Rozdział 40
Seonggwan
Słysząc dzwonek do drzwi westchnąłem ciężko. Ten gnojek zamierza mnie tak codziennie męczyć z odwiedzinami? Dobrze, że dupe daje mi sobie samemu podetrzeć.
Wziąłem kule, ponieważ jeszcze ciężko było mi się poruszać bez niej i ruszyłem w stronę wejścia. Otworzyłem drzwi wejściowe i równie szybko je zamknąłem. Wyglądało to jakbym się chciał nimi powachlować.
– Kurwa, no nie. – Mruknąłem pod nosem.
Odczekałem chwilę zastanawiając się czy czasem nie mam urojeń. Za dużo leków się nałykałem? Ale przecież dzisiaj jeszcze nic nie zdążyłem wziąć.
– Długo mam czekać? – Usłyszałem głos zza drzwi.
Otworzyłem je ponownie. Obrzuciłem Jihyuna gniewnym spojrzeniem.
– Co tutaj robisz?
– Chaerok nie może do ciebie codziennie przyjeżdżać, ma własne życie. – Rozpoczął wywód. – Potrzebuje pomocy w opiece nad tobą, której potrzebujesz i nie próbuj się wymigać. Powinieneś odpoczywać, a sądzę, że w tej kwestii nadal nic się nie zmieniło i nadal nie umiesz usiedzieć z tyłkiem w miejscu.
Przesunąłem się w drzwiach robiąc mu miejsce.
– A ty własnego życia nie masz?
– Dobrze wiesz, że nie mogłem przegapić takiej okazji. Poza tym jak mogłem odmówić pomocy nad tobą?
– Pewnie Chaerok za wiele ci nie wyjaśnił. – Prychnąłem. – Ale skoro chcesz pomóc to bierz rękawice i chodź. – Wskazałem na szafkę.
– Gdzie?
– Z dupą na razie nie posiedzę w miejscu, ale skoro nie chcecie, żebym się przemęczał i nadwyrężał kolano to popracujesz trochę za mnie. Szykuj się na zakwasy jutro. – Powiedziałem z rozbawieniem.
Mężczyzna chwycił moje rękawice z szafki. Wsunąłem buty na nogi i wyszedłem. Hyun niepewnie szedł za mną.
– Nie tego się spodziewałeś, co?
– Właściwie nie wiedziałem czego się spodziewać i nadal trochę nie wiem. Mieszkasz w jakiejś dziurze, tak jak można by oczekiwać.
Kroczyliśmy przez podwórko. W pierwszej kolejności kury.
– Idź tam otwórz, ja idę obok.
– Co tam jest? – Spytał od razu.
– Nie tchórz, tylko otwórz szeroko drzwi.
Poszedł otworzyć kurnik, a ja w tym czasie wszedłem do parnika, po zostawione tam wieczorem ziarno na dzisiaj.
– Cip, cip, cip!
Wiedziałem, że to wystarczyło by zaraz gromada kur wraz z kogutem pognała do mnie jakbym je z tydzień głodził.
– Prawie mnie staranowały! – Wyżalił się Jihyun, gdy dotarł tu jako ostatni.
– To tylko kury, nie słonie. – Zauważyłem. – Przeraża cię drób sięgający ci do połowy łydki? – Zaśmiałem się.
– Nie. Ale stały sobie wszystkie grzecznie w kurniku, po czym nagle ruszyły na mnie. Nie spodziewałem się tego, jak i samych kur. Powinienem wiedzieć o czymś jeszcze?
Przeszliśmy kawałek dalej. Otworzyłem drzwi do obory.
– Bierz łańcuch i idziemy.
Kątem oka widziałem jak kompletnie zdziwiony patrzy na krowę.
– Głuchy? Chciałeś, żebym odpoczywał to lataj za mnie.
– Ale jak ona coś mi zrobi?
– Ta ci nic nie zrobi. Boidupa z niej. Bierz łańcuch i chodź.
– Ta? To jest gdzieś więcej krów? – Spytał jakby z lekką obawą.
