Rozdział 11

Skończyłam kromkę chleba z masłem orzechowym, strzepnęłam z kolan okruszki i wstałam. Musiałam wkrótce wybrać się do sklepu spożywczego i kupić coś do jedzenia. Kanapki już mi się trochę znudziły. Miałam tego dnia wolne i nie wiedziałam, co robić. Leżałam w łóżku, rozmyślając o Rushu i o tym, jak głupio zachowywałam się przez większość wieczoru. Co musiał zrobić, by wreszcie dotarło do mnie, że chciał się tylko przyjaźnić? Powtórzył to kilkakrotnie. Pora przestać go przekonywać, że między nami może do czegokolwiek dojść. Wczoraj dosłownie rzuciłam się na niego. Nie powinnam była tego robić. Nie chciał mnie całować. Nie potrafiłam uwierzyć, że zniżyłam się do błagania.Otworzyłam drzwi od spiżarni i wyszłam do kuchni. Poczułam aromat smażonego bekonu i gdybym nie zobaczyła Rusha stojącego przy kuchence w samych spodniach od piżamy, kompletnie zatraciłabym się w tym zapachu. Jednak widok nagich pleców chłopaka odwrócił moją uwagę od jedzenia. Spojrzał przez ramię i uśmiechnął się.

- Dzień dobry. Masz dzisiaj wolne?

Skinęłam głową, zastanawiając się, co odpowiedziałaby przyjaciółka. Nie chciałam znów łamać zasad. Postanowiłam grać w jego grę. I tak niedługo miałam się wyprowadzić.

- Ładnie pachnie - odparłam.

- Wyjmij dwa talerze. Robię fantastyczny bekon. Żałowałam, że zrobiłam sobie kanapkę.

- Już jadłam, dziękuję.

Rush odłożył widelec i odwrócił się do mnie.

- Jak to? Przecież dopiero wstałaś.

- Mam w pokoju masło orzechowe i chleb. Zrobiłam sobie kanapkę przed wyjściem.

Zmarszczył brwi i popatrzył na mnie.

- Dlaczego trzymasz to tam?

Odpowiedź brzmiała: „Ponieważ nie chcę, żeby twoi liczni przyjaciele je zjedli". Ale nie mogłam tego powiedzieć.

- To nie moja kuchnia. Wszystkie swoje rzeczy przechowuję w pokoju.

Rush zesztywniał. Co go tak rozwścieczyło?

- To znaczy, że odkąd przyjechałaś, żywisz się tylko masłem orzechowym i chlebem? To wszyst-

ko? Kupujesz je i trzymasz w pokoju? I nie jesz nic innego?

Skinęłam głową, dziwiąc się, dlaczego tak się zdenerwował.

Walnął pięścią w blat i odwrócił się w stronę kuchenki, klnąc pod nosem.

- Weź swoje rzeczy i przenieś się na górę. Zajmij dowolny pokój po lewej stronie korytarza. Wyrzuć to cholerne masło orzechowe. Możesz zjeść wszystko, co znajdziesz w kuchni.

Stałam w miejscu, próbując zrozumieć przyczyny jego dziwnej reakcji.

- Jeśli zamierzasz tu zostać, Blaire, lepiej szybko rusz tyłek. Potem przyjdź tu i zjedz coś z mojej pieprzonej lodówki, a ja popatrzę.

Był zły. Na mnie?

- Dlaczego chcesz, żebym przeniosła się na górę? - spytałam ostrożnie.

Rush położył ostatni kawałek bekonu na papierowym ręczniku i wyłączył gaz pod patelnią, po czym znowu odwrócił się w moją stronę.

- Powinnaś mieszkać na górze. Nienawidzę kłaść się do łóżka z myślą, że śpisz w tej norze pod schodami. Teraz mam przed oczami wizję ciebie siedzącej tam samotnie i wcinającej te cholerne kanapki z masłem orzechowym. To trochę więcej, niż jestem w stanie znieść.

Aha. Czyli jednak odrobinę mu na mnie zależy.

Nie kłóciłam się. Poszłam do siebie i wyciągnęłam spod łóżka walizkę. W środku było moje masło orzechowe. Otworzyłam neseser i wyciągnęłam niemal pusty słoik oraz torebkę, w której zostały jeszcze cztery kromki chleba. Zostawię jedzenie w kuchni i pójdę poszukać pokoju. Serce waliło mi w piersi. To było moje schronienie. Jeśli przeniosę się na górę, nie będę już sama.

