Rozdział 6

Nie było łatwo trzymać się z daleka od Rusha. W końcu mieszkaliśmy pod jednym dachem. Nawet jeśli starał się zachować dystans, ciągle na siebie wpadaliśmy. Wyraźnie unikał też mojego wzroku, ale to tylko sprawiało, że coraz bardziej mnie fascynował.

Dwa dni po naszej rozmowie na plaży weszłam do kuchni, jedząc kanapkę z masłem orzechowym, i wpadłam wprost na kolejną półnagą kobietę. Włosy miała w nieładzie, ale i tak wyglądała doskonale. Nienawidziłam takich dziewczyn.

Nieznajoma odwróciła się w moją stronę. W pierwszej chwili wydawała się zaskoczona, ale szybko zrobiła wściekłą minę. Zatrzepotała rzęsami i oparła rękę na biodrze.

- Czy ty właśnie wyszłaś ze spiżarni?

- Tak. A ty z łóżka Rusha? - palnęłam, zanim zdążyłam się powstrzymać. Przyrodni brat poinfor-

mował mnie przecież, że jego życie seksualne nie powinno mnie interesować. Dlaczego nie potrafiłam się zamknąć?

Dziewczyna uniosła perfekcyjnie wyregulowane brwi i uśmiechnęła się z rozbawieniem.

- Nie. Co prawda chętnie bym się tam znalazła, gdyby mi pozwolił, ale nie mów tego Grantowi. - Machnęła ręką, jakby chciała odpędzić muchę. - Nieważne. I tak pewnie już wie.

Nic z tego nie rozumiałam.

- Czyli właśnie wyszłaś z łóżka Granta? - spytałam, zdając sobie sprawę, że to nie moja sprawa. Ale Grant tu nie mieszkał, więc byłam ciekawa.

Dziewczyna przeczesała ręką szopę brązowych loczków i westchnęła.

- Tak. Przynajmniej z jego starego łóżka.

- Co takiego? - Nie zrozumiałam.

Kątem oka zauważyłam jakiś ruch przy drzwiach. Odwróciłam się i spojrzałam Rushowi prosto w oczy. Przyglądał mi się z pogardliwym uśmieszkiem. Świetnie. Słyszał, jak węszę. Chciałam odwrócić wzrok i udawać, że wcale nie spytałam przed chwilą tej dziewczyny, czy spędziła z nim noc. Błysk w jego oku powiedział mi, że to bez sensu.

- Nie przeszkadzaj sobie, Blaire. Przesłuchuj dalej gościa Granta. Jestem przekonany, że nie będzie miał nic przeciwko temu - odezwał się Rush. Skrzyżował

ramiona na piersiach i oparł się o framugę, jakby miał zamiar pozostać tam dłużej.

Spuściłam głowę i ruszyłam w stronę kosza na śmieci, żeby strzepnąć z palców okruszki chleba i zebrać myśli. Nie zamierzałam ciągnąć tej rozmowy w jego obecności. Mógłby sobie pomyśleć, że się nim interesuję. A przecież tego nie chciał.

- Dzień dobry, Rush. Dzięki, że pozwoliłeś nam się tu przekimać. Grant wypił wczoraj zdecydowanie za dużo, żebym pozwoliła mu prowadzić - rzuciła dziewczyna.

Aha. Teraz już wiedziałam, co się wydarzyło. Do cholery. A więc ciekawość znów zwyciężyła.

- Grant wie, że zawsze jest tu mile widziany -odparł Rush. Kątem oka zobaczyłam, że oderwał się od framugi. Podszedł do mnie. Dlaczego nie mógł mnie zignorować? Zaraz bym zniknęła.

- Hm, cóż... Chyba pójdę z powrotem na górę

- stwierdziła niepewnie dziewczyna. Gospodarz nie odpowiedział, a ja nie miałam odwagi spojrzeć na którekolwiek z nich. Dziewczyna uznała, że powinna wyjść. Spojrzałam na Rusha dopiero w chwili, kiedy usłyszałam jej kroki na schodach.

- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, słodka Blaire - szepnął chłopak i podszedł jeszcze bliżej.

- Myślałaś, że znów ktoś u mnie nocował? Hm? Próbowałaś dociec, czy spędziła noc w moim łóżku?

Przełknęłam głośno ślinę, ale nic nie powiedziałam.

- To nie twoja sprawa, z kim sypiam. Chyba już o tym rozmawialiśmy?

Skinęłam głową. Jeśli tylko da mi spokój, nigdy nie odezwę się do żadnej kobiety, która pojawi się w tym domu. Rush wyciągnął rękę i nawinął na palec pasmo moich włosów.

- Nie chciałabyś mnie poznać. Może ci się wydawać inaczej, ale tak właśnie jest. Przysięgam.

Gdyby nie był taki przystojny i nie stał tuż obok, może łatwiej byłoby mi w to uwierzyć. Ale im bardziej mnie odpychał, tym bardziej mnie intrygował.

- Nie tego się po tobie spodziewałem. A szkoda. Byłoby mi znacznie łatwiej - dodał cicho.

Puścił moje włosy, odwrócił się i wyszedł. Po chwili trzasnęły drzwi na werandę. Odetchnęłam z ulgą. Co miał na myśli? Czego się spodziewał?

Tego wieczoru, gdy wróciłam z pracy, w domu nie było nikogo.

Otworzyłam oczy i spojrzałam na mały budzik stojący na nocnym stoliku. Po dziewiątej. Naprawdę długo spałam. Przeciągnęłam się i zapaliłam światło. Wykąpałam się poprzedniego wieczoru, więc byłam czysta. W ciągu ostatniego tygodnia zarobiłam ponad tysiąc dolarów. Postanowiłam od razu zacząć szukać mieszkania. Za tydzień powinnam móc pozwolić sobie na wyprowadzkę.

Przeczesałam palcami włosy, próbując nieco je okiełznać, zanim wstanę. Zamierzałam tego ranka spędzić trochę czasu na plaży. Jeszcze tego nie robiłam. Dzisiaj będę cieszyć się wodą i słońcem.

Wydobyłam spod łóżka walizkę i pogrzebałam w niej w poszukiwaniu bikini. Miałam tylko jeden kostium kąpielowy. Prawdę mówiąc, nie używałam go zbyt często. Biało-różowy wzorek dobrze komponował się z moją cerą.

Założyłam kostium. Był bardziej skąpy, niż zapamiętałam. Albo moje ciało zmieniło się od czasu, kiedy nosiłam go ostatnio. Potem wyciągnęłam z walizki podkoszulkę, którą włożyłam na wierzch, i złapałam krem z filtrem. Kupiłam go po pierwszym dniu pracy. Na polu golfowym bez kremu ani rusz.

Zgasiłam światło i przeszłam przez spiżarnię.

Cholera. A to kto? Przed sobą ujrzałam jakiegoś chłopaka, który siedział przy barze w kuchni. Przy lodówce stał Grant i uśmiechał się szeroko.

- Codziennie wychodzisz stamtąd tak ubrana? -spytał.

Nie spodziewałam się towarzystwa.

- Hm, nie. Zazwyczaj ubieram się jak do pracy. -Nieznajomy chłopak gwizdnął przeciągle. Nie mógł mieć więcej niż szesnaście lat.

- Zignoruj tego napakowanego hormonami idiotę. To Will. Jest siostrzeńcem Georgianny. Co w jakiś

pokrętny, idiotyczny sposób czyni z niego mojego młodszego kuzyna. Po raz setny uciekł z domu. Rush zadzwonił do mnie, żebym przyjechał i zawiózł tego świra z powrotem do matki.

