Rozdział 8

Jungkook

Długo wytykałem sobie, że dałem się w to wciągnąć. Z drugiej strony wątpiłem by młody sam potrafił to załatwić, a jeszcze tylko brakowało by syn Jimina wpakował się w większe kłopoty.

Czekałem na młodego w umówionym miejscu. Wspominał, że ma szlaban na wyjścia z domu, ale to już jego problem i jego w tym głowa, by jakoś przekonać Jimina do wyjścia. Przecież i tak musiał się dzisiaj rozliczyć z dilerem, a każdy dzień zwłoki niósłby ze sobą zapewne olbrzymie odsetki.

Odepchnąłem się od ściany, gdy zauważyłem kroczącego w moją stronę młodego Parka z zwieszoną głową.

– Udało ci się wyrwać. – Zauważyłem.

– Nie na długo. Mam półtorej godziny i mam być pod telefonem. – Burknął.

– Starczy. Prowadź.

Chłopak prowadził mnie na miejsce, gdzie miał się spotkać z osobą, która przekazała mu towar do opchnięcia. Miał czekać na niego z kolejną dostawą, oczekując zapłaty za obecną, jak i tą poprzednią.

– Jak właściwie zamierzasz to rozwiązać? – Spytał młodszy w trakcie drogi.

– O to się nie bój i się nie wtrącaj. Ale nie myśl sobie, że jeszcze kiedyś będę ci ratował dupę. I tak wisisz mi za to przysługę. – Zaznaczyłem. – Nic w tym świecie nie jest za darmo, więc nie pakuj się w takie gówno. Trzymaj się od tego z daleka.

– Mhm. – Powiedział, lecz niezbyt przekonywującym tonem.

– Jak właściwie trafiłeś na dilera?

– Zaczepił mnie na jednej imprezie. Gdy zrozumiał, że nic mi nie opchnie, spróbował z innej strony. Podobno widział mnie też na wyścigach, kojarzył mnie, dlatego zaproponował mi handel.

Czyli ja z tym złamasem też będę się na kolejny wyścigach widział. Świetnie. To jednak nie zmieniało moich planów co to handlarza. Zapamięta sobie, żeby więcej tego dzieciaka nie ruszać.

– Mam nadzieję, że długo się tym nie zajmujesz.

– To była czwarta wymiana.

Czwarta i ostatnia, jak dla niego. Temat się urwał, oboje zamilkliśmy.

Szliśmy chodnikiem oświetlanym przez uliczne lampy. Z czasem mijało nas coraz mniej osób. Zapuszczaliśmy się w mniej uczęszczane uliczki, zakątki dzielnicy, która nie należała do mnie. Nasunąłem na twarz maskę.

– To niedaleko. – Odezwał się po kilku minutach Jihyun.

Nie wiedziałem czego się spodziewać. Ludzie na różnym szczeblu zajmują się handlem. Mógłby to być zwykły leszcz niemal na poziomie młodego, a mógł to być również ktoś z wyższej półki. W drugim przypadku nie pójdzie mi tak łatwo. Poza tym za rogiem mogły również czekać posiłki na wypadek kłopotów.

Widziałem jak przed skrętem w jedną z ciaśniejszych uliczek między budynkami rozgląda się, sprawdzając czy nikogo nie ma w pobliżu, czy nikt nas nie śledził. Skręciliśmy za róg starego bloku. Nieco zwolniłem, zwiększając odległość między nami.

Za nieużywanym kontenerem stał mężczyzna z kapturem na głowie. Od tej chwili nie pozwoliłem sobie, żeby coś mnie rozkojarzyło. Skupiłem się na mężczyźnie oraz obecnej sytuacji.

– Umawialiśmy się, kurwa, że przychodzisz sam. – Mężczyzna warknął na wstępie, od razu zauważając moją obecność.

– Młody już więcej nie przyjdzie. – Odezwałem się.

– Przyszedłeś z tatusiem. – Zaśmiał się

– Chciałbyś. – Prychnąłem.

