Rozdział 21

Jungkook

Wiedziałem, że to bez sensu, ale i tak próbowałem się do niego dodzwonić. Średnio co godzinę atakowałem telefon Taehyunga serią połączeń, lecz żadnego z nich nie udało mi się zrealizować. Od kilku dni jest cisza z jego strony. Nikt nie może się z nim skontaktować.

Kazałem Enterowi namierzyć ostatnią lokalizację telefonu V, lecz w niczym nam to nie pomogło. Wyglądało jakby wyłączył telefon w czasie jazdy. W okolicy nie było żadnych kamer, które by nam pomogły ustalić coś więcej.

Po prostu rozpłynął się w powietrzu.

Jednak jeśli my nie dajemy rady go znaleźć, jest jeszcze jednak możliwość. Wybrałem numer przyjaciela z nadzieją, że odbierze.

– Dawno się do mnie nie odzywałeś. – Słusznie stwierdził. – Masz dla mnie coś ciekawego?

– Możesz dla mnie sprawdzić czy ktoś nie figuruje u was jako zatrzymany?

– W porządku. – Odparł niechętnie. – Kto?

– Kim Taehyung.

– To jeden z waszych? Nie sądziłem, że będziesz mi podawał swoich na talerzu. – Zaśmiał się.

– Namjoon, nie mam humoru na twoje kiepskie żarty. – Odwarknąłem.

– Skoro każesz mi go sprawdzać to zapewne tak. – Nie przejął się moim tonem. – Widzę, że ma już jakąś kartotekę, głównie kradzieże.

– Jest u was?

– Nie. – Odpowiedział w końcu. – Coś jeszcze?

– Nie, wielkie dzięki.

– Ej, Kook. – Zatrzymał mnie na linii. – Rzuć mi niedługo coś ciekawego.

Prychnąłem rozbawiony.

– Najpierw ty musiałbyś mieć coś w zamian. Ale niedługo może będę miał się czym wymienić. Będziemy w kontakcie.

Rozłączyłem się.

Policja go nie zgarnęła. W takim razie co się z nim stało? Przecież nie mógł się rozpłynąć w powietrzu. Zieloni coś by mu zrobili? Nie. Za dwa dni mamy dobijać targu. Nie robiliby tak głupiego kroku i porywali jednego z naszych.

Miałem nadzieję, że niedługo się odnajdzie. Coraz bardziej bałem się, że stała się mu jakaś krzywda. Oby tylko odnalazł się przed spotkaniem z Ddeng. Nie chcę tam się pojawiać bez niego. Dobijanie współdzielenia portu przy takich okolicznościach nie byłoby dobrym ruchem.

Ostatecznie nie mogąc usiedzieć w miejscu ruszyłem na miasto. Kręciłem się po naszym terytorium licząc, że jakimś cudem wpadnę na Taehyunga. Przeszedłem się też w ostatnie miejsca, w których jego telefon logował się do sieci. Żadnych poszlak poza świeżym graffiti zapewne jego autorstwa.

W akcie desperacji postanowiłem się udać w ostatnie miejsce, gdzie mógł się znaleźć. Zaszedłem do jednej z gorszych dzielnic, gdzie przyjaciel spędził dużą część swojego dzieciństwa. Wszedłem po znajomych schodach, by na koniec zapukać do drzwi, z których złaziła farba.

– O, Jungkook. Dawno cię nie widziałam. – Uśmiechnęła się do mnie kobieta.

– Dzień dobry. – Ukłoniłem się lekko. – Chciałem spytać czy TaeTae nie odwiedzał pani ostatnio?

– Jakiś czas temu dzwonił, ale nie przychodził. – Pokręciła głową. – Coś się stało? – Spytała zmartwionym tonem.

– Nie. – Starałem się ją uspokoić. – Gdyby się pojawił, prosiłbym by się do mnie odezwał.

– Dobrze.

