Żabkowy ratunek

Po pięciu minutach siedzeniu w łazience słyszę jak ten facet zaczyna dobijać się do drzwi.

- Otwieraj idiotko! - Wrzeszczy. Jeszcze raz podchodzę do okna. Ciągnę... zamknięte, pcham... zamknięte. Mam tylko jedno wyjście. Biorę pumeks i ciskam nim w okno. Nigdy nie myślałam, że to czego ludzie używają do zeskrobywania zbędnego naskórka z pięt uratuje mi życie. Udało mi się wybić w oknie dziurę. Powiększam ją i wychodzę. Oczywiście nie obyło się bez małych zadrapań. Na moje nieszczęście facet usłyszał odgłos tłukącego się szkła i zmierzał właśnie w moim kierunku. Pobiegłam jak strzała w nieznanym mi kierunku. Facet mnie goniła. W końcu utknęłam w ślepym zaułku.

- Teraz już mi nie uciekniesz.!- Mężczyzna podszedł niebezpiecznie blisko.

- Zostaw ją! - Ten głos, to przecież.

- Żaba? - Zdziwiony mężczyzna patrzy na żabkę bijącą go po łydkach.

- Fro! - Krzyczę szczęśliwa. - Miło cię widzieć. - Mówię ale po chwili przypominam sobie w jakiej jestem sytuacji.

- Fro też tak myśli. Rogue! - Jak na zawołanie przy nas pojawia się czarnowłosy i pozbywa się napastnika. Nawet bez magii jest bardzo silny. Jest też nieco brudny ale kto by się tym przejmował.

- A więc jednak żyjesz. - Mówi spokojny. Akurat ten chłopak zachowuje spokój w każdej sytuacji.

- Jak widać. - Odpowiadam z uśmiechem. Cieszę się, że go widzę.

- Sting zapewne bardzo się ucieszy. - Komentuje żabka.

- Już się widzieliśmy. - Odpowiadam chłodno.

- To dlatego masz jego ubrania? - Cholera zauważył. Co on sobie teraz pomyśli.

- Po prostu je wzięłam. - Czasem prawda to najlepsze rozwiązania.

- Bez pozwolenia?

- Tak.

- Fro niewiedziała, że Aki jest złodziejem.

- Co? Ja, oczywiście, że nie! Sam mnie ,,przygarną". Uznałam, że nie będzie mieć nic przeciwko. - Próbowałam się tłumaczyć.

- Racja, Sting nie będzie zły. Raczej przerażony gdy zobaczy, że zniknęłaś.

- To już jego problem. - Mówię obojętnie.

- Nie udawaj obojętnej. - Chłopak podchodzi bliżej i mnie obejmuje. Co to ma znaczyć. Ja nikogo nie udaje. - Potrzebujesz go. Gdyby nie on to zapewne była byś już martwa.

- Jak już mówiłam, świetnie radziłam sobie sama. - Wyrywam się z uścisku chłopaka.

- Czas przeszły? Przyznajesz, że teraz go potrzebujesz?

- Nie udawaj idioty, Rogue. Gdyby nie jego atak na moją wioskę nie doszło by do tego. - Co prawda żyłabym w niewoli. Otoczona murem, ale przynajmniej moi przyjaciele byli by bezpieczni.

- Nie obwiniaj go. To było zlecenie. Nie wiedział, że żyją tam też istoty o ludzkich uczuciach. - Ostrożnie dobiera słowa. Wzruszam tylko ramionami i go wymijam. Nie chce mieć nic wspólnego z tym blond włosym mordercą. - Cały czas się o ciebie martwił! - Zatrzymuje się by posłuchać ale nie patrzę na niego. - Nie spał po nocach i ciągle się obwiniał. Mówił, że to wszystko jego wina.

