Rozdział 26
Jimin
Oglądałem wieczorne wiadomości. Co dzień czekałem na wieści, że go nie znaleźli. Bo to oznaczało, że jest cały i zdrowy.
O Jungkooku słuch zaginął już ponad miesiąc temu. Policja w całym kraju go szukała z szczególnym uwzględnieniem okolic Busan. Przez cały czas pilnowali lotnisk i portów by mieć pewność, że nie ucieknie z kraju.
Wychyliłem się zza kanapy i spojrzałem na lodówkę, gdzie wisiało przyczepione wezwanie na komendę na przesłuchanie. Nie miałem ochoty tam iść. Miałem nadzieję, że to ostatnie. Odkąd Namjoon został zawieszony, całość przebiega nieco inaczej, normalniej.
Miałem nadzieję, że odpowie za moje porwanie. Akcja, którą urządził, nie była zorganizowana przez policję. Tak desperacko pragnął ująć Jungkooka, że sam zebrał ochotników. I teraz odpowie za ich śmierć oraz za porwanie i przetrzymywanie mnie wbrew woli.
Chociaż część winy spada na Kim Namjoona, to oczywiście i tak zabójstwo tych policjantów, jak i porwanie, uwięzienie oraz spowodowanie uszczerbku na zdrowiu Kim Seokjina została dopisana do całej długiej listy zarzutów Jungkooka.
Westchnąłem z ulgą po zakończeniu programu. Cisza.
Wstałem z kanapy, a odwracając się napotkałem troskliwy wzrok Jihyuna.
– Na pewno sobie poradzi. – Odezwał się z lekkim uśmiechem.
– Nie interesuje mnie no. – Wzruszyłem ramionami.
Wierzyłem w to, że sobie radzi. Jest zaradny. Na pewno jest w jakimś bezpiecznym miejscu lub nawet poza granicami kraju. Umie japoński, może to właśnie tam postanowił się skryć? Miałem tylko nadzieję, że nie będzie więcej próbował trzymać się ciemnej strony. Chociaż z drugiej strony z jego przeszłością jakie były inne opcje?
Udałem się do kuchni przyszykować kolację. Hyun podążył za mną. Początku nie zwracałem na to uwagi, lecz po czasie stwierdziłem, że musi mieć do mnie jakiś interes.
– Chcesz czegoś ode mnie? – Spytałem, mając takie przeczucie.
– Czy Jinwoo może u mnie spać w weekend?
Dawno go tutaj nie przyprowadzał. Gdzieś w środku nie chciałem się zgodzić, nie miałem ochoty na odwiedziny żadnych gości, nawet jeśli to goście Jihyuna. Wystarczało mi, że co jakiś czas wpadała Yoonah z mężem.
– Dobrze. – Uśmiechnąłem się do niego.
– Będziemy na mieście, dopiero później tutaj, więc pewnie przyjdziemy późno.
– Nie za późno. – Zwróciłem mu uwagę.
– Spokojnie, na mieście teraz spokój jak nigdy.
Po chwili skrzywił się, jakby chcąc cofnąć wypowiedziane słowa. Tak, pewnie jest spokój. Najwyraźniej zamieszanie robiło gównie J–Unit i Ddeng. W obecnej sytuacji nawet osoby będące zwykłymi pionkami i nie będące za kratkami, bały się wychylać.
– Dobranoc tato.
– Już idziesz spać? – Zdziwiłem się. Był dopiero wczesny wieczór.
– Nie, ale już nie będę wychodził z pokoju.
– Mhm. Dobranoc.
Hyunnie opuścił mnie zamykając się w swoim pokoju. Ja zacząłem przygotowywać sobie kolację. Po posiłku zaszyłem się w swojej sypialni.
Przytłaczała mnie samotność i bezradność. Nie miałem się do kogo odezwać, nie umiałem się niczym zająć. Brak Jungkooka w moim życiu pokazał mi jak dużą jego część wypełniała jego osoba. Miałem wrażenie, jakby zabrakło cząstki mnie.
