Rozdział 38

Jihyun

Bałem się, że nie napisze. Do późnego wieczora czekałem na telefon od tego chłopaka i już zaczynałem tracić nadzieję, aż w końcu dostałem od niego wiadomość. Sam zaproponował spotkanie. Najwyraźniej i on miał kilka pytań.

Ustalenie daty spotkania jednak pomogło mi to jednak w spokojnym zaśnięciu. Po skończeniu wymieniania wiadomości długo nie mogłem zmrużyć oka. Zresztą, następnego dnia również chodziłem rozkojarzony. Całe szczęście obojgu nam zależało, żeby spotkać się jak najszybciej, bo nie wiem jak długo mógłbym tak funkcjonować.

Nie mówiłem o niczym Jinwoo. Nie miałbym mu jak tego wytłumaczyć. Wiedział jedynie, że idę spotkać się z znajomym. Powiedziałem mu o tym, ponieważ ukrywanie takich rzeczy byłoby jeszcze bardziej podejrzane.

Na szczęście nie dopytywał. Przyjął to do wiadomości i życzył miłej zabawy. Nawet nie słyszałem w tym ukrytego wyrzutu, co w pewnym momencie naszego związku byłoby pewniakiem.

I dlaczego kiedy w życiu zaczęło mi się układać, musiało się wydarzyć coś tak niespodziewanego?

Siedziałem w kawiarni, w której mieliśmy się spotkać. W domu jedynie kręciłem się niespokojnie z kąta w kąt, więc zjawiłem się wcześniej zapijając swoje zniecierpliwienie gorącą kawą. O mało co sobie języka nie poparzyłem.

W końcu się doczekałem. Widziałem jak do kawiarni wchodzi młody mężczyzna rozglądając się po jej wnętrzu. Nie przyjrzałem mu się wtedy w szpitalu, ale to raczej on. Uniosłem rękę, zwracając na siebie jego uwagę.

– Cześć jestem Park Jihyun. – Przywitałem się z nim. – Dzięki za spotkanie.

– Lee Chaerok. Ja również dziękuję, bo w sumie mam parę pytań. Może będziesz umiał na nie odpowiedzieć.

Usiedliśmy przy stoliku. Chłopak złożył zamówienie, a ja domówiłem kolejną kawę oraz coś słodkiego. Przyjrzałem mu się. Był młodszy ode mnie, mógł być studentem. Czarne krótko obstrzyżone włosy i uważne spojrzenie brązowych oczu. Raczej typ buntownika, lecz mogłem się mylić.

W głowie starałem sobie ułożyć listę pytań.

– Skąd znasz pana Shima? – Zapytał jako pierwszy.

– Jak się nazywa?

Moje pytanie wyraźnie go zdziwiło.

– Shim Seonggwan.

No tak. Zmienił imię i nazwisko. Nowa tożsamość, nowy Jungkook. To było w pewien sposób oczywiste.

– To skąd pan go zna? Dlaczego nie wie jak się nazywa?

– Nie wiem czemu zmienił nazwisko. – Skłamałem. – Był blisko z moją rodziną. Można powiedzieć, że był jej częścią. To trudne do wyjaśnienia.

Na jego twarzy nadal widać było sceptycyzm.

– Mówił, że nie ma żadnej rodziny. – Zmrużył delikatnie oczy, jakby wychwycił kłamstwo.

A to chuj.

– No cóż. Ostatecznie rozstaliśmy się w niezbyt dobrych nastojach. Nie dziwię się, że tak mówi.

– Masz jakiś dowód na potwierdzenie swoich słów?

Uparty. Mimo wszystko ma u mnie plusa za ostrożność. Akurat Jungkook jest osobą, dla której jest to naprawdę ważne. Byłem przygotowany na tą ewentualność.

Sięgnąłem do plecaka i po chwili wyciągnąłem zgięte w pół zdjęcie. Wykradłem je tacie, gdy byliśmy u niego na obiedzie. Podałem je chłopakowi przede mną. Uważnie je oglądał.

– To on, prawda?

– Chyba tak. – Przyznał w końcu.

Ja również zdążyłem zauważyć, że przez te siedem lat trochę się zmienił. Jednak to był on, nie ważne jak bardzo chciał to ukryć, jak bardzo się tego wypierał.

