Rozdział 27 - Dzbanie
《Kitsune》
- Więc jak? Co postanawiasz zrobić? – Zapytał ponownie, gdy przez jakiś czas nie otrzymał mojej odpowiedzi.
Przełknęłam ponownie ślinę w lekkim stresie oraz w zastanowieniu czy na pewno teraz postąpię dobrze.
- Niech będzie. Zostanę z wami, ale nie wyobrażaj sobie nie wiadomo, co. Jak coś mi się nie spodoba to od razu spadam, żeby było jasne? – Odparłam szybko nerwowo przy tym mrugając.
- Grzeczna dziewczynka. Widzę żeś mądra jest twoja główka. – Cmoknął w powietrzu ewidentnie próbując mnie zdenerwować. Jednak słaby jest w te klocki. Nie to, co ja! Ja zawsze byłam w tym genialna!
- Taaaa – Westchnęłam z ociąganiem. – Co teraz robimy? Jakieś sztuczki czy coś?
- A jaka domyślna... - Westchnął z zadowoleniem. - Naprawdę jeszcze nic nie zaczęliśmy robić a ja już czuję dumę z powodu twojej osoby. – Żarciki się go trzymały. Wywróciłam obojętnie oczami. – Widziałem to droga pani. – Tym razem zamiast gestów irytacji promiennie się uśmiechnęłam.
No dobra czasem potrafi być „fajny" i śmieszny.
- To też widziałem. – Dodał pośpiesznie również się szeroko uśmiechając.
《Narrator》
Podczas gdy Jackal z Kitsune udali się na jakąś odległą łąkę, Natsu wraz z resztą swojej drużyny w dalszym ciągu szukali rozpaczliwie swojej czarnowłosej towarzyski – najmłodszej Dragneel.
Rogue jednak nie poszedł z nimi. Co więcej, nawet dostał zakaz zbliżania się do wróżek a tym bardziej do owej złotookiej. Aktualnie siedział w ICH domu, na ICH łóżku, przytulając JEJ poduszkę, owinięty w ICH koc. Siedział z łzami w oczach przeklinając siebie, i zastanawiając jak mógł to wszystko tak debilnie spieprzyć? Uświadomił sobie, jaki błąd popełnił. Mianowicie za bardzo się śpieszył, do tego działał impulsywnie i pod presją – to go zgubiło, niszcząc jego dotychczasowe życie. Śpieszył się, nie dając SOBIE czasu na porządne mentalne przygotowanie się na ślub. Kochał ją, ale nie był gotowy się żenić, musiał się najpierw z tą myślą oswoić. Co za tym wszystkim idzie z ową decyzją obszedł się pochopnie. Był pod presją i to nie on zadecydował nad zaręczynami, lecz znajomi, który co chwile wypominali mu, że nie zrobił nic w tym prawowitym kierunku. To nie była jego wina, jednak to on zawalił sprawę, i to przez niego Kitsune się od niego oddaliła, nie chce go znać, a wszyscy jej znajomi i brat czarnowłosej odwrócili się od czerwonookiego. Przy Cheney'u został już tylko Frosch z Yukino, Stingiem i jego towarzyszem Lectorem. Nie dosłownie, bowiem wiedzieli, iż mag potrzebuje trochę czasu w samotności, do tego w obecnej chwili pomagali szukać naszej zguby z lisim ogonem. Rogue po raz ostatni przełknął słone łzy, wycierając zmęczone i piekące od płaczu oczy. Wstał leniwie z materaca schodząc na dolne piętro, kierując się do salonu połączonego z kuchnią. Wchodząc do pomieszczenia jego uwagę przykuł lekko błyszczący się naszyjnik, leżący na półce z książkami złotookiej. Podchodząc do niego bliżej i przeglądając się kawałku srebrnego łańcuszka przypomniało mu się jak kiedyś Kitsune opowiadała mu skąd go ma, co dla niej znaczy i dlaczego ciągle go przy sobie miała.
