Rozdział 17
Szarpnęłam drzwi pikapa szczęśliwa, że skończyłam pracę na dziś. Na siedzeniu leżało małe czarne pudełeczko z przyczepionym liścikiem. Sięgnęłam po nie.
Blaire,
to telefon. Potrzebujesz go. Rozmawiałem z Twoim tatą i powiedział, żebym Ci go kupił. To od niego. Rozmowy i esemesy są nielimitowane, więc używaj go do woli.
Rush
Ojciec kazał mi kupić telefon? Naprawdę? Otworzyłam pudełko. W środku znajdował się biały iPhone we wstrząsoodpornej obudowie. Wyciągnęłam go i przez chwilę mu się przyglądałam. Nacisnęłam mały okrągły guziczek i ekran zaświecił. Tata nie podarował mi niczego od urodzin przed swoim odejściem. Przed
śmiercią Valerie. Wtedy sprezentował nam identyczne elektryczne skutery i hełmy.
Wspięłam się na siedzenie pikapa z telefonem w ręku. Czy mogłam zadzwonić do taty? Byłoby miło, gdyby mi wyjaśnił, dlaczego go nie ma. Czemu wysłał mnie w miejsce, w którym mnie nie chciano. Ciekawe, czy poznał Nan. Jeśli tak, to z pewnością wiedział, że ona mnie nie zaakceptuje. Moja przyrodnia siostra. Czy dlatego była taka wściekła? Bo nie dorastałam w takich luksusach jak ona? Boże, ależ okrutnie mnie potraktowała.
Wyświetliłam listę kontaktów. Zawierała tylko trzy pozycje - Bethy, Darię i Rusha. Zapisał mi swój numer. To mnie zaskoczyło.
Telefon zaczął grać jedną z piosenek Slacker Demon i na ekranie pojawiło się imię Rusha. Dzwonił do mnie.
- Halo - powiedziałam wciąż niepewna, co o tym myśleć.
- Widzę, że znalazłaś telefon. Podoba ci się? - spytał Rush.
- Tak, jest naprawdę ładny. Ale dlaczego tata chciał, żebym go miała? - Przez ostatnie kilka lat nie obchodziły go moje potrzeby. To wydawało się takie błahe.
- Środki ostrożności. Wszystkie kobiety potrzebują komórki. Zwłaszcza takie, które jeżdżą samochodami
starszymi od nich samych. Ta twoja bryka może się w każdej chwili rozpaść.
- Mam broń - przypomniałam mu. Roześmiał się.
- Tak, twardzielko. Spróbuj wezwać nią pomoc drogową.
Co racja, to racja.
- Wracasz do domu? - spytał. Czyżby uważał, że to również mój dom? Zrobiło mi się ciepło w środku. Nawet jeśli nie miał tego na myśli.
- Tak, jeżeli nie masz nic przeciwko temu. Mogę jechać gdzieś indziej, skoro wolisz, żebym na razie nie wracała.
- Nie. Chcę, żebyś wróciła. Zrobiłem obiad. Obiad? Dla mnie?
- Och. Dobrze. Będę za kilka minut.
- Do zobaczenia. - Rozłączył się. Znów zachowywał się bardzo dziwnie.
Po wejściu poczułam mocny zapach przyprawy do taco. Zamknęłam za sobą drzwi i poszłam do kuchni. Gdyby rzeczywiście sam zrobił meksykańskie jedzenie, byłabym pod wielkim wrażeniem.
Rush stał tyłem do mnie. Śpiewał słowa lecącej z odtwarzacza piosenki, której nie znałam. Była wolniejsza i spokojniejsza niż to, czego słuchał zazwyczaj. Na barze stała otwarta butelka corony z limonką. Pracując na polu golfowym, rozdałam takich setki.
- Ładnie pachnie - rzuciłam. Rush odwrócił się i uśmiechnął się do mnie szeroko.
- I nieźle smakuje - odpowiedział, wycierając ręce do leżącej obok ścierki. Podał mi butelkę. - Proszę, wypij. Enchilady są prawie gotowe. Właśnie odwracam ąuesadille, więc musimy poczekać jeszcze kilka minut. Zaraz siadamy.
