Rozdział 20
Naromi wracała ze swojej misji przez las. Jak dobrze pójdzie za dwadzieścia minut powinna dojść do Magnolii. Kto by pomyślał, że ta misja może jej zabrać tyle czasu? Poprawiła miecz na swoim barku i włożyła jedną dłoń do kieszeni swojej kurtki. Swoją drogą jej magia strasznie zaczyna irytować. Bo kto by chciał nagle w swojej głowie usłyszeć głos bohatera, herosa, króla czy tam boga? Ah, no tak. Mimo tego, że magia młodej Eiyuu jest zbliżona do Satan Soul Mirajane, moc Nao jak już wiadomo opiera się na tym, że czytając o jakieś postaci zyskuje jej moce i tak dalej, ale jest pewien minus - słyszy ich głosy w swojej głowie i może się z nimi komunikować, kiedyś potrafiła to blokować, ale silniejsze dusze potrafią przełamać barierę. Nagle, białowłosa usłyszała głosy. Nie, nie w głowie. Chwyciła miecz w obie dłonie i zaczęła się skradać w stronę z której dobiegała rozmowę. Wyjrzała zza krzaka i zauważyła dwie postaci. Ryuunosuke rozmawiającego z jakimś białowłosym typem z rogiem na łbie. Odwrócony był do niej tyłem. Z tego co pamięta spotkała go już... To był ten ziomek z La Tierra De Demonios. Przypadkowo złamała jedną gałąź.
— Cholera! — syknęła. — Jak zwykle musiało coś pójść nie tak! — wtedy mężczyźni spojrzeli się perfidnie na nią. Magini uznała, że bez sensu jest się dalej chować i wyszła z ukrycia. Wtedy na jej twarzy jak i na twarzy członka wrogiej gildii pojawiło się niemałe zaskoczenie.
— Shirou?
— Naromi? — powiedzieli w tym samym czasie.
Najbardziej zdziwiona tym wszystkim była Naromi. Co tutaj robi jej brat?! I dlaczego jest w Demonach?! CO SIĘ STAŁO Z JEGO WYGLĄDEM DO JASNEJ CHOLERY?! Ruszyła w jego stronę i pewnie każde inne rodzeństwo by się rzuciło na siebie z uściskiem, lecz ta stanęła centralnie przed nim i zabijała go wzrokiem.
— Co wy oboje tu robicie? — zapytała groźnie.
— Shirou jest moim przyjacielem. — Ryuu wzruszył ramionami. — Dzięki niemu jego mistrz mnie uratował.
Starszy Eiyuu zerknął na Endo i minęła chwila zanim się odezwał.
— Z dwa miesiące po Twojej ucieczce przybyłem do Fiore i poznałem go. — spojrzał się na swoją siostrę. Dziewczyna musiała unieść głowę aby patrzeć mu w oczy. — Wyrosłaś. — stwierdził i zmierzwił jej włosy. — Miło było się spotkać. — kiwnął głową do Ryuu a ten zrobił to samo. — Naromi.
Dziewczyna poczuła jak dostaje kurwicy słysząc swoje imię.
— Nie mów tak do mnie. — syknęła na co chłopak się uśmiechnął.
— Naromi. — powtórzył. — Może i jesteśmy swoimi "wrogami", ale zawsze będziemy rodzeństwem i nigdy Cię nie skrzywdzę. — założył kaptur na głowę i odwrócił się do niej plecami idąc głębiej w las. Po chwili się zatrzymał i odwrócił w ostatni raz. — Pamiętaj kto jest naszym prawdziwym wrogiem.
~***~
Yoru siedziała z Khairim przed budynkiem gildii zajadając lody. Dawno nie spędzała tak popołudnia. Kotek spojrzał się na swoją towarzyskę.
— Wiem, że podoba Ci się Rogue. — zaczął. — Więc bierz się za niego lwico. — zaśmiał się.
— K-Khairi! — dziewczyna się zarumieniła.
— No co? Powinnaś się cieszyć, że to akceptuje. Swoją drogą... Uważaj na siebie. Nigdy nie wybaczę Tobie jak coś Ci się stanie. I Yoruś... Nie każdy dobry jest dobry. Pamiętaj to, jasne?
Czarnowłosa spojrzała się na niego zdziwiona. Że co? Nie każdy dobry jest dobry? Miała coś powiedzieć kiedy Exceed uniósł łapkę.
— Nadal pilnujesz mojej apaszki. Cieszę się. — uśmiech pojawił się na jego pyszczku. — Ah... I pamiętaj... Nie winie Ciebie za nic. Taki los był mi pisany, więc tak się stało. Ale obiecuje Ci kochanie, że jeszcze się spotkamy.
