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top