– A jeszcze spytam, pani męża nadal nie odnaleziono?

Widziałem smutny wyraz na jej twarzy, którego kompletnie nie rozumiałem. Ale dobrze było widzieć kobietę bez żadnych siniaków. Brak tego konkretnego mężczyzny w jej życiu wyraźnie jej służy.

– Proszę się nie martwić, tacy jak on zawsze spadają na cztery łapy. – Rzuciłem na pożegnanie. – Do widzenia.

Eh, Taehyung nigdy jej nie powie prawdy. Skoro po tym wszystkim ona nie potrafi się cieszyć z jego zniknięcia i cieszyć się życiem bez przemocy to nie dowie się co się z nim stało. Nawet samo powiedzenie jej, że nie żyje to byłoby dla tej kobiety za dużo.

Obecna sytuacja jednak nie stała się lepsza. Nadal nie było wiadomo, gdzie podział się Taehyung. Wierzyłem, że gdziekolwiek by nie był, cokolwiek by się nie działo, da sobie radę. Jednocześnie plułem sobie w brodę, że początkowo zlekceważyłem telefon chłopaków i zająłem się tym dopiero nad ranem.

Taehyung

Posadzili mnie twardo na krześle. Gdy z moich nadgarstków zniknęły kajdanki pomasowałem je. Były dosyć obolałe przez ciasne zaciśnięcie i ciągłe poszarpywania. Przetarłem wierzchem dłoni po wardze, na której nadal znajdował się strup i opuchlizna.

Ciszę przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili w środku pojawił się funkcjonariusz. Prychnąłem pod nosem i poprawiłem bluzę, którą miałem na sobie. Od kilku dni miałem na sobie to samo ubranie, tą samą bieliznę. Mam nadzieję, że w końcu zacznę śmierdzieć na tyle, że zacznie im to przeszkadzać.

Mężczyzna położył kubek z gorącą kawą na stole i usiadł przed laptopem znajdującym się na dzielącym nas biurku.

– Imię i nazwisko. – Powiedział oschle funkcjonariusz.

– Naprawdę zamierzasz pierdolić się z tym za każdym razem.

– Imię i nazwisko. – Powtórzył, nawet na mnie nie patrząc.

– Kim Taehyung.

– Czym masz jakieś powiązania z J-Unit? – Zadał kolejne pytanie.

– Przecież to, kurwa, wiesz. W innym wypadku nie siedział byś tu ze mną kolejny dzień i nie próbował się czegoś dowiedzieć. – Warknąłem. – Ale wiesz co, nie ma szans. Nie sypnę.

Policjant zaśmiał się i sięgnął po kubek z kawą. Upił z niej łyk, na koniec mlaszcząc i wypuszczając powietrze ze smakiem.

Odwróciłem wzrok. Nawet nie miałem za bardzo śliny by ją przełknąć. Od dawna niczego nie piłem. Poza tym ojciec zawsze nalewał sobie do podobnego kubka alkoholu, delektując się procentami niczym poranną kawą.

– A mi się wydaje, że w końcu się przełamiesz.

– Od zawsze wiedziałem, że jesteś dwulicowym psem. – Syknąłem.

– I gówno ci z tego przyszło. – Powiedział luźno. – Słuchaj, ja mam czas, ale wy zdaje się, że niedługo macie dosyć ważną transakcję do ubicia. Nie sądzisz, że Jeon wolałby byś się zjawił.

Zacisnąłem szczękę. Sukinsyn wiedział więcej, niż sądziłem. Niż sądziliśmy. W głowie starałem się wymyślić sposób by jakoś ostrzec Jungkooka przed nim. Wątpiłem by wypuścili mnie od tak. Założę się, że będę miał podsłuch. Jeśli nie na sobie, to telefon na pewno nie będzie bezpieczną linią.

