Rozdział 1

No to zaczynamy! Miało wyjść wcześniej i jak zawsze musiał pojawić się jakiś poślizg. Mam nadzieję, że opowieść przypadnie wam do gustu. Starałem się naprawdę ją dopracować, lecz za niezauważone literówki i błędy przepraszam.
Przez najbliższe kilka tygodni szykujcie się na emocjonalny rollercaoster.

____________________________________


Jungkook

Wziąłem głęboki wdech, starając się nie zdenerwować. Zrobiłem kilka mniejszych kółek, zastanawiając się nad wyjściem z tej sytuacji. Dobra, zacznijmy od początku.

– Zapytam po raz ostatni, gdzie jest towar?

– Opchnąłem. – Powiedział drżącym głosem.

– Dobrze, bo to miałeś zrobić. – Uśmiechnąłem się sztucznie. – Gdzie jest kasa?

– Dałem wam wszystko.

Mężczyzna spróbował wycofać się do tyłu w pozycji półleżącej, lecz za nim znajdowała się już tylko ściana. Wyglądał, jakby chciał się w nią wtopić. Może i byłoby to dla niego najlepsze w tej chwili.

– Dałeś wszystko co miałeś. To się zgadza. – Przyznałem mu rację. – Ale to było za zeszły tydzień. A gdzie reszta kasy? Chyba nie sądzisz, że nie umiem liczyć. Powinno jej być dwa razy więcej.

Pochyliłem się w stronę mężczyzny wyczekując odpowiedzi. To nie pierwszy raz, kiedy rachunek się nie zgadza. Chłopcy nie umieli sobie z nim poradzić, więc musiałem wziąć sprawy w swoje ręce. Mężczyzna nadal wyglądał jakby liczył, że odpuszczę temat. Jednak moja cierpliwość z każdą chwilą się kończyła.

– Dobra. – Krótkim ruchem przekrzywiłem głowę w bok. – Liczę do trzech i chcę wiedzieć co się stało. – Powiedziałem wyciągając zza paska spodni pistolet. – Raz.

– Kiedy ja nic... – Język mu się plątał.

– Dwa... – Odbezpieczyłem broń i strzeliłem w pobliże jego nóg.

– Przećpałem! – Wykrzyczał płaczliwym tonem.

– Że co proszę? – Spytałem, nie mogąc uwierzyć własnym uszom.

– Wziąłem, przećpałem. – Załkał.

– Kurwa, całe pół kilo?! – Wycelowałem w niego ponownie bronią. – Jaja sobie robisz?!

– Nie sam. Wpadli znajomi i... – Nie był w stanie dokończyć, zalewając się łzami w spazmatycznym płaczu.

Żałosny.

– To, kurwa, musieli robić najlepsze lody w mieście, że oddałeś im towar za darmo. Szkoda tylko, że nie zaćpaliście się na śmierć!

Zabezpieczyłem broń i schowałem ją z powrotem. Po prostu nie wierzyłem własnym uszom. Pomasowałem palcami skroń, starając się trzymać resztki nerwów na wodzy. Przećpał pół kilo towaru z kolegami. Nie wierzę.

– Nie potrzebny nam dealer ćpun. – Podsumowałem. – Pobądźcie się go, bo nawet nie chce mi się brudzić rąk na tego śmiecia.

Chlorek i Bokser uśmiechnęli się do siebie. Podeszli do mężczyzny, podnosząc go z ziemi i ciągnąc w stronę dalszych pomieszczeń.

– Panowie, jak jeszcze raz, któryś z was weźmie do siebie takiego nieudacznika, to obiecuję, że na was też się to odbije. Ostatni raz przymykam na to oko. – Oznajmiłem pozostałym. – Chyba nie muszę nad wami czuwać jak nad dziećmi. Sprawdzajcie i pilnujcie lepiej swoich ludzi. Od kogo był ten debil?

– Ode mnie. – Odezwał się Seven.

