12

Budzę się za kratkami w miejscu którego nie znam. Jest mi bardzo niedobrze i czuje, że będę żygać. To zapewne jakiś pojazd, inaczej moja choroba lokomocyjna by się nie aktywowała. Nienawidzę tego, tak bardzo tego nienawidzę. Ale jest też coś jeszcze... . Nareszcie się zatrzymało. Dzięki ci Boże! Poczułam jak podnoszą mnie duże, zimne dłonie. Widzę jak wywlekając mnie z jakiegoś samolotu i zabierają na duł. Ręce mam zakłute w kajdany. Stajemy na scenie i odzyskuję władzę w moich kończynach.

- Wybór dystryktu do którego trafiłaś, nie był przypadkowy. - Szepcze mi do ucha demon. Ja korzystając z okazji gryzę go w jego obleśne demoniczne ucho a potem kopie w krocze. - Ty suko! - Krzyczy demon, a z mojego gardła wydobywa się donośne warczenie. Gdzieś w głębi duszy dalej jestem demonem. Mężczyzna sprzedaje mi liścia w twarz. - Uspokój się inaczej twoi przyjaciela i rodzina za to zapłacą. - Na te słowa lekko się cofam i spuszczam głowę w duł. - Dobrze. Skoro już zakończyliśmy to krótkie ustawione przedstawienie. - Kładzie olbrzymi nacisk na słowo ustawiane. Ludzie zebrani dookoła sceny zaczynają bić brawo. Co za tępaki. Posyłam im spojrzenie mówiące ,, wy naprawdę w to wierzycie?". W odpowiedzi kilka osób zaprzecza ruchem głowy. - Ta oto kobieta była niegdyś demonem. - Zaczyna mężczyzna. - Lecz w pogoni za wolnością podjęła jedną złą decyzje. To przez nią tutaj tkwicie. A przez jej przyjaciół odbywają się głodowe igrzyska. - Kilka twarzy jest dziwnie znajomych. Prawie wszystkie przybrały wyraz zdziwienia. Zdziwienie zniknęło tak szybko jak się pojawiło a w jego miejscu pojawiła się złość. To moja wina, gdybym tylko zdecydowała się wrócić do wioski i ich ochraniać. Wszystko potoczyło by się inaczej.

- Przepraszam. - Szepczę niedosłyszalnie, a po moim policzku spływa pojedyncza łza. Czuje na sobie wzrok tych wszystkich ludzi.

- Ta oto kobieta zdradziła waszych wspaniałych władców, tym samym zabijając kilkoro z nich. - Co to przecież nieprawda! - Teraz jednak postanowiliśmy ją ukarać. Śmierć przyniesie jej tylko spokój więc od teraz będzie żyła wśród was. Będzie obserwowała jak z jej winy giną ludzie i jej przyjaciele. Demonium było by wam wdzięczne z wzięcie tej dziewczyny jako niewolnika. Możecie być spokojni. Nasz wspaniały złodziej dusz już odebrał jej, jej magie. Tym samym ta oto osoba straciła już większą część swojego życia. - Co? To ja niedługo umrę. Złodziej dusz, coś mówi mi ten przydomek. Ehh... może kiedyś się spotkaliśmy. - To co... może ktoś zechciał by ją przygarnąć. - Pyta demon z nieukrywaną ciekawością.

- Ja! - Krzyczy barczysty i brodaty górnik. - Ostatnio strasznie mi się nudzi po pracy. - Dobrze wiem co ma na myśli. Nigdy nie oddam mojego dziewictwa takiemu... komuś.

- Nie jesteś jedyny, brachu! Mam straszny bałagan w domu! - Mówi kolejny facet. Równie ohydny co poprzedni. W ciągu pięciu minut propozycje złożyło ponad dwudziestu ochotników. I każdy chciał różnych rzeczy ale jedną która ciągle się powtarzała była chęć zdobycia mojego dziewictwa. Naprawdę się boje, nie chce trafić do jakiegoś obleśnego faceta jako niewolnica.

- Dużo tych zgłoszeń. Nie myślałem, że staniesz się aż tak pożądanym towarem, słodziutka.

- Stop! - Krzyczy ktoś z tłumu. - Ostatnio straszni mi się nudzi, mam bałagan w domu a do tego często bywam głodny, a ja strasznie gustuje w ludzkiej kobiecej krwi. - Wampir! Znaczy się, to nie wampir a jakiś blondyn. Zaraz ja go znam. To jest przecież Sting! Co on tutaj robi. Czy to to miał na myśli ten demon mówiąc, że dystrykt nie był wybrany przypadkowo? Napewno tak.

- W takim razie mamy zwycięzcę. Chłopcze w nagrodę za twoją hojność otrzymasz od nas dodatek w postaci zboża i innych pyszności. - Mówi demon a potem spycha z wysokiej sceny wprost w błoto.

- Jeśli pozwolisz, zabiorę ją i umyję. - Mówi blondyn poruszając swoimi brwiami. Gwałtownie się kulę i zaczynam trząść ze strachu.

- Pozwalam ci odejść, Sting. - A więc się nie pomyliłam. Chłopak przerzuca mnie przez ramię jak worek ziemniaków. Zdziwił mnie fakt, że jego uścisk jest mocny i pewny ale też delikatny. Szarpię się i próbuje wyrwać. Gdy tylko znikamy w mieszkaniu chłopka, blondyn stawia mnie na ziemie i mocno przytula. Nie rozumiem o co chodzi, więc próbuję się cofnąć. Ale natrafiam na ścianę.

- Co robisz? - Pytam.

- Bałem się, że już nigdy cię nie zobaczę. - Kompletnie ignoruje moje pytanie.

- Odpowiedz! - Krzyczę przerażona.

- Cicho. - Mówi łagodnie. Z niewiadomych przyczyn mnie to uspokaja. Ale dalej nie tracę czujności. - Już nigdy mnie nie opuszczaj. - Patrzę na niego z uniesioną lewą brwią. - Przysięgnij! - Krzyczy ze łzami w oczach. On płacze?

- Nie muszę ci nic przysięgać. - Odpowiadam ozięble. Mimo, że prawdopodobniej uratował mnie przed tymi ludźmi to i tak dalej jest moim wrogiem. Chłopak głaszcze mnie po głowie jak psa i odchodzi.

- Mimo wszystko cieszę się, że wróciłaś. Może teraz coś... - Urwał i wyszedł z mieszkania. Nie chciałam tracić czasu więc szybko się wyszorowałam w jego małej wannie. Może nie powinnam tego robić ale wyciągnęłam z szafy jego ubrania. Nie pasowały najlepiej ale lepsze to niż nic. Kierowałam się do wyjścia gdy ktoś nagle z hukiem otworzył drzwi. To był ten obleśny mężczyzna który mnie chciał. Rozejrzałam się za potencjalną drogą ucieczki. Malutkie okno... ale chwila, przecież w łazience jest jedno. Małe ale chyba dam radę się przenie przecisnąć. Rzucam się w stronę łazienki i zamykam drzwi na klucz. Okno, jest! Co! Zamknięte? Sting ty idioto, zabrałeś mi szansę na ucieczkę. Jak mógł zamknąć to okno.

- Nie będziesz tam wiecznie siedzieć. Kiedyś będziesz musiała wyjść. - Usłyszałam przerażający głos mężczyzny. Ma racje kiedyś będę musiał wyjść. Ale zrobię to po moim trupie!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top