Rush. Dlaczego moje serce zaczynało mocniej bić na dźwięk tego imienia? Bo był tak idealny, że to aż niesprawiedliwe. Właśnie dlatego. Potrząsnęłam głową, chcąc odpędzić myśli o moim gospodarzu.

- Miło cię poznać, Will. Mam na imię Blaire. Rush zlitował się nade mną i zaoferował pokój do czasu, aż zdołam wynająć coś własnego.

- Hej, jedź ze mną. Nie będziesz musiała spać pod schodami - zaproponował Will.

Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Takie niewinne flirty nie były mi obce.

- Dziękuję, ale nie sądzę, żeby twoja mama ucieszyła się z tego powodu. Pod schodami jest mi dobrze. Mam wygodne łóżko i nie muszę spać z bronią.

Grant zachichotał, a Will wytrzeszczył oczy.

- Masz spluwę? - spytał z podziwem w głosie.

- Widzisz, zepsułaś chłopaka. Lepiej go stąd zabiorę, zanim jeszcze bardziej się zakocha - stwierdził Grant. Złapał kubek, do którego przed chwilą nalał kawy. Ruszając w stronę drzwi, rzucił: - Chodź, Will, zanim obudzę Rusha. Wtedy będziesz miał do czynienia z nim i jego humorami.

Will spojrzał na kuzyna, po czym ponownie przeniósł wzrok na mnie. Wydawał się rozdarty. Słodziak.

- Idziemy, Will - stwierdził stanowczo Grant.

- Hej, Grant - krzyknęłam, zanim doszedł do drzwi.

Odwrócił się do mnie.

- Tak?

- Dzięki za benzynę. Oddam ci forsę, jak tylko dostanę czek.

Potrząsnął głową.

- Wykluczone. Obrażę się. Ale nie ma za co. - Mrugnął do mnie, po czym rzucił Willowi ostrzegawcze spojrzenie i wyszedł z kuchni.

Pomachałam Willowi na do widzenia. Potem się zastanowię, jak zwrócić Grantowi pieniądze. Musiał istnieć jakiś sposób. Na razie miałam inne plany. Wyszłam na zewnątrz. Zamierzałam po raz pierwszy spędzić dzień na plaży.

Rozłożyłam ręcznik, który pożyczyłam z łazienki. Wieczorem będę musiała go uprać. Miałam tylko ten jeden, a teraz był cały z piasku. Ale niczego nie żałowałam.

Na plaży nikogo nie spotkałam. W pobliżu nie stały żadne domy, więc w okolicy było pusto. Odważnie zdjęłam podkoszulkę i włożyłam pod głowę. Zamknęłam oczy. Dźwięk rozbijających się o brzeg fal ukołysał mnie do snu.

- Proszę, powiedz, że posmarowałaś się kremem z filtrem. - Nad sobą usłyszałam głęboki głos. Przekręciłam się w jego stronę. Poczułam męski zapach. Zapragnęłam się do niego zbliżyć.

Otworzyłam oczy. Słońce oślepiało mnie, więc osłoniłam je ręką. Koło mnie siedział Rush i przyglądał mi się uważnie. Ciepło i humor, które przebijały z tonu jego głosu chwilę wcześniej, musiały mi się chyba przyśnić.

- Posmarowałaś się, prawda? Skinęłam głową i usiadłam.

- Dobrze. Nie chciałbym, żeby ta gładka kremowa skóra zanadto się przypiekła.

Uważał, że moja skóra jest gładka i kremowa. Zabrzmiało to jak komplement. Czy powinnam podziękować?

- Hm, nałożyłam krem przed wyjściem z domu. Rush nie odrywał ode mnie wzroku. Zwalczyłam

pragnienie sięgnięcia po koszulkę i założenia jej na kostium. Moje ciało nie wyglądało jak ciała dziewcząt, które widywałam w jego towarzystwie. Nie chciałam, żeby nas porównywał.

- Dzisiaj nie pracujesz? - odezwał się w końcu. Potrząsnęłam głową.