Chyba za szybko oddałem komuś serce na stare lata. Poprzedni błąd niczego mnie nie nauczył. Nie warto z nikim wiązać się emocjonalnie.
Wbijałem paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni, starając się nie przygryzać wargi zbyt mocno.
– Tato, nie trzeba ci może czegoś? – Spytał zaglądając do mnie do środka przez uchylone drzwi.
Wziąłem głębszy wdech, próbując się wziąć w garść. Wymusiłem na twarzy delikatny uśmiech, który miał zapewnić syna, że wszystko jest w porządku.
– Nie. – Pokręciłem głowa, podnosząc się na łóżku. – Już wstaje.
– Nie musisz. – Zapewnił mnie.
Już chyba przyzwyczaił się do tego, że większość czasu spędzam zamknięty w sypialni. Wszystkich dookoła częstując wymuszonym uśmiechem, jakby nic się nie stało. Jednak tak nie powinno być. Powinienem się wziąć w garść ze względu na Jihyuna. Chłopak bez słowa wszedł do środka, przysiadając na brzegu łóżka.
Oboje milczeliśmy. Widziałem, że coś go dręczy od środka, lecz nie umiałem go pociągnąć za język. Sam również miałem mu wiele do powiedzenia, tylko brakowało mi słów by ubrać to sensownie w zdania.
– Tęsknię trochę za nim. – Jihyun odezwał się jako pierwszy.
Pomimo ich trudnych początków widziałem, że Jeon z Hyunem złapali z czasem całkiem dobry kontakt. I to nawet pomimo tego, że Jungkook nie raz musiał go temperować, wychowywać za mnie oraz pomagać w jakiś kłopotach, o których sam za bardzo nie wiedziałem. Mieli przede mną swoje małe sekrety. A jeśli już o tajemnicach mowa.
– Wiedzieliśmy kim jest. – Odezwałem się półszeptem.
Dalej brnąłem w to kłamstwo i udawałem, że wcale za nim nie tęsknie. Przecież sam kazałem mu się wynosić z naszego życia.
– Gdybym już na samym początku wiedział, w życiu bym do niego tak nie skakał. – Zaśmiał się. – Później jak zobaczyłem jego tatuaże zacząłem się domyślać, że należy do gangu. Poza tym pomógł mi w tej sprawie z dragami. Zresztą, nie tylko wtedy. Gdy drugi raz wujek ratował mi tyłek, wiedziałem już wszystko.
Serce ścisnęło mi się boleśnie w piersi, gdy usłyszałem jak Hyunnie go nazwał.
– Jednak co miałem zrobić. Przecież widziałem jaki jesteś szczęśliwy, gdy jesteś z nim. Poza tym sam dobrze wiedziałem jaki jest i to nie tylko jeśli chodzi o tę jego dobrą stronę. – Westchnął ciężko. – Nie chce mi się wierzyć, że jest takim zimnym mordercą i draniem, jakim go opisują. Na pewno ma swoje za uszami, ale... – Głos mu się załamał.
Pilnowałem się, bym i ja zaraz się nie złamał. W tej sytuacji musiałem być dla niego oparciem. Musiałem być silniejszy. Wyciągnąłem ręce w jego stronę, a on wtulił się w mój tors.
Ostatnio nasza relacja uległa pewnej zmianie. Po moim porwaniu Hyun stał się bardziej kontaktowy. Oboje trochę przeszliśmy przez ostatni czas i to jakby nas do siebie zbliżyło.
– Rozumiem cię słońce, ale... To nie jest typ ludzi, z którymi należy się trzymać. Dobrze, że już go tu nie ma. – Kłamałem.
– Nieprawda.
– Powinniśmy o nim zapomnieć.
– Ale i tak nadal go kochasz. – Załkał.
