Blizny
Pomfrey westchnęła.
— Niech ci będzie, Severusie. Możesz iść. Ale — dodała pośpiesznie — chcę, żebyś odpoczywał. Przez kilka dni żadnego nauczania.
Snape wciągnął ostro powietrze, po czym przytaknął.
— Jeżeli to jest cena, jaką muszę zapłacić, by móc uciec z tej komnaty tortur, zgadzam się.
Oczy kobiety zwęziły się podejrzliwością.
— I będziesz odpoczywał. Nie będziesz nauczał. — Znów przytaknął. Jakby nie patrzeć miał swoją własną definicję „odpoczywania". — W porządku. Oczekuję cię u siebie cztery razy dziennie na kontroli. Jeśli nie przyjdziesz, przybędę Fiuu prosto do twoich komnat. — Skrzyżowała ręce na piersi.
Nie spodziewał się tego i nie potrafił znaleźć sposobu na wywinięcie się.
— Jeżeli musisz. Ale uważaj, żeby nie wdepnąć w ropusze mózgi. Wydaje mi się, że zostawiłem kilka w wolno konserwującej miksturze na ogniu w kominku. Powinny być już prawie dobre.
Uśmiechnęła się.
— Jestem pielęgniarką, Severusie. Nie zniechęcisz mnie, zastraszając różnymi obrzydliwymi rzeczami. Może to działa na Ha... — przerwała. — W każdym razie zobaczymy się wieczorem.
Ostrożnie wyszedł ze skrzydła szpitalnego. Wciąż czuł się raczej niepewnie, ale nie miał zamiaru mówić o tym Poppy. Wmawiał sobie, że nie obchodziło go, iż prawie powiedziała imię Harry'ego. Lub wiedziała, że istnieje powód, dla którego nie powinna go wymawiać.
Jego podróż do lochów wydawała się być nadmiernie długa, tak jakby klatki schodowe zmówiły się przeciwko niemu. Wyszedł z ambulatorium akurat w porze obiadowej, więc jedynym stworzeniem, jakie napotkał po drodze, była Pani Norris. Zakręciła się wokół jego nóg, głośno mrucząc, następnie zamiauczała rozeźlona, gdy nie pochylił się, żeby ją podrapać po głowie, jak zwykł to robić. Odeszła z ogonem ustawionym sztywno do góry. Prawie chciał jej wytłumaczyć, że gdyby się schylił, najprawdopodobniej nie byłby w stanie znów się wyprostować.
W końcu dotarł do lochów. Z westchnieniem ulgi otworzył drzwi do swojej pracowni i zapalił lampy. Jedno, szybkie, oceniające spojrzenie i wiedział, że Black był w pomieszczeniu. Sprawdził je dokładniej. Gablota, w której trzymał składniki potrzebne do lekcji, była otwarta, a na jednej z półek leżała wiadomość.
Severusie, Syriusz potrzebował kilku składników. Ponieważ ta szafka nie była tak mocno zabezpieczona jak pozostałe, pozwoliłem sobie na jej otwarcie. Zabrane ingredienty zostały już zamówione.
Nie było podpisu, jednak tylko jedna osoba użyłaby jaskrawo purpurowego atramentu ze złotymi akcentami.
Snape otworzył ukrytą komorę w dnie mebla i wyciągnął butelkę szkockiej zachowaną na nagły wypadek. Ostatecznie Dumbledore nie podkradł jej razem z żądłami żądlibąka i oczami ropuch. Nalał sobie porcję i usiadł.
Dwie godziny później zdecydował, że wypicie połowy butelki być może nie było jednym z jego najlepszych pomysłów. Zamiast wprowadzić go w spokojną nieświadomość, alkohol sprawił, że wpatrywał się ponuro w pusty kominek. Wcale nie pomagało, że za każdym razem, gdy rozejrzał się po pokoju, widział wspomnienie; błysk bladej skóry na dywanie przed kominkiem; dłoń sięgająca ku niemu, ciągnąca go na kanapę; zielone oczy zamykające się w rozkoszy... Warknął i wstał. Znalazł buteleczkę eliksiru Bezsennego Snu i wziął ją do sypialni.
Następnego ranka nie poszedł na śniadanie. Wmawiał sobie, że nie miało to nic wspólnego z tym, że mógł tam zobaczyć Harry'ego, który trzy dni wcześniej został wypuszczony ze szpitala pod opiekę Blacka i Lupina.