– Przynajmniej masz jaja, żeby się przyznać. Kto jak kto, ale ty powinieneś się orientować z pieniędzmi. Brakująca kasa ma się znaleźć. Nie obchodzi mnie jak to zrobisz.

– Tak, szef.

– Jeszcze jakieś problemy? – Spytałem by rozjaśnić sytuację.

Cisza jaka mi odpowiedziała była tym czego oczekiwałem.

– To tyle na dzisiaj. Do zobaczenia. – Pożegnałem się z wszystkimi. – V, możesz ze mną?

Mężczyźni rozeszli się w większości kierując się do wyjścia z budynku. Chłopak stanął przy mnie oczekując pytania lub rozkazu.

– Tae, masz może info, kiedy kolejne wyścigi?

Brązowe oczy przyjaciela wyraźnie się zaświeciły.

– Mają odezwać się w środę, lecz podejrzewam start w czwartek koło pierwszej.

– Daj znać jak będziesz znał szczegóły. I przypilnuj by Chlorek przygotował auto.

– Jasne. – Uśmiechnął się do mnie. – Jakieś plany na dzisiaj?

Taehyung ściągnął z głowy czapkę i poczochrał średniej długości ciemnobrązowe włosy, wprowadzając je w nieład.

– Może w końcu się wyspać. – Zaśmiałem się. – W weekend będę musiał nadzorować nowy transport. Mam złe przeczucia, było zbyt wielkie zamieszanie z tymi papierami.

– Może lepiej się wycofajmy?

– Przepadnie nam zaliczka. – Westchnąłem.

A były to nie małe pieniądze, bo i transport zapowiadał się dosyć wyjątkowy. Naprawdę liczyłem na te fury, szczególnie, że na część już miałem kupców.

– Lepsze stracenie tej zaliczki niż złapanie przez niebieskich.

– Zobaczymy. – Odparłem wymijająco.

– Będziesz czekał na jakiś znak od swojego psa? – Prychnął chłopak.

– Do zobaczenia Taehyung.

– Spokojnej nocy. – Pożegnał się ze mną, z powrotem zakładając czapkę na głowę.

Kierując się w stronę drugiego wyjścia wyciągnąłem czarną maskę z kieszeni. Nim wyszedłem na zewnątrz nałożyłem ją na twarz. Ruszyłem z opuszczoną głową między ludzi. Ruch był mały ze względu na dosyć późną porę.

Weekendowa dostawa ostatnio spędzała mi sen z powiek, a Namjoon się nie odzywał. Sam nie chciałem go o niej informować, bo skoro on o niczym nie wie to pozostałe psy również. Jednak te dziwne zniknięcie papierów i późniejsza ich niezgodność. Boję się, że jednak przeszło to przez ręce policji.

– Ugh. – Stęknąłem, kiedy odbiłem się od jakiegoś ciała.

– Przepraszam. – Usłyszałem od mężczyzny siedzącego na ziemi.

– Nie, to ja nie uważałem. – Wyciągnąłem w jego stronę dłoń, by pomóc mu się podnieść.

Szybko zmierzyłem go wzrokiem, lecz mam nadzieję, że tego nie zauważył. Od razu skarciłem siebie za nieuwagę. Ponownie przeprosiłem mężczyznę i ruszyłem w dalszą drogę, zaraz decydując się na złapanie taksówki.

Będąc pod blokiem wpisałem kod do klatki, a następnie wspiąłem się po schodach na czwarte piętro. Ostatni raz kupuję mieszkanie w bloku bez widy. Idzie się przyzwyczaić, ale jakim kosztem...

Stanąłem przed ciemnymi drzwiami antywłamaniowymi wkładając klucz najpierw do jednego zamka, później kolejnego.

Po wejściu do mieszkania uderzyła we mnie przestrzeń i pustka. Ściągnąłem buty, stopy wsunąłem w kapcie i pomaszerowałem do salonu. Położyłem się na narożniku, przykrywając kocem, kładąc głowę na poduszce i wzrok wlepiając w ekran telewizora.


