Rozdział 2
Jungkook
Uśmiechnąłem się widząc dezorientację na jego twarzy. Dosiadłem się do jego stolika. Kątem oka spojrzałem na prawie pustą butelkę soju.
– Możesz mnie nie kojarzyć. Miałem na sobie maskę. – Wyjaśniłem. – Wpadłem na ciebie wczoraj wieczorem. Przepraszam, że cię przewróciłem. Mam nadzieję, że nic sobie nie zrobiłeś.
Widziałem po jego oczach, że sytuacja nieco się rozjaśniła.
– Dwie butelki soju! – Podniosłem rękę, zwracając na siebie uwagę kelnera. – Picie w środku tygodnia?
– Ty również nie zjawiłeś się tutaj by podziwiać wnętrze. – Zwrócił mi uwagę.
– Racja. Mam ciężki tydzień, a zapowiada się jeszcze gorszy. Poza tym nie pamiętam, kiedy ostatni raz wyszedłem się napić.
– Ja ostatni raz piłem kilka miesięcy temu. – Zaśmiał się sucho.
– Tego nie mogę powiedzieć, ale coś nas łączy. Oboje chyba rzadko gdzieś wychodzimy. – Uśmiechnąłem się do niego.
Przyjrzałem się mężczyźnie, który polewał sobie i mi świeżo przyniesionego alkoholu. Był niczego sobie. Jasnobrązowe oczy skupione były na precyzyjnym nalaniu trunku do naczynia. Czarne włosy opadały mu na czoło, lecz gdy zaczesał je dłonią do tyły, na jego głowie pojawił się przedziałek odsłaniający czoło.
Koszula i czarne spodnie oraz ciemne półbuty wskazywały na pracę biurową. Na pewno nie robił fizycznie. Chociaż śmiałem sądzić, że ciało pod tą koszulą prezentuje się nie najgorzej.
– Park Jimin. – Przedstawił się, odstawiając butelkę na stół. – Z kim mam przyjemność pić?
– Jeon Jungkook. – Odpowiedziałem, przez chwilę wahając się czy powinienem mówić prawdę. – Twoje zdrowie, Park.
Wypiliśmy pierwszy kieliszek. Poczułem miłe pieczenie w gardle.
Ponownie zacząłem przyglądać się mężczyźnie. Nic więcej nie potrafiłem powiedzieć na podstawie jego wyglądu. Nie miał obrączki na palcu, nie był żonaty. Jest szansa.
– Ja miałem zły tydzień. A ty, czemu pijesz? – Pozwoliłem sobie zapytać.
– Kłótnia z synem. – Uśmiechnął się krzywo.
Syn. Ma dzieci. Dobra, jeszcze jest dziesięć procent szans.
– Żona nie wsparła przy kłótni?
– Jesteśmy rozwiedzeni. – Oznajmił.
Czterdzieści procent szans.
– Przykro mi.
– Stare dzieje, minęło siedem lat. – Machnął ręką. – Nie odzywała się do nas od pięciu lat. Czasami niemal zapominam, że była w naszym życiu.
– Syn w jakim wieku? – Miałem nadzieję, że nie przeszkadzają mu moje pytania.
– Siedemnaście lat. Myśli, że jest panem świata. – Prychnął.
No to się nieco zdziwiłem.
– Nie chcę być niegrzeczny, ale ile masz lat? – Spytałem szczerze zainteresowany. – Po prostu młodo wyglądasz, a siedemnastoletni syn...
– Trzydzieści sześć. – Odparł. – Młody tata.
– Ah, hyung jest cztery lata starszy. Wyglądasz jakbyś był w moim wieku. – Pochwaliłem go. – Dobrze wyglądasz, hyung.
Uśmiechnął się nieśmiało i lekko zarumienił. Osiemdziesiąt procent na to, że lubi chuje. Jeon, ty to umiesz znaleźć sobie towarzystwo.
– Twoje zdrowie, Jeon. – Park wzniósł toast.
Nawet dobrze mi się piło w jego towarzystwie. Było to o wiele lepsze niż opróżnianie barku samotnie w mieszkaniu. Poza tym miło było porozmawiać z kimś z poza naszej grupy. A rozmowa jakoś się kleiła.
– Sytuacja z synem na pewno szybko się rozwiąże. Taki wiek. – Starałem się go pocieszyć. – Bunt, dorosłość u progu.
