Rozdział 10
Daria wydawała się niezbyt zadowolona z faktu, że awansowałam do sali restauracyjnej. Wciąż potrzebowała mnie na polu. Chciała też, żebym pilnowała Bethy. Tymczasem moja nowa koleżanka twierdziła, że nie będzie się już widywała z Jaceem. Spotkała się z nim na kawie, ponieważ zadzwonił do niej poprzedniego popołudnia jakieś dwadzieścia razy. Oznajmiła mu, że nie zamierza być niczyją małą brudną tajemnicą. Chłopak prosił i błagał, ale ponieważ nie chciał przedstawić jej swoim znajomym, rzuciła go. Byłam z niej dumna.
Następnego dnia miałam dostać wolne. Bethy wpadła do restauracji spytać, czy wciąż chciałam wybrać się z nią wieczorem na miasto. Oczywiście, że tak. Potrzebowałam mężczyzny, jakiegokolwiek mężczyzny, żeby przestać myśleć o Rushu.
Cały dzień spędziłam w towarzystwie Jimmyego, który pokazywał mi co i jak. Jimmy był atrakcyjnym, wysokim i charyzmatycznym mężczyzną. Oraz zdeklarowanym gejem, o czym jednak członkinie klubu najwyraźniej nie miały pojęcia. Flirtował z nimi bezwstydnie, a one jadły mu z ręki. Jeśli któraś z nich szeptała mu do ucha świństewka, rzucał mi znaczące spojrzenie i puszczał oczko jak na rasowego playboya przystało.
Kiedy skończyła się jego zmiana, poszliśmy do pokoju dla pracowników i zaczęliśmy wyplątywać się z długich czarnych fartuchów, które wkładaliśmy na służbowe stroje.
- Poradzisz sobie doskonale, Blaire. Mężczyźni cię kochają, a kobiety podziwiają. Bez obrazy, złotko, ale dziewczyny o twoim kolorze włosów zazwyczaj nie potrafią zrobić dwóch kroków bez głupich chichotów.
Uśmiechnęłam się do niego.
- Doprawdy? Czuję się trochę dotknięta. Jimmy wywrócił oczami i poklepał mnie przyjacielsko po głowie.
- Nic podobnego. Wiesz doskonale, że jesteś fantastyczną blond twardzielką.
- Już przystawiasz się do nowej kelnerki, Jim? - Usłyszałam znajomy głos Woodsa. Jimmy rzucił mu zarozumiały uśmiech.
- Wiesz dobrze, że nie. Mam specyficzny gust - zniżył głos do seksownego szeptu i obejrzał chłopaka od góry do dołu.
Woods zmarszczył brwi, wyraźnie zakłopotany. Nie mogłam powstrzymać śmiechu. Jimmy też się roześmiał.
- Uwielbiam znęcać się nad heterykami - szepnął mi do ucha, klepnął w pośladek i wyszedł.
Woods wywrócił oczami i podszedł bliżej. Najwyraźniej doskonale znał preferencje swojego pracownika.
- Dobrze ci się pracowało? - spytał uprzejmie.
Owszem, świetnie. Wprost doskonale. Praca w restauracji była znacznie łatwiejsza niż pocenie się na polu golfowym i opędzanie od pełnych wigoru staruszków.
- Tak. Bardzo mi się podobało. Dziękuję, że dałeś mi taką możliwość.
Skinął głową.
- Nie ma za co. Może wybierzemy się opić twój awans do najlepszej meksykańskiej restauracji na całym wybrzeżu?
Znów chciał się ze mną umówić. Może powinnam się zgodzić? Byłby dobrą... odskocznią. Wprawdzie nie pochodził z klasy pracującej, ale przecież nie musiałam od razu za niego wychodzić ani rodzić mu dzieci.
Przypomniałam sobie Rusha, jak bardzo cierpiał poprzedniego wieczoru. Nie mogłam umówić się z jego znajomym. Jeśli powiedział prawdę, powinnam trzymać się z daleka od ludzi jego pokroju. Muszę szukać gdzie indziej.
