EPILOG
Jimin
Słysząc budzik szybko odnalazłem telefon ręką i wyłączyłem uciążliwą melodię. Przetarłem dłonią twarz próbując ściągnąć z siebie resztki snu. Na wiele to się nie zdało. Wstałem i z przygotowanymi dzień wcześniej ciuchami udałem się do łazienki na szybko poranną toaletę.
Chwytając w rękę śniadanie ruszyłem do samochodu, a następnie rozpocząłem podróż do pracy. Będąc na miejscu szybkie „dzień dobry" wylatywało z moich ust co kilka sekund, gdy witałem się z mijanymi uczniami bądź nauczycielami.
Stając przy biurku podczas pierwszej lekcji i patrząc na obecnych uczniów, mogłem łatwo stwierdzić, kto zrobił sobie wagary lub ewentualnie spóźnił się na autobus. Z delikatnym uśmiechem na ustach wyciągnąłem z swej torby plik kartek, na widok którego niektórzy pobladli.
– Powtórzenie przed sprawdzianem. – Oznajmiłem. – Zobaczymy czy na ocenę.
Dzień zdawał się zaczynać dobrze. Większość moich dzisiejszych zajęć miała wyglądać w ten sposób. We wszystkich klasach albo kończyliśmy materiał i dawałem im karty pracy w ramach powtórki, albo mieli sprawdzian z końca działu. Tak więc oni wytężają swoje główki, a ja siedzę i obserwuję. Spokojny, nieco nudnawy dzień.
Nie mając za bardzo czym się zająć, myślami uciekałem w stronę godzin po powrocie do domu. Już robiłem się nieco głodny na myśl o obiedzie i starałem sobie jakoś zaplanować czas do kolacji. Chociaż najpewniej i tak z tego nic nie wyjdzie.
Jungkook
Obudziłem się wczesnym rankiem. Czując się dostatecznie wyspanym i nie zamierzając marnować czasu, wstałem i rozpocząłem swój dzień. W pierwszej kolejności jak zawsze wypuściłem całkiem spore stadko kur na podwórko. Gdy one wyszły, ja zabrałem jajka. Przy takiej obsadzie zaczynało być już co zbierać.
Po zostawieniu zebranych jajek w domu, skierowałem się do obory by przetransportować krowy na pastwisko. Chwyciłem dwa łańcuchy będące najbliżej wyjścia i ruszyłem z nimi na łąkę. Gdy przytwierdziłem łańcuchy do ziemi, wróciłem się po ostatnią mućkę.
Będąc u progu obory spojrzałem na nią ostrzegawczo. Ona zaszczyciła mnie takim samym spojrzeniem. Nie spuszczając jej z oka chwyciłem łańcuch i zacząłem prowadzić w stronę jej koleżaneczek. Nieco nim szarpnąłem, widząc po niej, że już myśli by coś przeskrobać.
– Oj, nie przeginaj. – Odezwałem się. – Niedługo może skończyć mi się cierpliwość i będziemy się jedynie widywać przy posiłkach. – Ostrzegłem ją.
Dostawała swój kawałek zieleni, po czym wróciłem się po ostatnią sztukę. Gdy wszystkie krowy były już na łące mogłem poświecić chwilę na pracę w polu. W tym roku obsiałem tylko jedno pole, pozostałe przerobiłem na łąki pod powiększane stadko krów. Jak na razie osiągnąłem największą liczbę żywego inwentarza jaką dotychczas posiadałem.
Gdy zbliżało się południe postanowiłem przenieść się bliżej domu. Chwila w ogórku i trzeba będzie się brać za przygotowanie obiadu.
Przechodziłem właśnie przez podwórko, gdy zauważyłem starszego mężczyznę stojącego przy bramie. Zatrzymałem się spoglądając w jego stronę. Trochę wyglądał jakby się zastanawiał czy się odezwać.
– Jest może pan Park?! – Spytał w końcu.
– Będzie jakoś za godzinę! – Odkrzyknąłem.
Mężczyzna skinął głową i ruszył się, odchodząc od płotu. Zaraz jednak zatrzymał się z powrotem.
– W przyszłym tygodniu Lee będzie robił świniobicie.
