Rozdział 16

Rush otworzył drzwi i puścił mnie przodem. Skierowałam się w stronę kuchni.

- Mieszkasz teraz na górze - przerwał milczenie mój gospodarz.

Wiedziałam o tym. Po prostu się zamyśliłam. Odwróciłam się i ruszyłam po schodach. Chłopak został z tyłu. Chciałam się odwrócić i zobaczyć, co robi, ale nie mogłam.

- Naprawdę próbowałem trzymać się z daleka od ciebie - powiedział gorzko. Zatrzymałam się i spojrzałam na niego. Stał na dole i patrzył na mnie. Rozpacz na jego twarzy sprawiła, że zabolało mnie serce.

- Tamtej pierwszej nocy, kiedy nie chciałem, żebyś tu została. To nie dlatego, że mi się nie spodobałaś - roześmiał się chrapliwie. - Wręcz przeciwnie. Wiedziałem, że zawrócisz mi w głowie

i że nie zdołam się powstrzymać. Może nawet odrobinę cię znienawidziłem. Przez ciebie stałem się słaby.

- Dlaczego nie chcesz, żebym cię pociągała? - Musiałam znać odpowiedź przynajmniej na to pytanie.

- Bo nie wiesz wszystkiego, a ja nie mogę ci powiedzieć. Nie zdradzę sekretów Nan. Są jej. Kocham ją, Blaire. Całe życie ją chroniłem. To moja młodsza siostrzyczka. Po prostu. Chociaż pragnę cię, jak nie pragnąłem niczego innego w życiu, nie wyjawię ci jej tajemnic.

Każde słowo brzmiało jak siłą wydarte z gardła. Nan to naprawdę jego siostra. Rozumiałam ten rodzaj lojalności i miłości. Umarłabym dla Valerie, gdybym mogła. Była tylko piętnaście minut młodsza ode mnie, ale zrobiłabym wszystko, czego pragnęła. Żaden facet ani żadne uczucie nie zdołałoby sprawić, bym ją zdradziła.

- Potrafię to zrozumieć. Wszystko w porządku. Niepotrzebnie pytałam. Przepraszam.

Czułam się naprawdę głupio. Wsadzałam nos w sprawy jego i jego siostry. Bethy nie powinna tego wiedzieć. Myliła się, sądząc, że uznam za problem pragnienie Rusha, by chronić siostrę.

Chłopak zacisnął mocno powieki i coś wymamrotał. Chyba musiał sobie z czymś poradzić. Może

ze złymi wspomnieniami. Miałam ochotę iść na dół i przytulić go, ale wiedziałam, że w tej chwili nie powinnam tego zrobić. Spieprzyłam sprawę.

- Dobranoc, Rush. - Znów ruszyłam po schodach. Tym razem się nie obejrzałam. Poszłam prosto do swojego pokoju.

***

Przy takich oknach nie dało się pomylić co do pory dnia - z pewnością był już ranek. Nie potrzebowałam budzika. Słońce obudziło mnie na godzinę przed tym, jak miał zadzwonić. Wzięłam prysznic i ubrałam się bez problemów - w końcu miałam teraz łazienkę pod nosem i zdecydowanie więcej miejsca.

Nie zamierzałam korzystać ze spiżarni Rusha. Tak naprawdę w ogóle nie chciało mi się jeść, ale zamierzałam dziś pracować na dwie zmiany, więc musiałam coś przekąsić. Postanowiłam, że zatrzymam się w kawiarni na kawę i ciastko. Jednym z moich obowiązków było pranie i prasowanie krótkiej czarnej spódniczki z lnu i białej bawełnianej koszuli na guziki, które nosiłam służbowo w restauracji. Poprzedniego dnia spędziłam dłuższą chwilę na doprowadzaniu ich do ładu.

Założyłam tenisówki i poszłam na dół. Nie słyszałam żadnych hałasów, które mogłyby wskazywać na to, że Rush już wstał. Przynajmniej raz cieszyłam

się, że go nie spotkam. Teraz, kiedy już przespałam się z wydarzeniami poprzedniego wieczoru, czułam wstyd.