Jimin

Wszedłem do mieszkania nogą zamykając za sobą drzwi wejściowe. Nie schylając się ściągnąłem buty i przeszedłem do kuchni by zostawić torby z zakupami. Odetchnąłem, mogąc je w końcu odłożyć. Obróciłem się i spróbowałem spojrzeć na swój tyłek. Miałem nadzieję, że nie ubrudziłem się podczas tej małej wpadki.

Zmarszczyłem brwi na ciszę w domu. Przeszedłem do salonu i wystarczył rzut oka w stroną balkonu by odnaleźć zgubę. Wziąłem głęboki wdech by dać sobie dwie sekundy na wybuchnięcie.

No zabiję gnojka.

– Jihyun!

Chłopak na balkonie podskoczył w miejscu. Po obejrzeniu się i zobaczeniu mojej osoby, papieros trzymany w dłoni wylądował za balkonem. Szybko wyraz jego twarzy z przerażonej przybrał wyraz obojętnej.

– Co to ma znaczyć?!

– O co ci chodzi? – Burknął obrażony.

– Poza tym, że cuchniesz fajkami to nie wyrzuca się papierosa za balkon! – Naskoczyłem na syna. – A gdyby ktoś na dole przechodził i spadłoby to na niego? Pomyśl czasami nad tym co robisz.

– Skończyłeś?

Gotowało się we mnie, lecz po prostu nie wiedziałem, jak powinienem wybuchnąć by cokolwiek do niego dotarło. Spokojne rozmowy nie przynoszą żadnych efektów, krzyki również. Po prostu kończą mi się pomysły jak z nim rozmawiać.

Chłopak minął mnie i zamknął się w swoim pokoju. Ja cofnąłem się do kuchni i opierając o szafki, schowałem twarz w dłoniach. Po prostu miałem dosyć.

Zgniotłem smutek w sobie i zająłem się przygotowywaniem kolacji. Skupiłem się na gotowaniu, co na chwilę pomogło ukoić moje nerwy. Czas kolejnego ryzyka jednak zbliżał się nieubłaganie.

– Jihyun, kolacja!

Kiedy chłopak długo nie odpowiadał, skierowałem się do jego pokoju. Zapukałem, po czym wszedłem do środka. Szybko rozejrzałem się dookoła. Nie było najgorzej pod względem czystości. Hyunnie leżał na łóżku z słuchawkami w uszach, przeglądając coś w telefonie. Cierpliwie czekałem aż zauważy moją obecność.

W końcu podniósł wzrok i wyciągnął jedną z słuchawek. Ściągnął brwi wyraźnie niezadowolony moim przybyciem.

– Chodź na kolacje. – Poprosiłem go.

Ruszyłem w stronę salonu, zasiadając za stołem. Syn zaraz do mnie dołączył. Wziął pałeczki do ręki i zaczął jeść.

– Smacznego. – Życzyłem mu, zdając sobie sprawę, że na odpowiedź nie mam co liczyć.

Za każdym razem miałem małą nadzieję, że może jednak zacznie rozmowę, spyta o cokolwiek, poprosi o jakąkolwiek pomoc. Lecz on nadal dzielnie bronił muru, który między nam wzniósł.

– Jak było w szkole?

– A jak miało być? Okej.

Było dobrze, skoro do mnie nie dzwonili. Tęsknie za małym Jihyunnim, który uśmiechał się za każdym razem, gdy wracałem z pracy i czekał aż będę mógł z nim pograć w piłkę. Gdzie się podział mój mały chłopiec?

– Może porobimy coś razem w weekend?

W odpowiedzi otrzymałem wzrok, który dość jasno wyśmiał mój pomysł i dał do zrozumienia, że nic z tego nie będzie. No tak, mając siedemnaście lat to już siara spędzać czas ze swoim tatą.