Zjadł w swoich komnatach, a przez resztę ranka zabawiał się, siedząc z tyłu klasy Eliksirów i obserwując.
Ślizgoni byli zachwyceni. Ujrzawszy go wchodzącego do klasy, spontanicznie wypuszczali syki zadowolenia. To było ulgą. Nie sądził, że któryś z nich poszedłby za zdrajcą Normanem Lestrange'em, ale z drugiej strony wtedy też go nie podejrzewał. Pomimo wyjaśnień Harry'ego w celi, Snape był zawiedziony, gdy Dumbledore potwierdził udział chłopaka w ich pojmaniu.
Black z jakiegoś powodu nie był zbyt zachwycony, ale przyszedł do klasy, gdy byli już w niej uczniowie, więc nie mógł niczego powiedzieć. Został sam ze Snape'em dopiero, kiedy ostatnia klasa wyszła na drugie śniadanie. Syriusz stanął z przodu klasy i popatrzył na niego.
— Wiesz, Snape, nie wiem, czy powinienem ci podziękować, czy cię walnąć.
— Jestem zdumiony, Black — wycedził Severus, próbując ukryć potrzebę wsparcia się na oparciu krzesła, by się podnieść. — Myślisz, zanim działasz.
— To nie dorasta do twojego normalnego standardu. Wciąż czujemy się odrobinę mizernie?
— Czuję się całkiem nieźle. Twoja troska jest wzruszająca. — Zabandażowana lewa dłoń Snape'a pulsowała. W szafce było trochę Eliksiru Przeciwbólowego w razie jakiegoś wypadku ucznia, ale nie chciał go szukać, gdy Black patrzył. Zaczął szukać czegoś, czym mógłby go rozproszyć. — Mając wybór, myślę, że wolałbym usłyszeć, jak mi dziękujesz. Chociaż jesteś trochę spóźniony. Jakby nie patrzeć minęły już ponad trzy lata, odkąd uratowałem twoją niechlujną skórę.
— Nie uratowałeś mnie! Byłem... — Syriusz przerwał. — I tak to nie było tym, o czym myślałem.
Snape był tuż obok szafki, która zawierała eliksir, którego potrzebował. Ale drugi czarodziej wpatrywał się w niego.
— Dlaczego nie pobiegniesz na drugie śniadanie, Black? Nie chcesz, żeby Lupin zagarnął wszystkie naprawdę mięsiste kości, prawda?
— Snape, próbuję być opanowanym, ale sprawiasz, że jest to niesamowicie trudne. Nie mam zielonego pojęcia, co Harry w tobie widzi. — Niebieskie oczy patrzyły, oceniając i czekając, by drugi mężczyzna okazał słabość. Ale ten po prostu patrzył bez mrugania, więc Black kontynuował nieubłaganie. — To dlatego nie mogę się zdecydować, czy walnąć cię czy nie. Nie widziałem takiego Harry'ego od lat. Dlaczego to zrobiłeś? On nigdy by od ciebie nie odszedł, gdybyś tego nie zrobił — warknął.
— Wiem — powiedział Severus bez zastanowienia. Spróbował się ocknąć. — Lojalność może być przereklamowaną zaletą.
— Nigdy tak nie myślałem. Ale przypuszczam, że zdrajcy myślą inaczej — zastanawiał się Syriusz.
Mistrz Eliksirów odwrócił się i usiłował otworzyć szafkę. Sfrustrowany, wyciągnął swoją obrzydliwie nową różdżkę.
— Alohomora! — Dziwne uczucie przebiegło przez niego, gdy rzucił zaklęcie. To nie było zwyczajnym wrażeniem magii przelatującej przez jego żyły; było w tym coś obcego, ale jednocześnie znajomego.
— Snape? Snape!
Snape wziął głęboki oddech i odkrył, że upuścił swoją różdżkę i trzymał się krawędzi szafki niezabandażowaną dłonią.
— Accio różdżka. — Przyleciała do jego dłoni i wskazał nią na krzesło. — Wingardium leviosa! — To samo dziwne uczucie, jakby nie był sam pod swoją skórą, jakby malutka kapka magii Harry'ego płynęła przez niego. I gdy to sobie uświadomił, mógł poczuć niebieską nić splecioną z jego własną magiczną esencją. Popatrzył w górę i zobaczył wpatrującego się w niego Blacka.
Krzesło upadło ciężko.
