Zmiany


Ktoś coś do niego mówił i dotykał go.

— Sev? Obudź się, Sev. — Czyjaś dłoń pocierała jego ramię i Snape otworzył oczy. Pochylający się nad nim Harry posłał mu wesoły uśmiech. — Och, nie śpisz. To dobrze.

— Oczywiście, że nie — odparł mężczyzna. — Cały czas mnie obmacujesz i krzyczysz.

Harry zignorował tę wypowiedź.

— No dalej, wstawaj. Jestem głodny i chcę już iść na śniadanie. I bez obrazy, ale mógłbyś skorzystać z prysznica. — Snape zauważył, że włosy Pottera były wilgotne; musiał już się kąpać. — Kiedy ostatni raz się myłeś?

— Zaklęcia czyszczące są bardzo...

— Sev! Czy umyłeś się porządnie od czasu, gdy opuściłeś skrzydło szpitalne?

Oczywiście, że się mył. Tylko nie pamiętał kiedy.

— Przestać jęczeć, Potter. — Wstał, naciągając na siebie wierzchnią szatę. — Zobaczymy się na śniadaniu.

— Och. — W tym małym dźwięku zawarte było zarówno rozczarowanie jak i irytacja. — Myślałem, że pójdziemy na nie razem.

Snape odwrócił się z ręką na drzwiach do łazienki i spojrzał na ubierającego się Harry'ego.

— Razem — powtórzył. — Chcesz, żebyśmy weszli razem do Wielkiej Sali. Na śniadanie. — Nigdy tego nie robili. Jeden z nich zawsze wracał nocą do swoich komnat, posługując się siecią Fiuu.

— Tak — odparł Harry. — Więc idź się umyj. Mówiłem już, że jestem głodny. Ty pewnie też.

— Jeśli jesteś tak wygłodniały, powinieneś już tam iść.

— Po prostu weź ten cholerny prysznic, Sev.

Snape wykonał polecenie, zaskakując tym nawet samego siebie. Musiał jednak przyznać, że kąpiel była bardzo przyjemna. Może minęło więcej czasu, niż myślał. Umył włosy dwa razy. Na pewno minęło więcej czasu, niż myślał. Kiedy wyszedł z łazienki, Harry wciąż był w sypialni — stał przed lustrem, próbując uczesać włosy. Niezbyt dobrze mu szło.

— Świetnie. Właśnie miałem iść cię szukać. Tam masz czyste ciuchy. — Wskazał na łóżko. — Chyba zjem jajecznicę z bekonem. I tosty. I trochę owoców. I...

Snape zaczął się ubierać.

— Wiesz, że mogłeś już dawno tam być, prawda?

Chwila ciszy.

— Mam wrażenie, że nie chcesz iść razem na śniadaniem.

— Eureka.

Przez sekundę twarz Harry'ego nie wyrażała nic i Snape pomyślał, że musiał to sobie wyobrazić. Potem uśmiechnął się lekko.

— Dobrze — powiedział. — Pójdę i tam się spotkamy. — Delikatnie dotknął ramienia Severusa. — Przyjdziesz?

— Oczywiście — odparł. Wizja śniadania była, w rzeczy samej, bardzo kusząca.

Może powinien być bardziej zaniepokojony tak szybką zgodą Harry'ego, pomyślał, kiedy wszedł do Wielkiej Sali i zobaczył, że chociaż raz nie jest on otoczony Blackiem i Lupinem. W zasadzie, obok Pottera znajdowało się puste krzesło, na które wskazywał, uśmiechając się przy tym zachęcająco. Snape powstrzymał westchnięcie, siadając na nim. Chwilę później pojawiło się przed nim pełne śniadanie, a Harry nalał mu filiżankę herbaty.

Naprawdę musiał być głodny, bo kilka minut później na talerzu znajdowało się kilka porzuconych resztek posiłku.

— Masz, zjedz jeszcze trochę jajek — powiedział Harry, nakładając mu kolejną porcję.

Snape zerknął w bok i zauważył wzrok Hooch. Mrugnęła do niego. Cholerna baba.

— Co masz zamiar dzisiaj robić? — zapytał Potter, żując swoją grzankę. — Znów będziesz nawiedzał... sprawdzał lekcje Syriusza?

Black wyszczerzył się w dzikim uśmiechu.

— Pomyślałem, że pozwolę im poeksperymentować z ropą czyrakobulw, Snape. Zwłaszcza drugorocznym Puchonom.

Snape był znany z tego, że do tej grupy uczniów zwracał się per „Longbotomowie". Wyobraził sobie swoją klasę pokrytą ropą i powstrzymał drżenie. Potem spojrzał na Blacka i uśmiechnął się krzywo.