– Już nie. Bierz i pokaże ci, gdzie ją zaprowadzisz.
Po chwili głębokich wdechów, w końcu odważył się wejść do środka i niczym psa na smyczy zaczął prowadzić krowę do wskazanego przeze mnie miejsca.
Na pewno się nie spodziewał tego, że czeka go taka praca u mnie. Ja tylko stałem i patrzyłem.
Miałem dla niego jeszcze trochę rzeczy do roboty, lecz reszta mogła już poczekać aż zjem śniadanie. Wróciliśmy do domu. Będąc w kuchni odłożyłem kule. Pomieszczenie było na tyle małe, że do poruszania się po nim nie potrzebowałem wspomagania.
– Kawy? Jadłeś śniadanie?
– Coś tam przekąsiłem. – Odparł niemrawo.
Czyli kofeina i śniadanie dla naszej dwójki. Opierając się rękoma o blat kuchenny przemieszczałem się po pomieszczeniu szykując nam jedzenie. Młody przyglądał mi się w ciszy.
W końcu oboje wylądowaliśmy w salonie przy stole.
– Nawet dobre. Poprawiłeś się, jeśli chodzi o gotowanie. – Pochwalił mnie.
– Dzięki. Swojskie składniki też robią swoje. – Odparłem. – Dzisiaj do pracy nie idziesz, że ze mną tu siedzisz?
– Mam wolne. Jutro też przyjdę, a później idę na nockę.
– Nie wiem czy dasz radę jutro wstać. – Nie żartowałem. Nadal pamiętam swoje pierwsze dni pracy fizycznej na gospodarstwie.
– Dużo jeszcze będzie do robienia?
– Trochę. – Powiedziałem tonem, który jasno przekazywał, że kolejnym słowem powinno być dużo. Nie zamierzałem go oszczędzać.
– Nowy Jungkook stał się rolnikiem?
– Nie jestem Jungkook. – Zwróciłem mu uwagę. – I tak.
Po śniadaniu dalej ruszyliśmy do pracy. Tym razem przyszedł czas na grzebanie w polu. Ja tylko stałem i przypatrywałem się jak Jihyun pracuje. To było na swój sposób całkiem zabawne. Nie szło mu za dobrze. Tak samo ja wyglądałem kilka lat temu próbując robić cokolwiek w polu? Chaerok na pewno miał niezły ubaw.
– Potrzebuje przerwy. – Zaprotestowała w końcu moja darmowa siła robocza.
Wróciliśmy do domu. Nie zamierzałem go dzisiaj już dłużej męczyć, chyba że za bardzo będzie mnie zamęczał pytaniami.
– Co do picia? Coś mocniejszego? – Zaproponowałem.
– Jestem samochodem, a ty czasem nie bierzesz po zabiegów żadnych leków?
– Czyli z picia nici. – Wzruszyłem ramionami.
– Nie dostałeś od rehabilitantki żadnych ćwiczeń?
– A ty co, moja matka? Mało ci ruchu?
– Pilnuję, co byś przestrzegał zaleceń. Włącz coś ciekawego. Będziemy oglądać i razem poćwiczymy. Zobaczę jakie też ciężkie ćwiczenia dostałeś jako zadanie domowe.
– Ty chyba naprawdę nie masz co robić. – Warknąłem w jego stronę.
On jednak nie odpuszczał. W końcu ja odpuściłem, bo i tak miałem zamiar robić te głupie ćwiczenia i tak. Chciałem wrócić jak najszybciej do normalnego stanu.
Między nami zapanowała panowała cisza. Jakby każdy z nas bał się rozpocząć rozmowy. Ja nie wiedziałem jaki temat poruszyć by nie dać mu fałszywych Nadzi, żeby nie wyglądało, że interesuje się nim i jego rodziną.
Ostatecznie to on zaczął.
– Jak idzie praca na roli? Skąd się w ogóle na tym znasz.
