14.
Po jakimś długim czasie udało mi się zasnąć.
Niestety sen nie był przyjemny tak jak zawsze, śniło mi się to co mi zrobił.
Obudziłam się około godziny szóstej, pierwsze co zobaczyłam to biały sufit. Obróciłam głowę w prawą stronę, na fotelu obok okna siedział Andy patrzył przez okno trzymając palec wskazujący przy ustach jak i resztę po kolei koło siebie. Było widać, że nie spał całą noc. Kostki przy jego dłoniach były pozdzierane i zaczerwienione, miał podbite oko. Usiadłam na łóżku czym zwróciłam uwagę chłopaka, czułam na sobie jego wzrok.
Spojrzałam na swoje nadgarstki na których widać przetarcia po linie, tak samo obejrzałam nogi, gdzie były siniaki z odciskami jego palców. Twarz pewnie też wyglądała okropnie. Spodziewałam się takiego wyglądu, więc nie wzbudził on we mnie żadnych uczuć. Natomiast podbite oko i zdarte kostki czarnowłosego wzbudziły we mnie poczucie winy.
Obróciłam się na łóżku tak, że moje stopy dotykały zimnej podłogi, co było nawet przyjemne. Wstałam i lekko się zachwiałam, słyszałam jak chłopak wstaje z fotela.
-Siedź tam!- krzyknęłam i chłopak mnie posłuchał, kiedy złapałam równowagę- Przepraszam... za wszystko- spojrzałam na niego.
-Nie masz za co przepraszać- Andy chciał wstać ale zatrzymałam go ruchem ręki.
-Nie podchodź, nie wybaczę sobie tego, jeśli nawet twojego dotyku nie będę mogła znieść- powiedziałam z lekką chrypką w głosie- Masz podbite oko... to moja wina. Nie powinnam go wpuszczać do domu, nie powinnam mu po raz kolejny zaufać.
-Zaraz, ty go znałaś już przedtem?- zapytał wpatrując się we mnie.
-Tak- wyprostowałam nogi, przez co kości wydały ten charakterystyczny strzyk- Był moim kolegą z Nowego Jorku, nazywał się Alexander Alba, rok ode mnie starszy. Podobno przyjechał, bo się stęsknił i szukał kryjówki przed rzeczami, które zdarzyły się w Nowym Jorku. Tak żałuję, że wpuściłam do do domu- spojrzałam do góry skutecznie powstrzymując łzy, usiadłam przypominając sobie jak do tego wszystkiego doszło...
Dojechaliśmy na przystanek niedaleko mojego domu. Wysiedliśmy i bez słowa szliśmy w kierunku mojego miejsca zamieszkania. Droga nie mijała długo. Mimo iż nie rozmawialiśmy to mieliśmy lekkie przepychanki, to on mnie szturchnął, to ja jego. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka od razu zdejmując buty, chłopak zrobił to samo po czym zamknął drzwi.
-Więc... to tutaj mieszka Orla Miki Koch- powiedział prostując się.
-Po pierwsze: nie zaczyna się zdania od "Więc". Po drugie: proszę bez drugiego imienia. Po trzecie: Tak, właśnie tutaj mieszkam. Chcesz coś do picia? Jedzenia?- zapytałam wchodząc do kuchni.
-To i to jakbym mógł- zaśmiał się i ruszył za mną.
-Nie ma problemu- wyjęłam z lodówki surowe piersi z kurczaka, z innej szafki trochę przypraw i ryż- Dobrze pamiętam, że kochasz mięso?- zapytałam chociaż dobrze znałam odpowiedź.
-I to jak!- podniósł głos lekko się śmiejąc- Pomogę Ci, tylko powiedz mi co mam robić- zjawił się obok mnie.
-Weź dwa pomidory i pokrój je w kostkę, tylko bez łyków proszę- zaśmiałam się i włożyłam na rozgrzaną patelnie trochę masła po czym dodałam dwie szklanki wody, wyjęłam dwie paczuszki ryżu, rozcięłam nożyczkami plastik i wsypałam obie na patelnie z wodą, dodałam sól. Zabrałam się z krojenie w kostkę mięsa przerywając to czasem, aby pomieszać ryż.
-Może tylko mi się tak wydaje ale to pachnie jak popcorn- powiedział Alex, zaciągając się zapachem.
-Pachnie jak popcorn- potwierdziłam- Uwielbiam zapach popcorn'u- powiedziałam i na inną patelnie włożyłam pokrojone mięso, dodałam przyprawy.
