Rozdział czwarty


— Profesorze Snape?

Mężczyzna uniósł wzrok znad kociołka.

— Co ty tutaj jeszcze robisz, Potter? — zapytał. Uczniowie najczęściej uciekali z klasy najszybciej jak to możliwie. Jednak Harry Potter wciąż stał przed nim, gapiąc się na niego i ściskając szkolną torbę jakby była ostatnią deską ratunku.

— Ja... ja nie czuję się zbyt dobrze.

— Więc udaj się do Skrzydła Szpitalnego. Pielęgniarka utuli cię i na pewno poczujesz się lepiej. — Zamieszał miksturę w kociołku.

— Nie, chodziło mi o... — Potter podszedł bliżej. — Wydaje mi się, że eliksir Neville'a nie wyszedł tak jak trzeba.

— Dlaczego nie jestem zdziwiony? — Snape spiorunował go wzrokiem. — I dlaczego miałoby to być moim zmartwieniem?

— Od momentu, gdy kazałeś... gdy powiedziałeś, żebym go wypił... czuję się dziwnie.

Mężczyzna przyjrzał mu się dokładnie. Zielone oczy błyszczały prawie jak w gorączce, a na kremowej skórze policzków pojawiły się rumieńce. Potter oddychał szybko, niemal dysząc.

— Czy możesz być bardziej dokładny? Dziwnie w jakim sensie? Poza oczywistym faktem dezorientacji i spaczonego poglądu na świat.

— Ja... — Znów podszedł bliżej, przez co dzieliło ich teraz zaledwie kilka cali. — Czuję się jakbym płonął, sir. I — zarumienił się, szepcząc: — potrzebuję tego.

— Potrzebujesz czego? — Snape zauważył, że — w rzeczy samej — czuł bijące od gibkiego i młodego ciała Pottera ciepło. Postanowił ten fakt zignorować.

Chłopak upuścił nagle trzymaną torbę i czerwieniąc się jeszcze bardziej, powiedział:

— No wiesz. Potrzebuję tego.

W końcu Snape zrozumiał.

— Czyli ty... co Longbottom wrzucił do tego kociołka? — I niech wszystkie duchy przyjdą mu z pomocą. Co ma zrobić ze sztucznie podnieconym Potterem?

— Nie obchodzi mnie to! — Chłopak rozpiął swoją szatę. — Ja tylko... och, proszę. Proszę. — Zdjął ją i stał teraz przed Snape'em w jaskrawo żółtej koszulce Zonka i dżinsach; trudno było nie zauważyć wybrzuszenia w jego spodniach.

— Potter. Natychmiast się ubierz. Musisz iść do Skrzydła Szpitalnego — powiedział Snape, nie mogąc się jednak zmusić by ruszyć z miejsca.

— Och. — Chłopak zdjął koszulkę i rzucił ją na ziemię. — Nie, nie mogę. Nie mogę... czekać. — Spróbował objąć mężczyznę.

Snape odsunął go, przesuwając dłońmi po twardej klatce piersiowej.

— Oszalałeś? Myślisz, że co robisz? — Ten krótki kontakt z gładką skórą Pottera wystarczył by jego samego doprowadzić do granicy więc zdecydował: — Dlaczego nie pójdziesz i nie poprosisz jednego ze swoich przyjaciół, by pomógł ci w potrzebie? Jestem pewien, że będziesz w stanie znaleźć kogoś bardziej... odpowiedniego, do wyświadczenia tej przysługi.

— Proszę, profesorze. Chcę pana. To jest... ten ogień. — Potter znów się przysunął, ocierając się o niego.

Afrodyzjak zaczął na dobre przejmować kontrolę nad ciałem chłopaka.

— Potter... przestań. Musisz... iść do pielęgniarki. — próbował powiedzieć Snape, myśląc mgliście, że może ten eliksir rozprzestrzeniał się przez dotyk, ponieważ to jego erekcja tkwiła teraz w ograniczających ruchy spodniach.

Potter przycisnął mu ramiona do boków i ocierał się podniecony o jedno z jego ud.

— Nie mogę przestać — sapnął. — O Boże, o kurwa... — Przywarł do niego jeszcze mocniej i wgryzł się w warstwę ubrań na ramieniu, drżąc gwałtownie. — Och!

Snape zerknął w dół. Rozprzestrzeniająca się plama na kroczu chłopaka była jasnym dowodem na to, co się właśnie wydarzyło.

— Potter, ty...

Chłopak wciąż drżał, stojąc przy nim. I nadal był twardy. Co, do diabła, było w tym eliksirze?

— Nie mogę iść do Skrzydła Szpitalnego, profesorze. Proszę, tak bardzo cię pragnę. — Chłopak uniósł twarz i przesunął ustami wzdłuż szczęki, policzka i karku Snape'a. — Proszę! — Znów zaczął się o niego ocierać.

Severus powiedział sobie, że to była medyczna pomoc. Nic więcej.

— W porządku, ale musisz się odsunąć.

Ciche kwilenie.

— Nie...

— Tak, Potter. Będzie ci o wiele wygodniej jeśli zdejmiesz ubranie.

