Rozdział 7
- Może byś wróciła do innych gości, Laney, i znalazła sobie głupka, na którym będziesz mogła ostrzyć pazurki?
Woods ruszył w stronę pomieszczenia, gdzie znajdowała się większość gości. Wciąż mocno mnie trzymał, zmuszając, żebym poszła za nim.
- Chyba po prostu wrócę do swojego pokoju. Nie powinnam była tu dziś przychodzić. - Z całej siły starałam się nie dopuścić, żeby nas razem zobaczyli. Nie chciałam wchodzić do salonu w towarzystwie Woodsa. Intuicja podpowiadała, że to kiepski pomysł.
- Może mi go pokażesz? Też chętnie bym stąd uciekł.
Potrząsnęłam głową.
- Za mało miejsca dla dwojga.
Chłopak roześmiał się i pochylił, szepcząc mi coś do ucha. W tym momencie zauważyłam Rusha, który
uważnie nam się przyglądał. Nie wyglądał na zadowolonego. Może zaprosił mnie tylko z grzeczności i nie spodziewał się, że naprawdę przyjdę? Czyżbym go źle zrozumiała?
- Muszę wyjść. Rush raczej mnie tu nie chce. - Odwróciłam się i spojrzałam na Woodsa, wydostając się z jego objęć.
- Bzdura. Na pewno jest zbyt zajęty, żeby przejmować się, co robisz. Poza tym dlaczego miałby nie chcieć, żebyś przyszła na urodziny jego drugiej siostry?
Znów ta historia z siostrami. Dlaczego Grant nie powiedział mi, że Rush ma rodzeństwo? Nan ewidentnie wydawała się z nim spokrewniona.
- Hm, nie sądzę, żeby uważał mnie za część swojej rodziny. Jestem tylko męczącą córką nowego męża jego matki. Zostanę najwyżej kilka tygodni, do czasu, aż znajdę coś swojego. Chętnie się mnie stąd pozbędą. - Zmusiłam się do uśmiechu, mając nadzieję, że chłopak zrozumie i puści mnie wolno.
- Nie ma w tobie nic męczącego. Nawet Rush nie jest tak ślepy, żeby tego nie zauważyć. - Woods znów przysunął się bliżej.
- Chodź tutaj, Blaire - dobiegł mnie rozkazujący głos Rusha. Mój przyrodni brat nagle znalazł się obok. Wziął mnie pod rękę i przyciągnął w swoją stronę. - Nie spodziewałem się, że jednak przyjdziesz.
W jego głosie pobrzmiewała ostrzegawcza nuta. Chyba faktycznie źle go zrozumiałam. Zaproszenie wyglądało na niezbyt szczere.
- Przepraszam. Sądziłam, że mogę - szepnęłam. Czułam wstyd, że Woods to wszystko słyszy. Inni też na nas patrzyli. Raz w życiu postanowiłam zebrać się na odwagę i wyjść ze swojej skorupy. Oto skutki.
- Nie przypuszczałem, że pojawisz się tak ubrana - odparł ze śmiertelną powagą, patrząc na Woodsa.
Nie spodobała mu się moja sukienka? Mama poświęciła się i kupiła mi ciuch, którego nigdy nie założyłam. Sześćdziesiąt dolarów to były dla nas wówczas ogromne pieniądze. Miałam już dość tej bandy rozpuszczonych dzieciaków, zachowujących się, jakbym miała na sobie coś odrażającego. Podobała mi się ta kiecka. I buty. Moi rodzice byli kiedyś szczęśliwi i zakochani. Te szpilki stanowiły część ich historii. Niech ich wszystkich szlag trafi.
Wyrwałam się Rushowi i ruszyłam z powrotem do kuchni. Jeśli nie chciał, żeby jego przyjaciele się ze mnie śmiali, mógł mi powiedzieć. Wyszłam na idiotkę.
- O co ci chodzi, stary? - spytał ze złością Woods. Nie odwróciłam się. Miałam nadzieję, że się pobiją i że Woods rozwali Rushowi ten jego obrzydliwie idealny nos. Niestety, stałoby się raczej odwrotnie. Wprawdzie Rush też był elegancikiem, ale wyglądał na silniejszego.