Kolacja szybko minęła. Zostałem sam z brudnymi naczyniami. Nie miałem siły prosić go by pomógł mi posprzątać. Dobrze, że chociaż w swoim pokoju utrzymuje porządek. Zabrałem wszystko ze stołu i umyłem naczynia oraz blaty w kuchni.

Pragnąc chwili dla siebie usiadłem w salonie z laptopem na kolanach.

Nim na dobre poświęciłem mu czas spojrzałem na torbę z pracy. Termin sprawdzenia prac jeszcze nie minął. Mogę to zrobić jutro. Obawiałem się, że jeśli zacznę je sprawdzać, załamię się kompletnie poziomem wiedzy młodzieży, która ma być naszą przyszłością.

Wszedłem na Wattpada przeglądając powiadomienia. Uśmiechnąłem się na widok dużej ilości nowych komentarzy oraz oddanych głosów. Miło widzieć, że moje wypociny się komuś podobają. Zacząłem przeglądać komentarze i odpisywać na co niektóre. Mnie samego ponownie przechodziły miłe dreszcze na wspomnienie niektórych fragmentów.

Po przejrzeniu aktualności zająłem się korektą rozdziału, który jutro z rana miał pojawić się na profilu.


Jungkook

Siedziałem już pół dnia nad tymi papierami, nadal nie wiedząc co wybrać. Nie wiedziałem jaki towar byłby odpowiedni na kolejny transport. Po wejściu nowych przepisów spodziewałem się mniejszych obrotów, chociaż ich zaostrzenie może spowodować zwiększenie zapotrzebowania na lewą broń.

Pozostaje mi jeszcze ustawić grafik na przyszły miesiąc. Trzeba odebrać towar od handlarzy i przekazać go dalej dealerom.

Podniosłem wzrok znad dokumentów słysząc krótkie wibracje telefonu. Sięgnąłem po urządzenie spoglądając na otrzymaną wiadomość. Zacisnąłem usta w wąską linię.

Dobry Pies: Akcjach w porcie. Jesteś w to zamieszany?

Szybko wystukałem odpowiedź.

Jeon: Nie.

– Kurwa! – Ze złością kopnąłem w krzesło stojące obok.

No i chuj z moją zaliczką. Szybko wystukałem kolejną wiadomość.

V: Wycofujemy się z weekendowego transportu. Przekaż dalej.

Będę musiał wytrzasnąć skądś nieco kasy by się odkuć. Najwyżej podniesiemy nieco cenę za towar. Muszę jeszcze jakoś załatwić sprawę klientów, z którymi się już umówiłem.

Ucieknie nam taka ładna kasa. A w dodatku nieciekawie ma się w sektorze piątym. Ddegn próbuje nam przejąć dosyć dochodowy teren.

Chyba wolałem być jednak w terenie niż tym u góry za biurkiem. Może i kilka razy uciekało się przed glinami, jednak miałem o wiele mniej na głowie. Wygodniej mi było, kiedy wszystko było na głowie ojca.

Szybko uporałem się z zamówieniem na broń oraz nowe samochody. Ustaliłem również zapotrzebowanie kokainy na ten miesiąc. Zbliżały się dwie większe imprezy wśród elit, dlatego liczyłem na większy zarobek.

Usiadłem wykończony na kanapie, odchylając się do tyłu. Chwyciłem telefon i wysłałem wiadomość do swojego biegacza.

Lee: Mam listy do wysłania.

Po dwóch minutach ciszy usłyszałem kroki odbijające się echem w pustym wnętrzu. Przekazałem Lee wszystkie papiery, które miał dostarczyć do odpowiednich ludzi.

– Chlorek znowu skarży się na zielonych w piątym sektorze.

– Wiem. Zajmiemy się tym na początku przyszłego tygodnia. – Poinformowałem go. – Nie. Sobotni transport odpada. Zbierz kilka osób na sobotę, zajmiemy się tym.

– Jasne.