- A możemy spotkać się kiedy indziej? Nie spałam zbyt dobrze dzisiejszej nocy i jestem wykończona.
Woods wyglądał na odrobinę zawiedzionego. Mimo to nie sądziłam, żeby miał problem ze znalezieniem sobie alternatywnego towarzystwa.
- Dziś wieczorem jest impreza u Rusha. Pewnie o tym wiesz - rzucił, czekając na moją reakcję. Nie miałam pojęcia, ale przecież Rush nigdy mnie wcześniej nie ostrzegał.
- Zdążyłam się przyzwyczaić. Zasnę w każdych warunkach. - To było kłamstwo. Dobrze wiedziałam, że będę leżała, patrząc w sufit, dopóki na schodach nie zrobi się cicho.
- A gdybym przyszedł? Może spędzilibyśmy chwilę razem, zanim pójdziesz się położyć?
Był uparty, trzeba mu to przyznać. Już niemal odmówiłam, kiedy przyszło mi do głowy, że Rush z pewnością znajdzie sobie jakąś panienkę. Zabierze ją do łóżka i zrobi jej różne rzeczy, których nie chce zrobić mnie. Potrzebowałam odwrócenia uwagi. Zanim zdążę wrócić do domu, laska pewnie będzie siedziała mu na kolanach.
- Twoje stosunki z Rushem chyba nie są najlepsze. Może wybierzemy się na plażę? Nie wiem, czy to dobry pomysł, żebyśmy rozmawiali w domu. Rush może się zdenerwować, jeśli nas razem zobaczy.
Woods skinął głową.
- Dobra, to mi pasuje. Ale chciałbym zadać ci jedno pytanie, Blaire. - Przyglądał mi się badawczo. Czekałam. - Co się stało? Do poprzedniej imprezy przyjaźniliśmy się z Rushem. Razem dorastaliśmy. Należymy do jednej paczki. Nigdy się nie kłóciliśmy. Co sprawiło, że się tak wściekł? Czy coś zaszło między wami?
Jak miałam odpowiedzieć na to pytanie? Nie, bo on na to nie pozwolił i będzie dla mnie lepiej, jeśli pozostaniemy przyjaciółmi?
- Przyjaźnimy się. Jest bardzo opiekuńczy. Woods skinął głową powoli, ale wiedziałam, że
mi nie uwierzył.
- Nie przeszkadza mi konkurencja. Po prostu chciałbym wiedzieć, z kim rywalizuję.
Nie było żadnego rywala, bo nie zamierzałam z nim romansować. Nie szukałam chłopaka wśród jemu podobnych.
- Nie jestem i nigdy nie będę częścią tego towarzystwa. Nie zamierzam na poważnie chodzić z kimkolwiek z twoich znajomych.
Nie czekałam na jego reakcję. Wyminęłam go i wyszłam na korytarz. Chciałam wrócić do domu, zanim
impreza się rozkręci. Nie miałam ochoty patrzeć, jak Rush obmacuje jakąś panienkę.
***
Przyjęcie okazało się niezbyt huczne - przyszło jakieś dwadzieścia osób. Minęłam kilka w drodze do kuchni. Stali tam jacyś ludzie i robili sobie drinki. Uśmiechnęłam się do nich i weszłam do spiżarni.
Jeśli dotąd przyjaciele Rusha nie mieli pojęcia, że mieszkam pod schodami, to właśnie się dowiedzieli. Wyskoczyłam ze służbowych ciuchów i włożyłam jasnoniebieską sukienkę. Stopy bolały mnie po całym dniu na nogach, więc zdjęłam buty. Schowałam walizkę z powrotem pod łóżko, odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z Rushem. Opierał się o drzwi prowadzące do kuchni z rękami założonymi na piersiach i zmarszczonym czołem.
- Rush? Co się stało? - spytałam.
- Woods tu jest - odparł.
- To twój kumpel, o ile mi wiadomo.
Rush potrząsnął głową. Szybko ocenił spojrzeniem mój strój.
- Nie przyszedł tu do mnie. Chodzi mu o kogoś innego.