– Nie znam się, ale jest lepiej niż na początku. Uczę się na błędach, no i Chaerok mi dużo pomógł na początku.
– Jak wpadłeś na to by zacząć uprawę ziemi?
– Coś trzeba było robić, kiedy już zagrożenie względnie minęło. To zajmuje mi większość dni i pozwala nie siedzieć bezczynnie na czterech literach. Mam zajęcia i przy okazji jestem niemal samowystarczalny.
– Jest to w ciul męczące.
– Idzie się przyzwyczaić. Chociaż na początku było naprawdę ciężko. Szczególnie, że trochę spędziłem czasu zamknięty w tym domu i nie wyściubiając nosa zewnątrz.
– Długo czasu to trwało? Twoje ukrywanie się tutaj?
– Kilka miesięcy. Pod sam koniec już mi się zapasy uszczupliły i musiałem być oszczędny z jedzeniem.
– Teraz wyglądasz jak w połowie rolnik w połowie bezdomny, to nie chce sobie wyobrażać co było wcześniej.
– Uważaj sobie na słowa. – Ostrzegłem go.
– Nie myślałeś, żeby się ogolić i nieco bardziej przyciąć włosy?
– Nie prosiłem o sugestię.
Spojrzałem na niego podejrzliwym wzrokiem. Dość o mnie.
– Dlaczego to robisz? – Spytałem po dłuższej ciszy.
– Co złego w tym, że chcę ci pomóc. Ty również wystarczająco nam pomogłeś w swoim czasie.
– Nie zrobiłem niczego za co mógłbyś mi dziękować. – Mruknąłem cicho pod nosem.
– Mylisz się. – Odparł w pełni poważnie. – Dzięki tobie tata przestał być takim introwertykiem, doprowadzałeś mnie do pionu, kiedy trzeba i dzięki temu wyszedłem na ludzi, tak naprawdę dzięki tobie dowiedziałem się prawdy o rozwodzie rodziców, pomagałeś mi, gdy wpakowałem się w jakieś gówno. A przede wszystkim tata przy tobie był naprawdę szczęśliwy.
Zapadła długa chwila milczenia, w której początkowo nie wiedziałem co powiedzieć. Wspomnienie w rozmowie jego ojca było jak cios w moją duszę.
– I myślisz, że to wszystko było warte tego przez co musieliście przejść przeze mnie, przez to kim byłem.
– Tak. – Odparł. – No prawie. – Dodał po chwili.
– No właśnie. Mógł przeze mnie zginąć.
– Ale nie pozwoliłeś na to. Ja jako jedyny widziałem jaki był tata zanim cię poznał, gdy byliście raz i po tym jak... zniknąłeś. Jak myślisz, do którego okresu chciałbym by tata wrócił?
– To już niemożliwe. – Powiedziałem.
– Możliwe, jeśli na to pozwolisz.
– Jihyun, przestań.
– To ty przestań się oszukiwać. Chociażbym nie wiem jak chciał nie wymażesz z przeszłości tego co było.
– Tamtej osoby już nie ma.
– Chcesz powiedzieć, że już nie kochasz i nigdy nie kochałeś mojego taty?
Nic nie odpowiedziałem, unikając z nim kontaktu wzrokowego. Starałem się nawet nie myśleć nad odpowiedzią na jego pytanie. Nie powracać do tamtych wspomnień.
– Chyba powinienem już iść. – Powiedział cicho.
Za oknami było już ciemno. Park wstał i po cichu opuścił moje mieszkanie. Jednak nawet po jego wyjściu atmosfera była tak gęsta, że można było ją kroić nożem.
Kolację sobie odpuściłem.
Jihyun
Pomimo niepewnego zakończenia rozmowy z Jungkookiem pierwszego dnia, byłem u niego jeszcze dwa razy, gdy Chaerok nie mógł go pilnować. Nadal robiłem wszystko o co mnie poprosił, jednak między nami było znacznie ciszej niż dotychczas.
Dzisiaj jednak wyrzuciłem go z mojej głowy. Liczył się tylko tata i to, żeby operacja przebiegła bez żadnych komplikacji.