Ponownie zostałem sam. Był dopiero wtorkowy wieczór, a ja miałem już dosyć tego tygodnia. A tak naprawdę najgorsze dopiero przede mną. Naprawdę liczyłem na te czwartkowe wyścigi by nieco się rozerwać. Jedyny mój ratunek na ten tydzień.

Chociaż nie. Robota na dzisiaj skończona. Raczej nikt już nic ode mnie nie będzie chciał. Chyba nie zaszkodzi, jeśli wyjdę się gdzieś napić.

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz wyszedłem gdzieś na miasto. Przeważnie zapijałem samotność w pustym domu. Tak naprawdę na własne życzenie. Nie lubiłem nigdzie się pokazywać, nie chciałem przez nikogo zostać zapamiętany czy natknąć się na nieodpowiednie osoby.

Jednak chyba należy mi się chwila odpoczynku. Założyłem na siebie skórzaną kurtkę, na prawą dłoń naciągnąłem rękawiczkę bez palców i ruszyłem na miasto. Zsunąłem czapkę nisko na czoło oraz pilnowałem by maska była na swoim miejscu podczas spaceru i szukaniu odpowiedniego lokalu.


Jimin

Wiedziałem, że telefon od wychowawczyni syna nie może zwiastować niczego dobrego. Zamknąłem dziennik i wyszedłem z pokoju nauczycielskiego. Na korytarzu panował gwar, dlatego skierowałem się w stronę wyjścia na podwórko.

– Dzień dobry. – Przywitałem się z kobietą.

– Panie Park, mógłby pan przyjechać?

– Mam jeszcze jedną lekcję. – Powiedziałem, licząc, że może to zaczekać jedną godzinę.

– To dosyć pilne. Jihyun pobił młodszego kolegę. To dosyć poważna sprawa.

– Dobrze, będę najszybciej jak to możliwe. – Odparłem smutno.

Przetarłem twarz dłonią obawiając się tego co ten dzieciak znowu narozrabiał. Wróciłem do pokoju nauczycielskiego szukając wzrokiem dyrektorki.

– Przepraszam, czy mógłbym zwolnić się z ostatniej godziny? – Spytałem błagalnie.

– Znowu problemy z synem?

Milczałem, naprawdę nienawidząc zwalniać się z tego powodu.

– Zaproponowałabym, żebyś przeniósł go tutaj byś nie musiał tak często się zwalniać, ale...

Zamilkła, ponieważ dobrze wiedziałem, że żadna placówka wiedząc o jego zachowaniu nie przyjęłaby go sama z własnej woli.

– Powodzenia. – Pożegnała się ze mną.

Podziękowałem kobiecie za wyrozumiałość. Zabrałem wszystkie swoje rzeczy i wyszedłem z budynku, kierując się w stronę parkingu. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stronę szkoły syna. Trasę miałem na tyle dobrze obeznaną, że wiedziałem jakich skrótów między blokami użyć by skrócić sobie czas jazdy w godzinach szczytu.

W końcu dotarłem na miejsce. Ambulans przed szkołą nie napawał mnie optymizmem. Kierowany przeczuciem udałem się w stronę gabinetu dyrektorki. Korytarze były puste, lekcje trwały i ja sam w tym momencie powinienem opowiadać młodzieży o Trzech Królestwach.

Zapukałem do drzwi sekretariatu. Kobieta w środku przywitała się ze mną smutnym uśmiechem i wskazała na gabinet obok. Z zwieszoną głową podążyłem w tamtym kierunku.

– Dzień dobry. – Przywitałem się wchodząc do środka.

Od razu odszukałem wzrokiem syna siedzącego na krześle z założonymi rękami na piesi. Wyglądał jak zawsze, jakby wszystko i wszystkich miał w nosie. Obrzuciłem go karcącym spojrzeniem.

– Jihyun pobił chłopaka z młodszej klasy. – Oznajmiła wychowawczyni. – Sytuacja jest o tyle zła, że musieliśmy wezwać karetkę, a rodzice chłopca chcą zgłosić to na policji.