Wzięłam mały łyk piwa. Głównie dla odwagi. Zupełnie nie tak wyobrażałam sobie nasze następne spotkanie. Rush przywodził na myśl puzzle, których nigdy nie zdołam ułożyć.
- Mam nadzieję, że lubisz meksykańską kuchnię - powiedział, wyjmując enchilady z piekarnika. Rush Finlay nie wyglądał na kogoś, kto potrafi gotować. Ale do cholery, przy garach prezentował się wyjątkowo seksownie.
- Uwielbiam - zapewniłam go. - Muszę przyznać, że naprawdę imponuje mi fakt, że potrafisz gotować.
Rush odwrócił się i mrugnął do mnie.
- Mam mnóstwo ukrytych talentów.
To nie ulegało wątpliwości. Znów pociągnęłam z butelki.
- Spokojnie. Musisz coś zjeść. Kiedy mówiłem „wypij", nie miałem na myśli wszystkiego naraz.
Skinęłam głową i otarłam dłonią małą kroplę, która została mi na ustach. Rush przyglądał mi się uważnie. Ręce zaczęły mi się odrobinę trząść.
Odwrócił się szybko i zaczął zdejmować quesadille z patelni. Położył je na talerzu pełnym twardych i miękkich tacos. Zrobił nawet burritos. Po trochu wszystkiego.
- Stół jest już nakryty. Weź dla mnie coronę z lodówki i chodź.
Wykonałam polecenie i pobiegłam za nim. Nie zatrzymał się w jadalni. Wyszedł na duży taras z widokiem na ocean. Na stole stały dwie lampy sztormowe, dzięki którym wiatr nie zdmuchiwał świeczek.
- Usiądź. Nałożę ci - powiedział, wskazując mi miejsce. Stały tu tylko dwa krzesła.
Gdy usiadłam, Rush nałożył mi na talerz porcyjkę każdego dania. Potem odstawił tacę i rozpostarł na moich kolanach serwetkę. Jego usta znalazły się blisko mojego ucha. Ciepły oddech sprawił, że zadrżałam.
- Czy masz ochotę na kolejne piwo? - szepnął, zanim się wyprostował.
Potrząsnęłam głową. Nie będę w stanie pić, jeśli zamierza robić takie rzeczy. Serce i tak galopowało mi jak szalone. Bałam się, że jak tak dalej pójdzie, nie zdołam nic zjeść.
Na szczęście Rush wziął swoje piwo i usiadł naprzeciwko. Nałożył sobie jedzenie na talerz.
- Jeśli nie będzie ci smakowało, nie mów mi. Moje ego by tego nie zniosło.
Wiedziałam, że ugotował coś pysznego. Uśmiechnęłam się szeroko, po czym złapałam za nóż i widelec. Odkroiłam kawałek enchilady. Z pewnością nie zdołam zjeść wszystkiego, ale mogłam chociaż spróbować.
Zaskoczył mnie smak tego, co wzięłam do ust. Jedzenie okazało się równie smaczne jak w meksykańskich restauracjach. Uśmiechnęłam się.
- Pyszne. Chociaż właściwie nie powinno mnie to dziwić.
Rush wepchnął do ust duży kęs i uśmiechnął się. Z pewnością nic nie zdołałoby zniszczyć jego poczucia własnej wartości. Właściwie to nawet nie zawadziłoby odrobinę utrzeć mu nosa. Zaczęłam próbować pozostałych potraw i odkryłam, że jestem bardziej głodna, niż mi się początkowo wydawało. Wszystko było obłędnie pyszne. Nie chciałam, żeby cokolwiek się zmarnowało.
Pochłonęłam większość tego, co miałam na talerzu. Upiłam łyk piwa i odchyliłam się do tyłu. Rush też już skończył. Napił się, odstawił butelkę i zrobił poważną minę. Oho. Będziemy rozmawiać o poprzednim wieczorze. Chciałam o nim zapomnieć. Zwłaszcza że dzisiejszy mijał tak miło.
- Przykro mi, że Nan tak cię dzisiaj potraktowała - powiedział smutno.
