Rozdział 13

Jungkook

Wewnętrznie byłem nieco podekscytowany. Ciężko było mi to zachować w wiedzy przed chłopakami, ale wiedziałem, że było warto. No, może tylko Seven jako nasz księgowy co nieco wiedział. Ale też tylko niezbędne dla niego w tamtej chwili minimum.

Już od dawna tego potrzebowaliśmy. Ojciec jeszcze przed śmiercią porzucił wcześniejszą lokalizację, jakby wyczuwając, że coś się wydarzy. Poza tym warto było co jakiś czas się nieco przemieszczać przy okazji wykorzystując różne przykrywki.

Siedziałem na kanapie w starym opuszczonym budynku. Lubiłem to miejsce. Wiązało się z nim wiele wspomnień. I nadal będzie ono dla nas znaczące, lecz już nie będzie służyło w dotychczasowy sposób.

Niemal wszyscy zjawili się na miejscu. Cierpliwie czekałem aż pojawi się cała siódemka. Wyglądali na zaciekawionych tym co mam im do powiedzenia. Chociaż pewnie przypuszczali, że będą to życzenia na święta lub nawet na Nowy Rok.

W pełnym składzie spotkamy się najprawdopodobniej za jakieś dwa tygodnie. Część z chłopaków jednak ułożyła sobie życie. Potrafiła pogodzić rodzinę, dzieci, jakąś tam pracę i życie w gangu. Na okres świąteczno-noworoczny będą objeżdżać rodziny.

Chyba tylko ja na święta będę kolejny rok z rzędu siedział w domu lub szukał kłopotów na mieście. Nawet Taehyung będzie starał się jakoś wyrwać matkę do siebie lub udać się do nich i jakoś znieść ojca.

W końcu zjawili się wszyscy. V, Seven, Lee, Enter, Lolipop, Bokser, Chlorek.

– Z okazji świąt i Nowego Roku mam dla was mały prezent. – Oznajmiłem im wstając z miejsca. – W pierwszej kolejności pożegnajcie się z tym miejscem i wsiadamy do aut.

Popatrzeli po sobie nieco zdezorientowani. Zaraz wyszliśmy na zewnątrz. Zapakowaliśmy się do dwóch aut. Za kierownicą jednego z nich siedziałem ja, drugi prowadził V, który miał jechać za mną.

Po kilku minutach znaleźliśmy się na miejscu. Stanąłem przed dwupiętrowym budynkiem, znajdującym się na uboczu, lecz nadal na naszym terenie. Z zewnątrz wyglądał całkiem przeciętnie, co nadal mnie bardzo cieszyło.

– Witamy w naszym nowym lokum. – Powiedziałem, rozkładając szeroko ręce i zaraz otwierając główne drzwi.

– Co? – Odezwały się zaskoczone głosy.

– Wracamy patentu z firmą starego Jeona. Na parterze będzie trzech pracowników, żeby ciągnąć zasłonkę, a cała reszta jest nasza.

Podobnie jak poprzednim razem, tymczasowo zawieszona spółka będzie zarejestrowana na odpowiedniego człowieka, nas trzymając od tego z daleka. Seven miał już w tym wprawę, więc całej papierologii pilnował on.

Zaprowadziłem grupę do środka. Po przejściu przez niewielką recepcję, która miała zmylić i zatrzymać wchodzących tutaj ludzi, jak i w razie czego różne kontrole, przechodziliśmy na korytarza dzielącego przestrzeń na duże przestronne pokoje wyłącznie dla naszej ósemki.

– Rozejrzyjcie się, proszę.

Każdy z nich miał inne zadanie i był dostosowany wyłącznie pod nasze potrzeby. Znajdowały się tutaj dwa biura, które miały służyć nam stricte do pracy oraz jedno na dyscyplinowanie niepokornych. Kuchnia, łazienka oraz parę łóżek na dłuższe posiedzenia tutaj. A także kilka pomieszczeń służąca jedynie do naszej rozrywki. Mała siłownia, mini sala kinowa, pokoik z grami. Pokoje mające pomóc nam nieco się rozluźnić i rozładować napięcie związane z robotą.