– Gdzie on teraz jest? Gdzie mieszka?

– Przepraszam, ale nie sądzi pan, że dostanie ode mnie takie informacje. Widzimy się po praz pierwszy, pan Shim nie zdawał się być do pana zbyt dobrze nastawiony. Nie wiem kim pan jest, ani jakie ma pan zamiary.

– Sam nie wiem jakie mam zamiary. – Pokręciłem głową. – Myśleliśmy, że nie żyje. Nadal nie mogę w to uwierzyć. – Przetarłem twarz dłońmi. – Jak się czuje? Co u niego? Radzi sobie jakoś? Pewnie nie ma za dużo znajomych. Zawsze był typem samotnika.

– Najchętniej to by nosa nie wyściubiał nosa spoza swojej posesji. Arogancki gbur i odludek.

– Ale da się go lubić, co? – Spytałem wyczuwając jego nastrój, gdy o tym mówił.

– Tak. – Zaśmiał się. – Teraz całkiem nieźle daje sobie radę w porównaniu do tego co było kiedyś. Dużo skrywa przed innymi. Tak naprawdę chyba tylko ze mną z wioski rozmawiał. Jestem ciekaw jaki był kiedyś. Co jakiś czas przez przypadek dowiaduję się o nim czegoś nowego, czego się nie spodziewałem.

– Sądzę, że wiem wszystko to co chciałbyś wiedzieć, znałem go takiego jakiego ty go nie znasz. Ty natomiast znasz go teraz takiego i wiesz wszystko to co ja chciałbym wiedzieć. – Każdy z nas chciałby się zamienić wiedzą. – Problem w tym, że za wiele nie mogę ci powiedzieć. Nie bez powodu zostawił to wszystko za sobą.

– Nawet was. Swoją rodzinę.

– Tak. Miał powód i będąc szczerym to całkiem dobry. Chociaż wtedy żadne z nas, ani ja ani mój tata, nie mogliśmy się z tym pogodzić.

Nawet jeśli każdy z nas udawał przed drugim, że już o nim nie pamięta. Poczułem przypływ nostalgii. Tęskniłem za tym co było kiedyś.

– Był dla mnie jak drugi ojciec. – Uśmiechnąłem się tęskno. – Umiał sobie ze mną poradzić, kiedy tata nie dawał już rady.

– Jaki on był kiedyś? – W jego oczach dostrzegłem czystą ciekawość.

Pewny siebie, arogancki, tajemniczy, nieprzewidywalny, szalony, czasami agresywny.

– Cóż... Powiedzmy, że był typem czarnej owcy, czy wilka. Taki czarny charakter. Nocą na ulicy raczej zawracasz i uciekasz od takich osób niż myślach o chociażby minięciu ich.

Wydawał się analizować to co powiedziałem, próbując wyobrazić sobie Jungkooka, a raczej tego swojego pana Shima.

– Ciężko to sobie wyobrazić?

– Po części tak. Pan Shim ma dosyć ciężki charakter, stale odpycha wszystkich od siebie. Ogólnie za dużo gadam, a za mało myślę, więc też ze mną jest ciężko, dlatego chyba się dogadujemy. Jednak... Ciężko mi sobie wyobrazić go jako... Nie wiem jak to nazwać. Złego człowieka?

– Dla innych był zły, ale nie dla nas. Miał też dobrą stronę. I to właśnie ze względu na nią jego zniknięcie tak bardzo nas dotknęło.

Wujek był, jest jedyny w swoim rodzaju. Rozumiem, że musiał się ukryć, ale mógł dać jakiś znak. Minęło tyle czasu. Jak on mógł przez te wszystkie lata pozwolić nam myśleć, że nie żyje? Ja już sam zaczynałem wątpić w to, czy tata kiedyś się nie pomylił i naprawdę nie pożegnaliśmy się z Jungkookiem wtedy na pogrzebie.

– Naprawdę muszę się z nim spotkać. – Nalegałem, wracając do głównego tematu. – Muszę z nim porozmawiać. Coś wyjaśnić.

– Jeśli pan Shim się zgodzi to mogę cię do niego przywieźć, bo nie wiem czy da się wyciągnąć do miasta. Mówiłem, najchętniej nie wyściubiałby nosa poza swoje gospodarstwo.