– Nie wiem w kogo on się wdał. Co chwilę jestem wzywany do szkoły. Dzisiaj pobił młodszego chłopaka, a jego rodzice chcieli wzywać policję.
– Uu, no to mało ciekawie. – Przyznałem. – Młody jest głupi, bo tak spraw się nie załatwia. Mógł to załatwić po szkole. Założę się, że chłopak, którego pobił to jakaś pizda.
W odpowiedzi otrzymałem karcący wzrok, na który zaśmiałem się pod nosem.
– Tak się spraw nie załatwia. – Upomniał, jakby również mnie.
– Czasami inne argumenty co do niektórych nie docierają. – Postanowiłem go jeszcze chwilę podrażnić. – Gdzie pracujesz?
– Uczę historii w szkole średniej.
Zaśmiałem się krótko. Tak, to do niego pasowało.
– Czemu się zaśmiałeś? – Dopytał mrużąc oczy.
– Wyglądasz mi na takiego, co mógłby być nauczycielem. – Wyznałem. – Tak więc za młodzież, za naszą przyszłość.
– W takim razie te dwie butelki to za mało. – Prychnął. – Nasza przyszłość maluje się w szarych barwach.
Zaśmiałem się wesoło, po czym opróżniłem kieliszek.
– A ty, gdzie pracujesz? – Zrewanżował się pytaniem.
– Mam firmę po ojcu.
Tym razem to on się zaśmiał pod nosem. Patrzałem na niego zaciekawiony powodem rozbawienia.
– Nie wyglądasz na pana szefa. Czym się zajmuje firma?
– Nazwijmy to przedstawicielstwo handlowe. Pośredniczę w różnego typu sprzedażach. Ściągam towar zza granicy i pcham go dalej. – Starałem się jakoś legalnie to określić. – A na kogo ci wyglądam?
Odsunąłem się na krześle by mógł mi się lepiej przyjrzeć. Widziałem jak jego oczy uważnie mnie skanują i cholera, gorąco mi się zrobiło przez ten wzrok. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewności, że gramy w jednej drużynie.
Starszy chyba zauważył, że jego spojrzenie było zbyt intensywne. Speszył się odwracając ode mnie wzrok. Oj, już nie rób z siebie takiej cnotki niewydymki, jesteśmy dorośli.
– Za twoją firmę, żeby ci się dobrze wiodło w biznesie. – Wzniósł toast, zaraz opróżniając kieliszek.
Oblizałem usta, wpatrując się w jego pełne wargi. Opanuj się Jeon! Pij! Podniosłem kieliszek i opróżniłem go jednym ruchem.
– Dwie butelki soju! – Podniosłem rękę.
– Dziękuję, mi chyba starczy. – Park pokręcił przecząco głową.
– Daj spokój. Dobrze nam się rozmawia. Ostatnie. Więcej nie zamówię. – Powiedziałem, lecz nadal widziałem zwątpienie w jego oczach. – Nie daj się prosić.
– Zgoda. – Westchnął. – Ale tylko dlatego, że jesteś dobrym towarzystwem.
– Dziękuję i wzajemnie.
Nastała chwila ciszy na ponowne skonsumowanie doniesionego alkoholu.
– Dlaczego rzadko gdzieś wychodzisz? – Spytałem, opierając łokcie na stole. – Dużo pracy?
– Po części tak. A po części nie mam z kim. W pracy niemal same kobiety, a z ludźmi nie z pracy kontakt mi się dawno urwał. – Wzruszył ramionami. – A ty? Również mówiłeś, że nieczęsto wychodzisz na miasto.
– Ludzie z pracy są dla mnie niemal jak rodzina. Z większością znam się niemal od dziecka. – Uśmiechnąłem się. – Ale to nie jest ten rodzaj znajomości, żeby z nimi wyjść na miasto i wspólnie pić. No może, tylko z jedną osobą byłbym w stanie. Ale jakoś tak się składa, że rzadko spotykamy się poza pracą. – Pomimo jego ciągłego narzekania na ten stan rzeczy.
W jakiś sposób oboje znaleźliśmy się w sytuacji, kiedy nie mając bliskich, z którymi możemy wyjść się rozerwać lub wyżalić, siedzimy tutaj razem pijąc.