Tak jak wczoraj i przedwczoraj Namjoon próbował coś ze mnie wydusić. Ja albo nie odpowiadałem, albo wypierałem się wszystkiego. On chyba nie sądzi, że dam mu jakiekolwiek informację. Nie ma takiej karty przetargowej, która by sprawiła bym wydał kogokolwiek.

W końcu przesłuchanie się zakończyło. Ponownie zaciśnięto na moich nadgarstkach kajdanki. Policjanci odprowadzający mnie do celi urządzali sobie docinki w moją stronę, którymi się nie przejmowałem.

Tym razem poprowadzono mnie inną drogą. Szedłem korytarzami oświetlonymi przez zimne, białe światło. Rozglądałem się po uchylonych pomieszczeniach, nie mając nic ciekawszego do roboty.

Mijając jeden z pokoi stanąłem w miejscu. Nie mogłem oderwać wzroku od tablicy znajdującej się naprzeciwko. Drzwi były zaledwie uchylone, lecz przestrzeń między nimi a futryną była na tyle duża bym dostrzegł całą galerię zdjęć.

I nie byłoby w tym nic interesującego, gdyby nie byłyby to zdjęcia tak bardzo znajomych mi osób. Byłem tam ja, Jungkook i... Poczułem lekkie, bolesne ukłucie w klatce piersiowej.

Mają nas. Wszystko, kurwa, o nas wiedzą. O J-Unit, o Ddeng. Bawią się z nami. Czekają tylko na odpowiedni moment by zgarnąć wszystkich. I nie będą musieli długo czekać. Za dwa dni wszyscy najważniejsi członkowie obu gangów spotkają się razem.

– Idziemy. – Policjant szarpnął mnie za kajdanki.

A ja nie byłem w stanie iść. Stałem otępiały, dopóki dwaj mężczyźni siłą nie zaczęli prowadzić mnie do przodu.

Moje myśli cały czas skupiały się wokół zdjęć z naszymi danymi niczym tablo w szkole.

Powiedzenie, że jesteśmy w czarnej dupie to mało.

Jimin

Z smutkiem patrzałem na młodszego. Sam nie poruszał tego tematu, lecz widziałem, że cały czas go to męczy.

– Ten twój przyjaciel nadal się nie znalazł, mam rację? – Odezwałem się.

Pokręcił głową. Nie chciał ze mną o tym mówi, ponieważ nie chciał mnie niepokoić. A ja i tak się tym martwiłem. Bo skoro z niewyjaśnionych powodów zniknął jego przyjaciel, to kto mi zagwarantuje, że w niewyjaśnionych okolicznościach nie zniknie mi nagle Jungkook?

Poza tym w weekend miało się wydarzyć coś ważnego. Nie chciał mi zdradzać szczegółów, a ja nie dopytywałem. Bałem się tylko, że może to być coś niebezpiecznego.

Szybkim ruchem przeniosłem się na kolana starszego. Spojrzał na mnie nieco zaskoczonym wzrokiem.

– Nie lubię widzieć cię takiego zmartwionego i zasmuconego. – Powiedziałem na koniec skradając mu krótki pocałunek.

Uśmiechnął się delikatnie, co od razu wywołało na mojej twarzy wyraz zadowolenia. Zaczęliśmy się obdarowywać powolnymi, pojedynczymi pocałunkami.

Zszedłem natychmiast z jego kolan słysząc otwierające się drzwi. Oblizałem szybko usta oraz poprawiłem włosy, mając nadzieję, że Jihyun niczego nie zauważy.

– Tato, jedziemy? – Spytał od razu.

Jungkook spojrzał na mnie pytającym spojrzeniem.

– Jasne. – Skinąłem głową wstając z kanapy.

– Wujek jedzie z nami?

– Rany, nadal nie mogę się przyzwyczaić do tego wujek. – Wzdrygnął się jakby miał dreszcze. – Gdzie jedziemy?

– Sam chciałeś jechać z nami. – Powiedziałem, będąc ciekaw czy się domyśli.