Skrzyżowałam ramiona i wsadziłam dłonie pod pachy w obronnej pozie.
- Może i tak. Masz problem z tym, że twoi przyjaciele się mną interesują?
- On nie jest wystarczająco dobry. To dupek. Nie powinien cię dotykać - rzucił ostro Rush.
Może tak właśnie było. Chwilowo miałam inne zdanie, ale możliwe, że Rush wiedział lepiej. Nieważne. Nie zamierzałam pozwolić się dotknąć Woodsowi. Nie robiło mi się gorąco na jego widok, a kiedy stawał w pobliżu, nie czułam między nogami znajomego bólu.
- Woods mnie nie interesuje. Jest moim szefem i ma zadatki na przyjaciela. To wszystko.
Rush przeczesał palcami włosy i zauważyłam, że na kciuku nosi płaską srebrną obrączkę. Nie widziałam jej wcześniej. Kto mu ją dał?
- Nie mogę spać, kiedy ludzie chodzą po schodach w tę i z powrotem. Leżę tu i patrzę w sufit. Zamiast siedzieć w pokoju i zastanawiać się, kogo posuwasz na górze, chcę spędzić trochę czasu z Woodsem na plaży. Nie mam z kim pogadać. Potrzebuję nowych znajomych.
Rush wzdrygnął się, jakbym go uderzyła.
- Nie chcę, żebyś rozmawiała z nim na zewnątrz. To zaczynało się robić niedorzeczne.
- Cóż, a może ja nie chcę, żebyś bzykał jakieś panienki? Ale nie pytasz mnie o pozwolenie.
Odepchnął się od drzwi i podszedł blisko, zmuszając mnie, bym cofnęła się w głąb pokoju. Jeszcze krok i upadłabym na łóżko.
- Nie zamierzam nikogo przelecieć dziś wieczorem.
- Rush zamilkł, po czym uśmiechnął się złośliwie.
- Hm, to nie do końca prawda. A zatem uściślijmy: nikogo znajdującego się poza tym pokojem. Zostań tutaj. Chętnie z tobą porozmawiam. Możemy się zaprzyjaźnić. Nie potrzebujesz Woodsa.
Położyłam mu ręce na klatce piersiowej, żeby go odepchnąć, ale gdy już się tam znalazły, nie byłam w stanie tego zrobić.
- Ty nigdy ze mną nie rozmawiasz. Zadam jedno niewłaściwe pytanie, a już znikasz za horyzontem.
Rush potrząsnął głową.
- Nie teraz. Jesteśmy przyjaciółmi. Pogadamy i nie ucieknę. Tylko proszę, zostań tu ze mną.
Rozejrzałam się po niewielkim pokoju, w którym ledwie mieściło się łóżko.
- Nie ma tu zbyt dużo miejsca. - Spojrzałam na niego ponownie. Z całych sił starałam się trzymać dłonie wyprostowane, podczas gdy pragnęłam jedynie złapać go za koszulę i przyciągnąć do siebie.
- Możemy usiąść na łóżku. Nie będziemy się dotykać. Porozmawiamy. Jak kumple - zapewnił mnie.
Westchnęłam i skinęłam głową. I tak nie byłabym w stanie mu odmówić. Poza tym chciałam się o nim dowiedzieć wielu rzeczy.
Usiadłam po turecku i oparłam się o wezgłowie.
- W takim razie rozmawiajmy - rzuciłam z uśmiechem.
Rush też usiadł. Oparł się o ścianę i zaczął się śmiać. Po raz pierwszy zobaczyłam na jego twarzy autentyczną radość.
- Nie mogę w to uwierzyć. Właśnie poprosiłem kobietę, żeby usiadła i ze mną porozmawiała.
Prawdę mówiąc, mi też nie mieściło się to w głowie.
- O czym będziemy gadać? - spytałam. Nie chciałam zaczynać. Mógłby odnieść wrażenie, że przesłuchuje go hiszpańska inkwizycja. W głowie miałam tyle pytań... z pewnością poczułby się przytłoczony moją ciekawością.