Nie tylko pozwoliłam Rushowi dotykać się w miejscach, gdzie nigdy nikt mnie wcześniej nie dotykał, ale wykonałam też zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i zachowałam się jak szalona wścibska baba. Powinnam go przeprosić, ale ciągle nie byłam gotowa.

Cicho zamknęłam za sobą drzwi frontowe i ruszyłam w stronę samochodu. Wrócę dopiero wieczorem. Nie będę musiała stawać twarzą w twarz z Rushem przez kolejne dwanaście godzin.

Jimmy czekał na mnie ubrany w fartuch w pokoju pracowniczym. Uśmiechnął się szeroko, po czym wydął kpiąco wargi.

- Oho, chyba ktoś miał kiepski poranek.

Nie mogłam opowiedzieć mu o swoich problemach. On też znał tych ludzi. Musiałam trzymać gębę na kłódkę.

- Fatalnie spałam - odparłam wymijająco. Jimmy mlasnął z dezaprobatą.

- Jaka szkoda. Sen to piękna rzecz. Skinęłam głową i podbiłam kartę.

- Czy dzisiaj będę pracować sama? - spytałam.

- Oczywiście. Załapałaś wszystko po dwóch godzinach. Poradzisz sobie śpiewająco.

Cieszyłam się, że ktoś tak uważał. Chwyciłam notatnik na zamówienia oraz długopis i wsadziłam je do kieszeni czarnego fartuszka.

- Czas na śniadanie. - Jimmy mrugnął do mnie, po czym otworzył drzwi prowadzące do sali jadalnej.

- Oho, wygląda na to, że szefunio i jego przyjaciele siedzą przy stoliku numer osiem. Chętnie popatrzyłbym na ich zgrabne tyłeczki, ale zdecydowanie preferują twoje towarzystwo. Ja zajmę się mamuśkami od tenisa przy dziesiątym stoliku. Dają niezłe napiwki.

Nie miałam ochoty obsługiwać Woodsa i jego kumpli. Ale nie mogłam kłócić się z Jimmym. Nie ulegało wątpliwości, że lepiej zarobi na obsługiwaniu kobiet. Uwielbiały go.

Ruszyłam w stronę stolika. Woods podniósł wzrok i uśmiechnął się.

- Tutaj wyglądasz o wiele lepiej - powiedział, kiedy stanęłam obok.

- Dziękuję. W środku jest znacznie chłodniej

- odparłam.

- Blaire dostała awans. Chyba będę musiał częściej tutaj jadać - rzucił blondyn z lokami. Wciąż nie znałam jego imienia.

- Tak, na pewno przyciągnie klientów - zgodził się Woods.

- Jak się udał wypad na miasto z Bethy? - spytał Jace niezbyt przyjaznym tonem. Najwyraźniej miał

mi za złe, że moja towarzyszka go rzuciła. Mało mnie to obchodziło. Z mojego punktu widzenia był wrednym dupkiem.

- Dobrze się bawiłyśmy. Co podać do picia? - Postanowiłam zmienić temat.

- Poproszę kawę - rzucił blondyn.

- Dobra, rozumiem. Nic się od ciebie nie dowiem. Solidarność jajników i tak dalej. Wezmę sok pomarańczowy - stwierdził Jace.

- Dla mnie też kawa - zażądał Woods.

- Za chwilę wrócę z napojami. Odwróciłam się i zobaczyłam, że tymczasem ktoś

zajął dwa kolejne stoliki. Jimmy zbierał zamówienia przy jednym, więc ruszyłam w stronę drugiego. Zajęło mi chwilkę, zanim zdałam sobie sprawę, kto przy nim siedzi. Na widok Nan, odrzucającej na plecy długie blond włosy, stanęłam jak wryta. Spojrzała na mnie wrogo. Jimmy właśnie kończył zbierać zamówienia obok. Musiałam to zrobić. Zachowywałam się dziecinnie. W końcu to siostra Rusha.

