#13 Dzień jedenasty: Lunapark


Budzę się, czując parę długich ramion, owiniętych wokół mojej talii. Przez chwilę mruczę sennie, mając pod powiekami ostatnie sceny mojego snu, nim w końcu otwieram oczy i pierwszym, co widzę, jest twarz śpiącego Chanyeola.

Pomimo tego, że chłopak nadal śpi, na moich policzkach pojawiają się rumieńce. Leży tak blisko, że czuję jego ciepły oddech na mojej skórze. Opiera głowę na moim ramieniu, podczas, gdy ja obejmuję jego szyję. W nocy zdecydowanie zbyt często zmienialiśmy pozycję snu. Szczerze mówiąc, było mi wygodnie w każdej z nich.

Przez chwilę boję się poruszyć z obawy przed obudzeniem go, więc jedynie leżę w bezruchu, obserwując spokojny wyraz jego twarzy. Dopiero później zbieram w sobie całą odwagę i unoszę dłoń, chcąc przygładzić jego roztrzepane włosy. W dotyku przypominają piórka.

Obracam się i sięgam po mój telefon tak, aby nie obudzić chłopaka. Niezrobienie mu zdjęcia byłoby kompletnym marnotrawstwem okazji. Włączam aparat, wyłączam flesz i dyskretnie uwieczniam śpiącą twarz rapera. Po chwili decyduję się na jeszcze jedno ujęcie. Tym razem nie zrobię zdjęcia tylko jemu. Zrobię je nam.

Przysuwam się jeszcze bliżej, obejmuję jego szyję jednym ramieniem, w drugiej wyciągniętej ręce ciągle trzymając aparat i przytulam jego głowę do swojej piersi, lekko przeczesując jego włosy.

Zdjęcie jest tak piękne, że od razu mam ochotę ustawić je na tapecie.

Chanyeol nadal się nie budzi, a ja zaczynam robić się głodny, więc odkładam telefon i próbuję delikatnie wyswobodzić się ze szczelnego uścisku ramion chłopaka. Niestety, za każdym razem, kiedy usiłuję opuścić łóżko, uścisk zacieśnia się wokół mojej talii, a ja szybko orientuję się, że Park wcale nie śpi.

Odwracam się w jego stronę i patrzę w głębokie, ciemne oczy, mierzące mnie intensywnym spojrzeniem. Usta rapera rozciągają się w przebiegłym uśmiechu, kiedy znów wzmacnia uścisk wokół moich bioder i przyciąga mnie jeszcze bliżej.

- Dzień dobry, Baekkie – mruczy chrapliwym głosem, od którego dostaję gęsiej skórki. Uśmiecham się, spuszczając wzrok z rumianymi policzkami.

- Cześć, Chanyeol.

Teraz to on wtula mnie w swoją klatkę piersiową, opierając podbródek na czubku mojej głowy, a ja nieśmiało opieram policzek w miejscu, gdzie bije jego serce.

- Dobrze spałeś? – pyta, a jego dłoń wolno przesuwa się w dół moich pleców.

- Mhm – odpowiadam cichym pomrukiem. – A ty?

- Spałem tak dobrze jak nigdy – wzdycha.

Przesuwam dłonią po materiale czarnej podkoszulki, którą ma na sobie, by następnie nieśmiało objąć go w pasie. Nigdy nie leżałem tak blisko z żadną osobą, pomijając moją mamę, która pozwalała mi ze sobą spać w czasach, gdy byłem dzieckiem. Mimo wszystko podoba mi się sposób w jaki Chanyeol mnie traktuje.

- Dlaczego nie chcesz mnie puścić? – pytam, kiedy kolejna próba wyswobodzenia się z silnego uścisku zakańcza się tym, że leżę jeszcze bliżej Yeola.

- Tak mi wygodniej – odpowiada, lekko wzruszając ramionami. – Wolę mieć cię przy sobie.

To urocze i nie mogę nic poradzić na to, że moje policzki płoną.

- Jestem głodny. Chciałbym po prostu pójść na śniadanie. Później mogę tu wrócić – przekonuję go, lecz on jak zawsze pozostaje nieugięty.

- Pachniesz jak wata cukrowa i pianki – mruczy, zagłębiając nos w pasmach moich włosów. Zupełnie ignoruje przy tym moją wypowiedź.