— Jak myślisz, dlaczego klasa jest tak blisko moich prywatnych komnat, Black? — zapytał. — Ty będziesz musiał przemierzyć cały zamek ociekając ropą zanim dotrzesz do swojego miłosnego gniazdka. Jestem w stanie przewidzieć, że w tej waszej psiarni zapanuje w końcu cisza, gdy wrażliwy nos Lupina nie będzie mógł znieść twojego odoru.

Lupin, siedzący koło Blacka, kontynuował jedzenie, jakby nic nie usłyszał. Black natomiast tylko się uśmiechnął.

— Zaklęcia ochronne, Snape. Słyszałeś o czymś takim?

Mistrz Eliksirów już otwierał usta, ale w tej chwili wtrącił się Harry.

— Więc! Skoro rano nie będziesz siedział w klasie, może wybierzesz się ze mną do Hogsmeade?

— Nie — odparł błyskawicznie Snape. — Mam dużo pracy.

Wstał i odszedł od stołu, zostawiając na wpół zjedzoną jajecznicę.

Hogsmeade, w rzeczy samej. Jakby oni — jakiego to słowa używają uczniowie? — chodzili ze sobą. Odsunął od siebie wspomnienia kilku ich wspólnych wyjść do miasteczka. Zaszył się w swojej pracowni i rozpoczął pracę nad Eliksirem Pieprzowym. Podczas pobytu w Skrzydle Szpitalnym zauważył, że Pomfrey brakowało kilku ważnych pozycji.

To zadanie zapełniło mu czas aż do lunchu. Harry'ego nie było i tylko siłą woli powstrzymywał się od rozglądania wokoło.

— Myślę, że jeszcze nie wrócił z Hogsmeade — powiedział Lupin, siadając koło niego.

Snape spiorunował go wzrokiem.

— Pytałem o coś?

— Nie musiałeś — odparł mężczyzna spokojnie. W tej samej chwili do stołu podszedł Black, który był w o wiele mniejszym nieładzie niż wskazywał na to poranek z ropą i usiadł koło Lupina. Wilkołak odwrócił się w jego stronę z uśmiechem. Snape'a w ogóle mogłoby tam nie być.

Skończył swój posiłek w ciszy i ruszył na popołudniowe zajęcia. Klasa była czysta i jedynie w jej kątach znajdowały się resztki mazi. Snape zajął się tym i rozdał szlabany Gryfonom, którzy będą mieli za zadanie wyskrobać do czysta ściany i sufit. To, połączone z odebraniem Gryffindorowi sześćdziesięciu punktów, wprawiło go we wspaniały nastrój. Dzięki temu na kolacji tylko lekko skrzywił się na widok Harry'ego, opadającego na miejsce obok.

— Cześć — przywitał się radośnie Potter. Snape skrzywił się nieco mocniej i wtedy Harry odwrócił się w stronę Vector, zaczynając rozmową o astronomicznych odkryciach w Australii.

Snape przeżuwał jedzenie, udając, że nie słucha tego nudnego wywodu. Kogo obchodziło jak Vector zamierza spędzić wakacje?

— A co z tobą, Harry? — zapytała kobieta. — Zostajesz tutaj, czy... — Jej wzrok przeskoczył na moment na Snape'a. — Chyba zostajesz tutaj, co?

Snape wściekle kroił mięso na talerzu.

— Jeszcze nie zdecydowałem — odpowiedział Harry.

Co? Pod stołem ręka dotknęła jego kolana. Odsunął je szybko.

— Sytuacja jest nieco skomplikowana — dodał Potter. — Przez te... ostatnie wydarzenia.

Vector skinęła głową.

Nie doczekał deseru. Zostawił Harry'ego w towarzystwie Blacka pogrążonych w rozmowie na temat angielskiej drużyny quidditcha i ich nowego pałkarza.

Jego pokoje wydawały się cichsze niż zazwyczaj. Sprawdził kilka testów, a drapanie pióra po pergaminie brzmiało tym razem wyjątkowo głośno. W końcu odłożył pracę i zerknął na zegar: dwudziesta druga. Zdecydował się przejść po korytarzach. Zbliżał się koniec roku, ale nie było powodów, żeby popuścić przez to uczniom. Z drugiej strony, o tej porze popełniali oni najwięcej przewinień.

Przyłapał trójkę Puchonów, którzy — sądząc po tym, co mieli przy sobie — planowali zrzucić balony wypełnione ropą z Wieży Astronomicznej. Odjął trzydzieści punktów i zapragnął ukarać również Blacka, bo to na pewno jego lekcja podsunęła im taki niedorzeczny pomysł.