Wysunąłem się na przód, chcąc by młodszy pozostał za mną. Różnie sytuacje mogą się potoczyć. Wyciągnąłem z kieszeni odliczony plik pieniędzy i rzuciłem w stronę handlarza. Mężczyzna złapał gotówkę bez najmniejszego problemu.

– Masz za towar i odpierdol się od młodego.

– A odsetki? – Spytał, niemal nie zerkając w stronę trzymanych pieniędzy.

– To jest już z procentem, który narzuciłeś, więc nie pierdol o odsetkach. Masz kasę w terminie i nie chcę widzieć, że ty lub ktokolwiek z was sprzedaje mu cokolwiek.

Widziałem zieloną chustę wystającą z jego kieszeni. Wolałem się nie ujawniać, że przynależę do J-Unit, by nie robić w tej chwili z tego większego problemu, który odbiłby się na gangu. Nie, gdy chodziło o tak małoważną sprawę.

– To komu i co sprzedaje to tylko i wyłącznie moja sprawa.

– Może i tak. – Zbliżyłem się do mężczyzny. – Ale temu dzieciakowi więcej nic nie sprzedasz.

Czułem gęstniejącą atmosferę. Spiąłem wszystkie mięśnie, przeczuwając, że nie skończy się to pokojowo.

– Rozumiesz? – Spytałem po dłuższej chwili milczenia.

– Pierdol się. – Prychnął postanawiając mnie zlekceważyć.

Doskonale widziałem pięść kierującą się w stronę mojej twarzy. Bez trudu uniknąłem uderzenia, sam wyprowadzając jedno w jego stronę. No i zaczęła się krótka bójka. Miałem nadzieję, że Jihyun zaalarmuje mnie w razie dodatkowych posiłków z przeciwnej drużyny, ponieważ wolałem się skupić na delikwencie przede mną.

Widziałem rosnące ciśnienie po stronie przeciwnika, gdy żaden z jego ciosów nie był w stanie mnie dosięgnąć. Walka w ręcz nie była najwyraźniej jego dobrą stroną w przeciwieństwie do mnie.

Czułem gwałtownie rosnącą adrenalinę, gdy mężczyzna sięgnął pod bluzę do paska swoich spodni. Szybko spróbowałem wytrącić broń z jego ręki. Na szczęście z sukcesem. Gdy zielony leżał na ziemi i próbował sięgnąć po wytrącony pistolet, postanowiłem skończyć te dziecinadę.

Sam wyciągnąłem broń zza paska spodni i wycelowałem w stronę leżącego mężczyzny. Skoro sam chciał się bawić tak ostro, to bardzo proszę.

– Sięgnij po nią, a będziesz miał po dłoni. – Zagroziłem.

Dopiero teraz zrozumiał zagrożenie płynące z mojej strony. Znieruchomiał słysząc chrzęst odbezpieczanej broni.

– Dobrze, a teraz leż grzecznie i słuchaj. – Mówiłem, nadeptując jego rękę. Wykrzywił się w bólu, kątem oka zerkając w moją stronę. – Jak dowiem się, że ktokolwiek spróbował pchnąć coś dalej przez tego dzieciaka, to kulka w tym pustym łbie będzie twoim najmniejszym problemem. – Przeniosłem ciężar na jedną z nóg, a moich uszu dobiegł tłumiony krzyk. – Rozumiemy się?

– Tak. – Stęknął.

– I jeśli myślisz, żeby wezwać kolegów z Ddeng to nie radziłbym, bo ponownie może się okazać, że druga strona może dysponować lepszymi umiejętnościami i asortymentem.

Puściłem jego rękę, którą natychmiast do siebie przyciągnął. Jeden kopniak w twarz dał nam jeszcze chwilę czasu, nim ten się ocknie. Kopnąłem jeszcze broń w dal, by za szybko do niej nie powrócił. Swoją zabezpieczyłem i schowałem z powrotem.