- Chanyeol – wywracam oczami. – Naprawdę chciałbym móc zjeść śniadanie.

- Cóż, w takim razie zjemy je razem – mówi, a jego dłoń nadal gładzi moje plecy. – Ale najpierw trochę poleżymy.

- Ty poleżysz. Ja nie mam zwyczaju wstawać po południu – wzdycham i korzystając z jego nieuwagi uwalniam się z uścisku.

Wysuwam się spod przyjemnie ciepłej kołdry i uciekam poza zasięg ramion Chanyeola. Nie chcę być znów uwięziony w łóżku.

- Wracaj tu – warczy, ale wiem, że jest zbyt leniwy, by mnie złapać.

Ignoruję go i naciągam na siebie szlafrok, wychodząc z pokoju. W kuchni panuje przyjemna śniadaniowa atmosfera. Słyszę dźwięk elektrycznego czajnika, informującego, że woda właśnie się zagotowała i gwar porannych rozmów. To wszystko utwierdza mnie w przekonaniu, że nic nie może popsuć mi tego dnia.

Niestety, jak zawsze się mylę.

- Cześć, śpiąca królewno – słyszę i nim zdążam zareagować czyjaś duża dłoń bezwstydnie układa się na moim biodrze.

Gdyby była to dłoń Chanyeola, nie miałbym oporów przed wymierzeniem mu odpowiedniej kary, jednak na nieszczęście osobą przyciągającą mnie na swoje kolana jest ktoś inny.

Kai.

- Cześć – odpowiadam z rumianymi policzkami.

Po wczorajszej rozmowie już wiem, że jestem dla niego tylko chłopakiem, potrzebnym do wzbudzenia zazdrości u Kyungsoo. On również został przeze mnie wykorzystany do podobnego celu, więc czuję, że jesteśmy kwita. Mimo to wiem, że nie ma prawa zachowywać się tak w kuchni.

- Dobrze spałeś? – pyta, kiedy w końcu ulegam i zajmuję miejsce na jego kolanach.

Czuję dużą dłoń na swoim udzie i muszę przyznać, że jestem tym zniesmaczony. Wysyłam Jonginowi ostrzegawcze spojrzenie, lecz ten sprytnie je ignoruje, zupełnie jakby chciał powiedzieć „spokojnie, to tylko do wzbudzenia zazdrości".

Problem w tym, że nie mam już zamiaru wzbudzać zazdrości w Chanyeolu, a ten z pewnością tak to odbierze, widząc mnie na kolanach swojego wroga numer jeden.

- T-Tak – mamroczę, starając się go odepchnąć, gdy pochyla się, chcąc skraść pocałunek z mojego policzka.

Czuję na sobie spojrzenia wszystkich domowników, a w tym również najbardziej zbolałe spojrzenie Kyungsoo. Jego duże oczy są wrotami do jego duszy i nie muszę się długo przypatrywać, by zauważyć, że cierpi. A co najgorsze, ja wyjątkowo przyczyniam się do jego cierpienia.

- Śniłeś mi się dzisiaj – mruczy do mojego ucha Jongin, a ja zastanawiam się, czy jest tak ślepy, by nie zauważyć bólu Kyungsoo, czy tak bardzo lubi popisywać się swoimi zdolnościami aktorskimi. Zamierzam już odpowiedzieć coś, co finalnie pokrzyżuje jego plany, jednak akurat w tym momencie do kuchni wkracza osoba, której obecności najbardziej się obawiałem.

Przełykam ślinę, gdy Chanyeol zatrzymuje się w progu ze spojrzeniem utkwionym we mnie i Kaia. Jestem pewny, że jego uwadze nie umknęła dłoń bruneta, zaciskająca się na moim udzie. Domyślam się, że z jego perspektywy wygląda to tak, jakbym nie miał nic przeciwko temu publicznemu obmacywaniu.

Kiedyś z pewnością byłbym najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem, mając okazję siedzieć na kolanach Jongina, jednak teraz najchętniej wróciłbym do domu.

- Och – z ust Chanyeola wyrywa się zdumione westchnienie.

Chcę mu szybko powiedzieć, że to nie tak jak sądzi i, że nie powinien się denerwować, ale zanim zdążam wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk, chłopak zgarnia z blatu jedną z kanapek i po prostu odchodzi.