Gospodarstwo? Chyba nie ma sensu teraz za bardzo o to dopytywać. Nie powie mi i uzna za zbyt wścibskiego.

– Wczoraj mnie pogonił przez to, że próbowałem dopytywać o ciebie, wiec wątpię, żeby na razie chciał ze mną rozmawiać.

– Zadzwoń do niego. – Poprosiłem.

Przez chwilę patrzał na mnie z wahaniem. W końcu skinął zgodnie głową.

– Mogę posłuchać?

Chciałem usłyszeć jego głos i mieć jeszcze większą pewność, że to on. Nadal ciężko mi w to uwierzyć. Zgodził się, więc zbliżyłem swoje krzesło do jego i nachyliłem się by móc lepiej słyszeć.

Przez długi czas słychać było jedynie sygnał. W końcu dźwięk się urwał. Chłopak spojrzał na telefon.

– Odrzucił połączenie. – Oznajmił.

– Spróbuj jeszcze raz.

Ponownie wsłuchiwaliśmy się w miarowy sygnał telefonu oczekując na połączenie.

– Gówniarzu, czego ode mnie jeszcze chcesz? – Usłyszałem znany głos, przez które moje serce boleśnie zabiło.

– Jak się pan czuje? Już lepiej?

– Może być. Tylko po to dzwonisz? – Zrugał go.

– Zapisał się pan już na ten zabieg?

– A co cię to obchodzi? – Burknął. – Mało masz swoich spraw na głowie. Powiedziałem, że się zapiszę, to to zrobię.

– Ktoś pana będzie musiał zawieść i przywieść. – Kontynuował rozmowę.

– Myślisz, że nie poradzę sobie bez ciebie?

– Oj, już niech się pan tak nie złości. Kiedy mam przyjechać?

– Mam się stawić w poniedziałek przed południem.

Skupiłem się i zanotowałem w głowie datę. Obym nie zapomniał.

– Będę. Niech się pan do tego czasu oszczędza. – Poprosił. – A jeśli chodzi o wczoraj...

– Jeszcze raz poruszysz ten temat to się rozmyślę i zamówię taksówkę. Przynajmniej dotrę na miejsce w ciszy.

Jungkook się rozłączył. Nadal ciężko było mi uwierzyć, że żyje, że miałem okazję usłyszeć jego głos, a wczoraj go zobaczyć. Jednocześnie poczułem pewnego rodzaju zazdrość. Dawno temu to ja się tak przekomarzałem z wujkiem. Podpuszczałem go, a on mnie. Jungkook go lubi. Widać ma słabość do niewychowanych gnojków.

– Lubi cię. – Powiedziałem cicho.

– Ja mu trochę pomogłem na początku, a później on mi, gdy zmarli moi dziadkowie.

Nie dopytywałem o rodziców. Jednak miło, że wujek Jeon miał jakąś pomoc i że on również jest dla kogoś wsparciem.

Dokładne przeanalizowanie usłyszanej rozmowy zajęło mi dłuższą chwilę. Początkowo nie dotarła do mnie pewna informacja.

– Jak zabieg?

– Lekarz nie mógł mi dokładnie wyjaśnić, a on też nic nie mówił. Ale chodzi chyba o nogę.

– Lewe kolano?

– Możliwe. Skąd wiesz? – Dopytał spod lekko zmarszczonych brwi.

– Miał już kiedyś z nim problemy. Będziesz się z nim widział jeszcze przed tym jego zabiegiem? – Nie chciałem czekać tyle czasu.

– Raczej zajrzę do niego. Pewnie dalej będzie pracował zamiast odpoczywać.

– Spytaj się czy może się ze mną zobaczyć. – Poprosiłem.

– Spytam, ale chyba podejrzewasz jaka będzie jego odpowiedź.

– Jeśli się nie zgodzi to przekaż mu mój numer. Może jednak to przemyśli i napisze.

Chłopak zgodził się, co przyniosło mi prawdziwą ulgę. W Chaeroku moja ostatnia nadzieja. On jest łącznikiem między mną a nowym Jungkookiem.

