Rozdział 12

Może i nie dysponowałam odpowiednimi ubraniami na imprezę u Rusha, ale z pewnością miałam wszystko, czego trzeba na wyjście do baru. Już dawno nie nosiłam dżinsowej spódnicy. Była krótsza, niż zapamiętałam, ale wciąż wyglądała dobrze. Zwłaszcza z kowbojkami.

Rush wyszedł rano, kiedy brałam kąpiel, i jeszcze nie wrócił. Zastanawiałam się, czy gdy urządza imprezę, jego przyjaciołom wolno wchodzić do pokoi gościnnych. Nie podobała mi się myśl, że jacyś obcy ludzie będą uprawiać seks w tym łóżku. Teraz to wyłącznie mój przywilej. Chciałam o to zapytać, ale nie bardzo wiedziałam jak.

Jeśli Rush nie wróci przed moim wyjściem, nie dowiem się, czego się spodziewać po powrocie. Czy powinnam nastawić się na pranie pościeli? Wzdrygnęłam się na samą myśl. W momencie, kiedy stawiałam stopę na najniższym schodku, drzwi wejściowe otworzyły się i Rush wszedł do środka. Na mój widok zamarł. Przyglądał mi się uważnie. Nie byłam jakoś szczególnie wystrojona, ale z pewnością niektórzy mogli zwrócić na mnie uwagę.

- O rany... - mruknął i zamknął za sobą drzwi. Nie ruszyłam się. Zastanawiałam się, w jaki sposób

zapytać, czy w moim łóżku ktoś będzie się dziś bzykał.

- Hm, idziesz tak ubrana na dubbing? - spytał.

- Idę do baru country. To zupełnie co innego - poprawiłam go.

Rush przesunął dłonią po krótkich włosach i westchnął jednocześnie sfrustrowany i rozbawiony. Jeśli zacznie wytykać mi niedostatki ubioru, rzucę w niego butem.

- Czy mogę zabrać się z wami? Nigdy nie byłem w barze country.

Co? Czy ja się nie przesłyszałam?

- Chcesz z nami iść? - spytałam z zakłopotaniem. Skinął głową i znów popatrzył na mój strój.

- Tak.

W sumie dlaczego nie. Skoro mieliśmy się zaprzyjaźnić, powinniśmy umieć spędzać razem czas.

- Dobrze. Jeśli naprawdę ci zależy. Ale musimy wyjść za dziesięć minut. Bethy na mnie czeka.

- Będę gotowy za pięć - powiedział i pobiegł po schodach, przeskakując po dwa stopnie naraz.

Zupełnie nie tego się spodziewałam. Dziwny rozwój wydarzeń.

***

Siedem minut później Rush zjawił się ponownie ubrany w parę wąskich dżinsów i obcisłą czarną koszulkę z napisem Slacker Demon nadrukowanym białą gotycką czcionką. Znak, który miał na ramieniu, znajdował się też na podkoszulce. Znów założył na kciuk srebrny pierścionek, a w uchu po raz pierwszy, odkąd go poznałam, lśniło kilka srebrnych kółek. Teraz naprawdę miał w sobie coś z syna słynnej gwiazdy rocka. Wrażenie potęgował fakt, że jego oczy za sprawą czarnych rzęs wyglądały jak pociągnięte eyelinerem.

Zobaczył, że na niego patrzę, i wystawił język, w którym znów tkwiła srebrna sztanga. Puścił do mnie oczko.

- Skoro wybieram się do baru country z ludźmi w kowbojkach i kapeluszach, muszę pamiętać o swoich korzeniach. W moich żyłach płynie rock'n'roll. Nie zamierzam udawać, że pasuję gdziekolwiek indziej.

Roześmiałam się głośno.

- Będziesz tak się wyróżniał w tym stroju jak ja na twoich imprezach. Zapowiada się zabawny wieczór. Chodź, ty pomiocie gwiazdy rocka - zażartowałam i ruszyłam do drzwi.

Rush przytrzymał je, kiedy wychodziłam. Czasami zachowywał się naprawdę dziwnie.

- Skoro jedzie z nami twoja przyjaciółka, może weźmiemy jeden z moich samochodów? Będzie nam wygodniej niż w twoim pikapie.

Zatrzymałam się i spojrzałam na niego.

- Ale moje auto lepiej pasuje do otoczenia.

Rush nacisnął przycisk od małego pilota i jedne z drzwi garażowych otworzyły się. Stał za nimi idealnie wypucowany czarny range rover z metalowymi listwami. Nie mogłam się z nim nie zgodzić. W czymś takim z pewnością będzie nam dużo wygodniej.

- Robi wrażenie - stwierdziłam.

- Czy to znaczy, że możemy nim jechać? Niespecjalnie podoba mi się, że miałbym siedzieć z Bethy na jednym siedzeniu. Ta dziewczyna lubi dotykać różne rzeczy bez pozwolenia - skrzywił się.

Uśmiechnęłam się.

- Tak, to prawda. Niezła z niej flirciara, co? Rush uniósł brew.

- To zbyt łagodne słowo.

- Okej. Możemy jechać odlotowym autem Rusha Finlaya, skoro tak nalega.

Rzucił mi zarozumiały uśmiech i ruszył w stronę garażu. Szłam tuż za nim.