- Cholera – parskam pod nosem i wyrywam się z uścisku Kaia.

Czuję te zdezorientowane spojrzenia, kiedy wychodzę z kuchni, podążając za Parkiem. Sam nie wiem czemu. Być może dlatego, że we wszystkich dramach, które oglądałem główne bohaterki poszłyby w takiej sytuacji za ukochanym.

Z drugiej strony jednak być może robię to ponieważ naprawdę chcę wyjaśnić Chanyeolowi, że nie powinien być zazdrosny. Pomiędzy mną, a Kaiem nigdy nic nie było, nie ma i nie będzie. Nieważne jak bardzo Jongin chciałby mnie dla siebie, ja nie będę nim zauroczony po raz drugi. Chcę, żeby Chanyeol był świadomy tego, że teraz on jest moim numerem jeden.

Zatrzymuję się, kiedy Park z rozmachem zamyka mi drzwi pokoju przed nosem. Stoję oszołomiony siłą, z jaką chłopak niemal zmiażdżył futrynę i szybko decyduję się przełożyć tę rozmowę. Wyjaśnię mu wszystko, kiedy trochę ochłonie.

- Baekhyun...

Odwracam się, słysząc za sobą głos Kaia. Jest ostatnią osobą, którą w tej chwili chcę widzieć, więc jedynie obrzucam go chłodnym spojrzeniem.

- Dlaczego odstawiłeś tę scenę w kuchni? – pytam od razu. Jeżeli już mamy rozmawiać, to wolę przejść do sedna sprawy.

- Możemy porozmawiać gdzie indziej? – proponuje, marszcząc brwi.

- Nie – ucinam. To ja ustalam tu zasady. – Odpowiedz na moje pytanie.

Przez chwilę stoi z nieodgadnionym wyrazem twarzy, aby następnie spuścić wzrok i wydać z siebie coś na wzór głębokiego westchnięcia.

- To trudne, Baekhyun. Niczego nie rozumiesz.

- Więc mi wyjaśnij – przewracam oczami. Brunet słono zapłaci za zniszczenie mojego idealnego dnia.

- Nie tutaj – odpowiada.

Wiem, że nie dowiem się niczego, jeżeli nie przystanę na jego warunki, więc w milczeniu kiwam głową i daję mu się poprowadzić. Zatrzymujemy się na małym patio na tyłach dormu. Znajdują się tu donice z roślinami i ławka, jednak widać, że prawie nikt nie spędza tu czasu. Szkoda, bo miejsce jest naprawdę nastrojowe i pełne uroku.

- Więc? – pytam, chcąc od razu przejść do sedna. Z dnia na dzień Kai zaczął mnie niezwykle irytować. Nie rozumiem, jak kiedykolwiek mogłem uważać jego zachowanie za dojrzałe i pociągające.

- Cóż, nie wiem od czego zacząć – brunet wsuwa dłonie w kieszenie spodni.

- Dlaczego przyciągnąłeś mnie na swoje kolana w pierdolonej kuchni? – pytam, choć nigdy nie zdarzyło mi się przy nim przeklinać. – Nie chcę już wzbudzać zazdrości w Chanyeolu, a ta sytuacja tylko pokomplikowała naszą relację i to, kurwa, twoja wina! Poza tym to całe „wzbudzania zazdrości" jest już bez sensu. Kyungsoo jest tobą zauroczony jak cholera, a ty zachowujesz się skończony idiota.

- Nie chcę już wzbudzać zazdrości w Kyungsoo.

- Poza tym, ty... CO? – przerywam, kiedy dociera do mnie sens jego słów. – Jak to nie chcesz?

- Po prostu nie chcę – wzrusza ramionami. – Kyungsoo od samego początku nie był dla mnie nikim szczególnym.

- Więc po co było to wszystko? – parskam, odnosząc wrażenie, że już zupełnie niczego nie rozumiem. Jongin skutecznie skomplikował całą sprawę.

- Wiesz, zależało mi na kimś innym – jego spojrzenie sugestywnie zatrzymuje się na mnie.

Nie mogę wydusić z siebie słowa. Gdyby Kai wyznał mi coś takiego kilka dni wcześniej, z pewnością zemdlałbym z nadmiaru emocji, albo rozpłakał się jak mała dziewczynka. Tymczasem teraz jestem po prostu zagubiony. Wahałem się pomiędzy Kaiem, a Chanyeolem, choć od początku powinienem wybrać Kaia. Albo Chanyeola. Za bardzo się różnili, abym mógł ich ze sobą porównywać.