Zajęło mu to zaledwie dwie sekundy. Dwie sekundy nim wystrzelił z kanapy i spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem i roziskrzonymi oczami. On się chyba bardziej cieszy od Jihyuna.

– Jedziemy po kicie?!

– Po pana kicia. – Sprecyzował Jihyun. – Zajedziemy jeszcze po Jinwoo.

– Tak, pamiętam o nim.

Rodzinna wycieczka po kota. Nie rozumiałem tylko, dlaczego akurat takiego. Ciekawe jak zareaguje Jungkook oraz jaki stosunek do tego ma Jinwoo.

Kookie jakby chwilowo zapomniał o troskach co mnie cieszyło. Wszyscy udaliśmy się do wyjścia. Po zapakowaniu się do auta skierowaliśmy się pod dom chłopaka syna. Dopiero po tym mogliśmy ruszyć do niewielkiej mieścinki za miastem, gdzie znajdowała się pani, która miała przyszłego kota Jihyuna.

– Masz już dla niego imię? – Spytał Jungkook czasie drogi.

– Tak. JJ.

Ta litera jest chyba jakimś przeznaczeniem w naszym życiu. Jimin, Jungkook, Jihyun, Jinwoo. A teraz i JJ. Śmiałem się w duchu, Jihyun Junior. Chociaż może lepiej nie, bo jak ma być tak charakterny jak on, to ja podziękuję. Jeden taki mi wystarczy.

Zaczęła się rozmowa o kotach. Jungkook próbował wypytać Hyuna co to za kot, lecz on milczał twardo jak ja. Chyba oboje byliśmy ciekawi jego reakcji. Jednak okazało się, że Jinwoo również nie wie co za dziwactwo sprowadza mi pod dach syn.

W końcu dotarliśmy na miejsce. Widziałem po Jungkooku, że bardzo starał się by go nie nosiło. Patrząc na niego miałem wrażenie, że mam przed sobą wyrośnięte dziecko z ADHD, które bardzo próbuje się pohamować.

Oczywiście Hyun również był bardzo podekscytowany. W końcu to miał być jego zwierzak.

Do domu zaprosiła nas kobieta, która zdawała się być wieku zbliżonym do mojego. Uśmiechnęła się widząc tak dużą ekipę powitalną dla nowego członka rodziny.

I szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że będzie inaczej. Jihyun oczywiście uśmiechał się od ucha do ucha, gdy wręczono mu do rąk jego wybrańca. Jinwoo uśmiechał się delikatnie patrząc na Hyuna i kocię w jego rękach.

A Jungkook? Jungkookowi świeciły się oczy niemal jak nigdy, a dłonie zaciskał w pięści starając się zachować spokój i nie uzewnętrzniać swojego podekscytowania. Może i on powinien sprawić sobie zwierzaka, skoro aż tak bardzo go one cieszą?

Chłopaki zajęli się podziwianiem i zachwycaniem małym JJ'em, a ja zająłem się podpisywaniem umowy kupna. Dostaliśmy nawet małą wyprawkę dla kociaka. Kobieta wytłumaczyła jeszcze Jihyunowi najważniejsze rzeczy, w kwestii opieki nad kotem, po czym mogliśmy się pożegnać.

Ponownie zapakowaliśmy się do auta. Młodzież siedziała z tyłu, a starsi zajmowali przednie miejsca. Widziałem jak Jungkook co chwila zagląda do tyłu.

Droga powrotna minęła nam w mgnieniu oka. Nim się obejrzeliśmy astawialiśmy małego kociaka na podłodze w naszym mieszkaniu. Ten natychmiast potruchtał do salonu, a cała trója za nim.

– Jaki słodki. – Powiedział Jungkook biorąc malucha na ręce. – Jaki ciepły!

– Jungkook, nie posikaj się z tego szczęścia.

– Zobacz jaki ciepły! Dotknij!

– Proszę, nie każ mi go dotykać.

