3.

Kto by pomyślał, że będę dawać korepetycje jednej z klasowych ździr?
Na pewno nie ja.
W sumie to nie ładnie nazywać Ją w ten sposób.

Właśnie idę pod wyznaczony adres, jak się domyślacie nie chcę tam iść. Ale muszę, bo w końcu się zgodziłam.

Dziewczyna ma duży dom, cały biały, ze specjalnym wjazdem.

Zadzwoniłam dzwonkiem, a po chwili zobaczyłam Elle z jabłkiem w ręce.

Zaprosiła mnie do domu, mieszka naprawdę bogato.

-Chodź- powiedziała i wręcz wbiegła po schodach do góry. Szłam jak najszybciej mogę, byle tylko się nie zgubić i nie wejść do innego pokoju niż powinnam.

Na szczęście weszłam do odpowiedniego.

Przyjrzałam się dziewczynie która szukała książek w szafce pod biurkiem.
Wyglądała inaczej niż w szkolę.

Oczywiście nie sadzę, że w domu chodzi w krótkich skórzanych spódniczkach, ale jest teraz jakoś tak inaczej w jej towarzystwie.
Nie ma na sobie makijażu, włosy związane w wysokiego kucyka, znoszone dresy, biała bokserka, dwie różne skarpetki jedna szara druga biała.

-No więc, nie rozumiem tych kątów, i nie ogarniam który wzór do którego zadania, nie wiem kiedy je zastosować, ani pod co podstawić, a tak ogólnie nie ogarniam tego tematu- powiedziała i rzuciła książkę na ziemię po czym wskoczyła na łóżko.

Zaśmiałam się z jej reakcji. Podniosłam przedmiot z ziemi i podeszłam do biurka. Usiadłam na krześle. Napisałam potrzebne wzory na kartce.

-Ella, tu masz potrzebne wzory do tego tematu- wskazałam na kartkę kiedy dziewczyna na mnie spojrzała- A teraz wstawaj i chodź tu- z jękiem wstała z łóżka i podeszła, biorąc przy okazji drugie krzesło- Zrobimy zadanie pierwsze, trzecie, szóste i trzynaste jak na razie. Do każdego z tych zadań musisz wykorzystać jeden z tych wzorów.

-Ale na lekcji jeszcze nie robiliśmy tych zadań, one są na poniedziałek- zdziwiła się.

-Wiem, i dlatego przerabiam je teraz z Tobą abyś umiała je na poniedziałek, bo pewnie będą wtedy przerabiane.

-No to do roboty- powiedziała, wzięła długopis w dłoń i zaczęła pisać.

***

-To idiotyczne! Dlaczego mi nie wychodzi?!- zirytowała się.

-Spokojnie, to jest najtrudniejsze zadanie z tych wszystkich- spojrzałam na zadanie i przeanalizowałam je- Zapomniałaś jeszcze pomnożyć wynik przez dwa, w treści jest zaznaczone, że trzeba to zrobić.

-Dzięki- mruknęła i zrobiła to wystawiając język z ust i pisząc w skupieniu- To wszytko?

-A rozumiesz?- uniosłam jedną brew do góry.

-No nawet nawet... O Matko?! jak ty to zrobiłaś?!- krzyknęła.

-Ale co?

-To z tą brwią, ja tak nie umiem...- jęknęła.

-Dlaczego taka jesteś?- zapytałam, bo to pytanie nurtowało mnie od samego początku.

-Jaka?- zmarszczyła brwi w geście niezrozumienia.

-W szkole jesteś wielką księżniczką, która musi mieć wszytko, a teraz, całkowita przeciwność, miła dziewczyna w znoszonych dresach. Nie rozumiem tego.

-Trzeba sobie jakoś radzić, stworzyłam taką wersję do szkoły, nie jestem tu od zawsze. Urodziłam się w RPA, a dokładniej w Johannesburg'u. Byłam tą białą z Afryki. Byłam sama. Przekabaciłam dziewczyny na swoją stronę pod wpływam kłamstwa. I tak już zostało. Ale proszę, nie mów nikomu- poprosiła.

-Nie powiem, ale może trzeba by było w końcu ujawnić swoją prawdziwą stronę. Do Poniedziałku- powiedziałam i wyszłam z jej domu.

Szczerze nie spodziewałam się tego. Miłe zaskoczenie.

***

Znowu spóźniłam się na autobus.

A niech to szlak!
Czyli czeka mnie długi spacer.

Poprawiłam torbę na ramieniu i ruszyłam w kierunku mojej ulicy, a przynajmniej mi się tak wydawało.

Włączyłam lokalizację w telefonie i idę w dobrą stronę. Ale cholerne 5% baterii nie starczy mi na dojście do domu.

Zapamiętałam połowę trasy po czym telefon padł.

Szłam z pamięci, a potem najwyżej będę się pytać ludzi.

Zaczęło się ściemniać, a ja dobrze wiem, że zabłądziłam.

Szczerze to traciłam już nadzieję, że trafię teraz do domu.