– No to trzeba ochrzcić nowe miejsce. – Taehyung rzucił w przestrzeń.

Pomysł od razu spotkał się z głośną aprobatą ze strony pozostałych. Oczywiście przewidziałem taki bieg wydarzeń, dlatego w jednym z pokoi czekał na nas zapas alkoholu. Zaraz przenieśliśmy wszystko do jednej z większych sal rekreacyjnych. Od razu mieliśmy okazję do wypróbowania systemu nagłośnienia.

Rozmawialiśmy, bawiliśmy się i piliśmy. Żaden z nas nie myślał o pracy. Każdy miał chwilę na rozerwanie się i odreagowanie. Coś czułem, że będziemy się tu wspólnie spotykać częściej niż dotychczas.

Usiadłem na skórzanej kanapie, dokańczając opróżnianie ciemnej butelki z procentami.

– Od jak dawna planowałeś zmianę siedziby? – Spytał Tae, ciężko siadając obok mnie.

– Już od jakiegoś czasu. – Przyznałem. – Dlatego nieco zaniepokoiła mnie ta wpadka z jedną z dostaw, ale ostatecznie nadal jesteśmy na plusie.

– Ktoś wiedział? Jak załatwiłeś ten budynek?

– Wiesz, że na papierkowej robocie aż tak się nie znam. Seven trochę pomagał, ale też nie wiedział dokładnie co się szykuję. Chciałem zrobić wam niespodziankę.

– No to się udała. O wiele bardziej ludzkie warunki niż tam.

Może i tak. W końcu opuszczony budynek nie cieszył się najlepszymi wygodami. Może jedynie wpasowywał się w stereotypowy wygląd miejsca spotkań półświatka.

– Jak właściwie to urządziłeś? – Kontynuował wywiad. – Mogłeś nam powiedzieć, pomoglibyśmy.

– Myślisz, że nosiłem cokolwiek z tego? – Zaśmiałem się. – Od tego są odpowiedni ludzie.

Zapadła chwila ciszy, podczas której V zajął się polepszeniem swojego nastroju przez wciągnięcie pewnej białej substancji przez nos. Widocznie alkohol mu nie starczał, a przez to całe jego zachowanie wydało mi się nieco podejrzane. Może i Taehyung całkowicie nie stronił od tego typu używek, lecz sięgał po nie w określonych okolicznościach. Obawiałem się, że świętowanie przeprowadzki nią nie jest.

– Tak właściwie Jeon, nie wyglądasz już jak gówno. Lepiej w raju? – Spytał nim sam zdążyłem się odezwać.

– Można tak powiedzieć. – Uśmiechnąłem się, nie chcąc mówić wprost. – Porozmawialiśmy. Jest dobrze.

– Masz kolejną szansę? – Spojrzał na mnie lekko zdziwiony, nieco przymglonym wzrokiem. – Nie spodziewałem się tego. Ciekawe jak długo pociągniecie. – W jego głosie nie słychać było entuzjazmu.

Starałem się nie zareagować na ten komentarz. Wolałem się zainteresować inną sprawą.

– Tae, wszystko w porządku? – Obrzuciłem przyjaciela zmartwionym spojrzeniem.

– Oczywiście. – Prychnął. – Czemu miałoby nie być?

– Bo już cię trochę znam i widzę, że tak nie jest. Przepraszam, że ostatnio miałem trochę mało czasu.

Za bardzo byłem zajęty użalaniem się nad sobą, by w ogóle zwrócić uwagę czy i u niego wszystko w porządku. Starszy zawsze się o mnie martwił i dbał. Chociaż uważałem to wszystko za zbędne, to byłem mu za to wdzięczny. Kiedy mogłem rewanżowałem się za jego opiekę nade mną.

Taehyung milczał co tylko potwierdzało moje przypuszczenia.

– Co jest? Coś w domu?

Jego wzrok i tak wbity w stół przed nami stał się jeszcze cięższy. Trafiłem.

– Ojciec? – Rzuciłem półszeptem.

– Stracił pracę.

Można by pomyśleć, że mniej kasy do przepicia. Jednak to raczej będzie mniej kasy na jedzenie i opłaty i całkowite uwieszenie się na jego matce. Wątpiłem by ten człowiek w takiej chwili docenił swoją ciężko pracującą kobietę.