– On nie ma gorączki? – Jungkook przerzucił się na Jihyuna.

– Nie. One mają po prostu wyższą temperaturę ciała. – Poinformował go.

– Taki mały grzejniczek. – Ekscytował się dalej. – Dobra, trzymaj.

Oddał kota Hyunniemu, ale sądziłem, że najchętniej to nie wypuszczałby go ze swoich rąk.

– Dlaczego nie chcesz go dotknąć? – Dopytywał Kookie, jakby to nie było oczywiste.

– Wolałbym gładzić mięciutką sierść niż gołą skórę.

– Ale jaką ciepłą. Taki ciepły kotek do głaskania to nawet lepszy niż taki włochaty kotek.

– Podziękuję. – Stawiałem na swoim.

– Inne ciepłe rzeczy lubisz. – Mruknął sugestywnie.

– Jungkook! – Naskoczyłem natychmiast na niego, ponieważ nie byliśmy sami.

– Nie możesz się czasem powstrzymać?! – Krzyknął Jihyun, zatykając Jinwoo uszy, lecz oczywiście to niczemu nie zapobiegło. – Idziemy do mnie.

Jihyun zgarnął kota i wraz z chłopakiem udali się w stronę jego pokoju.

– Pokaż mu, gdzie ma kuwetę! – Uprzedziłem go nim postanowił się zamknąć. – Ja po nim sprzątać nie będę!

Po chwili zostaliśmy sami w salonie.

– Ten kot jest świetny. – Jungkook nie mógł przestać się zachwycać.

– Widzę, że ci się spodobał. – Uśmiechnąłem się w jego stronę. – Może sam powinieneś sobie sprawić kota, mimo wszystko jest mniej wymagający niż psiak.

– Nie wiem. – Skrzywił się. – Mam chyba pewien uraz do posiadania osobiście zwierzaka przez ojca. Poza tym boję się, że będzie się czuł samotny, bo są momenty, gdy bywam dużo poza domem.

– Jaki można mieć uraz do posiadania zwierzaka? – Prychnąłem.

– Ojciec zastrzelił mi psa na moich oczach, gdy miałem czternaście lat.

– Przepraszam, że pytałem. – Odezwałem się natychmiast.

– Nie przepraszaj. – Uśmiechnął się do mnie i objął ramieniem.

Przez moment zapomniałem, że dzieciństwa Jungkooka nie można było nazwać normalnym. Młodszy mimo wszystko pochylił się w moją stronę z przebiegłym uśmieszkiem.

– Ale skoro już mówiliśmy o ciepłych rzeczach... – Wymruczał mi do ucha.

– Jungkook, powtarzam, nie jesteśmy sami.

– Wiem. Będę cicho. – Złożył powolny pocałunek na mojej szyi.

– Nie lubię jak jesteś cicho.

– To też wiem. Dlatego następnym razem widzimy się u mnie. – Jego język przejechał po mojej skórze. – Potrzebuję chwili relaksu przed ciężkim weekendem. – Prosił dalej.

Rzadko kiedy potrafiłem mu odmówić. Jego ciepły oddech i usta muskające moją szyję nie pozwalały mi racjonalnie myśleć. Westchnąłem ciężko i podniosłem się z kanapy, by wraz z Jungkookiem przenieść się do mojej sypialni. Mimo wszystko już miałem przyjemne dreszcze.

Jungkook

Leżałem na kanapie z oczami przesłoniętymi przedramieniem. Chciałem zrobić sobie krótką drzemkę. Zapowiadała się ciężka noc.

Spojrzałem w stronę telefonu i nie wierzyłem własnym oczom. Sam już nie wiedziałem czy bardziej jestem na niego zły, że nie odzywał się do nikogo przez ten czas, czy jednak cieszyłem się, że żyje. Bo różne myśli przez ten czas przechodziły mi przez głowę.

– Tae. – Powiedziałem z ulgą.

