Sen staje się prawdą

Yey! Kolejna sobota i kolejny rozdział Xd

Wczesnym rankiem zeszłam do małego baru na parterze hotelu. Tak Mira przywitała mnie szerokim uśmiechem.

- Słyszałam, że Sting skradł wczoraj twój pierwszy pocałunek. - Zaczyna a ja momentalnie się czerwienie. Nie pamiętam niczego takiego.

- To raczej niemożliwe. - Odpowiadam. - On nie jest w moim typie. - Dodaje po chwili.

- Oddawanie pocałunków mówiło coś innego. - Ten głos. Co on tu robi.

- Ehh... zapewne byłam pijana, albo tak zmęczona po igrzyskach, że nie myślałam racjonalnie. - Odpowiadam.

- Tak? Jak to mówiłaś ,,Twoje usta są takie słodkie Stinguś". Nie pamiętasz? - Cała się czerwienie. Ja miała bym zrobić coś takiego? Niemożliwe.

- Ja? Nie pamiętam tego.- Jeszcze bardziej się czerwienię. - Jestem prawie pewna, że byłam pijana albo... - Patrzę nerwowo na chłopaka, a on robi minę w stylu ,,O co chodzi?". - Czy ty dosypałaś mi czegoś do drinka czy
czegokolwiek co wczoraj piłam? - Pytam ostro.

- Słuchaj mała, nie próbuj zwalić winy na mnie bo... - W tej właśnie chwili ziemia zaczyna się trząść. Przez okno wchodzi potężna czarna, metalowa macka i chwyta mnie. Odurza mnie jakimś dziwnym gazem.

Budzę się w ciemnym pomieszczeniu. Chwila, to to samo miejsce które widziałam we śnie.

- Będziesz wszystko oglądać z pierwszego rzędu, Maroko. - To głos naszego wodza. To on rządził i zapewne dalej rządzi wioską. - A gdybyś tylko zgodziła się nas chronić, wszystko potoczyło by się inaczej. - A więc to moja wina? Ale co się tam tak naprawdę dzieje. Mężczyzna włączył olbrzymi telewizor i to co zobaczyłam, to był koszmar. Ludzi zostali zamknięcie w dystryktach. Jeden z nich próbował wszcząć bunt ale im się to nie udało. I w rezultacie wszyscy zginęli. Zobaczyłam moich przyjaciół. Niezdolni do dalszego używania magii. Wszyscy cierpią. Tak bardzo cierpią przeze mnie, przepraszam przyjaciele. Potem puścił jakiś film gdzie wszyscy się zabijali.

- Co to? - Pytam.

- Głodowe igrzyska. Co miesiąc są takie urządzane. Tylko jedna osoba może przeżyć.

- Chcesz powiedzieć, że wybieracie kilkoro młodych ludzi i wysyłacie na żeź? - Pytam drżącym głosem.

- Dokładnie tak.

- Poco? Dlaczego? - Krzyczę.

- By sprawić ci jeszcze większy ból. - Wódz wioski śmieje się obrzydliwie i przerażająco. - Wiesz, utrzymywanie cię we śnie było bardzo wyczerpujące. Czas abyś ty także dołączyła do jednej ze stron. - Poczułam, że krew odpływa mi z twarzy. - Masz wybór. Albo my albo oni. - Wskazuje na ekran na którym pokazywane są różne dystrykty. Życie tam jest ciężkie, bardzo ciężkie. Ale jednak tam widzę moich przyjaciół.

- To co wybierasz?

- Nigdy nie zamieszkam z demonami! - Wrzeszczę i próbuję się wyrwać z kajdanek.

- To twój wybór. - Wzdycha. - W takim razie pożegnaj się z magią na zawsze. - Co? Chce mi zabrać moją moc? Ale to przecież jedyna pamiątka po Gelu. Po moim smoczym rodzicu. Szarpię się ile tylko mogę ale po pewnym czasie zasypiam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top