Odwróciłem się za siebie, napotykając nieco przerażony wzrok młodszego. Ruszyłem w jego stronę i kładąc rękę na jego karku, prowadziłem go w stronę wyjścia z uliczki.

– Tak więc powtarzam młody, to koniec z dilerką i tego typu rzeczami. Rozumiesz?

– Tak. – Odparł spłoszonym głosem.

– To nie zabawa i tu nie raz w grę wchodzi twoje życie. To nie świat dla ciebie. – Tłumaczyłem mu. – Nigdy nie wiesz na kogo trafisz po drugiej stronie, jeśli chodzi o handlarza czy klienta. Dlatego nie chcę się dowiedzieć, że nadal próbujesz kręcić się wokół półświatka. Tak?

– Tak.

Puściłem go, bojąc się, że zaraz mi tu zejdzie na zawał.

– Chodź, odprowadzę cię do domu. Nie ma szwędania się po mieście. Podobno masz szlaban.

Jihyun posłusznie szedł u mojego boku w stronę domu.

– A i jeszcze jedno. Ani słowa twojemu tacie. – To przede wszystkim. – Ja w niczym nie maczałem palców i nic o mnie nie wiesz. Jasne.

– Mhm.

– Dobrze. – Miałem nadzieję, że naprawdę mamy jasność w tej sprawie. – I nie stawiaj się tak ojcu. On naprawdę się o ciebie martwi i chce dla ciebie jak najlepiej. Twoje zachowanie go rani. Nie zasłużył na to.

Chłopak przemilczał to, lecz liczyłem na to, że przemyśli moje słowa. Również byłem buntowniczym nastolatkiem, jednak Jimin nie zasługiwał na takie zachowanie z jego strony. To nie ten typ charakteru. Szczególnie, że widziałem jak zależy mu na dobrym wychowaniu pierworodnego.

Odprowadziłem chłopaka pod sam blok. Odczekałem jeszcze chwilę nim zniknął za drzwiami, by mieć pewność, że nie jest na tyle głupi by zaraz tu wrócić i próbować wyjść do znajomych.

Mając pewność, że młodszy wrócił do domu, sam udałem się do bazy, by omówić z chłopakami zbliżający się w przyszłym miesiącu bal końcoworoczny dla bogatych snobów.

Jimin

Nie dałem się namówić Jungkookowi na podwózkę, chociaż nalegał. Miałem dosyć siedzenia w domu. Chociaż jeszcze moja noga nie pozwalała mi na spacer pod jego blok, to na dojście do postoju taksówek i następnie pod jego dom już tak.

Taki krótki spacer dobrze mi zrobił, chociaż nadal na taką wyprawę potrzebowałem kuli, by nie kuśtykać jak idiota i nie nadwyrężać stawu.

Będąc na miejscu nacisnąłem przycisk domofonu. Tym razem nie udało mi się trafić na żadną wchodzącą czy wychodzącą osobę.

– Tutaj Jimin. – Powiedziałem, gdy usłyszałem charakterystyczny szum.

– Poczekaj na mnie na dole, pomogę ci wejść.

– Nie musi... – Nie dokończyłem, słysząc jak się rozłącza i otwiera drzwi.

Wszedłem do środka. Zaraz mogłem usłyszeć stukot butów odbijających się echem na klatce. Mimowolnie uśmiechnąłem się na widok młodszego.

– Naprawdę nie rozumiem, dlaczego nie chciałeś bym po ciebie przyjechał. – Pokręcił głową. – Jak tam noga?

– Już lepiej. Opuchlizna schodzi. Ale w domu już mnie nosi, nie nadaję się do tego.

Jungkook wziął mnie pod ramię i pomógł wdrapać się po schodach na czwarte piętro. Szło nam to dosyć mozolnie, lecz ostatecznie udało nam się dotrzeć na samą górę. Obojgu udzieliła się lekka zadyszka.