— Harry też zachowywał się dziwnie za pierwszym razem, gdy użył magii po wyjściu ze szpitala — oznajmił Łapa. — Idę teraz na drugie śniadanie. Następnie, miłosiernie zostawił Snape'a samego.
Tak samego, jak mógł być z Harrym kłującym jego świadomość. Pod bandażami jego dłoń bolała. Zabrał eliksir do swojego pokoju i zamknął się w nim.
Tego popołudnia zmusił się do zjedzenia obiadu w Wielkiej Sali. Gdy przybył, Harry już tam był, siedząc między Blackiem i Lupinem. Łapa zdawał się zachęcać Harry'ego do jedzenia. Severus znów zauważył, jak bardzo Harry schudł podczas jego śpiączki; kości policzkowe ostro wystawały, a oczy wydawały się być większe niż kiedykolwiek. Młody mężczyzna popychał swoje jedzenie po talerzu, ukrywając lewą dłoń pod stołem.
Snape usiadł przy stole Slytherinu, odwracając się tyłem do Harry'ego. To nie miało znaczenia; młodzieniec i tak na niego nie patrzył.
***
Następnego dnia został w swoich komnatach aż do późnego popołudnia, kiedy to udał się do szpitala. Gdy przechodził koło pracowni eliksirów, usłyszał ciche mruczenie i rozpoznał głos Blacka. Zajrzał do środka. Black i Lupin stali w pustej pracowni, patrząc na siebie. Black powiedział jeszcze coś i Lubin cicho się roześmiał. Dwaj mężczyźni nie dotykali się, ale Snape mógł widzieć Łapę. Lupin zrobił krok do przodu i zaczął oplatać rękoma drugiego mężczyznę.
Snape wyszedł, zanim mógł zobaczyć jak się obejmują. Wyraz twarzy Blacka był dziwnie znajomy, chociaż nigdy wcześniej nie widział ich w trakcie tak intymnej chwili, za co był bardzo wdzięczny. Gdy zaczął wspinać się po schodach, dotarło do niego. Raz, wiele miesięcy wcześniej, leżał w łóżku, czytając przy świeczce. Harry spał przy nim. Lekkie poruszenie i ospałe zamruczenie oznajmiło jego obudzenie. Snape popatrzył na kochanka; zielone oczy się otworzyły i Harry uśmiechnął się lekko - jego twarz miała przez ulotną chwilę ten sam wyraz co Blacka, zanim znów zasnął.
Zachwiał się i zwalił winę na schody, które zdecydowały zacząć się przemieszczać. Chociaż raz zaniosły go bliżej do jego celu.
W szpitalu Pomfrey odwinęła bandaż z jego dłoni — po raz pierwszy odkąd wrócił do Hogwartu.
— Nie wiem za bardzo, czego się spodziewać, Severusie — powiedziała delikatnie. Zdjęła ostatnią warstwę gazy. — Och! — Snape zagapił się. Jego dłoń była nienaruszona, ale pokrywała ją sieć delikatnych siwych blizn. Poruszył ostrożnie palcami. Gdy to zrobił, do szram napłynął kolor; linie zmieniły się w zielone. Obrócił rękę i popatrzył na jej spód; było tam jeszcze więcej blizn. Dwie linie przecinające jego dłoń i przechodzące przez jego linię życia, były niebieskie, nie zielone. Poruszył palcami. Ich końce były bez czucia. — Ojej... To jest naprawdę całkiem... Nie myślę, żebym... Czy to cię boli?
Dłoń pulsowała nieznacznie, ale było o wiele lepiej niż wcześniej.
— Nie — powiedział. Ale nie mógł chodzić z taką ręką, widoczną demonstracją sposobu, w jaki przesłał swoją magię przez ciało, zmieniając dłoń w broń. Wsunął ją do kieszeni i wstał. — Dziękuję — zmusił się do powiedzenia tego.
Pomfrey się uśmiechnęła.
— Proszę bardzo, Severusie. — Poklepała go po ramieniu. — Dbaj o siebie.
W swojej komnacie nałożył czarną, skórzaną rękawiczkę i usiadł przy kominku z butelką szkockiej. Przypomniał sobie, że miał trochę Otumaniającego Eliksiru. Ale używał go, gdy służył Voldemortowi i przypominał mu o tych długich nocach wypełnionych torturą i męczarnią — jego własną lub innych — i jeszcze dłuższych dniach pełnych obawy i beznadziejności. Eliksir nie pomógł mu wtedy z jego rozpaczą; nie miał powodu, by myśleć, że teraz zadziałałby lepiej. Mówienie sobie, że podjął właściwą decyzję też nie pomagało.