Niedługo po tym pożegnaliśmy się i rozeszliśmy. Miałem nadzieję, że dostanę od niego wiadomość, że Jeon jednak zgodzi się ze mną zobaczyć. Wolałbym to, lecz wiadomość od Jungkooka również będzie dobrą opcją.

Nie pozostało mi nic innego jak czekać z całym tym mętlikiem w głowie. Nie miałem tak naprawdę planu co zrobię, jak się z nim zobaczę czy uda mi się z nim porozmawiać. Cóż, mam nad czym się zastanawiać.


Seonggwan

Mogłem się domyślić, że przed operacją ten dzieciak będzie musiał niepokoić mnie swoją osobą. Początkowo bez słowa dołączył do mnie na polu jak ostatnim razem. Razem pracowaliśmy w milczeniu.

– Napijemy się czegoś? – Zaproponował, na co jedynie skinąłem głową.

Podniosłem się z kolan i lekko utykając udałem się do domu z śledzącym mnie chłopakiem. Chaerok zajął się przygotowaniem nam kawy, a ja poszedłem się nieco umyć. Zajęliśmy miejsce na kanapie.

– Jak się pan czuje?

– Nie jest najgorzej. Lepiej niż ostatnimi czasy. – Doprecyzował.

– Wiadomo ile czasu spędzi pan w szpitalu?

– W piątek mnie przyjmą, a jak się nic nie skomplikuje to w środę powinienem wracać do domu. Nie wiem jak z tymi rehabilitacjami. Mam nadzieję, że jak najrzadziej będę musiał na nie jeździć.

– To dla pana dobra.

– Mhm. – Mruknąłem.

Nie bez powodu trzymam się z daleka od miasta. Nie uśmiecha mi się tam teraz co jakiś czas pojawiać. Szczególnie teraz.

– Ten chłopak z szpitala. – Usłyszałem nieśmiałe podjęcie nowego tematu.

– Chaerok, ostrzegałem cię, żebyś nie drążył tego tematu!

– Widziałem się z nim.

Nie potrafiłem nic powiedzieć. Patrzałem na niego zdziwionym wzrokiem czując jak serce galopuje w mojej piersi jak u spłoszonego ptaka.

Widział się z nim? Z Jihyunem? Wypieranie się, że to jakaś pomyłka już raczej nie miało sensu. O czym oni rozmawiali? Co mu powiedział? Ile wie? W mojej głowie roiło się od pytań bez odpowiedzi.

Zaraz jednak chwila chłodniejszej kalkulacji pozwoliła mi się uspokoić. Nie wiem ile wie Jihyun, lecz jeśli nadal jest chociaż po części taki jak kiedyś, to bezmyślnie nie powiedziałby czegoś co by mi zaszkodziło. Musiał być w szoku, lecz bezmyślnie nie powiedziałby nic o Jeon Jungkooku.

– Chce się z panem zobaczyć. Porozmawiać.

– Ale ja nie chce.

– Zależy mu na tym. Nie wiem o co chodzi, kto to dokładnie dla pana jest, ale wydaje się w porządku.

Przełknąłem z lekkim trudem gulę tworzącą się w gardle.

– To dobry chłopak.

A właściwie już mężczyzna. Już nie jest gówniarzem, którego znałem. Starałem się o nim nie myśleć, ponieważ razem z jego osobą moje myśli atakowała jeszcze jednak, o której nie chciałem sobie przypominać.

– Właśnie dlatego nie chce z nim rozmawiać.

– Ale nie zaszkodzi jak zostawię panu jego numer. – Powiedział kładąc niewielki skrawek papieru na stole.

– Powiedziałem nie! – Chwyciłem karteczkę i po zgnieceniu jej w dłoni odrzuciłem na bok.

Chłopak westchnął ciężko. Siedział jeszcze przez chwilę dopijając kawę. W końcu wstał powoli zbierając się do wyjścia.

– Widzimy się w piątek. Niech pan się oszczędza.

– A ciekawe kto to za mnie po operacji zrobi. – Prychnął. – Idź już.

Zostałem sam. Oddychałem powoli. Dlaczego jak coś zaczyna się sypać to po całości. Wszystko było pięknie. Spokój, cisza. Nikt mnie nie zna, nikt nie pamięta starego mnie. Bezpiecznie i bez żadnych problemów.