– Chwila, skoro jesteś nauczycielem, a mamy dopiero wtorek, to jutro nie idziesz do pracy? – Przez chwilę nieco mnie otrzeźwiło.
– Środy mam wolne.
No i wszystko jasne. Nie zamierzałem narzekać. Dobrze mi się z nim rozmawiało, a fakt, że jutro rano nigdzie go nie oczekują tylko ułatwiał sprawę.
Nim się obejrzeliśmy domówione dwie butelki stole puste na stole. Jimin udał się do łazienki za potrzebą, a ja w tym czasie opłaciłem nasze zamówienia. Stałem przy barze, czekając aż starszy wyjdzie z toalety.
Długo nie wracał. Już miałem się ruszyć, kiedy białe drzwi otworzyły się i wyszedł z nich niewysoki mężczyzna. Pomachałem do niego, kiedy nieco zagubiony zaczął rozglądać się po sali.
– Chodź. Złapiemy taksówkę.
Chwyciłem go pod ramię widząc, że nie trzyma się za dobrze. Chyba za dużo alkoholu jak na taką przerwę. Wyprowadziłem nas na zewnątrz i zatrzymałem przy postoju taksówek.
– Nie chcę wracać jeszcze do domu. – Mruknął cicho pod nosem.
– Czemu?
Złapałem taryfę.
– Jihyun powiedział, że mnie nienawidzi.
– Na pewno tak nie myśli.
Wsadziłem nas do środka. Co nie było łatwym zadaniem, mając na uwadze, że Park zachowywał się jakby z minuty na minutę był coraz bardziej pijany.
– Gdzie jedziemy?
– Hyung, gdzie mieszkasz? – Spytałem, lecz nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. – Hyung? Cholera.
Starszy zasnął na tylnym siedzeniu. Podrapałem się po karku, nie za bardzo wiedząc co teraz zrobić. Przecież go tak po prostu nie zostawię. Obaliliśmy wspólnie cztery butelki soju. To zobowiązuje.
– Więc jak? – Dopytał kierowca.
– Na Europejskie poproszę. – Westchnąłem.
Włączyliśmy się do ruchu. Usiadłem wygodnie, spoglądając na śpiącego nowego znajomego. Nie sądziłem, że to się tak skończy. Nie miałem pomysłu jak go przetransportować do mieszkania, jeśli się nie obudzi. A jeśli jednak oprzytomnieje to czy nie lepiej byłoby go zawieść do jego domu?
Dotarliśmy na miejsce, a mężczyzna nadal spał. Zapłaciłem kierowcy, po czym jakoś wytargałem ciało śpiącego z środka.
– Park, wejdziesz mi na plecy? – Próbowałem go nieco obudzić.
Przez chwilę miałem wrażenie, że coś do niego dociera. Jakimś dziwnym cudem udało mi się go namówić do wejścia mi na plecy.
Pozostawał jednak jeszcze jeden problem. Ja również nie byłem zbyt trzeźwy. Do bloku może niedaleko, lecz później czeka mnie wejście na czwarte piętro po schodach. To będzie długa droga. Jimin może nie jest ciężki, ale piórkiem również bym go nie nazwał.
Jakimś dziwnym trafem po dwóch przystankach na piętrach udało mi się trafić przed drzwi własnego mieszkania. Po chwili siłowania się z zamkami wszedłem do środka. Od razu skierowałem się do sypialni, do której miałem najbliżej.
Ostrożnie zostawiłem mężczyznę na łóżku. Po chwili zastanowienia ściągnąłem z niego ubranie i założyłem mu jedną ze swoich koszulek. Przecież nie będzie spał w koszuli i jeszcze jutro w niej wracał do domu.
Ułożyłem starszego w łóżku i przykryłem go kołdrą. Sam następnie poczłapałem do salonu. Szybko ściągnąłem z siebie koszulkę, wcisnąłem na tyłek dresowe spodnie pozostawione na brzegu kanapy i położyłem się spać.
Jimin
Czując ciężkość na żołądku i niesmak w ustach już wiedziałem co mnie czeka przez pół dnia. Kac. Nie tęskniłem za nim.
Przez sekundę moje serce dostało zawału, że przecież nie mogę iść na kacu do pracy, ale ulżyło mi po uświadomieniu sobie, że dzisiaj mam wolne.