Napił się szkockiej i wpatrzył w pusty kominek.
***
Minął tydzień. Snape zaczął uczyć zaawansowane klasy, podczas gdy Black nadal zajmował się młodszymi uczniami. Severus powiedział sobie, że nie unikał Harry'ego, ale udało mu się nie mieć z nim żadnego kontaktu. W czasie posiłków siedzieli na przeciwległych krańcach stołu; Harry wciąż obstawiony przez swoich dwóch psich stróżów. Widział, że Harry nie nabierał wagi. Czasami czuł czyjeś spojrzenie na sobie i podnosił wzrok, by zobaczyć obserwującą go surowo McGonagall, tak jakby miała ochotę go skarcić.
Jednego wieczoru, gdy obserwował, jak Harry daremnie ukrywał swój groszek pod ziemniakami, zielone oczy nagle popatrzyły w bok i przyłapały go. Snape ukrył swoje chwilowe zaskoczenie, pijąc z pucharu. Końce jego palców wciąż były bez czucia.
Opuścił obiad wcześniej i usiadł przy kominku jeszcze raz ze szklanką szkockiej. Po jakimś czasie uświadomił sobie, że ktoś puka do jego drzwi.
— Wejść — zawołał bez podnoszenia się. Najprawdopodobniej był to jeden z czwartorocznych Ślizgonów; mieli problem ze zrozumieniem wykładu Blacka o stosowaniu żółci pancernika.
Ale to Harry był tym, który przyszedł i zamknął za sobą drzwi. Snape zobaczył, że trzymał lewą dłoń w kieszeni.
— Hej.
— Co tutaj robisz?
Harry usiadł w fotelu naprzeciwko niego.
— Chcę z tobą porozmawiać.
— Nie mam ochoty na rozmowę z tobą. — Severus dokończył swój trunek.
— To źle. — Harry pochylił się, zabrał butelkę ze stolika i przywołał szklankę. — Myślałem. — Nalał sobie drinka.
— Zawsze jest ten pierwszy raz — wymruczał pod nosem Snape.
— Usłyszałem to. — Harry prawie się uśmiechnął. — Myślałem o tym. — Wyjął dłoń z kieszeni i uniósł ją. Podobnie jak Snape'a była pokryta delikatnymi bliznami, ale Harry'ego były niebieskie. — Myślałem o tym, dlaczego nosisz rękawiczkę. — Obrócił dłoń i pokazał starczemu mężczyźnie jej spód przecięty przez dwie delikatne, zielone linie. — I zastanawiałem się, dlaczego okłamałeś mnie w szpitalu.
— Nie okłamałem cię. — Snape się napił. Dlaczego po prostu go nie odprawił? Znów się napił, by wymazać niewygodne pytanie.
Niewielka przerwa.
— Nie, to prawda. Nie skłamałeś, racja? Powiedziałeś prawdę, tak jak ją widziałeś.
— Dokładnie — odrzekł o ułamek za szybko. — Powiedziałem prawdę.
— Tak jak ją widziałeś — Harry powtórzył. — Ale byłeś w błędzie. — Nagle wstał z fotela i ukląkł przy boku Severusa, chwycił jego dłoń i ściągnął z niej skórzaną rękawiczkę, zanim mężczyzna mógł ją wyszarpnąć. Następnie splótł razem ich palce, złączając dłonie. Linie zaczęły świecić i Snape poczuł magię Harry'ego znów się przez niego prześlizgującą. Gdy to się stało, nie potrafił zmusić się do odsunięcia ręki i Harry niemalże mruczał z satysfakcji.
— Mm... Sev. To jest po prostu cholernie fantastyczne. — Położył swoją głowę na ramieniu Snape'a. — Moja dłoń...
Mistrz Eliksirów zdał sobie sprawę z tego, że końcówki jego palców odzyskały czucie. Och. Wyrwał swoją dłoń.
— Tak, wiem. Twoja mała sztuczka ślicznie zadziałała. Ale wystarczy. — Uczucie, które mógł opisać jedynie jako niebieskość ulotniło się.
Harry usiadł na piętach i popatrzył w górę na Severusa.