- Blaire, poczekaj! - zawołał za mną Grant. Początkowo chciałam go zignorować, ale był w tej chwili najbliższą mi osobą. Zwolniłam jednak dopiero na korytarzu, gdzie nikt by nas nie zobaczył. Chłopak szybko mnie dogonił.
- Źle go zrozumiałaś - stwierdził. Chciało mi się śmiać. W kwestii brata wydawał się strasznie zaślepiony.
- To nie ma znaczenia. I tak nie powinnam była przychodzić. Mogłam się domyślić, że to tylko grzecznościowe zaproszenie. Żałuję, że nie kazał mi zostać w pokoju, skoro tego chciał. Te gierki nie są w moim stylu - warknęłam, ruszając prosto w stronę spiżarni.
- Rush rzeczywiście bywa dziwny. W ten osobliwy sposób próbował cię chronić - powiedział Grant, ale ja już łapałam za klamkę.
- Wierz w niego dalej, Grant. Od tego są dobrzy bracia - odparowałam i trzasnęłam za sobą drzwiami. Wzięłam kilka głębokich wdechów, dzięki czemu ból w piersiach trochę zelżał. Weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko.
Nie bywałam na imprezach. To drugie przyjęcie, na jakim się kiedykolwiek pojawiłam. Pierwsze też nie okazało się sukcesem. Właściwie było jeszcze gorsze. Wybrałam się do znajomych, żeby zaskoczyć Caina, ale to mnie czekała niespodzianka. Znalazłam
go w sypialni Jamie Kirkman. Właśnie lizał jej nagi sutek. Cicho zamknęłam za sobą drzwi i wyszłam tylnym wyjściem. Kilka osób mnie widziało i domyśliło się, na co się natknęłam. Mój chłopak zjawił się u mnie godzinę później. Błagał mnie na kolanach, żebym mu wybaczyła, i płakał.
Kochałam go, odkąd skończyłam trzynaście lat, i to jemu oddałam pierwszy pocałunek. Nie potrafiłam go nienawidzić. Po prostu pozwoliłam mu odejść. To był koniec naszego związku. Nie chciałam, żeby czuł się winny. Zostaliśmy przyjaciółmi. Czasami załamywał się - twierdził, że wciąż mnie kocha i chce do mnie wrócić. Ale co weekend na tylnym siedzeniu swojego mustanga obracał inną dziewczynę. Mnie traktował jak wspomnienie z dzieciństwa.
Dziś nikt mnie nie zdradził. Po prostu zostałam upokorzona. Zdjęłam buty mamy i ułożyłam je ostrożnie w pudełku, w którym zawsze je przechowywała. Potem wsadziłam je do walizki. Nie powinnam była ich dzisiaj zakładać. Następnym razem włożę je na specjalną okazję. Dla kogoś wyjątkowego.
To samo dotyczyło sukienki. Kiedy znów się w nią ubiorę, zrobię to dla człowieka, który będzie mnie kochał i uważał za piękność. Niezwracającego uwagi na cenę moich ciuchów. Właśnie zaczęłam rozsuwać zamek, kiedy drzwi otworzyły się i stanął w nich Rush. Trząsł się z wściekłości.
Nic nie powiedział, więc przerwałam zdejmowanie ubrania i opuściłam ręce. Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Ledwo mieścił się w tym malutkim pokoju. Musiałam się odsunąć i usiąść na łóżku, żebyśmy uniknęli dotykania się.
- Skąd znasz Woodsa? - warknął.
Patrzyłam zdziwiona, zastanawiając się, co ma na myśli. Sądziłam, że byli przyjaciółmi. A może o to chodziło? Nie chciał, żebym spędzała czas z bliskimi mu osobami?
- Jego tata jest właścicielem klubu golfowego. On tam gra, a ja sprzedaję napoje.
- Dlaczego się w to ubrałaś? - ciągnął przesłuchanie wrogim tonem.
To była kropla, która przepełniła czarę. Poderwałam się z łóżka i stanęłam na palcach. Moja twarz znalazła się naprzeciwko jego.