By zasygnalizować swoją chęć współpracy, Snape nachylił się i pocałował czoło Pottera. A przynajmniej miał taki zamiar, ponieważ chłopak poruszył się, sprawiając, że wargi Snape'a spotkały się z różowymi i dyszącymi ustami Pottera. Severus nie wiedział, który z nich zainicjował ten gorący pocałunek, ale był pewien, że w ustach chłopaka wyczuwał słaby posmak czekolady i o wiele silniejszy smak mandragory oraz pokrzywy. Odsunął się, zdając sobie nagle sprawę jaki eliksir wziął Potter.

Usłyszał kolejne kwilenie, ale ramiona, które go trzymały, poluzowały swój uścisk. Snape wyciągnął różdżkę i rzucił zaklęcie zamykające na drzwi. Po chwili odkrył, że dłonie poluzowały swój chwyt tylko po to, by go teraz rozebrać.

— Potter. — Zdusił w sobie jęk, kiedy zwinne palce odpięły ostatni guzik i dotknęły jego klatki piersiowej. — Musisz coś wiedzieć. Ten eliksir to jeden z najsilniejszych afrodyzjaków znanych czarodziejskiemu światu. Powinieneś... och, Merlinie. — Chłopak znalazł jeden sutek Snape'a i ssał go teraz swoimi różowymi ustami.

Potter zerknął w górę; jego oczy błyszczały.

— Nie mogę przestać. Muszę... — Ściągnął z siebie buty, skarpetki i spodnie razem z zabrudzoną bielizną. Chwycił dłoń Snape'a i polizał jej wnętrze, prowadząc do swojej erekcji. — Proszę, proszę, proszę. — Zaskamlał, gdy mężczyzna poddając się swojemu losowi — i, prawdę mówiąc, zbytnio się temu nie opierając — zaczął pocierać jego członek. Wystarczyła minuta by Potter zadrżał i doszedł. Jego penis nadal pozostał twardy. — Och, profesorze, potrzebuje więcej. — Przycisnął się do niego, wsuwając dłonie w otwarte szaty Snape'a, głaszcząc skórę mężczyzny. — Proszę.

Severusowi bardzo podobały się te błagania.

— Więcej? — szepnął chłopakowi do ucha. — Czego dokładnie pragniesz?

— Och, ja... cokolwiek. Proszę! — Miękkie usta pocałowały jego szyję.

— Cokolwiek? To? — Snape przeczesał palcami włosy Pottera, gładząc kark. — To? — Lekki dotyk wzdłuż boków.

Jęk.

— Tak, cokolwiek. Twoje dłonie... och, proszę. — Ręce Pottera były zajęte zsuwaniem szaty mężczyzny i rozpinaniem mu spodni.

Snape chwycił zgrabny tyłek Pottera i ścisnął w tym samym momencie, kiedy dłonie chłopaka znalazły się w jego spodniach. Te ciepłe palce na jego członku...

— Czego jeszcze pragniesz, Harry?

Chłopak zerknął w górę.

— Chcę... — Przesunął dłonią po penisie mężczyzny. — Proszę.

— Musisz być bardziej dokładny. — Snape przygryzł jego ucho. — Powiedz mi. — Chciał usłyszeć ten jasny i czysty błagający ton.

Potter znów się powiercił, gładząc ciało mężczyzny swoją miękką skórą raz jeszcze.

— Chcę... Chcę ciebie. Chcę, żebyś mnie wziął. — Zielone oczy patrzyły wprost na niego. — Proszę. Pieprz mnie.

Snape jęknął. Zdołał odsunąć od siebie Pottera na tyle, by zdjąć z siebie resztę ciuchów. Potem pchnął go na biurko tak, że tyłek znajdował się tuż przy krawędzi. Rozszerzył nogi chłopaka, trzymając je w górze.

— Dotknij się — rozkazał.

Potter pocierał swoją pulsującą erekcję wprost na jego oczach. Widok chłopaka całkowicie zatraconego w przyjemności był niesamowicie erotyczny. Kiedy zauważył, że Potter zbliża się do końca, puścił jedną, umięśnioną nogę, dotykając w zamian napiętych jąder, gładząc je delikatnie. Potter krzyknął i doszedł po raz trzeci, drżąc i wiercąc się na biurku. Mężczyzna nawilżył palce spermą osiadłą na płaskim brzuchu i przesunął nimi w dół, wzdłuż rowka chłopaka, zataczając małe kółka przy jego wejściu.

— Czy tego właśnie chcesz? — zapytał, gładząc je.

— Tak! — Potter trzymał się kurczowo krawędzi stołu. — Proszę!

Snape wsunął jeden palec do środka i sapnął, czując niesamowite ciepło i ciasnotę. Wysunął go powoli i pchnął z powrotem. Potter jęczał, zaciskając wokół niego mięśnie. Wmawiając sobie, że chodzi tylko o dobro chłopaka, Snape dodał kolejny palec, rozluźniając go.

— Teraz! — Potter oplótł pas mężczyzny wolną nogą, przyciągając go bliżej. Quidditch rzeczywiście odgrywał dużą rolę w rozwoju tych mięśni. — Nie mogę czekać dłużej. Proszę?