Przyłapał Krukona, mruczącego coś pod drzwiami łazienki prefektów. Najprawdopodobniej próbował zgadnąć hasło. Minus dziesięć punktów i odesłanie do dormitorium. Sam Snape zaczaił się za rogiem, a siedem minut później pod drzwiami pojawił się jeden z Gryfonów i z nadzieją pociągnął za klamkę. Minus piętnaście punktów.

Przyłapał kilku Ślizgonów w drodze do schowka na miotły, niosących Eliksir Poplątania.

— Na jutrzejszy mecz — powiedział jeden z nich.

Mecz z Gryffindorem. Skonfiskował miksturę i odesłał uczniów do dormitorium, uśmiechając się lekko, zadowolony z ich bystrości. Kiedy nałożyło się taki eliksir na gałązki miotły, traciła ona swoje i tak delikatne poczucie równowagi, przez co zawodnicy znajdowali się co najwyżej metr nad ziemią, bez względu na to, co robili.

W lochach spotkał Filcha i skinął mu głową. Usta woźnego wykrzywiał uśmiech pełen satysfakcji i wyglądało na to, że jego wieczór również był bardzo udany.

Otworzył drzwi swojej sypialni i zatrzymał się w pół kroku. Na stoliku paliła się świeca, rzucając na przyciśniętą do poduszki twarz Harry'ego miękkie cienie. Widział zarys jego rzęs na policzku. Westchnął, rozebrał się cicho i wsunął pod przykrycie. Usłyszał zaspane mamrotanie, a na jego ramieniu wylądowała ręka. Wtedy oddech Harry'ego znów zwolnił. Snape leżał w ciemności, pozwalając ukołysać się do snu przez ten cichy dźwięk i przez ciepło tej dłoni.

Rano obudził się z Harrym na sobie. Odsunął się delikatnie, zostawiając go śpiącego i poszedł do łazienki. Kiedy wrócił, sypialnia była pusta. Tylko mały bałagan na łóżku był znakiem, że Harry spędził tutaj noc.

Snape gapił się na puste posłanie, dopóki nie zdał sobie sprawy, że jego stopy są lodowato zimne od kamiennej podłogi. Ubrał się i ruszył na śniadanie, nie odwracając za siebie.

Harry już tam był, siedząc pomiędzy Blackiem, a Sinistrą. Uśmiechnął się lekko na jego widok i powrócił do rozsmarowywania marmolady na grzance.

W połowie posiłku zdał sobie sprawę, że jeszcze nigdy wcześniej tak po prostu nie spał z Harrym.

— Mogę je dla ciebie odczytać, Severusie.

— Co? — zapytał, podrywając głowę.

Trelawney wskazała na filiżankę, którą trzymał.

— Twoje fusy. Mogę je odczytać. Widzę, że masz z nimi jakiś kłopot.

— Nie! — Gwałtownie postawił naczynie i dolał więcej herbaty, zanim zdążyła błędnie przewidzieć kolejną przyszłość. Ostatnim razem widziała wielką podróż poprzez wody i tajemniczą kobietę. Harry posłał mu pocieszający uśmiech, ale niezbyt mu to pomogło. Wstał, nie zwracając uwagi na wróżbitkę, która sugestywnie wpatrywała się w jego filiżankę.

Zawrócił w połowie drogi do pracowni. Ignorując pisk Puchonki, która miała nieszczęście znaleźć się za jego plecami, ruszył do gabinetu Dumbledore'a.

— Czekoladowe płatki — powiedział do gargulca strzegącego przejścia.

— Dzień dobry, Severusie. — Dyrektor zerknął na niego znad swoich okularów-połówek. — Czym sobie zasłużyłem na tę przyjemność?

Snape zignorował ten ukryty sarkazm.

— Kiedy będę mógł uczyć w pełnym wymiarze godzin?

— Ach, no tak — uśmiechnął się starszy mężczyzna.

Pokój wypełniła cisza.

— Albusie?

— Och, tak, twoja praca. — Dumbledore wsadził sobie do ust cukierka. — A więc, biorąc pod uwagę, że rok szkolny ma się ku końcowi, a Syriusz radzi sobie całkiem nieźle...

— Nie ma mowy! — krzyknął Snape.

— Jeśli odejdzie Syriusz, zrobi to również Remus.

— A dlaczego powinien mnie obchodzić ten psi duet?

Dumbledore przegryzł cukierka i mistrz eliksirów skrzywił się, nie chcąc myśleć co cukier robi z zębami starca.

— Jak dotąd Harry zdrowieje całkiem dobrze, nie sądzisz?

Cholera. Nienawidził, kiedy Dumbledore zaczynał ten emocjonalny szantaż.

— Dlaczego powinien... — zaczął, ale urwał, widząc spojrzenie dyrektora.

— Muszę przyznać, że martwiłem się o niego, gdy opuszczał skrzydło szpitalne. Tak samo, jak o ciebie. — Popchnął miseczkę cukierków w stronę Severusa. — Dropsa? I proszę usiądź, chłopcze. Patrząc na ciebie bolą mnie kości.