– Jeśli będzie trzeba moż...

– Wybacz, ale nie chcę dzisiaj o tym rozmawiać. – Przerwał mi. – Daj mi się rozluźnić przed świętami, żebym nie zabił tego człowieka do Nowego Roku.

– Jasne. – Uśmiechnąłem się do niego.

Wstałem i przyniosłem nam więcej alkoholu. Wolałem, żeby się upił niż porządnie przyćpał.

Tak jak przypuszczałem, całe towarzystwo rozeszło się niemal nad ranem. Gdy jeszcze każdy był kontaktujący, rozdałem im ich klucze do nowej siedziby.

Sam jako ostatni opuściłem miejsce. Sprzątnięcie tego wszystkiego zostawiłem sobie na jutro lub pojutrze. Kiedy kac całkowicie minie. Najważniejsze miałem już z głowy. Kiedy oni będą zajęci przygotowaniami do rodzinnych świąt, ja skupię się na ogarnięciu tego burdelu i jakoś przetrwania tego okresu.

Najgorzej, że nawet na telewizję nie można było liczyć, ponieważ na każdym kanale leciał jakiś świąteczny chłam.

Jimin

Miałem nadzieję, że wszystko gotowe. Jedzenie szczelnie zapakowane do pojemników, które z kolei spoczywały już w torbach. Dom wysprzątany był na błysk byśmy później nie musieli wracać do brudu. O wiele lepiej będzie wrócić i odpocząć niż miałoby się od razu brać za porządki.

Pozostało tylko wyszykowanie się samemu. Torby miałem spakowane, wystarczyło się tylko szybko przeprysznicować i ubrać w przygotowany zestaw i możemy ruszać.

– Jihyun jesteś gotowy? – Spytałem by skontrolować sytuację.

– Prawie!

– Masz do dwudziestu minut!

Może o pięć więcej bo muszę się ogolić. Udałem się do sypialni by zabrać wszystkie potrzebne rzeczy, które potrzebne mi będą w łazience.

Starałem się mieć żwawe ruchy. Wolałem przyjechać wcześniej i jeszcze pomóc mamie w przygotowaniach niż zjawić się na ostatnią chwilę i siąść od razu do stołu. Dlatego też zbieraliśmy się jeszcze przed południem. Od samego rana na nogach. Zaraz na mieście będą ogromne korki, jeśli już ich nie ma.

Wyszedłem z łazienki po dwudziestu dwóch minutach. Wyrobiłem się. Hyunnie siedział i czekał na mnie na kanapie w salonie. Byłem nieco zaskoczony tym, że jest już gotów. Często musiałem na niego czekać.

– Nie widzieliście się z Jungkookiem przed świętami?

– Widzimy się za dwa dni.

– A on spędza je tutaj czy wyjeżdża gdzieś do rodziny?

Tak właściwie to nie zastanawiałem się nad tym. Nie rozmawialiśmy za bardzo na temat naszych planów na święta. Jungkook wspomniał jedynie, że nie lubi tego okresu i czeka już na Nowy Rok. Jednak, gdy się nad tym zastanowić to chyba potrafiłem się domyślić dlaczego nie przepada za świętami.

Może nie opowiadał mi szczegółowo na temat swojej przeszłości, jednak zauważyć się dało, że jego ojciec nie był zbyt prorodzinnym typem. Zapewne ich święta również nie były zbyt ciepłym momentem. Teraz nawet nie ma jego.

Może Jungkook nigdy po prostu nie miał okazji zaznać smaku prawdziwych rodzinnych świąt?

Ciekawe czy teraz siedzi sam w mieszkaniu czy może spędza je wraz z tym swoim przyjacielem? Jednak nie powiedziane, że on sam wyjechał do jakiejś swojej rodziny i wtedy Jeon zostaje zdany sam na siebie w ten dzień.

– Tato? – Jihyun sprowadził mnie na ziemię.

– W sumie nie wiem czy on nie spędza ich sam. – Powiedziałem niepewnie.

– To może... Pojechałby z nami?