Weszliśmy do mieszkania. Za każdym razem uderzał we mnie jego ogrom. Wydawało się być wręcz za dużo jak dla jednej osoby. Od razu przeszliśmy do salonu z otwartą kuchnią.

– Coś do picia? – Zaproponował młodszy. – Coś mocniejszego?

– Rozpijasz mnie Jungkook. – Zaśmiałem się. – Ale nie odmówię.

Mężczyzna przeszedł do kuchni, a ja podążyłem za nim, siadając przy wyspie kuchennej.

– Co pijemy? Może coś nieco bardziej wytrawnego? – Spytał, unosząc w górę butelkę wina. – A raczej półsłodkiego. – Dopowiedział, zerkając w stronę etykiety.

– Czemu by nie.

Na stole pojawiły się dwie lampki wina. Zaraz dołączyło do tego kilka przekąsek. Gdy stół był już pełen, Jungkook spoczął na stołku obok mnie.

– Dużo ci jeszcze wolnego zostało? – Zaczął rozmowę.

– Na szczęście nie. Naprawdę cieszę się, że w poniedziałek wracam do pracy.

– W takim razie za powrót do pracy. – Wzniósł toast.

Spokojnie piliśmy, jedliśmy, wdając się w dyskusję na różne tematy. Czas mijał, a jedzenia i alkoholu powoli ubywało.

Mój wzrok skupił się na wytatuowanej ręce młodszego. Jungkook właśnie dolewał mi wina, kiedy chwyciłem jego dłoń.

– To może pora na dalszą część? – Spytałem, palcem gładząc kawałek plastra.

– Nie za szybko? – Próbował się wymigać.

– Też mam coś w rewanżu.

Widziałem wahanie w jego oczach. Cieszyłem się, że jakkolwiek udało mi się wynegocjować odsłonięcie tego tatuażu. Musiał dla niego dużo znaczyć, skoro go tak ukrywał. Z drugiej strony jaki jest sens robienie tatuażu, którego nie chce się pokazywać? A może z jakiś względów po prostu ja mam go nie widzieć?

– Niech będzie.

Zaraz w moich rękach znalazły się nożyczki, który pozbyły się kolejnego fragmentu, odsłaniając N. JUN. Jak Jungkook, zauważyłem, zdając sobie jednak sprawę, że to nie to kryję się dalej.

– A ty co masz dla mnie? – Spytał pochylając się w moją stronę.

Starając się pominąć uczucie gorąca, które mnie ogarnęło, sięgnąłem po telefon. Szybko włączyłem odpowiednią aplikację, zaraz podsuwając urządzenie w jego stronę.

– Kingdom Kim. Prolog. – Przeczytał na głos. – Ooooo! – Krzyknął podekscytowany niczym nastolatka.

Zaraz miałem okazję widzieć jak młodszy pochyla sie nad telefonem, wczytując w początek nowej opowieści. To było dosyć interesująca, patrzeć na żywo na reakcję czytającego. Młodszy pochłaniał wzrokiem kolejne linijki tekstu, nie szczędząc mi przy tym reakcji.

Obserwowałem jak początkowo podskakuje podekscytowany na krześle. Jak uśmiecha się poznając króla i jak rozczula się nad jego dobrocią. Widziałem ten przebiegły uśmieszek, gdy pojawił się drugi z głównych bohaterów. Fascynującym było obserwowanie zmian jakie zachodzą na jego twarzy.

– Podoba się?

– To będzie świetne! – Podskoczył na krześle. – Pewnie jakoś ich drogi będą się splatać, na początku nie będą za sobą przepadać, ale później się zżyją, ale nie będą mogli być razem, bo są z innych światów. Albo on będzie po prostu chciał coś ukraść i będzie udawał uczucie do króla, a później naprawdę coś do niego poczuje, ale wtedy wyjdzie na jaw co chciał zrobić i Kim nie będzie mu wierzył, a na pewno poczuje się zraniony i zdradzony. – Mówił niemal jednym ciągiem. – W którymś momencie miałem rację?

