Cztery

MICHAEL

Od wczorajszego incydentu z Calumem minął cały dzień i na szczęście, jego zły humor zniknął.

Szkoda tylko, że ta szynka, nie przeprosiła...

Nadal nie mam pojęcia, czemu tak się zachowywał, ale mam wrażenie, że Ashton wie, tylko nie chce mi powiedzieć. To trochę niepokojące, ale nie mogę przecież myśleć o tym, podczas występu, bo osobiście uważam, że to źle wpływa na aurę piosenek.

I to ja jestem dziwny...?

Jesteś tą samą osobą, debilu.

Właśnie obraziłeś siebie samego.

Ugh.

- Michael, jest 13:00. Ruszcie dupy, chłopaki. Idziemy na scenę, zobaczymy jak wygląda ta cała ich perkusja... - zaczął nawijać Ashton. - Podobno zmienili mi ją, bo podczas ostatniego występu tutaj była zbyt cicha. Jak niby mają ją jeszcze bardziej podgłośnić? Pamiętam, że wtedy częściowo ogłuchłem na parę dni... - zabrał telefon Calowi i zmierzył się w moją stronę. - Nie rób takiej miny, Azjato. Wstawaj Mike, ile można leżeć przed telewizorem...? - zrobiłem unik przed jego pałeczką. - Nie baw się ze mną, kolego. Wstawajcie, lenie, no! - tym razem dostałem w głowę.

- Au! - pomasowałem się po bolącym punkcie. Wstałem i uderzyłem loczka w ramię. Ten tylko posłał mi pobłażliwe spojrzenie. - No co...? Cal, zwlekaj się z tej kanapy, musimy naprawić twój bas.

- Przecież oni ją naprawiali wczoraj, geniuszu - rzucił chłopak, ale stanął na nogi. - Poza tym, nie zniszczyłem go tak bardzo. - przeciągnął się. - Mogę użyć przecież innej gitary, nie?

Ash westchnął, a ja ziewnąłem. Skośnooki otworzył drzwi na korytarz i zawiało chłodem. Zapomniałem, jak zimno jest na arenie w Sydney, kiedy jest tak pusto.

Ruszyliśmy w stronę sceny. Calum zgarnął po drodze słuchawki do uszu, które jakimś cudem udało mu się znaleźć. Blondyn mruczał coś pod nosem, pijąc już zimną kawę, którą przygotował sobie po południu. Ja tylko szedłem przed siebie układają sobie w głowie tekst 'Carry On', którego za Chiny nie potrafiłem poprawnie się nauczyć.

- Ej, Mike - zagadnął Ash, kiedy usadowiłem się na skraju sceny brzdąkając coś na gitarze.

- Hm...? - podniosłem na niego wzrok.

- Ten chłopak... - podrapał się po głowie. - Luke? On tak się nazywa? Nie miał przypadkiem przyjść na sound check porozmawiać z tobą?

Wzniosłem oczy ku niebu. No tak. Kompletnie zapomniałem.

- Nie chce mi się... Akurat nic ciekawego mi się nie "przypomniało" ostatnio. - pomijając tego, że koło czwartej nad ranem, mój mózg nawiedził jakiś były chłopak Luke'a i nie dawał mi spokoju do świtu, przez co byłem dzisiaj bardziej niewyspany niż zazwyczaj.

- A wczorajsza próba na której widziałeś, jak pieprzył jakąś laskę? - zarumieniłem się. - Musisz z nim porozmawiać, pewnie za niedługo przyjdzie.

Kiwnąłem głową z lekkim przymusem i odstawiłem gitarę. Zeskoczyłem ze sceny, widząc już kilkanaście fanek i jednego fana siedzących w pierwszych rzędach, który się nam przyglądali rozmawiając ze sobą. Miałem ochotę popytać, co tam u nich. Wiecie... Spróbować się do nich upodobnić.

Nie będę tego komentować .

Sam se stawiaj tę kropkę nienawiści, Michael .

Właśnie to zrobiłeś .

Nie będę tego komentować .

- Cześć! - uśmiechnąłem się do nich i przytuliłem dziewczynę stojącą najbliżej mnie. - Mogę się dosiąść? - spytałem, chociaż to było raczej niepotrzebne.