Snape usiadł.

— Czy to ma naprawdę sens? — zapytał, wiedząc, że ma, ale chciał, aby sam Dumbledore to powiedział.

Starszy czarodziej uśmiechnął się.

— Chciałbym, żeby Syriusz oraz Remus zostali do końca semestru. Ty i Harry musicie odpocząć. — W niebieskich oczach zamigotała powaga. — To będą ciężkie wakacje. I, no cóż, wciąż uczysz swoich zaawansowanych uczniów, więc nie ma obaw, że któryś z nich nie poradzi sobie na OWTMach.

— Oczywiście, że nie.

— Czy masz jeszcze jakieś pytania? — zapytał dyrektor, zerkając na stos pergaminów leżący na biurku.

— Ach, nie. — Snape wstał, opuszczając gabinet i zastanawiając się nad wypowiedzią dotyczącą wakacji. Ciężkich wakacji. Słyszał już coś o tym, ale nie mógł przypomnieć sobie gdzie.

Zaszył się w swojej pustej klasie i siedział tam, dopóki głosy na korytarzach nie wyrwały go z rozmyślań.

— No chodźmy. Chcę zająć lepsze miejsce...

Och, tak, mecz. Ruszył za uczniami i wspiął się na trybuny Ślizgonów, siadając niedaleko siódmego roku. Harry, który siedział ze swoimi Gryfonami, pomachał do niego przyjaźnie. Skinął sztywno głową w odpowiedzi. Fale ciekawości płynące od jego podopiecznych były niemal namacalne, podczas gdy Gryfoni wyglądali na zakłopotanych i obrzydzonych jednocześnie. Snape uznał to za jakiś postęp. Zazwyczaj byli tylko obrzydzeni.

Ku jego zadowoleniu Slytherin wygrał mecz. Pozwolił sobie posłać zadowolone spojrzenie w kierunku Blacka i wstał, oklaskując drużynę razem z uczniami. Pogratulował im i obserwował jak zmierzają w stronę prysznicy, posyłając uśmieszki przeciwnej drużynie, która, bogowie pomóżcie, również im gratulowała. A mówiąc o tym...

— Gratulacje, profesorze Snape.

— Dziękuję, profesorze Potter.

Snape odwrócił się i ruszył w stronę zamku. Myślał, że Harry znajduje się za nim i dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że jest sam. Obejrzał się przez ramię i zobaczył, że Potter rozmawiał z drużyną Gryfonów najprawdopodobniej serwując im gadkę podobną do tej, którą przez tyle lat zdążyła opanować Hooch.

Nie dogonił go w drodze do zamku. Nie było go również na kolacji. Nie, żeby Snape na niego czekał. Jego wieczór był bardzo udany, ponieważ wyglądało na to, że Gryfoni, rządni zemsty po przegranym meczu, postanowili wyrobić swoją normę psikusów. Kiedy skończył, dom Lwa został pozbawiony siedemdziesięciu pięciu punktów, a Filch miał pełen grafik szlabanów. Snape uważał, że trzymanie woźnego w dobrym nastroju jest ważne, ponieważ dzięki temu Pani Norris nie wkradała się do jego komnat i nie darła na strzępy jego szat.

Nikt inny również nie wkradł się do sypialni, a posłanie na łóżku było nieprzyjemnie zimne. Zgasił świecę i zasnął. Towarzyszyło mu uczucie, które można było opisać jedynie jako samotność.

* * *

Niedziela. Snape nienawidził niedziel. Siedział w pokoju nauczycielskim i próbował nie słuchać bezsensownej opowieści Hagrida o bliskim spotkaniu Kła i pewnej mandragory. Lupin udawał, że... nie, on naprawdę był zafascynowany. Mistrz Eliksirów przewrócił oczami. Gdy historia dobiegała końca, drzwi otworzyły się i do środka zajrzała McGonagall, rozglądając się wokoło.

Westchnęła, a jej wzrok spoczął na Snapie.

— Czy wiesz może gdzie jest Harry?

— A czy wyglądam na niańkę tego bezmyślnego chłopaka? — warknął.

Zamrugała zaskoczona.

— Rozumiem. Remusie?

— Jest na boisku z Syriuszem. Wspominają razem z drużyną ich wspaniałe osiągnięcia — powiedział sucho Lupin.

— Dziękuję. — Minerwa zamknęła drzwi.

— Chyba też już pójdę — wymamrotał Hagrid i wyszedł z pokoju.

Nastąpiła cisza. Po sposobie w jaki Remus się gapił, wyglądało na to, że chce przesłać mu jakąś telepatyczną wiadomość.