– Co, chyba nie myślałeś, że gdzieś wykorkowałem. – Zaśmiał się, lecz nieco trochę sucho.

– Gdzieś ty był przez ten czas?! – Naskoczyłem na niego.

Naprawdę wszyscy się o niego martwiliśmy. Lepiej, żeby miał dobre wytłumaczenie.

– Byłem u matki. Ojciec wrócił, nie chciałem jej zostawiać samej.

Czułem jak cała krew ze mnie odpływa.

– Rozumiem. – Westchnąłem nieco smutno. – I co, znowu się laliście? – Starałem się by mój głos brzmiał naturalnie.

– Jestem cały, chyba nie sądzisz, że dałbym się sprać takiemu dupkowi. – Prychnął z pewnością siebie.

– Już się brałem, że nie wrócisz przed... – Uciąłem, nie wiedząc ile mogę powiedzieć.

– Już jestem z powrotem.

– To dobrze, wiesz, że bez ciebie w nic nie wchodzę. Już się obawiałem, że będziemy wszystko przekładać. – Zaśmiałem się.

– Spokojnie. Ojciec z powrotem gdzieś polazł, więc mama jest bezpieczna. Będę. – Odparł rzeczowo.

– W takim razie do zobaczenia. Nic się nie zmieniło.

Rozłączyłem się, powstrzymując się od rzucenia telefonem o ścianę. Kurwa, kurwa, kurwa! To nie może być prawda. Skoro narzucił rozmowę o swoim ojcu to nasze telefony muszą być na podsłuchu. Tylko nasza dwójka tak naprawdę zna prawdę. Dla innych co chociażby orientowali się w sytuację Taehyunga z jego rodzicami, wszystko zabrzmiałoby prawdziwie. Już pomijając fakt, że wcale go u niej nie było.

Nie miałem pojęcia co robić. Uciekać? Ale przecież nie mam pewności przed kim. Obawiałem się, że palce w tym mogła maczać policja. Tylko dlaczego Namjoon mnie o niczym nie ostrzegł? Jeśli to oni, mogę mieć założony jakiś ogon.

Wspominał o dzisiejszej transakcji. Chce żeby wszystko przebiegło tak jak zaplanowaliśmy. Albo ktoś tego chce. Kilka spraw stało się nieco jaśniejszych. Zależy im na zgarnięciu wszystkich podczas handlu. Dlatego nie wyłapują nas teraz.

Jeśli się tam zjawię to po mnie. Jeśli tam nie pójdę, to złapią pozostałych, a ja będę tylko kwestią czasu, jeśli już ktoś mnie nie pilnuje. Przynajmniej według moich wstępnych podejrzeń. Nie mam jak się o tym przekonać. Poza tym mam mało czasu. Pozostało tylko kilka godzin.

Pani Kim!

Jihyun

Było to trochę dziwne i niepokojące. Jednak sądziłem, że nie mogę odmówić. Poza tym wujek Jeon tyle razy ratował mi tyłek, że byłoby głupio gdybym odmówił, gdy mnie w końcu o coś poprosił.

Tylko dlaczego zrobił to z jakiegoś obcego numeru? Miałem złe przeczucia.

Rozejrzałem się dookoła. Podejrzana dzielnica, niemal same mieszkania socjalne. Miałem nadzieję, że nie zaczepi mnie tutaj żaden pijaczyna czy ćpun. Ojciec by chyba zszedł na zawał, że szwędam się tu samemu wieczorem.

Spojrzałem na tabliczkę powieszoną na ścianie bloku, a następnie na adres w telefonie. To tutaj. Wszedłem do obskurnego budynku, zaraz wspinając się po starych, zniszczonych schodach.

– To chyba to mieszkanie. – Mruknąłem cicho do siebie.

Zapukałem niepewnie do drzwi. Serce waliło mi jak u konia wyścigowego. W każdej chwili byłem gotowy do ucieczki. Ulżyło mi widząc przyjaznej aparycji starszą kobietę. Była widocznie zaskoczona moją wizytą.