- Skąd wiesz? - spytałam, bo nagle poczułam się niezręcznie.
- Woods do mnie zadzwonił. Ostrzegał mnie, że jeśli będzie nieuprzejma wobec pracowników, poproszą ją o opuszczenie klubu.
Miły chłopak z tego Woodsa. Czasami trochę przesadzał, ale był dobrym szefem. Skinęłam głową.
- Nie powinna odzywać się do ciebie w ten sposób. Rozmawiałem z nią. Obiecała mi, że to się więcej nie powtórzy. Ale jeśli kiedykolwiek tak by się stało, proszę, powiedz mi.
A więc to przeprosiny za złe zachowanie siostry, a nie próba naprawienia stosunków między nami. Ani tym bardziej romantyczna randka. A już zdołałam przekonać samą siebie, że chodziło o to ostatnie. Tymczasem Rush chciał tylko wytłumaczyć się za Nan.
Odepchnęłam krzesło i wzięłam swój talerz.
- Dziękuję. Doceniam ten gest. To bardzo miłe z twojej strony. Zapewniam cię, że nie zamierzam skarżyć Woodsowi, jeśli Nan kiedykolwiek będzie dla mnie niemiła. Po prostu akurat widział całe zajście. - Sięgnęłam po piwo. - Pyszna kolacja. Miła niespodzianka po dniu ciężkiej pracy. Bardzo ci dziękuję.
Nie patrzyłam mu w oczy. Chciałam jak najszybciej znaleźć się z dala od niego, więc wstałam, szybko weszłam do domu, opłukałam talerz i wstawiłam go do zmywarki, po czym to samo zrobiłam z butelką, którą odstawiłam do pojemnika na szkło.
- Blaire. - Rush znalazł się tuż za mną i w jednej chwili przygwoździł mnie do blatu. Mogłam tylko stać i patrzeć na zlew przed sobą. Jego ciepłe ciało oparło się o moje plecy i musiałam zagryźć wargę, żeby nie jęknąć. Nie pozwolę mu zobaczyć, jak bardzo mnie kręci.
- Nie chciałem przepraszać za zachowanie Nan, a za swoje. Za wczorajszy wieczór. Nie spałem całą noc, marząc, żebyś znalazła się przy mnie. Żałuję, że cię odepchnąłem. Trzymam ludzi na dystans, Blaire. W ten sposób się osłaniam. Ale nie chcę chronić się przed tobą.
Powinnam odejść i trzymać się z daleka. Rush nie był i nigdy nie miał stać się niczyim księciem z bajki. Nie mogłam liczyć na to, że mnie pokocha i będzie mnie wielbił. Ale już się do niego przywiązałam. Nie wiedziałam, czy chcę z nim być zawsze, ale w tej chwili pragnęłam, by stał się moim pierwszym partnerem. Po nim na pewno pojawią się inni. Rush to tylko przystanek na długiej drodze mojego życia. Choć mogło stać się tak, że nigdy go nie zapomnę ani nie przestanę kochać. To mnie najbardziej przerażało - że po tym wszystkim nie zdołam ruszyć dalej.
Wyciągnął rękę i odsunął włosy z mojej szyi. Pocałował mnie w ramię.
- Proszę. Wybacz mi. Daj mi jeszcze jedną szansę, Blaire. Pragnę tego. Pragnę ciebie.
Będzie moim pierwszym. Czułam, że to właściwa kolej rzeczy. Wiedziałam, że to mężczyzna, który nauczy mnie życia. Nawet jeśli w końcu złamie mi serce. Obróciłam się w jego ramionach i objęłam go za szyję.
- Wybaczę ci pod jednym warunkiem. - Spojrzałam w smutne oczy, które sprawiały, że marzyłam o czymś więcej.
- Dobrze - powiedział ostrożnie.
- Chcę być z tobą dzisiaj. Koniec z flirtowaniem. Koniec z czekaniem.
Zmartwienie natychmiast zniknęło z jego twarzy zastąpione pożądaniem.
- Tak, do cholery - mruknął i przyciągnął mnie mocno do siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top