— Co? — warknął w końcu Snape.

Lupin upił herbaty.

— Zastanawiam się dlaczego taki inteligentny mężczyzna zachowuje się jak głupek.

— Nazywanie Blacka inteligentnym jest zbyt wielkim nagięciem praw rządzących tym światem.

Ku jego niezadowoleniu wilkołak nie podjął rękawicy. Ale z drugiej strony — nigdy tego nie robił.

— Posłuchaj mnie, Severusie — rozkazał i nie czekając na reakcję kontynuował. — Już raz straciłem wszystko co dla mnie cenne. Potem szczęśliwy traf sprawił, że mogłem to odzyskać. Więc zrozumiesz dlaczego nie mogę przyglądać się jak uparcie odrzuca się coś, co mi kiedyś zabrano. Coś, co opłakiwałem przez trzynaście lat. — Jego wzrok cały czas był skupiony na Snapie.

— Nie mam... — zaczął, ale Lupin uniósł tylko dłoń.

— Po prostu zastanów się nad tym co robisz. Albo nie robisz. — Wstał. — Idę uratować uczniów od opowieści Syriusza.

Snape został sam w nagle bardzo cichym pokoju nauczycielskim.

Nie miał pojęcia jak długo siedział zanim w końcu udało mu się wstać. Był czas kolacji, ale nie był w stanie wejść do Wielkiej Sali. Zaszył się w swoich komnatach i siedział przed kominkiem do momentu, gdy ktoś zapukał do drzwi.

— Wejść — powiedział.

To był Harry.

— Mam ci do powiedzenia parę rzeczy — oznajmił Potter bez zbędnych wstępnych. — Po pierwsze, jeśli nie przestaniesz zabierać Gryfonom tak wielkich ilości punktów, Slytherin będzie tracił ich pięć za każdym razem, gdy nazwą mnie twoją utrzymanką, chłopcem do pieprzenia i zabawką.

Snape zamrugał.

— Oni... co?

— Nazywają mnie twoją utrzymanką, chłopcem do pieprzenia i zabawką — powtórzył. — Twoją dupodajką. Twoim pieprzonym kryzysem wieku średniego! — Wziął głęboki oddech. — A ja to ignorowałem, bo nie chciałem wywołać wojny. Zachować się tak, jak ty najwidoczniej nie jesteś w stanie! — krzyknął, a jego policzki były zaczerwienione. Nie z zażenowania, ale ze złości.

Snape zacisnął usta, przygotowując się do nieprzyjemnego spotkania ze swoimi prefektami. Skinął sztywno.

— W porządku.

— Ponieważ... och. Dobra. — Harry wyglądał nagle na pokonanego. Ale podszedł bliżej, a jego dłonie były zaciśnięte w pięści. — Racja, ech, następna sprawa.

Snape czekał. Serce biło mu niezwykle szybko.

— Tak? — zapytał w końcu.

— Okej, eee — wymamrotał, a potem wyrzucił z siebie: — Myślałem, że chcesz... no wiesz. Ale nie zachowujesz się jakbyś chciał. Myślę, że powinniśmy porozmawiać.

— Właśnie to robimy — powiedział zimno, pomijając komentarz, że niespójność Harry'ego osiągnęła swoje wyżyny.

— Nie. Ja to robię. Ja zawsze jestem tym, który mówi. Mówi o... o swoich uczuciach. O tym, co myśli. O tym, co czuje. Ty jesteś tym, który siedzi i słucha, a jeśli mam szczęście, kiwa głową lub chrząka. To... ja już tak nie mogę dłużej.

Jeśli jego serce gdzieś pędziło, właśnie zatrzymało się na postój.

— Ach. — Odwrócił wzrok, czekając na trzaśnięcie drzwi.

Ale w zamian tego Harry wybuchnął.

— O tym właśnie mówię! To jest tak kurewsko irytujące!

Snape popatrzył na niego zaskoczony.

— Ja... — umilkł. — Wciąż tu jesteś — powiedział, zanim zdążył ugryźć się w język.

Harry przeczesał włosy dłonią, czochrając je.

— Oczywiście, że tak. Dlaczego... och. — Znów podszedł bliżej. — Nie mogę znieść, że ze mną nie rozmawiasz. Możesz to zmienić?

— O czym chcesz rozmawiać?

Harry tylko się na niego gapił.

— Racja. Wygląda na to, że nie. — Jego ramiona opadły. — Sev...

Z jakiś powodów ten cichy szept sprawił, że znów powrócił myślami do rozmowy z Lupinem. Postanowił podjąć jakieś działanie.

— Harry. Chcę... ja... — Obrócił lewą dłoń, patrząc na widniejące tam blizny. — Co chcesz, żebym ci powiedział?