Przywitałem się z resztą dziewczyn przytulając je do siebie, niektóre dłużej, niektóre krócej. Przybiłem żółwika z jedynym na razie chłopakiem na arenie. Wydawał się zwykłym fanem naszej muzyki. Poczułem ciepło w sercu. To miłe, kiecy ktoś przychodzi na twój koncert, żeby posłuchać twojej muzyki, nie dlatego, że jest w tobie "zakochany", prawda?

Nie znasz się, Gordon.

Nie wyjeżdżaj mi tu z tym Gordonem, Gordon.

Pff . . .

Porozmawiałem z nimi chyba piętnaście (a może trzydzieści?) minut, kiedy usłyszałem wołającego mnie Caluma. Odwróciłem się w jego stronę i zauważyłem jego zdenerwowaną minę. Wskazał w stronę tylnego wejścia na scenę, gdzie zauważyłem trzy postacie.

Pożegnałem się z fanami, życząc im przyjemnego koncertu i podbiegłem do przyjaciela.

- Kto to? - zerknąłem jeszcze raz. - Z kim rozmawia Ash?

- To chyba ten chłopak, o którym nam mówiłeś... - zawahał się. - A ta dziewczyna, nie wiem. Pewnie jego przyjaciółka. Sam by nie przyszedł, nie?

Zgodziłem się z nim w myślach.

- Idziemy do nich? - spytałem czując podekscytowanie. Nareszcie dowie się, o co chodzi.

- Chyba pójdę do tamtej grupki fanów. - wskazał kilka osób siedzących na trybunach. - Ten koleś z czerwonymi włosami wydaje się spoko. - wiedziałem, że chciał wykręcić się od niezręcznej rozmowy, która go nawet nie dotyczyła.

- Idź, Hood. - poklepałem go po plecach i udałem się w stronę rozmawiającej trójki ludzi. - Zaśpiewaj im 'Invisible', żeby poumierali z zachwytu - zakpiłem.

Odwróciłem się jeszcze, żeby zobaczyć środkowy palec Cala wystawiony w moją stronę. Posłałem mu niewinny uśmieszek.

- Ale ty tak na serio z tym kajakiem? - stanąłem za Ashtonem w momencie, kiedy zwijał się ze śmiechu.

- A najlepsze, w tym jest to, że Liz wtedy kichnęła - mój wzrok przeniósł się na chichoczącego blondyna z kolczykiem w wardze. To był Luke. Jak...?

Jakim cudem ubrał się lepiej niż ty i dlaczego był taki gorący na żywo? Czemu był tak cholernie wysoki? W jaki sposób on naprawdę istnieje? Michael, ogarnij dupę. Mózg też, przy okazji.

- Boże, Lucas, nie mów mu tego na głos, bo posikam się ze śmiechu... -dziewczyna stojąca obok chłopaka otarła łzy śmiechu z policzków. 

Ashton przewróciłby się na ziemię, gdybym go nie przytrzymał. Ale, coż... Nadal mnie nie zauważyli... Eh...

- Czy on wtedy powiedział 'na zdrowie'?! - Loczek wybuchnął jeszcze większym śmiechem i zaczął kaszleć. - Nie, nie, nie... Czekajcie, jak to było...?

- DAVID, TY IDIOTO! FLAFIK TONIE! - wrzasnęli we trójkę, a ja nie mogłem się powstrzymać i parsknąłem. W sumie, to nie miałem pojęcia, o co chodziło w tej całe historii, ale ich reakcje na to, głupie zdanie były pewnie śmieszniejsze, niż opowieść.

Właśnie w momencie, kiedy "odezwałem" się, wszyscy magicznym cudem mnie zauważyli.

- Witam, jestem Michael Clifford, chociaż to możecie już wiedzieć... - po ich reakcji zdałem sobie sprawę, że naprawdę nie wiedzieli, że tu byłem. - Miałem odbyć pewną rozmowę z niejakim Luke'iem. - uśmiechnąłem się zbyt czarująco, sądząc po tym, że oberwałem od Ashtona. - To jak? Dostałbym ten zaszczyt?

Czy tak się w ogóle mówi, Michael?

Michael...?

Świetnie... Mózg postanowił mnie opuścić...

Hehehehehe.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top