A teraz jak nie ten incydent z krową, to głupie kolano i na dodatek jeszcze Jihyun. Szczęście w nieszczęściu, że on, a nie...

Spojrzałem na porzuconą przeze mnie kartkę. Podszedłem i rozprostowując ją usiadłem z powrotem na kanapie. Wpatrywałem się w ciąg liczb.

I po co mam niby do niego zadzwonić? O co miałbym niby zapytać? Nie mam mu nic do powiedzenia. Dla nich wszystko powinno być już zakończone.

Skarciłem się za rozmyślanie o tym i ponownie zgniotłem papier.

Będąc już w domu wykorzystałem to, że nie jestem na polu i przygotowałem sobie obiad. Po posiłku resztę dnia spędziłem na dworze. Musiałem się czymś zająć, żeby przez przypadek za dużo nie myśleć.

Lecz w końcu przyszła noc i nie miałem się już czym zająć. Wykąpany leżałem w łóżku walcząc z własnymi myślami.

Wytykałem sobie, że jednak popełniłem błąd. Chyba naprawdę naiwnie wierzyłem, że przeszłość nigdy nie da o sobie znać. Dlaczego nie wyniosłem się w pizdu daleko? Jednak podróżowanie w tamtym czasie również wiązało się z ryzykiem. Zaszycie się w malutkiej wiosce nie zanadto oddalonej od miejsca ucieczki było względnie bezpiecznym rozwiązaniem.

W dłoniach bawiłem się otrzymaną kartką papieru. Po co ja mam do niego dzwonić? Nie mam mu nic do powiedzenia. Czego on ode mnie chce?

Zdenerwowany całą sytuacją z zbyt dużą siłą odłożyłem skrawek z numerem na stolik nocny. Przekręciłem się na drugi bok próbując zasnąć.

Nagle w jednej chwili, jakbym nie panował nad swoim ciałem, sięgałem z powrotem po kartkę i wystukiwałem cyfry na komórce.

Cholera! Co ja wyprawiam? Co ja właściwie mam powiedzieć? Może nie odbierze.

– Tak, słucham? – Usłyszałem znajomy, chociaż już nie tak dziecięcy głos.

– Jak zakończyło się Kingdom Kim? – Spytałem wprost.

To pierwsze co przyszło mi do głowy, by bezpośrednio nie nawiązywać do obecnej sytuacji oraz do tego co było. To wydawało się bezpiecznym rozwiązaniem numer trzy.

– Co? – Odparł będąc zaskoczony. Czekałem na lawinę pytań z jego strony, lecz to nie nastąpiło. – Nie czytałeś? – Zapytał jedynie.

Pokręciłem przecząco głową, chociaż nie mógł tego widzieć.

– Musisz przeczytać sam. Zadzwoń jak skończysz.

Rozłączył się wprawiając mnie w osłupienie. Tylko tyle? Żadnych pytań gdzie jestem, co się ze mną dzieje. Nie wierzę, że te pytania go nie nurtują.

Zacisnąłem usta w wąską linię. Dlaczego po prostu nie mógł mi tego powiedzieć? Jednak naprawdę chciałem wiedzieć, a odpowiedź jaką otrzymałem jeszcze bardziej podsyciła moją ciekawość. Dobrze to rozegrał.

Spojrzałem na godzinę. Późno. Jednak jutro nie miałem żadnych planów. Zapowiadał się dzień jak co dzień. Zwykła niedziela.

Zainstalowanie ponownie aplikacji, zalogowanie się, aż w końcu znalezienie opowiadania było kwestią kilku minut.

Wiedziałem, że nie dam rady przeczytać wszystkiego jednego dnia. Mógłbym wziąć się jedynie za kilka ostatnich, jednak... To było szczególne opowiadanie. Było nasze.

Czytałem od samego początku widząc Jimina w roli króla i dawnego siebie w roli czarnego charakteru. Niczym masochista jednocześnie przypominałem sobie chwile, które przeżyliśmy z Parkiem. Czytanie tego było bardziej męczące emocjonalnie niż przypuszczałem.

Zasnąłem z telefonem w ręku.


Jihyun

Skończyłem się przebierać, zapinałem ostatnie guziki mundury, gdy zadzwonił mój telefon. Zerknąłem na telefon pozostawiony w szafce. Nieznany numer. Kto mógł się dobijać się do mnie o tej godzinie.