– Przekonasz się później. – Puściłem mu oczko.

Przecież nie zdradzę mu jak będzie przebiegało opowiadanie. Ale z miłą chęcią będę dawał mu do przeczytania każdy rozdział przed publikacją. Będę miał własnego prywatnego recenzenta.

– Dobra, pęcherz wzywa. – Westchnąłem ciężko. – Przypomnij mi gdzie jest łazienka.

– Jak będziesz szedł to ostatnie drzwi po lewej.

Zsunąłem się z wysokiego stołka, a po pierwszym kroku nieco mną zachwiało.

– Ktoś chyba za dużo wypił.

Mógłbym zwalać winę na kostkę, ale prawda była taka, że za dużo wypiłem na raz, a ani razu nie miałem okazji się ruszyć z miejsca, co teraz dawało widoczne efekty.

– Pomogę.

Jungkook podszedł do mnie i dając mi oparcie, pomógł dotrzeć do odpowiedniego pomieszczenia.

– Dalej dam sobie radę. Chyba, że chcesz mi potrzymać. – Zaśmiałem się.

Zamilkłem speszony, gdy spojrzałem na młodszego, obdarowującego mnie ciężkim spojrzeniem ciemnych oczu. Uciekłem wzrokiem i bez słowa zamknąłem się w łazience.

Opróżnienie pęcherza dało mi prawdziwą ulgę. Przy umywalce zwilżyłem twarz zimną wodą, mając nadzieję, że w ten sposób nieco otrzeźwieję. Nie sądziłem, że winem można się upić. Ale w rzeczywistości po wyjściu z toalety poczułem się lepiej, nieco przytomniej.

Unikając obciążania lewej nogi ruszyłem w stronę kuchni. Widząc jednak otwarte drzwi balkonowe, zmieniłem kierunek.

Jungkook stał przy barierce, opierając się o nią i wpatrując w wieczorne niebo. Wyszedłem na zewnątrz. Powietrze było przyjemnie orzeźwiające. Stanąłem obok młodszego, patrząc przed siebie.

– Marzy mi się domek przy lesie, albo w jakimś cichym miejscu. Blisko pól ryżowych, tam też są ładne widoki. – Odezwał się Jeon. – Z dala od miejskiego zgiełku. Tutaj nie ma czegoś takiego jak cisza. No może względnie cicho jest w środku nocy, ale to nie to samo.

– Rodzice mają domek w niewielkiej wiosce. – Uśmiechnąłem się tęskno.– Miło wspominam te lata spędzone na wsi. Cisza, spokój. Ewentualnie kogut sąsiadów krzyczący od samego rana.

– Ja zawsze mieszkałem w mieście. Dlatego kiedy mogłem uciekałem do lasów czy innych opuszczonych miejsc.

Rozejrzałem się po okolicy. Wszystko było skąpane w półmroku, oświetlone lampami w dole. Kolejny blok znajdował się w sporej odległości, przez co ludzie nie zaglądali sobie balkon w balkon. Obok również nie było nikogo, a od sąsiada po prawej odgrodzeni byliśmy wysoką płytą.

Taka namiastka prywatności na balkonie, co nie często się zdarzało.

U nas pomimo tego, że na dole znajdował się skrawek zieleni i chodnik, to z balkonu bloku naprzeciwko spokojnie można było pooglądać co ciekawego porabia sąsiad. Nie wspominając o balkonach otaczających mnie z boku i z góry.

– Gdybyśmy wyszli wcześniej, mam nawet całkiem dobry widok na zachód słońca.

– Następnym razem z miłą chęcią popatrzę. – Uśmiechnąłem się. – Ale teraz też jest ładny widok. Zobacz, chyba jest nawet pełnia.

Wpatrywałem się w duży, okrągły, lekko pomarańczowy Księżyc widniejący na niebie. Może zabiorę kiedyś Jungkooka na wieś do rodziców. Stamtąd jest łady widok na gwiazdy, a wiem, że młodszy lubił patrzeć w nocne niebo.