– Nie musicie tutaj być. – Odezwał się spoglądając na naszą dwójkę.
– Nawet tak nie mów. Będę tu dopóki się nie obudzisz.
– Operacja potrwa kilka godzin. Nie ma sensu, żebyście czekali.
– Nie ma opcji, żebym sobie poszedł. Wziąłem dwa dni wolnego i spędzę je przy tobie.
Chwyciłem jego dłoń przywdziewając uśmiech na twarzy, chociaż wewnętrznie strasznie się bałem. A gdy zjawili się lekarze poczułem dziwny ucisk. Wszystko będzie dobrze, prawda? Razem z Jinwoo odprowadziliśmy tatę pod drzwi oddzielających sale operacyjne.
– Będę czekał. Nie bój się, wszystko będzie dobrze.
– Kocham cię Hyunnie. – Uśmiechnął się do mnie.
– Ja ciebie też.
Lekarze zabrali tatę. Została tylko nasza dwójka. Odsunęliśmy się i usiedliśmy na ławce w niewielkiej poczekalni. Zapowiadają się ciężkie godziny oczekiwań.
– A jak ja prosiłem cię o wolne to nie mogłeś go wziąć. – Odezwał się cicho Jinwoo.
– Naprawdę wytykasz mi to, że wziąłem wolne z powodu operacji taty. – Powiedziałem z niedowierzaniem.
– Nie, w żadnym wypadku. Wytykam ci to, że cię prawie w domu w ostatnich dniach nie ma. Cieszę się, że przynajmniej sam nie będę siedział czekając aż operacja twojego taty się skończy.
Nabrałem powietrza. Nie chciałem się z nim kłócić. To nie było ani miejsce ani pora.
– Przepraszam. – Szepnąłem. – Nie musisz się martwić, to już koniec. Teraz jestem tylko dla ciebie i taty.
No prawie. Zamierzam złożyć mu jeszcze jedną wizytę.
Z Jihyunem mało ze sobą rozmawialiśmy. Nadal można było wyczuć jeszcze ciut napiętą atmosferę. Miałem nadzieję, że gdy wrócimy o domu wszystko będzie już w porządku.
Nie miałem żadnej dobrej myśli do uczepienia się. Trwająca operacja ojca, sprawa z Jungkookiem oraz lekkie pokłócenie się z Jinwoo. Nie mogłem się uczepić żadnej dobrej myśli. Po prostu wmawiałem sobie cały czas, że wszystko będzie dobrze.
Operacja taty się przedłużała. Według wstępnych informacji lekarza powinna się skończyć pół godziny temu. Nie mieliśmy żadnych wieści.
– Wszystko będzie dobrze. – Pocieszył mnie Woo z delikatnym uśmiechem. Dobrze wiedziałem, że sam bardzo się martwił. – Przecież operują go dobrzy chirurdzy, a zabieg też nie jest skomplikowany. Na pewno niedługo skończą.
Skinąłem głową biorąc głębszy wdech. Tak, na pewno wszystko będzie dobrze.
W końcu słysząc otwierające się drzwi prowadzące do sal operacyjnych zerwałem się z krzesła jak poparzony. Lekarz, który operował tatę zatrzymał się, a pozostała dwójka jechała z tatą najpewniej do sali. Z przejęciem czekałem na wieści.
– Operacja się udała, lecz zajęła nam nieco więcej czasu niż przypuszczaliśmy. Pański ojciec powinien szybko dojść do siebie. – Uśmiechnął się delikatnie. – Wystąpiły niewielkie komplikacje, lecz poradziliśmy sobie z tym. Pozostała część przebiegła zgodnie z planem.
Zaczął nieco bardziej tłumaczyć co zaszło podczas operacji. Nie za bardzo umiałem skupić się na jego medycznym żargonie. Liczyłem, że Jinwoo wyjaśnij mi to później. W głowie cieszyłem się jedynie z tego, że już po wszystko, że dobrze się skończyło.