- Chodzi mi o ciebie, Baek – mówi.

- Wiem – wzdycham jakby od niechcenia.

- Nie jesteś z tego zadowolony? – wydaje się szczerze zawiedziony, a mi powoli robi się go żal.

- Kai, dobrze wiesz, że ja...

- Ach, no tak – przerywa mi. – Chanyeol.

- Tak – potakuję. – Chanyeol.

Przez chwilę milczymy, a delikatny wiatr rozwiewa nasze włosy. Jest mi naprawdę głupio, choć wiem, że nie powinno. Nadal nie mogę pogodzić się z myślą, że mój idol jest we mnie z a k o c h a n y. Miliony fanek na całym świecie dałoby się pokroić za dotknięcie go, a ja odrzucam jego uczucia, przez pewnego irytującego rapera. Jestem naprawdę zagubiony.

- Dzisiaj cały zespół wybiera się do lunaparku. To miała być taka niespodzianka – mówi cicho. – Miałem ciszą nadzieję, że po tej rozmowie pozwolisz mi zabrać cię na diabelski młyn i trzymać za rękę.

Jestem naprawdę poruszony jego wypowiedzią.

- Kai, ja...

Brunet przerywa mi gestem ręki.

- To niby tylko dwa tygodnie, ale... Cholera, nie wiem co się ze mną dzieje. Świadomość tego, że do niedawna byłeś w stanie zrobić dla mnie wszystko sprawia, iż chcę cię dla siebie. Może to zwykłe zauroczenie, ale ja naprawdę cię lubię, Baekhyun.

Podchodzi niebezpiecznie blisko mnie, a ja czuję woń jego pociągających perfum. Jego dotyk działa na mnie jak porażenie prądem, kiedy lekko układa dłoń na moim policzku. Nie czułem czegoś takiego, kiedy to Chanyeol mnie dotykał.

- Kai, ja... - próbuję go zatrzymać, ale on pochyla się nade mną, wpatrując się prosto w moje usta. Czuję, jak pożera je wzrokiem i mam ochotę go odepchnąć, ale całe moje ciało jest sparaliżowane.

- Chciałbym mieć z tobą pokój, tak jak Chanyeol – mruczy, gładząc mój policzek. – Chciałbym też poznać twoją mamę, tak jak Chanyeol i móc bezkarnie cię dotykać, tak jak Chanyeol. Cholera, Chanyeol nie zasługuje na tyle przywilejów.

- Kai, proszę – odwracam wzrok, kiedy brunet prawie dotyka moich warg swoimi.

Chwilę później czuję tylko jak jakaś niewidzialna siła odciąga bruneta w bok, a ten zatacza się do tyłu. Zauważam tylko silną, znajomą dłoń, zaciśniętą na skrawku koszulki Kaia.

Chanyeol.

Chciałbym mu szybko wszystko wyjaśnić, jednak on i Jongin są właśnie w trakcie wulgarnej dyskusji na temat wtykania nosa w nieswoje sprawy. Czuję się paskudnie, choć to Kai zawinił. Od samego początku wszystko komplikował, lecz nie mam pojęcia, jaki był w tym wszystkim jego cel. Nie wiem też, czy wierzyć w jego niewinne wyznanie.

- Co to miało być?! – parska Chanyeol, kiedy Kai znika za drzwiami. – Pocałował cię?!

Agresja, widoczna w jego oczach zaczyna mnie przerażać.

- N-Nie – jąkam się i pewnie właśnie przez to mój głos brzmi tak wątpliwie i niepewnie.

- Jak to nie? Widziałem was! – mówi z furią.

- Nie krzycz – mówię cicho. – On po prostu...

Nie mogę mówić dalej. Mam cholerne przeczucie, że jeżeli powtórzę Chanyeolowi słowa Jongina, to wszystko skończy się gorzej niż powinno. Nie chcę odjeżdżać stąd, mając wyrzuty sumienia.

- Po prostu co?! – Chanyeol nadal krzyczy.