- Fuck, jak to możliwe, że wciąż jesteś dziewicą? - spytał, zwracając w moją stronę te srebrne jeziora.
Nigdy mu o tym nie mówiłam. Tamtej nocy nazwał mnie niewinną. Czy to aż tak rzucało się w oczy?
- A kto powiedział, że jestem? - powiedziałam najbardziej zirytowanym tonem, na jaki było mnie stać.
Uśmiechnął się wrednie.
- Potrafię rozpoznać dziewicę, kiedy ją całuję. Nie chciałam się z nim kłócić. To by tylko potwierdzało jego tezę.
- Byłam kiedyś zakochana. Nazywał się Cain. Mój pierwszy chłopak... To jego pierwszego całowałam
i z nim się przytulałam, chociaż niewiele ponadto. Twierdził, że mnie kocha i że jestem tą jedyną. Potem zachorowała mama. Przestałam mieć czas na randki i spotykaliśmy się tylko w weekendy. Musieliśmy skończyć ten związek. On potrzebował wolności, by móc związać się z kimś innym. Więc puściłam go wolno. Potem zbyt dużo się działo i nie spotykałam się z facetami. Rush zmarszczył brwi.
- Nie było go przy tobie, kiedy chorowała twoja mama?
Nie podobało mi się, w jakim kierunku zmierza ta rozmowa. Gdyby ktoś inny powiedział głośno to, co i tak wiedziałam, musiałabym wkurzyć się na Caina. A przecież wybaczyłam mu wieki temu. Pogodziłam się z tym. Nie chciałam czuć się rozgoryczona. Nic dobrego by z tego nie wynikło.
- Byliśmy młodzi. Nie kochał mnie. Tak mu się tylko wydawało. Po prostu.
Rush westchnął.
- Wciąż jesteś bardzo młoda.
Nie byłam pewna, czy podoba mi się ton, którym to powiedział.
- Mam dziewiętnaście lat, Rush. Zajmowałam się mamą trzy lata i pochowałam ją bez pomocy ojca. Wierz mi, zazwyczaj czuję się, jakby stuknęła mi czterdziestka.
Wyciągnął rękę i nakrył nią moją dłoń.
- Ktoś powinien był przy tobie być.
Tak, ale niestety stało się inaczej. Kochałam mamę. Zasługiwała na dużo więcej, niż dostała. Jedyne, co łagodziło mój ból, to myśl, że mama i Valerie są teraz razem. Miały siebie. Nie chciałam dłużej opowiadać 0 sobie. Wolałam dowiedzieć się czegoś o moim gospodarzu.
- Pracujesz gdzieś? - spytałam go. Roześmiał się. Ścisnął moją rękę i nie puszczał.
- Uważasz, że każdy, kto skończył studia, powinien mieć pracę?
Wzruszyłam ramionami. Ludzie prawie zawsze gdzieś pracowali. Musieli mieć jakiś cel w życiu. Nawet jeśli nie potrzebowali pieniędzy.
- Kiedy skończyłem studia, miałem w banku wystarczająco dużo forsy, żeby nie musieć zarabiać do końca swoich dni. To wszystko dzięki tacie. - Spojrzał na mnie tymi seksownymi oczami otoczonymi grubymi ciemnymi rzęsami. - Po kilku tygodniach imprez zdałem sobie sprawę, że potrzebuję zajęcia, żeby nie zwariować. Zacząłem trochę grać na giełdzie. Okazało się, że doskonale mi idzie. Zawsze dobrze radziłem sobie z cyferkami. Wspieram też finansowo Habitat for Humanity. Przez kilka miesięcy w roku pomagam im osobiście i pracuję na budowach. Latem robię sobie przerwę od wszystkiego, przyjeżdżam tutaj i odpoczywam.
Tego się nie spodziewałam.
- Zaskoczenie malujące się na twojej twarzy trochę mi ubliża - drażnił się ze mną lekko.
- Nie takiej odpowiedzi oczekiwałam - przyznałam szczerze.