– Może pan teraz iść do taty. Niedługo powinien się obudzić.
– Dziękuję bardzo.
Z ciężko bijącym sercem wraz z młodszym udaliśmy się do sali, w której leżał tata. Usiadłem na krześle nieopodal łóżka, czekając aż się obudzi. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Najważniejszym dla mnie było, że operacja się udała. Miałem nadzieję, że na długi czas pożegnaliśmy się z większymi problemami zdrowotnymi z jego strony.
– Hyunnie? – Odezwał się cicho Jinwoo.
Obróciłem się, spoglądając na niego uważnie. Wydawał się być lekko zmieszany.
– Może niedługo poszedłbyś się przebadać.
Uśmiechnąłem się do niego czule. Wyciągnąłem rękę w stronę tej jego.
– Dobrze. – Powiedziałem, całując wierzch jego dłoni.
Trzymając się razem, czekaliśmy na to aż tata się obudził. Wyprostowałem się, gdy zauważyłem delikatny ruch jego ręki, a później powiek. Zaczynał się wybudzać z narkozy. Uważnie go obserwowałem, szukając jakichkolwiek oznak bólu.
– Jak się czujesz? – Spytałem natychmiast.
– Dziwnie ze świadomością, że ktoś grzebał przy moim sercu. – Odparł. – Jest dobrze Hyun.
Dopiero teraz odczułem prawdziwą ulgę.
Seonggwan
Westchnąłem ciężko. Miałem powoli tego dosyć.
– Kiedy zamierzacie przestać mnie niańczyć? – Spytałem młodego.
– Kiedy będę mieć pewność, że nie będzie się pan przeciążał.
Wywróciłem oczami. Przecież już trochę minęło od operacji. Rana wygląda dobrze, ze sprawnością kolana również jest coraz lepiej. Mogliby przesać tak nade mną wisieć.
– Kto tak ciebie molestuje telefonami? – Spytałem, gdy po raz kolejny telefon Chaeroka rozbrzmiał jakąś tandetną muzyką.
– Dziewczyna.
– Zająłbyś się nią, a nie mną. Naprawdę możecie dać sobie już spokój. Przekaż Jihyunowi, że ma już więcej nie przyjeżdżać.
– Dzisiaj nie będę zawracał mu głowy.
– Czemu?
– Jego tata ma jakąś operację. Jutro do niego napiszę, ale jeszcze do końca tygodnia pana pomęczymy. Później niech panu będzie, że tylko co jakiś czas sprawdzę jak się pan ma.
Poczułem jak serce boleśnie zakuło.
– Chaerok, jaki mamy dzisiaj dzień? – Zmieniłem temat.
– Już siedemnasty, a co?
– Cholera. Podwieziesz mnie pod szpital. Miałem mieć kontrolę. – Rzuciłem luźno.
– Oczywiście. Dlaczego pan wcześniej nie mówił, pamiętałbym o tym.
– Żebyś mi później nie prawił morałów. Nie gadaj, tylko zbierajmy się.
Wiedziałem, że chciał coś powiedzieć, lecz ostatecznie ruszył się z miejsca bez słowa. Poszedłem się przebrać, a następnie udałem się do samochodu. Chłopak stał tam wraz z moimi kulami.
– Nie. – Powiedziałem od razu.
– Powinien pan ich jeszcze używać. – Stawiał na swoim. – Tutaj się pan wspomoże widłami i innymi narzędziami.
Nie chciało mi się z nim kłócić. PO prostu wsiadłem do środka. Podczas jazdy Chaerok próbował mnie jeszcze zagadać. Odpowiadałem krótko i niechętnie, zresztą jak zawsze.
Droga minęła nam szybciej niż się spodziewałem. Staliśmy na zapełnionym szpitalnym parkingu.
– Przyjedź po mnie jak dam ci znać. – Mówiłem wysiadając z samochodu. – Nie wiem ile to zajmie, a może jeszcze gdzieś się przejdę. Nie ma sensu, żebyś czekał. Idź pozałatwiaj jakieś swoje sprawy. – Odesłałem go.