Wyszłam ze spiżarni i położyłam na blacie masło orzechowe i chleb. Bałam się spojrzeć Rushowi w oczy. Mocno zaciskał palce na krawędzi baru, jakby z całych sił próbował powstrzymać się przed rozwaleniem czegoś w drobny mak. Może zastanawiał się, czy nie kazać mi zostać pod schodami? Właściwie by mi to nie przeszkadzało.

- Nie muszę przenosić się na górę. Lubię tamten pokój - wyjaśniłam, ale on tylko mocniej zacisnął dłonie na blacie.

- Twoje miejsce jest w jednym z pokoi na górze. Nie pod schodami. Nigdy nie powinnaś była tam zamieszkać.

Chciał, żebym spała na piętrze. Ale dlaczego zmienił zdanie tak nagle?

- Może przynajmniej powiesz mi, który pokój wybrać? Nie chcę tego robić. To nie mój dom.

Rush w końcu puścił bar i odwrócił się w moją stronę.

- Wszystkie pokoje po lewej stronie to pokoje gościnne. Jest ich trzy. Myślę, że spodoba ci się ostatni. Widać z niego ocean. Środkowy pokój urządzono na biało z różowymi akcentami. Kojarzy mi się z tobą. Tak więc wybierz któryś. Którykolwiek chcesz. A potem zejdź tu i zjedz śniadanie.

A ten znowu o jedzeniu.

- Ale nie jestem głodna. Właśnie...

- Jeśli jeszcze raz wspomnisz o tym cholernym maśle orzechowym, rozwalę je na ścianie. - Zamilkł i wziął głęboki wdech. - Proszę, Blaire. Zjedz coś dla mnie.

Jakby którakolwiek kobieta była w stanie mu odmówić. Skinęłam głową i poszłam na górę. Musiałam wybrać pokój.

***

Pierwszy nie spodobał mi się. Był pomalowany na ciemne kolory, a okna wychodziły na ulicę. Nie wspominając o tym, że znajdował się najbliżej schodów i w trakcie imprez panowałby w nim hałas. W kolejnym stało wielkie łóżko przykryte białą na-rzutą z falbankami i uroczymi różowymi poduszkami. Na suficie wisiał różowy żyrandol. Bardzo słodkie. Zupełnie nie spodziewałam się takiego wystroju w domu Rusha. Z drugiej strony to jego matka mieszkała tu przez większość czasu.

Otworzyłam ostatnie drzwi po lewej stronie. Wielkie, sięgające od sufitu do podłogi okna wychodziły

na ocean. Widok zaparł mi dech w piersiach. Pokój urządzono w odcieniach błękitu i zieleni, a nastrój podkreślało olbrzymie łóżko, wykonane chyba z wyrzuconych przez morze bali. Przynajmniej tak wyglądało wezgłowie i oparcie. Bardzo w klimacie wybrzeża. Podobało mi się. Nie, przepraszam - zakochałam się w tym pokoju. Odstawiłam walizkę i weszłam do małej łazienki. Na jasnych marmurowych blatach leżały puchate białe ręczniki i drogie mydła. Gdzieniegdzie dodano odrobinę błękitu lub zieleni, ale dominowała biel.

Wanna była wielka, okrągła i miała dysze do masażu. Wiedziałam, że to jacuzzi, chociaż nigdy wcześniej nie widziałam tego urządzenia na żywo. Może weszłam do niewłaściwego pokoju? To z pewnością nie mogła być gościnna sypialnia. Gdyby ten dom należał do mnie, na pewno sama bym tu sypiała.

W każdym razie znajdował się po lewej stronie korytarza. Musiał to być jeden z pokoi, o których wspominał mój gospodarz. Wyszłam z łazienki. Postanowiłam pójść na dół i powiedzieć mu, który wybrałam, a jeśli okazałoby się, że nie mogę w nim się zatrzymać, Rush z pewnością mnie o tym poinformuje. Zostawiłam walizkę pod ścianą i zeszłam na dół.

Mój przyszywany brat siedział przy stole nad talerzem bekonu i jajek sadzonych. Natychmiast podniósł na mnie wzrok.

- Wybrałaś pokój? - spytał.

Skinęłam głową i stanęłam po drugiej stronie stołu.

- Tak. Chyba. Ten, o którym mówiłeś, że ma piękny widok... czy on jest zielono-niebieski?