– Dobry wieczór. – Uśmiechnąłem się nieśmiało. – Jestem znajomym Jungkooka. Nie mógł przyjść, ale kazał spytać czy może TaeTae niczego dla niego u pani nie zostawił.

Trochę poplątane, lecz miałem nadzieję, że nie będzie dopytywała. Tak naprawdę nie miałem pojęcia o kogo chodzi. Mogłem się tylko domyślać, że o jakiegoś jego znajomego lub jakiegoś handlarza.

– Dobry wieczór. Tak właściwie to tak. – Skinęła głową. – A co się stało z Kookiem? Chory? Ostatecznie chłopcy się niemal minęli. – Zaśmiała się.

Nie miałem pojęcia o czym mówi, jednak...

– Przeziębił się nieco. – Przyznałem, mając nadzieję, że dobrze robię.

– Teraz pogoda jest strasznie zdradliwa. – Mówiła, krzątając się po przedpokoju. – Proszę, to dla niego.

– Dziękuję pani bardzo. Do widzenia, dobrej nocy.

– Dziękuję. – Uśmiechnęła się łagodnie. – Wracaj prosto do domu. Nie powinieneś się kręcić tutaj o takiej godzinie. Rodzice na pewno się martwią.

– Dobrze. Wrócę prosto do domu.

Schowałem niewielką kopertę do bluzy i wyszedłem z budynku. Nawet gdyby nie rady kobiety i tak udałbym się prosto do domu. Nie miałem zamiaru łazić tutaj o tej godzinie. Złapałem pierwszą lepszą taksówkę, ciesząc się mogąc opuścić tę dzielnicę.

Będąc w domu przekładałem kopertę z ręki do ręki. Nie wiedziałem co teraz powinienem zrobić. Mogę ją otworzyć? Jak mam przekazać Jeonowi jej zawartość? Numer z którego do mnie pisał już nie odpowiada. Zresztą tak jak jego właściwy.

Prosił o szybką odpowiedź z mojej strony, ale jak w tej sytuacji miałem to zrobić?! I tak trochę sobie wypominałem, bo minęła dłuższa chwila nim zauważyłem wiadomość od niego.

Otworzyłem kopertę, postanawiając przekonać się co jest w jej środku. Kartka, a na niej trzy krótkie zdania. Przełknąłem ciężko ślinę. Szybko schowałem kartkę z powrotem do środka i na tyle ile było to możliwe skleiłem z powrotem kopertę.

Wyszedłem z pokoju, rozglądając się za tatą. Stał w kuchni szykując kolację. Tymczasowo schowałem kopertę do tylnej kieszeni spodni. Nie wiedziałem jak powinienem ugryźć temat.

– Nie idziesz dzisiaj do wujka?

– Nie, czemu? – Spytał marszcząc brwi.

– Coś wspominał, że będę miał wolny dom i jakoś myślałem, że chodzi o dzisiaj. – Powiedziałem nieco zawiedzionym tonem.

– Nie, dzisiaj miał coś ważnego do załatwienia.

Cholera. Serce zaczęło mi walić mocniej. Spóźniłem się? Tylko on wie, gdzie mieszka Jungkook.

– A nie mógłbyś do niego pójść i zrobić mu niespodziankę czy coś? – Spytałem nieco błagalnym tonem.

– Jak go nie ma w domu to i tak nie wejdę. – Odparł.

Jednak wyciągnął telefon, po chwili jednak marszcząc brwi. Nie odpowiada. Czyli taka sama sytuacja u mnie. Ojciec jednak ma rację, że jeśli go nie ma w domu to nie ma jak wejść, a jeśli już poszedł to się spóźniłem.

Jungkook

Chyba bardziej stresujących chwil jak teraz to ja w życiu nie miałem. Nie miałem pojęcia czy dobrze robię. Czego bym nie postanowił, istniało ryzyko, że właśnie ta opcja będzie najgorszą w moim życiu.