Jihyun, nie utrudniaj. Przygryzłem dolną wargę, powstrzymując łzy cisnące mi się do oczu. Nie byłem w stanie powiedzieć mu prawdy. Nie potrafiłem zepsuć mu wizji Jungkooka, którą miał w głowie. Że granice, których według niego on nie potrafił by przekroczyć już dawno pokonał, zniszczył i zrównał z ziemią. Ten człowiek nie miał hamulców.
A mimo wszystko moje serce nadal za nim tęskniło.
Drgnąłem zaskoczony czując ciężar na swoich kolanach. Odsunąłem się od Hyunniego, by spojrzeć na łysego kocurka na moich kolanach. JJ chyba wyczuł, że potrzebujemy pocieszenia. Uśmiechnąłem się do niego i lekko pogładziłem ręką. Nadal jakoś miałem opory do dotykania go, chociaż jego skóra była niezwykle ciepła i miękka.
– Właśnie, karma mu się kończy. – Odezwał się nagle chłopak.
– No to mu kup. W czym problem?
– No wiesz... W tym miesiącu u mnie krucho z kasą. – Uśmiechnął się krzywo.
– Na co już przepierdzieliłeś całe kieszonkowe? – Spojrzałem na niego spod przymrużonych oczu.
– No coś mi tam jeszcze zostało. Ale chciałem oszczędzić, bo zbliża mi się rocznica z Woo...
Moje serce boleśnie zakuło, jednocześnie odczuwając miłe ciepło.
– Dobrze. – Odparłem. – Ale tylko tym razem. – Ostrzegłem go.
Chociaż chyba oboje wiedzieliśmy, że i tak od czasu do czasu będę mu się dawał nakłonić na zasponsorowanie kociakowi karmy lub żwirku, chociaż według umowy tym powinien martwić się Jihyun.
– Dziękuję.
Chłopak chwycił kota, odłożył go sobie na ramionach i opuścił mój pokój. Wziąłem głęboki wdech. Chociaż na chwilę poczułem się lepiej. Spojrzałem w stronę okna, za którym robiło się ciemno. Jakoś zleciał ten dzień. Teraz tylko przetrwać kolejny. I kolejny.
Sam nie wiedziałem, dlaczego to robię. Byłem ciekaw czy mnie w ogóle wpuszczą. Nigdy nie przychodziłem w takie miejsce, na szczęście nie musiałem. Cała ta sytuacja była dla mnie nowa, obca i bardzo stresująca.
Rozglądałem się nerwowo, jakby inni oceniali mnie przez obecność tutaj. Ale przecież oni też przyszli tutaj w jakimś celu. Są po tej stronie, by odwiedzić tych, którzy znaleźli się po tej drugiej.
Oczekiwanie było najgorsze. Wolałbym mieć to już z głowy. Na szczęście moje męczarnie w końcu dobiegły końca. Zaprowadzono mnie do pomieszczenia, które na pół przedzielała ścianka z szybą. Mało przytulne miejsce. Spojrzałem na drugą stronę. Był tam.
Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie na mój widok. Podszedł do stanowiska przy którym czekałem. Wstałem, gdy znaleźliśmy się naprzeciwko siebie.
– Jungkook w sumie nigdy nas sobie nie przedstawił. – Słusznie zauważył. – Kim Taehyung.
– Park Jimin.
Usiedliśmy. Potarłem nerwowo ręce o kolana. Stresuję się bardziej niż przypuszczałem.
– Trochę się zdziwiłem, gdy usłyszałem, że ktoś się chce ze mną zobaczyć. Przez chwilę pomyślałem, że może mama, ale... – Urwał smutno. – Nie spodziewałem się, ale ciebie też dobrze widzieć.
– Sam nie wiem, dlaczego tu przyszedłem. Chyba...
– Chciałeś z kimś o nim porozmawiać.
Przytaknąłem głową.
– W telewizji słyszeliśmy o porwaniu. Nie mówili o kogo chodzi, ale to robota Namjoona, prawda? Chciał cię wykorzystać by dorwać Kooka.