Spojrzałem zaskoczony na syna. Nie spodziewałem się po nim takiej propozycji. Z pewnej strony zrobiło mi się głupio, że sam o tym wcześniej nie pomyślałem.

Jihyun chyba dobrze się dogaduje Jeonem. Z pewnej strony ze względu na buntowniczy charakter syna wolałbym by nie dogadywał się dobrze z kimś takim jak Jungkook. Raczej nie jest osobą, z której należy brać przykład. A przynajmniej sądzę, że w prywatnym życiu może taki być, samemu raczej nie zauważając u niego nieodpowiednich zachowań.

Chociaż może temperament Jeona bardziej pomaga mu dogadać się równie charakternemu Jihyunowi. Nawet jeśli nieświadomie.

Powinienem się cieszyć, że w końcu mój syn zaakceptował jakiegoś mojego znajomego. A nawet kogoś więcej. Przecież przez tyle lat robił mi pod górkę i pilnował bym był sam jak palec.

– Zaczniesz znosić torby do samochodu? – Spytałem Jihyuna.

Ja w tym czasie zadzwonię do Jungkooka. Warto zapytać czy nie ma planów na dzisiejszy dzień.

Chłopak skinął głową i chwycił w dłonie tyle ile mógł, zaraz wychodząc z mieszkania. Zostałem sam by móc w spokoju porozmawiać.

Ponownie poczułem dziwne spięcie niczym nieśmiały nastolatek przed wykonaniem niezwykle ważnego telefonu. Wybrałem numer Jungkooka i nerwowo przechadzając się po mieszkaniu czekałem aż odbierze.

– Jiminnie? - Spytał zdziwiony.

– Wesołych Świąt Jungkookie. – Mimowolnie się uśmiechnąłem.

– Ah, dziękuję i wzajemnie. – Odparł wesoło.

– Dzwonię, bo mam do ciebie bardzo ważne pytanie. Tylko nie kłam. – Zastrzegłem. – Masz jakieś plany na dziś? Właściwie na dzisiaj i jutro.

Przez kilka sekund było słychać głuchą ciszę.

– Nie mam. Siedzę w domu.

No Jimin, masz jaja!

– W takim razie pakuj torbę i jedziesz z nami. – Oznajmiłem.

– Co?

– Nie spędzisz świąt samemu. Pakuj się. Dzisiaj jedziemy i wracamy jutro wieczorem. Pod twoim blokiem będę za maksymalnie pół godziny. Wystarczy ci tyle czasu?

– Ale co? Gdzie jedziemy? Co? – Był nadal w szoku.

Dobrze. Chociaż raz na jakiś czas to ja mogę go czymś zaskoczyć. Zawsze to on stawiał mnie w tego typu sytuacjach.

– Będziemy za pół godziny. Do zobaczenia.

Gdy przez kilka sekund nic nie mówił, rozłączyłem się. Dobra, no to mamy nietypowe rodzinne święta.

Z telefonem zdążyłem w samą porę. Akurat Jihyun wrócił po kolejne rzeczy. Nic mu na razie nie mówiłem. Zabrałem razem z nim pozostałą część toreb, dobierając do niej jeszcze jedną niewielką w obecnych okolicznościach.

Siedzieliśmy z synem w samochodzie z pełnym bagażnikiem. Miałem nadzieję, że jedzenie mi się tam nie rozwali. Będę musiał jechać ostrożnie.

– Gotowy do drogi? – Spytałem Hyuniego.

– Ta. – Burknął krótko.

– No to jedziemy po Jungkooka i w drogę.

– Jungkook z nami jedzie? – Ożywił się nieco. Miałem wrażenie, że widziałem na jego ustach cień uśmiechu.

– Tak. Jeszcze nie wie na co się pisze, ale jedzie z nami. – Wyszczerzyłem się zadowolony. – Zadzwoń do babci i powiedz, że będziemy mieli gościa.

Ruszyłem pod blok młodszego. Jihyun w tym czasie zadzwonił do mojej mamy i poinformował ją o jeszcze jednej osobie przy stole. Co nieco słyszałem, że dopytywałem kto taki z nami przyjedzie, lecz syn nic jej nie powiedział.