Biorę głęboki oddech i powoli wypuszczam powietrze. Lubię Chanyeola, ale to, jak czasami się zachowuje utrzymuje mnie w przekonaniu, że jego wady są liczniejsze niż zalety. W przeciwieństwie do Jongina, który znów wydaje mi się ideałem mężczyzny.

- Kai wyznał mi, że mnie lubi, okay?

W tej chwili muszę wyglądać naprawdę komicznie, bo Park natychmiast wybucha głośnym śmiechem. Nie wiem, o co mu chodzi, ale czuję się urażony. I to naprawdę boli.

- Lubi? Daj spokój, Baekkie. Nie jesteśmy w przedszkolu – śmieje się. – Wiesz, co Jongin ma na myśli mówiąc, że kogoś lubi? Albo seks, albo wybicie się jego kosztem. W twoim przypadku myślę, że chodzi mu o to i to.

Cofam się, zniesmaczony jego słowami. W przeciwieństwie do niego Jongin wydaje się wrażliwym i czułym mężczyzną. Jest tym typem chłopaka, który przytulałby mnie całą noc, obdarowywał kwiatami i słodyczami, oraz traktował jak księżniczkę. Przynajmniej tak mi się wydaje.

- Jesteś po prostu zazdrosny! – tym razem ja również podnoszę głos.

- Wmawiaj to sobie, Baek! – krzyczy za mną Park, kiedy wychodzę z patio z obrażoną miną. – Po prostu wkurza mnie to, że jednego dnia się do mnie łasisz, a drugiego nagle stwierdzasz, że dasz się pocałować Kaiowi. Zdecyduj się!

Zatrzymuję się w progu, zirytowany jego wypowiedzią.

- Nawet mnie nie pocałował! – krzyczę, zupełnie nie przejmując się opinią sąsiadów.

- Chwalisz się czy żalisz? – Park wbija we mnie kpiące spojrzenie, które jeszcze bardziej wyprowadza mnie z równowagi.

- Jesteś beznadziejny, Park! – rzucam na odchodnym i wychodzę. Mam dość jego pochopnych podejrzeń. Cały on znów zaczyna mnie irytować.

kaawaiibyunnie: tęsknię za domem

yoona90: Co się stało?

kaawaiibyunnie: długa historia...

kaawaiibyunnie: kai powiedział mi dziś, że mnie lubi, wiecie?

tiff_tiff: fajnie.........

xKimTaex: aha spoko

kaawaiibyunnie: a park mnie wpienia max

kaawaiibyunnie: idziemy dziś wszyscy na wesołe miasteczko podobno

tiff_tiff: :/

sunny-bunny: Baw się dobrze ;)

kaawaiibyunnie: ok

yoona90: niech chan cię pocieszy ;)

kaawaiibyunnie wylogował/a się

Wypad do lunaparku naprawdę miał być niespodzianką, ale najwidoczniej wszyscy już dawno o tym wiedzieli. Napięta atmosfera udziela się każdemu członkowi zespołu. W aucie siadam jak najdalej od Chanyeola, przypadkiem wybierając miejsce obok Sehuna. Z początku liczę na to, że młodszy nawet się nie odezwie, ale najwyraźniej nie byłby sobą bez swoich popisowych wypowiedzi.

Jesteśmy na miejscu, kiedy niebo zaczyna się robić fioletowe. Wczesne wieczory to moje ulubione pory dnia, więc usiłuję wykrzesać z siebie resztki dobrego humoru.

Wesołe miasteczko rozświetlone jest migającymi lampkami i neonami. Wokół roi się od karuzel, zjeżdżalni oraz sprzętów przeznaczonych dla starszych gości lunaparku. W dali widać szkielet olbrzymiej kolejki górskiej, która samym swoim ogromem wzbudza we mnie lęk. Na moje nieszczęście to właśnie ona najbardziej przykuwa uwagę reszty.

- Kto jest za tym, żeby najpierw przejechać się rollercoasterem? – pyta Suho, a każdy w mig deklaruje swoją chęć uczestnictwa w przejażdżce.

Jedynie ja stoję z boku i na samą myśl drżę ze strachu. Nigdy nie lubiłem tak przerażających atrakcji. Nie jestem fanem zarówno domów strachu jak i wysokich karuzel oraz tych idiotycznych rollercoasterów. Niestety, kiedy wszyscy zmierzają w stronę kolejki wiem, że moje zdanie w tej kwestii się nie liczy.