— Wiesz, w szpitalu, gdy powiedziałeś to do mnie... — Przełknął widocznie. — Gdy powiedziałeś to wszystko o byciu wprowadzonym w błąd i urojeniach, na początku myślałem, że mówiłeś o sobie. Ale miałeś na myśli mnie, prawda? Myślałeś, że popełniłem błąd. Że byłem z tobą tylko z obowiązku.
Gardło Snape'a było suche. Wypił trochę szkockiej.
— Gryfoni ogólnie, a ty w szczególności, mają zazwyczaj przerośnięte poczucie odpowiedzialności. Tak samo jak bardzo niewzruszoną definicję honoru. I lojalność — dodał. Nie potrafił ukryć goryczy w głosie, gdy przypomniał sobie wypowiedź Blacka w klasie.
— Słyszałeś jak rozmawiałem z Syriuszem?
— Słyszałem wystarczająco dużo. — Odwrócił wzrok. — Nie potrzebuję litości.
Harry westchnął ciężko.
— Dlaczego tak pomyślałeś?
Snape milczał. Zaczął nakładać swoją rękawiczkę z powrotem, ale Harry chwycił go za nadgarstek.
— Sev. Co sprawiło, że tak pomyślałeś? — Zmarszczył brwi. — Nie usłyszałeś, jak powiedziałem Syriuszowi, że nie zamierzam cię zostawić?
— Tak. Dość poruszające po długiej wymianie moich wad. — Jakby już ich nie znał. „Możesz mieć każdego" powiedział Black do Harry'ego, mając na myśli „każdy byłby lepszy niż Snape". — Możesz mieć każdego. — Snape powiedział.
— Nie chcę nikogo innego! Chcę ciebie! — Harry popatrzył na niego twardo. — Pomimo że jesteś całkowicie najbardziej upartym, upierdliwym, nieugodowym...
— Wampirem. — Nie myślał, że Harry wiedział o tym, dopóki nie usłyszał go rozmawiającego o tym z Blackiem.
— Tak! Jakkolwiek. — Harry przewrócił oczami. — Przecież to nie tak, jakbyś karmił się mną w czasie mojego czy swojego snu. Masz ile, jedną szesnastą wampirzej krwi? To jest niczym. Najprawdopodobniej nawet nie potrzebujesz brać tego eliksiru, którym się szprycujesz raz w tygodniu.
Nie myślał, że Harry wiedział również o tym.
— To na wszelki wypadek — powiedział bez zastanowienia.
— Nie o to chodzi. Chodzi o to, że naprawdę miałem to na myśli, gdy powiedziałem, że cię kocham. Wiem, że wszystko byłoby znacznie prostsze, gdybym cię nie kochał, ale cię kocham. — Harry wciąż trzymał dłoń Severusa. Uniósł ją do swoich ust i pocałował. — Dlaczego nie chcesz mi uwierzyć? — Poczekał. — Sev? Nie mów mi, że zgadzasz się z Syriuszem. Po pierwsze, myślę, że to złamałoby jedno z podstawowych praw, dzięki którym ten świat istnieje. — Mimowolne rozbawienie Severusa musiało pokazać się na jego twarzy, ponieważ Harry się uśmiechnął. — I — dodał — wiesz, że powiem mu, że się z nim zgadzasz. I będzie to wykorzystywał przeciwko tobie do końca naszego życia. — „Naszego życia". Snape się spiął. Młodzieniec znów westchnął. — Sev, skończ z tym. — Cisza. — Wiem, że mnie kochasz. Ponieważ to powiedziałeś i nie okłamujesz mnie. — Uścisnął dłoń kochanka. — Nie bój się.
— Zdecydowanie się nie boję. — Spróbował zabrać swoją dłoń, jednak Harry zacieśnił na niej uchwyt.
— Myślę, że się boisz. To wszystko stało się tak szybko rzeczywiste, prawda? I wtedy obaj musieliśmy pomyśleć o tym, co to znaczy. I wszyscy wiedzieli o nas, i to nie było tajemnicą. Wiesz, że wciąż się budziłem?
Snape nie nadążył za przeskokiem w logice.
— Co?
— Na początku wciąż się budziłem i pytałem o ciebie. Gdy nas sprowadzili z powrotem.
Severus zamrugał. Pomfrey podawała im możliwie najsilniejszą wersję Eliksiru Żywej Śmierci. Nikt się z tego nie budzi, dopóki nie przestanie działać.