Nie wiedziałem czy wyjaśnienia kim jest Jungkook chciał pozostawić mi czy po prostu chciał zrobić z tego pewnego rodzaju niespodziankę i przy okazji ponownie wyjaśnienia zostawić mi.

Tak jak się spodziewałem, ruch na mieście był całkiem spory. Mimo to udało mi się dotrzeć na miejsce o umówionym czasie. Wysiadłem z samochodu, rozglądając się za mężczyzną.

Zauważając go wychodzącego z klatki, pomachałem w górze ręką, dając znać gdzie jesteśmy.

– Trochę niespodziewana wiadomość, ale w porządku. – Powiedział z uśmiechem ukrytym pod maską. Zdjął ją na chwilę by przywitać się krótkim pocałunkiem. – Gdzie sie wybieramy?

– Przepraszam, że nie dałem znać wcześniej ale... Nie pomyślałem. – Właściwie to Jihyun za mnie pomyślał. – Siadaj z przodu, Hyunnie przesiądzie się do tyłu. Torbę zostaw w bagażniku, powinno być jeszcze trochę miejsca.

Po chwili wszyscy siedzieliśmy w samochodzie. Ruszyłem w stronę drogi wyjazdowej z miasta. Czekało nas trochę kilometrów.

– Jihyun, może ty mi powiesz gdzie jedziemy, bo twój tata nie chce mi zdradzić. – Jungkook odwrócił się do tyłu, gdy opuściliśmy granice Busan.

– Jedziemy do babci. Odkąd nie ma dziadka to zawsze spędzamy z nią święta, żeby nie była sama. – Wyjaśnił. – Czasami przyjeżdża do nas, ale częściej my do niej.

Kątem oka widziałem lekkie zawahanie po tym, jak dowiedział się, że jedziemy do mojej mamy, chociaż starał się nie dać niczego po sobie poznać.

– Mam nadziej, że nie jadłeś przez ostatnie kilka dni, bo głodny stamtąd nie wyjedziesz. – Zaśmiałem się.

Uśmiechnął się delikatnie, chyba próbując dostosować się do sytuacji. Może mogłem go uprzedzić, lecz zapewne próbowałby się wykręcić. Święta z rodziną swojego partnera może nie są na szczycie listy zabaw na Boże Narodzenie. Jednak gdy już tam będziemy, założę się, że nie będzie żałował.

W czasie drogi wspólnie według własnych umiejętności podśpiewywaliśmy do świątecznych kawałków puszczanych w radiu. Oczywiście wcześniej Jungkook, jak i Jihyun, zarzekali się, że nie lubią tego typu piosenek. Cóż, podczas drogi wszystko inaczej brzmi.

Ruch był całkiem płynny jak na świąteczny okres. Do rodzinnego domu dotarłem bez większych problemów. Gdy parkowałem na podwórku z nieba zaczął sypać delikatny puch. Jeśli szybko nie przestanie padać to będziemy mieć białe święta.

W pierwszej kolejności wzięliśmy tylko kilka lżejszych torb z jedzeniem.

– Aż czuje się głupio, że nic nie przywiozłem. – Odezwał się Jeon.

– Przestań. Siebie przywiozłeś, to wystarczy. Poza tym zaraz zobaczysz, że jedzenie będzie się ledwo mieściło na stole.

Podeszliśmy pod drzwi. Użyłem dzwonka i z uśmiechem na ustach czekałem na otwarcie drzwi. Jungkook starał się zachować fason, lecz ja dobrze widziałem, że stresuje go to spotkanie. Wielki pan szef J-Unit boi się spotkania z moją mamą?

– Witajcie skarbeńki. – Przywitała nas w progu. – Wchodźcie, bo zimno. Proszę.

Weszliśmy do środka, odstawiając torby na ziemię. Zaraz mama zaczęła witać się z każdym po kolei. Dobrze było ją znowu widzieć.

– Mamo, to mój przyjaciel Jungkook. – Przedstawiłem młodszego. – Nie mogłem pozwolić by kolejny rok spędzał święta samemu. Chyba nie gniewasz się, że go zabrałem? – Spytałem, chociaż znałem odpowiedź.