Wzruszył ramionami i zabrał rękę. Chciałam złapać go i nie puścić, ale powstrzymałam się. Nie miał ochoty mnie dłużej dotykać.
- Ile masz lat? - spytałam. Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Za wiele, żeby tu z tobą siedzieć. Jestem zdecydowanie za stary, żeby myśleć o tobie w ten sposób.
Nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia pięć. W każdym razie najwyżej na tyle wyglądał.
- Chciałam ci przypomnieć, że stuknęło mi dziewiętnaście. Za sześć miesięcy skończę dwadzieścia. Nie jestem dzieckiem.
- Nie, słodka Blaire. Ja mam dwadzieścia cztery, ale czuję się potwornie znużony. Moje życie nie było normalne i mam problemy ze sobą. Mówiłem ci, są sprawy, o których nie masz pojęcia. Po prostu nie wolno mi cię dotykać.
Był tylko pięć lat starszy ode mnie. To nie tak źle. Dawał pieniądze na Habitat for Humanity i pracował na budowach? Nie mógł być aż taki okropny. Miał serce. Pozwalał mi tu mieszkać, chociaż początkowo pragnął tylko tego, żebym spakowała walizki.
- Myślę, że się nie doceniasz. Widzę, że jesteś wyjątkowy.
Rush mocno zacisnął usta i potrząsnął głową.
- Nie znasz mnie. Nie wiesz, co zrobiłem.
- Może. - Pochyliłam się w jego stronę. - Ale to, co widzę, nie jest takie złe. Zaczynam sądzić, że w środku kryje się ktoś zupełnie inny.
Podniósł na mnie wzrok. Chciałam usiąść mu na kolanach i godzinami wpatrywać się w te piękne oczy. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, i po chwili je zamknął... ale najpierw zobaczyłam w nich coś srebrnego.
Uklękłam i przysunęłam się do niego.
- Co masz w ustach? - spytałam, czekając, aż ponownie je otworzy.
Rush powoli wysunął język. Był przekłuty srebrnym kolczykiem.
- Boli? - Przyglądałam mu się uważnie. Nigdy nie widziałam czegoś takiego.
Schował język i uśmiechnął się.
- Nie.
Przypomniały mi się tatuaże, które widziałam tamtej nocy na werandzie.
- Co to za tatuaże na twoich plecach?
- Orzeł z rozłożonymi skrzydłami na dole to symbol Slacker Demon. Kiedy miałem siedemnaście lat, tata zabrał mnie na koncert w Los Angeles, a potem
poszliśmy zrobić mi pierwszą dziarę. Chciał, żebym wytatuował sobie symbol jego zespołu. Każdy członek Slacker Demon ma taki w tym samym miejscu. Na lewym ramieniu. Tata był wtedy zjarany jak królik, ale to wciąż fajne wspomnienie. Nie spędziłem z nim zbyt dużo czasu w dzieciństwie. Za każdym razem, kiedy go widziałem, fundował mi kolejny tatuaż albo piercing.
Miał tego więcej? Popatrzyłam na jego twarz, a potem na klatkę piersiową. Zaskoczył mnie jego cichy chichot. Przyłapał mnie na gapieniu się.
- Tu nie znajdziesz kolczyków, słodka Blaire. Resztę dziur miałem w uszach. Przestałem ozdabiać ciało, kiedy skończyłem dziewiętnaście lat.
Jego ojciec miał pełno tatuaży i kolczyków tak samo jak reszta członków Slacker Demon. Czy Rush tego nie chciał? Może tata go zmuszał?
- Czemu posmutniałaś? - Wsunął palec pod mój podbródek i podniósł mi głowę, aż popatrzyłam mu w oczy.
Nie chciałam odpowiadać szczerze. Czas w jego towarzystwie płynął bardzo przyjemnie. Wiedziałam, że jeśli zacznę drążyć za bardzo, znów mi się wymknie.
- Kiedy pocałowałeś mnie tamtej nocy, nie czułam żadnego kolczyka.
Rush zmrużył oczy i pochylił się.
- Wtedy go nie miałem.
Ale teraz tak.