Drzwi od gildii huknęły a Shadowmore zerwała się z miejsca jak poparzona. Rozejrzała się wokół siebie widząc zdziwione twarze swoich przyjaciół. Usiadła na miejscu i położyła dłoń na swoim czole.
— Kiedy zasnęłam? — zapytała.
— Po tym jak Laxus zaczął opowiadać o misji swojej i Mayi. — poinformowała ją Erza. — Spałaś tak może z... godzinkę? Jak Ci się spało na Rogue? — zapytała.
Że co? Magini odwróciła się w bok i ujrzała tam czarnowłosego posyłającego w jej stronę ciepły uśmiech. Poczuła uderzenie kiedy Sting się do niej przytulił. Było czuć od niego alkohol... chyba wiadomo czyja to sprawka...
— Mamoooo! — jęknął. — Zostaniesz moją mamą, prawda Yoruś? Prawda? A Rogue moim tatusiem! Będziemy szczęśliwą rodzinką!
Oczy magów powędrowały w stronę pijanego Stinga i zmieszanej Yoru. Najszczersze kondolencje. Serio. Kiedy blondyn odkleił się od swojej "mamusi" Rogue wstał z miejsca i chwycił swojego przyjaciela pod ramię.
— Tobie już dziękujemy... Zaprowadzę go do domku... A... Yoru, jeszcze raz dzięki, że pozwoliłaś nam u siebie spać.
— Nie ma sprawy. — machnęła ręką.
Granatowowłosy w towarzystwie Naromi, którzy przed chwilą wrócili, podszedł do stoliku i widząc Shadowmore przywitał się z nią.
— Hej piękna! — przytulił ją całując w czoło. Okej, z minuty na minutę robi się coraz dziwniej. Czarnowłosa poczuła jak znowu jej serce gwałtownie zaczęło bić. — A Ci to...?
— Sting i Rogue. Sabertooth.
Rogue poczuł złość się w nim gotującą, że ten półnagi facet jest blisko Yoru. Nie wie czemu tak jest, okej? Puścił swojego przyjaciela przez co ten rąbnął na ziemię. Otrząsnął się po czym go podniósł.
— Yoru, pomożesz mi?
— Jas-
— Yoruś, skarbie, pójdziesz ze mną na kolacje? — przerwał jej Ryuu.
— Ryuu... chętnie bym skorzystała, ale muszę po-
— Nalegam.
— Odczep się koleś. — warknął Cheney.
Yoru złapała się za głowę. Powtórzę znów - co tu się odpierdala?! Ten realistyczny sen, najebany Sting i jeszcze chłopcy zaraz skoczą sobie do gardeł! Ryuunosuke patrzał się na Smoczego Zabójcę Cieni z cynicznym uśmiechem, za to Rogue gdyby tylko mógł zabiłby go wzrokiem. Nie wie dlaczego siebie tak nie lubią, ale żal jej upitego Stinga, tak więc chwyciła chłopaka pod drugie ramię i pożegnała się z resztą pomagając Rogue odprowadzić chłopaka do domu, w którym swoją drogą spały już Exceedy. Dała chłopakom klucz od swojego mieszkania. Trochę było tam syfu, ale ogarnęli to bardzo szybko. Swoją drogą, chciałaby wrócić spać do tego domostwa. Rogue spojrzał się na Yoru.
— Wiesz... Ogólnie to... Przyszliśmy tu dla misji, mówiłem Ci, nie? — zapytał a ta pokiwała głową. — Zleceniodawca bardzo chciał, żebyśmy wzięli jeszcze trójkę smoczych zabójców. Nie wiem o co chodzi, serio, ale wspomniał coś o Tobie, Natsu i Taidanie.
— Dawno nie byłam na misji. — zamyśliła się. — Jutro pogadamy z chłopakami i wytłumaczycie nam o co chodzi w tej misji. O, uwaga, stopień!
Weszli po schodach i dziewczyna otworzyła drzwi i wprowadzili do domku Stinga kładąc go na kanapie. Shadowmore spojrzała się na Fro i Lectora śpiących na łóżku należącym niegdyś do Khairiego. Uśmiechnęła się pod nosem. Odwróciła się do Cheney'a i położyła mu rękę na ramieniu.
— Chcesz coś zjeść?
— Jasne.
Oboje udali się do kuchni, gdzie dziewczyna zajrzała do lodówki w której było trochę jedzenia, kiedy dała Szablozębnym klucze poszli zrobić zakupy, aby mieć co jeść. Dziewczyna wyciągnęła wszystkie składniki jakie były potrzebne do zrobienia naleśników, Rogue domyślając się co chce zrobić dziewczyna wyciągnął patelnie i miskę. Yoru zaczęła męczyć się nad masą (bo jak każdy kto ją zna wie, że dla niej gotowanie to czarna magia), więc czarnowłosy podszedł do niej i pomógł jej wyrabiać masę. Więc takim oto sposobem po parunastu minutach siedzieli przy stole jedząc naleśniki.