– Ależ oczywiście. Przecież w ten dzień nie można siedzieć samemu. Bardzo dobrze zrobiłeś.

– Dzień dobry, Jeon Jungkook. – Przedstawił się, kłaniając.

– Witaj, skarbie. Dawno nie mieliśmy dodatkowych gości. Bardzo się cieszę, że przyjechałeś.

– Jihyun, pomóż babci rozpakować te torby, my idziemy po kolejne.

Wraz z Jeonem zaczęliśmy znosić wszystkie rzeczy z bagażnika. Torby z jedzeniem trafiły do kuchni, a z ubraniami do odpowiednich pokoi.

– Mamo, gdzie masz świeżą pościel?

– Właśnie zastanawiałam się, gdzie umiejscowić twojego kolegę. – Odezwała się kobieta przychodząc do nas.

– Rozłożę dodatkowe łóżko w moim pokoju. Jest chyba jeszcze na strychu? – Spytałem, mając już cały plan dotyczący rozkładu łóżek. – Tylko jakbyś mogła dać mi zestaw czystej pościeli. Jungkook, pójdziesz po niego z mamą?

Kobieta wraz z młodszym udała się po prześcieradło, kołdrę i poduszkę, a ja w tym czasie zniosłem rozkładane łóżko turystyczne. Zaniosłem je do pokoju gościnnego, który zajmowałem. Od razu wziąłem się za przygotowanie miejsca do spania.

– A ty gdzie będziesz spał? – Spytał półszeptem Jungkook, gdy zostaliśmy w pokoju sami.

– Tutaj. – Wskazałem na dwuosobowe łóżko. – Ale liczyłem na to, że jednak to łóżko zostanie nietknięte. – Uśmiechnąłem się patrząc na dopiero co przygotowaną leżankę.

Widziałem ten zadowolony wyraz twarzy, gdy usłyszał mój plan.

– Mama często wstaje w nocy do łazienki, ale nie powinna tutaj wejść.

Po przygotowaniu łóżek do spania, wróciliśmy pomóc przy przygotowaniu stołu na wieczorną kolację.

Jungkook

Naprawdę nie spodziewałem się takiego przebiegu dzisiejszego dnia. Ale szczerze mówiąc jestem mile zaskoczony. To chyba moje najlepsze święta jakie pamiętam.

Nie za bardzo pamiętam jak one wyglądały z mamą, lecz nie były one super świąteczne. Jedliśmy coś razem w towarzystwie jakiejś jej znajomej, też samotnej matki. Później z tatą było bardzo podobnie. Zabierał mnie na jedzenie na miasto. To był chyba jedyny dzień w roku, gdzie wychodził ze mną do ludzi.

Zawsze były to wspólne posiłki, niewiele różniące się od tych codziennych dni. Raczej całe miasto robiło otoczkę świąt niż którekolwiek z nich. No dobra, był jakiś skromny upominek, bo przecież były święta. Lecz żadne z nich nie wkładało w to serca, nie przykładało się, by ten dzień był w jakikolwiek sposób szczególny.

Tutaj było całkiem inaczej. Świąteczne piosenki w samochodzie. Chociaż ich nie lubiłem, to słuchanie ich i śpiewanie w wspólnym gronie było całkowicie czymś innym.

Niewielki parterowy dom pani Park był przepięknie przystrojony. Po wejściu czuć było zapach przyrządzanych potraw oraz ciast. W salonie stała choinka w ozdobach o czerwonej i srebrnej barwie. Na szafkach stały bibeloty przypominające jaki mamy dzisiaj dzień.

Stół był syto zastawiony najróżniejszymi potrawami. Składaliśmy sobie życzenia, a w kominku tlił się ogień. Czułem się jak w jakimś filmie. Na sam koniec kolacji pojawiła się również odrobina alkoholu, robionego przez znajomego mamy Jimina. Nikt jednak specjalnie się na niego nie rzucił. We trójkę degustowaliśmy go powoli.

Sama pani Park okazała się być przemiłą kobietą. Opowiadała nam przeróżne ciekawe historie. Powypytywała trochę o mnie, lecz w subtelny i grzeczny sposób. Pod żadnym pozorem nie czułem się jak podczas przesłuchania.