Kolejny krok do przodu. Harry wciąż zdawał się być bardzo daleko.

— Dlaczego mnie nie obudziłeś, gdy do ciebie przyszedłem?

— Bo spałeś.

— Tak, ale zasnąłem, czekając na ciebie.

Snape zastanowił się nad tym, podczas gdy Harry cierpliwie czekał na odpowiedź. Po raz kolejny uderzyło go, że nie był to ten sam chłopak co kiedyś.

— Nie chciałem... ci przeszkadzać. Wyglądałeś... — Nie mógł się zmusić, żeby powiedzieć jak spokojnie i wyjątkowo. — I zniknąłeś z samego rana.

Harry skinął głową.

— Pomyślałem, że oszczędzę ci kłopotów ze śniadaniem.

Mistrz eliksirów skrzywił się, ale chyba sobie na to zasłużył. Nastąpiła cisza.

— Coś jeszcze? — zapytał.

— Jestem pewien... to znaczy, niemal wiem, że mnie chcesz. Tak?

Snape skinął głową.

— Ale nie mam pewności czy chcesz mnie wystarczająco mocno.

Czekał na ciąg dalszy, ale była tylko cisza. Harry nie patrzył mu w oczy.

— Wystarczająco, żeby co?

— Żeby iść ze mną na śniadanie. — Uniósł wzrok. — Żeby być dla mnie uprzejmym w towarzystwie. Żeby zabronić swoim uczniom obrażania mnie. Żeby nie wyżywać się na Minerwie, gdy zada ci zwykłe pytanie. — Oblizał usta. — Żeby... żeby być moim kochankiem poza tymi komnatami. — Snape tylko się na niego patrzył. — Nie mówię, że mamy trzymać się za dłonie przed całą szkołą, albo całować na boisku czy... nosić pierścienie narzeczeństwa. Po prostu... nie chcę, żebyś zachowywał się, jakbyś się wstydził.

Harry był naprawdę zbyt daleko. Severus wstał, podchodząc do niego.

— Nie wstydzę się. — Położył dłoń na jego ramieniu, a Harry przylgnął do tego dotyku. — W ogóle.

— Więc czy przestaniesz się tak zachowywać? — Harry odsunął się trochę i spojrzał mu w oczy. — Bo szczerze mówiąc, zachowywałeś się, jakbym był twoją zabawką.

Snape otworzył usta, żeby zaprzeczyć. Przecież nie zrobił nic poza... odrzuceniem propozycji pójścia na śniadanie i wycieczki do Hogsmeade. Zostawieniem go bez słowa na boisku. Ignorowaniem go na posiłkach.

— Eee...

— Czyli?

„Eee" kwalifikowało się chyba jako chrząknięcie.

— Przepraszam.

Snape nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz szczerze przepraszał. Przebywanie blisko Voldemorta nie było tak emocjonujące jak wypowiedzenie tego słowa do Harry'ego.

Sądząc po gwałtownym uniesieniu brwi, Potter był pod wrażeniem.

— Dziękuję — powiedział, ale jego postawa była czujna i sztywna.

Jeszcze jedna rzecz.

— Chcę cię. Wystarczająco. O wiele bardziej. — Ból, który poczuł, gdy pomyślał, że Harry od niego odejdzie, zniknął. — Pragnę cię — powtórzył niemal panicznie. — Harry...

Harry zbliżył się, obejmując jego kark.

— Tak.

Severus oplótł go ramionami, trzymając mocno. Potter musiał wyczuć jego desperację, ponieważ zaczął delikatnie gładzić jego plecy. Oparł dłoń na ramieniu Severusa, całując go w szyję.

— Tak — wymruczał usatysfakcjonowany. — Chodź ze mną do łóżka.

Snape momentalnie poczuł przypływ podniecenia, więc przysunął się bliżej.

— Biorę to za zgodę — wydyszał Potter, nagle pozbawiony tchu.

Zabrał ręce z karku kochanka, odsunął się i skierował w stronę sypialni. Snape podążył za nim, rozpinając po drodze swoje szaty i koszulę. Kiedy dotarł do łóżka był już na wpół nagi, podobnie jak Harry, który siedział na krawędzi posłania w samych spodniach i zdejmował buty. Podniósł głowę, spojrzał na Severusa z szerokim uśmiechem i opadł na łóżko.

Snape położył się na nim i głośno go pocałował. Harry wiercił się chwilę pod nim, po czym udało mu się wyswobodzić ręce, którymi ścisnął pośladki Severusa przez materiał spodni. Mistrz eliksirów jęknął, wywołując taką samą reakcję u Pottera. Potem poczuł jak ręka kochanka wślizguje się pod materiał spodni i dotyka nagiej skóry.

— Chcę... czy mogę..? — Znaczące ściśnięcie.