W skrócie tłumacząc wam tą niesamowitą historię – Kitsune otrzymała jedną łuskę od swojej matki, dzień tuż przez jej zniknięciem. Podarowując złotookiej kawałek skóry, rzekła, że ludzie z miasta będą na pewno bardzo zainteresowani jej podarunkiem. Powiedziała młodej Dragneel by nie bała się go sprzedać. Wręcz przeciwnie, smoczyca nakazała go opchnąć za duże pieniądze, bądź wymienić na coś bardzo wartościowego. Czarnowłosa znajdując się już w cywilizacji, pierwsze, co zrobiła to zaczęła się targować o szaro-czarną łuskę. Udało jej się wytargować kilkadziesiąt tysięcy oraz ów naszyjnik. Był to srebrny łańcuszek z małą smoczą zawieszką. Smok był lekko pociemniany stopem ciemniejszych metali. Gad miał przybraną pozę lotu z szeroko rozwiniętymi skrzydłami, a jego ogona ześlizgiwał się łańcuch. Kitsune tłumaczyła kiedyś czarnowłosemu, że nie rozstawała się z nim nigdy, ponieważ był jedyną pamiątką od matki. Symbolizował wolność, beztroskę, siłę i wolę walki. Używała go, jako talizmanu, źródła jej mocy. Czemu znajdował się na półce, zamiast na szyi Dragneel? Otóż kilka miesięcy temu dziewczyna zadeklarowała przy czerwonookim, że nie potrzebuje już żadnego talizmanu szczęścia, dającego jej moc. Nie potrzebowała go już, ponieważ siłę, jaką podarowywała jej do tych czas niestety nieżyjąca matka, podarowuje złotookiej teraz Rogue. Czerwonooki bawił się naszyjnikiem przeplatając go przez palce.
Znajdę ją. Przeproszę. Będę błagać o wybaczenie. Nigdy więcej nie opuszczę, ponieważ ją kocham. Kocham jak nikt inny. Ożenię się z nią, będziemy razem szczęśliwi. Już nigdy więcej nie pozwolę by płakała czy była smutna. Już nigdy. Trzymaj się Kitsune, już do ciebie idę słońce.
Ścisnął mocniej zawieszkę w dłoni, po chwili przewieszając ją sobie przez głowę. Schował wizerunek smoka za koszulkę i wybiegł pędem z domu. Nie wiedział gdzie ma biec. Nie wiedział czy mu się uda. Nie wiedział czy Kitsune w ogóle mu wybaczy. Nie wiedział też czy jego działa są logiczne i czy mają jakikolwiek sens. Nie wiedział tego wszystkiego. Wiedział jednak, że ją znajdzie, i dopilnuje by ta była szczęśliwa do końca swojego życia.
《Kitsune》
- Yhym dobrze, ... teraz spróbuj zmiażdżyć tamą skałę ciemnościami. – Mruknął w zmyśleniach wydając kolejne polecania w moją stronę.
- Oczywiście proszę pana. – Westchnęłam pod nosem z przedrzeźnianiem. Już dobre półtora godziny walczę z tymi przeklętymi klątwami bez jakiegokolwiek odpoczynku. – Klątwa ciemności, zmiażdżenie. – Mruknęłam pod nosem wystawiając do przodu otwartą dłoń, po chwili jednak ściskając ją mocno i zamykając w pięść. Ręce od koniuszków palów po same łokcie pokrywał czarny tusz. Zawsze się pojawiał, gdy korzystałam z klątw.
Po dosłownie chwili skała eksplodowała pod wpływem zgniatania. Oparłam ręce na kolanach ciężko dysząc. Używanie mocy demona jest czymś innym niż jakaś tam magia. To coś nowego, więc moje ciało się jeszcze nie przyzwyczaiło do takiego wysiłku. Nie żeby było to ciężkie. Jest to po prostu, ... inne.
- Zmęczona jesteś myszko? Tak szybko? Taka silna, ... a jednak nie. – Zaśmiał się pod nosem pochodząc do mojego ciągle dyszącego ciała.
- Spierdalaj. – Wysapałam spomiędzy głębokich wdechów i wydechów. Zdobywając się jeszcze na bezsilne ukazanie temu gnojowi środkowego palca prawej ręki.