Spojrzałem na telefon. W duchu jednak liczyłem na telefon od kogokolwiek z chłopaków z opierdolem, gdzie ja właściwie jestem. Że wszystko co sobie uroiłem w głowie okaże się nie śmiesznym wymysłem mojej sparanoizowanej wyobraźni.

Przełknąłem ciężko ślinę. Niemal podskoczyłem, gdy telefon zaczął dzwonić. Namjoon. Miałem mieszane uczucia.

– Mają cię! – Pierwsze co usłyszałem od niego. Ton jego głosu wskazywał wyraźnie na zdenerwowanie.

Ostrzegasz mnie czy stwierdzasz fakt, zakłamana szujo?!

– Namierzyli cię. Wiedzą, gdzie mieszkasz. Uciekaj! Zaszyj się gdzieś, wyrzuć ten telefon i zniknij gdzieś na jakiś czas.

W tym mógł być jakiś podstęp. To jednak nie zmieniało faktu, że nie powinienem pozostawać w mieszkaniu. Jeśli będę tu czekał, złapią mnie.

– Powodzenia Jeon. – Powiedział na pożegnanie.

Miałem wrażenie, że w jego głosie była prześmiewcza nuta lub ja sam ją sobie tam dodałem. Myślałem, że już wcześnie byłem zdenerwowany. Teraz jednak moje ręce zaczęły drżeć.

Wiedzieli, że się nie zjawię i postanowili wyłapać nas jednocześnie? Szybko wysłałem do wszystkich krótką wiadomość. Uciekajcie, mają nas. Miałem nadzieję, że zdążą. Podobną nadzieję żywiłem względem siebie.

Rozejrzałem się po mieszkaniu. Nie było tu wiele przydatnych rzeczy. Żadnych zagrażających nam dokumentów.

Wyłączyłem telefon i wyciągnąłem z niej kartę SIM. Niewielki plastik złamałem w pół i wrzuciłem do szklanki z wodą. Telefonem cisnąłem w ścianę.

Biegiem ruszyłem w stronę szafy, wyciągając z niej w połowie pustą torbę i ładując do niej bieliznę oraz ubrania. Nie wiedziałem co powinienem jeszcze ze sobą wziąć. Pakowałem się w zawrotnym tempie.

Nie wiedziałem ile miałem czasu. Dopiero wyruszali z komendy, czy już byli w trakcie drogi, a jeśli tak to jak daleko są od mojego mieszkania?

Co chwilę miałem wrażenie, że słyszę odgłos ciężkich butów na korytarzu, wspinających się po schodach. Serce waliło w mej piersi jak młot, a w uszach słyszałem buzującą krew.

– Dobra. – Powiedziałem, zapinając zamek torby.

Nie wiedziałem czy mam wszystko, ale będzie musiało mi to wystarczyć. Nie mogę sobie pozwolić na zmarnowanie więcej czasu.

Zamarłem w bezruchu słysząc dzwonek do drzwi. Zagryzłem wargę i zacisnąłem powieki, czując napływające do oczu łzy. Nie chcę siedzieć, nie chcę iść do więzienia. Ja nie mogę pójść siedzieć! Dobrze wiedziałem, że to się dla mnie dobrze nie skończy.

Pukanie do drzwi.

__________________________________________

Czasami ciężko mi się powstrzymać by nie odpowiedzieć na wasze komentarze z teoriami co dalej, ale co bym nie napisała, to boje się, że za dużo bym wam zdradziła 🙈

No i się posypało. Na szali ważą się losy Jungkooka. Niestety wierny pies Namjoon, okazał się gryźć rękę, która go krami. 

Czy Jungkookowi dopisze szczęście i uda mu się wyjść z tego bez szwanku? Jak cała akcja odbije się na związku Jikooków? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top