Rush uśmiechnął się.

- Tak.

- Czy nie będziesz miał nic przeciwko temu, żebym tam została? Jest bardzo ładny. Gdyby to był mój dom, chciałabym, żeby należał do mnie.

Uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- Nie widziałaś jeszcze mojej miejscówki. Czyżby coś jeszcze ładniejszego?

- Jest gdzieś obok?

Wziął do ust kawałek bekonu.

- Nie, zajmuje całe trzecie piętro.

- Te wszystkie okna? To jedno wielkie pomieszczenie? - Z zewnątrz najwyższa kondygnacja wyglądała, jakby zrobiono ją w całości ze szkła. Zawsze się zastanawiałam, czy to złudzenie, czy też mieści się tam kilka pokoi.

Chłopak skinął głową.

- Tak.

Bardzo chciałam to zobaczyć. Ale on nie zaproponował, że mnie oprowadzi, a ja nie chciałam prosić.

- Rozpakowałaś się? - spytał, gryząc kolejny kęs.

- Nie, chciałam najpierw upewnić się, że mogę. Powinnam trzymać wszystko w walizce. I tak wyprowadzam się pod koniec tygodnia. W klubie dostaję duże napiwki i udało mi się sporo odłożyć. Rush przestał jeść. Popatrzył w okno zimnym wzrokiem. Na zewnątrz nic się nie działo. Plaża była kompletnie pusta.

- Możesz zostać tak długo, jak chcesz, Blaire. Od kiedy? Wcześniej twierdził, że mam tylko miesiąc. Nie skomentowałam.

- Siadaj i zjedz trochę. - Odsunął stojące obok krzesło. Usiadłam bez słowa. Bekon pachniał bardzo smakowicie, a ja miałam wielką ochotę na coś, co nie było masłem orzechowym.

Przesunął talerz w moją stronę.

- Częstuj się.

Wzięłam kawałek i ugryzłam. Był chrupiący i tłusty. Taki lubiłam najbardziej. Zjadłam go, a wtedy Rush ponownie podsunął mi talerz.

- Jeszcze jeden.

Jego nagła potrzeba nakarmienia mnie wydała mi się bardzo zabawna i niemal zachichotałam. Z tym człowiekiem coś było nie tak. Wzięłam kolejny kawałek i pochłonęłam ze smakiem.

- Jakie masz plany na dziś? - spytał Rush, kiedy przełknęłam.

Wzruszyłam ramionami.

- Nie wiem. Pomyślałam, że może poszukam mieszkania.

Znów zacisnął szczęki i wyraźnie się spiął.

- Przestań o tym gadać, dobrze? Nie chcę, żebyś się wyprowadzała, dopóki nie wrócą rodzice. Muszę porozmawiać z twoim tatą, zanim stąd uciekniesz i zaczniesz żyć na własną rękę. To niezbyt bezpieczne. Jesteś za młoda.

Tym razem nie wytrzymałam i roześmiałam się. Zachowywał się niedorzecznie.

- Nie żartuj. O co ci chodzi z moim wiekiem? Mam dziewiętnaście lat. Jestem dużą dziewczynką. Nic mi się nie stanie, jeśli zamieszkam sama. Zwłaszcza że potrafię strzelić do poruszającego się celu lepiej niż większość policjantów. Naprawdę dobrze radzę sobie z bronią. Daj spokój z tym „niebezpieczne" i „za młoda".

Rush uniósł brwi.

- Czyli naprawdę masz pistolet? Skinęłam głową.

- Myślałem, że Grant tylko się wygłupiał. Często sobie żartuje.

- Nie. Wycelowałam w niego, kiedy zaskoczył mnie tej pierwszej nocy.

Rush roześmiał się i oparł o krzesło, krzyżując ramiona na szerokiej klatce piersiowej. Zmusiłam się, żeby patrzeć mu w oczy, a nie podziwiać muskulaturę.

- Szkoda, że tego nie widziałem.

Nie odpowiedziałam. Z mojego punktu widzenia to był nieprzyjemny wieczór. Wolałam teraz do niego nie wracać.

- Nie chcę, żebyś została tu tylko z powodu wieku. Rozumiem, że potrafisz sama o siebie zadbać, a przynajmniej tak ci się wydaje. Po prostu... lubię, kiedy tu jesteś. Nie wyprowadzaj się. Poczekaj, aż wróci twój tata. Wygląda na to, że obojgu wam przydałoby się ponowne spotkanie. Potem postanowisz, co robić. A na razie może pójdziesz na górę i się rozpakujesz? Pomyśl o pieniądzach, które uskładasz, mieszkając tutaj. Kiedy w końcu się wyniesiesz, będziesz miała niezłe oszczędności.