- Mam wolne.

- Jak sobie radzisz?

Wyglądało na to, że postanowił zachowywać się uprzejmie. Cóż, przynajmniej mnie nie unikał. Cho-

ciaż to głupie, pragnęłam jego uwagi. Było w nim coś, czego nie potrafiłam określić. Im bardziej trzymał się ode mnie z daleka, tym bardziej chciałam znaleźć się bliżej. Przechylił głowę i uniósł w górę brew, jakby czekał, aż coś powiem.

Zaraz. Przecież zadał mi pytanie. Niech szlag trafi te cholerne srebrne oczy. Nie mogłam się skupić.

- Hm, co? - Zaczerwieniłam się. Zachichotał.

- Jak ci idzie w pracy? - spytał powoli.

Muszę przestać zachowywać się w jego obecności jak idiotka. Wyprostowałam ramiona.

- Dobrze. Lubię ją.

Rush uśmiechnął się złośliwie i spojrzał przed siebie.

- Wyobrażam sobie.

Przez moment zastanawiałam się, co mógł mieć na myśli. W końcu spytałam:

- O co ci chodzi?

Rush zlustrował mnie od góry do dołu, po czym ponownie spojrzał mi w oczy. Żałowałam, że jednak nie założyłam podkoszulki.

- Wiesz, że doskonale wyglądasz, Blaire. Nie wspominając o twoim słodkim uśmiechu. Faceci na pewno dobrze ci płacą.

Miał rację odnośnie napiwków. Kiedy tak na mnie patrzył, robiło mi się gorąco. Chciałam mu się po-

dobać, a jednocześnie przerażało mnie, że może źle mnie ocenić. A jeśli zmieni zdanie i nie będzie już chciał ze mną rozmawiać? Jak to zniosę?

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Rush patrzył na ocean głęboko zamyślony. Zacisnął mocno szczęki i zmarszczył czoło. Czyżby moja odpowiedź go zdenerwowała?

- Jak dawno temu zmarła twoja mama? - spytał, zwracając się ponownie w moją stronę.

Nie chciałam o niej rozmawiać. Nie z nim. Ale nie mogłam zignorować pytania.

- Trzydzieści sześć dni temu.

Wydawał się wściekły, bo zacisnął usta w wąską linijkę, a linia na czole jeszcze się pogłębiła.

- Twój tata wiedział, że chorowała?

Kolejne pytanie, na które nie miałam ochoty odpowiadać.

- Tak. Zadzwoniłam do niego tego dnia, kiedy odeszła. Nie odebrał. Nagrałam mu wiadomość.

Fakt, że nigdy nie oddzwonił, bolał mnie bardziej, niż chciałam przyznać.

- Nienawidzisz go? - spytał Rush.

Chciałam go nienawidzić. Od dnia, kiedy zginęła siostra, sprawiał mi tylko ból. Ale nie potrafiłam. Był moją jedyną rodziną.

- Czasami - odparłam szczerze.

Rush skinął głową. Wyciągnął rękę i przełożył swój mały palec przez mój. Nic nie powiedział, ale nie musiał. I tak zrozumiałam. Może nie znałam go zbyt dobrze, ale coraz bardziej mi się podobał.

- Robię wieczorem imprezę. To urodziny Nan, mojej siostry. Zawsze je dla niej urządzam. Pewnie nie są to twoje klimaty, ale jeśli chcesz, możesz przyjść.

- Masz siostrę?

- Tak - odparł, wzruszając ramionami.

Dlaczego Grant powiedział, że Rush jest jedynakiem? Czekałam, aż coś wyjaśni, ale chłopak milczał. Postanowiłam zapytać.

- Grant mówił, że nie masz rodzeństwa.

Rush wyraźnie się spiął. Potrząsnął głową i puścił mój palec. Znów spojrzał na morze.