Nigdy przedtem o nic nie pytali — po prostu brali to, na co mieli ochotę. Snape podniósł się na łokciach i spojrzał na zarumienioną twarz Harry'ego.

— Tak — powiedział, zdając sobie sprawę, że tym jednym słowem zgodził się na więcej, niż wyrażała prosta prośba młodszego mężczyzny.

Harry wynagrodził go namiętnym pocałunkiem. Spodnie Snape'a stały się nagle zbyt ciasne, więc zsunął się z Harry'ego i zdjął ograniczające go ubranie. Potter uśmiechnął się i zrobił to samo. Severus głaskał kochanka po plecach, przebiegając palcami po wrażliwym karku oraz zanurzając dłoń w ciemnych, miękkich włosach. Przyciągnął Harry'ego do siebie i wtulił się w niego mocno, marząc by móc pochłonąć go całkowicie, połknąć go... Hmm, to akurat mógł zrobić, zdał sobie sprawę. Zaczął od karku, liżąc linię szczęki i gryząc lekko delikatne gardło.

— Och... — Harry odrzucił głowę do tyłu. Snape badał teraz pierś kochanka, ssąc, liżąc i smakując znajomy, słonawy aromat skóry. Zacisnął zęby na wrażliwej brodawce. Harry zadrżał. — To jest...

Snape otoczył sutek wargami i zaczął ssać.

— Merlinie! — Potter wygiął ciało w łuk.

To było jego ulubione zajęcie, zadecydował Snape. Sprawiać, że Harry drży pod jego dotykiem, słyszeć i czuć każdą reakcję na pieszczotę czy pocałunek. Położył dłoń na jędrnym udzie i zaczął zataczać kręgi opuszkami palców, nie przestając bawić się nabrzmiałą brodawką. Powoli jego palce znalazły się tuż przy podstawie twardej erekcji. Jego własny penis, twardy do bólu, napierał na nogę Pottera.

Nagle Harry złapał go i przewrócił na plecy.

— Mam plan — powiedział, łapiąc oddech. — Nie próbuj mnie rozpraszać.

Natychmiast znalazł się na Snapie, całując go i dotykając. Jego silne, ciepłe ręce gładziły pierś kochanka, a jedna z dłoni ześliznęła się między jego nogi, by pobawić się chwilę ciężkimi jadrami. Zaczął uciskać wrażliwą przestrzeń tuż za nimi, wywołując głuchy jęk z ust Severusa. Palce opuściły na chwilę ciało Mistrza Eliksirów, aby powrócić, pokryte czymś śliskim. Snape uniósł się nieco, żeby ułatwić dostęp tym utalentowanym dłoniom. Otworzył oczy — kiedy zdążył je zamknąć? — i zobaczył jak Harry wpatruje się intensywnie w jego twarz. Objął ręką kark młodszego mężczyzny i przyciągnął do pocałunku. W tym samym momencie śliskie palce zaczęły pytająco napierać na jego wejście. Jęknął zachęcająco i dotyk stał się pewniejszy.

Snape poczuł niesamowite gorąco w miejscu gdzie dotykał go Harry, jednocześnie czując chłód wszędzie tam, gdzie jego ciało było pozbawione rozpalającego dotyku kochanka. Przyciągnął go jeszcze bliżej, chcąc więcej ciepła, więcej śliskich palców w sobie, więcej ruchliwego, mokrego języka w swoich ustach. Potter odsunął się nieco.

— Nie mogę oddychać — wysapał.

On również nie mógł. Zaczął sugestywnie poruszać się na ręce młodszego mężczyzny.

— Teraz.

— Ale... — Głos Harry'ego wyrażał obawę.

— Jestem gotowy. — I nawet jeśli nie był, to nie mógł czekać ani chwili dłużej. Podciągnął kolana do klatki piersiowej. — Teraz.

— Już dobrze, dobrze. — Harry wysunął palce i rozprowadził lubrykant po swoim członku, sapiąc z przyjemności. Snape desperacko chciał odzyskać kontakt, więc jak tylko Potter odstawił słoik, przyciągnął kochanka do siebie i oplótł nogami jego mocne uda.

Natychmiast poczuł jak Harry napiera na jego wejście i pomyślał, że może nie jest aż tak gotowy jak myślał. Stłumił jęk bólu. Harry zatrzymał się, dotknął jego policzka, po czym przejechał dłonią naznaczoną bliznami przez tors kochanka, zatrzymując w miejscu gdzie najmocniej czuć było bicie serca. Snape poczuł delikatne iskrzenie, malutki błysk magii łączący ich ciała na ułamek sekundy. Odetchnął rozluźniony i pozwolił, aby Harry naparł na niego znowu. Tym razem poszło łatwiej i Mistrz Eliksirów z przyjemnością powitał znajome uczucie.