– Pięknie się uśmiechasz. – Powiedział, a ja poczułem jak moje policzki zalewają się czerwienią.

– Przestań. Czasem jesteś naprawdę onieśmielający. – Powiedziałem, uciekając wzorkiem w przeciwną stronę.

Jungkook

Jimin wpatrywał się w niebo, podziwiając księżyc, a ja przyglądałem się jemu.

– Pięknie się uśmiechasz. – Zauważyłem.

Chłopak natychmiast się zarumienił, a może było to spowodowane wypitym dotychczas alkoholem. Mnie samemu krew szybciej krążyła w ciele.

– Przestań. Czasem jesteś naprawdę onieśmielający.

Podszedłem do starszego, stając za jego plecami i opierając się o barierkę po obu jego stronach.

– Naprawdę?

Jimin wyprostował się napotykając moje plecy. Nie odsunął się jednak ode mnie. Wykorzystałem okazję i objąłem go, przytrzymując przy sobie.

– Co cię we mnie onieśmiela?

– Zawsze jesteś pewny siebie. – Zaczął, a ja oparłem brodę o jego ramię. – Poza tym zawsze świetni wyglądasz, nie idzie wprawić cię w zakłopotanie.

– Jiminnie, masz zdecydowanie za niską samoocenę. – Powiodłem delikatnie nosem po jego szyi. – Poza tym raz ci się udało.

Czułem jak jego oddech przyspieszył.

– Jesteś troskliwy i wrażliwy. – Szepnąłem. – Jesteś naprawdę dobrą osobą. – Odwróciłem starszego przodem do siebie. – Masz piękne ciepłe spojrzenie. – Położyłem dłoń na jego policzku. – Uwielbiam twój śmiech. Usta. – Kciukiem przejechałem po jego dolnej wardze.

Zapatrzyłem się w pełne wargi starszego. Nim się obejrzałem, mogłem poczuć ich smak na swoich. Natychmiast odwzajemniłem delikatną pieszczotę.

Poczułem jak jego usta wyginają się w uśmiechu. Mnie samemu udzielił się ten wesoły nastrój. Rozdzieliliśmy się, ale nadal pozostając blisko siebie. Opieraliśmy o siebie nasze czoła, a nasze oddechy mieszały się ze sobą.

– Czuję się jak nastolatek. – Zaśmiał się cicho starszy.

– Ja nawet jako nastolatek się tak nie czułem.

Staliśmy razem cicho się śmiejąc i ciesząc. Skradliśmy sobie jeszcze kilka pojedynczych pocałunków. Zmarszczyłem brwi, kiedy starszy stęknął, wyginając się dziwnie.

– Co jest? – Spytałem zmartwiony.

– Barierki wbijają mi się w plecy. – Zaśmiał się.

Kąciki ust powędrowały do góry. Trzymając Jimina blisko siebie obróciłem nas, zamieniając miejscami. Moje ręce spoczęły na jego biodrach. Na ustach mężczyzny nadal widniał wesoły uśmiech.

Tym razem to ja zainicjowałem pocałunek. Nie były już one tak spokojne i delikatne. Ręce Jimina oplotły się wokół mojej szyi. Rozchyliłem nieco usta zapraszając go do pogłębienia pocałunku, co zostało od razu wykorzystane.

Czułem jak moje serce bije coraz mocniej, a oddech staje się coraz bardziej urywany. Miałem wrażenie, że Jimin jest w podobnym stanie. Moje dłonie zacisnęły się mocniej na jego biodrach, przytrzymując je blisko moich.

Zjechałem pocałunkami najpierw na szczękę starszego, a następnie na szyję. Powoli obdarowywałem ją należytą uwagą. Z pomiędzy ust mężczyzny wydobyło się krótkie westchnienie. Moje ręce przesunęły się nieco wyżej, lądując delikatnie pod jego koszulką, dotykając rozgrzanej skóry.