Pragnął, żebym została. Nie zdołałam powstrzymać głupkowatego uśmiechu. Miał rację - mogłam sporo zaoszczędzić. Kiedy tata wróci, porozmawiam z nim i dopiero wtedy się wyprowadzę. Nie było powodu, dla którego musiałabym szukać mieszkania, jeśli Rush proponował mi kwaterę.

- Dobrze. Jeśli naprawdę tego chcesz, chętnie skorzystam.

Skinął głową i oparł łokcie na stole. Srebrne spojrzenie znów skierował na mnie.

- Naprawdę. Ale to również oznacza, że tym bardziej musimy pozostać tylko przyjaciółmi.

Oczywiście, miał rację. Gdybyśmy mieszkali razem i jednocześnie zaczęli ze sobą sypiać, sytuacja

mocno by się skomplikowała. Poza tym, kiedy lato się skończy, Rush stąd wyjedzie. Nie chciałam, żeby złamał mi serce.

- Zgoda - odparłam. Mimo to chłopak nie rozluźnił się. Mięśnie wciąż miał napięte jak postronki.

- A poza tym zaczniesz jeść to, co jest w domu. Potrząsnęłam głową. Nie ma mowy. Nie byłam

sępem.

- Blaire, nie zamierzam z tobą dyskutować. Mówię poważnie. Korzystaj z tej cholernej kuchni.

Odsunęłam krzesło i wstałam.

- Nie. Będę kupować własne jedzenie. Nie jestem... jestem inna niż mój ojciec.

Rush wymamrotał coś pod nosem i również wstał.

- Myślisz, że jeszcze tego nie zauważyłem? Spałaś w cholernym schowku na szczotki bez słowa skargi. Sprzątałaś po mnie. Jadłaś jakieś ochłapy. Doskonale wiem, że w niczym nie przypominasz ojca. Ale gościsz w moim domu i chciałbym, żebyś czuła się jak u siebie.

Mieliśmy problem.

- Mogę trzymać swoje jedzenie w kuchni i tutaj jeść. Czy tak będzie lepiej?

- Jeśli zamierzasz żywić się tylko masłem orzechowym i chlebem, to nie. Chcę, żebyś jadła normalnie.

Zaczęłam kręcić głową, kiedy złapał mnie za nadgarstki.

- Blaire, będę szczęśliwy, wiedząc, że porządnie się odżywiasz. Henrietta robi dla mnie zakupy raz w tygodniu. Zawsze kupuje na zapas, bo często mam gości. Wszystkiego jest aż nadto. Proszę. Jedz. Częstuj się.

Zagryzłam wargę, żeby nie roześmiać się na widok jego błagalnej miny.

- Śmiejesz się ze mnie? - spytał, lekko rozciągając usta w uśmiechu.

- Tak. Troszeczkę - przyznałam.

- Czy to znaczy, że będziesz jadła? Westchnęłam.

- Tylko jeśli będę mogła się dorzucać.

Zaczął kręcić głową, więc wyrwałam mu ręce i ruszyłam w stronę drzwi.

- Gdzie idziesz? - spytał.

- Nie zamierzam się z tobą kłócić. Mogę się tu stołować, jeśli pozwolisz mi zapłacić za moją część. Tylko na taki układ się zgodzę. To moje ostatnie słowo.

Rush jęknął.

- Dobrze. W porządku. Możesz mi oddawać pieniądze.

Rzuciłam mu spojrzenie przez ramię.

- Pójdę się rozpakować. Wezmę kąpiel w tej wielkiej wannie, a potem nie wiem. Nie mam planów aż do wieczora.

Zmarszczył czoło.

- Z kim wychodzisz?

- Z Bethy - odparłam.

- Bethy? Tą, z którą kręci Jace?

- Poprawka. Tą, z którą kręcił Jace. Zmądrzała i rzuciła go. Dzisiaj wybieramy się na rajd po barach i będziemy podrywać ciężko pracujących robotników.

Nie czekałam na odpowiedź. Wbiegłam na górę po schodach. Kiedy znalazłam się w moim nowym pokoju, zamknęłam za sobą drzwi i westchnęłam z ulgą.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top