Rozdział 2
Szłam ulicami miasta, wsłuchując się w kolejną piosenkę, która zaczęła grać w moich słuchawkach. Nie mam pojęcia ile już tak idę, ale czuję że robi się coraz zimniej. Błędem było wychodzić z domu w samej bluzie. Latarnie oświetlały teren parku, który przemierzałam robiło się coraz zimniej. Złapałam się za ramiona, myśląc że może chociaż to pomoże. Nie pomogło.
W oddali zobaczyłam samotną ławkę na której niemal natychmiast usiadłam. Oprócz mnie w parku nie było żywej duszy, a przynajmniej tak mi się zdawało. Poczułam jak do moich oczu napływają łzy, starałam się nie płakać rzadko mi się to zdarzało. Bardzo rzadko. Włosy rozwiewał zimny wiatr powodujący gęsią skórkę na ciele. Byłam sama.
Zawsze sama...
-Kim ty jesteś?! - krzyknęła mała dziewczynka o czarnych jak węgiel oczach patrząc na wysokiego mężczyznę, który w ręku trzymał nóż. Za nim leżały ciała rodziców dziewczynki a także jej sióstr. Nie żyli, a ona miała zaraz podzielić ich losy. W małych rączkach trzymała piłkę jednej z sióstr. Mężczyzna podchodził coraz bliżej dziecka i wtedy...
Bolesne wspomnienia wypełniły moją głowę, toczyłam się z góry na którą niedawno weszłam. Do moich oczu napłynęły nowe łzy, byłam świadkiem morderstwa i to własnej rodziny. Nigdy nikomu nie wyjawiłam co tak naprawdę się stało i wiem dobrze. Będą mnie tym zamęczać do puki nie powiem prawdy.
Bolesnej prawdy.
***
Wróciłam do domu, na moje szczęście ciotka nie dowiedziała się o wieczornym spacerze. Siedziałam na podłodze porządkując szafki, ten pokój był o wiele większy niż mój stary. Układałam książki na półkę i wtedy zobaczyłam album. Jakim cudem on się tu znalazł? - pomyślałam na okładce widniał baranek, nie zamierzałam go otwierać. Kartkowałam go raz wystarczy, wzięłam książkę wspomnień i postawiłam ją na półce. Uwinęłam się z tym niewyobrażalnie szybko jak na mnie. Resztę nocy sprzątałam i układałam moje rzeczy zajęło mi to dość długo.
Skończyłam około godziny drugiej, poustawiałam wszystkie rzeczy na ich nowe miejsca i przy okazji umyłam się i przebrałam w piżamę która składała się z szarego i długich niebieskich dresów. Położyłam się zaraz po ukończeniu mojego pierwszego zadania, ale i tak nie mogłam zasnąć. Zadręczałam się koszmarami i bolesnymi wspomnieniami. Wiele razy próbowałam o tym zapomnieć, ale nie przychodziło mi to łatwo. Zasnęłam dopiero o czwartej nad ranem.
Otworzyłam oczy, pomieszczenie oświetlały pojedyncze promienie słońca, którym udało się przejść przez zasłony. Przeniosłam zaspany wzrok na lustro i wtedy to zobaczyłam. Miałam podkrążone oczy i byłam bladsza niż zwykle. Osłupiałam, ciotka nie może mnie zobaczyć w takim stanie. Szybko podeszłam do szafy z której wyjęłam świeże ubrania po czym jak najszybciej udałam się do łazienki.
Znów spojrzałam w lustro i zobaczyłam w nim Alice... Zamarłam, byłam do niej tak podobna, byłam nią.
Byłam zła, gotowałam się w środku. Nie kontrolowałam swojego ciała, myśli, nie kontrolowałam siebie.
- Nie! -- mój krzyk wypełnił pomieszczenie, a ja z całej swojej siły uderzyłam w lustro które pękło. Moja dłoń była w krwi zupełnie jak w tedy. To byłam ja. Smutna bez pohamowania, bez zasad, bez uczuć, bez miłości i bez rodziny.
Upadłam na podłogę z łzami w oczach i zakrwawioną ręką.
Byłam zerem.
Nie umiałam zapomnieć.
Choć bardzo chciałam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top