Nie wiem jak wyglądał pan Park, lecz odważyłbym się stwierdzić, że to po mamie Jimin odziedziczył urodę. Jihyun również był bardzo podobny do swojej babci.

Całe rodzinne spotkanie skończyło się niemal przed jedenastą. Na zmianę jedna osoba zajmowała łazienkę, a pozostali pomagali sprzątać stół. Gdy już każdy był wykąpany, cała sterta naczyń umyta, a resztki jedzenia pochowane w lodówce, mogliśmy się rozejść do swoich pokoi.

Pani park poszła spać do swojego pokoju, Jihyun zajmował całkiem wygodną kanapę w salonie, Jimin dwuosobowe łóżko w pokoju gościnnym, a ja rozkładaną leżankę po przeciwległej stronie pomieszczenia. Teoretycznie.

Gdy już wszelkie głosy w domu ucichły, wstałem z swojego posłania i z kołdrą pod pachą wślizgnąłem się do łóżka starszego.

– Witam pana. Nie pomylił pan miejsc? – Zaśmiał się cicho, gdy już zająłem swoje nowe miejsce.

– Właśnie dopiero je odnalazłem.

Wtuliłem się w ciało starszego, mając okazję do wdychania zapachu jego żelu pod prysznic.

– Chyba nie jesteś zły, że przedstawiłem cię jako mój przyjaciel?

– Jimin, nie bądź śmieszny. – Uśmiechnąłem się. – Przecież nie oczekuję od ciebie, że każdemu będziesz mnie przedstawiał jako chłopaka czy partnera. To oczywiste, że nie każdy toleruje takie rzeczy. W żadnym wypadku nie jestem zły. Wręcz przeciwnie. Bardzo cieszę się, że mnie zabrałeś.

– Aż mi głupio, bo tak właściwie to Jihyun zaproponował, żeby cię zabrać.

No to mnie zaskoczył. Najwyraźniej młody Park mnie polubił. Tak czy inaczej, bardzo miło z ich strony. Pierwszy raz mam okazję do przeżycia takich świąt.

– Tak właściwie skoro już tu jesteś... Masz już suchą głowę?

– Mhm. – Mruknąłem, nie będąc pewien co planuje.

Jimin wstał z łóżka i podszedł do swojej torby. Po chwili wyciągnął z niej bluzę i ubrał na siebie.

– Ubierz się i poczekaj na mnie.

Sam w tym czasie wyszedł z pokoju. Wydostałem się spod kołdry i podszedłem do swojej torby by wyciągnąć z niego bluzkę i spodnie. Gdy Jimin wrócił do pokoju miał ze sobą nasze krótki i buty.

– Głównym wejściem nie wyjdziemy, bo na bank kogoś obudzimy. Ale z okna jest blisko do ziemi.

Zaraz na moich stopach znalazły się buty, a grzbiet przykryła kurtka. Starszy uprzątnął parapet i otworzył okno na oścież, następnie siadając na jego brzegu.

– Idziesz? – Spytał wesoło. – Jak byłem młodszy to wymykałem się tędy wieczorami.

– No proszę. – Powiedziałem przeskakując na zewnątrz. – Mały Park urywał się z domu?

– Nie rób ze mnie takiego świętoszka. – Oburzył się. – Też mam swoje za uszami. Może nie tyle co ty, ale również przechodziłem okres buntu.

– Oj już dobrze. To gdzie mnie zabierasz?

– Na mały spacer.

Jimin podszedł i chwycił moją dłoń, ciągnąc w nieznanym kierunku. Spacerowym krokiem szliśmy ciemną drogą, otoczoną przez pola i lasy. Cisza i spokój. Po czasie skręciliśmy chyba w jakąś polną drogę. Ciężko było stwierdzić pod cienką warstwą śniegu.

– Spójrz w górę. – Szepnął, przybliżając się do mnie i idąc niemal wtulony w moja ramię.

Uniosłem wzrok, otwierając przy tym usta. Wow. Chmury, z których spadło kilka centymetrów śniegu przeszły, zostawiając czyste niebo. Z dala od miejskich świateł wyglądało jakby ktoś rozsypał brokat na nieboskłon nad nami.