Ponownie się zaśmiał. Dokładnie w tym samym momencie, co ja usiadłam na ziemi po turecku, łapiąc się za płuca.
- Dobrze niech będzie, masz chwilę na odpoczynek. – Westchnął siadając tuż obok mnie.
Nie zważając na blondwłosego położyłam się na ziemi, wyginając mocno plecy w łuk i odchylając do tyłu równie mocno głowę. Rozciągałam się jak każde inne typowe zwierzę z rodziny kotowatych. Jako iż Jackal jest hybrydą pochodzącą właśnie od kotów tym bardziej powinien mnie zrozumieć? Ten jednak gapił się na mnie w lekkim szoku i zdezorientowaniu.
- Co? – Zapytałam jeszcze mocniej napinając mięsnie, po chwili jednak puściłam wszystkie ścięgna i swobodnie położyłam się na ziemi płasko do niej przylegając.
- Dlaczego się tak wijesz jakby ktoś ci wkładał kija w dupę? – Zapytał podnosząc lewą brew ku górze.
- Czy to było pytanie retoryczne? – Otworzyłam oczy z zdezorientowaniem od razu zauważając, iż złotooki położył się tuż obok mnie, do tego nie bezpiecznie blisko, aktualnie lustrując moje tęczówki swoimi oczyma.
- Tak. – Uśmiechnął się łobuzersko. – Wiesz,.. Tak się troszkę bawiłem twoim kosztem, ponieważ z tego, co widzę klątwami władasz na tyle dobrze, że nie trzeba tego ćwiczyć, jak normalnie rodzony demon. – Wyczujcie ten słaby żart z jego jakże dowcipnej strony. – Wszystkie potrzebne ci na razie klątwy już poznałaś, tak, więc po prawdzie marnujemy tu czas od może jakiejś godziny.
Otworzyłam szeroko usta, marszcząc tym samym brwi w geście szoku i irytacji.
- Debilu, a ja się tu męczę! – Podniosłam się szybko do siadu wymierzając w niego ciosy.
- Uspokój się już mała. – Złapał mnie za nadgarstki, jednak ja się tak szybko nie poddam. Wyrwałam jeden momentalnie wskakując na niego okrakiem. Już chciałam go ponownie uderzyć, gdy ten przewrócił nas, sprawiając tym samym, iż to teraz on na mnie siedział. – Powiedziałem uspokój się. – Wycedził przez zęby, lustrując mnie władczym i dominującym spojrzeniem. Nasze twarze były blisko siebie, a dłonie, które wciąż trzymał, bym się nie wyrywała usadowił nad moją głową. Przyszpilił mnie do ziemi nie dając szansy na jakikolwiek ruch. Przełknęłam głośno ślinę, no, co blondwłosy tylko się zaśmiał. – Myślę, że chyba już zrozumiałaś, i będziesz od teraz grzeczna.
- Ty wredny, parszywy, pierdolony dzbanie. – Wysyczałam przez mocno zaciśnięte zęby. Znowu się zaśmiał wstając ze mnie i podając dłoń bym również podniosła się z ziemi.
- Chodź idziemy do Tartarosa, o pani nasza „Ty wredny, parszywy, pierdolony dzbanie". – Znowu zaczął się uśmiechać jak głupi do sera.
Coraz bardziej zaczęłam mieć wrażenie, że nie rozumiałam jego zachowania i chyba nie zrozumiem. Podałam mu dłoń a ten energicznie pociągnął mnie ku górze. Ruszyliśmy w stronę naszej siedzimy – Tartaros.
__________________
Hello my children! ❤
Kolejny rozdzialik! Mam nadzieję, że się cieszycie!
Od razu mówię - Wszyscy sprzymierzeńcy Rogsune. NIE. KISTUNE I JACKAL NIE BĘDĄ RAZEM. chyba :'D
Pamiętajcie, że każdy komentarz i gwiazdka mnie BARDZO, ale to BARDZO MOCNO MOTYWUJĄ ❤
Mocno was kocham pyśki bez was nie było by mnie tutaj.
Kocham was najmocniej!!
Do zobaczenia w następnym rozdziale! :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top