— Och... — Cichy głos Harry'ego. — Sev... — Zdrobnienie, którego Snape nie tolerowałby z innych ust. Położył rękę na dłoni spoczywającej na jego piersi, splatając razem palce. Harry był teraz cały w nim i leżeli tak chwilę bez ruchu.

Potem Snape, pragnąc więcej, zaczął się wiercić. W odpowiedzi Potter wysunął się z niego i pchnął ostrożnie z powrotem.

— Tak — szepnął Severus. Wolną dłonią gładził włosy i plecy kochanka, który, wydając ciche pomruki zadowolenia, zaczął ruszać się szybciej. Snape uniósł się nieco, wychodząc mu na przeciw i zmieniając kąt tak, że każde pchnięcie trafiało dokładnie tam. Jego druga dłoń była mocno zaciśnięta na ręce Harry'ego spoczywającej na jego klatce piersiowej.

Zapragnął poczuć jeszcze więcej, więc spróbował potrzeć pulsującą erekcję o płaski brzuch kochanka, a kiedy mu się udało, z jego gardła wydobył się głośny jęk.

— Sev... zrób to. — Palce Harry'ego zacisnęły się mocniej wokół jego własnych. Snape odwrócił głowę i dostrzegł, że Potter opiera się prawie całym ciężarem ciała na dłoni mocno zaciśniętej na prześcieradle. — Chcę zobaczyć...

Mistrz Eliksirów posłusznie dotknął swojego penisa wolną dłonią i zaczął się pieścić. Zawładnęło nim nagłe uczucie niesamowitej przyjemności i poczuł, że robi mu się gorąco. Jego organizm musiał zareagować skurczem mięśni, bo Harry głośno wciągnął powietrze i zagryzł dolną wargę, spuchniętą od wcześniejszych pocałunków. Snape wpatrywał się w zielone oczy kochanka, cały czas się dotykając. Chwilę później poczuł znajome uczucie nadchodzącej rozkoszy. Harry, wiedząc, że Severus jest już na skraju spełnienia, przyspieszył swoje ruchy, wchodząc w kochanka dokładnie tak szybko jak lubił. Snape ścisnął dłoń Harry'ego, dochodząc mocno i wytryskując na ich lśniące od potu brzuchy. Zachował przytomność do momentu, w którym poczuł jak Harry szczytuje wewnątrz niego.

Potem zapadli się w spoconą plątaninę rąk i nóg.

Snape obudził się, czując znajomy powiew magii towarzyszący rzucaniu zaklęć czyszczących.

— Dziesięć punktów dla Gryffindoru — wymruczał. Zapadając znów w sen, usłyszał chichot Harry'ego.

Kiedy ponownie otworzył oczy był juz poranek. Harry spał rozciągnięty jak zwykle; mimo że był niższy od Severusa, zawsze zajmował więcej miejsca w łóżku. Snape pochylił się i pocałował go w ramię. Nic. Pocałował znów. Zero reakcji. Ugryzł.

— Ałć!

— Czas wstawać — zauważył Mistrz Eliksirów. — W końcu nie chcemy się spóźnić na śniadanie.

— Czyżby? — Harry uśmiechnął się i pogłaskał kochanka po klatce piersiowej, zatrzymując się na chwilę przy wrażliwym sutku i drażniąc go znacząco.

— Tak — powiedział Snape pewnym tonem. — Potrzebuję jedzenia, jeśli mam ci dotrzymać kroku, ty mały, niewyżyty zwierzaku. Wstawaj. Musimy wziąć prysznic.

— Nieee... — Harry schował twarz w poduszkę.

Snape umilkł, potem pochylił się nad Potterem i zaczął szeptać mu do ucha:

— Jajka na twardo z tostami, chrupiący bekon, smażone pomidory, wędzone śledzie...

— Och, ty to wiesz jak zepsuć idealne śniadanie. — Pokonany Harry wydostał się spod prześcieradeł i wstał z łóżka. — Wędzone śledzie! — W połowie drogi do łazienki odwrócił się. — Żartowałeś, prawda?

Snape wpatrywał się w niego przez chwilę z pustym wyrazem twarzy, po czym wykrzywił wargi w uśmiechu.

— Tak.

Harry zaśmiał się usatysfakcjonowany.

— To dobrze.

W rzeczy samej, pomyślał Snape, podążając za Harrym do łazienki. Nagle sobie coś przypomniał.

— O co chodziło z tymi wakacjami?

— Och... — Potter odkręcił wodę. — Powiem ci później, po śniadaniu. — Wciągnął Severusa pod prysznic. — Znacznie później...

Kiedy całowali się pod ciepłym strumieniem wody, Snape zdecydował, że „później" w zupełności mu wystarczy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top