Strach ma blond włosy
Po skończonym pierwszym dniu turnieju postanowiłam się przejść. Kitsu oczywiście poszedł zemną. Potym jak opowiedziałam mu o zdarzeniu z zeszłej nocy lis nie chce mnie opuszczać.
- Naprawdę nie musisz zemną wszędzie chodzić. Przecież przeżyję.
- Może i przeżyjesz ale ten cały Sting może mieć z tym problem... - Lis zapatrzył się w sklepową witrynę. Tak dużo słodyczy. - Czekaj tu na mnie, zaraz wracam. - Powiedział i wszedł do sklepu. Poczułam szarpnięcie za rękę i biegłam teraz w nieznanym mi kierunku, za jakimś blondynem. Wbiegliśmy do ślepej uliczki i wtedy zostałam przyparta do ściany. Tak samo jak wczorajszej nocy.
- Nareszcie zostawiono cię samą. Nudziło mnie czekanie. - To Sting. Błagam zabierzcie mnie stąd.
- Czego chcesz? - Zapytałam drżącym głosem.
- Masz mi odpowiedzieć! - Krzykną, na ton jego głosu skuliłam się. - Co miałaś na myśli mówiąc, że powinnaś być martwa od urodzenia.
- Nie twoja sprawa. - Mówię i próbuję się wyrwać ale chłopak jest zbyt silny.
- Gadaj! - Nie odpowiadam tylko zaciskam moje dłonie na jego nadgarstkach i zaczynam zamrażać. Dlaczego to zawsze tak długo trwa. - To nie robi mi żadnej różnicy. - To jest jego reakcja na moją magię?
- Proszę zostaw mnie. - Mówię szeptem.
- Nie! Chce znać odpowiedź!
- Rada nasłała na nas Etherion, zadowolony! - Chłopak cofną się o krok ale nie puścił mnie. Po chwili przysuwa się jeszcze bliżej niż przedtem był.
- Wybacz. - Mówi cicho.
- Zostaw mnie, proszę. - Mówię przez łzy.
- Miałem ci powiedzieć skąd znam twoje prawdziwe imię, pamiętasz? - No tak, kompletnie o tym zapomniałam. W odpowiedzi tylko kiwam głową. - Kilka dni przed turniejem odwiedziła mnie pewna dziewczyna. Powiedziała, że cała wasza wioska przeżyła i, że mam cię zmusić do powrotu do niej. W innym wypadku kazała mi cię zabić. Powiedziała mi o tobie dosłownie wszystko. Naprawdę mi przykro, przepraszam. Proszę wybacz mi. - Stałam w kompletnym osłupieniu. On smoczy zabójca który prawie wybił całą wioskę prosi mnie o wybaczenie.
- Nienawidzę cię. - Mówię i dalej próbuje ociekać.
- Rozumiem cię. Ja też siebie nienawidzę. Skrzywdziłem cię, tak bardzo. - Blondyn opiera swoje czoło o moje ramie. Co on planuje zrobić? Omamić mnie i zabić gdy nie będę się tego spodziewać? To prawda, że światło bijące od chłopaka jest uspokajające ale jego obecność już nie.
- Niewierze w ani jedno twoje słowo, morderco. - Mówię przez zaciśnięte zęby. Blondyn odsuwa się ode mnie i spogląda w moje oczy. Jego oczy wyrażają cierpienie. Otwiera usta aby coś powiedzieć, ale ja uciekam. Biegnę w stronę lasu. Po drodze spotykam Jellala, nawet mnie nie zauważa. Będąc już w lesie opieram się o drzewo i płaczę.
- Dlaczego, dlaczego? - Mówię sama do siebie. - Dlaczego tak po prostu nie mogę go zabić. - Kiedyś to było moim marzeniem. Zemsta. - Dlaczego on mnie tak po prostu nie zabije. - Z jednej strony pragnęłam śmierci. Tak bardzo chcę uciec. Uciec jak najdalej. Ale wiem, że nie mogę tego zrobić. Mam przyjaciół dla których muszę walczyć. Dla przyjaciół się nie umiera, dla nich się żyje. Z tą myślą zasypiam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top