22.

Perspektywa Andy'ego

Jechałem w stronę domu Orla'y. Jej wiadomość była dziwna i nie jasna.

"Wszystko u mnie w porządku, nie musisz się martwić. Jestem tu szczęśliwa, bez Ciebie. Przez cały czas Cię oszukiwałam. Naprawdę nie skumałeś makijażu na moim ciele? Jesteś jeszcze bardziej tępy niż myślałam. Do nigdy Orla Miki Koch"

Pisałem do niej różne wiadomości chcąc wyjaśnień, prosząc o spotkanie, ale nie odpisywała, więc postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i do niej pojechać.

Nie mogła tego pisać Orla, przecież ona nienawidzi swojego drugiego imienia. Nigdy by się tak nie podpisała. Ona nie jest taka... znam ją. Może nie znamy się długo, ale wiemy o sobie naprawdę sporo i naprawdę ją kocham. 

Jestem idiotą, może tej jej ojciec coś jej zrobił. 

Cholera! 
Mówiłem, że zawiozę ją tam po szkole i zabiorę do siebie, ale ta jak zawsze musiała się wymądrzać i pojechać sama autobusem. 

Będąc już pod jej domem, nie dbałem o zamknięcie samochodu tylko od razu wybiegłem i zacząłem mocno walić pięścią w drzwi. Kiedy nikt nie otwierał mi od pary dobrych minut wiedziałem, że stało się coś złego. Jeszcze raz próbowałem skontaktować się z dziewczyną przez telefon, ale nie odbierała. 

-Kurwa- przekląłem i wybrałem numer policji, szybko zawiadomiłem ich, powiedzieli, że zaraz przyjadą i, że mam czekać. Taaa... kurwa ja wam już poczekam. 
Zacząłem uderzać w drzwi swoim ciałem jak i przedmiotami, które znalazłem w pobliżu. W końcu udało mi się je wyważyć. Wchodząc do środka nadepnąłem na coś twardego, od razu spojrzałem w dół zauważając roztrzaskany telefon dziewczyny. Nie czekając ani chwili zacząłem jej szukać, oczywiście zacząłem zmierzać do jej pokoju, ale na schodach zobaczyłem mokry dywan i wodę wyciekającą na wszystkie możliwe strony. 

Pokierowałem się do łazienki i chwyciłem za klamkę, drzwi były zamknięte.

-Orla?! Jesteś tam?- nie uzyskałem odpowiedzi, ale nie obchodziło mnie to teraz. Znowu udało mi się wyważyć drzwi. A to co zobaczyłem złamało mi serce. 

Szybko podbiegłem do dziewczyny, poślizgnąłem się jeszcze o jakieś ostrze na ziemi. 

-Orla... Orla.. kochanie- złapałem jej twarz w dłonie i próbowałem złapać z nią jakikolwiek kontakt. 

Złapałem ją za nadgarstek brudząc sobie jej krwią dłonie. Szybko sprawdziłem jej puls, którego za żadne skarby nie mogłem wyczuć.

-Dlaczego... Jakoś sobie poradzimy... nic się nie stało- zacząłem mówić do siebie jak i do niej zdejmując koszulkę i rwąc ją na dwie części, szybko zawiązałem je nad obiema ranami. Pocałowałem dziewczynę w czoło zaplatając dłoń w jej włosy- Wszystko jakoś się ułoży..- mówiłem drżącym głosem i łzami w oczach. 

Z dołu było słychać już syreny policyjne i kroki na schodach, po chwili czułem na sobie czyjeś ręce, które próbowały odciągnąć mnie od mojej ukochanej. 

-Nie!- krzyczałem.

-Zabierzemy ją do szpitala- powiedziała jedna z policjantek. 

Wziąłem ją na ręce i w obecności kilku policjantów zniosłem ją na dół, w tym samym czasie przyjechała karetka i odebrali ode mnie mój skarb. 

Dobrze wiedziałem, że nie mogę jechać z nimi. Mimo iż zaczęli reanimację itd. już w ambulansie. Po chwili przerwali i spojrzeli na mnie ze współczuciem w oczach. 