- Kiedy, hm, kogoś całujesz... czy to się czuje? Rush głęboko wciągnął powietrze i zbliżył usta
do moich.
- Blaire, każ mi wyjść. Proszę.
Jeśli chciał mnie pocałować, nie zamierzałam go wypraszać. Wręcz przeciwnie - pragnęłam, żeby to zrobił. Zwłaszcza że miał w ustach to coś.
- Poczułabyś to. Wszędzie, gdzie chciałbym cię pocałować. I na pewno by ci się spodobało - szepnął mi do ucha, po czym pocałował w ramię i wciągnął powietrze. Czyżby mnie wąchał?
- Czy... czy pocałujesz mnie ponownie? - Zabrakło mi tchu, gdy przycisnął nos do mojej szyi i zrobił głęboki wdech.
- Chciałbym. Nawet bardzo, ale próbuję zachowywać się przyzwoicie - mruknął, nie odrywając ode mnie ust.
- Czy mógłbyś odłożyć gdzieś przyzwoitość na czas jednego pocałunku? Proszę? - Przysunęłam się bliżej. Jeszcze chwila i znajdę się na jego kolanach.
- Słodka Blaire, tak niesamowicie słodka... - powiedział, dotykając ustami krzywizny mojej szyi. Jeśli nie przestanie, zacznę go błagać.
Wysunął język i delikatnie polizał miękką skórę. Całował linię mojej szczęki, aż w końcu jego usta zatrzymały się nad moimi. Już chciałam zacząć go prosić, gdy
wycisnął na moich ustach jeden miękki pocałunek. To mnie powstrzymało. Odsunął się o kilka centymetrów. Jego ciepły oddech wciąż owiewał moje usta.
- Blaire, nie jestem romantykiem. Nie daję buziaków i nie przytulam się. Chodzi mi tylko o seks. Ty zasługujesz na kogoś, kto będzie cię całował i pieścił. Nie na mnie. Ja potrafię tylko pieprzyć. Nie możesz być z kimś takim jak ja. Nigdy nie odmawiałem sobie czegoś, czego pragnąłem. Ale ty jesteś zbyt słodka. Tym razem muszę powiedzieć sobie „nie".
Kiedy dotarł do mnie sens jego słów, zadrżałam, myśląc o ich erotycznym wydźwięku. Dopiero gdy wstał i złapał za klamkę, zdałam sobie sprawę, że wychodzi. Znów zamierzał mnie tak zostawić.
- Nie mogę dłużej rozmawiać. Nie dzisiaj. Nie sam na sam. - Smutek w jego głosie sprawił, że odrobinę zabolało mnie serce. Wyszedł i zamknął za sobą drzwi.
Oparłam się ponownie o wezgłowie łóżka i jęknęłam sfrustrowana. Po co go tu wpuściłam? Grał ze mną w ciepło-zimno, a ja niezbyt dobrze radziłam sobie w tej zabawie. Ciekawe, dokąd poszedł. W domu było mnóstwo dziewczyn, które chętnie by pocałował. Nie miałby oporów, gdyby błagały.
Nad głową wciąż słyszałam kroki. I tak nie mogłabym zasnąć. Nie chciałam tu zostać, a poza tym czekał na mnie Woods. Nie było powodu, żeby wy-
stawić go do wiatru. Wprawdzie nie miałam ochoty na rozmowę, ale przynajmniej powinnam dać mu znać, że dzisiaj nici z pogawędki na plaży.
Weszłam do kuchni. Zobaczyłam Granta, który przyciskał do blatu jakąś dziewczynę. Dłonie miała wplątane w jego rozczochrane brązowe loki. Wydawali się bardzo zajęci. Wyszłam cicho tylnymi drzwiami, mając nadzieję, że nie wpadnę na kolejną obściskującą się parę.
- Myślałem, że już nie przyjdziesz. - W ciemnościach usłyszałam głos Woodsa.
Odwróciłam się. Chłopak opierał się o barierkę i przyglądał mi się. Poczułam wyrzuty sumienia. Powinnam była przyjść i powiedzieć mu, że nici z naszego spotkania. Tam, gdzie w grę wchodził Rush, nie potrafiłam myśleć racjonalnie.