Zmusiłam się, by podejść do jej stolika. Siedziała w towarzystwie nieznanej mi dziewczyny, równie pięknej jak ona.

- Webster zatrudnia ostatnio straszną hołotę. Muszę porozmawiać z Woodsem. Powinien zwrócić uwagę ojcu, by staranniej dobierał pracowników - powiedziała Nan powoli, ale dość głośno.

Poczułam gorąco na twarzy i wiedziałam, że się zarumieniłam. Teraz musiałam udowodnić, że sobie z tym poradzę. Nan nienawidziła mnie z nieznanych mi powodów. Może Rush powiedział jej, że wtrącałam się w nie swoje sprawy? Wydawało mi się, że to nie w jego stylu. Ale czy znałam go na tyle, żeby wiedzieć na pewno? Nie.

- Dzień dobry. Co mogę podać do picia? - spytałam tak uprzejmie, jak tylko zdołałam.

Druga dziewczyna zachichotała i opuściła głowę. Nan spojrzała na mnie wrogo, jakbym zaproponowała coś obrzydliwego.

- Nie możesz nam nic podać. Kiedy przychodzę tu na śniadanie, spodziewam się obsługi na poziomie. Ty się nie nadasz.

Poszukałam wzrokiem Jimmyego, ale już odszedł. Może Nan była młodszą siostrą Rusha, ale zachowywała się jak wredna suka. Gdybym tak bardzo nie potrzebowała tej pracy, powiedziałabym jej, żeby pocałowała mnie w tyłek, i po prostu wyszła.

- Jakiś problem? - usłyszałam głos Woodsa. Po raz pierwszy w życiu ucieszyłam się z jego obecności.

- Owszem, tak. Zatrudniliście jakąś białą hołotę. Pozbądźcie się jej. Płacę zbyt dużo za członkostwo, by tolerować obsługę tego rodzaju.

Czy to dlatego, że mieszkałam u jej brata? Może nienawidziła mojego ojca? Nie chciałam,

żeby mnie nie znosiła. Rush nigdy się przede mną nie otworzy.

- Nannette, nigdy nie zapłaciłaś ani grosza za członkostwo w klubie. Buli za nie twój brat. Blaire to jedna z naszych najlepszych pracownic i nikt inny się na nią nie skarżył. A już z pewnością nie Rush. Tak więc schowaj pazurki, kochanie, i wyluzuj odrobinę. - Woods pstryknął palcami i Jimmy podbiegł do nas błyskawicznie. Musiał wyjść z kuchni w trakcie tej całej sceny, a ja go nie zauważyłam.

- Jim, czy mógłbyś obsłużyć Nan i Lolę? Nan ma jakiś problem z Blaire, a nie chciałbym zmuszać mojej pracownicy do obsługiwania jej.

Jimmy skinął głową. Woods złapał mnie za łokieć i wyprowadził do kuchni. Wiedziałam, że ludzie na nas patrzą, ale mało mnie to obchodziło. Po prostu ogromnie się cieszyłam, że mogę zniknąć wszystkim z oczu i się pozbierać.

Kiedy drzwi zamknęły się za nami, odetchnęłam głęboko.

- Powiem to tylko raz, Blaire. Wystawiłaś mnie tamtej nocy u Rusha. Nie musiałem pytać dlaczego. Zrozumiałem, kiedy nigdzie nie mogłem go znaleźć. Wybrałaś, a ja dałem ci spokój. Ale to był dopiero początek. W żyłach tej jędzy płynie jad. Jest rozgoryczona i wściekła, a kiedy przyjdzie czas, żeby wybierać, Rush wybierze ją.

Odwróciłam się i spojrzałam na Woodsa, nie wiedząc, o czym mówi. Uśmiechnął się smutno, po czym puścił mój łokieć i wrócił do sali. On też znał ich tajemnicę. Na pewno. To mnie doprowadzało do szału. O co mogło chodzić?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top