Moje serce jeszcze bardziej przyspieszyło tępa, cofnąłem się o parę kroków i świat ucichł, nie słyszałem nic, nawet kiedy policjant krzyczał mi coś prosto w twarz. Zatopiłem dłonie w swoich włosach, a z moich oczu leciało coraz więcej łez. 

Kiedy zobaczyłem jej ojca mój smutek zastąpił niewyobrażalny gniew. Zacisnąłem pięści i szybkim krokiem podeszłem do mężczyzny, który zakuty był prowadzony przez dwóch policjantów.  Kiedy już miałem zadać cios powstrzymało mnie innych dwóch policjantów. 

-Ty ją zabiłeś skurwielu!- krzyczałem i zacząłem się wyrywać.

-Powinieneś się cieszyć, że jesteś uwolniony od tego ścierwa- powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy, wpakowali go do radiowozu.

Wyrwałem się policjantom i obróciłem się w stronę karetki. Właśnie zapinali czarny worek na zwłoki. Upadłem na zimny chodnik przed jej domem i ukryłem twarz w dłoniach. 

-Gdybym przyjechał wcześniej... gdybym od razu po szkole pojechał za nią...- mówiłem do siebie. 

-Przepraszam... ty jesteś Andy?- zapytała mnie kobieta w białych rękawiczkach.

-Tak- powiedziałem drżącym głosem.

-To leżało na pralce w łazience, jest napisane dla Ciebie- podała mi białą kartkę, a ja niemo ją wziąłem. 

Wziąłem głęboki wdech i spojrzałem na swoje imię na kartce. Wyprostowałem ją i zacząłem czytać. 

Cześć Andy... szczerze to spodziewałam się takiego obrotu spraw. Wiedz, że byłeś jedynym co trzymało mnie przy życiu, ale w tej chwili to chyba nie wystarczyło. Kiedy przyjechałam do Denver, myślałam, że zacznę nowy rozdział z rodziną. No wiesz... oczekiwałam wspólnych śniadań, obiadów, kolacji, siedzenia przed telewizorem. Niestety moje małe marzenie zostało zburzone już pierwszego dnia, kiedy usłyszałam kłótnie rodziców. Nie byli idealnym małżeństwem, no może po moim urodzeniu. Tylko im przeszkadzałam. Tak, byłam niechcianym dzieckiem. Pisanie piosenek, było moim oderwaniem od rzeczywistości. Pierwszy dzień w szkole, jak wiesz nie był za fajny z powodu Ella'y i jej szajki panienek, ale była nadzieja w czarnowłosym, wysokim chłopaku o nieziemskich oczach. Od razu przykułeś moją uwagę. Byłeś... inny niż wszyscy, co bardzo mi się podobało, jak i wydawało się dziwne. Bałam się zbliżenia do jakiego doszło między nami w barze, przy stole do bilarda, ale nie żałuję tej decyzji. Chwile z Tobą były najpiękniejszymi w moim życiu. Myślałam o tobie w każdej wolnej chwili. Proszę... nie płacz za mną. Życie toczy się dalej? To w sumie najgorsze co mogłam teraz napisać. Przepraszam za to, że byłam słaba i wątła, zbyt mało odważna. Wiem, że teraz nie przyjemnie będzie Ci o tym czytać, ale mojego ojca łatwo można wsadzić na dożywocie. Mam na sobie jego odciski palców i... spermę w sobie. Tak, zgwałcił mnie, nie byłam wtedy przytomna, może lepiej? Już sama nie wiem co piszę. Każda rana jaką mam na sobie jest po ojcu, a stare po Alexandrze. Andy  wiedz, że kocham Cię, jak nikogo innego. Ciebie pierwszego pokochałam, prawdziwą i niezrozumiałą dla mnie miłością. To uczucie było mi nieznane, aż do widoku twoich oczu w autobusie numer 4 jadącego pod naszą szkołę. Płaczę pisząc to, ale nie mogę już zmienić swojej decyzji. Już postanowiłam. U mnie w biurku, są teksty moich piosenek, jak chcesz to je weź. Jak chcesz weź cokolwiek chcesz z mojego pokoju. 

PS: Przepraszam za mokrą kartkę.
PS2: Kocham Cię

Orla

Kiedy to przeczytałem... nie mogę... nie umiem nic na ten temat powiedzieć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top