Przekręciłem się na plecy i uchyliłem powieki. Jasno. Ciekawe, do której spałem. Nawet nie pamiętam, o której poszedłem spać. Zmarszczyłem brwi, kiedy zauważyłem, że sufit nade mną to nie mój sufit. Był za wysoko i był za biały. Brakowało również żyrandola.
Serce ponownie zaczęło szybciej pracować. Podniosłem się i rozejrzałem po pomieszczeniu. Nie poznawałem go. Byłem w czyjejś sypialni. Przyciągnąłem do siebie kołdrę, zdając sobie sprawę, że mam na sobie jedynie koszulkę i to w dodatku nie swoją.
Co się wczoraj stało?! Jak ja się tu znalazłem?!
Siedziałem, nie mając pojęcia co ze sobą zrobić. Najbardziej prawdopodobną opcją wydawało się, że jestem teraz w domu Jeona. Kompletnie nie pamiętam jak tu trafiłem ani jak wyszedłem z baru. Ostatnie co pamiętam, to jak wchodzę do toalety. Później pustka.
Rany, co za wstyd!
Wstałem z łóżka, bo nie mogę przecież siedzieć na nim w nieskończoność licząc, że w magiczny sposób przeniosę się do swojego mieszkania. Koszulka na szczęście sięgała mi do połowy uda, więc nie będę świecił bielizną.
Niepewnie wychyliłem się zza drzwi. Po jednej stronie znajdowały się drzwi wejściowe, naprzeciwko dwie pary drzwi, a obok jeszcze jedne. Dalej korytarz przechodził chyba w jakieś otwarte pomieszczenia. Na końcu na wprost drzwi wejściowych znajdowało się było wyjście na balkon lub taras.
Wyszedłem i skierowałem się w stronę, z której dochodziło ciche pogwizdywanie. Korytarz się skończył otwierając ogromną przestrzeń. Lewą stronę pomieszczenia zajmował przestronny salon z dużym narożnikiem, a naprzeciwko znajdowała się kuchnia z wyspą.
Stałem wpatrzony w umięśnione plecy mężczyzny, który z gracją poruszał się po kuchni. Dłużej spróbowałem przypatrzeć się tatuażowi zdobiącego jego prawe ramię. Jednak Jeon cały czas pozostawał w ruchu, nie pozwalając zbyt długo skupić się na żadnej części jego ciała.
– Już wstałeś?
Zawstydziłem się, czując się przyłapany na podglądaniu go. Skinąłem jedynie głową. Kątem oka widziałem, jak chowa wytatuowaną rękę za siebie, a lewą podsuwa w moją stronę tackę z kubkiem wody i tabletką.
– Masz. Pewnie męczy cię kac. – Uśmiechnął się. – Rzucisz mi bluzę za tobą?
Odwróciłem się za siebie. Na brzegu kanapy w rzeczywistości leżała szara bluza. Druga część od dresu, który miał na sobie. Chwyciłem ją i zaniosłem mężczyźnie. Ubrał ją na siebie, a ja w tym czasie połknąłem przygotowaną dla mnie tabletkę i popiłem wodą.
– Co się właściwie... Jak ja się tutaj znalazłem?
– Za dużo alkoholu, co? – Zaśmiał się. – Odpadłeś, kiedy weszliśmy do taksówki. Nie wiedziałem, gdzie mieszkasz, więc wziąłem cię do siebie.
– Gdzie moje ubrania? – Spytałem o najważniejsze.
Widziałem, jak skanuje mnie mało dyskretnie wzrokiem.
– Leżą złożone w sypialni. Nie widziałeś ich?
Pokręciłem głową. Mężczyzna ruszył w stronę wspomnianego pomieszczenia, a ja kroczyłem za nim. Po dotarciu na miejsce, przekręcił krzesło, na którym leżały ładnie złożone w kostkę moje ubrania.
– Przebrałem cię, bo niewygodnie byłoby ci spać w koszuli i... Bieliznę zostawiłem, bo wątpiłem, czy byłbyś zadowolony, gdyby...
– Dzięki. – Przerwałem mu. Wystarczająco dużo się dowiedziałem.
– Nie ma za co. Przebierz się, a ja skończę robić śniadanie.
Jeon zostawił mnie samego. Ściągnąłem z siebie jego koszulkę, zamieniając ją na swoją koszulę i w końcu przestając chodzić w jedynie bokserkach na tyłku.
– Od razu lepiej. – Podsumowałem, gdy stanąłem w pełni ubrany.