Tym razem to ja jedynie skinąłem głową. Staruszek odszedł, a ja mogłem wracać do pracy. Szczerze mówiąc to nieco się zdziwiłem, że zapytał. Najczęściej w podobnych sytuacjach wszyscy po prostu odchodzili i wracali później, gdy mieli pewność, że Jimin jest już w domu.
Wróciłem do domu i po doczyszczeniu się z brudu zacząłem przygotowywać obiad.
Kończąc przygotowywać posiłek usłyszałem szczęk zamka w drzwiach wejściowych. Uśmiechnąłem się pod nosem i nakładając wszystko na półmiski. Jimin pojawiając się w kuchni pocałował mnie w policzek i przejął część misek, które miały wylądować na stole.
Po chwili oboje siedzieliśmy przy stole.
– Jak było w pracy? – Spytałem po rozpoczęciu jedzenia.
– Nudno. – Zaśmiał się. – Dzisiaj wszystkim klasom zrobiłem sprawdziany albo mieli do zrobienia karty pracy na ocenę.
– Jesteś okropny. – Pokręciłem głową. – Coś ty robiłeś przez ten czas? Dla samego siebie nie lepiej było ci to rozłożyć na kilka dni?
– Następny raz tak zrobię. – Przyznał.
– Przeniosłeś się tutaj, żebyś miał trochę spokoju, ale chyba nieco przesadziłeś.
– Uczniowie z wiosek to inna kategoria niż ci z miasta. Są bardziej na luzie w stosunku do nauczycieli, oczywiście też są z nimi kłopoty, ale jednak nieco inne niż z miastowymi. Takie dwie różne mentalności.
– Jeśli są z taki wygwizdowie jak to, to się nie dziwię. – Przyznałem. – Sam przyznasz, że ludzie tutaj mają nieco inny sposób życia.
– Ja zapewniłem sobie dzisiaj odpoczynek, a jak tobie minął dzień?
– Spokojnie. Nie mam gdzie się przepracowywać. Przecież w tym roku obsiałem tylko jedno pole. Większość dnia robie przy zwierzętach, ewentualnie w ogródku. – Roboty miałem akurat by się nie narobić, a jednocześnie mieć jakieś zajęcie. – A właśnie, stary pan Choi zaglądał czy cię nie ma w domu. Chyba coś od ciebie chciał.
– Później do niego zajrzę. – Skinął głową.
Reszta posiłku przebiegła w spokoju. Wynieśliśmy wszystkie naczynia do kuchni.
– A więc... Nie nudziłeś się tutaj za bardzo? – Zagadnął starszy, gdy już wszystko wylądowało w zlewie.
– Bez ciebie zawszę się nudzę. – Powiedziałem przenosząc go na kuchenny blat.
Zbliżyłem się zajmując miejsce między jego nogami. Zaraz poczułem jak zostaję opleciony i przyciągnięty do jego ciała.
– Bardzo miło mi to słyszeć. – Uśmiechnął się, a jego ręce wylądowały na moich biodrach, by po chwili zacząć powoli pozbywać się mojej koszulki.
Połączyłem nasze ust razem lekko na niego napierając. Oddawaliśmy się powolnym pocałunkom nie spiesząc z niczym.
Usłyszałem otwierane drzwi i nim zdążyliśmy jakkolwiek zareagować Jihyun stał już u progu kuchni. Cóż, dalekiej drogi nie miał. Kuchnia była niemal na wprost wejścia.
– Wiecie co... – Powiedział z niesmakiem odwracając się natychmiast jak tylko nas zobaczył. – Następnym razem jak zaproponujecie mi cokolwiek do jedzenia zastanowię się dwa razy.
– Nie wiesz, że się puka? – Zwróciłem mu uwagę, wkładając na siebie koszulkę i nieco odsuwając się od jego ojca, który zeskoczył z blatu – Czego chcesz?
– A mam małą niespodziankę. – Wyszczerzył się zadowolony, z powrotem odwracając w naszą stronę.
– Dla kogo? – Spojrzeliśmy po sobie z hyungiem.
– Chodźcie. – Zaczął nas kierować z powrotem w stronę drzwi, którymi przed chwilą wszedł.