– Tak, słucham? – Spytałem, lecz nim usłyszałem odpowiedź dotarło do mnie kto dzwoni.

– Jak zakończyło się Kingdom Kim? – Spytał wprost.

– Co?

Po takim czasie pytasz o takie rzeczy?! Starałem się zachować jednak trzeźwe myślenie. Dlaczego pyta akurat o to?

– Nie czytałeś? – Spytałem, gdy przypomniałem sobie fabułę.

Król i złodziej. Jimin i Jungkook. Chcesz wiedzieć jak twoją śmierć przeżył tata. Nie mogłeś po prostu wprost spytać co u niego?!

– Musisz przeczytać sam. Zadzwoń jak skończysz.

Rozłączyłem się. Niech się trochę wysili. Ja już i tak muszę zaczynać pracę. Wyciszyłem telefon, schowałem go do szafki i pobiegłem na odprawę.

Przełożeni zdali nam szybki raport dotyczący tego co się działo za dnia oraz wyjaśnili jaki jest plan na naszą nocną zmianę. Poinformowali na kogo dzisiaj mamy szczególnie uważać, po czym wysłali do wykonywania swoich zadań.

Starałem się skupić na swojej pracy, nie myśleć o otrzymanym telefonie.

Tak jak zawsze znajdując wolną chwilę udałem się na drugie piętro by się przywitać.

– Dobry wieczór. – Zastukałem w niewielkie okienko.

– Młody! Dobrze cię widzieć. – Taehyung uśmiechnął się w moją stronę. – Co słychać? Z tatą już lepiej?

– Niby dobrze, ale chyba będę spokojniejszy po zabiegu.

– Trzymamy kciuki, żeby wszystko dobrze poszło. – Powiedział uspokajająco.

– A co tam u was? Mam nadzieję, że za bardzo nie rozrabiacie.

– My? – Zaśmiał się.

Z łazienki wyszedł były szef Ddeng, który widząc mnie przywitał się i zajął się szykowaniem do snu. Pozostali współwięźniowie nie byli zainteresowani moją osobą. Nic nie ważne płotki nie należące do byłego J-Unit. Przypilnowano by każdy był w oddzielnej celi, chociaż najwyżsi stopniem członkowie już dawno zostali przeniesieni do różnych więzień w innych miejscowościach.

Tak naprawdę został tu tylko Taehyung. Tata nadal co jakiś czas go odwiedzał. Był jedyną osobą nadal łączącą nas niejako z Jungkookiem.

– Wszystko w porządku? – Spytał nagle Kim.

– Tak. Zamyśliłem się. – Pokręciłem głową. – Przepraszam, mówiłeś coś?

– Przenoszą mnie.

– Co? – Spytałem z niedowierzaniem.

Czyli przyszła i kolej na niego.

– Będę się odwoływał ze względu na mamę. – Mówił smutnym tonem. – Ostatnio nie czuje się najlepiej. Nie będzie miała możliwości mnie odwiedzać, jeśli wyjadę. Nie byłbym spokojny nie widząc jej i nie wiedząc co z nią. Listy to nie to samo.

– Chciałbym pomóc, ale chyba nie za bardzo mogę cokolwiek zdziałać.

– Daj spokój. Niczego od ciebie nie oczekuję. I tak bardzo umililiście mi z ojcem ten czas tutaj. Miło się z wami gada. – Uśmiechnął się.

W tym momencie jeszcze w mojej głowie pojawiło się wspomnienie Jungkooka z szpitala. Wszyscy myślą, że nie żyje. Wszyscy pamiętają o jego śmierci. W zeszłym tygodniu nim wybrałem się do kaplicy, Taehyung kazał mi kupić jakieś kwiaty od niego dla Junga.

Co zmienia fakt, że ktoś kto od dawna jest uznawany przez wszystkich za martwych, nadal żyje?

– Na pewno wszystko w porządku? – Dopytywał.

– Tak. Ale obiecaj mi, że nie dasz się tak łatwo przenieść.

– Znasz mnie. Nie dam się tak łatwo.

– Dobrze. Na mnie już pora. Dobre nocy panie Kim. Dobranoc panie Jung!