- Grant nie powinien ci nic o mnie opowiadać. Nieważne, jak bardzo chce dobrać się do twoich majtek. - Chłopak wstał. Odwrócił się i ruszył w stronę domu, nie oglądając się za siebie.

Trafiłam na drażliwy temat. Nie wiedziałam, o co chodzi, ale Rush wyraźnie nie miał ochoty rozmawiać o Nan. Nie powinnam była zadawać tylu pytań. Wstałam i weszłam do wody. Męczył mnie upał, a poza tym musiałam oderwać myśli od Rusha. Za każdym razem, kiedy trochę się przy nim rozluźniłam, przypominał mi, gdzie moje miejsce.

Ten człowiek był dziwny. Seksowny, przystojny jak szatan, ale dziwny.

***

Siedziałam na łóżku, słuchając dobiegających z wnętrza domu śmiechów i muzyki. Cały dzień zastanawiałam się, czy pojawić się na imprezie. W końcu postanowiłam, że wyjdę z pokoju, i założyłam swoją jedyną ładną sukienkę. Była czerwona, obcisła w biuście i biodrach. Sięgała mi do połowy uda i rozszerzała się ku dołowi. Kupiłam ją, kiedy Cain zaprosił mnie na bal maturalny. Potem nominowano go na króla balu, a Grace Anne Henry znalazła się w gronie kandydatek na królową. Chciała iść z nim, więc Cain zadzwonił do mnie z pytaniem, czy mógłby. Wszyscy widzieli w nich zwycięzców, a Cain uważał, że byłoby fajnie, gdyby przyszli jako para. Zgodziłam się i odwiesiłam sukienkę z powrotem do szafy. Tamtej nocy wypożyczyłam dwa filmy i upiekłam ciasto czekoladowe. Oglądałyśmy z mamą komedie romantyczne i objadałyśmy się po uszy. To był jeden z ostatnich wieczorów, kiedy mogła sobie jeszcze pozwolić na takie przysmaki. Potem zbyt osłabła od chemii.

Jak na tutejsze standardy moja kreacja wydawała się tania. Miała prosty krój. Uszyta została z miękkiego szyfonu. Rzuciłam okiem na srebrne buty na obcasie, które zachowałam na pamiątkę po mamie. Kupiła je na swoje wesele i uwielbiała je. Nigdy więcej

ich nie założyła, ale trzymała je w szafie starannie zapakowane.

Wychodząc, ryzykowałam upokorzenie. Nie pasowałam do tych ludzi. Nigdy nie czułam się dobrze w towarzystwie, nawet w szkole średniej. Moje życie składało się z dziwacznych momentów. Powinnam nauczyć się dopasowywać do innych. Chciałam zostawić za sobą tę dziwną dziewczynę, której nikt nie zauważał, bo zajmowała się sprawami ważniejszymi niż spotkania ze znajomymi.

Wstałam i wygładziłam materiał. Wyjdę stąd. Wypiję drinka i zobaczę, czy ktoś się do mnie odezwie. Jeśli impreza okaże się kompletną porażką, zawsze mogę schować się tutaj, wskoczyć w piżamę i skulić się pod kołdrą. Metoda małych kroków.

Otworzyłam drzwi spiżarni. Na szczęście kuchnia okazała się pusta. Trochę trudno byłoby wytłumaczyć, co tam robię. Słyszałam, jak Grant śmieje się głośno, gawędząc z kimś w salonie. On na pewno ze mną porozmawia. Mógłby wprowadzić mnie w klimat. Wzięłam głęboki wdech i wyszłam na korytarz. Hol przybrano białymi różami i srebrnymi wstążkami. Te dekoracje kojarzyły się raczej z weselem niż imprezą urodzinową. Nagle otworzyły się drzwi frontowe. Spojrzałam w zdumieniu prosto w znajome ciemne oczy. Zaczerwieniłam się, gdy Woods zlustrował mnie dokładnie od góry do dołu.