– Zamknij buzię, bo coś ci do niej wleci.

– A zależy co, może będzie warto. – Zażartowałem, spoglądając starszemu prosto w oczy, chociaż mrok dookoła nieco to utrudniał.

Widziałem uśmieszek pojawiający się na jego twarzy. Zaraz powróciłem do wpatrywania się w górę. Przepiękny widok.

– Wiedziałem, że ci się spodoba. – Odezwał się zadowolony mężczyzna. – Pamiętam, że lubisz takie widoki.

– Tak. Jeszcze nie widziałem tak rozgwieżdżonego nieba.

Przez cały czas patrzyłem w górę, zdając się na Jimina w kwestii tego gdzie idziemy i po czym.

Jimin

Nie spieszyło mi się z poranną pobudką. Do pokoi rozeszliśmy się dosyć późno, a w dodatku jeszcze ten nasz nocny spacer. Ale warto było. Widoki były przepiękne, a i zachwycony wyraz twarzy Jungkooka był tego wart.

Przekręciłem się na bok. Za oknem było biało. Musiało zacząć padać po naszym powrocie. Trzeba będzie urządzić jakąś bitwę na śnieżki. Byłem ciekaw wyniku.

Po chwili wyglądania za okno z łóżka, z powrotem przekręciłem się na drugi bok i wtuliłem w ciało młodszego. Zaraz poczułem jak jego ramiona obejmują moje ciało.

– Dzień dobry. – Szepnął lekko zachrypnięty.

– Dzień dobry, Jungkookie.

– Która godzina?

– Nie mam pojęcia, ale chyba możemy jeszcze trochę poleżeć. – Mruknąłem, nie mając ochoty wydostawać się spod ciepłej kołdry.

– Twoja mama już kręci się po domu. Jesteś pewien, że nagle tu nie przyjdzie? Raczej ciężko byłoby się z tego wytłumaczyć. – Powiedział wzmacniając uścisk.

– A z tych malinek na szyi to będzie mi się łatwiej wytłumaczyć? – Pozwoliłem sobie zauważyć.

– Nie są wcale mocne, a poza tym mówiłeś, że ubierasz dzisiaj golf.

No dobra, ma mnie. Ale skoro chciał już wstawać to niech mu będzie. Sprezentowałem mu czułego całusa w zagłębienie szyi, po czym wyswobodziłem się z jego ramion. Jak już wstałem to postanowiłem to wykorzystać.

– Tak właściwie to mam coś dla ciebie.

Reszta miała dostać prezenty dopiero dzisiaj po śniadaniu. Ale jestem zbyt ciekaw miny Jungkooka, żeby czekać na to chociażby kilka kolejnych minut. Wstałem i wyciągnąłem z swojej torby niewielki pakunek.

– Tak się składa, że był ostatnio u mnie Mikołaj i kazał ci coś przekazać.

Młodszy zaśmiał się wesoło, wzrok skupiając na prezencie. Uważnie patrzałem jak mężczyzna pozbywa się ozdobnego papieru, dokopując do środka. Przygryzłem dolną wargę, patrząc na jego reakcję. Podoba się? Podoba?!

Przez długi czas badał opakowanie wzrokiem. Ciężko było mi cokolwiek wyczytać z jego twarzy. Poczułem ulgę widząc jak pojawia się na niej dziecięcy uśmiech. Tak, wiedziałem, że mu się spodoba.

– Dziękuję. Rany, nawet nie marzyłem o czymś takim. – Zaczął oglądać niewielkie urządzenie.

– Masz od razu w zestawie zapas papieru.

– Trzeba prezent wypróbować. – Powiedział wkładając plik kartek do aparatu. – Uśmiechnij się.

Od razu poczułem jak zaczynam się rumienić.

_________________________________________

Nieco świątecznego klimatu. No, może z małym dodatkiem rodzinnej atmosfery, której Jungkook jeszcze nie miał okazji zaznać. Ale chyba na to zasługiwał, co? 😉

To co, teraz jedziemy z koksem czy jeszcze trochę sielskiej atmosfery? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top