- Boisz się? – gdzieś z boku dociera do mnie pytanie Chanyeola. Spoglądam na niego z wyższością i prycham pod nosem.

- Oczywiście, że nie – gestem diwy zaczesuję opadającą mi na oczy grzywkę. – Myślałeś, że się boję?

- Jesteś cały blady i się trzęsiesz – mówi Park, patrząc na mnie z politowaniem, a ja ignoruję jego wypowiedź, wbijając wzrok w czubki swoich butów.

Xiumin kupuje bilety, a następnie całą grupą zajmujemy czerwone wagoniki. Czuję, jak serce podchodzi mi do gardła, kiedy siadam z drugim wagoniku, tuż obok Kaia, a miejsce przy mnie zajmuje Chanyeol. Gorszej kombinacji nie mogłem sobie nawet wymyślić. Staram się skupić uwagę na czymś innym, zamykam oczy, głęboko oddycham, liczę do dziesięciu, ale mimo to nie mogę przestać się bać. Wiem, że kiedy kolejka ruszy, zaczną się najgorsze minuty mojego życia.

- Uwaga! W czasie jazdy obowiązuje zakaz wystawiania rąk i nóg poza wagonik. Dziękuję za uwagę – mówi kobiecy głos przez głośniki, a ja wiem, że koszmar niedługo się zacznie.

Zamykam oczy, po omacku wyszukuję dłoni Jongina i ściskam ją, a on, najwidoczniej zadowolony z takiego obrotu sytuacji przyciąga mnie bliżej do siebie. Mogę się założyć, że właśnie zerka na Chanyeola z wyższością.

Obsługa sprawdza, czy każdy z nas jest prawidłowo zapięty pasami bezpieczeństwa, a następnie kolejka rusza. Z początku powoli toczy się po trasie, wjeżdżając stromo pod górę. Wagoniki znajdują się w pionowym ułożeniu, a ja mam ochotę się rozpłakać. Desperacko ściskam dłoń Jongina, do czasu, aż zatrzymujemy się na szczycie pierwszego wzniesienia trasy. Otwieram oczy i niemal automatycznie patrzę w dół, zauważając jak wysoko musimy się znajdować. Ludzie wyglądają jak mrówki, a zabudowania przypominają pudełka zapałek.

Nim się orientuję ruszamy w dół. Znów pionowo i znów dziwna, niewidzialna siła wciska mnie w siedzenie. Dłoń Jongina puszcza moją, a ja piszcząc desperacko uczepiam się ramienia siedzącego obok Chanyeola.

Słyszę, że wyższy coś mówi, ale zupełnie nie docierają do mnie jego słowa. Wjeżdżamy na kolejne wzniesienie, potem korkociąg, a następnie kilka pętli z kolei. Czuję, że zaraz zemdleję.

- Chcę do domu. Chcę do domu. Chcę do domu – powtarzam jak mantrę.

W końcu dojeżdżamy do mety. Kolejka się zatrzymuje, a ja czuję jak bardzo zdrętwiałe jest moje ciało.

- Wszystko w porządku? – pyta Chanyeol, a jego głos cudem przebija się do mojej świadomości.

Czuję, że raper ostrożnie odpina moje pasy bezpieczeństwa i pomaga mi wysiąść. Czując grunt pod nogami czuję się o wiele lepiej. Próbuję ochłonąć, lecz wspomnienia przejażdżki wielkim rollercoasterem nie dają się łatwo zapomnieć. Moim jedynym oparciem jest Chanyeol, z pomocą którego udaje mi się dotrzeć do najbliższej ławki i odrobinę uspokoić.


________________________________________

Cześć, cześć! Tu YuikoNano

Mam dzisiaj tę przyjemność napisania notki. B) Chciałabym pozdrowić mamę, Sylwusię i znajomków, hehe.

No i chcę tylko napisać, że wow, jesteście cudownymi czytelnikami. Dajcie Sylwii jeszcze więcej miłości w postaci cudownych komentarzy (ona bbbb lubi komentarze, ja w sumie też bbbb je lubię, bo jak się nudzę to je czytam, sama tak dużo ich nie dostaję, cri), a ona da wam jeszcze więcej cudownych rozdziałów~

I w sumie to by było na tyle, miłego dnia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top