– Będę pod telefonem.
Machnąłem ręką i udałem się w stronę głównego wejścia do szpitala. Pod nosem przeklinałem kule, ponieważ ciężko mi się w nich chodziło. W domu unikałem ich jak mogłem, więc nie mogłem powiedzieć, że się do nich przyzwyczaiłem.
Dotarłem na miejsce. Nie wszedłem jednak do środka. Stanąłem przed wejściem wpatrując się w budynek. Nie miałem odwagi wejść do środka. Po prostu stałem i patrzałem, zastanawiając się czy Jimin jest przygotowany do operacji, operowany czy może już jest po wszystkim.
Te myśli przez cały czas zaprzątały moją głowę, a czas mijał niepostrzeżenie. Kilka razy nawet ktoś zaczepił mnie, pytając czy niczego nie potrzebuję, w tym raz ochroniarz z szpitala. Dziękowałem i zbywałem ich dalej stojąc jak idiota i wpatrując się w budynek szpitala.
Otrzeźwił mnie dopiero dzwonek telefonu.
– Panie Shim, długo jeszcze?
– Możesz powoli przyjeżdżać. – Odparłem. – Będę czekał na parkingu.
Rozłączyłem się. Dobra, chyba dosyć tego stania. Jeszcze przez chwilę stałem przed budynkiem. Miałem nadzieję, że wszystko jest w porządku. Wszystko musiało pójść dobrze.
Powolnym krokiem szedłem na parking, na którym wysadził mnie Chaerok. Zjawił się szybciej ode mnie. Podszedłem do znajomego samochodu, następnie wsiadając do środka.
– I jak? Wszystko w porządku? – Spytał dziwnym tonem.
– Chyba tak. – Mruknąłem. – Wracajmy.
Ruszyliśmy w stronę wyjazdu z miasta, by następnie mijając pola i lasy w końcu dotrzeć do tego zadupia na którym przyszło mi mieszkać.
– Chaerok, daj znać sąsiadowi, że przy następnym cieleniu się krowy, zachowam sobie cielaka. No, chyba, że urodzi się byk.
– Nie chce pan, żeby krowa czuła się samotna? – Uśmiechnął się wesoło.
– Większej głupoty nie mogłeś wymyśleć.
– Elizabeth II?
Wywróciłem oczami, nie komentując tego.
Do końca dnia byłem raczej milczący. Chaerok wyjątkowo nie zalewał mnie falą pytań czy monologów, szanując to, że mam ochotę na trochę ciszy. Razem pracowaliśmy przez pozostałą część dnia. Pod wieczór zaprosiłem go na kolację. Przecież po tym wszystkim nie puszczę go głodnego do domu. Przecież i tak robi to wszystko za frajer.
Jihyun
Spojrzałem na drzwi parterowego budynku. W zależności od przebiegu dzisiejszego dnia to może być moja ostatnia wizyta tutaj.
Zapukałem do drzwi, czekając aż gospodarz wpuści mnie do środka. Zrobił to z łaską na twarzy jakiej się spodziewałem. Pomimo tego, że już zacząłem odnosić wrażenie, że nawet polubił moje wizyty u niego, to i tak usilnie stara się zachowywać tak jakbym był wrzodem na tyłu. Typowe dla niego.
Jednak dzisiaj nie wciągałem go na siłę w rozmowy. Robiłem to o co poprosił już nieco orientując się i nabierając wprawy we wszystkim. Te stado kur z kogutem na czele już nie przerażało mnie tak bardzo. Krowa jeszcze miała mój szacunek, bojąc się jednak jakiegoś niespodziewanego i niebezpiecznego zachowania z jej strony.
Najgorsza nadal i tak była dla mnie praca w polu.
– Dlaczego nie weźmiesz do tego jakiejś maszyny? – Spytałem wyprostowując obolałem plecy.