Razem z Jiminem wzruszyliśmy ramionami i udaliśmy się za nim. Żadne z nas nie miało pojęcia o co chodzi. Nawet nie spodziewaliśmy się dzisiaj go zobaczyć, a przeważnie uprzedzał nas o swoich odwiedzinach.
Wyszedłem z domu i spojrzałem za bramę. Zaparkowane stało tam całkiem niezłe sportowe auto. Chociaż sam samochód wywołał u mnie nie małe zaciekawienie to byłem ciekaw kto siedzi za jego kierownicą i dlaczego zatrzymał się tutaj.
Najpewniej zabłądził i będzie chciał o drogę spytać.
O mało się nie oplułem orientując się, że to Jihyun przyjechał tym autem pod nasz dom. Skąd on je ma?! Spojrzałem na Jimina, lecz sądząc po jego minie jest równie zaskoczony co ja.
Ruszyłem w stronę samochodu oglądając je dookoła i zaglądając przez szyby.
– Hyunnie, co to za auto? – Hyung spytał syna głosem pełnym dezorientacji.
– Znajomy wisiał mi przysługę. – Wyjaśnił szybko. – Dał mi je na dwie godziny pod warunkiem, że później zaleję co wyjeździłem.
Przyglądałem się autu o pięknym aerodynamicznym kształcie, błyszczącym czarnym lakierze, przyciemnianych szybach i zapewne nie małą liczbą koni pod maską. Już dawno nie miałem okazji oglądać takich cudek.
– Wujku, przebieraj się i jedziemy.
– Co? – Odparliśmy jednocześnie z Jiminem.
– Jazda samemu to żadna frajda, a poza tym chciałbym zobaczyć lepszego kierowcę w akcji. – Powiedział z błyskiem w oku.
Nie wiedziałem co powiedzieć ani co zrobić. Z jednej strony chciałem przystać na jego propozycję. Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz mogłem trochę popędzić po drogach. Brakowało mi tej adrenaliny, którą dawała prędkość za kierownicą. Z drugiej jednak równie silna była ostrożność.
– Hyun, a jak ktoś was zatrzyma do kontroli? To za duże ryzyko. – Jimin odezwał się za mnie.
– W mieście są organizowane dwie imprezy. Na obstawienie obu wydarzeń mają i tak mniej ludzi niż by chcieli więc do obstawiania ich ściągali ludzi z różnych wydziałów. Nikt nie pilnuje porządku na drogach. – Powiedział pewnie. – Lepszej okazji raczej już nie będzie. Przepuścisz ją? – Lekko mnie prowokował.
Spojrzałem na Jimina, szukając w nim przyzwolenia na tę nieco ryzykowną zabawę. On jednak po chwili uśmiechnął się delikatnie w moją stronę, przez co ja sam nie mogłem się powstrzymać by nie wyszczerzyć się jak dziecko, któremu pozwolono zjeść najdroższe ciasto w cukierni.
– Poczekaj. – Rzuciłem w stronę Jihyuna biegnąc do domu.
Przebrałem się z wsiowych ubrań roboczych w coś nieco bardziej na tę okazję. Gdy wróciłem oboje stali przy samochodzie. Będąc blisko młody rzucił w moją stronę kluczyki, które bez problemu złapałem w locie.
– Tylko ostrożnie. Macie wrócić oboje. – Jimin przybliżył się do mnie dając mi szybkiego całusa. – Dobrej zabawy. – Życzył cicho na koniec.
Oboje z Hyunem skinęliśmy głowami i wsiedliśmy do auta. Usiadłem na skórzanym fotelu chwytając w dłoń kierownicę. Czułem jak moje serce mocno wali w piersi nie mogąc się doczekać jazdy. Włożyłem kluczyk do stacyjki. Przeszedł mnie dreszcz słysząc pomruk odpalanego silnika.
Wiem, że mogłem się przed tym powstrzymać, lecz spod domu ruszyłem nie inaczej jak z piskiem opon i malutką chmurką palonej gumy szybko znikającej w lusterkach.
Jimin
Pojechali, a ja zostałem sam. Korzystając z chwili wolnego przeszedłem się do pana Choi, który ponoć zaglądał do nas pod naszą nieobecność.