- Bo to... - Chciałam powiedzieć, że to prawda ale. Ale nikt nie wiedział, że tak to się skończy. Nawet ja. Żyłam z demonami przez prawie całe moje życie a nie wiedziałam, że są zdolni do czegoś takiego. Wzdycham głęboko nie wiedząc co ze sobą zrobić. Z jednej strony obawiam się powrotu tamtego gościa a z drugiej boje się wrócić. Stoję tak w bez ruchu gdy nagle słyszę jak coś twardo ląduje na ziemi a potem czuje czyjąś rękę na ramieniu. Paraliżuje mnie strach. Czuje jego zapach. - Przepraszam za to okno. - Mamroczę pod nosem. Czuje jak jego dłoń zaciska się na moim ramieniu. Jestem gotowa na usłyszenie wszystkich możliwych obelg. Gotowa na usłyszenie jego krzyku. Jednak on nie nadchodzi. Chwile po moich słowach czuje jak coś ciepłego przylega do moich pleców. Dłonie oplatujące się wokół mojej tali przyciągają mnie mocno i nie zamierzają puścić. Nie ruszam się. Jest nawet przyjemnie. Zupełnie tak jakbym była dla kogoś ważna. - Nie lubię bliskości. Zawsze jak się do kogoś przywiązuje to go tracę. - Mówię szeptem. Mama opiekowała się mną do piątego roku życia potem tak po prostu zaczęła mnie ignorować. Gelu znikną po kilku latach. Fairy tail zapewne zostało zniszczone. A moi przyjaciele? Widziałam śmierć niektórych z nich. Po moich słowach dłonie oplatające moją talie mocniej się zaciskają. Kolejne przyjemne uczucie które muszę ignorować.

- Mam rozumieć, że się już do mnie przywiązałaś? - Mamrocze mi do ucha i opiera podbródek o moją głowę. Czuje się niska.

- Oczywiście, że nie! I puść mnie! - Żądam ale ani on ani moje ciało nie chcą się ruszyć.

- Oni się lubią! - Słyszę głosik Fro.

- Wcale, że nie! - Oddycham od siebie blondyna.

- Sting, Akiś się skaleczyła. - Wskazuje łapką na moja nogę. Źrenice chłopaka momentalnie się powiększyły, w zaledwie kilka sekund bierze mnie na ręce i niesie do miejsca z którego przed chwilą uciekłam.

- Do twarzy ci w moich ubraniach. - Mówi patrząc na mnie z tym swoi szerokim uśmiechem. Odwracam wzrok starając się powstrzymać rumieniec wypełzający mi na policzki. - I z rumieńcem też. - Śmieje się blondyn. Chłopak wnosi mnie do mojego nowego domu przez wywarzone drzwi. Rozglądam się po pomieszczeniu. Nie wygląda, żeby ucierpiało coś poza drzwiami i oknem w łazience. Sting sadza mnie na jakiejś starej kanapie i wychodzi z pomieszczenia. Po chwili słyszę wiązankę przekleństw. Zapewne poszedł do łazienki. - Co się tam stało? - Pyta i zaczyna oglądać moją nogę.

- Przecież przeprosiłam. - Zaczynam się bronić.

- Nie obwiniam cię. - Mówi spokojnie. - Ale powiedz mi co tu się stało. Myślałem, że uciekłaś. Ale teraz zgaduję, że byłaś do tego zmuszona. A więc co się stało? - Pyta delikatnie przemywając mi ranę wodą z miski.

- Przyszedł tu jeden z kolesi który chciał mnie „przygarnąć". - Mówię obojętnie. Przyglądam się wodzie spływającej po mojej nodze.

- Wybacz, że wyszedłem. Nie powinienem był cię zostawiać samej. - Z jego twarzy znika uśmiech. Wygląda tak conajmniej dziwnie. A raczej inaczej. Podnoszę do góry kąciki jego ust za pomocą palców. - Będziesz ze mną spać?

Jestem z powrotem! Starałam się! I błagam nie bijcie jeśli się wam nie podoba... ani nie każcie sprzątać kibli szczoteczką do zębów XD
Papa do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top