19.

Nawet nie wiem kiedy miałam już pierwsze nacięcie na ramieniu. 

-Albo wiesz co? Buźkę zostawię sobie na inny dzień- powiedział i podarł mi bluzkę. 

-Zostaw mnie!- krzyknęłam i rzuciłam się do ucieczki, ale mój ojciec był szybszy i złapał mnie za włosy. Pociągnął za nie przez co upadłam na ziemię. W bardzo szybkim tempie usiadł mi na biodrach.

-Nie waż się krzyknąć- wysyczał przez zaciśnięte zęby. Nachylił się nad moją klatką piersiową z dużym scyzorykiem, który kiedyś dostał od mamy. Nad piersiami poczułam straszliwy ból, zaczęłam się wyrywać, nie było mowy o nie wydaniu z siebie ani jednego dźwięku- Miałaś nie krzyczeć- powiedział i znowu uderzył mnie z otwartej dłoni w twarz. Nie wiem co mi wycinał na skórze i szczerze nie chcę wiedzieć. I dzięki Ci Boże za to, że straciłam przytomność przez dawkę bólu jaki mi zadał.

Obudziłam się tam gdzie "zasnęłam". Nigdzie nie słyszałam ojca, żadnych kroków, ani chociaż turlającej się butelki. Oddychałam nierówno i szybko. Straszliwy ból na klatce piersiowej nie ustępował. Zamknęłam oczy mówiąc w myślach "Obudź się", ale kiedy otwierałam oczy, cały czas byłam na tej kuchennej podłodze umazana swoją krwią. Resztką sił jakie znalazłam wstałam i ruszyłam do łazienki. Idąc schodami modliłam się o to, żeby czasami zza rogu nie wyszedł Harvey Koch. 

Chwiejąc się na każdą stronę i brudząc ściany krwią otworzyłam drzwi do łazienki. Od razu podeszłam do lustra, moje oczy zaszły łzami widząc napisz "SLUT*". Na moim policzku już zaczął robić się ślad. Przetarłam mokre policzki, zdjęłam swoje ubrania i weszłam pod prysznic. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w pokoju i nie wychodzić już stamtąd... nigdy. 

Kiedy już znalazłam się w swoim pokoju od razu położyłam się na swój materac. 

Jedyne czego byłam teraz pewna, to to, że rano moja bluzka będzie okrwawiona. 

***

Szczerze, miałam jakąś malutką nadzieję, że jednak to był tylko jakiś okropny sen, wytwór mojej chorej wyobraźni, ale widząc krew na mojej bluzce od razu pozbyłam się tych myśli. Biorąc głęboki wdech wstałam z materaca. Z szafy wyciągnęłam ubrania, które na pewno zasłonią moje rany. Poszłam do łazienki, uważając by nie trafić na ojca. Będąc już w środku, wzięłam szybki prysznic. Z każdy moim ruchem rany krwawiły, lekko zaschnięte "tamy" pękały. Stojąc przed lustrem w bieliźnie wzięłam do ręki apteczkę z której wyciągnęłam bandaż i coś co podczas mojego pobytu w szkole pomoże mi zatamować krew, gaza? chyba tak to się nazywa, sama nie wiem. Przyłożyłam opatrunek do tego ohydnego napisu oraz nacięciu na ramieniu i zaczęłam z trudem obwiązywać go bandażem. Kiedy się już udało zapięłam go spinkami, aby mi nie spadł. Szczerze to dopiero teraz spojrzałam na swoją twarz w lustrze. Na mojej twarzy widniał wielki fioletowy ślad. Z bólem w sercu zaczęłam robić mocny makijaż, który zakryje siniaka. Włosy zostawiłam rozpuszczone i ubierając się w wybrane ubrania (szary przyległy golf, czarne spodnie z lekkimi przetarciami). Do pokoju wróciłam tylko i wyłącznie po plecak. Kiedy wyszłam z domu od razu poczułam wolność i ból w brzuchu... no tak... nie jadłam od wczoraj, ale nie mam teraz na to czasu i tak jestem spóźniona na autobus. Wręcz biegłam na przystanek, co sprawiało mi niemały ból. Wbiegłam do pojazdu w ostatniej chwili. Na końcu autobusu zobaczyłam Evan'a, który jak mnie tylko zobaczył lekko się uśmiechnął i kiwnął, aby usiadła obok niego. Uniknęłam jego wzroku i usiadłam z przodu, zdejmując plecak i kładąc go na siedzenie obok. Na głowę założyłam kaptur swojej czarnej bluzy, którą jeszcze zgarnęłam z domu. Chciałam być w tej chwili niewidzialna. Droga do szkoły minęłam mi szybko, z resztą chyba tak jak zawsze. Starałam się wyjść jak najszybciej z autobusu, byle by nie trafić na Evan'a. Niestety, życie układa się inaczej. Poczułam dłoń na moim ramieniu, na którym było jedno nacięcie i syknęłam z bólu. Szybko obróciłam się do sprawcy, którym okazał się Cotto. Zmarszczył brwi i zmierzył mnie od góry do dołu. Wiem, wyczuł, że coś jest nie tak, co mnie bardzo martwi, choćby ze względu na to, że On i Andy to bliscy przyjaciele. 