- Blaire - powiedział, ponownie patrząc mi w twarz. - Nie sądziłem, że możesz wyglądać jeszcze seksowniej. Najwyraźniej się myliłem.

- Fuck, dziewczyno. Nieźle się odstawiłaś. - Uśmiechnął się do mnie blondyn z loczkami i niebieskimi oczami. Nie potrafiłam sobie przypomnieć, jak ma na imię. Czy w ogóle mi je podawał?

- Dziękuję - wychrypiałam. Znów dziwnie się zachowywałam. To była moja szansa, żeby się wpasować. Musiałam się skupić.

- Nie wiedziałem, że Rush ponownie zaczął grać w golfa. A może przyszłaś tu z kimś innym? - Minęła chwila, zanim zrozumiałam, co Woods miał na myśli. Najwyraźniej sądził, że zjawiłam się z jakimś znajomym poznanym w pracy. Tymczasem sytuacja była zupełnie inna.

- Przyszłam sama. Rush... hm. Mój ojciec poślubił jego matkę. - Chyba wyjaśniłam sprawę.

Woods uśmiechnął się jeszcze szerzej i ruszył w moją stronę.

- Ach, więc to tak? Zmusza swoje przyrodnie rodzeństwo do pracy w klubie golfowym? No, no. Ten chłopak jest fatalnie wychowany. Gdybym ja miał siostrę o takim wyglądzie, trzymałbym ją z dala od ludzi... cały czas. - Zawahał się i dotknął kciukiem mojego policzka. - Oczywiście, zostałbym z tobą. Nie chciałbym, żebyś czuła się samotna.

Zdecydowanie ze mną flirtował. Ostro. Nie dam sobie z nim rady. Miał znacznie więcej doświadczenia. Potrzebowałam przestrzeni.

- Takie nogi powinny być ubezpieczone na milion dolarów. Nie sposób ich nie pogłaskać... - zniżył głos i obejrzał się przez ramię, chcąc sprawdzić, czy w pobliżu nikogo nie ma.

- Jesteś... jesteś przyjacielem Rusha czy Nannette? - spytałam, przypominając sobie, jakim imieniem nazwał ją Grant tego wieczoru, kiedy się poznaliśmy.

Woods wzruszył ramionami.

- Moja relacja z Nan to skomplikowana sprawa. Znamy się z Rushem od dziecka. - Woods wsunął mi rękę za plecy. - Ale założę się o wszystko, że Nan za tobą nie przepada.

Nie miałam pojęcia. Od tamtej pierwszej nocy jej nie widziałam.

- Właściwie jej nie znam.

Mój towarzysz zmarszczył brwi.

- Naprawdę? To dziwne.

- Woods! Tutaj jesteś. - Mój towarzysz odwrócił głowę w stronę dziewczyny o długich i kręconych rudych włosach, ubranej w czarną satynową sukienkę, która ledwie zakrywała kusząco zaokrąglone ciało. Może ona odwróci jego uwagę. Zrobiłam krok w stronę kuchni. Moja odwaga właśnie się wyczerpała.

Woods objął mnie mocniej, zatrzymując w miejscu.

- Laney - powiedział tylko. Dziewczyna spojrzała w moją stronę brązowymi oczami. Przyglądała się dłoni chłopaka na moim biodrze, podczas gdy ja bezradnie stałam. Nie tego chciałam. Pragnęłam pasować do towarzystwa.

- A to kto? - mruknęła nieprzyjaźnie.

- To Blaire. Nowa siostra Rusha - odparł Woods znudzonym tonem.

Laney przymknęła oczy i roześmiała się.

- Niemożliwe. Ma na sobie tanią sukienkę i jeszcze tańsze buty. Kimkolwiek jest, z pewnością cię okłamuje. Ale ty zawsze miałeś słabość do ślicznych buziek, prawda, Woods?

Zdecydowanie powinnam była zostać w pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top