Ponownie przytaknąłem.
– Sukinsyn. – Prychnął. – Mam nadzieję, że nie puścisz mu tego płazem.
– Za miesiąc widzimy się w sądzie. Mam nadzieję, że na jednej, maksymalnie dwóch, rozprawach się skończy. Nie mam na to siły.
– Masz dobrego prawnika? Jeśli nie to mogę ci jednego polecić. Często jego ojciec nam pomagał, ale podobno jego syn jest równie dobry. Wyprowadził się do stolicy, ale czasem tu przyjeżdża. My nie korzystaliśmy z jego usług, ale Ddeng tak i wybraniał ich z wielu kłopotów, mieli z nim dobry układ. Na nazwisko miał Min, ale nie pamiętam właśnie jak syn ma na imię. Jakoś Yoonsung? Yoonjin?
– Yoongi? – Zapytałem, chociaż nie mogłem w to uwierzyć.
– Tak! Chyba tak.
– Dziękuję za propozycję. Mam już prawnika. Raczej damy radę.
Nie miałem ochoty zdradzać mu, że właśnie Min Yoongi dba o moje prawa w sądzie. Byłem w szoku, że on ma jakieś powiązania z przestępcami. Chociaż już sama profesja to sugeruję, to wygląda na to, że jednak relację z klientami ma bliższe niż można przypuszczać.
Zapadła chwila ciszy. Wraz z rozmową poczułem się trochę lepiej w jego towarzystwie. Jednak to nadal było nasze pierwsze spotkanie, a i okoliczności nie należało do najnormalniejszych. Powiedzmy, że przyjaciela swojego byłego partnera wolałbym nie odwiedzać w więzieniu.
– Nie martw się. – Odezwał się Taehyung.
– Co? – Uniosłem wzrok zaskoczony. – Skąd...
– Widać po tobie.– Uśmiechnął się. – Nie odzywa się? Nie dziwię się, czasy są ciężkie. W telewizji nadal jest o nim głośno. Nie bój się. Poradzi sobie. Nikt tak jak on nie umie pracować pod presją. To, że kilka razy dał się sklepać, przypadek. – Starał się mnie pocieszyć. – Już jego ojciec zadbał by żadna presja nie robiła na niego wrażenia. Kiedy trzeba jest chłodny i w pełni opanowany. Nie popełnia błędów.
Tak. W zasadzie to niejako mogłem tego doświadczyć. Gdy przyszedł nie ratować był w pełni opanowany i skupiony na tym co ma do zrobienia.
– Poradzi sobie. Wszyscy tutaj trzymamy za niego kciuki. Nie mamy za złe, że jego nie złapali.
Krótko się uśmiechnąłem.
– Nie wiesz, gdzie on może teraz być?
– Wątpię, żeby skorzystał z którejś z znanych nam kryjówek. Za duże ryzyko, że policja je zna. Miejmy nadzieję, że miał coś swojego. Ale odpowiadając na twoje pytanie – nie. Nie mam pojęcia, gdzie może być. Czy gdzieś w mieście, poza nim czy poza granicami kraju. Oby poza nimi, tam będzie najbezpieczniejszy.
Skinąłem głową, podzielając jego zdanie.
– Tak swoją drogą, jeśli masz ochotę to możesz mnie odwiedzać. Możesz domyślać się, że za rozrywek tutaj nie mamy, a rozmowa z kimś z zewnątrz zawsze to miła odmiana.
– Jak... Jak się ogólnie macie? – Spytałem niepewnie.
– Dajemy radę. Na początku mieliśmy lekkie zgrzyty z Ddeng, lecz w miarę się dogadaliśmy.
– Podobno ich szef pracował w przedszkolu. – Powtórzyłem informację z Internetu. – To wywołało dosyć dużą burzę.
– To mi akurat wisi, chociaż wierzę, że musiało wywołać niezłą aferę w miejscu jego pracy. Większym szokiem było dla mnie to, że gdy policja mnie przed tym wszystkim zgarnęła, to okazało się, że mój kochanek to nasz tajemniczy wróg numer jeden.