Snape odsunął się.

— Muszę tylko...

— Accio lubrykant! — krzyknął chłopak. Nic. — Cholera. Accio oliwka! — Tutaj mu się udało. Butelka przyleciała do jego dłoni z drugiego końca klasy. Podał ją mężczyźnie.

— Olejek z lnu. W porządku. — Używał go jako podstawy w niektórych eliksirach. Był czysty i bezzapachowy. Otworzył naczynie i wylał trochę cieczy na dłoń, a potem potarł nią swój członek. Ustawiając wilgotną główkę na przeciwko wejścia Pottera, pchnął delikatnie. — Tak?

— Och, Boże, tak. — Potter znów oplótł go jedną nogą, podczas gdy druga znajdowała się w uścisku Snape'a, oparta o jego ramię. Wsunął się w to przejmujące ciepło, najdelikatniej jak potrafił, spijając z przystojnej twarzy Pottera wyraz całkowitego poddania i pożądania. I to wszystko dla niego. Na samą myślą, wysunął się i pchnął szybko. Potter znów jęknął. Stawało się to szybko jednym z ulubionych dźwięków Snape'a.

Wyłącznie po to by sprawdzić, czy może sprawić, że Potter wyda z siebie ten cudowny dźwięk jeszcze raz — dotknął naoliwioną dłonią jego erekcji.

— Och! — Potter wygiął plecy w łuk, starając się jednocześnie pchnąć biodra w jego dłoń i nabić na członek Snape'a. Mężczyzna zaczął mocno pocierać penisa, wsuwając się w niego jednostajnym rytmem. Ten gorący tyłek zaciskał się wokół niego rytmicznie. — Och, to jest... och! — Potter doszedł gwałtownie. — Och...

Snape zamknął oczy. Wygląd tej twarzy, spokojnej i zrelaksowanej, ciepło ciała pod nim i dookoła niego, drżącego z przyjemności wystarczył, aby i jego doprowadzić do krawędzi. Ale chciał wytrzymać jeszcze chwilę dłużej. Wysunął się całkowicie, a następnie znów pchnął i wbił się w to chętne ciało, które było niemal całkowicie zwiotczałe, poza członkiem — wciąż twardym w dłoni mężczyzny.

— Nie wiem... — sapnął, gdy Snape zmienił kąt pchnięcia. — Nie mogę...

— Jeszcze jeden raz, Harry — wymruczał. — Chcę, żebyś doszedł jeszcze jeden raz.

Nachylił się i pocałował go, przyśpieszając swoje ruchy. Czuł się, jakby on też został dotknięty mocą afrodyzjaku; czuł przytłaczające pragnienie, by całkowicie zatracić się w tym gorącym ciele. Nawet zapach Harry'ego, niczym świeżo skoszona trawa, był podniecający. A teraz chłopak wiercił się pod nim, gładząc pierś Snape'a i patrząc wprost na niego... Mężczyzna sapnął i doszedł, wchodząc w niego mocno oraz pocierając szybko erekcję Harry'ego, który znów jęknął i również doszedł, zaciskając mięśnie, dookoła pulsującego penisa Snape'a.

Jego nogi opadły, gdy mężczyzna opadł na niego. Pocałowali się powoli.

— Nie mogę uwierzyć, że naprawdę wziąłeś afrodyzjak — powiedział mężczyzna. — Nie, nie mogę uwierzyć, że wziąłeś ten afrodyzjak. — Pocałował kark Harry'ego, który gładził delikatnie jego plecy.

— Chciałem, żeby twoja fantazja była autentyczna.

— I taka właśnie była. — Snape zaśmiał się w miękkie włosy chłopaka.

— Tak? Tego właśnie chciałeś? — Lekki pocałunek w policzek.

— W rzeczy samej. Ale nie udawaj, że tobie się nie podobało. — Niechętnie wysunął się, przyglądając się Harry'emu. Przesunął dłonią po miękkim udzie. — Wstawaj, nie możesz leżeć tak całe popołudnie.

Harry westchnął.

— Nie wiem, czy dam radę się ruszyć, Sev.

— Och, na miłość... — Snape podniósł go i ruszył w stronę sypialni.

— Jesteś taki romantyczny — powiedział chłopak, oplątując ramionami kark Mistrza Eliksirów.

— Nie, jestem praktyczny. Za pół godziny czworo uczniów przychodzi, by odrobić szlaban i nie chcę, żeby znaleźli swojego nauczyciela Obrony nagiego i nieprzytomnego na moim biurku. — Upuścił go na łóżko.

Harry posłał w jego stronę piękny, zaspany uśmiech.

— Dzięki. — Schował się pod przykrycie. — Wrócisz później?

— Oczywiście. — Snape nachylił się i pocałował te atrakcyjne usta.

W końcu, wiedział coś, czego Harry prawdopodobnie nie. Afrodyzjak miał dwie fazy działania. Za trzy godziny jego kochanek będzie szalał z pożądania po raz kolejny, czego Snape nie mógł się już doczekać. Być może nawet wypuści uczniów trochę wcześniej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top