Otworzył mi drzwi, co było bardzo miłe, ale sprawiło, że poczułam się trochę jak na randce. Nie chciałam, żeby mieszał mi w głowie. Nastawiłam się na to,

że pozostaniemy przyjaciółmi. Powinien zachowywać się adekwatnie.

- Wszystkim znajomym otwierasz drzwi od samochodu? - spytałam. Chciałam, żeby zauważył, jak niewłaściwe jest jego szarmanckie zachowanie.

Uśmiech zniknął z jego twarzy. Zrobił poważną minę.

- Nie - odparł, siadając za kierownicą. Poczułam się jak idiotka. Powinnam po prostu mu podziękować, a nie zwracać uwagę. Dlaczego musiałam przypominać o jego własnych zasadach?

Kiedy już znaleźliśmy się w samochodzie, Rush zapalił silnik i bez słowa wyjechał z garażu. Ta cisza była okropna. Czułam się niezręcznie.

- Przepraszam. Nie chciałam zachować się nieuprzejmie.

Rush westchnął i rozluźnił ramiona. Potem potrząsnął głową.

- Nie. Masz rację. Po prostu nie mam przyjaciółek, więc nie bardzo wiem, co wypada, a co nie.

- Czyli otwierasz drzwi tylko dziewczynom, z którymi się umawiasz? To bardzo rycerskie. Mama dobrze cię wychowała.

Poczułam się zazdrosna. Gdzieś tam były laski, które Rush traktował jak księżniczki. Takie, z którymi chciał umawiać się na randki i być kimś więcej niż tylko przyjaciółmi.

- Właściwie, to nie. Ja... ty... po prostu wydaje mi się, że takiej dziewczynie jak ty powinno się otworzyć drzwi. Przez chwilę wydawało mi się, że tak trzeba. Ale rozumiem, co mówisz. Jeśli mamy być przyjaciółmi, muszę wyznaczyć granicę i nie przekraczać jej.

Rozczuliłam się odrobinę.

- Dziękuję, że mi otworzyłeś. To słodkie.

Rush wzruszył ramionami i nie odezwał się więcej.

- Musimy odebrać Bethy. Umówiłam się w biurze przy polu golfowym. Była dzisiaj w pracy i tam miała się wykąpać i przebrać.

Skręcił w stronę zabudowań.

- Jak to się stało, że się zaprzyjaźniłyście?

- Pracowałyśmy razem pewnego dnia. Chyba obie potrzebowałyśmy kogoś bliskiego. Ona jest zabawna i buntownicza. Zupełnie odwrotnie niż ja.

Mój towarzysz roześmiał się.

- Mówisz, jakby to było coś złego. Nie chcesz być taka jak Bethy. Uwierz mi.

Miał rację, ale przyjemnie spędzało się z nią czas.

Siedziałam cicho, podczas gdy Rush kombinował coś przy bardzo drogim i skomplikowanym odtwarzaczu. Przejechaliśmy krótką drogę z domu na pole golfowe. W głośnikach zabrzmiało Lips on an Angel zespołu Hinder. Uśmiechnęłam się. Byłam niemal pewna, że włączy Slacker Demon.

Kiedy zaparkowaliśmy pod biurem, otworzyłam drzwi i wysiadłam. Bethy nie wiedziała, że przyjedziemy samochodem Rusha. Czekała na moją furgonetkę.

Drzwi do biura otworzyły się i dziewczyna powoli wyszła na zewnątrz. Miała na sobie króciutkie czerwone szorty ze skóry, wyciętą białą koszulkę wiązaną na szyi i skórzane kozaki w tym samym kolorze.

- Co, do cholery, robisz w samochodzie Rusha?

- spytała z uśmiechem.

- Jedzie z nami. Chciał zobaczyć, na czym polega zabawa w pubie country, więc... - Urwałam, patrząc na samochód.

- To poważnie pokrzyżuje twoje plany znalezienia faceta. Tylko uprzedzam - stwierdziła Bethy. Schodząc po schodach, zlustrowała mnie od góry do dołu.

- Albo i nie. To znaczy wiedziałam, że jesteś piękna, ale w tym stroju wyglądasz naprawdę seksownie. Też chcę prawdziwe kowbojki. Gdzie je kupiłaś?

Miło było posłuchać jej komplementów. Od dawna nie miałam żadnych przyjaciółek. Odkąd zginęła Valerie, bliskie mi dziewczyny jakoś zniknęły z mojego życia. Chyba nie potrafiły przebywać w moim towarzystwie, nie myśląc o niej. Został mi tylko Cain.

- Dziękuję, a co do butów, to dostałam je dwa lata temu od mamy na gwiazdkę. Należały do niej. Podobały mi się od chwili, kiedy je kupiła, więc gdy... zachorowała... dała mi je.

Bethy zmarszczyła brwi.

- Twoja mama zachorowała?

Nie miałam ochoty rozmawiać tego wieczoru o smutnych sprawach. Skinęłam głową i zmusiłam się do uśmiechu.

- Tak. Ale to długa historia. Chodź, poszukamy kowbojów.

Bethy odwzajemniła mój uśmiech i otworzyła tylne drzwi samochodu.

- Pozwolę ci jechać z przodu, bo mam dziwne wrażenie, że tam chciałby cię widzieć kierowca.

Nie zdążyłam odpowiedzieć. Dziewczyna wskoczyła do środka i zamknęła za sobą drzwi. Wsiadłam również i uśmiechnęłam się do Rusha.

- Czas na wizytę na wsi - rzuciłam do niego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top