Zakrztusiłem się, mimo to, że nic aktualnie nie piłem.
– Ta... Szczerze mówiąc, to gdy wypuścili nas na stołówkę to się z nim pobiłem, a następnego dnia rżeliśmy się w kiblu.
Na mojej twarzy pojawił się grymas, bo ja chyba nie chciałem tego wiedzieć.
– Członkowie J–Unit na początku mieli mi to trochę za złe, ale przyzwyczaili się. Nie ma co sobie utrudniać życia w tak chujowych warunkach. – Zaśmiał się sucho. – Ale Jungkook na pewno się wściekł, kiedy się dowiedział. Wiedzieli się raz. Wtedy żadne z nas o tym nie wiedziało. On natomiast doskonale wiedział, kim my jesteśmy ale zgrywał głupa.
Na mojej twarzy pojawił się grymas, który mam nadzieję Taehyung dobrze zrozumie.
– A co u ciebie? – Zmienił temat. – Dajecie radę po tych wszystkich wydarzeniach?
– Nie powiem, po części to trochę za dużo dla mnie. Ale nie mam wyjścia. Mam tylko nadzieję, że to wszystko jakoś ominie mojego syna. Nie chciałbym by to jakoś rzutowało na jego przyszłość.
– Na razie chyba nigdzie nie podawali twojej tożsamości.
– Tak. Mój prawnik bardzo się o to stara. – Przyznałem. – Obawiam się tylko, że jak dojdzie już do rozprawy to w końcu prawda wyjdzie na jaw.
– Trzymam kciuki byś jak najdłużej pozostał anonimowy. – Uśmiechnął się do mnie. – Słuchaj, skoro już tu jesteś, mogę mieć do ciebie małą prośbę?
Spojrzałem na niego, nie za bardzo wiedząc co ma na myśli. Nie wiedziałem czego się spodziewać., dlatego też nie zamierzałem zgadzać się na nic z góry.
– Odwiedziłbyś moją mamę? Ojca nie ma i nie wróci. Miała tylko mnie, chociaż może nie odwiedzałem jej tak często jakbym chciał. Chciałbym po prostu mieć pewność, że sobie radzi.
– Ja... Nie wiem.
Zaskoczył mnie. Jednocześnie jakoś dziwnie mi iść do obcej kobiety i... Nie miałem pojęcia czy się na to zgadzać, chociaż prośba, biorąc pod uwagę z kim mam do czynienia, była całkiem normalna.
– Spokojnie. Jakbyś jednak się z nią widział, to przyjdź mi powiedzieć jak jest.
Podał mi jej adres. Zapisałem go sobie, bo jednak zamierzałem przemyśleć jego życzenie.
– Nie obiecuję.
– Jasne. Tak czy inaczej wielkie dzięki za odwiedziny. Naprawdę miło się z tobą rozmawiało. – Zdawało się, że mówił szczerze.
– Dziękuję. Mi również.
W gruncie rzeczy było lepiej niż się spodziewałem. Uśmiechnąłem się do niego, po czym pożegnałem. Pora opuścić to miejsce.
Do domu wracałem dużo spokojniejszy.
Wziąłem głęboki wdech. To był chyba pierwszy taki poranek. Obudziłem się w miarę wypoczęty i spokojny na duszy. Chyba powoli przyzwyczajałem się do mojego obecnego życia. Bez Jungkooka. Chyba w końcu do mnie dotarło, że już nie wróci.
Ten dzień od samego rana zdawał się mnie uświadamiać, że dzisiaj będzie lepiej. I z takim nastawieniem starałem się funkcjonować. Po wzroku Jihyuna mogłem sądzić, że uważa moje zachowanie za nieco podejrzane, ale chyba widząc mój dobry humor, nie zamierzał interweniować.