Wyszedłem z sypialni i udałem się z powrotem do kuchni. Na wyspie stały już talerze z jedzeniem. Usiadłem na wolnym stołku obok mężczyzny.
– Słuchaj, żeby mieć jasność sytuacji. – Zacząłem przed posiłkiem. – My wczoraj nic...
– Nie. Położyłem cię w sypialni, a ja spałem w salonie na narożniku. – Zapewnił mnie z uśmiechem, na co mi ulżyło. – Ale nawet gdyby do czegoś doszło, nie byłoby chyba aż tak źle, co?
Otworzyłem szerzej oczy, spoglądając na niego.
– Daj spokój, jesteśmy przecież dorośli. Chociaż wolałbym nie korzystać z takich okoliczności. Poza tym chyba nie powiesz mi, że nie gramy w tej samej drużynie. – Mówił pewnym siebie tonem. – No, prawie. Jesteś bi, mam rację?
Milczałem będąc w szoku. On rozgryzł mnie szybciej niż ja sam siebie. To aż tak widać? Czułem ogarniającą mnie niepewność, ponieważ ostatnie czego chciałem to by ktoś dowiedział się o mojej orientacji.
– Spokojnie, nikomu nie powiem. Poza tym i tak nie mamy wspólnych znajomych. – Próbował mnie uspokoić. – Ale szczerze mówiąc dobrze mi się z tobą rozmawiało i kiedyś powtórzyłbym wyjście.
Nadal byłem nieco zdezorientowany całą sytuacją. Nie potrafiłem w tym momencie cokolwiek mu odpowiedzieć.
– Jedz, bo wystygnie. Smacznego.
– Smacznego. – Życzyłem mu również, biorąc się za posiłek.
Jadłem, kątem oka cały czas przyglądając się Jeonowi. Zwróciłem uwagę na jego prawą dłoń, która posiadała na sobie kilka cielistych plastrów. Wątpiłem by zrobił sobie jakąś krzywdę. Wczoraj na niej znajdowała się czarna skórzana rękawiczka, która myślałem, że jest jedynie elementem stylizacji.
Pora śniadania szybko minęła i nieco niezręczna sytuacja powróciła.
– Nie wiesz, gdzie jest mój telefon? – Spytałem, bo brak urządzenia był coraz bardziej odczuwalny.
– Gdy cię rozbierałem, miałeś go w kieszeni spodni. Może spadł gdzieś i leży przy łóżku.
Dwuznaczność początku jego wypowiedzi wyraźnie go zadowoliła, ponieważ na ustach pojawił się łobuzerski uśmieszek, który miał coś w sobie. Oboje ruszyliśmy do sypialni na poszukiwania mojego telefonu.
Po kilku minutach szukania zguba odnalazła się pod łóżkiem. Poczułem lekkie rozczarowanie nie widząc żadnego powiadomienia.
– Co jest?
– Nawet nie napisał, gdzie jestem i czy wrócę. – Mruknąłem smutno.
Ciekawe czy Jihyun w ogóle zauważył, że nie wróciłem na noc? Przecież powinno go to zaniepokoić, bo nigdy nigdzie nie wychodzę, raczej nie posiadając życia towarzyskiego.
– Na pewno się martwił, tylko nie chce dać tego po sobie poznać. – Jeon próbował podnieść mnie na duchu. – Wiem co mówię.
– Mam rozumieć, że nie byłeś łatwym dzieckiem. – Zaśmiałem się.
– Nie. – Potwierdził. – Ale ojciec chciał, żebym taki był.
Ze zdziwieniem spojrzałem na mężczyznę, lecz on wstał i wyszedł z pomieszczenia. Szybko podniosłem się z podłogi i poszedłem za nim.
Jungkook
Oboje usiedliśmy na narożniku. Zacząłem zastanawiać się jak długo uda mi się utrzymać go w tym mieszkaniu. Nie licząc Taehyunga, to jest on pierwszym gościem tutaj.
– Przez orientacje rozstałeś się z żoną? – Spytałem, mało taktownie rozpoczynając rozmowę.
– Nie. – Pokręcił głową. – Nawet o niej nie wiedziała. Nikt nie wie.