– Bo zależy mi na zajęciu czasu. Myślisz, że jakie ciekawe alternatywy mam na tym wygwizdowie. – Burknął. – Poza tym to moja sprawa, tobie nic do tego.
– Ogólnie nie, ale teraz to aj muszę za siebie zapierdalać.
– Nikt cię o to nie prosił. Możesz wracać do domu.
Oj, żebyś nie któregoś razu nie przegiął, bo tak zrobię. A ty zostaniesz sam na tym zadupiu. Sam z swoimi kurami i krową.
Przez cały czas jednak jak głupiec jednak łudziłem się, że zapyta o tą jedną ważną rzecz. Jakkolwiek zacznie jego temat. Lecz nic takiego się nie działo.
Zbliżał się wieczór. Zwierzęta były już u siebie. Byliśmy jeszcze w oborze, gdzie krowa powoli skubała siano.
– Nie masz mi nic do powiedzenia? – Spytałem w końcu.
– Hm? – Mruknął nawet na mnie nie spoglądając.
– Nie chcesz mnie o nic zapytać?
– Niby o co? – Burczał dalej, nie przerywając dorzucania siana na noc.
Dupek!
– Wiesz co, mam dosyć. Odkąd się spotkaliśmy zapytałeś o tatę tylko raz, na samym początku. Nie zapytałeś o niego przed operacją, ani teraz, gdy jest już po. Nie pytasz czy się udała, jak się czuje. Tak naprawdę nawet nie wymówiłeś jego imienia.
– Ty myślisz, że z twoimi wizytami jest mi łatwiej?! Po tylu latach pojawiasz się i czego ode mnie oczekujesz? Że będzie jak dawniej? Dobrze wiesz, że cała poprzednia sytuacja była chujowa. Teraz wcale nie byłoby lepiej. Po takim czasie i po tym wszystkim to po prostu nierealne Jihyun!
Widziałem rosnący ból w jego oczach, lecz nie zamierzałem się hamować.
– Ty go w ogóle kiedykolwiek kochałeś? – Szepnąłem z wyrzutem.
Zaraz poczułem jak mężczyzna łapie za moją koszulkę i przyciska mnie do ściany za moimi plecami. Starałem nie dać nic po sobie poznać, ale musiałem przyznać, że zabolało. Nadal miał sporo siły, a i sądzę, że pomimo lat i zmiany stylu życia, jego umiejętności i refleks wcale dużo się nie pogorszyły. Przecież to nadal był Jungkook.
– Wynoś się stąd i nie wracaj.
Odepchnąłem go od siebie, po czym poprawiłem koszulkę. Jeon zaciskał ze złością szczękę i piorunował mnie spojrzeniem, zbolałym spojrzeniem.
– Jesteś tchórzem. Boisz się nawet wymówić jego imię. – Prychnąłem. – My musieliśmy cię pochować, a on miesiącami cię opłakiwał. Chodzi co roku do tej jebanej kaplicy pomodlić się za ciebie.
Zacisnąłem ręce w pieść. Czułem jak cały niemal trzęsę się z emocji.
– Odejdź. – Odparł odwracając się do mnie tyłem.
Skierowałem się w kierunku bramy, by zaraz opuścić jego gospodarstwo. Wsiadłem do samochodu pozostawionego za płotem i odjechałem. Długo jednak nie mogłem prowadzić. Zatrzymałem się na poboczu, potrzebując chwili na uspokojenie się. Chciałemjeszcze cało dojechać do domu.
__________________________________
To będzie to spotkanie Jikooków czy nie🧐 Wiem, że długo was trzymam w niepewności.
Przepraszam za tą długą przerwę, ale oczywiście wszystko się pisało tylko nie ten rozdział 😂 Ale to przynajmniej kolejny dostaniecie szybciej, ponieważ brakuje ostatnich zdań i sprawdzenia 😉
Czego się spodziewacie? Co sądzicie o wszystkim co się da? Jestem mega ciekawa tego czego oczekujecie dalej oraz tego co przypuszczacie, że może się wydarzyć ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top