Szykując pranie, spojrzałem na kartkę, która wypadała z moich spodni. Spojrzałem na podany na niej adres. Cały czas odwlekałem to w czasie, jedynie przekładając kartkę do kieszeni kolejnych spodni.
Byłem kilka razy u Taehyunga. Przeważnie po prostu rozmawialiśmy na różne tematy. Mężczyzna opowiadał mi jak się poznali z Jungkookiem oraz śmieszne historie z ich życia. Nie dopytywał o to czy byłem u jego mamy.
Po poznaniu Taehyunga nieco bliżej czułem, że powinienem tam pójść. Ostatni raz spojrzałem na adres, po czym schowałem kartkę do kieszeni.
Szybko dokończyłem zapełnianie pralki ciemnymi ubraniami. Włączyłem odpowiedni program, a następnie opuściłem łazienkę.
– Rozwiesisz pranie. – Oznajmiłem Jihyunowi. – Ja na chwilę wychodzę.
– Gdzie idziesz? – Spytał zdziwiony.
– Spotkać się z mamą Kim Taehyuna.
Nie widziałem sensu ukrywania tego przed nim. On jedynie skinął na to głową, wracając wzrokiem do oglądanego serialu.
Nie musiałem się specjalnie szykować do wyjścia. Zabrałem portfel, telefon oraz kluczyki do samochodu i wyszedłem z mieszkania. Było przed południem, na drogach nie było dużego ruchu. Na miejsce dotarłem po kilkunastu minutach.
Niepewnie rozglądałem się po okolicy. Cieszyłem się, że Jihyun nie musi w takich warunkach dorastać. To na pewno nie pomogłoby mi w jego wychowaniu przy jego buntowniczym charakterze.
Dotarłem pod właściwy blok, a następnie drzwi. Poczułem się dosyć niepewnie. Nie wiedziałem tak właściwie co chciałem jej powiedzieć, o co zapytać. Taehyung chciał po prostu wiedzieć czy sobie radzi.
Na wdechu zapukałem do drzwi. Mimowolnie wstrzymywałem powietrze, czekając czy ktoś je otworzy. W duchu trochę pragnąłem by nikogo nie było w domu.
Drzwi otworzyły się, a w progu stanęła kobieta, która w rzeczywistości mogłaby być babcią Jihyuna. Uśmiechnąłem się, nie chcąc jej przestraszyć. Sam ostatnio nie lubię samego widoku obcych pukających do moich drzwi, nawet jeśli najczęściej okazuje się być to listonosz.
– Dzień dobry. Jestem... Kolegą kolegi Taehyunga. – Przywitałem się niepewnie.
– Dzień dobry. – Kobieta uraczyła mnie miłym uśmiechem. – Jungkooka?
Otworzyłem szerzej oczy zaskoczony. Kobieta zaśmiała się krótko pod nosem.
– Tylko on z znajomych TaeTae mnie odwiedzał. A ostatnio znajomi Kooka często tu zaglądają. – Wyjaśniła. – Zapraszam. – Otworzyła szerzej drzwi, robiąc przejście.
Wszedłem do środka. Mieszkanie nie było duże, lecz w zupełności wystarczające dla jednej osoby. Było czysto, jakby spodziewała się gości. Wskazała kanapę i spytała czy nie mam ochoty się czegoś napić. Odmówiłem, a przynajmniej próbowałem. Ostatecznie zgodziłem się na herbatę.
– Mogę spytać co pana tu sprowadza? – Spytała, kładąc na stole dwie szklanki herbaty.
– Przepraszam, nie przedstawiłem się. Park Jimin.
– Miło mi.
– Ja... Tak właściwie jestem tutaj, bo niedawno odwiedzałem Taehyunga i poprosił mnie bym sprawdził co u pani słychać. – Powiedziałem szczerze.
– Oh, przez pana jest mi głupio.
Już i tak nieco skrępowany, poczułem się jeszcze bardziej niepewnie.