Otworzyłem szeroko oczy. Co?

– To już nie pierwszy taki wybryk Jihyuna, obawiam się, że jeśli sprawa pójdzie na policję, może skończyć się to nadzorem kuratora. – Oznajmiła kobieta, chociaż sam dobrze zdawałem sobie z tego sprawę.

– Rodzice tego chłopca są jeszcze w szkole? – Spytałem od razu.

– Prawdopodobnie mogą być jeszcze w gabinecie pielęgniarki.

– Mogę tam pójść?

– Proszę.

Wyszedłem z gabinetu dyrektorki. Muszę szybko odnaleźć rodziców tego chłopaka. Oni nie mogą tego zgłosić na policję! To nie może się tak skończyć.

Poczułem ulgę, widząc parę wychodzącą z gabinetu pielęgniarki. Nieco skrzywiłem się widząc, że jest to rodzina pochodząca z tej nieco wyższej klasy. Dobrze zdawałem sobie sprawę z tego jacy są tacy rodzice. To nie będzie łatwa rozmowa.

– Dzień dobry. Jestem Park Jimin, tata Jihyuna.

– Pana syn pobił nasze dziecko! – Kobieta od razu na mnie naskoczyła. – Niech pan nie myśli, że obędzie się bez policji.

– Proszę tego nie robić.

Zacząłem błagać rodziców chłopaka by tego nie robili. To naprawdę nie była łatwa rozmowa. Nie lubiłem świecić oczami za Hyuna, ale on najpewniej tylko pogorszyłby sytuację, dlatego wolałem sam to załatwić.

Po kilku minutach próśb w końcu udało mi się ich wybłagać by sprawa nie trafiła na policję. Podziękowałem im i wróciłem do gabinetu dyrektorki.

– Jihyun, idziemy. – Powiedziałem chłodno do syna. – Naprawdę przepraszam za kłopot. Obiecuję, że wyciągnę z tego konsekwencje.

Razem z synem wyszedłem z gabinetu. Szedł obok mnie naburmuszony, podczas gdy ja po prostu nie wierzyłem co z niego wyrosło. Zastanawiałem się, w którym miejscu popełniłem błąd, lecz po części zdawałem sobie sprawę co jest tego przyczyną.

Wsiedliśmy do samochodu. Byliśmy sami.

– Jak mogłeś pobić tego chłopaka?!

– Super, że interesujesz się czy nic mi nie jest i czy on nie zaczął. – Prychnął oburzony.

– Jihyun, to już nie pierwszy raz i niestety wiem, że potrafisz się bić. Nawet jeśli on zaczął to nie musiało się skończyć w ten sposób.

– Ale...

– Złamany nos i rozcięty łuk brwiowy. Jego rodzice chcą wnieść sprawę na policji!

– Ale nie zrobią tego? – Spytał niepewnie.

– Cudem udało mi się ich przekonać by tego nie robili.

Słysząc to na jego twarz powrócił ten arogancki wyraz.

– Chociaż nie jestem pewien czy tego nie zrobią. Nie wiem czy nie zmienią zdania, kiedy nasłuchają się na ciebie od swojego syna.

– Głupi leszcz.

– Jihyun, grozi ci kurator! – Krzyknąłem tracąc cierpliwość. – To nie są żarty! Naprawdę chcesz w skończyć w poprawczaku lub więzieniu jeszcze przed osiemnastką?! Myślisz, że ci to nie grozi? Odpowiadasz już jako dorosły, jeśli wniosą sprawę o pobicie, możesz iść nawet siedzieć! Wszystko zależy co on im nagada.

Zatrzymałem się na parkingu przed naszym blokiem. Wysiedliśmy z samochodu i w napiętej atmosferze wróciliśmy do domu. Jihyun od razu udał się do swojego pokoju, trzaskając drzwiami.