-Orla... musisz mi powiedzieć o co chodzi, najpierw to wczoraj, a teraz syczysz z bólu. Co się do cholery dzieje?!- krzyknął czym zwrócił na nas uwagę paru osób na parkingu, gdzie obecnie byliśmy. 

-Nie krzycz... proszę Cię- powiedziałam zakrywając dłonią usta chłopaka. 

-W takim razie powiedz mi o co chodzi- powiedział, kiedy odciągnął moją rękę od siebie, ciągnąc mnie za nadgarstek. Zacisnęłam szczękę i zamrugałam parę razy rozważając wszystkie za i przeciw. Oczywiście argumentów przeciw, było więcej, ale...

-Dobra, pod jednym warunkiem... nic nie powiesz Andy'emu. To będzie nasz sekret- powiedziałam odsuwając się trochę od Evan'a.

-Nie mogę Ci tego obiecać, ale jeśli jest to aż tak straszne to sama powinnaś to zrobić, więc... jeśli ty mu nie powiesz to ja to zrobię- zmrużył oczy. 

Tak, czy owak ma już argument, którym może wyjawić moją tajemnicę Andy'emu. Jedyne co w tej chwili zrobiłam to westchnęłam. 

-Jak będzie?- zapytał. 

-Zgadzam się, ale nie tutaj, za dużo ludzi- powiedziałam zaciskając dłonie na paskach od plecaka i rozglądając się na boki. 

-To wybierzemy się gdzieś po szkole- wzruszył ramionami, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na ziemi. 

-Nie wiem czy to wypali. Andy nie spuszcza mnie z oka i odwozi do domu- zagryzłam dolną wargę licząc, że chłopak po moich słowach sobie odpuści. 

-Black'a zostaw mnie- uśmiechnął się i mnie wyminął idąc w stronę głównych drzwi do szkoły. 

Zrezygnowana poszłam w jego ślady i już po chwili siedziałam obok czarnowłosego na lekcji matematyki. Chłopak przez całą lekcje gładził moją dłoń kciukiem, co było naprawdę przyjemne i cieszyłam się z tej chwili. I nawet nie wiem co mnie podkusiło, aby obrócić twarz w jego stronę, złapać z nim kontakt wzrokowy i prawie bezgłośnie powiedzieć "Kocham Cię". Andy zaprzestał swoich ruchów i zmarszczył brwi. Wyglądał jakby nie wiedział co się właśnie stało. Spanikowała i zabrałam od niego rękę. 

-Mogę iść do toalety?- zapytałam podnosząc rękę do góry. Po uzyskaniu zgody od razu wyszłam z klasy udając się do wcześniej wspomnianego miejsca. 

Stojąc przy umywalce i opierając się o nią dłońmi myślałam o tym jaką jestem idiotką. Właśnie chyba zniszczyłam wszystko co było między nami. Stałam w tej samej pozycji jakieś trzy minuty, dopóki nie usłyszałam, jak ktoś wchodzi do pomieszczenia, gdzie obecnie przebywałam. Nie obchodziło mnie to kim ta osoba jest, więc po prostu wyprostowałam się i obróciłam się w stronę wyjścia, ale nie wykonałam żadnego ruchu widząc Andy'ego. 

-Co ty tu...?- nie dane mi było dokończyć, bo chłopak w zaskakująco szybkim tempie znalazł się na przeciwko mnie i biorąc moją twarz w dłonie zaczął zachłannie całować. Oddawałam każdy pocałunek, tak bardzo mi tego brakowało. Teraz wiem jaką zgrywałam nietykalną przez ostatnie dni. Raniłam tym Go jak i samą siebie. 

Andy przyparł mnie do drzwi jednej z toalet i włożył dłoń pod moją bluzkę. Po chwili chłopak szybko ją wyjął i przerwał pocałunek. 

-Przepraszam- powiedział głęboko oddychając. 

-Nie masz za co przepraszać. Nie przestawaj- powiedziałam i przyciągnęłam go za szyję do siebie i znowu połączyłam nasze usta w gorącym pocałunku. 

-Czekaj...- zaśmiał się, znowu przerywając, przez co jęknęłam niezadowolona- Nie tutaj...- powiedział na co zmarszczyłam brwi, po czym lekko się uśmiechnęłam. 

-Przez Ciebie zapomniałam nawet, że jestem w szkole, w damskiej toalecie i nie powinno Cię tu być Panie Biersack- powiedziałam zmieniając głos na bardziej głębszy. 

-Czyżby Panna Koch ze mną flirtowała?- zapytał przybliżając się na tyle, że nasze nosy się stykały. 

-Chodź już na lekcje- powiedziałam odpychając go lekko od siebie z uśmiechem na ustach.  

____

*Slut - Zdzira, suka, szmata 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top