Pożegnałem się z nimi i ruszyłem dalej do pracy.


Seonggwan

Gdy się przebudziłem skorzystałem jedynie z toalety, ponieważ alarmu ogłoszonego przez swój pęcherz nie mogłem zignorować. Odpuszczając sobie śniadanie wróciłem do łóżka i do pochłaniania kolejnych rozdziałów.

Zbliżając się ku końcowi moje serce biło niespokojnie. Dłonie zaczynały się pocić.

Nieco obawiałem się czytać ostatni rozdział, chociaż widziałem, że czekać będzie mnie jeszcze epilog. To tutaj wszystko się rozegra, prawda?

Niemal zapominając o oddychaniu wczytywałem się w linijki tekstu. Moje oczy sunęły po literach pochłaniając wszystko w niesamowitym tempie, a serce reagowało na wszystko zbyt szybko, zbyt mocno.

Zaschło mi w ustach, gdy zbliżałem się ku końcowi. Moje przypuszczenia się sprawdziły. Złodziej, zdrajca królestwa nie mógł żyć długo i szczęśliwie. Sam jednak postanowił mieć nad wszystkim Kontrolę do samego końca. Samobójstwo. Umarł ku uciesze ludu. Jednak to dalsza część była bardziej zatrważająca, szczególnie dla mnie.

Łzy lały się po moich policzkach nie mogąc uwierzyć w przebieg wydarzeń. Jednocześnie mając nadzieję, że sam autor nie poszedł w ślady króla. Jak on mógł to zrobić?! Przecież poczekałby na niego. Nie musiał tak szybko dołączać do niego po drugiej stronie.

Moje ręce drżały, a oczy niezdolne były dalej czytać. Płynące łzy uniemożliwiały mi dalsze zobaczenie tekstu. W duchu błagałem by to nie była prawda.

Ale przecież Jihyun by mi coś powiedział, inaczej zakończył naszą rozmowę. A może właśnie kazał mi samemu przeczytać zakończenie, ponieważ nie był w stanie powiedzieć co spotkało jego ojca przeze mnie?

Błagałem by to nie było prawdą. By to wszystko nie musiało się kończyć jak w Romeo i Julii. To przecież było absurdalne.

W końcu uspokoiłem się na tyle by móc przeczytać epilog. Moje serce nadal waliło jak u wyścigowego konia z każdym uderzeniem sprawiając mi ból. Czytając tekst moje oczy ponownie zalały się łzami, tym razem w nieco bardziej opanowany sposób.

Spotkali się. W innym wcieleniu, ale się spotkali.

To jednak nadal do końca nie rozwiało moich wątpliwości. Jimin nic sobie nie zrobił, gdy dowiedział się, że nie żyje, prawda? Nie byłby na tyle głupi.

Gdy nieco udało mi się uspokoić oddech i opanować emocje, cofnąłem się do ostatniego numeru z listy połączeń. Chwilę wahałem się nim nacisnąłem zieloną słuchawkę. Ostatecznie wsłuchiwałem się w miarowy sygnał.

– Tak? – Usłyszałem głos po drugiej stronie.

Nie odzywałem się za bardzo nie wiedząc co powiedzieć. Zadzwoniłem bez żadnego planu czy nawet zastanowienia. Co najwyżej z dużą dozą wahania.

– Wujku? – Spytał ciszej.

Coś zakuło mnie na dźwięk tego słowa wypowiedzianego przez niego.

– Jihyun, z kim rozmawiasz? – Usłyszałem w tle tak dobrze znany mi głos, chociaż nie miałem okazji usłyszeć go przez tak długi czas. – Ile razy mam cię wołać na obiad?!

– Gówniarzu, dlaczego mi to zrobiłeś? – Mój głos o mało co się nie załamał.

– Porozmawiamy później, teraz nie mogę. Spotkamy się w środę na mieście?

– Nie wiem czy dam rade dojechać.

Powinienem już wyjść ze szpitala, lecz nie miałem pewności.

– To ja mogę przyjechać do ciebie. – Oznajmił pewnie.

– Przyjadę. Podaj adres i godzinę...


Jimin

Nie mogłem się doczekać ich przyjścia. Gdy tylko usłyszałem dzwonek do drzwi pobiegłem wpuścić gości do środka.