— Nie wiedziałam, że umiesz gotować. — zagadała biorąc gryza naleśnika z czekoladą.
— Nie wiedziałem, że jak jesz to potrafisz się ubrudzić w pięć sekund. — zaśmiał się.
— ... Co? — mruknęła.
— Pomogę Ci. — wziął do ręki ścierkę i wytarł jej buzie. Shadowmore zaczerwieniła się i niezrozumiale podziękowała chłopakowi. Delikatnie się do niej uśmiechnął i zabrał rękę wracając do jedzenia. W głowię Yoru panował istny chaos. Nie rozumiała za bardzo co począć ze sobą. Była zakochana o to w tym panie przed sobą, ale jakaś mała, nieznana jej część siebie cholernie ciągnęła ją do Ryuu. Skończyła jeść naleśniki i wstała z miejsca biorąc talerz aby go umyć. Rogue spojrzał się na nią unosząc brew. Widział, że coś ją trapi, ale nie będzie się pytać co. Po zmyciu naczyń pożegnała się z magiem i wróciła do domu Laxusa.
~***~
Sting, Rogue, Taidana, Natsu, Yoru oraz Lector, Frosch i Happy byli już w trakcie podróży do jednej z okolicznych wiosek z których było dane zlecenie. Z tego co mówili Bliźniacy Zabójcy, wioskę napastuje cholernie silny mag ze swoją bandą. Zdziwił ich najbardziej w sumie fakt, że zleceniodawca wybrał sobie kto ma wykonać to zadanie, ale no cóż począć... Dużo kryształów było za nie, więc cała piątka się zgodziła. Ogólnie rzecz biorąc mieli podróżować koleją, ale wiadomo... choroba lokomocyjna to nie jest fajna rzecz.
— Serio tak mówiłem? — zapytał zawstydzony Sting.
— O tak! Podleciałeś do Yorkaś i nazwałeś ją "mamą"! — zaśmiał się różowowłosy, lecz zaraz uśmiech zszedł mu z twarzy, ponieważ no cóż... oberwało mu się w tył głowy od Yoru.
— Mówiłam, żebyś tak mnie nie nazywał. — syknęła.
— No już! Już! — krzyknął Natsu. — Przepraszam...
Sting uśmiechnął się pod nosem widząc tą scenę, Rogue pokręcił głową i wpatrywał się w Yoru z delikatnym uśmiechem. Nie umknęło to uwadze Taidany. O nie. Yota podszedł z widocznym wkurwem do Cheneya.
— Nie patrz się na nią bo ci wydłubie te oczy. — powiedział groźnie. Zaraz... co?! On gorozi mu?
— Będę patrzeć tam gdzie chce, kotku. — odpowiedział mu z totalnym wyjebando Rogue.
Ich rozmowa nie umknęła uwadzę Exceedom. Lector i Happy już wcześniej zauważyli iż Smoczy Zabójcy nie przepadają za sobą. Kiedy tamta dwójka wymieniała się morderczymi spojrzeniami, Natsu biegał radośnie wokół Yoru jak jakieś dziecko a ta patrzyła na niego jak na idiotę. W końcu chłopak zatrzymał się z diabolicznym uśmiechem i złapał za tylną część spódnicy Yoru podrzucając ją do góry. Dziewczyna szybko zareagowała i zakryła to co było trzeba. Na twarzy Stinga, który to zauważył pojawił się burak. No to niecodzienny widok, ok?
— Ty pierdolony zboczeńcu. — powiedziała rozbawiona. — Smoczy Szpon. — chwyciła Dragneela smoczą łapą i za szalik powiesiła go na drzewie, ściągając mu spodnie. Uśmiechnęła się cwanie. — Ups?
— Gdyby Laxus tu był oboje byście dostali... — mruknął Happy.
— Yoruś, Natsu.... Ogarnijcie się... — westchnął Yota.
— No niezłe macie zabawy... — Rogue patrzał na tą sytuację z miną wyrażającą więcej niż tysiąc słów.
Przychodzi taki czas w tym marnym życiu, kiedy trzeba bo udawać (w innym przypadku być) idiotą. Bez takich chwili życie byłoby nudne, no nie?
~***~
Przepraszam za zakończenie w takim stylu, ale taka scena mi się po prostu przyśniła XD I wiem również że ten FF schodzi na psy... Nie zdziwię sie jak już komuś zaczyna się to nie podobać, ale... CHOLERA STRASZNIE KRÓTKI TEN ROZDZIAŁ
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top