7.

Obudziłam się z bólem głowy pewnie przez wczorajszy nadmiar emocji. 
Jak ona mogła coś takiego zrobić?!
Pewnie wtedy była dla mnie taka miła tylko aby "wybadać teren". 
Albo tak zajarała się na punkcie gnębienia innych, że zapomniała kim naprawdę jest?
Nie, wybieram pierwszą opcję. 

Wstałam, bo w końcu tak czy owak będę musiała zmierzyć się z budynkiem zwanym szkołą. Wzięłam dość długi prysznic, wysuszyłam włosy i zawiązałam je w warkocz, zrobiłam makijaż, ale nie już taki mocny, sprawdzę co się stanie, chyba już nic nie zagrozi mojej reputacji, która została zniszczona chyba doszczętnie. Ubrałam się (czarne dżinsy, miętowa bluza zakładana przez głowę z nadrukiem pyszczka rysunkowego kotka, szara czapka i miętowe trampki) i zeszłam na dół. Wzięłam do ręki telefon i sprawdziłam wiadomość, którą ktoś mi wysłał na Messenger'a. Dostałam ją od klasowego "kujona", wysłał mi parę notatek i wytłumaczył, że praktycznie nic nowego nie przerabiali. Miłe zaskoczenie, odpisałam mu "Dziękuję" i od razu na moich ustach pojawił się lekki uśmiech. Zrobiłam sobie na śniadanie płatki i sałatkę z kurczakiem do szkoły. Założyłam swoją torbę na ramię i wyszłam z domu zamykając go. 

Droga na przystanek jak zawsze nie była długa, ale szłam z dziwnym przeczuciem, że stanie się coś złego. Normalnie bym to zignorowała, tak jak zawsze, ale dzisiaj... coś było nie tak. Zacisnęłam pięści nie mogąc opanować tego dziwnego uczucia. Zatrzymałam się obok budki przystanku. Po chwili dało się słyszeć sygnał ambulansu, przejechał przede mną, śledziłam go wzrokiem. Zatrzymał się przed piekarnią, ratownicy wbiegli do środka i po może minucie, wyszli razem z babcią Andy'ego. Wiem, że była nieprzytomna. Nie wiedząc co robić stałam i patrzyłam zszokowana. Gdy ambulans odjeżdżał zobaczyłam matowe Audi pędzące za nim, wiedziałam, że to Andy. 

Przyjechał autobus, wsiadłam do niego. Nie mogłam przecież jechać do tego szpitala. Fakt, przejmuję się, ta kobieta była pierwszą osoba w tym mieście, która wywołała u mnie szczery uśmiech. 

Mam nadzieję, że nic jej nie jest, że wyjdzie z tego. 

Zatrzymaliśmy się pod gmachem szkoły. Wysiadłam i wzięłam głęboki wdech, ze świstem wypuściłam powietrze. Ruszyłam w stronę drzwi i weszłam do środka, nie zwracając uwagi na ciche podśmiewanie się ludzi. Muszę być silna, prawda? 

Wzięłam z szafki potrzebne książki i przestudiowałam notatki, które wysłał mi jak się dowiedziałam James.

Stałam przed klasą sama, tak jak wspomniałam była ona podzielona na grupki, każdy stał w swojej i szczerze nie widzi mi się dołączać do któreś z nich. 

Nie pamiętam już jak wygląda moja stara szkoła. New York jest odległą historią, do której pewnie już nigdy nie wrócę. I nawet sama nie wiem czy to dobrze czy źle. 

Miotam się we własnych myślach, co nigdy mi się nie zdarzało, aż do przeprowadzki do Denver. 

Po jakiś pięciu minutach weszliśmy do klasy, widząc, że Andy'ego nie będzie usiadłam na jego miejscu, na końcu klasy. Westchnęłam i nie wiem dlaczego zaczęło mnie zżerać coś na kształt poczucia winy, że za nim nie pojechałam. Przez całą lekcję patrzyłam w okno i stukałam paznokciami o blat stolika, denerwując się o zdrowie babci Andy'ego. 