Dam mu chwilę, a przede wszystkim sobie, na ochłonięcie. Niech sobie nie myśli, że sprawa rozejdzie się po kościach. Tym razem to zaszło za daleko.

Chodziłem po domu nie wiedząc czym się zająć. Posprzątałem, zjadłem, lecz cały czas ciążyła mi obecna sytuacja. W końcu podszedłem do drzwi pokoju syna. Bez pukania wszedłem do środka. Myślałem, że śnię, widząc jak wychyla się za okno z papierosem w ustach. Widząc mnie, niedopałek wylądował za oknem.

Udusić to mało!

– Za dużo pieniędzy masz, że na fajki wydajesz?

Chłopak zdawał się w ogóle nie przejmować moimi słowami. Podszedłem do niego, sięgnąłem do jego kieszeni i wyciągnąłem w połowie pustą paczkę papierosów.

– Ej!

– Z kieszonkowym możesz się na razie pożegnać. – Powiedziałem twardo. – Naprawdę musisz w ten sposób niszczyć własne zdrowie?

– Wynoś się z mojego pokoju. – Warknął w moją stronę.

– Zapłać za chociaż jeden czynsz to będziesz mógł nazywać ten pokój swoim. Twoje zachowanie ostatnio przechodzi ludzkie pojęcie. Tak zachowuje się prawie dorosły mężczyzna?!

– Wynoś się! – Zaczął wypychać mnie z pokoju. – Nienawidzę cię! – Krzyknął nim zamknął mi przed nosem drzwi do swojego pokoju.

Stałem w miejscu, czując ucisk w klatce piersiowej. Zacisnąłem usta w wąską linię, wsadziłem portfel i telefon do kieszeni, po czym opuściłem mieszkanie. Skierowałem swoje kroki w stronę centrum.

Uliczne latarnie oświetlały chodniki skąpane w półmroku wieczora, a ciepły wiatr dawał nadzieję na jeszcze kilka ciepłych dni. I chociaż pogoda zdawała się wprawiać w optymistyczny nastój, to nic nie było w stanie polepszyć tego jak się czułem.

Usiadłem w barze zamawiając soju. Miałem w dupie to, że był środek tygodnia, a ja właściwie nie piłem niczego chyba od kilku miesięcy. Niczym głupi nastolatek liczyłem, że alkohol jakoś pomoże mi uporać się bólem w sercu.

Siedziałem sam przy niewielkim stoliku w rogu sali i powoli opróżniałem zieloną buteleczkę.

– Cześć. Znowu się widzimy.

Zmarszczyłem brwi, kiedy zorientowałem się, że te słowa były skierowane do mnie. Z zdziwieniem przyglądałem się mężczyźnie, który zajął wolne krzesło przy stoliku. Pierwsze go widzę na oczy.


___________________________________

Tak jak mówiłam, po długiej przerwie rozpoczynamy zabawę! Już zapowiem, że to opowiadanie nie będzie krótkie. Wiele wątków, zwrotów akcji i nieco rozległy czas wydarzeń. Porównałabym to nieco do Zapach pomarańczy i Lest's Talk, chociaż tematyka jest całkiem inna.

Mam nadzieję, że czytanie tego przyniesie wam wiele chwil radości, śmiechu, ale uprzedzam również przed łzami, które będą nieuniknione ;)

Opowiadanie jest zakończone/napisane, więc możecie się nie bać, że nagle w połowie będzie zawieszone lub będzie dłuższy przestój z powodu "braku weny". Pisanie go zajęło mi niemal dwa lata 🙈 Cenię wasz czas i rozchwianie emocjonalne pojawiające się podczas czytania powieści, dlatego zawsze wstawiam jedynie ukończone dzieła ;)

Jak wasze wrażenia po pierwszym rozdziale? Kogo zaskoczyłam z rana? Już się nie mogę doczekać waszych komentarzy pod rozdziałami. To chyba rzecz, na którą najbardziej czekam po każdej publikacji rozdziału ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top