Jinwoo z wiecznym uśmiechem na twarzy przywitał się ze mną, trzymając za rękę Jihyuna. Chłopcy zdjęli buty i przeszliśmy w głąb domu.

– Ale pięknie pachnie. – Wyznał młodszy.

– Dziękuję. Mam nadzieję, że będzie smakowało.

– Przecież innej opcji nie ma. – Wtrącił się Hyun.

Zaczęliśmy zanosić jedzenia na stół. Miło było widzieć ich szczęśliwych i głodnych.

– Przepraszam na chwilę. – Powiedział Jihyun, odchodząc na bok z dzwoniącym telefonem.

Wykorzystałem chwilę, że zostałem z Jinwoo sam.

– Jinwoo, czy u Jihyuna wszystko w porządku? – Spytałem cicho.

– Tak. – Odparł nie do końca przekonująco.

– Jakoś mam wrażenie, że coś go zadręcza. Przepraszam za wścibskość, ale między wami wydaje się, że jest wszystko w porządku, więc może coś w pracy?

– Tata też to zauważył? – Skrzywił się. – Niby mówi, że nic się nie dzieje, ale też zauważyłem, że chodzi jakiś zamyślony. Zastanawiałem się czy może to nie przez tą nadchodzącą operacje? Może nic nie mówi, żeby dodatkowo taty nie martwić. Ale to chyba nie to. – Pokręcił głową. – To zaczęło się jakoś pod koniec taty pobytu w szpitalu.

Nie przypominam sobie niczego, co mogłoby wywołać ten stan u niego. Może naprawdę martwi się moją operacją? Znaczy, na pewno się martwi, ale czy właśnie to męczy go tak bardzo? Przecież powiedziałby o tym Jinwoo.

Mam nadzieję, że tylko nie wpakował się w żadne kłopoty. Przez długi czas naprawdę był spokój i wolałbym, żeby tak pozostało.

– Jihyun, z kim rozmawiasz? – Zawołałem. – Ile razy mam cię wołać na obiad?

Nie chciałem byśmy jedli zimny. Jest niedziela, jedyny dzień w tygodniu, gdzie na pewno widzę się ze swoim synem. Wszystko inne może zaczekać. Teraz jest czas dla nas.

Hyunnie zaraz przyszedł do nas z szerokim uśmiechem. Spojrzałem na niego lekko podejrzliwym spojrzenie. Co wprawiło go w tak dobry nastrój? Znaczy, już wcześniej był dobry, ale teraz właśnie jakby część tego ciężaru z duszy gdzieś odeszła.

– Kto dzwonił? – Spytał Jinwoo jakby czytając mi w myślach.

– Kolega z pracy. Nic ważnego. – Ucałował w skroń swojego partnera. – Mała zmiana w grafiku.

Zasiedliśmy do stołu. Podczas posiłku oczywiście chłopcy dopytywali o mój stan zdrowia. Zapewniałem ich, że wszystko w najlepszym porządku.

Przecież w innym wypadku nie wypuściliby mnie ze szpitala. Co prawda muszę jeszcze tam wrócić na zabieg, by miejmy nadzieję na dłuższy czas pożegnać się z tą placówką. Jednak świadomość, że będą grzebać przy, a tak właściwie w moim sercu, napawała mnie pewnym lękiem. Dlatego starałem się o tym nie myśleć.

Czas przy obiedzie minął na rozmowach. Uwielbiałem te nasze niedzielne obiady. Kiedy rodzina była w komplecie. Była to miła odmiana od ciągłej pustki w mieszkaniu.

_______________________________

Miałam czekać do jutra, ale może chociaż część z was przeczyta to jeszcze dzisiaj na dobranoc ;)

Kto nie może się doczekać dalszej części? Jikooki się spotkają czy będą się mijać? Co Jihyun postanowi zrobić? Zdradzi komuś, że wielki Jeon Jungkook żyje czy zachowa tę tajemnicę dla siebie? O czym będą rozmawiać i czy to cokolwiek zmieni?

A przede wszystkim czy coś powinno się zmieniać, czy może po takim czasie dobrze jest jak jest i lepiej niczego nie zmieniać, nie wywracać ich życia do góry nogami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top