Poczułem jak ręce starszego subtelnie, lecz pewnie odsuwają mnie od siebie. Oderwałem usta od jego skóry, opierając czoło o jego klatkę piersiową. Starałem się unormować swój oddech.

– Przepraszam. – Wyszeptałem.

Chyba się trochę zagalopowaliśmy. Chociaż nie ukryję, że było mi bardzo przyjemnie. Jemu zresztą również, przynajmniej taką miałem nadzieję. Aczkolwiek jeszcze do niczego poważnego nie doszło. Między nami zapadła dziwnego rodzaju cisza.

– Ja... Chyba już pójdę. – Odezwał się starszy.

Zdjąłem dłonie z jego ciała oraz wyprostowałem się, dając mu więcej swobody. Jimin odwrócił się i powoli zaczął kuśtykać w stronę mieszkania. Opuściłem za nim balkon. Nie zamierzałem go przytrzymywać na siłę. Nie chciałem go do niczego namawiać, jeśli uważał, że to jeszcze nie jest odpowiedni czas.

Jimin

Nadal czułem galopujące serce w mojej piersi oraz szumiącą w uszach krew. Skóra nadal paliła w miejscach, w której dotykał ją Jungkook.

Chrzanić wszystko! Dlaczego mam nie zrobić czegoś na co mam ochotę?

Zatrzymałem się w miejscu, zaraz odwracając za siebie. Jungkook również się zatrzymał, patrząc na mnie zaskoczony i nieco przygaszony, chociaż jego wzrok nadal był pociemniały.

Zbliżyłem się do niego i ponownie połączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku. Młodszy po początkowym lekkim oszołomieniu, szybko zaczął je równie żarliwie oddawać. Dreszcz przeszedł moje ciało, gdy ponownie poczułem duże dłonie na swoim ciele. Tym razem od razu znalazły się na mojej tali pod bluzką.

Nasze języki na zmianę walczyły o dominacje lub tańczyły w harmonijnym tańcu. Atmosfera stawała się coraz bardziej gorąca. Nasze ciała coraz bardziej przylegały do siebie. Krew coraz bardziej zbierała się w jednym miejscu w ciele.

Zadrżałem, kiedy dłonie Jeona znalazły się na moich pośladkach i przycisnęły mnie do jego bioder. W jego spodniach również zaczynała być wyczuwalna wypukłość.

– Kochaj się ze mną. – Wysapałem między pocałunkami.

Czułem jak młodszy pochyla się, a po chwili podnosi mnie chwytając pod udami. Od razu oplotłem rękoma jego szyję.

– Trzymaj się. – Powiedział z zadziornym uśmiechem. – Kanapa? Sypialnia?

– Obojętnie.

Jungkook zaczął kroczyć ze mną na rękach. Miałem nadzieję, że nigdzie się nie przewrócimy. Brakowało tylko bym skończył z czymś więcej niż skręconą kostką.

W drodze nie przestawaliśmy obdarowywać się pocałunkami. Przez cały czas skupiałem się na młodszym. Nagle posadził nas, jak się okazało na swoim łożu.

Naparłem delikatnie na Jungkooka, kładąc go na plecach. Pocałunkami zjechałem na linie jego szczęki, a następnie na szyję. Ciężki oddech młodszego i ciche westchnienia były niezwykle satysfakcjonujące.

Jungkook

Przymknąłem oczy, czując jak moje mięśnie się rozluźniają.

– Nie przestawaj. – Wymruczałem. – O rany, nie przestawaj.

– Aż takie to przyjemne? – Zaśmiał się starszy.

– Mhm.

– To może mogłem się na tym skupić przez ostatnie półgodziny zamiast...

– Nie. Tamto było lepsze. – Powiedziałem z łobuzerskim uśmiechem. – Nie przestawaj.