– Poza mną. – Uśmiechnąłem się. – Spoko, rozumiem. Większość środowisk jest dosyć homofobicznych. Bo przecież jak można nie podniecać się jakąś chudą laską z cyckami i dupą. Znaczy, ty może jeszcze coś rozumiesz, ale ja nie czaję.
– Pytanie za pytanie. – Przekręcił się w moją stronę. – Dlaczego masz plastry na dłoni? Wcześniej ich tam chyba nie było.
– Tatuaże nie przez wszystkich są dobrze przyjmowane. – Odparłem. – Niektórym kojarzą się tylko z bandytami i recydywą.
Chociaż w tym wypadku wielu by się nie myliło.
– Czasy się zmieniły. – Odezwał się Park, co mnie ucieszyło. – Ale mam wrażenie, że kryje się za tym coś więcej.
– Tak samo jak z twoim rozwodem. – Zrewanżowałem się. – Będziesz chciał, żeby cię odwieźć do domu?
– Jeśli to nie byłby problem to skorzystałbym z podwózki. – Spojrzał się niepewnie.
Coś sądzę, że za tą niepewną i nieśmiałą maską kryje się interesujący człowiek.
– Zbierajmy się. – Wstałem z kanapy.
– Co? Już? Przecież na pewno jeszcze nie wytrzeźwiałeś?
– Miło, że chcesz spędzić ze mną jeszcze trochę czasu. – Powiedziałem, na co niemal od razu delikatnie się zarumienił.
Już nie komentując, wstał i udał się ze mną w stronę wyjścia. Nim opuściliśmy mieszkanie, chwyciłem jeden z kluczyków do garażu. Zeszliśmy na dół i stanęliśmy pod garażami. Słońce przyjemnie grzało nasze plecy. Wcisnąłem guzik i rozglądałem się, nie będąc pewien, które drzwi się otworzą.
Zaraz znaleźliśmy się w wnętrzu sportowego samochodu.
– Firma chyba całkiem dobrze prosperuje. – Powiedział, po czym chyba ugryzł się w język. – Przepraszam.
– Nie narzekam. – Przyznałem. – Chociaż zapowiada mi się cięższy okres. Wczoraj straciłem całkiem ładną zaliczkę. Ale tak bywa w interesie. – Wzruszyłem ramionami. – Więc gdzie jedziemy?
Starszy podał ulicę i wyjechaliśmy z garażu. Mieliśmy kawałek do przejechania, lecz ruch na ulicach nie był duży. Przez całą drogę hyung był dziwnie milczący. Sam go nie zagadywałem.
Przy cicho włączonej muzyce dojechaliśmy do celu.
– Macie w bloku windę?
– Tak, nie wyobrażam sobie wchodzenia na piąte piętro codziennie po schodach. – Zaśmiał się. – Poza tym to trochę wyższy blok niż twój.
No to wiem, na którym piętrze mieszkasz.
– Słuchaj. – Zaczął nieśmiało. – To tak na wypadek jeszcze jakieś wspólnego wyjścia, dasz mi swój numer?
Uśmiechnąłem się zwycięsko, zaraz spełniając jego prośbę. A już byłem pewien, że nie zapyta i tyle go widziałem. Mężczyzna zapisał mnie w kontaktach.
– Tylko nie zapisuj mnie z imienia i nazwiska. – Poprosiłem.
– Dlaczego? – Zmarszczył brwi wysiadając z samochodu.
– Tajne przez poufne. – Puściłem do niego oczko. – Do zobaczenia i powodzenia z synem.
Drzwi się zamknęły, a ja ruszyłem w stronę domu. W czasie drogi dostałem wiadomość, która przeczytana kątem oka wywołała szeroki uśmiech na mojej twarzy.
V: Piątek, 23:59
Jimin
Wszedłem do domu, gdzie przywitała mnie cisza. To akurat dobrze, przynajmniej poszedł do szkoły. Przeszedłem do kuchni, w której panował mały rozgardiasz po dzisiejszym śniadaniu Jihyuna lub może jeszcze kolacji.
Wziąłem się za sprzątanie, dobrze wiedzą co będzie, gdy syn wróci. Ciche dni, podczas których Hyun nie odezwie się do mnie ani słowem, omijając moją osobę. A ja sam również będę cicho nadal zraniony jego słowami.
___________________________________
Jak wrażenia po kolejnym rozdziale? Coś będzie z tej znajomości? Czy żaden z nich już nie popełnił za dużo błędów?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top