Będąc na miejscu skorzystałem z zaproszenia na kawę, zaznaczając jednak, że wolę herbatę, zostając chwilę w gościach. Przynajmniej spędziłem czas na rozmowach i miałem czym zająć głowę. Obawiałem się, że w domu mimowolnie będę się martwił o moich chłopców.
Wróciłem do domu po niemal godzinie. Od razu wziąłem się za mycie naczyń po naszym wspólnym obiedzie. Jako, że powoli się już ściemniało poszedłem zamknąć kury w kurniku. Temperatury zaczynały być już przyjemnie wysokie, lecz słońce nadal stosunkowo wcześnie chowało się za horyzontem.
Krów nie zamierzałem sprowadzać z łąk. Tej jednej narwanej nie ruszę, a przecież nie zostawię jej samej. Gdy Jungkook wróci zrobimy to razem.
Nie pozostało mi nic innego jak czekanie na ich powrót.
Siedziałem na kanapie z książką w ręku, gdy ujrzałem gasnące światła samochodu przed domem. Nie było ich całe dwie godziny. Najważniejsze jednak, że wrócili. Zaraz mogłem ujrzeć ich rozweselone twarze. Szczególnie miło patrzyło mi się na tę Jungkooka, który wyglądał jakby znowu miał dwadzieścia kilka lat.
– Tato, musisz się kiedyś z nim przejechać. – Odezwał się wesoło Hyunnie.
– Nie mam nic przeciwko, ale to raczej nie atrakcję dla twojego taty.
– Na pewno jego umiejętności są imponujące, ale podziękuję. – Uśmiechnąłem się.
Obawiam się, że prędzej bym zszedł tam na zawał niż wrócił cało do domu.
– Ja będę jechał, muszę odstawić auto. – Pożegnał się z nami. – A właśnie! Tato, wpadnij do nas w przyszłym tygodniu. Jinwoo dawno cię nie widział i już wymyśla, że zaraz sam przyjedzie cię odwiedzić.
– Przyjadę, przywiozę wam coś do jedzenia.
Jihyun już nawet nie protestował, ponieważ wiedział, że nie miało to sensu.
Tak, ta jedna kwestia była nieco ciężka do wyjaśnienia, a raczej do przemilczenia. Nie mogliśmy powiedzieć Jinwoo dlaczego nie może przyjeżdżać mnie odwiedzać ani w ogóle wiedzieć, gdzie mieszkam. Na szczęście potrafił uszanować moją prośbę o niedopytywanie. Po prostu tylko ja wpadałem do niech z wizytami, a nie na odwrót.
– Jak było? – Spytałem Jungkooka, gdy zostaliśmy sami. – Po minie wnioskuję, że dobrze się bawiłeś.
– Było zajebiście. Dawno tak się nie wyszalałem. – Mówił wyszczerzony i szczęśliwy niczym dziecko. – Będę musiał mu się jakoś za to odwdzięczyć.
– Na pewno będzie okazja.
– Nudziłeś się beze mnie?
– Oczywiście. – Uśmiechnąłem się. – Ale byłem u pana Choi i zamknąłem już kury. Zostało tylko sprowadzić krowy.
– Dobra. – Skinął głową. – Chodźmy. Miejmy to z głowy i dokończmy to co nam przerwano.
Ruszyliśmy na łąkę. Ja wziąłem dwie najspokojniejsze, a Jungkook tą jedną wariatkę i ostatnią, zaliczających się do tych spokojnych. Jednak czułem się niepewnie, gdy Kook nie prowadził naszego jednego niebezpiecznego egzemplarza pojedynczo, bojąc się, że krasuli znowu coś odbije i skończy się to większą krzywdą niż ostatnio.
Na szczęście wszyscy cało i zdrowo dotarli do obory. Pozamykaliśmy wszystkie budynki gospodarcze i w końcu mogliśmy wrócić do domu.
Przygotowaliśmy sobie szybką kolację, a do niej po szklaneczce słabego drinka, na miłe rozpoczęcie wieczoru we dwójkę.
Jungkook
Leżałem na kocu, będąc przykryty jeszcze jednym. Patrzałem przed siebie, na nocne niebo z rozsianymi po nim gwiazdami. Żadne światła nie zakłócały tego widoku.