Lekcja trwała dla mnie dość krótko, no w sumie dlatego, że byłam skupiona na czymś innym. 

-Orla... mogę Cię na chwilę prosić?- usłyszałam głos mojego wychowawcy, poprawiłam plecak na ramieniu i podeszłam do niego, gdy już nikogo nie było w klasie- Słyszałem o tym przykrym incydencie z wczoraj, wiemy, że zrobiła to Ella, nie musisz już dawać jej korepetycji, niech sobie sama radzi, to nie jej pierwszy taki wybryk, w sumie jeszcze jeden i wyleci ze szkoły- mężczyzna przewrócił oczami- Jesteś zwolniona z lekcji... możesz iść do domu- powiedział układając papiery.

-Proszę? Przecież minęła dopiero pierwsza lekcja- zmarszczyłam brwi. 

-I tak nie skupiasz się na lekcji i dobrze wiem, że wczorajsze wydarzenia tobą wstrząsnęły, więc idź do domu, wróć jutro gotowa do pracy. Możesz iść- ułożył kartki na stosik i lekko się do mnie uśmiechnął- Do Zobaczenia jutro. 

-Do Widzenia- powiedziała lekko zszokowana i wyszłam z klasy. 

Zaczęłam iść w kierunku swojej szafki, kiedy ktoś podłożył mi nogę. Upadłam na ziemię, a książki od matematyki i kartki z notatkami, które trzymałam w rękach porozsypywały się po praktycznie całym korytarzu. 

-Patrz jak chodzisz łamago- usłyszałam głos jednej z koleżanek Ella'y. 

Westchnęłam głośno, uklęknęłam i zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Dosłownie szłam po kolanach na korytarzu. 

W pewnym momencie poczułam jak ktoś uderzył mnie w tyłek, szybko obróciłam się na plecy siadając na podłodze korytarza, widziałam jakąś odchodzącą grupkę mężczyzn, którzy się podśmiewali, dobrze wiem, który mnie uderzył, śmiał się najgłośniej, nie znam go, ale zapamiętam tę twarz. Momentalnie w moich oczach zaczęły się zbierać łzy. 

Nie rycz teraz ~ Powiedziałam w myślach sama do siebie.

-To powinny być wszystkie- usłyszałam za sobą znajomy głos, obróciłam się i spojrzałam w górę, by zobaczyć Evan'a. 

Szybko zebrałam parę kartek z podłogi, jeszcze raz na niego spojrzałam, czułam się upokorzona i nie chcę nawet wstawać z tej podłogi. 

-Chodź- chłopak wyciągnął w moją stronę dłoń, którą przyjęłam z lekkim wstydem. 

-Idź stąd, jeszcze Cię ktoś zobaczy- powiedziałam odbierając od niego swoje notatki, które widocznie pozbierał z innych zakątków korytarza. 

-Mojej reputacji nic nie zaszkodzi, a nawet jeśli, to co z tego lubię Cię i mam gdzieś co sobie ludzie myślą- objął mnie ramieniem- To gdzie masz lekcję? 

-Szczerze, to zostałam zwolniona do domu- powiedziałam- Dziękuję, że mi pomogłeś- lekko się uśmiechnęłam, pchnęłam drzwi i wyszłam na zewnątrz. 

Od razu skierowałam się w stronę przystanku, by sprawdzić godziny, w których jeździ mój autobus. 

Co?! Dopiero za godzinę?! 

Spojrzałam na inne autobusy, które mogą jechać w tamtą stronę, ale może z jakąś przesiadką?
No nie widzi mi się czekać godziny na autobus. 

Zatrzymałam wzrok na autobusie, który zaraz przyjedzie, jechał on w stronę szpitala. Zagryzłam wargę i biłam się ze swoimi myślami. W sumie jak by zareagował Andy, jakby zobaczył mnie pod salą szpitalną jego babci. Nie znałam jej za dobrze, ale do dobra kobieta. No i co ja mam teraz zrobić? 

Jechać? Nie jechać? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top