Przekręciłem głowę opartą o jego klatkę piersiową, dając mu lepszy dostęp do miziania mojej skóry głowy. Przy okazji mocniej wtuliłem się w jego ciało, mając okazję do bezczelnego wdychani zapachu jego perfum, które nadal się na nim znajdowały.

– Która właściwie godzina? – Spytał Jimin, rozglądając się za jakimś zegarkiem. – Będę chyba musiał wracać do domu.

– Nie idź. Proszę. – Spojrzałem na niego szczenięcym wzrokiem. – Przecież Jihyun nie jest dzieckiem, poradzi sobie.

Widziałem, że nie był zbyt przekonany co do tego pomysłu.

– Po ostatnim jego wybryku, moje zaufanie do niego trochę zmalało.

– Przecież i tak myślał, że wrócisz. Jutro możesz wyjść z samego rana po śniadaniu, jeśli chcesz. Ale zostań na noc.

Cierpliwie czekałem na jego odpowiedź. Naprawdę nie chciałem zostawać teraz sam. Nie po tym wszystkim. Kiedy pierwszy raz uprawiałem z kimś seks w własnym łóżku. Z kimś kto nie był tylko jednorazową przygodą.

– Zgoda. Tylko muszę zadzwonić do Jihyuna. – Powiedział, a na mojej twarzy od razu wykwitł radosny uśmiech. – Gdzie zostawiłem telefon?

– Poczekaj.

Podniosłem się i zacząłem rozglądać się po podłodze, gdzie leżały porozrzucane nasze ubrania. To gdzieś w nich musiały się kryć oba nasze urządzenia. Zszedłem z łóżka, by sięgnąć do spodni Jimina. Od razu odnalazłem jego komórkę.

Z przebiegłym uśmieszkiem na twarzy odblokowałem urządzenie i wybrałem z książki numer Jihyuna.

– Co robisz? – Spytał od razu zaniepokojony Jimina.

– Spokojnie. – Puściłem do niego oczko, wsłuchując się w sygnał.

Przez długi czas chłopak nie odbierał. W międzyczasie nawet zdążyłem ubrać na siebie bieliznę.

– Czego? – Burknął młodszy po drugiej stronie telefonu.

– Grzeczniej. – Upomniałem go natychmiast. – Tu Jungkook. Twój tata trochę za dużo wypił i zostanie u mnie na noc. Sam też nie jestem najbardziej trzeźwy, a nie chcę puszczać go samego do taksówki.

– Mhm. I po to do mnie dzwonisz?

– Siedź grzecznie w domu i nigdzie nie wychodź.

– Przecież mam szlaban. – Prychnął. – W innym wypadku już by mnie tu nie było.

– Dobrze.

Chociaż tyle, że respektuje kary ojca. Zakończyłem połączenie i spojrzałem na leżącego za mną Jimina, który spoglądał na mnie okryty do połowy kołdrą.

– Pyskaty. – Podsumowałem.

– Musi się popisywać. Ostatnio nawet się trochę uspokoił. Ten szlaban dobrze mu zrobił.

Patrzałem jak starszy obserwuje mnie i wystarczył mój delikatny uśmiech, by i na jego twarzy on się pojawił.

– Co? – Spytałem z lekkim rozbawieniem.

– Patrząc na ciebie można wpaść w kompleksy. – Zaśmiał się.

Pokręciłem głową, wchodząc na łóżko wprost na przeciwko starszego.

– Powtórzę. – Powiedziałem zbliżając się do niego, podpierając na rękach. – Masz strasznie niską samoocenę, Jiminnie.

Pocałowałem jego brzuch, następnie klatkę piersiową, a na koniec jego usta.

– Trzeba nad tym popracować.

__________________________________________

No to nasze Jikooki przełamały pewną granicę. Kto się ciszy?

Jak to teraz wpłynie na ich relacje? Pamiętajmy, że jeden z nich nadal ma przed drugim nie małe tajemnice. Czy brnięcie coraz dalej w tą znajomość jest na pewno dobrym pomysłem? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top