– Chyba nigdy mi się to nie znudzi. – Wyszeptał hyung opierając głowę o moje ramię.
– Taki widok nie ma prawa. W dodatku w takim towarzystwie. – Objąłem go i przysunąłem bliżej siebie.
Leżeliśmy na kawałku trawy za domem, gdzie nikt nie miał prawa nas widzieć, a my mogliśmy bezkarnie wpatrywać się w rozgwieżdżone niebo o jakim można jedynie pomarzyć mieszkając w mieście.
Schowaną pod kocem dłoń nieco mocniej ścisnąłem, trzymając w niej tę starszego. Spojrzał na mnie obdarowując niezwykle ciepłym uśmiechem. Pomimo panujących dookoła ciemności dobrze widziałem każdy szczegół jego twarzy, a szczególnie parę oczu wpatrujące się we mnie intensywnie.
Już miałem przybliżać się do hyunga, gdy poczuł na plecach dziwne uczucie. Rozejrzał się dookoła. Po chwili ujrzał migające niebieskie światła nadjeżdżające od strony lasu. Radiowóz minął nasz dom i pojechał dalej, ostatecznie nawet nie zatrzymując się w wiosce, a jedynie przez nią przejeżdżając.
Powróciłem wzrokiem na Jimina, który nadal uśmiechał się w moją stronę. Tym razem to on zbliżył się do mnie, łącząc nasze usta razem. Zgrabnie wślizgnął się na mnie, pilnując by koc przez cały czas nas przykrywał.
Jimin
Westchnąłem ciężko. Spojrzałem na Jungkooka, który śledził wzrokiem odjeżdżające światła.
Nic mu nie mówiłem, lecz zauważyłem zależność w jego nocnych koszmarach, które czasami miewał. On sam zapewne mógł tego nie zauważyć lub nie chciał znać odpowiedzi.
Wystarczyło by coś sprawiło, że poczuł się zagrożony. I to nie chodzi o sytuację zagrażającą życiu. Pewnie bez mrugnięcia okiem zniósłby fakt, że prawie przejechałby go samochód czy ktoś rzucił się na niego z nożem. Jednak wystarczył widok migających świateł radiowozu, by później całą noc kręcił się niespokojny.
Kątem oka widziałem jak Jeon przeniósł z powrotem swój wzrok na mnie. Jak uśmiecha się w moją stronę, a ja nie mogłem odpowiedzieć niczym innym jak tym samym. Nie chciałem zdradzać mu tego co dzieje się w mojej głowie.
Chcąc by ten nieszczęsny radiowóz uciekł w niepamięć zamierzałem powrócić do tego co nam przerwano. Połączyłem nasze usta razem, jednocześnie przemieszczając się na biodra młodszego. Pilnowałem by koc nadal nas przykrywał.
Jego ręce znalazły się na mnie, zaczynając powoli błądzić po moim ciele, szybko doprowadzając moje serce do szybszego bicia.
Nim to wszystko zaszło za daleko oderwałem się od niego na chwilę. Spojrzałem w jego oczy, które pięknie błyszczały i obijały rozgwieżdżone niebo nad naszymi głowami.
– Kocham cię. – Wyszeptałem.
– Kocham cię. – Odpowiedział mi tym samym, ponownie czyniąc najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Nie chciałem znajdować się nigdzie indziej na świecie jak przy nim i jego ramionach.
_____________________________________
Nie za długi nie za krótki, nie mniej jednak to już był ostatni rozdział naszych Jikooków. Mam nadzieję, że nie zawiedliście się końcówkę, jak i całym opowiadaniem. Nie mogłam im nic innego wyczarować jak pięknego wspólnego zakończenia. Przecież już dość się wycierpieli.
Ciężko mi się z wami rozstawać, lecz mam nadzieję, że uda mi się do was szybko powrócić ❤️Nienawidzę tego momentu, bo jak wy czekacie na kolejny rozdział będąc ciekawi rozwoju zdarzeń, tak ja z zniecierpliwieniem czekam na komentarze od was by sprawdzić jak wam się podobały moje małe wypociny.
Tak więc miejmy nadzieję, że do szybkiego zobaczenia. ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top