- Przepraszam. Coś mi wypadło. - Nie chciałam się tłumaczyć.
- Widziałem Rusha, jak wychodził z tej klitki, w której cię trzyma - oznajmił.
Zagryzłam wargę i skinęłam głową. Przyłapał mnie. Równie dobrze mogłam się przyznać.
- Długo to nie trwało. To była przyjacielska wizyta czy przyszedł wyrzucić cię z domu?
Zdecydowanie to pierwsze. Rozmawialiśmy. Bawiłam się dobrze aż do chwili, gdy poprosiłam go, żeby mnie pocałował. Lubiłam jego towarzystwo.
- Sympatyczna pogawędka - wyjaśniłam. Woods roześmiał się gorzko i potrząsnął głową.
- Czemu w to nie wierzę?
„Bo nie jesteś głupi" - pomyślałam. Wzruszyłam ramionami.
- Wciąż masz ochotę na spacer po plaży? Pokręciłam głową.
- Nie. Jestem zmęczona. Przyszłam zaczerpnąć świeżego powietrza i w nadziei, że znajdę cię i wszystko wyjaśnię.
Woods posłał mi uśmiech rozczarowania i odsunął od poręczy.
- Cóż, trudno. Nie będę cię błagał.
- Nie spodziewałam się tego - odparłam. Ruszył do drzwi. Poczekałam, aż znajdzie się
w środku, po czym odetchnęłam z ulgą. Całkiem nieźle poszło. Może teraz trochę się ode mnie odczepi. Musiałam poradzić sobie z faktem, że Rush tak strasznie mnie pociągał. Inni mężczyźni tylko by komplikowali sprawę.
Po kilku minutach odwróciłam się i weszłam do domu. Przy barze nie było już Granta ani dziewczyny. Najwyraźniej przenieśli się w bardziej ustronne miejsce. Ruszyłam w stronę drzwi do spiżarni, kiedy do kuchni wszedł Rush, a za nim rozchichotana brunetka. Wisiała mu u ramienia i ledwo szła - z powodu alkoholu albo dwunastocentymetrowych obcasów.
- Ale mówiłeś... - wybełkotała i pocałowała ramię, którego tak kurczowo się trzymała. Tak, była pijana.
Rush spojrzał mi w oczy. Będzie ją dziś całował. Nie musi go błagać. Na pewno smakowała piwem. Może to go podniecało?
- Jeśli chcesz, zdejmę majtki tutaj - zaoferowała, najwyraźniej nieświadoma faktu, że nie byli sami.
- Babs, mówiłem ci już. Nie jestem zainteresowany - odparł, nie odwracając ode mnie wzroku. Odmawiał jej. I chciał, żebym o tym wiedziała.
- Bylibyśmy niegrzeczni - powiedziała głośno i ponownie wybuchła śmiechem.
- Raczej żenujący. Jesteś pijana, a od twojego gdakania rozbolała mnie głowa. - Wciąż patrzył prosto na mnie.
Odwróciłam się i ruszyłam w stronę drzwi. Babs w końcu mnie zauważyła.
- Hej, ta dziewczyna kradnie ci jedzenie - szepnęła głośno.
Zaczerwieniłam się. Cholera. Czego się wstydziłam? Laska była kompletnie zalana. Kogo obchodziło, co myślała?
- Ona tu mieszka. Może brać, co jej się żywnie podoba - stwierdził stanowczo Rush.
Odwróciłam gwałtownie głowę. Wciąż na mnie patrzył.
- Ona tu mieszka? - spytała dziewczyna.
Rush się nie odzywał. Zmarszczyłam brwi i zdecydowałam, że jedyny świadek tej rozmowy nie będzie rano nic pamiętał.
- Nie pozwól mu się okłamywać. Jestem niepożądanym gościem i mieszkam pod schodami. Chciałam kilku rzeczy, ale on wciąż mi odmawia.
Nie czekałam na odpowiedź. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Punkt dla mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top