— Ty...
— Ponieważ się martwiłem! — Harry wybuchł. — Ponieważ jakoś wiedziałem, że byłeś... że mogłeś być... — Harry ukrył twarz w nodze Snape'a. Jego głos był przytłumiony, gdy znów się odezwał. — Musiałem wiedzieć. Nie mogłem spać. — Przez chwilę się nie ruszali. W końcu Harry uniósł swoją głowę i kontynuował: — Więc mimo, że mnóstwo ludzi wcześniej wiedziało, że my... cóż, pieprzyliśmy się, wtedy dowiedzieli się, jak bardzo to było poważne. I myślę, że to spowodowało, iż uświadomiłeś sobie, że to naprawdę było poważne. I, że — przerwał i popatrzył uważnie na Severusa — musimy z tym żyć. Ze sobą, wiedząc.
Mężczyzna popatrzył w dół w te zielone oczy. Oczy, które patrzyły na niego, zobaczyły go i nie odwróciły wzroku. Bardzo ostrożnie uniósł swoją wolną dłoń i dotknął czarnych włosów, odgarniając je z czoła Harry'ego. Pogładził jego bliznę.
— Czy to jest tym, czego chcesz?
Harry uśmiechnął się szeroko.
— Tak!
— Mimo wszystko.
— Ze względu na wszystko, ty dupku. — Młodzieniec poddał się lekkiej pieszczocie.
Dla Severusa było już za późno. Zawsze było za późno. Pociągnął Pottera za dłoń, zachęcając go do wstania i wziął go na swoje kolana. Harry wciąż się szczerzył. Snape objął go rękoma, czując ciepły ciężar Harry'ego moszczący się w jego objęciach.
— Jesteś za chudy — zauważył.
— Tak jak i ty. W ogóle jadłeś przez ten cały tydzień? Czy tylko piłeś?
— Jeżeli rzeczywistość będzie zawierać ciebie nękającego mnie niczym handlarka ryb, wolę już fantazję. — Nieważne, że chłopak miał rację.
Harry położył głowę na ramieniu kochanka.
— To jest miłe — powiedział, zmieniając temat.
— Mm. — Mógł myśleć tylko o jednym czasie, kiedy razem z Harrym dotykali się w ten uczuciowy i nieseksualny sposób.
— Naprawdę chcę być z tobą, Sev. Wierzysz mi?
— Mm — znów mruknął.
— Dobra. Po prostu będę musiał ci pokazać.
— I jak zamierzasz to zrobić? — zapytał mężczyzna, spodziewając się w zamian pustej odpowiedzi. Zamiast tego poczuł na swojej szyi uśmiech Harry'ego.
— Zostając.
Niewielki supeł napięcia w jego karku, z którego nie zdawał sobie sprawy, że tam wciąż jest, rozwiązał się. Obrócił głowę i pocałował policzek młodzieńca.
Milczeli. Stopniowo Severus zauważył, że kochanek zaczął zasypiać w jego ramionach.
— Harry. Harry. Obudź się.
— Nie... dlaczego? — Potter próbował się w nim zagrzebać.
— Ponieważ tym razem nie mogę cię zanieść do łóżka — przyznał się Severus. Będzie musiał znów zacząć jeść.
— Och. — Olbrzymie ziewnięcie. — Racja. — Harry zsunął się z niego i poczłapał do sypialni.
Snape podążył za nim, zastając go już do połowy rozebranego, pośpiesznie ściągającego pozostałe ubrania i wślizgującego się pod nakrycie. Rozbawiony, powoli zdjął swoje ubranie i ułożył je porządnie. Wszedł do łóżka, spodziewając się, że Harry już znów zapadł w sen, jednak jego otwarte oczy błyszczały w świetle lampy, a ciepła dłoń sięgnęła i przyciągnęła Severusa blisko do niego.
— Nie jestem teraz aż tak bardzo śpiący — wymruczał.
— Och? — Serce Snape'a przyśpieszyło. Myślenie o intymności było irytujące, teraz, gdy...
— Sev — Harry pocałował go ciepło — nie myśl tak dużo. — Wsunął język pomiędzy wargi kochanka i pomału przesunął dłoń w dół na pierś Severusa.