Chwila, chwila, znam ten samochód.

Nie wiele myśląc poszłam w stronę samochodu stojącego na parkingu pod barem.
Matowe Audi, samochód Andy'iego. Nie chcę Go prosić o pomoc, ale cholera muszę. Poza tym muszę do toalety, a nie korzystam z publicznych, bo to niehigieniczne i według mnie trochę obrzydliwe. Tak cholernie muszę siku.

Weszłam do baru pod którym zaparkował czarnowłosy chłopak. Usiadłam przy blacie, na wysokim krześle, moje stopy nie tykały podłogi, zwisały bezwładnie.
Kompletnie tu nie pasowałam, chociażby ubiorem: Jasne dżinsy, szare trampki, pudrowa bluzka z krótkim rękawkiem i czarna torba na jedno ramię zapełniona wzorami na matmę.

-Co sobie słodka Pani życzy?- zapytał barman pochylając się nade mną.

-Ymm.. czy jest tu czarnowłosy chłopak? Widziałam jego matowe Audi przy barze- zapytałam zakłopotana.

-Andy?

-Tak, o niego mi chodzi

Mężczyzna zmarszczył brwi, był całkowicie zaskoczony, że pytam o Biersack'a, po czym się uśmiechnął i na cały bar krzyknął:

-Black! Jakaś słodka dziewczyna do Ciebie!

Tak, czułam się zażenowana, było mi wstyd.

Zauważyłam Andy'ego przy stole od bilarda, trzymał w ręce kij i wpatrywał się we mnie z nie małym niezrozumieniem i zdziwieniem.
Wszyscy z baru spojrzeli na mnie, kobiety jak i faceci mierzyli mnie wzrokiem.
Nie wytrzymam, nie lubię być w centrum uwagi, szczególnie kiedy patrzy na mnie tak dużo osób. Przytrzymałam swoją torbę i wybiegłam z baru.

Tak zawstydziłam się, jestem teraz pewnie cała czerwona, kiedy dużo osób na mnie patrzy zaczyna mi brakować tchu, dusze się, nie pasowałam tam, wyszydzali mnie wzrokiem.

Na dworze było już ciemno. Tylko lampy oświetlały mi drogę.

-Orla?!- usłyszałam. Wiedziałam do kogo należy głos, ale nie obróciłam się, byłam zbyt zażenowana sytuacją sprzed chwili, i jednocześnie było mi strasznie zimno, jestem w samym krótkim rękawku. Byłam z dziesięć metrów od baru. Chłopak bez problemu, znalazł się naprzeciwko mnie, a niech klątwa spadnie na te jego długie nogi!- Co do cholery...

-Już nic...- przerwałam mu. Wiedziałam, że był na mnie zły z powodu przerwania mu gry w bilard jak i zamieszania w barze.

-Bardziej chodziło mi co Ty tu robisz? Nie powinno Cię tu być, przynajmniej nie powinnaś tu być sama- mruknął.

-Właśnie dlatego... ehh... zauważyłam twój samochód i chciałam się ciebie spytać, czy nie odwiózł mnie do domu, zapłaciłabym...

-Przestań gadać już...- był zirytowany, fakt niezadowolony- Chodź- powiedział i szedł w stronę parkingu.

Poszłam za nim, no bo co innego mogłam zrobić.

Po chwili obydwoje znaleźliśmy się w jego samochodzie.
Po podaniu chłopakowi adresu ruszył.

No nie powiem nadal było mi zimno, trzęsłam się wręcz z zimna.

Słyszałam jakiś szmer od strony kierowcy, ale nadal uporczywie patrzyłam na widok za oknem.

Po chwili na moich kolanach wylądowała skórzana kurtka, którą chłopak miał dziś na sobie.

-Załóż i przestań strzykać tymi zębami- mruknął.

Jak tylko szybko potrafiłam ubrałam za dużą kurtkę i wręcz opatuliłam się nią. Chłopak również włączył ogrzewanie.

Siedział teraz w białym krótkim rękawku skupiony na drodze.

-Dziękuję za wczorajsze podwiezienie do szkoły, za kurtkę i za odwiezienie do domu- powiedziałam od razu.

Nic nie powiedział.

Irytowałam go, to widać.
Jestem strasznie śpiąca.

O mało nie zasnęłam mu w samochodzie. Idealnie kiedy już oczy mi się zamykały Andy podjechał pod mój dom. Odpięłam pasy. Wyszłam z samochodu mówiąc mu jeszcze raz "Dziękuję i Dobranoc" i pobiegłam do domu, w tym czasie chłopak odjechał z mojego podjazdu.
Otworzyłam drzwi, weszłam i zamknęłam, zdjęłam buty i pobiegłam do swojego pokoju.

CHOLERA! Nadal mam jego kurtkę!

W poniedziałek mu oddam, chyba, że po nią przyjedzie, oddałabym mu ją jutro ale nie wiem gdzie mieszka, a jutro niedziela.

Umyłam się i poszłam spać.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top