– Jako matka powinnam odwiedzić go sama. – Uśmiechnęła się smutno. – Ale jakoś nie mogę się do tego zebrać. Cały czas sobie mówię, że jutro do niego pójdę. Jakoś ciężko mi przyjść do wiadomości, że moje jedynie dziecko trafiło do więzienia.
– Rozumiem.
– Ma pan dzieci? – Spojrzała na mnie.
– Tak. Syna. Właśnie kończy buntowniczy okres.
– Taehyung nigdy go nie skończył. – Zaśmiała się. – Właściwie to on jako buntownik to już się chyba urodził. Ale i tak kocham go najmocniej na świecie. Wiedziałam, że zadaje się z nieodpowiednim towarzystwem. Ale nie sądziłam, że jest aż tak źle. Ty wiedziałeś?
– Nie.
Chyba będę przez całe życie szedł z tym kłamstwem na ustach. Nie, nie wiedziałem, że Jungkook dowodzi J-Unit.
– Pamiętam jak pierwszy raz Taehyung przyprowadził do domu Jungkooka. Za młodu był bardzo częstym gościem u nas. Zawsze rugałam go, żeby znalazł sobie lepsze towarzystwo niż mój syn albo krzyczałam na TaeTae, żeby przestał sprowadzać Kookiego na złą drogę. – Wspominała to z tęsknym uśmiechem na ustach.
Bardzo miło rozmawiało się z panią Kim. Była życzliwą i uprzejmą kobietą. Zdawać by się mogło, że całkowicie inną niż jej syn. Jednak wierzę, że i Taehyung miał tą drugą stronę, której nikomu nie pokazywał, tak jak Jungkook, który uwalniał tę część siebie przy mnie.
Spędziłem w odwiedzinach więcej czasu niż przypuszczałem. Jednak do domu wracałem szczęśliwy i z słoikiem cytryn w miodzie od pani Kim. Ten dzień był naprawdę bardzo dobry. Miałem nadzieję, że rozpoczął on lepszy okres w moim życiu.
Wróciłem do domu. Jihyun przywitał mnie pytającym wzrokiem wskazując na podarek w moim ręku.
– Dostałem od pani Kim. Bardzo miła kobieta.
– Na taką wyglądała. – Przytaknął chłopak.
– Dlaczego los pokarał ją takim synem. Błagam cię, Hyunnie. Nie każ mi na stare lata mieć takich zmartwień.
– Nie przesadzaj. – Oburzył się. – Chyba nie jestem aż takim złym synem.
– Oczywiście, że nie jesteś. – Poczochrałem jego włosy. – Ale Taehyung też nie był, bardzo dbał o swoją mamę.
Przeszedłem do kuchni, zauważając, że mam za sobą ogon. Spojrzałem na syna unosząc jedną brew.
– Mogę? – Spytał, wyciągając rękę przed siebie.
– Ale co? – Zmarszczyłem brwi, chowając słoik za swoimi plecami.
– No weź, daj trochę.
– Nie rozumiem o czym mówisz.
– Tato!
Jeszcze przez chwilę poprzekomarzałem się z synem i powalczyłem o słoik z cytrynami. Koniec końców otworzyliśmy go i oboje zajadaliśmy się lekko kwaskowatą słodyczą.
Słysząc dzwoniący telefon zacząłem wycierać ręce i szybko połykać trzymany w ustach kawałek.
– Pan Park Jimin? – Usłyszałem nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć.
– Tak, przy telefonie. – Odezwałem się niepewnie.
– Z tej strony starszy sierżant Kim Bogum, komenda policji...– Usłyszałem, a słysząc dalsze słowa serce zaczęło bić w szalonym tempie.
________________________________________
Wszyscy próbują nauczyć się żyć w nowej rzeczywistości. Czy to koniec kłopotów rodziny Park? Co dzieje się z Jungkookiem?
Swoją drogą mamy tu fanów Stranger Things? Jak po finałowych odcinkach 4 sezonu? 😁
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top