Snape spróbował wykonać polecenie. Czuł się tak bardzo odsłonięty, jak jeszcze nigdy wcześniej, pomimo że byli dokładnie okryci. Harry pocałował go mocniej, gładząc jego klatkę piersiową, okrążając sutki, a następnie kładąc palce na mostku mężczyzny, uciskając go lekko. Niewielki dreszczyk przebiegł przez Severusa.
— Harry...
— Tak. — Harry wydawał się rozumieć czego kochanek chciał, chociaż ten sam nie był tego do końca pewien.
— My tylko...
Ugryzł delikatnie szyję Severusa, następnie popchnął go, by położył się na plecach. Snape objął chudy tors młodzieńca i zarysował guzowaty kręgosłup palcami, przesuwając je w dół aż do jędrnego tyłka. Pocałował jego usta, gardło, ucho, rozkoszując się znajomym uczuciem kochanka w swoich ramionach. Harry przylgnął do niego; erekcja Snape'a ocierała się o muskularne udo. Wtem Potter odsunął się zdecydowanie za wcześnie i Severus spróbował przyciągnąć go z powrotem.
— Sekundę — powiedział Harry uspokajająco. Sięgnął do szafki nocnej i wyciągnął z niej nawilżacz. — Cieszę się, że również tego nie próbowałeś wyrzucić. — To było i droczeniem się, i zganieniem.
Snape się spiął.
Harry go pocałował.
— Przepraszam. — Kolejny pocałunek, następnie Harry usiadł na nim i oplótł natłuszczoną dłoń wokół bolącego członka. — W porządku?
Dotarło do Severusa, iż miał wielkie szczęście, że Potter był tak wyrozumiały.
— Taaak — wysyczał, unosząc się w wiedzącą dłoń.
— Dobrze. — Harry wycisnął trochę nawilżacza na dłoń kochanka i położył ją na swoim członku. Mężczyzna posłusznie zaczął go pieścić. — Och... — Pochylił się do przodu, znów kładąc lewą rękę na klatce piersiowej Snape'a, na jego mostku.
Severus sięgnął wolną dłonią i dotknął Harry'ego w tym samym miejscu. Niewielki dreszczyk, który czuł wcześniej, przebiegł przez niego, podwajając się i podwajając. Wnioskując z dźwięków, które robił Harry, doświadczał czegoś podobnego. Dłoń na członku Snape'a przyspieszyła.
— Razem. — Harry sapnął. — Wkrótce.
Mistrz Eliksirów pompował gorący członek w swojej pięści, ocierając wrażliwą główkę kciukiem. Miał wrażenie, że gdyby uniósł dłoń z piersi młodzieńca, zobaczyłby łączące ich włókna magii. Harry gładził go teraz rytmicznie i elektryczne uczucie przebiegało przez niego, zaczynając od mostka, przechodząc przez jego żyły, idąc zarówno do jego dłoni na piersi Harry'ego jak i jego jąder, naprężając i naprężając pod bezlitosną stymulacją, napięcie się nagromadzające i...
— Teraz — ostrzegł.
— Tak! — Harry dał jego członkowi ostatnie pociągnięcie zanim spiął się nad Severusem i doszedł.
Snape podążył za nim. To było niczym eksplozja zielonego światła przez całe jego ciało, ekstatyczne odwrócenie bólu, którego doświadczył, gdy bronili się za pomocą bezróżdżkowej magii. Zmusił swoje oczy do pozostania otwartymi i zobaczył niebieskie iskry wychodzące ze skóry Harry'ego, następnie dotarło do niego, że młodzieniec wciąż szczytował, trzęsąc się z rozkoszy. Nie wiedział, jak długo koło przyjemności trwało; dłoń kochanka na jego piersi wysyłająca magiczne pulsy rozkoszy w niego tak jak jego własna dłoń, wydawała się transmitować te same wstrząsy energii w Harry'ego. W końcu brzęczenie magii ucichło i Harry opadł na niego. Zagubiona iskra wyleciała z jego włosów i wylądowała na piersi Severusa.
Leżeli spleceni razem, łapiąc oddech. W końcu Harry uniósł głowę i uśmiechnął się.
— Łał.
Snape pocałował go.
— Tak. — Wciąż był oszołomiony intensywnością doznania.
— Hej, spójrz na to. — Pokazał Severusowi lewą dłoń. Wszystkie blizny wydawały się zniknąć. Snape popatrzył na swoją rękę; ona też wyglądała na całkowicie wyleczoną. Obrócił ją i zobaczył dwie delikatne, białe blizny przebiegające przez spód dłoni, przecinające linię życia. Harry uśmiechnął się znowu i złączył ich palce. Delikatny pomruk energii zapulsował przez chwilę między nimi. — Czy to nie jest cudowne?