- Mama mi ją kupiła. Ktoś mnie wtedy wystawił i nigdy jej nie nosiłam. Dzisiaj mnie zaprosiłeś, a ja chciałam pasować do twojego towarzystwa. Założyłam najładniejszą rzecz, jaką miałam. Przykro mi, że nie okazała się wystarczająco dobra. A właściwie to nie. Gówno mnie to obchodzi. Mam gdzieś ciebie i twoich kasiastych, rozpuszczonych znajomych.
Dźgnęłam go palcem w klatkę piersiową. Patrzyłam na niego, tylko czekając, aż powie jeszcze coś na temat mojej sukienki.
Rush otworzył usta, po czym zamknął oczy i potrząsnął głową.
- Kurwa - burknął. Potem otworzył oczy i nagle jego ręce znalazły się w moich włosach. Przywarł do mnie ustami. Nie wiedziałam, co robić. Namiętnie lizał i przygryzał moją dolną wargę, po czym zaczął delikatnie ssać górną.
- Od chwili, gdy zobaczyłem cię po raz pierwszy, marzyłem o tym, żeby poczuć te twoje słodkie wargi - mruknął. Aż zachłysnęłam się ze zdziwienia, a on wykorzystał ten moment. Jego język wsunął się głębiej do moich ust. Smakował miętą i czymś aromatycznym. Kolana mi zmiękły. Musiałam położyć ręce na jego ramionach, żeby się nie przewrócić. Jego język pieścił mój, jakby zapraszał go do zabawy. Lekko przycisnęłam usta, po czym łagodnie ugryzłam Rusha w dolną wargę. Z gardła chłopaka wydobył się krótki jęk. W następnej chwili kładł mnie powoli na łóżko.
Położył się na mnie. Poczułam między nogami coś twardego - jego nabrzmiały penis. Przymknęłam oczy, a z moich ust wyrwało się westchnienie.
- Słodka, zbyt słodka... - szepnął Rush, niemal nie odrywając ode mnie ust. Nagle skoczył na równe nogi i odsunął się. Spojrzał na moją sukienkę. Zdałam sobie sprawę, że zwinęła się wokół pasa. Majtki miałam na wierzchu.
- Kurwa mać! - zaklął głośno, po czym walnął pięścią w ścianę, szarpnął za klamkę i wybiegł z pokoju tak szybko, jakby ktoś go gonił.
Ściany zatrzęsły się od siły, z jaką trzasnął za sobą drzwiami. Nie poruszyłam się. Nie mogłam. Serce waliło mi jak młotem, a pomiędzy nogami czułam znajomy ból. Zdarzało mi się podniecić, kiedy oglądałam w telewizji filmy erotyczne, ale nigdy tak mocno. Niewiele brakowało. Nie był zadowolony z faktu, że tak na niego działam. Zdawałam sobie z tego sprawę. Z drugiej strony obserwowałam, jak uprawiał seks na tarasie, i wiedziałam, że wyrzucił kochankę po wspólnie spędzonej nocy. Uwiedzenie Rusha nie mogło chyba być trudne. Wściekł się, bo to właśnie z mojego powodu się podniecił.
Poczułam się podle. Musiał mnie okropnie nie lubić, skoro nawet nie chciał przyznać, że mu się podobam. Gdy dotarło do mnie znaczenie jego zachowania, pulsowanie między nogami ustało. Rush nie chciał mnie dotykać. To budziło w nim złość. Podniecił się, mimo to zdołał odejść. Miałam poczucie, że jestem wybrakowana. Inne dziewczęta zdobywały go, jeśli tylko chciały. Może nie potrafił zmusić się do tego, by zrobić to ze mną, przedstawicielką białej hołoty z Alabamy. Musiał się ze mną męczyć do chwili, aż się wyprowadzę.
Położyłam się na boku i zwinęłam w kłębek. Może już nigdy nie włożę tej sukienki. Teraz wiązały się z nią jeszcze smutniejsze wspomnienia. Nadszedł czas, żebym na dobre się z nią rozstała. Ale dzisiaj postanowiłam w niej spać. W ten sposób pożegnam się z marzeniem, że mogę być dla kogoś wystarczająco dobra.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top