-Pokrojone- powiedział podając mi pomidory.
-Trochę Ci to zajęło- zaśmiałam się i do przygotowanego ryżu dodałam warzywo i zrobione już mięso, wszystko pomieszałam i dodałam curry.
-Namęczyłem się przy wybieraniu łyków- zrobił naburmuszoną minę.
-Nie zachowuj się jak dziecko- powiedziałam i wyłączyłam ogień pod patelnią.
Poczułam za sobą obecność chłopaka i jego dłonie na swoich biodrach.
-Alexander... co ty robisz?- spięłam się zadając to pytanie.
-No nie mów, że...- zaczął, ale mu przerwałam.
-Odsuń się ode mnie Alba, mam chłopaka!- prawie krzyknęłam, ale przynajmniej podziałało. Chociaż w sumie to chyba go okłamałam, ale ważne, że już nie był tak blisko mnie.
-Masz chłopaka? Nasza brzydula sobie kogoś znalazła?- powiedział, a ja nie dowierzałam w jego słowa.
-Coś ty powiedział?!- poczułam wstyd, mój kompleks na temat wyglądu powrócił.
-Brzydula...- podszedł do mnie i przyparł do ściany- Cholerna brzydula, ten chłopak jest z tobą pewnie tylko z litości- szepnął przy moim uchu, a ja zacisnęłam powieki.
-Zostaw mnie! Wyjdź stąd i nigdy nie wracaj!- krzyczałam w nadziei, że może któryś z sąsiadów mnie usłyszy.
-O nie... zabawa dopiero się zaczyna- powiedział i pewnie z całej siły uderzył mnie z pięści w twarz. Straciłam przytomność.
Kiedy się obudziłam miałam związane nadgarstki i przywiązane do ramy mojego łóżka. W tamtej chwili myślałam tylko o tym jaki wielki błąd zrobiła i o tym co może się teraz stać. Strach mnie ogarnął, szarpałam się co skutkowało pieczeniem w okolicach nadgarstków.
-Pomocy!- krzyknęłam przestraszona.
-Cicho bądź!- usłyszałam głos Alexandra.
-Wypuść mnie- powiedziałam i nadzieją w głosie.
-Niech się zastanowię... nie- przeniósł się nade mnie, a ja zaczęłam kopać go nogami, bo tylko je miałam wolne, ale i tak skutecznie je złapał i unieruchomił.
Położył się na mnie i dopiero teraz zrozumiałam, że ja jak i on nie mamy na sobie ubrań. Wiedziałam co mnie czeka, więc jeszcze bardziej zaczęłam się wyrywać.
-To Ci nic nie da- to ostatnie co usłyszałam przed niewyobrażalnym bólem.
-Orla... proszę powiedz coś- powiedział Andy, spojrzałam na niego. Kucał przede mną, dłonie miał oparte na swoich kolanach i nie za bardzo wiedział co z nimi zrobić, bo cały czas się przemieszczały.
-Andy, tak się boję- pozwoliłam łzą spływać po moich policzkach.
-Kochanie... poradzimy sobie. Ty sobie poradzisz, jesteś silna- powiedział i chciał mnie dotknąć ale w ostatniej chwili się powstrzymał.
-Nie jestem silna. Uda się, albo nie... wszystko zależy od nas- powiedziałam pociągając nosem.
-Jesteś moją dziewczyną, więc jesteś najsilniejszą kobietą na świecie. Nigdy, nawet nie myśl, że mogłoby być inaczej- powiedział, a mi serce szybciej zabiło.
-Jestem twoją dziewczyną?- cicho zapytałam. Chłopak tylko się słodko zaśmiał i pokiwał głowa na "tak". Zagryzłam wargę i wyciągnęłam rękę w jego stronę i ostrożnie dotknęłam jego szczęki, zacisnęłam oczy spomiędzy których uciekło parę łez.
-Orla?- powiedział i wyczułam troskę w jego głosie.
-Żyje się dalej Andy i mam nadzieję, że będzie idealnie- powiedziałam i przyciągnęłam go do siebie delikatnie tak, że obecnie przy mnie klęczał. O mało nie stykałam się z nim nosem- Mam ochotę Cię pocałować... ale boję się- zacisnęłam wargi i powoli złączyłam swoje wargi z jego, złożyłam malutki pocałunek na środku jego ust- Potrzebuję czasu- powiedziałam i odsunęłam się na dość bezpieczną odległość- Małe kroczki?-zapytałam.
-Dla Ciebie wszystko- uśmiechnął się nieznacznie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top