— To jest... niepokojące. — Snape nie był do końca pewny, co z tym zrobić. Wydawało się, że był w błędzie, gdy zaprzeczył jakiemukolwiek pozostającemu połączeniu między nimi w szpitalu. Czy to znaczyło, że Harry był z nim z powrotem z powodu magicznego przymusu?
— Wiesz, poszukałem trochę o magicznych wymianach. — Harry zsunął się z niego i wytarł ich za pomocą rogu prześcieradła. — Skoro miałem tyle niespodziewanie wolnego czasu.
— Och? — To była idea, której Snape nie przebadał dokładnie. Sam siebie zaskoczył swoją umiejętnością wysłania Harry'emu energii podczas ataku.
— Tak. Są rzadkie. Myślę, że nasz mógł być najsilniejszym z odnotowanych. — Harry zawahał się. — Przynajmniej gdy obie strony przeżyły.
Snape pomyślał o Voldemorcie wysysającym magiczną energię z przeciwników, gdy ich zabijał.
Harry kontynuował:
— Z tego co wiem, w innych przypadkach osoby zaangażowane nie były... cóż, zaangażowane. Mam na myśli, seksualnie. Lub... emocjonalnie — urwał. Severus czekał. — Więc myślę, że to dlatego mogłem transmitować energię do ciebie, nawet wtedy gdy byliśmy nieprzytomni. W innym przypadku byś... — Harry usiadł gwałtownie. — Cholera! Zamierzałeś... i ty powiedziałeś mi, bym nie robił niczego głupiego! Poświęcający siebie Gryfon, cholera! O co do cholery w tym wszystkim chodziło?!
Snape zaniemówił. To dziwne, jak często Harry miał na niego taki wpływ.
— Ja... — Ale Snape wiedział, co robił, gdy zmierzyli się z ich napastnikami. Musiał się zdecydować naprawdę. — Chciałem byś przeżył.
— Cóż, ja chciałem żebyś ty przeżył, ty dupku! — Twarz młodzieńca była zarumieniona.
— Najwyraźniej. — Snape powiedział sucho. Pociągnął Harry'ego, by ten znów położył się obok niego. — Więc, to... — dotknął swoją dłonią dłoń kochanka, by zobrazować. — Wiedziałeś, że to się stanie? — Jedyny sposób jaki znalazł, by zadać swoje prawdziwe pytanie.
— Umm... szczerze, nie — przełknął. — Ale miałem nadzieję. Mam na myśli ja... — Jego głos zniżył się do szeptu. — Tęskniłem za tobą, Sev. I chciałem żebyś... Żałujesz?
— Nie — odpowiedział. Ścisnął dłoń, którą trzymał. — Nawet w najmniejszej części. — Jakby mógł, z tą cienką, niebieską nitką przebiegającą przez niego?
Harry uśmiechnął się i kontynuował:
— Dobrze. Jeżeli chodzi o to, co właśnie się stało, cóż, nie było wystarczająco dużo badań i, jak powiedziałem, jesteśmy pierwszymi... umm, kochankami... — Niewielka nuta wahania. Snape uścisnął go mocniej. — Pierwszymi kochankami, którzy to zrobili. Myślę, że gdybyśmy nie... nie byli razem, to by po prostu znikło. Ale teraz... Nieważne, nie wiem, co się wydarzy.
— Ach. Wobec tego musimy przeprowadzić swoje własne eksperymenty. — Wyrównał okrycia na nich.
— Oooch — powiedział Harry. — Wiesz, że kocham, gdy zachowujesz się tak całkowicie profesjonalnie. — Objął mężczyznę ramieniem.
— Nie mów mi, że masz kolejną fantazję, Potter. — Snape zgasił lampę machnięciem dłoni.
Przerwa.
— W porządku. Nie powiem. Nic na temat szpiegowania ciebie, podczas gdy będziesz robił badania... bycia przyłapanym... bycia zmuszonym do...
— Potter!
Harry roześmiał się.
— Dobranoc, Sev. — Pocałował ramię kochanka i wyszeptał: — Kocham cię.
Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu prawdziwe zadowolenie opłynęło Severusa. Pozwolił mu unieść się do snu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top